STRONA INTERNETOWA POWSTAŁA W CELU PROPAGOWANIA MATERIAŁÓW DOTYCZĄCYCH INTEGRALNEJ WIARY KATOLICKIEJ POD DUCHOWĄ OPIEKĄ św. Ignacego, św. Dominika oraz św. Franciszka

Cytaty na nasze czasy:

"Człowiek jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją. Inne zaś rzeczy na obliczu ziemi są stworzone dla człowieka i aby mu pomagały do osiągnięcia celu, dla którego jest on stworzony"

Św. Ignacy Loyola


"Papa materialiter tantum, sed non formaliter" (Papież tylko materialnie, lecz nie formalnie)

J.E. ks. bp Guerard des Lauriers



"Papież posiada asystencję Ducha Świętego przy ogłaszaniu dogmatów i zasad moralnych oraz ustalaniu norm liturgicznych oraz zasad karności duszpasterskiej. Dlatego, że jest nie do pomyślenia, aby Chrystus mógł głosić te błędy lub ustalać takie grzeszne normy dyscyplinarne, to tak samo jest także nie do pomyślenia, by asystencja, jaką przez Ducha Świętego otacza On Kościół mogła zezwolić na dokonywanie podobnych rzeczy. A zatem fakt, iż papieże Vaticanum II dopuścili się takich postępków jest pewnym znakiem, że nie posiadają oni autorytetu władzy Chrystusa. Nauki Vaticanum II, jak też mające w nim źródło reformy, są sprzeczne z Wiarą i zgubne dla naszego zbawienia wiecznego. A ponieważ Kościół jest zarówno wolny od błędu jak i nieomylny, to nie może dawać wiernym doktryn, praw, liturgii i dyscypliny sprzecznych z Wiarą i zgubnych dla naszego wiecznego zbawienia. A zatem musimy dojść do wniosku, że zarówno ten sobór jak i jego reformy nie pochodzą od Kościoła, tj. od Ducha Świętego, ale są wynikiem złowrogiej infiltracji, jaka dotknęła Kościół. Z powyższego wynika, że ci, którzy zwołali ten nieszczęsny sobór i promulgowali te złe reformy nie wprowadzili ich na mocy władzy Kościoła, za którą stoi autorytet władzy Chrystusa. Z tego słusznie wnioskujemy, że ich roszczenia do posiadania tej władzy są bezpodstawne, bez względu na wszelkie stwarzane pozory, a nawet pomimo pozornie ważnego wyboru na urząd papieski."

J.E. ks. bp Donald J. Sanborn

piątek, 10 lipca 2015

Siedmiu braci Męczenników oraz św. Rufiny i Sekundy, Dziewic i Męczennic

Pamiątka siedmiu synów św. Felicyty

(ok. r. 171)

    
     Za czasów cesarza Marka Aureliusza żyła w Rzymie zacna rodem i bogobojnością matrona, imieniem Felicyta. Siedmiu swych synów zaprawiała od dziecięctwa w cnocie chrześcijańskiej i miłości ku Jezusowi. Po śmierci męża podwoiła swą gorliwość, kiedy oddała się całą duszą nie tylko trosce o synów, ale nadto uczynkom miłosierdzia wobec bliźnich. Usiłowaniami swemi niejednego poganina odwiodła od bałwochwalstwa, a doprowadziła do prawdy Chrystusowej; niejednego też chrześcijanina utwierdziła na drogach cnoty, niejednego spowodowała do pokuty za grzechy. Wobec grozy prześladowań wpajała w synów obowiązek wytrwałości, przedstawiając im dzieje męczenników, ich męstwo i chwałę wiekuistą; powtarzała im nieraz, że byłaby szczęśliwą, gdyby jej dzieci mogły sobie okupić szczęście niebieskie śmiercią krwawą za wiarę, za Chrystusa.
   Cicha, a skuteczna działalność św. Felicyty niepokoiła pogańskich kapłanów; tracili swój wpływ nawet wobec tych, co dotąd służyli bałwochwalczym obrządkom. Oskarżyli więc matronę przed cesarzem o rzekome bluźnierstwa wobec bożków; grozili, że bogowie za karę nawiedzą miasto nieszczęściami; że gniew bożków jedynie zażegnać można przymusem, aby Felicyta z synami pogańskie złożyła ofiary, a w razie oporu śmiercią bożków przebłagała. Uległ cesarz podszeptom swych kapłanów; przez namiestnika swego Publiusza nakazał Felicytę skłonić do ofiar pogańskich. Zabiegi wszelkie były jednak nadaremne. Nieustraszona groźbami matrona śmiało oświadczyła, że ani namowy, ani kary ją nie spowodują do zaparcia się wiary prawdziwej; że i synowie jej nie odstąpią za żadną cenę Chrystusa. Chcesz więc być zabójczynią własnych swych dzieci? - zawołał Publiusz. Dzieci moje, odrzekła Felicyta, żyć będą na wieki, skoro śmierć poniosą za Chrystusa; umarłyby na wieki, gdyby ofiarowały bogom waszym! Uwolniona tymczasowo od zagrożonej kaźni, opowiedziała matka synom przebieg przesłuchów przed Publiuszem, napomniała ich do wytrwałości, a długiemi modlitwami do Boga błagała o stałość dla siebie i dla dzieci.

   Na drugi dzień odbywał się publiczny sąd pod przewodnictwem namiestnika cesarskiego na polu Marsowem. Stanęła przed Rzymianinem Felicyta i jej synowie. Jeszcze raz Publiusz wezwał matkę, aby przez wzgląd na dzieci spełniła wolę cesarską, sama więc ofiary żądane złożyła, a dzieci swe do ofiar tych pociągnęła i zachętą i przykładem. Felicyta nie tylko nie zastosowała się do żądania sędziego, ale przeciwnie, synów swych wezwała, aby nie pozwolili się uwieść słowami poganina; aby wzrok swój wznieśli ku niebu, gdzie za wytrwałość w wierze czeka ich wieczne szczęście w chwale Zbawiciela. Wzywała ich, aby za śmierć krzyżową Jezusa nie wahali się przelać swej krwi, a grozę mąk i cierpień ziemskich umniejszali pamięcią na wieczne radości. Publiusz uniesiony gniewem przerwał matce dotkliwemi uderzeniami, jakiemi ją znieważyli siepacze sędziego. Zwrócił się do obecnych synów Felicyty, a każdego z osobna starał się pozyskać dla woli cesarskiej.
   Matka moja, rzekł January, dobrej udzieliła nam rady; byłoby niesłusznie, gdybym ponad wolą Boga stawiał wolę cesarza. Nie obawiam się ani biczowania, którem mi grożą, ani innych cierpień, bo Bóg mnie nie opuści. Jeden jest Bóg prawdziwy, mówił Feliks; byłoby hańbą, gdybym Go się zaparł. Bez siły są bogowie pogańscy, zawołał Filip, jakże mam nie służyć Bogu wszechmocnemu? Za ofiary pogańskie czeka nas wieczne potępienie; wolę tutaj cierpieć przez krótki czas, wywodził Sylwan, niż po śmierci przez całą wieczność. Sługą jestem Jezusa, krzyknął Aleksander; ustami nie skłamię ani czynem, aby zataić wiarę, której nikt mi z serca nie wydrze. Ten prawego pragnie żywota, kto prawemu służy Bogu, przerwał Witalis namowy Publiusza. Najmłodszy Marcyalis głośno się odezwał: Jestem chrześcijaninem i być nim nie przestanę; gotów jestem na śmierć męczeńską, którą grozicie braciom moim.
   O bezowocnych swych namowach doniósł Publiusz cesarzowi, który wydał wyrok śmierci na matkę i siedmioro synów. Wszyscy radośnie usłyszeli wieść tak straszną dla innych; wszyscy wzajemnie zachęcali się do wytrwałości koniecznej. January wydał ostatnie tchnienie pod kulami, któremi ciało jego prawie na miazgę potłuczono; Feliksa i Filipa dobili siepacze kijami; Sylwan znalazł śmierć u stóp wzgórza, z którego go strącono; Aleksander, Witalis i Marcyalis przelali swą krew pod mieczem kata. Felicyta sama musiała patrzeć na ostatnie chwile swych synów, a jednak przezwyciężyła ból przyrodzony, aby ich jeszcze napominać do hartu i niezłomności. Wtrącona do więzienia, przebyła tam kilka miesięcy, aż miecz kata uwolnił ją od ziemskich cierpień i otworzył jej drogę do radości wiecznych, których doznawali już jej synowie. Było to około roku 171. Pamięć św. Felicyty Kościół obchodzi dnia 23 listopada, jej siedmiu synów dnia 10 lipca.

     Nauka

   Wedle słów Chrystusowych, powiada św. Grzegorz Wielki, ten jest bratem i siostrą Zbawiciela, kto wiarę weń przyjmuje; ten matką Jego, kto wiarę tę szerzy nauką. Duchowo niejako bowiem rodzi Zbawiciela w sercu bliźniego, kto wiarę w nim rozbudza. W ten sposób i św. Felicyta własną wiarą siostrzycą była duchową Zbawiciela, nauczaniem dzieci swych została Jego matką duchową, bo wiarę w sercach synów wzbudziła i podtrzymała. Większą miała obawę, że zostawi dzieci swe żywe na ziemi niż jest obawa matek, że dzieci swe przeżyją. Porodziła w duchu dzieci swe ponownie Bogu, które była powiła w ciele światu. Św. Felicyta, powiada dalej św. Grzegorz Wielki, więcej była niźli męczenniczką; była męczenniczką siedemkroć, nim sama męczeński zdobyła wieniec. Z synami siedemkroć umierała, kiedy nieustraszona patrzała na śmierć swych dzieci. Jako matka odczuwała bóle, które przyroda na taki wywołuje widok, ale miłość przyrodzoną zwyciężyła miłością nadprzyrodzoną matki duchowej; cieszyła się szczęściem synów, bo żyła silną nadzieją w obietnice Chrystusowe.
   Przykład św. Felicyty i jej synów pokazuje nam, jak daleko jesteśmy oddaleni od prawdziwej doskonałości przez cierpliwości cnotę. Lada słówko nas zasmuca, lada opór nas gniewa, a duszy św. Felicyty i jej synów nie zdołały wstrząsnąć największe bóle i największe cierpienia. Uczmy się z wzniosłego przykładu umierać samym sobie, jako Chrystus umarł dla nas z miłości niezgłębionej. Umierajmy męczeństwem duchowem przez krępowanie zmysłów, wzgardę rzeczy światowych, usuwaniem tego, co nam srom i wstyd przynosi wobec Boga.

Św. siostry Rufina i Sekundyna, męczenniczki i dziewice

(ok. r. 257)

    
     Ze znamienitej rodziny rzymskiej pochodziły siostry Rufina i Sekundyna; ojcem ich był senator Astezyusz, matką Aurelia. Rodzice w trosce o przyszłość córek zamierzali je wydać za mąż. Rufina zmówioną już była Armentaryuszowi, Sekundyna zaś Werynowi. Zdawało się, że przyszłemu związkowi i wspólnemu szczęściu nic na przeszkodzie stać nie będzie, bo i oblubieńcy byli wyznawcami wiary chrześcijańskiej. Niestety prześladowania za czasów cesarzy Waleryana i Galiena około r. 257 zachwiały wiarę młodzieńców tak dalece, że domagali się od cnotliwych sióstr, aby za ich przykładem zaparły się Jezusa.
   Siostry odrzuciły sromotne żądanie; aby ujść niepotrzebnym dalszym naleganiom opuściły Rzym potajemnie. Na wieść o tem oskarżyli je Armentaryusz i Weryn przed Arcezylauszem o pogardę bożków pogańskich; w urządzonym natychmiast pościgu zbiry rzymskie schwytały siostry i stawiły je przed sądem Juniusza Donata. Na wywody sędziego, aby porzuciły swe rzekome zabobony chrześcijańskie, odrzekła Rufina, że ofiarami pogańskiemi potępiłaby się na wieki; że woli zachować czystość niż w niegodne wstąpić węzły małżeńskie; że nie obawia się przyszłości, kiedy każdy dzień niepewny. Przywołana Sekundyna miała patrzeć na męki swej siostry, na które została za opór słuszny skazana; poganie żywili nadzieję, że tem łatwiej odstąpi od swej wiary. Ale widok krwawego biczowania, jakie ponosiła Rufina, natchnął Sekundynę taką siłą, że ku zdumieniu obecnych żądała głośno, aby mogła brać udział w cierpieniach siostry. Nie ulękły się obydwie groźbą pohańbienia czci niewieściej, bo nigdy by wolną swą wolą do tego nie były dopuściły. Przerwano męki zadawane, aby święte siostry zamknąć w smrodliwem więzieniu. Nadaremno siepacze rzymscy starali je zadusić gryzącym dymem; uszły też cudownie zamierzonemu w Tybrze utopieniu. Dopiero z rozkazu Juniusza kazał je wywieść Arcezylausz za miasto i śmierć im zadać przez miecz katowski. Ciała świętych męczenniczek, porzucone na pastwę zwierzętom, odnalazła Plautyla, dotąd poganka, a odtąd gorliwa chrześcijanka. Na miejscu męczeństwa świętych sióstr stanęła kaplica, później za papieża Damazego wspaniała świątynia; od XII wieku szczątki męczenniczek przeniesiono do bazyliki laterańskiej.