Żyję Ja
- mówi Pan Bóg - nie
chcę śmierci niezbożnego, ale żeby się nawrócił
niezbożny od drogi swej, a żył. Nawróćcie się,
nawróćcie się od dróg waszych bardzo złych!
(Ezech. 33,11). Tak przypomina nam Bóg przez proroka
słowa, które wyrzekł w pełnym łaski czasie
wielkanocnym. Marya Egipcjanka usłuchała tych słów ku
radości Nieba i ziemi.
Zgrzeszyć jest wielkim nieszczęściem, zwłaszcza
jeśli grzesznik uporczywie trwa w grzechu. Jednakże Pan
"nie chce śmierci grzesznika, tylko aby się
nawrócił i żył". Grzesznik, choćby największy,
dostąpi miłosierdzia, jeżeli się nawróci i uda znowu
do Boga.
W pewnym klasztorze Ziemi świętej żył mąż
bogobojny imieniem Zozymas, który z natchnienia Ducha
świętego postanowił Wielki Post spędzić na puszczy.
Bóg natchnął go pewnego razu, aby udał się do innego
klasztoru nad Jordanem. Poznawszy tam, ze inni zakonnicy
żyją jeszcze powściągliwiej i świątobliwiej niż
on, ślubował odtąd zawsze Wielki Post spędzać na
puszczy. Ślubu tego wiernie dotrzymał, tak samo jak
drudzy, którzy się do niego przyłączyli. Pewnego razu
ujrzał na puszczy jakieś widziadło, które bardzo
szybko przed nim uchodziło. Przestraszony przeżegnał
się i spostrzegł, że to jakiś człowiek. Zozymas,
sądząc, iż to musi być człowiek Boży, począł
gonić nieznajomego, a gdy już był blisko niego i tchu
mu zabrakło, zawołał: "Sługo Boży, czemu uciekasz
przed starcem, który cię już dogonić nie może?
Poczekaj i udziel mi swego błogosławieństwa, bo nie
napróżno Bóg ciebie i mnie tu zesłał. Zaczekaj
przeto z miłości Imienia Tego, dla którego tu
mieszkasz i który żadnym grzesznikiem nie gardzi!".
Uchodząca postać nie uczyniła tego, dopóki nie
dopadła jakichś zarośli, a wtedy tak się odezwała:
"Ojcze Zozymasie, rzuć swój płaszcz biednej
grzesznicy, jeśli chcesz, aby mówiła z tobą".
Sługa Boży słysząc się nazwanym po imieniu,
przeląkł się, bo owa niewiasta nigdy go nie widziała,
więc poznać go mogła tylko za sprawą Ducha Bożego.
Nie wahając się dłużej, rzucił płaszcz i odwrócił
się, a niewiasta przyodziawszy się, przystąpiła do
niego i zapytała: "Czemuż chcesz widzieć nędzną i
grzeszną niewiastę?". Zozymas, padłszy na kolana,
prosił ją o błogosławieństwo, tego samego jednak
żądała nieznajoma, mówiąc: "Tyś jest kapłanem,
sługą sprawującym u ołtarza tajemnicę, ty mi przeto
masz błogosławić". Słowa te jeszcze bardziej
przejęły Zozymasa, widział bowiem, że nie tylko zna
jego imię, ale i o jego kapłaństwie wie z Ducha
świętego, zawołał przeto: "Matko! nie wedle stanu,
ale według zasług i łaski jest zacność ludzka.
Proszę więc, błogosław mi!". Niewiasta, widząc jego
upór, zawołała: "Błogosławiony Bóg, który
zbawienie ludzkie obmyśla". "Amen!" - rzekł na to
Zozymas i oboje powstali. Następnie niewiasta zapytała
go, co słychać w świecie. Zozymas odrzekł, że za
Bożą pomocą i modlitwą Świętych Pańskich panuje
spokój w chrześcijaństwie. "Lecz - mówił dalej,
- abym nie na próżno szedł tak daleko w puszczę,
proszę cię o modlitwę". "Tyś jest kapłanem i ty
za mnie modlić się powinieneś, kiedy jednak każesz,
chętnie to uczynię" - odparła niewiasta, a obróciwszy
się na wschód, uklękła i modliła się tak żarliwie,
że jak później Zozymas pod przysięgą zeznawał,
widział ją kilka razy unoszącą się w powietrze.
Zozymas na ten widok zaczął się obawiać, że może
jaki zły duch przyszedł go kusić, ale niewiasta sama
uwolniła go od tych przykrych myśli. "Widzisz przed
sobą wielką grzesznicę - rzekła - niegodną, aby
ją słońce ogrzewało. Wolałabym pod ziemię się
schować, aniżeli powiedzieć ci, com ja za jedna.
Jednakże Bóg kroki twoje na to tu skierował, abyś
poznał moje przeszłe życie. Urodziłam się w Egipcie.
Bóg obdarzył mnie wielkimi zaletami ducha i ciała, ale
ja niestety darów tych niegodnie nadużywałam. Licząc
zaledwie dwanaście lat opuściłam pobożnych rodziców
i udałam się do stołecznego miasta Aleksandrii, aby
się oddać rozpuście. Przez siedemnaście lat walałam
się w błocie występku, - nie dla zarobku, bo miałam
z ręcznej pracy dosyć środków na utrzymanie, lecz
jedynie, aby dogodzić złym namiętnościom. Pewnego razu
w jesieni ujrzałam, że wielu pielgrzymów wybiera się
na pielgrzymkę do Jerozolimy, aby tam uczcić drzewo
krzyża świętego. Przyłączyłam się do nich i dotąd
dreszcz mnie przechodzi na wspomnienie, jakim zgorszeniem
stałam się dla wszystkich podróżnych. W Jerozolimie
żyłam tak występnie jak w Aleksandrii. Gdy nadeszła
uroczystość Podwyższenia Krzyża św., udałam się
wraz z innymi do kościoła. Ustroiłam się pięknie, we
włosy zatknęłam różę, a na szyi zawiesiłam
naszyjnik z błyszczących pereł. W przysionku
kościoła była wielka ciżba, wszyscy wchodzili do
wnętrza całować krzyż, tylko ja nie mogłam. Kusiłam
się wejść raz, drugi, trzeci i czwarty, ale zawsze
odpychała mnie jakaś niewidzialna siła. Wtedy
zawołałam gniewliwie: "Czemuż to drudzy mogą
wejść, a mnie nie wolno?", w tej samej jednak chwili
promień łaski Boskiej wpadł do duszy mojej i uznałam
przepaść swych grzesznych zdrożności. Pełna wstydu i
żalu ukryłam się w kąciku przedsionka i rzewnie
płakałam. Naprzeciw mnie na ścianie wisiał obraz
Matki Bożej. Przypomniawszy sobie, iż Najświętszą
Pannę nazywają "Matką Miłosierdzia" i
"Ucieczką grzeszników", zawołałam: "Matko
Miłosierdzia, zlituj się nade mną, bo jako największa
z wszystkich grzesznica tym większe mam prawo do Twego
pośrednictwa. Czuję, żem niegodna tych łask, jakie
Pan Bóg dziś zlewa na świątobliwe dusze, oddające
cześć drzewu krzyża świętego, wyjednaj mi jednak tę
łaskę, abym również mogła ujrzeć to drzewo
święte, na którym Syn Twój a mój Zbawca wylał Krew
swoją za moje zbawienie, a udam się na puszczę i przez
całe życie będę opłakiwała moje zbrodnie".
Powstawszy z bijącym sercem, mogłam już wejść do
kościoła i zbliżyć się do drzewa krzyża świętego,
przed którym wyrzuciłam z włosów róże i zdarłam z
siebie perły, wołając: "Baranku Boży, który
gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nade mną, daj mi
umrzeć dla Ciebie, skoro dla Ciebie nie żyłam!". Od
krzyża udałam się znowu na modlitwę przed obraz Matki
Boskiej i gorzko płakałam. Postanowiłam szczerze
pokutować za me przeszłe życie i prosiłam
Najświętszą Maryję Pannę, aby mi wskazała miejsce
pokuty. Wtedy usłyszałam wyraźny głos: "Idź za
Jordan, tam znajdziesz spokój!".
Jakiś obcy człowiek dał mi trzy srebrne pieniądze,
za które kupiłam trzy chleby i jeszcze tego samego dnia
wieczorem stanęłam nad Jordanem. Znalazłszy tutaj
kościół pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela,
spędziłam w nim noc całą na opłakiwaniu moich
grzechów. Nazajutrz z rana wyspowiadawszy się i
przyjąwszy Komunię świętą, poszłam na puszczę,
ustawicznie płacząc i tu oto oczekuję, czy mnie Bóg
do siebie nie powoła".
Zozymas zapytał, jak długo już przebywa na puszczy,
a ona odrzekła: "Mniemam, że już lat czterdzieści
siedem. Chleba przyniesionego z sobą miałam na kilka
lat, bo się zsechł jak kamień. Mieszkaniem moim jest
jaskinia w skale, żywię się korzonkami, piję wodę i
od czterdziestu siedmiu lat dziś po raz pierwszy widzę
oblicze ludzkie. Czas spędzałam na płaczu za przeszłe
grzechy i rozmyślaniu o rzeczach ostatecznie mnie
oczekujących".
Zozymas zapytał jeszcze, czy zmiana tak nagła nie
była jej ciężka, na co westchnąwszy, odrzekła:
"Przez siedemnaście lat przechodziłam ciężkie
koleje, bo szatan trapił mnie pokusami, stawiając mi
przed oczyma rozkosze zmysłowości. Boję się
wspomnieć o tym, aby pokusy nie wróciły z powrotem".
"Nie bój się - odrzekł Zozymas - już one nie
wrócą. Ale co czyniłaś w pokusach?". "Padałam na
ziemię i leżałam dzień i noc, póki dzięki obronie
Bogarodzicy pokusa nie minęła. Przez siedemnaście lat
żyłam korzonkami puszczy i wodą źródlaną. W wilgoci
deszczowej zgniło moje odzienie, a skwar słoneczny
wypalił we mnie resztę żądz ciała. Teraz już jestem
jakby uschła i nie potrzebuję wiele, wszakże nie samym
chlebem człowiek żyje, ale i słowem Bożym".
Słysząc słowa Pisma świętego, zapytał Zozymas, czy
posiada święte księgi i czy umie czytać. "Nie umiem
- odrzekła - a przez czterdzieści siedem lat
żadnego człowieka nie widziałam!". Wtedy Zozymas
padł na kolana i zawołał: "Błogosławiony Bóg,
który takie dziwne rzeczy sprawia!". Gdy powstał,
niewiasta rzekła: "Otom ci opowiedziała wszystkie
sprawy swoje. Proś za mną Boga, a za rok, jeżeli Bóg
da, nie chodź na puszczę z bracią, bo wiem, że nie
będziesz tego mógł uczynić. Czekaj na mnie, bo chcę
z twojej ręki w Wielki Czwartek przyjąć Ciało
Pańskie, gdyż od czasu jak wyszłam na puszczę,
jeszcze nie komunikowałam. Powiedz prócz tego Janowi,
starszemu klasztoru świętego Jana, że tam wiele
naprawy potrzeba, ale nie mów mu tego pierwej, aż ci
Bóg to rozkaże".
Poprosiwszy jeszcze Zozymasa o kapłańskie
błogosławieństwo, udała się na puszczę, a Zozymas,
ucałowawszy ziemię, gdzie się modliła, wrócił z
płaczem do klasztoru.
W następnym poście, gdy bracia ruszali na puszczę,
Zozymas zachorował i nie mógł im towarzyszyć.
Wyzdrowiawszy, udał się w Wielki Czwartek nad Jordan,
żaląc się w duszy, że nie godzien jest patrzeć w
anielskie oblicze pustelnicy. Tak myśląc, przyszedł z
Najświętszym Sakramentem nad rzekę Jordan i ujrzał
pokutnicę, która przeżegnawszy wodę, przeszła po niej
jak po suchej ziemi. Wyspowiadawszy się z całego życia
i przyjąwszy Komunię świętą, zawołała: Teraz puszczasz sługę Twego
Panie, w pokoju, według słowa Twego
(Łukasz 2,29), po czym zwróciła się do Zozymasa i
rzekła: "Przyjdź, ojcze, jeszcze raz na puszczę w to
samo miejsce, gdzieś mnie po raz pierwszy widział". I
znowu cudownie suchą nogą przeszła przez wody Jordanu,
po czym zniknęła mu z oczu. Zozymas, zmartwiony, że
się nawet o imię niewiasty nie zapytał, wrócił do
klasztoru, pocieszając się, że ją ujrzy za rok.
Jakoż wybrawszy się w następnym roku, znalazł ją, ale
już martwą. Ciało jej było tak świeże, jakby
wczoraj ducha wyzionęła, a na piasku znalazł wypisane
następujące wyrazy: Pogrzeb,
ojcze Zozymasie, ciało nędznej Marii Egipcjanki. Oddaj
ziemię ziemi i módl się za tą, która umarła zaraz
po odebraniu Komunii z rąk twoich. Gdy
Zozymas modląc się i płacząc, zabierał się do
pogrzebania ciała, ujrzał nadchodzącego ogromnego lwa.
Osłupiał z przerażenia, lecz zwierz przybliżył się
do ciała Świętej, a polizawszy jej nogi i wygrzebawszy
wielki dół w ziemi, odszedł spokojnie. Wtedy Zozymas
pochował ciało świętej pustelnicy, a odśpiewawszy
psalmy żałobne, wrócił do klasztoru, gdzie wszystko
jak najwierniej opowiedział, a jeden z braci zaraz
spisał, aby przechować je dla potomności. Relikwie
świętej Marii Egipcjanki znajdują się w różnych
kościołach, a głowę z wielką czcią przechowują w
Neapolu.
Nauka moralna
Chrześcijaninie, zapewne z podziwem czytałeś, jak
mogła grzesznica Maria tak surowy wieść żywot i na
pewno pytałeś się samego siebie, czy Bóg rzeczywiście
tak surowej pokuty od grzesznika wymaga. Pokutą nazywa
się w rzeczywistości żal za grzechy popełnione po
chrzcie świętym, bez którego to żalu nikt do Nieba
wejść nie może. Od tej pokuty i ty także nie jesteś
wolny; codziennie powinieneś walczyć przeciw złym
skłonnościom i namiętnościom, codziennie też
powinieneś stawać się lepszym. Walka ta kosztuje wiele
trudów i utrapienia. Jeżeli pracę nad poprawą siebie
samego zaniedbujesz, jeśli żyjesz oziębły i
zatwardziały, nie myśląc o tym, aby z serca swego
wyrwać chwast grzechu i stawać się coraz podobniejszym
Jezusowi Chrystusowi, który cię do naśladowania siebie
wzywa, to zostaniesz na wieki potępiony. Maria poszła
pokutować na puszczę. Ty tego czynić nie potrzebujesz,
bo masz zawsze czas i stosowne środki do pokuty, pokutę
jednak czynić powinieneś, chcąc być zbawionym. Nie
wyobrażaj sobie jednak, aby ta pokuta była tak wielce
surowa. Niektórzy ludzie, słysząc wyraz "pokuta",
zaraz myślą o umartwieniu ciała, o postach; myślą,
że pokutnicy powinni prowadzić nader smutny i surowy
żywot i odmawiać sobie przyjemności używania darów
Bożych. Pokuta wtedy nic nie pomaga, jeżeli się
grzesznik nie naprawi, nie zmieni trybu swego życia, nie
nawróci się szczerze do Boga. Pierwsza owa pokuta nie
jest tak ciężka i straszliwa, owszem wlewa w serce
pociechę i wewnętrzną radość, albowiem ilekroć razy
zwyciężysz samego siebie, ilekroć razy pozbędziesz
się jakiego błędu, a przyswoisz sobie w jego miejsce
cnotę, następuje radość i pokój w Duchu świętym.
Jest jednakże jeszcze inna pokuta, którą odbywali
Święci, chociaż ich grzechy przez zasługi Jezusa
Chrystusa były zmazane. Po Sakramencie pokuty następuje
rozgrzeszenie, ale nie z wszystkich grzechów i kar
wiecznych. Pozostaje bowiem owa doczesna kara, za którą
Święci nawet przy najdrobniejszych grzechach surowo
pokutowali i surowe na siebie nakładali umartwienia.
Dlatego też Maria pokutnica prowadziła na puszczy tak
surowy żywot; Bóg nie wymaga wprawdzie od człowieka
tak nadzwyczajnej pokuty, ale wymaga zawsze, abyśmy za
grzechy nasze zadośćuczynili. Codzienne umartwienia,
zgryzoty, kłopoty przyjmować należy cierpliwie jako
karę Niebios, w duchu pokuty. Jeśli kto oświecony
łaską Ducha świętego pozna, jak ciężko Boga
grzechami obrażał, to będzie się starał na wszelkie
sposoby zmazać ową obelgę i w świętym zapale sam
nałoży sobie umartwienia, a wtedy znajdzie w tym
pociechę, bo taka pokuta pochodzi z miłości Boga i
słodzi wszelkie gorycze.
Nie obawiaj się, chrześcijaninie, pokuty, bo nie
możesz być zbawionym, jeśli nie będziesz pokutował za
grzechy. Jezus Chrystus umarł wprawdzie za grzechy
całego świata, przeszłe i przyszłe, a zatem i twoje,
ale ty dostąpisz owoców pokuty tylko wtenczas, kiedy z
Nim będziesz pokutował! Uciekajmy się do miłosierdzia
i miłości Jezusa Chrystusa, który dla nas tak okrutne
męki podjął z miłości, abyśmy się stali godnymi
owoców Jego zasług.
Modlitwa
Panie Jezu Chryste, któryś św. Marię Egipcjankę
za pośrednictwem Najświętszej Matki Twojej od razu
wywiódł z otchłani grzechów i do wysokiej
doprowadził świątobliwości, spraw za jej przyczyną i
przez jej zasługi, abyśmy we wszelkich duszy naszej
potrzebach uciekając się do Matki miłosierdzia,
Twojego miłosierdzia na wieki dostąpili. Przez Pana
naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na
ziemi, po wszystkie wieki wieków. Amen.
Żywoty Świętych Pańskich
na wszystkie dni roku, Katowice/Mikołów 1937 r.