Święty Anzelm, jeden z najświątobliwszych i
najznakomitszych biskupów dwunastego wieku, urodził
się w Piemoncie we Włoszech, w mieście Aoście roku
Pańskiego 1033. Był synem hrabiego Gondulfa i
Ermerberii, pochodzących z najszlachetniejszych rodzin
Lombardii. Po przedwczesnej śmierci matki uległ
wpływom światowym i zszedł na bezdroża, co
ściągnęło na niego gniew ojca. Po niedługim czasie
zawrócił z tych zgubnych dróg, a że ojciec mimo to
nie dał się przejednać, pociągało to Anzelma,
wonczas szczerze już nawróconego, tym bardziej do Pana
Boga. W końcu wyrzekł się znacznego majątku, a nawet
ojczyzny, i udał się do Francji.
Po dojrzałym namyśle wstąpił w roku 1066 do
klasztoru beceńskiego (du Bec), reguły św. Benedykta,
gdzie opatem był sławny z świątobliwości i nauki
Lanfrankus. Po krótkim czasie wyrobił sobie w
klasztorze taki wpływ, że gdy po trzech latach
Lanfranka mianowano opatem w Caen, przeorem i
kierownikiem klasztoru beceńskiego obrano jednogłośnie
Anzelma.
Trudno wypowiedzieć, z jaką ofiarnością pracował
Anzelm, by jak najlepiej uczynić zadość obowiązkom.
Wprawdzie kilku zakonników było niezadowolonych z jego
szybkiego wyniesienia na godność przeora, ale jego
słodka łagodność i rozumna troskliwość wkrótce
potrafiła zamienić niechęć w życzliwe zaufanie.
Młodego i utalentowanego, ale namiętnie opornego
zakonnika Osberna tak umiał ugiąć pod jarzmo reguły
zakonnej, że nie tylko z pokorą przyjmował napomnienia
i upokorzenia, ale nawet prosił o nie jak o łaskę.
Szkoła klasztorna doszła pod jego kierunkiem do takiej
sławy, że Francja, Anglia, Belgia i Niemcy najlepszych
synów mu nadsyłały, wskutek czego klasztor du Bec
stał się zbiorowiskiem najświetniejszych talentów.
Mimo przeciążenia pracą Anzelm zawsze umiał
znaleźć czas na pisanie nieśmiertelnych, przejętych
prawdziwie wzniosłym duchem dzieł, które budziły
podziw w całej Europie. Imię Anzelma zasłynęło
szeroko i daleko, a papieże, królowie, biskupi,
książęta, kapłani i zakonnice nachodzili go
prośbami, by im udzielał rad, przestróg i pociech.
Po śmierci opata obrano w jego miejsce jednomyślnie
Anzelma. Trzy dni opierał się przyjęciu tej godności,
aż wreszcie przychylił się do usilnych próśb. Na tym
urzędzie stał się dla współbraci jednocześnie ojcem
i matką, i przyświecał im świątobliwym żywotem jako
wzór wszystkich cnót. Wkrótce potem musiał się udać
w podróż do Anglii, która zamieniła się w pochód
triumfalny, ale równocześnie stała się dla niego
początkiem walk i cierpień. Król tego kraju, Wilhelm
Rudy, był nieokrzesanym, niesprawiedliwym i okrutnym
człowiekiem, bezwzględnie gwałcącym prawa Kościoła
świętego i krzywdzącym go na majątku. Rozpasany w
namiętnościach i samowoli, umyślnie nie obsadził
kilku biskupstw, aby dochody z nich zabrać dla siebie;
inne stolice biskupie porozdawał tym, którzy mu
najwięcej za nie zapłacili, a ludowi zamiast godnych
duszpasterzy dawał za zwierzchników podłych
służalców; na klasztory nakładał ciężkie opłaty
lub łupił je doszczętnie, nie szczędząc nawet
umarłych w grobowcach ani cennych klejnotów z naczyń
zawierających święte relikwie. Wśród tych nadużyć
zachorował śmiertelnie, a obawa przed sądem Bożym
skłoniła go do uczynienia ślubu, że jeżeli wróci do
zdrowia, odda Kościołowi zagarnięty majątek, prawa i
przywileje. Wyzdrowiawszy, zaczął naprawę od tego, iż
roku 1093 mianował Anzelma arcybiskupem kanterburyjskim.
Święty opierał się temu całą silą, w końcu jednak
musiał ulec nie tylko woli monarchy i duchowieństwa,
ale i całego ludu.
Poprawa króla nie była niestety szczera. Gdy
zupełnie wyzdrowiał, natychmiast złamał dane słowo,
oświadczając zarazem, że nigdy nawet papieżowi nie
przyzna żadnego prawa ni władzy w swym państwie. W
niecnych tych postanowieniach wspierali go niestety
biskupi, którzy otaczali jego tron.
Anzelm śmiało stawił opór krzywoprzysięzcy,
bronił jak mógł zagrożonych klasztorów i fundacyj i
potępiał bezprawia. Wilhelm traktował go za to
niesłychanie lekceważąco i gwałtem chciał go
pozbawić godności arcybiskupa, lecz najznakomitsi
mężowie w państwie stanowczo się temu oparli. Wtedy
udał się król do papieża, a oświadczając pozornie
uległość wobec niego, przyrzekł nawet płacić
roczną daninę, jeżeli Anzelmowi odbierze godność
arcybiskupią. Papież nie dał się obałamucić i
okazał mężnemu bojownikowi prawdziwie ojcowskie dowody
przychylności, wskutek czego król wpadł w taki gniew,
że nawet życie Anzelma zawisło na włosku. Anzelm,
chcąc uniknąć niebezpieczeństwa, wyjechał do Rzymu,
aby zasięgnąć rady i pomocy dla Kościoła w Anglii.
W jesieni roku 1100 zginął król Wilhelm od strzały
na polowaniu, a następca jego, Henryk I, nie omieszkał
powołać Anzelma, jako prymasa na powrót do Anglii,
wyznając, że mu brak takiego męża. Witany z
najżywszą radością powrócił Anzelm do kraju i przez
trzy lata w spokoju wykonywał swój urząd. Po tym
czasie i król Henryk I złamał przysięgę i sam
mianował biskupów i opatów, nadając im pierścienie i
pastorały. Anzelm z całą stanowczością i powagą
karcił krzywdy wyrządzane najświętszym prawom
papieża i Kościoła św., ale zanim zatarg został
załatwiony, powrócił starszy brat króla Robert z
Ziemi świętej i groził, że siłą miecza zajmie tron
królewski. Henryk I znalazł się w opałach, albowiem
szlachta i wojsko zachwiało się w wierności i tylko
pod tym warunkiem przyrzekło jej dochować, jeżeli
król złoży przysięgę, że praw państwa i Kościoła
świętego do końca życia nie naruszy. Henryk I
przysiągł.
Robertowi udało się zjednać sobie pewną część
szlachty, ale Anzelm zdołał na nim wymóc, że
dobrowolnie ustąpił z kraju. Tę niezmierną
przysługę odpłacił Henryk świętemu Anzelmowi
czarną niewdzięcznością, a mianowicie dał
szlachetnemu obrońcy tronu do wyboru - że albo
przystanie na to, że król sam zamianuje go
arcybiskupem, a potem Anzelm wyświęci wszystkich
biskupów i opatów zamianowanych przez króla, - albo
też niezwłocznie opuści kraj. Anzelm odparł na to,
że ani tego, ani owego nie uczyni, lecz tak działać
będzie, jak mu godność dawno nabyta nakazuje, to jest,
że zostanie wiernym i posłusznym prawowitej władzy
kościelnej i praw jej bronić nie przestanie. Niestety,
tak biskupi, jak i opaci, starając się jedynie o łaski
u króla, opuścili swego arcybiskupa, wskutek czego
święty arcypasterz musiał po raz drugi z skrwawionym
sercem opuścić Anglię i udać się do Rzymu. Papież
Paschalis II potwierdził Anzelma jako prymasa Anglii i
ponowił groźbę wyklęcia z Kościoła nie tylko tych,
którzy by nieprawnym sposobem ustanawiali duchownych,
ale także wszystkich, którzyby takich nieprawnych
godności stali się uczestnikami. Henryk pienił się ze
złości; Anzelm tymczasem cierpiał i modlił się bez
ustanku za swych prześladowców, błagając zarazem o
ocalenie Kościoła świętego w Anglii. Prośby jego
zostały też wysłuchane. Henryk z obawy przed
wyklęciem i przed niebezpieczeństwem nowej wojny z
bratem Robertem zaniechał niesprawiedliwości, zrzekł
się prawa mianowania biskupów, zwrócił Anzelmowi
wszelkie zabrane majątki i uprosił go, aby do Anglii
powrócił.
Sędziwy prymas strawił resztki życia na ojcowskiej
trosce o dobro Kościoła świętego, ze
szczególniejszą mądrością gojąc zadane mu rany i
usuwając zakorzenione nieporządki. W godzinę śmierci
prosił, aby go złożono na odzieniu pokutniczym,
posypanym popiołem, na którym też oddał ducha Bogu
dnia 21 kwietnia roku 1109. Liczne cuda uwieczniły jego
pamięć pełną sławy, a papież Klemens XI w roku 1720
zaliczył go w poczet Nauczycieli Kościoła świętego.
Nauka moralna
Gdy święty Anzelm był jeszcze przeorem w Bec,
pewnego dnia uskarżał się przed nim rektor zakładu
wychowawczego dla chłopców, że uczniowie jego są
nieokrzesani, brutalni i pozbawieni wszelkich
szlachetnych uczuć. "Trzymam ich ostro i karcę
surowo, a mimo to stają się co dzień gorszymi.
Ograniczam ich swobodę we wszelki możliwy sposób, aby
się nie popsuli, a wszystko to nie pomaga". Anzelm
dał mu taką naukę: "Mój drogi! jeżeli zasadzisz
młode drzewko w ogrodzie, a ściśniesz jego gałęzie,
tak aby się poruszać nie mogły - jakże to drzewo
będzie wyglądało po kilku latach? Czy da ci owoc? To
samo dzieje się z twymi chłopcami wskutek twej
przesadnej surowości. Uważają ciebie za
niemiłosiernego stróża więzienia, toteż nie żywią
ku tobie miłości. Karami nigdy nie zdołasz stawić
zapory gwałtownym porywom i wybrykom młodzieży, a
więc winieneś gorycz surowości zaprawić słodyczą
ojcowskiej łagodności".
"Chciałbym jednakże wykształcić ich na
mężów poważnych" - odparł w swej obronie
rektor. Na to Anzelm: "Bardzo słusznie, pamiętaj
jednakże, iż ludzie dorośli, mający silne zęby,
pogryzą chleb twardy, ale jeśli takiego chleba chcesz
dać dziecku, które jeszcze zębów nie ma, to chleb ten
winieneś wprzód rozmoczyć w mleku, bo inaczej dziecko
udusisz. Tak jak ciało ludzkie stosownie do swego wieku
wymaga odpowiedniego starania oraz różnorodnego
pożywienia pod względem dobroci i ilości, tak samo
wymaga tego i dusza. Silnej duszy wystarcza pożywienie
twarde i suche, np. boleść i niedola, ale dusza, która
w służbie Bożej jeszcze się nie utwierdziła, wymaga
mleka - jak mówi święty Paweł. Z taką winniśmy się
obchodzić łagodnie i życzliwie, nęcić ją
wesołością i delikatnie usuwać wszelkie niedostatki,
- słowem: z uczniami swymi nie powinieneś się
obchodzić jak z zakonnikami, którzy już są
dojrzałymi, lecz winieneś się zniżyć do ich istoty
młodzieńczej: winieneś zostać dzieckiem, aby ich
zjednać Bogu za łaską Jego". Rektor, uznawszy z
pokorą dotychczasowe błędy, poszedł za światłą
radą Anzelma i zmiana ta wydała w całej szkole błogie
owoce.
Pewnego dnia spostrzegł Anzelm chłopca bawiącego
się ptakiem w ten sposób, że mu przywiązał nitkę do
nóżki i puszczał go w powietrze, a potem znów
ściągał ku sobie. Święty Anzelm, przypatrując się
z wielkim smutkiem tej zabawie, zapragnął z głębi
serca, aby się nitka zerwała. Gdy to nastąpiło,
Anzelm rzekł do towarzyszy: "W taki sposób igra
szatan z wielu młodzieńcami, skłaniając ich do pychy,
skąpstwa, nieczystości itp. Serce młodzieńcze,
otrzeźwiawszy, doznaje zgryzoty, dręczone jest
niepokojem i obawą, wzdycha do wolności i obiecuje
poprawę, ale szatan znów ciągnie za nitkę, drażni i
pcha do nowej chuci, ciesząc się szamotaniem się
uwięzionego młodzieńca. Jedynie tylko skuteczne
działanie łaski Bożej i szczera modlitwa mogą
przerwać tę nić, a my cóż lepszego czynić możemy,
jeśli nie ratować tych nieszczęśliwych za pomocą
przestrogi, rady i modlitwy?".
Modlitwa
Boże, któryś lud Twój, dla wskazania mu drogi
zbawienia wiecznego, obdarzył świętym Anzelmem,
wielkim sługą Twoim, spraw łaskawie, prosimy, abyśmy
posiadając go jako mistrza życia chrześcijańskiego na
ziemi, zasłużyli sobie mieć go przyczyńcą w Niebie.
Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który żyje i
króluje na wieki wieków. Amen.
Św. Anzelm, arcybiskup
Urodzony dla świata 1033 roku,
Urodzony dla nieba 21.04.1109 roku,
Wspomnienie 21 kwietnia
Żywoty Świętych Pańskich
na wszystkie dni roku, Katowice/Mikołów 1937 r.