Chrystus zelżony w Kościele (1)
Najmilsi
moi!
Świat lży Boga. Cóż się światu
stało, że Boga lży? Czyż go na to Bóg stworzył?
Lecz wiemy już pierwszą
przyczynę tej tajemnicy. Zapisana ona na czele najstarszej księgi rodzaju
ludzkiego, w której zapisana jest cała historia Boga, cała historia człowieka,
cała przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, księgi, która się rozpoczyna od
pierwszej wieczności, tej, co za nami, a kończy się w drugiej, tej, co przed
nami i zamyka cały czas w sobie, ze wszystkimi tajemnicami jego, czas,
wypuszczony jakoby z wieczności łona i toczący się między jedną a drugą, a
jednak cały w niej zamknięty, w tej wieczności zawsze jednej i tej samej. Tam,
w tej księdze, na pierwszej jej stronicy, wyczytaliśmy już tedy tę przyczynę,
dlaczego Boga lży świat.
Jaki jest początek rzeczy,
taki jej ciąg dalszy, taki i koniec. Pierwszy człowiek zelżył Boga i od tego
czasu lżyć Go nie przestał. I dlatego, kiedy Chrystus na świat przyszedł, lżył
Chrystusa lud wybrany; i dlatego także po tylu wiekach czyż dzisiaj lepiej na
świecie? Dzisiaj? Toż właśnie dzisiaj, więcej, niż kiedy lży świat Chrystusa,
lży Boga świat! Mimo całą odpłatę, jaką Bogu przyniósł Chrystus, mimo naprawę i
zbawienie, jakie przyniósł człowiekowi, mimo wszystkie nadzieje ludzkie i
zapowiedzi anielskie, głoszące chwałę na wysokościach Bogu, a na ziemi pokój
ludziom dobrej woli, mimo to wszystko, ani ludzie nie mają pokoju, ani Bóg
chwały: Chrystus na ziemi coraz więcej zdaje się poniewierany, a na niebie
coraz więcej bluźniony i lżony Bóg! Cóż to się dzieje i jakaż w końcu tego
przyczyna? I chociaż już rozumiemy, jak się to licho rozpoczęło, jakże to
jednak mamy rozumieć, że dotąd nie ustało, że owszem wzrastać się zdaje, rość w
nieskończoność i grozić Bogu, że świat cały za sobą pociągnie?
Kiedy tak myślę nad tym,
cały zgrozą i bólem przejęty, staje mi ciągle przed umysłem zapowiedź
Chrystusa, że przyjdzie na obłokach w całym majestacie swoim, otoczony chórami
Aniołów, przyjdzie sądzić to wszystko i do Bożego porządku przywieźć; a
następnie słyszę to słowo Jego: Syn człowieczy, powiada, kiedy przyjdzie, azali
myślisz, że znajdzie wiarę na ziemi?
Azali znajdzie wiarę na
ziemi? Co za pytanie? To ono mi tłumaczy, czegom jeszcze nie rozumiał.
Zelżył Adam Boga, bo odmówił
Mu wiary i w tejże chwili, w której Mu jej odmówił. Zelżyli Chrystusa Żydowie,
bo wiary w Niego mieć nie chcieli. Lży dzisiaj świat Boga, bo wiary w Niego
mieć nie chce; i im więcej wiary Mu odmawia, tym więcej lży i coraz gorzej lżyć
będzie, bo będzie coraz mniej miał wiary; i przyjdzie chwila, gdzie jej zgoła
mieć nie będzie, a lżyć jednak nie przestanie, owszem, będzie Go najwścieklej
lżył wtedy jako przypomnienie i marę nieznośną, pogrążając ją coraz głębiej w
przepaść bluźnierstw. I wtedy, wtedy będzie chwila, w której przyjdzie Pan.
Jako błyskawica w punkcie czasu, wychodząc od wschodu nieba, kończy się na
zachodzie, tak będzie przyjście, powiada, Syna człowieczego. A z nim razem w
tejże chwili wszystko się przemieni. Dobrą wolą, czy musem ustanie niewiara,
skończy się okropny nieporządek, w którym wciąż żyjemy, bluźnierstwa i lżenia zstąpią
na dół do przepaści, a na ziemi już naprawdę zostanie pokój ludziom dobrej woli
i chwała na wysokościach Bogu!
Lecz tymczasem, nim
nadejdzie ta chwila, musimy iść dalej, kończyć drogę wśród lżeń i bluźnierstw.
Co za okropność, że je wciąż słyszeć musimy! Patrzmyż nareszcie, byśmy sami do
niego nie należeli! Ten strach mimowolnie duszę napada: wszak i my możemy
uczynić, co miliony innych czynią! Co to nawet za łaska, żeśmy jeszcze dotąd
nie uczynili tego!
A więc, najmilsi, zastanówmy
się zbawiennie w głębi duszy nad tym związkiem między lżeniem Boga zewnętrznym
uczynkiem lub słowem, a między wewnętrzną niewiarą duszy. Zastanówmy się i
zadrżyjmy! I abyśmy nie stali się podobni do tych odrodków i wierutnych synów
szatana, do tych lżycieli Bożych dawniejszych, na których patrzyliśmy i tych
dzisiejszych, na których nam patrzyć przyjdzie, będziemy się starali podnieść w
duszy siłę wiary, zapalić, wzniecić, wzmocnić wiarę, a przez wiarę synostwo
Boże w nas! Panie, Ty nam daj tę wiarę, która świat zwycięża, Ty przez nią
uczyń nas synami Swymi; wtedy niechaj Ci bluźni świat, Ty w nas i od nas
będziesz miał chwałę godną Ciebie. Prosimy Cię o to przez przyczynę
Najświętszej Panny.
Zdrowaś Maryjo!
–––––––
Lży dzisiaj Boga świat, jak
Go od początku był zelżył Adam, jak Chrystusa następnie zelżył lud żydowski i
świat współczesny pogański. Lży Boga, lży Chrystusa świat: to słyszymy sami,
wiemy, czujemy, wzdrygamy się, zgroza nas przejmuje; a on lży namiętnie,
okropnie, nieludzko, wściekle, szalenie. Ale jak? Jakim porządkiem, pod jaką
postacią, w jaki sposób? Możemyż sobie zdać sprawę z tego i pod odpowiednią
postacią postawiwszy przed oczyma wszystkie rodzaje tej zgrozy, dojść nareszcie
do objęcia jej w całość?
Do tego nam dopomoże jeden
pewnik, który zarazem będzie prawidłem do sądzenia. Pewnikiem jest fakt, że
Chrystus zostawił na ziemi Kościół po sobie i że jak Bóg objawił się rodzajowi
ludzkiemu przez Chrystusa, tak temuż rodzajowi ludzkiemu Chrystus objawia się
przez Kościół. Rodzaj tedy ludzki, patrząc na Kościół, patrzy na Chrystusa, tak
jak patrząc na Chrystusa, patrzy na Boga i to, co czyni Kościołowi i z
Kościołem, to czyni z Chrystusem i z Bogiem. Ten jest pewnik i to prawidło do
sądzenia.
Pewnik jest tak jasny i
prawdziwy, jak sam Chrystus i sam Bóg. Dowodzić tego wam nie będę; dla tych, co
wiary odbiegli, mam lepszy dowód. Samo ich lżenie, sama ich niewiara, ale ta
niespokojna, ta wściekła, która lży, ta, mówię, ich niewiara będzie dla nich,
jeżeli jeszcze rozum posiadają i użyć go zechcą, będzie najlepszym dowodem
prawdziwości naszego pewnika. Oni dlatego lżą Kościół, że wiedzą i czują, iż w
Kościele jest Chrystus, a w Chrystusie Bóg. Zdawałoby się, że nie wierzą, a oni
wściekle wierzą, że w Kościele jest Chrystus, a w Chrystusie Bóg i dlatego, że to
wszystko jest, a oni by chcieli, żeby nic z tego nie było, dlatego właśnie
wściekają się i lżą. Więc nie potrzebuję dowodzić.
Przetoż nie dla dowodzenia,
ale dla wystawienia i zrozumienia lepszego rzeczy, dla lepszego następnie
pojęcia tego, nad czym się dziś zastanawiamy, przypomnimy sobie, najmilsi,
jedną z tych chwil uroczystych, jeden z tych wyroków stanowczych, przez które
Chrystus Pan to sprawił, iż po Jego odejściu z ziemi Kościół stanął na Jego
miejscu, a On pozostał żywy w Kościele.
–––––––
Było to wkrótce po
Zmartwychwstaniu. Chrystus Pan kazał Apostołom udać się do Galilei na pewną
górę, którą im wskazał. Zebrawszy się na niej, kiedy zobaczyli Chrystusa,
pokłonili się, do nóg Mu padając, a On się przybliżył do nich i rzekł.
Słuchajmy: Dana mi jest, rzecze, wszystka władza na niebie i na
ziemi. Idąc tedy nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna i
Ducha Świętego; nauczając je chować wszystko, com wam kolwiek przykazał. Kto
was słucha, mnie słucha, a kto wami gardzi, mną gardzi (Łk. X, 16). A
oto ja z wami jestem po wszystkie dni aż do skończenia świata (Mt. XXVIII,
16, 17, 18, 19, 20). Rzekł, stanęło i stać będzie na zawsze. Niebo i ziemia
przeminą, powiedział ten sam Chrystus, ale słowa moje nie przeminą
(Mk XIII, 31).
Więc Kościół to Chrystus.
Lecz zapowiedziałem, że w tych Jego słowach znajdziemy objaśnienie i lepsze
zrozumienie przedmiotu, który nas zajmuje, tego, jak świat bluźni i lży
Chrystusa i Boga.
Powiada Chrystus: Dana mi
jest wszelka władza na niebie i na ziemi. Jak gdyby mówił: Minęło dobrowolne
poniżenie, nastąpiło zasłużone podniesienie. Teraz ja Bóg wcielony, ja Człowiek
ubóstwiony, ja Chrystus, terazem prawdziwy Bóg-Człowiek i Człowiek-Bóg, Król,
Pan i Władca wszystkiego. Ta jest podstawa, ten tron, z którego do was mówię. I
cóż mówi? "A więc idźcie". Euntes ergo! To ergo, to a
więc, jest węzłem stworzycielskim, który z osobą Chrystusa wiąże osobę
Kościoła, z władzą Chrystusa wiąże Kościoła władzę. A więc, powiada, idźcie i
moim imieniem, moją władzą to troje czyńcie:
1. Nauczajcie wszystkie
narody. Docete omnes gentes. Tak jak ja mam wszelką władzę na niebie i
na ziemi, to jest wszędzie, tak i wy nauczajcie wszystkie a wszystkie narody. A
nauczajcie ich prawdy, tak jak ja was nauczyłem, jak ja wam dałem Boga jako
prawdę, tak wy teraz wszystkim narodom bez wyjątku dawajcie Boga i Chrystusa
jako prawdę. To jedno.
2. Chrzcijcie je w imię Ojca
i Syna i Ducha Świętego. Baptizantes
eos in nomine Patris et Filii et Spiritus Sancti. Tak jak ja wam
dałem sakramenta zbawienia, Chrzest naprzód, a potem Chleb niebieski, Ciało
moje i Krew świętą i resztę, wszystko, owoce z drzewa żywota, tak i wy nieście,
i dawajcie je wszystkim. Ja wam dałem w sobie samym Boga jako dobro, teraz-że
wy wszystkim, a wszystkim ludziom Boga i Chrystusa jako dobro dawajcie. To
drugie.
3. Ucząc je zachowywać
wszystko, comkolwiek przykazał wam. Docentes eos servare omnia quaecumque
mandavi vobis. Ja wam dałem zakon żywota, przykazanie nowe i wieczne, które
zachowując, dostępuje się żywota wiecznego, teraz wy idźcie i nauczajcie, jakie
to są przykazania, jak je mają zachowywać wszyscy. Tak jak ja wam objawiłem i
dałem Boga jako Króla, Pana i zakon najwyższy, tak wy teraz nieście Jego
królestwo po świecie całym i przywróćcie wszystkim Boga i Chrystusa, jako Króla
i Pana, a razem z Nim zakon i królestwo Jego. To trzecie i ostatnie.
–––––––
Teraz rozumiemy, najdrożsi
moi, co to jest Kościół i jaki jest stosunek Boga do Chrystusa, Chrystusa do
Kościoła, Kościoła do rodzaju ludzkiego; szczególniej ten ostatni teraz
rozumiemy. Kościół dla rodzaju ludzkiego jest wszystkim, jest Ojcem najlepszym,
jest najczulszą Matką, karmicielką, jest piastunem i pasterzem najświętszym i
najopatrzniejszym; Kościół nam daje Boga jako prawdę, Boga jako dobro, Boga jako
Zakon i Dawcę żywota wiecznego. I jak Boga samego kochamy, tak stosunkowo
powinniśmy kochać Kościół, który Go nam daje, z serca całego, z myśli całej, z
całej duszy naszej.
O święta miłości Kościoła,
jakże ty świecisz nad duszami i w duszach dzieci Bożych. To ty sprawiasz, że
oni są dzieci Boże. O jakże nieszczęśliwe dotąd są te dusze, jak politowania
godne, w których nie obudziła się jeszcze ta iskierka, nie zapalił ten płomyk
miłości Kościoła! Życie prawdziwe, Boże, ledwie, ledwie w nich oddycha, wiara w
nich słaba, nadzieja wątła, uczynki chwiejne, widoki na zbawienie niepewne,
każde jutro na szwank wystawione, bo na gruncie samej miłości Bożej nie ma.
Jakżeby tam być mogła bez miłości Kościoła? Nawet gdyby tam raz kiedy była, to
by była precz uleciała biedna sierota, bez tej swojej karmicielki, bez Kościoła
miłości. Tylko ta ostatnia miłość daje miłości Bożej to, czym ona żyje: bez
niej nie ma pokarmu, usycha i umiera. O jakże wy jesteście szczęśliwe dusze, w
których Duch Święty tchnieniem swoim tę miłość dla Kościoła rozniecił. Wy
żyjecie pełnym życiem. Prawda Boża, prawda czysta, od Kościoła wzięta, w plon
stokrotny w was się rozsadza i pełną miarą naokoło się udziela; dobro Boże,
trzeźwe a gorące źródło życia wciąż tryskające, podsycane z nieprzebranych
zbiorowisk kościelnych rozlewa się wszędy i życie wszędy rodzi, a ileż z was
wychodzi uczynków świętych zakonu Bożego, ile poświęceń, ile ofiar, ile takich
aktów, które jedna tylko żywa miłość wydaje; ile, ile tam cudów miłości cuda
naokoło tworzy: ubogich odziewa, głodnych nakarmia, ślepym wzrok, głuchym
słuch, niemym mowę przywraca, ile nawet, bo szczególnie o duchownych uczynkach,
o łaski cudach tu mówię, ile chorych do zdrowia, umarłych nareszcie do życia
wskrzesza! To wy czynicie, dusze o wszechmocnej miłości; ale wasza miłość Boża
dlatego wszechmocną się stała, że była wykarmioną przez miłość waszą Kościoła.
Tylko w tym związku miłość Boża kiedy raz w duszy żyć zacznie, staje się na
koniec nieśmiertelną i święcie wszechmocną.
Lecz gdzieżem zaszedł? A raz
zaszedłszy, jakżebym teraz niechętnie w tył wracał, opuszczając to towarzystwo
dusz kochających Kościół, żyjących tą żywą i żyworodną miłością, z której tak
błogo czerpać u źródła i żyć jak te dusze! Tym bardziej teraz smutno by to dla
mnie było, kiedy mam wracać, aby patrzeć na zelżenie Boże! Lecz ja tam bez was
nie pójdę, kiedym raz przecie was spotkał, o dusze jedyne! Chodźcie wy ze mną,
niech czuje się w waszym towarzystwie i to, że razem będziemy patrzyli na ten
widok zgrozy. Wy mnie nauczycie i nauczycie nas wszystkich, jak nań patrzyć
mamy, a wtedy nie będzie nam potrzeba patrzyć bliżej i dłużej: w jednym
mgnieniu oka zgłębimy i wielkość zbrodni dumy ludzkiej odważonej na zelżenie
Boga w Kościele i ogrom odpłaty, jaką miłość dać powinna.
–––––––
1. Pierwsze zelżenie Boga i
Chrystusa w Kościele jest zaprzeczenie i wyśmianie tej prawdy, że Kościół jest
nieomylny.
Co to jest nieomylność
Kościoła? W swojej podstawie jest to twierdzenie, że Bóg sam swoją powagą mówi
przez Kościół. Qui vos audit, me audit. Kto was słucha, mnie słucha. W
przedmiocie swoim i treści nieomylność Kościoła znaczy, że to, co on daje, jest
istotna prawda, prawda Boża, Bóg-prawda. W skutku i sankcji swojej nieomylność
Kościoła jest to postawienie jego jako sędziego nad wszelką nauką i słowem
ludzkim, on jest najwyższy, a pośrednio rzecz uważając, jedyny na ostatku
trybunał prawdy na ziemi. To znaczy ono: Docete omnes gentes!
Tym charakterem namaścił
Chrystus swój Kościół, taką mu dał pierwszą władzę.
Czyż mam teraz kreślić przed
wami obraz wszystkich zaprzeczycieli, a następnie wszystkich lżycieli Kościoła
w tym jego pierwszym charakterze? Mój Boże! a toć by dzień minął, a ja bym ich
nie przeliczył! To naprzód wszystkie herezje; a ileż, ile ich było! To
następnie wszystkie filozofie, a tych znowu jakaż liczba nieskończona, a jaka
rozmaitość, jaka nareszcie niesforność! Rzecz przecie wiadoma już w starym
świecie: że nie ma zdania tak szalonego, którego by jakiś filozof za prawdę nie
ogłosił. A czyż nie dosyć samych heretyków i samych filozofów, ażeby dostatecznie
zelżyć prawdę Bożą w Kościele. Mogę już nie patrzyć na idących za nimi uczonych
wszelkiego kroju i kopyta, na nauczycieli jednookich, różnookich lub bezokich,
na mędrków lub półmędrków, na zarozumialców, im szaleńszych, tym
zarozumialszych, jednym słowem, na wszystkich synów Adama i Ewy, którzy się
mają za nieomylnych! A któż z tego rodzaju nie ma się za nieomylnego?
Powtarzam, kto z ludzi nawet za nieomylnego się nie ma? Wprawdzie, my
skromniejsi, sprowadzamy to do drobiazgów, ale tamci? Ale heretycy? Ale
filozofowie?
Oto cała zgraja tych
nieomylnych otoczyła i otacza Kościół i śmieje się z niego, że to on ma być
nieomylnym! Zaiste, na głowę jego, oczy i oblicze zarzucili brudną i ciemną
szatę i szydzą i plwają, i dają mu policzki i każdy woła: Ach, to ty masz być
nieomylnym?! Otom cię uderzył w policzek, dowiedźże mi, dowiedź, w czym ja się
pomylił. Prorokuj ty, drugi Chryste za twym mistrzem pierwszym!
Dusze kochające, zapłaczmy
miłośnie nad tym zelżeniem Kościoła, ale szczególnie nad zaślepieniem tych
zarozumialców. I niech miłość nasza obróci się do tych, co jeszcze tak daleko
nie zaszli i do każdej duszy zarozumiałej w sobie, mającej się za nieomylną,
choćby w drobiazgach i zawołajmy do niej: Duszo, strzeż się, trzykroć,
dziesięćkroć, stokroć, strzeż się. Powiedz, gdzie jest i jaka twoja wiara?
Powiedz, jakie jest twoje wyobrażenie o Bogu, o Jego naturze, o osobach, o
Wcieleniu, o początku wszechrzeczy, o duszy, o życiu przyszłym, o piekle, o
szatanie, a nawet powiem z umysłu raz jeszcze, że mi szczególnie o piekło i o
szatana chodzi. Co myślisz? Czyś nie heretyk? Czyś nie samozwaniec filozof?
Strzeż się, a słuchaj dusz kochających Kościół dla Boga, a Boga w Kościele
tylko. One ci mówią: Daj pokój wszelkiemu samomędrkowaniu, wszelkiemu
rozumactwu na własną rękę, oprzyj się na wierze, na wierze tylko; każda myśl twoja
niech będzie podług nauki Kościoła, bo wszelka różnica jest przepaścią, której
nic zapełnić nie może. Uciekaj co prędzej z tej innej drogi, póki czas! I stań
mocno na gruncie wiary. Tylko wiara ocalić cię może. Inaczej i ty tam
zajdziesz, gdzie inni, będziesz lżył i Kościół, i Chrystusa, i Boga.
–––––––
2. Drugie zelżenie Boga i
Chrystusa w Kościele jest zaprzeczenie i wyśmianie tej prawdy, że Kościół przez
Sakramenta święte daje łaskę Bożą i siłę, potrzebną do życia moralnego, to jest
daje Boga jako dobro.
Co to jest to życie przez
Sakramenta i przez łaskę? Pole to obszerne, bym je z wami całe zwiedził.
Ograniczam się do Sakramentu Ciała i Krwi Pańskiej, i potrzebnej ku temu
spowiedzi. Tu doprawdy Kościół daje życie. Jeżeli tam był Ojcem, tu doprawdy
staje się Matką: oczyszcza, piastuje, karmi, uzdrawia i znowu karmi, daje
zdrowie i życie.
Tym drugim charakterem
namaścił Chrystus swój Kościół, dał mu tę drugą władzę, kiedy powiedział: Baptizantes
eos.
Ale teraz znowu musiałbym pokazać zaprzeczycieli i
lżycieli tego charakteru i władzy Kościoła. Niewiele potrzebuję mówić. To
wszyscy grzesznicy, którzy nie chcą żyć według prawa moralnego, jakie w imieniu
Boga Kościół podaje; a mogę ich jednym słowem wszystkich ogarnąć: to ci, co ani
na Wielkanoc do Sakramentów nie przystępują. Nie są to zwykle zarozumialcy, jak
tamci pierwsi, więc i nie w ten sposób bluźnić i lżyć będą. Są to ludzie
skądinąd poczciwi, jak to mówią, niby dobrego, a przynajmniej miękkiego serca,
ale co ich psuje, to cel ich życia. Celem ich życia jest pociecha, zabawa,
nasycenie się; nie znają dobra Bożego, nie smakują w Chlebie Niebieskim, nie
czują pociech łaski i obcowania z Bogiem, więc rzucają się na ślepo w materię,
w ciało, w uroki i czary natury. Zły to chleb, zdradziecka pociecha, fatalny
urok! Jak raz w swój wir porwie, człowiek staje się coraz żarłoczniejszym,
coraz bardziej pijanym, coraz mniej nasyconym, trzeba podwajać dozy i znowu
podwajać, trzeba coraz częściej się upijać, coraz dłużej tracić przytomność,
nareszcie biedny nędzniczek staje się zupełnie bezprzytomnym, szalonym,
wściekłym. Mój Boże, on też tak samo kończy, bez przytomności stał się
bydlęciem i umiera jak bydlę.
Lecz póki miał przytomność,
to się śmiał. Cechą tych ludzi śmiać się ze wszystkiego! Śmiał się szczególniej
z Kościoła: z jego postów, z jego pokuty, spowiedzi, nabożeństwa, z tak
nazwanych przez niego dewotów i dewotek, świętoszków, i świętochnych; daj Boże,
aby się nie był śmiał z czegoś świętszego jeszcze! To wszystko miał za wymysły,
za dziwactwa, za głupstwa, za jedno wielkie głupstwo! I bluźnił i lżył, póki mu
starczył ostatek zdrowia i ostatek przytomności.
Mój Boże, iluż, iluż na tym
świecie jest takich Herodów! Otaczają Kościół dokoła, rzucają na niego szatę
płową obelg swoich i chcą go całego zakapturzyć i stroją z niego swoje
igrzysko; chcą go wprowadzić do szyderczego tańcu i mieć z nim swoją brudną,
zwierzęcą uciechę.
Tu się znowu do was obracam,
dusze kochające Kościół. Oddajmy mu razem cześć naszą i miłość, a potem razem
obróćmy się do dusz, co dosyć jeszcze nie kochają Kościoła, ale zarazem jeszcze
go nie lżą. O duszo chwiejna, miękka, zmysłowa, już może nieraz pijana zabawą,
nieraz odurzona wirem, którym się kręcisz koło samej siebie i szukająca upicia
się i odurzenia pociechą i przyjemnością. Duszo, gdzie twoja wiara? To wszystko
zwodnicze, ty z nicestwem się bawisz, ty ze śmiercią wchodzisz w taniec! Duszo,
wierz, że twoje dobro jest tylko w Kościele, tam twoja prawdziwa pociecha, tam
twoje życie. Wierz i z miłością do Kościoła się udaj, do tej Matki najczulszej,
ona cię oczyści, nakarmi i popieści, i pocieszy, da ci prawdziwe dobro, życie i
zbawienie.
Duszo, spiesz się, póki
czas! Bo inaczej i ciebie czeka smutny koniec. Inaczej i ty zaczniesz śmiać się
i lżyć Kościół, Chrystusa, Boga i skończysz bez przytomności i bez rozumu!
–––––––
3. Trzecie nareszcie
zelżenie Boga i Chrystusa w Kościele jest zaprzeczenie i wyśmianie tej prawdy,
że Kościół jest najwyższym pasterzem dusz i jako taki jest prawdziwym królem i
prawodawcą duchownym, jest żyjącym zakonem żywota.
Co to jest pasterstwo
Kościoła? Ono całe w tym słowie Chrystusa: uczcie wszystkie narody zachowywać
wszystko, cokolwiek przykazałem wam. Dałem wam przykazania, jak ludzie żyć
mają, a wy im te przykazania głoście i uczcie, jak mają wykonywać. Nie o co
mniejszego idzie, jedno o zakon prywatny i publiczny życia ludzkiego.
Tu się natychmiast podnosi
ciężkie a nieuchronne pytanie: jaki jest stosunek między władzą kościelną a
państwową, między Chrystusem a Cezarem?
Pytanie to, dzięki cudownej
mocy słowa Chrystusowego, rozwiązuje się bez żadnej trudności w jednej chwili,
krótko, jasno, niezaprzeczenie.
Nauczajcie, mówi, aby
zachowywali wszystko, comkolwiek wam przykazał. Ja, prawi, przykazałem.
Więc nie kto inny ma przykazywać, ani wy, ale też ani Cezar! Nie jemu, nie wam,
ale mnie jest dana władza stanowienia zakonu. Ani wy, ani Cezar, ale ja
przykazuję. To jedno.
Następnie: wy nauczajcie,
com ja przykazał. Nie Cezar ma nauczać, ale wy! Jak wszyscy ludzie, tak i
Cezar od was ma się nauczyć, com ja przykazał: a jeżeli nie on ma nauczać, tym
mniej ma przykazania stanowić. On tylko ma zachowywać, wykonywać przykazania,
których wy go nauczycie, jak i inni ludzie, a oprócz tego on ma pilnować, aby
inni zachowywali.
Takie jest słowo
Chrystusowe.
Więc cały stosunek Kościoła
z Cezarem zamyka się w tych prostych warunkach: że Kościół władzą Chrystusową
orzeka i naucza to troje:
Co prawdziwe, a co fałszywe.
Co dobre, a co złe.
Co sprawiedliwe, a co
niesprawiedliwe.
To wszyscy ludzie, to sam
Cezar powinni brać od Kościoła, bo to Kościoła wyłączne prawo od Boga dane.
Niech potem Cezar, niech inni ludzie piszą rozporządzenia, wynajdują najlepsze
środki do zachowania, do wykonania, do spełnienia, to ich dzieło, to ich prawo
i obowiązek, i zasługa. Ale Kościoła prawo niech stoi nietknięte i żaden
zuchwalec, choćby był Cezar, niech się na nie nie targa!
Niestety, pierwszy Cezar
targnął się na nie i targał się zawsze, i targać nie przestał. Iluż to cezarów
Bóg w proch strącił, ileż to państw wywrócił, ile rządów obalił, ile dynastii z
oblicza ziemi precz zmiótł – ale plemię cezarów nie zniknęło. A jeżeli ustąpili
jednogłowi, ich miejsce zajęli wielogłowi, tysiączno, milionowogłowi; rzesza,
tłuszcza pospólstwa stała się cezarem, a ten cezar, tak niepodobny do siebie, z
Kościołem zawsze ten sam, na Kościół zawsze jednakowo się targa.
Jego hasło przeciw
Kościołowi: Nie ty, ale ja! Nie ty będziesz nauczał, co prawda, a co fałsz, ale
ja. Nie ty będziesz karmił dobrem Bożym ludzi, chyba za moim pozwoleniem; ale
ja to po swojemu będę czynił lub tobie pozwalał; nie ty będziesz prawa pisał
lub mnie tego uczył, ale ja, zawsze ja, a ty beze mnie nic. Pokłoń mi się, to
ci dam, co mi się dać spodoba; a inaczej nic, jeno odepchnięcie, zelżenie, a
jeżeli potrzeba i coś gorszego!
A tymczasem lży, lży
okrutnie. Patrząc w duchu na rzeczy, nie brak tu ani korony obelgi cierniowej,
ani łachmana dziurawej purpury, ani szyderczego berła trzciny; ale czego
szczególniej nie brak, to ohydnego, udawanego kłaniania, klękania, a bicia po
głowie; to bezecnego okrzyku: Witaj, witaj, królu żydowski; ty królu tymczasem
bez władzy świeckiej, a zobaczymy potem, jak prędko cię i kościelnej pozbawimy!
Ty, królu kościelny, witaj! A tymczasem do tłumów wołają: Kościół to
nieprzyjaciel! I hejże na Kościół podbudzają lud, podszczuwają tłuszczę pijaną
a wściekłą.
O dusze, kochające Kościół,
jakże mi was teraz potrzeba! Już zapominam o was, dusze mdłe, kochające w
połowie lub w ćwierci tylko, które w Kościele nie widzicie i nie łączycie
miłością i Ojca, i Matkę, i Pasterza Niebieskiego. Dosyć mi na dzisiaj, że nie
lżycie jeszcze i tylko was przestrzegam i wołam: Jakaż wiara wasza, że tego nie
widzicie. Wiarę, wiarę wskrzeście! bo bez wiary wy pójdziecie za
zaprzeczycielami, bez tej wiary, że w Kościele tylko zakon żywota, że w
Kościele najwyższe prawo królewskie, prawo królestwa miłości.
Ale ja was wzywam, dusze
całe oddane Kościołowi, żyjące jego miłością, was wzywam na tę chwilę coraz
uroczystszą, coraz bardziej stanowczą, wy dusze wybrane! Otoczmyż miłością
naszą ten Kościół święty! Podajmy sobie ręce, splećmy razem serca, zestrzelmy w
jedno ognisko dusze. Ten Kościół to nasz Ojciec, to nasza Matka, to nasz
pasterz żywota; ten Kościół i ten, kto w nim, to nasz Chrystus, Bóg, Człowiek i
Król; ten Kościół i ten, kto w nim, to nasz Bóg Ojciec, Syn i Duch Święty. Nie
rozłączajmyż tego, co tak dobrze z sobą złączone od wieków i na wieki, niech
wiara nasza silnie się na tym postawi, a nasza miłość niech to najmiłośniej i
najgoręcej obejmie. Tak, o Kościele święty! Ty, jak jesteś podstawą wiary
naszej, tak jesteś ogniskiem naszej miłości, w tobie nasz Bóg i nasze wszystko
i my w Tobie zawsze z Bogiem naszym i z miłością naszą, tu na ziemi i na wieki
wieków. Amen.
Ks. Piotr Semenenko CR
–––––––––––
X.
Piotr Semenenko C. R., Męka i Śmierć Pana naszego Jezusa Chrystusa.
Kraków. NAKŁADEM XX. ZMARTWYCHWSTAŃCÓW.
CZCIONKAMI DRUKARNI "CZASU". 1903, ss. 113-125.
Ks.
Piotr Semenenko C. R., Męka i Śmierć Pana naszego Jezusa Chrystusa.
Wydanie drugie. Kraków. NAKŁADEM XX.
ZMARTWYCHWSTAŃCÓW. 1934, ss. 107-118. (a)
(Pisownię
i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono.)
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
–––––––––
POZWALA SIĘ DRUKOWAĆ
Ks. Michał Jagłowicz
Przełożony Generalny
Zgromadzenia XX.
Zmartwychwstańców
Rzym, w styczniu 1934 r.
L. 11103/30.
POZWALAMY DRUKOWAĆ
Z KSIĄŻĘCO METROPOLITALNEJ KURII
Kraków, dnia 20 grudnia 1930.
L. S.
† Stanisław Bp.
wik. gen.
Ks. A. Obrubański
kanclerz.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------