SŁOWO PRAWDY
KS. MARIAN MORAWSKI SI
PROFESOR UNIWERSYTETU JAGIELLOŃSKIEGO W KRAKOWIE
––––––––
Tak ciężkie przebywamy czasy, tak ołowiane niebo wisi
nad nami, że trudno jaśniejszego na widnokręgu dopatrzyć się punktu, trudno się
odjąć zmorze gnębiącej ducha. A jednak źle jest rozpaczać, jeszcze gorzej i brzydziej
zobojętnieć na bratnie łzy; w jednym i drugim razie opadają ręce przed
wyczerpnięciem ostatka sił. Ale chrześcijanin nie ma prawa do zwątpienia, bo w
Boga wierzy – a naród nie ma prawa do opuszczania rąk przed wyczerpnięciem
ostatka sił, bo jakżeż często w dziejach ten właśnie ostatek sił był ocaleniem.
Chyba ślepy nie widzi, że to ołowiane niebo zwiastuje
burzę, w której wiele się zmieni i wiele zginie – a to tylko ocaleje, czemu Bóg
rękę poda. Dla nas Polaków, których imię jest dzisiaj piętnem wyjmującym z pod
prawa ludzkości, to powinno być i jest otuchą, że nie cierpimy dzisiaj jako
buntownicy, rewolucjoniści, socjaliści, ale widocznie – mimo wszelkich
zaprzeczeń prześladowców – jako katolicy, związani z tym, czego burze nie
obalają; spełnia się w nas słowo księcia Apostołów: A żaden z was niechaj
nie cierpi jako mężobójca, albo złodziej, albo cudzego pragnący; jeśli zaś jako
chrześcijanin, niech chwali Boga w tym imieniu (1).
Jako katolicy, widzimy także dokoła zachmurzone niebo
– ale już na tym niebie nie brak jasnych punktów, dla każdego oka widzialnych.
Między innymi pociechami, jakie Opatrzność na te "dni złe" zachowała
dla krzepienia i podnoszenia zgnębionego ducha, jest jedna – na którą obecnie
zwrócić uwagę chcemy – jest to słowo prawdy,
wypowiadane w naszych czasach z taką powagą, jasnością i zwycięską siłą, jak
może od wielu wieków nie słyszano. Patrzymy dziś ze zbolałym sercem, może i z
przestrachem, na te saturnalia ducha gwałtu i ducha kłamstwa, urągające
prawdzie; ale też mamy za dni naszych takich papieży, jak Pius IX i Leon
ΧIII, którzy raz po raz, z nieporównaną potęgą słowa, bez żadnej bojaźni ludzkiej,
gromią wszystkie błędy, piętnują wszelkie bezprawia i prawdę jawną i promienną
wysoko wobec całego świata trzymają – columna veritatis. Mamy taki
episkopat, który nie szermuje mieczem, jak w średnich wiekach, nie oddaje się
dworactwu i przepychowi, jak za odrodzenia, nie zasadza swej ambicji na
niezależności od Stolicy Piotrowej, a zawisłości od tronów monarszych, jak od
Ludwika XIV do Józefińskich czasów; – ale stoi twardo przy obowiązku
pasterskim; głosi powierzoną sobie prawdę i z kazalnicy, i w prasie, i w parlamentach,
i przed sądami, i w więzach; poczuwa się do sądzenia wszystkich wielkich
zagadnień, jakie ludzkość obchodzą, z filozofii czy z polityki, z historii czy
z nauki społecznej, o nich wszystkich głos podnosi, z podwójną powagą
pasterstwa i uczoności; wyklina po imieniu przewrotne pisma, a wznieca i zasila
dobre; staje często w pierwszym szeregu walczących z fałszywą nauką; a głosząc
w ten sposób prawdę całemu światu, sam stoi jak jeden mąż, niebywałym dotąd w historii
przykładem, przy najwyższej Stolicy prawdy, począwszy od aklamacji bulli Ineffabilis
o Niepokalanym Poczęciu, aż do tego chóru dzięków i uznań, który powitał
ostatni list papieski w sprawie kardynała Pitry – i dotąd jeszcze nie
przebrzmiał. Mamy wreszcie, przy takich papieżach i takim episkopacie, całe
zastępy świeckich synów Kościoła, prawych katolików, którzy prawdę od Pasterzy
podawaną, równie śmiało i głośno wobec świata powtarzają, bez tych ogródek i
zastrzeżeń, jakich w wieku Woltera sami obrońcy prawdy używali, którzy bronią
jej nauką wobec fałszywej nauki, zastawiają wymową wobec przewrotnej polityki,
zatwierdzają czynem i poświęceniem wobec niewierzących w szczerość przekonań,
którzy wreszcie za cel życia i najszczytniejszy z zawodów obrali sobie być, w
różnych stanach swoich, sługami prawdy.
Daleko – powtarzam – trzeba się cofnąć w dziejach ludzkości, żeby znaleźć epokę,
w której by prawda tak się zatwierdzała jak dzisiaj.
Gołosłowny to może tryumf w oczach niejednego. Ale
nie; tryumf duchowy nie jest gołosłownym. Na jakież to duch gwałtu nie zdobywa
się sofizmy, żeby jakimkolwiek płaszczykiem słuszności pokryć swoje bezprawia!
Widać, że mu grunt sumienia ludzkości potrzebny jest do ustalenia swego dzieła.
Otóż głos prawdy odbiera mu z pod nóg ten grunt sumień i przekonań ludzkich,
bez którego nic trwałego w ludzkości się nie stawia. Ten głos prawdy sprawia,
że w łonie tego gruntu nie zamiera, lecz owszem kiełkuje ten Boży posiew
sprawiedliwości, który po każdej zimie dziejowej umaja niwę chrześcijaństwa. W
kim ta prawda Boża żyje, ten ma najrealniejszy zadatek żywotności – Etiamsi
mortuus fuerit, vivet.
Tymi ostatnimi czasy – co właśnie dało mi powód do
powyższych uwag – dwa razy ten głos prawdy przemówił uroczyście: przez usta
episkopatu Niemiec, zgromadzonego we Fuldzie i przez usta episkopatu Austrii,
zebranego w Wiedniu. Oba te przemówienia mają niepospolite znamiona
pasterskiego słowa, znamiona wiecznotrwałej prawdy i stosowności do potrzeb
chwili.
W początkach
kulturkampfu, pamiętamy, marzyli politycy o ryczałtowym oderwaniu
Kościoła katolickiego w Prusiech od Stolicy Piotrowej. Starokatolicyzm, przy
pomocy nauki, patriotyzmu, skarbu pruskiego i żandarma, miał się stać kościołem
narodowym dla katolików niemieckich. Ale ten nieomylny, od Boga dany ludowi
instynkt katolicki, ta unctio, o
której mówi św. Paweł, zniweczyła ten zręcznie i po ludzku mądrze obmyślany
zamach. Dziś jego sprawcy wstydzą się o nim wspomnieć. Nie mogąc tedy katolików
oderwać od węgielnego kamienia ryczałtem, usadził się prześladowca na ich
rozdzielenie. Długi czas wszystkie pociski prawodawstwa i administracji,
wszystkie krzyki płatnej prasy uderzały na biskupów i kler; świeckich jako tako
oszczędzano, zarzucając im tylko uległość dla pasterzy. Gdy i to nie pomogło,
nagle zwrot w taktyce kulturkampfu: dla biskupów względy, prasa ich raz po raz
pochwala i wymawia, ale wszystkie gniewy padają na świeckich szermierzy
Kościoła, na centrum, na gazety katolickie. Świeże zajście paderbornskie – tj.,
że wikariusz generalny Paderbornski wydał okólnik, zalecający kandydatom stanu
duchownego, żeby stosowali się w studiach do pewnych wymagań praw majowych –
zostało najniesłuszniej w tym duchu wyzyskane. Upatrywano w tym wypadku dowód,
że niektórzy przynajmniej biskupi szukają modus
vivendi z prawami majowymi; między samymi biskupami usiłowano rozdwojenie
wywołać lub przynajmniej rozgłosić. Tłumaczenia się i zaprzeczenia samego
wikariusza Paderbornskiego nie pomagały; gazety rządowe powtarzały swoje. Na to
Biskupi pruscy nie mogli dać lepszej odprawy, jak gromadząc się u grobu św.
Bonifacego i wydając wspólny list, żywy dowód ich jednomyślności.
Ponieważ prześladowca usiłuje rozdwoić, Biskupi
zaczynają od zatwierdzenia jedności. Przypominają, że przed 11 laty, na
początku tej walki o wiarę, poprzednicy ich podobnie napominali swój lud do
jedności i zarazem dają temu ludowi wspaniałe i rzewne świadectwo, że wśród
najcięższych przygód wiernie w tej jedności wytrwał.
"«Dotąd trzymaliście się swego
Kościoła w jedności, stałości i wierności, szczerze połączeni z Biskupami i ze
skałą Piotrową. Za to wyrażamy wam jeszcze raz w imię Jezusa Chrystusa uznanie
i podziękowanie». Tymi słowy do was, kochani diecezjanie, przemówili przed 11
laty, wasi najwyżsi Pasterze. Z tego samego miejsca świętego, z którego oni
niegdyś w stanowczej godzinie te słowa do was wyrzekli, od grobu św.
Bonifacego, my je dzisiaj powtarzamy po upływie dziesięciu lat, pełnych ofiar i
cierpień, pełnych też i dowodów świętej miłości i wierności.
Kochani współbracia, drodzy katolicy!
Pozostaliście wierni swemu Zbawicielowi i swemu świętemu Kościołowi
katolickiemu. To świadectwo dajemy wam, my od Boga dla Was ustanowieni Pasterze
wobec wszystkich prawowiernych katolików; i to świadectwo ma pozostać
zaszczytnym pomnikiem aż do końca świata. Z powodu wierności waszej wielbimy
przede wszystkim Boga, którego wszechmocnej łasce ten cud zawdzięczamy, cud, na
którego widok samo niedowiarstwo wyznać byłoby zniewolone: Od Pana się to
stało: a jest dziwno w oczach naszych.
Sam Zbawiciel świata, Boski Biskup dusz
naszych, którego arcykapłańska modlitwa nigdy nie ustaje u tronu Ojca
niebieskiego, wybłagał wam i nam te bogactwa łaski. Wiecie bowiem, o co prosił
przed męką swoją: Ojcze święty, zachowaj je w imię Twoje, któreś mi dał: aby
byli jedno jako i my! A nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy przez
słowo ich uwierzą w mię, aby wszyscy byli jedno, jak Ty Ojcze we mnie, a ja w
Tobie: aby i oni w nas jedno byli, aby uwierzył świat, iżeś Ty mnie posłał.
Tak Zbawiciel za nas i za was się
modlił, tak modli się jeszcze ciągle, a te błagania Boskiego Serca Jezusowego
nigdy nie pozostaną niewysłuchane. Jako niegdyś nad grobem Łazarza, tak też
zawsze może się chlubić Pan: Jać wiem Ojcze, że mnie zawżdy wysłuchiwasz.
Lecz dziś możemy szczególniejszym sposobem głos swój połączyć z głosem
błogosławionego Odkupiciela: Dziękuję Ci, żeś mnie i teraz wysłuchał, aby
wszyscy wierzyli, iżeś Ty mnie posłał. Tak, mili współbracia, drodzy
katolicy! cudownie Pan Was pokrzepił. – Statecznie odparliście wszelkie pokusy,
jakie do Was przystępowały, aby Was zbić z drogi obowiązku, mężnie znieśliście
ciężkie, gorzkie cierpienia, jakie Bóg na Was zesłać postanowił. Staliście się
widowiskiem dla aniołów, dla ludzi i dla świata, widowiskiem takim stał się też
Kościół w naszej ojczyźnie. Otośmy mocno ze sobą skojarzeni; skojarzeni wierni
ze swymi prawowitymi pasterzami we wierze i miłości; skojarzeni są Pasterze
pomiędzy sobą w słowie i uczynku ku niewzruszonej zgodzie; skojarzeni jesteśmy
wszyscy z najwyższym Pasterzem, któremu Chrystus Pan powierzył swą trzodę".
Ale ciesząc się i umacniając na duchu widokiem tej
jedności, z drugiej strony Biskupi spoglądają z boleścią na więzy, jakimi
skrępowano ich pasterskie ręce, w chwili, kiedy lud wierny, powierzony ich
pieczy, narażony jest na najgroźniejsze niebezpieczeństwa moralne i najwięcej
od nich potrzebuje ratunku i duchownego posiłku. Nie podobna było silniej
napiętnować i wymowniej potępić praw majowych, nie można było potężniej
rozgromić intryg i zarzutów, jak tym uroczystym aktem wszystkich pasterzy dusz,
łącznie świadczących, że te prawa krzywdzą dusze w ich potrzebach religijnych i
moralności ich szkodę wyrządzają (2).
"Niebezpieczeństwa, jakie wam i
zbawieniu waszemu grożą – mówią Biskupi – wzrastają z każdym dniem, a my, wasi
najwyżsi Pasterze, nie jesteśmy w możności was obronić, chociaż tego w
pieczołowitości pasterskiej najgoręcej pragniemy. Dorastająca młodzież
wystawiona jest podczas swego wykształcenia na wrażenia, które tylko mogą
obrażać uczucia katolickie, wątpliwości przeciwko wierze w młodzieńczych
sercach zasiewać i czystość serca zatruwać; a my nie możemy temu zapobiec,
ażeby te niebezpieczeństwa nie otaczały naszej młodzieży chrześcijańskiej. –
Nie możemy również zapobiec, żeby przyjmowanie Sakramentów świętych i
uczestniczenie w publicznym nabożeństwie nie było ograniczone. Tysiące ludzi,
którzy w służbie wciąż wzrastającego przemysłu pracują, pozbawieni są w rzeczy
samej środków łaski, której najwięcej potrzebują. Mnóstwo robotników garnie się
po całotygodniowej ciężkiej pracy do konfesjonałów, ażeby przynieść ulgę
uciśnionemu sercu, ażeby w cierpliwości i uległości chrześcijańskiej się
pokrzepić i nowe powziąć postanowienia; atoli nic nie uzyskawszy, muszą wracać
do domów, bo zastają konfesjonały puste, albo też tak oblężone, iż wyrzec się
muszą nadziei dostąpienia tej łaski: a my nie możemy dopomóc, nie możemy
zapobiec temu, żeby z czasem nie odstręczyli się od Boga i nie zapomnieli Jego
przykazań, bo nie pożywają pokarmu życia w Komunii świętej, bo słowo Boże i
opowiadanie Ewangelii świętej z trudnością do nich dochodzi; skoro zbyt mała
jest dzisiaj liczba kapłanów, do ich duchownej obsługi, a zakonnicy, którzy
niegdyś z gotowością do wszelkiej pomocy zwiedzali nasze gminy, obecnie są na
wygnaniu.
Są to tylko dwa rysy cierpień Kościoła w
naszych czasach; gdybyśmy nader smutny obraz teraźniejszości chcieli całkowicie
przedstawić, musielibyśmy na każdym polu życia chrześcijańskiego podobne skargi
i żale zawodzić, które by naszą obawę i troskę o przyszłość aż nadto
usprawiedliwiły".
Po tym majestatycznym świadectwie, jakżeż uroczyście i
rzewnie podnoszą ci Pasterze prześladowani swe dłonie więzami obciążone, żeby
błogosławić – i żeby samym widokiem tych więzów owieczki swoje do wytrwania
zapalić! Im samym przypominają się w tej chwili czasy pierwszych bojów
chrześcijaństwa i wielka postać Ignacego z Antiochii staje im na myśli, jako
wzór i zachęta.
"Im groźniejsze są niebezpieczeństwa,
im więcej Kościół doznaje przeszkód do niesienia pomocy w tej niedoli dusz,
która nas otacza, tym usilniej upominamy was w wiernej i szczerej miłości:
niechaj gorliwość wasza wzmaga się coraz więcej i niechaj zastąpi to, czego my
dokazać nie jesteśmy zdolni. Czujemy dotkliwie, że nam jeszcze są związane
ręce, które by na was hojność Boskiego błogosławieństwa nader chętnie zlewały.
Lecz, tak ze świętym Biskupem i męczennikiem Ignacym mówimy: «Same te pęta,
które nosimy, wołają na was: stójcie mocno i wytrwajcie wiernie w nieosłabionej
jedności i wspólnej modlitwie»".
Na koniec odzywa się w dostojnych Biskupach wiecznie
macierzyńskie serce Kościoła: wśród tylu niebezpieczeństw, od których trzeba
się bronić, tylu niedoli i potrzeb, którym trzeba zaradzać, jedną tylko rzecz w
szczególności, z błaganiem i zaklinaniem polecają wiernym: żeby katolickim
wychowaniem ocalili dziatwę:
"Lecz z mnóstwa trosk i obaw
naszych jedną przynajmniej sprawę polecamy wyraźnie, kochani współbracia i
diecezjanie, waszej szczególniejszej pamięci. Zaklinamy was na miłość Jezusa
Chrystusa, nie zaniedbujcie starania o dziatki wasze. Wiecie, o czym każdy
dzień jaśniej nas przekonuje, że cała przebiegłość i złość piekielna okazuje
się w tysiącznych środkach pokus, czyhających na zgubę młodzieży. Najświętszym
waszym obowiązkiem jest, kochani współbracia, żebyście stanęli na straży
zagrożonych dusz dzieci waszych; wszelkie wasze prace i troski będą daremne,
będą bez błogosławieństwa Bożego, jeżeli Boskiemu Zbawicielowi nie zachowacie
dzieci waszych. A wy, kochani rodzice, pamiętajcie, że kiedyś Pan, gdy przed Jego
sądem staniecie, zażąda na powrót od was dzieci, które wam powierzył. Cóż Mu w
onej strasznej chwili odpowiecie, jeśli z winy albo z niedbałości waszej dusze
dzieci waszych pozbawione będą wiecznego zbawienia? Pamiętajcie więc na ciężką
odpowiedzialność i zabezpieczajcie własne zbawienie przez zabezpieczanie, ile
jest w waszej mocy zbawienia dzieci waszych.
My zaś prosimy Boga gorąco, ażeby rodziców
i dziatki wszechmocną ręką prowadził i bronił i żeby, gdzie staranie ludzkie
nie jest dostatecznym, odwracał grożącą zgubę. Oby Boski Pasterz dusz naszych
pobłogosławił te słowa nasze, które dziś do was zwracamy, i oby dla nich
miłościwie w sercu waszym urodzajną ziemię przygotował! Kończymy tym
upomnieniem, które przed jedenastu laty wam z tego tu miasta dali wasi najwyżsi
Pasterze: «Stójcie mocno w świętej wierze katolickiej, w miłości i wierności ku
Kościołowi świętemu. Cierpcie i znoście raczej wszystko, aniżelibyście mieli w
czymkolwiek zaprzeć się Kościoła, albo też Jego nauki». Błogosławieństwo
wszechmogącego Boga, Ojca i Syna i Ducha Świętego, niech zstąpi na was i będzie
z wami po wszystkie czasy. Amen".
List ten, przez wszystkich, nawet nieobecnych na
zjeździe Biskupów pruskich podpisany, "uderzył jak grom z nieba – tak się wyraził
o nim Schorlemer Alst na wiecu monasterskim: – zmiażdżył wszystkie intrygi
nieprzyjaciół, oraz padł jak rosa ożywcza na serca katolików". Odtąd już
niemożliwe są matactwa, wykręty, pozory rozdwojeń: trzeba przyznać, że się jest
prześladowcą religii katolickiej i wiedzieć, że się ma do czynienia z sumieniem
15 milionów, stojących jak jeden mąż.
Tak przemawiają Biskupi w erze prześladowania. W
innych znajdują się warunkach Biskupi Austrii w Wiedniu obradujący. Pod berłem
rakuskim, z rządem od 6 lat konserwatywnym, widzą Kościół w pokoju względnie
największym w Europie, hierarchię w normalnej sytuacji, rozwój nieskrępowany
kościelnych instytucyj. Ale oko pasterzy nie łudzi się tą powierzchowną
pomyślnością; nie od tego są oni biskupami, żeby tylko zewnętrznego ładu i
swobodnego ruchu kółek w hierarchicznym ustroju doglądać. Jako stróże dusz
odpowiedzialni, wiedzą oni, że kiedy nieprzyjaciel zewnątrz na Kościół miotać się
nie może, tym usilniej wówczas skrada się wprost do dusz, by je truć
tysiącznymi sposoby, jadem niewiary i występku. Dlatego, korzystając z dni
pokoju, rozpatrują się w stanie dusz powierzonej sobie części owczarni
Chrystusowej, i z pasterską istnie powagą i śmiałością, wypowiadają słowa
prawdy, które ranią może serce goryczą tej prawdy, lecz oraz krzepią i leczą
je, mocą jej wypowiedzenia.
Osnową tego listu pasterskiego jest napomnienie
Chrystusa, (Mt. XVI), żebyśmy zwracali uwagę na znaki czasów w duchowym
porządku, tak samo, jak po znakach w powietrzu umiemy rozpoznawać nadchodzącą
burzę lub pogodę. Otóż znaki czasu niniejszego, mimo obecnej ciszy, przedstawiają
się Biskupom, jako "smutne, groźne, a nadto widocznie zwiastujące
burzę".
Na pierwszym miejscu, między tymi znamionami złego
stawiają pasterze nasi, nie rozkiełzanie namiętności antysocjalnych, nie
zubożenie proletariatu, nie nawet upadek moralności, ale podkopanie tego, co
jest prawdziwym fundamentem życia moralnego i doczesnej nawet pomyślności
chrześcijańskich społeczeństw – podkopanie wiary.
"Pomiędzy tymi znakami czasu
w pierwszym rzędzie wymienić należy daleko rozszerzony brak wszelkiej wiary.
Ileż to niezliczonych tysięcy znajduje się nawet pomiędzy tymi, którzy w imię
Zbawiciela świata ochrzczeni zostali, a nawet pomiędzy katolikami, którzy
zasadniczo lub też faktycznie od chrześcijaństwa się odłączyli? Iluż nie wzięło
sobie za hasło bojowe: Nie chcemy, aby ten Chrystus panował nad nami? (3) Nie tylko, że
zaprzeczają największej tajemnicy wiekuistej miłości, Wcieleniu Syna Bożego i
dokonanemu przezeń dziełu Odkupienia, lecz niedowiarstwo dni naszych idzie tak
daleko, że zaprzeczane bywają same prawdy wynikające z rozumu, jako to
istnienie Boga ponadświatowego, Stwórcy i Pana, duchowość i nieśmiertelność
duszy, a zatem i sprawiedliwość wiekuista i zapłata na tamtym świecie. A to
niedowiarstwo zamiast cofać się ze wstydem do swoich kryjówek, występuje
otwarcie z zuchwałością i z pychą, aby to wszystko, co dotąd było dla człowieka
świętym, wyszydzić, zbluźnić i zwalczyć. Na każdym polu wydobywa rzekoma
umiejętność broń, aby na Chrystusa i Kościół uderzyć... Wszystkie siły łączą
się razem, rzekoma umiejętność, sztuka i prasa, wszystko działa wspólnie, aby
zaczepiać wiarę i wprowadzić niedowiarstwo do najodleglejszej nawet chaty".
Nie we wszystkich krajach zarówno grasuje to
niedowiarstwo, zwłaszcza sekciarskie i propagandę czyniące; w Galicji
mianowicie mało go znać. Ale jakżeż wielu ludzi u nas, co mienią się
religijnymi dlatego, że religię w ogólności szanują, że uznają w niej potrzebę
ludzkości, filar państwa, warunek życia naszego narodu; – ale nie widzą w niej prawdy bezwzględnej od Boga objawionej,
nie uznają w niej obowiązku bezwzględnego względem Boga, nie rozumieją, że religia
z istoty swojej wymaga wiary i praktyki, nie dlatego, że dogadza uczuciom lub
interesom ludzkości, ale dlatego, że jest sama w sobie prawdą i obowiązkiem
najwyższym – a w następstwie dopiero wszystkiemu innemu, i uczuciu, i rozumowi, i
ojczyźnie, i państwu służy: pietas ad omnia utilis. I przeto o tyle tylko
trzymają się katolicyzmu, o ile wiążą ich z nim tradycje familijne lub
narodowe, lecz w ogóle dla wszystkich wyznań jednakowy mają szacunek, o ile w
nich upatrują element moralny i konserwatywny. Otóż i do tych zwracają się
Biskupi i mówią im, żeby się nie łudzili mniemaniem, że są katolikami. Mogą oni
nawet w danym razie służyć zewnętrznie sprawie katolickiej, ale sami dla siebie
są równie bez religii i równie pożałowania godni, jak ostatni bezwyznaniowcy.
"Nie o wiele lepszą, jak zupełne
niedowiarstwo jest i obojętność w wierze, stawianie wszystkich religij na równi,
czyli indyferentyzm. W naszym czasie
ubogim w wiarę rozszerzyło się po wszystkich klasach społeczeństwa, mianowicie
zaś w tak zwanych stanach wykształconych, mniemanie, że na religijnej wierze i
jej treści mało zależy; rzeczą główną, mówią, jest zachowanie się moralne.
Jeżeli człowiek zachowuje się względem bliźniego uczciwie i dobrze, jeżeli
obowiązki swoje jako obywatel państwa wypełnia wiernie, nie idzie wtedy o jego
poglądy religijne. Cóż rzeczecie wierni Katolicy na takie zasady, głoszone
dzisiaj w rozmowach, po gazetach i w książkach w sposób najjawniejszy?".
Czymże gromią Biskupi ten indyferentyzm? W pierwszym
rzędzie tym, że Bogu objawiającemu ci ludzie nie wierzą; w dalszym dopiero
następstwie tym, że i moralność, i porządek społeczny, o który dbają, nie dadzą
się bez fundamentu wiary ustalić.
"Bóg posyła na świat swego
jednorodzonego Syna jako światłość świata, jako jedynego nauczyciela ludzi,
jako ich Odkupiciela i Wybawcę od grzechu, od nędzy i śmierci, jako Założyciela
Kościoła do sprawowania dalszego dzieła Odkupienia i oto ma być rzeczą
obojętną, czy się naukę tego Posłannika Boskiego przyjmuje lub nie przyjmuje,
czy się uczestniczy lub nie uczestniczy w Jego dziele Odkupienia, czy się
poddaje Jego Kościołowi, lub się Mu odmawia wiary i posłannictwa? Czyż indyferentyzm
taki nie jest wzgardzeniem religii Jezusa Chrystusa, krzyczącą niewdzięcznością
względem Zbawiciela? Zaprawdę! obojętność względem wszelkiej religii, stawianie
na równi religij wszystkich, mieści już w sobie i niedowiarstwo. Albo czyż nie
jest to niedowiarstwem, jeżeli Bóg kazał ci się trzymać Jezusa Chrystusa i Jego
Kościoła, a ty odpowiadasz: nie! wszystkie religie są sobie równe!?
Główną rzeczą, mówią, jest postępowanie
moralne. Rozchodzi się tylko o to, co ma być rozumiane przez postępowanie
moralne. Jeżeli w pojęciu moralności zamknie się to wszystko, co pod tym
pojęciem rozumie i czego wymaga religia chrześcijańska i Kościół święty, to w
takim razie moralność prawdziwa bez wiary i poza wiarą rozwijać się nie może.
Budowa moralności wzniesioną być może jedynie tylko na fundamencie wiary. «Wiara,
tak uczy Kościół, jest początkiem, fundamentem i korzeniem sprawiedliwości» (4). Sprawiedliwy
żyje z wiary (5). Bo wiara stawia nie tylko wymagania, ale i daje
potrzebną siłę i nadnaturalną łaskę do moralnego działania; a bez wiary
moralność nie ma żadnego oparcia ani żadnej podstawy. Wprawdzie, jeżeli
moralność sprowadza się do pewnej szczupłej miary przyzwoitego zachowania się i
poczucia sprawiedliwości względem bliźniego, z wykluczeniem wszystkiego, co się
ustawom państwowym sprzeciwia, to postępowanie takie dalekie jeszcze od
prawdziwej moralności – możebne jest i bez wiary; ale i to tylko przy dobrym
usposobieniu i przy dobrym wychowaniu, w położeniu i w okolicznościach
szczęśliwych. Czymże jednak i ta szczupła miara moralności będzie, jeżeli tych
warunków braknie, lub gdy na człowieka burze pokus uderzą, gdy przyjdzie nędza,
ubóstwo i nieszczęścia, gdy na widok bogatych i szczęśliwych obudzi się
namiętna nienawiść i zazdrość? Jakże długo oprze się siła moralna człowieka bez
hamulca wiary? Czas, doświadczenie, codzienne objawy stanu rzeczy, dają wymowną
i niezbitą odpowiedź na to pytanie. Rzućcie okiem na niektóre warstwy naszego
społeczeństwa, które się wyzuły z wiary! Co za rozpasanie bez wszelkich granic,
zdziczenie i zgnilizna moralna w tych klasach ludności!... Dynamit i petroleum
są dla nich bronią dozwoloną, aby wszystko co istnieje z gruntu obalić".
Napiętnowawszy w ten sposób niewiarę, wylicza
następnie list pasterski inne złowrogie
znaki czasu, "które z jednej strony są skutkami niedowiarstwa i
obojętności we wierze, z drugiej przyczyniają się jeszcze do większego
osłabienia i zniszczenia wiary". Tu występuje najprzód ów szał używania,
plaga dzisiejszych społeczeństw, a zwłaszcza warstw zamożniejszych, która
mianowicie w Austrii część klas wpływowych opanowała, i do służby kraju, a tym
bardziej do życia chrześcijańskiego uniezdolniła.
"Pomiędzy owymi znakami czasu,
góruje panujący tak ogólnie praktyczny
materializm, to jest ten zmysł światowy, podług którego usiłuje człowiek
zaspokoić swój popęd do szczęścia jedynie tu na ziemi, w tym krótkim okresie
czasu, który mu wymierzony jest pomiędzy kolebką a grobem, jak gdyby po śmierci
nie miał się już czego spodziewać, ani też obawiać. Zmysł ten ziemski nie zna
nic innego, prócz pożądliwości oczu, pożądliwości ciała i pychy żywota (6). Człowiek
zmysłowy nie chce niczego innego tutaj na ziemi, jak tylko posiadać, błyszczeć
i używać. Stąd to gonienie i to ubieganie za używaniem i za przyjemnościami w
sposób przechodzący wszelką miarę i posuwający się aż do przełamania wszelkiej
zapory. Równym krokiem z żądzą używania idzie także chciwość, jako usiłowanie
do prędkiego i obfitego nagromadzenia środków, czy to w sposób dozwolony czy
niedozwolony, ku zaspokojeniu zmysłu używania. Jako konieczny skutek żądzy
używania schodzi się z tym dziś i zbytek, o jakim przed kilkoma dziesiątkami
lat nie miano i wyobrażenia. Chcąc mieć wszystko, co zmysłom pochlebia, nie
szczędzi się pieniędzy i kosztów, nawet, gdy już grozi straszydło zupełnego
zubożenia. Jednym słowem: co owi rozkosznicy dawnych czasów u mędrca wyrzekli: Pójdźcież,
a używajmy dóbr niniejszych, a zażywajmy rzeczy stworzonych prędko jako w
młodości... chodźmy w wieńcach różanych, póki nie uwiędną, żadna łąka niech nie
będzie, której by nie miała przejść rozpustność nasza (7), to stało się
dziś hasłem czasu... Jakże opłakania godnym, jak brzemiennym w następstwa jest
taki obłęd! jakie zapoznanie prawdziwego przeznaczenia człowieka! Głosi się
dziś tyle «o godności człowieka» i «o godnym człowieka bycie»; a może nigdy nie
szanowano mniej godności ludzkiej, ile obecnie. Bo czyż można było więcej
zdeptać godność człowieka, jak gdy mu się zaprzecza jego wyższego przeznaczenia
i jedynie na używanie znikomych tego życia ziemskiego rozkoszy skazuje – jak gdyby
miał skończyć jak zwierzę?".
Wszelako Biskupi nie tylko narzekają na to moralne
obniżenie, lecz wytykając dwa następne znamiona upadku, podają zarazem w ich
przeciwieństwach prawdziwe dźwignie do podniesienia jednostek i społeczeństw.
"Pan w miłosierdziu swoim życie nasze
otoczył siedmiu Sakramentami, jakby siedmioramiennym strumieniem łask. Na
wszystkich ustępach naszej ziemskiej pielgrzymki od kolebki aż do grobu,
postanowił odpowiednie środki łaski, ustanowił także uroczystą pamiątkę swej
śmierci, najświętszą ofiarę Mszy świętej, polecił na koniec modlitwę nieustanną
(8)
jako środek szczególnie skuteczny do rozwoju duchowego życia. Ale jakże wielu
katolików niedbałych jest na te zarządzenia Pańskie, unika ich i pogardza nimi!
Jak bardzo tyczy się to i świętych Sakramentów! Jak mało jest takich, którzy
rozumieją, czym jest Msza święta! Jak duch modlitwy i w sercach, i w domach
chrześcijan zaginął! A tak bez używania
środków łaski, bez ćwiczeń religijnych życie wiary musi zwiędnąć i na koniec
uschnąć. Ludzie tego rodzaju, jeżeli jeszcze nie są niedowiarkami, muszą się
stać nimi koniecznie. Mili wierni katolicy! prosimy i zaklinamy was z pełni
naszego serca, nie zaniedbujcie ustanowionych dla waszego zbawienia środków
uświęcenia...
W ścisłym związku z przytoczonymi dotąd
objawami czasu jest także, nad czym ubolewamy głęboko, coraz to bardziej
wzrastające znieważanie niedzieli i dni
świątecznych. Jakże daleko doszło już w tej mierze! W wielu
miejscowościach, osobliwie zaś we większych miastach, zaledwo znana jest
różnica pomiędzy dniami roboczymi a świątecznymi. Przemysł i handel odbywają
się w dniach Bogu poświęconych, i to
najwięcej w przedpołudniowych godzinach, tak samo, jako i w dniach
powszednich. Sklepy różnego rodzaju stoją otworem, rzemieślnicy wykonują swą
zwykłą i to hałaśliwą pracę, nieraz w pobliżu samych kościołów. Wykonują się
nawet publiczne budowy nierzadko i wtenczas, gdy praca w dnie owe mogłaby być
bez wszelkiej szkody przerwaną. Ruch na kolejach i na parowcach bywa w
niedzielę jeszcze więcej ożywiony jak kiedy indziej, choć przecież do pewnego
stopnia mógłby być ograniczony. Są
nawet okolice, w których wieśniacy bez wszelkiej obawy pracują w polach, ku
coraz to większemu zgorszeniu, choć nie ma do tego potrzeby. Obyście, Najmilsi
w Panu, na serio rozważyli skutki, jakie z tych i innych pogwałceń niedzieli
wypływają. Bądźcie przekonani, że na takich zakazanych w niedzielę robotach nie
spoczywa błogosławieństwo Boże. A choć Bóg nie zawsze zaraz wymierza za to
pogwałcenie karę, to chrześcijanie nie powinni przecież zapominać o
dawniejszych groźbach: Jeżeli pogwałcicie me Sabaty, nawiedzę was prędko
ubóstwem. Próżno siać będziecie, bo dam wam niebo z wierzchu jako żelazo, a
ziemię miedzianą. Susza spali urodzaje wasze i grad je wyniszczy. Ogień przyjdzie
na domy wasze i zniszczy wszystko coście zebrali (9). Uznali to i
wypowiedzieli już przed stu laty przywódcy rewolucji francuskiej, że zniesienie
święcenia niedzieli najprędszym już i najskuteczniejszym środkiem stawienia
przeszkody wykonaniu obowiązków religijnych i na wykorzenienie chrześcijańskiej
wiary. Synowie ciemności roztropniejsi są w rodzaju swoim od synów
światłości...".
Na piątym i ostatnim miejscu między znakami złego
wymienia list pasterski tę złowrogą waśń między narodowościami w państwie
austriackim, która w niektórych stronach do zgoła niechrześcijańskiego
rozgoryczenia doszła.
"Kto miłość swego szczepu tak
wysoko stawia – mówią uroczyście Biskupi – że aż nienawidzi narody inne i nimi
pogardza, waśnie i kłótnie pomiędzy nimi roznieca, kto w pierwszym rzędzie nie
widzi w bliźnim swym człowieka odkupionego przez Chrystusa Pana, lecz tylko
narodowego przeciwnika, ten nie myśli już więcej i nie działa w duchu
chrześcijanina, albowiem narodowość nad wiarę katolicką stawia. – I przytaczając
słowa Biskupów Austrii z roku 1849, dodają: – «Przez samolubstwo zamienia się
zdrowa miłość ojczystych dziejów, swojego języka i odziedziczonego obyczaju, w
szał gorączkowy, który widząc śmiertelnego wroga w każdym inaczej myślącym
sąsiedzie, swój własny dom podpala, aby zniszczyć mieszkanie sąsiada. Nie
oznacza to postępu, o którym oni mówią, jest to raczej opłakania godny powrót
do ciemnego barbarzyństwa pogańskich czasów;
narodowość staje się cielcem złotym, a jego cześć bałwochwalcza w żarze
rozkiełzanych namiętności wyradza się zbyt często w zwierzęcą rasową walkę,
będącą hańbą ludzkości i obrzydliwością w oczach Boga». Wszak wszyscy jesteście
dziećmi tego samego Ojca w niebie i wspólnej nam matki Kościoła. Wszyscy,
jakkolwiek w różnych językach do jednego modlicie się Boga, wszyscy odkupieni
jesteście przez tego samego Jezusa Chrystusa i uświęceni jesteście tym samym
Duchem Świętym: Jeden Pan, jedna wiara, jeden chrzest, jeden Bóg i Ojciec
wszystkich (10). W tym wysokim zjednoczeniu nie mają różnice
narodowościowe żadnego większego znaczenia... Starajcie się przeto,
upominamy Was z Apostołem, zachować jedność ducha w związce pokoju"
(11).
Scharakteryzowawszy w ten sposób śmiałymi i trafnymi
rysy moralne choroby, grasujące w społeczeństwie, ich pasterskiej pieczy
poruczonym, Biskupi wskazują następnie "dwie drogi, dwa środki, którymi
przeważnie ta zaraza po kraju się szerzy, ażeby ostrzec przed nimi
wiernych", mianowicie lożę masońską i
przewrotną prasę.
"Słusznie Ojciec święty Leon XIII,
napiętnowawszy zgubną działalność wolnomularzy, potępiwszy ich zasady i
dążenia, odkrywszy jasno cele, do których dążą, stosuje do nich słowa Psalmisty
Pańskiego: Oto nieprzyjaciele Twoi okrzyk uczynili, a którzy Cię nienawidzą,
wynieśli głowę. Przeciw ludowi Twemu radę złośliwą wymyślili, i spiknęli się
przeciw świętym Twoim. Mówili: Pójdźcie a wytraćmy je z narodu (12)... I w
rzeczy samej starają się oni bezkarnie i słowem i pismem, i wykładami po
katedrach, podstawę Kościoła zburzyć nie oszczędzając ani praw Jego, ani nie uwzględniając
posłannictwa danego Mu od Boga. A na Stolicę Apostolską i na rzymskiego Papieża
podwajają oni teraz swoje napaści. To, co zwolennicy tej sekty już dawno
pomiędzy sobą ukartowali, wypowiadają dziś otwarcie: «Potęga Papieży musi być
złamaną, Papiestwo samo musi być wygładzone z tej ziemi». – Cóż rzeczecie na
to, Katolicy; jeżeli przy takich knowaniach wolnomularstwa przeciwko katolikom
i przeciwko Kościołowi, pełno jeszcze w ich ustach miłości, tolerancji i
braterstwa? Czyż im na ślepo zaufacie, czy z narażeniem siebie samych i
najświętszego dobra dusz naszych, dacie się zwabić w ich sidła?
Ale, najmilsi, prócz tych, którzy noszą
wolnomularskie oznaki, jest jeszcze wielka liczba takich, którzy duchem z lożą
spokrewnieni ich zasady dzielą i czynnie są z nimi połączeni. Ilość tych z nimi
połączonych pomocników, przewyższa u nas nawet liczbę samych braci do loży
należących. Wprawdzie sam tajny związek jest wyrazem i przedstawicielem
wszystkich planów i usiłowań mających na celu walkę na zabój z Kościołem w
czasach dzisiejszych, ale na jego korzyść pracuje wiadomie czy niewiadomie cała
legia innych, duchem mu zupełnie wspólnych. Do nich należy także tych katolików
zaliczyć, którzy przeciwko własnemu Kościołowi i jego interesom walczą i przy
każdej sposobności stają po stronie nieprzyjaciół religii i Kościoła. Wszyscy
oni pracują w służbie jako czeladź
wolnomularstwa, w zupełnym przeciwieństwie do tego, co Ojciec święty
wiernym nakazuje: «Mąż przy mężu zająć niewzruszone stanowisko przeciwko nawale
sekciarstwa».
Najsilniejszą dźwignią w ręku loży i jej
pomocników w pracy nad odarciem społeczeństwa z cech chrześcijańskich jest
prasa, zwłaszcza periodyczna prasa, to jest
złe dzienniki. Już nieraz ostrzegali biskupi swych wiernych przed
szkodliwą lekturą. Poczuwamy się do obowiązku ponowienia jednomyślnie tej
przestrogi, jakby ona z jednych ust pochodziła, i mamy nadzieję, że słowa nasze
nie przebrzmią, jak głos wołającego na puszczy. Ale jeżeli pomimo to znajduje
się wielu takich, co wolą czerpać zasady wiary i moralności z zatrutych krynic
dziennikarstwa, zamiast gasić swe pragnienie u żywych źródeł prawdy, jeżeli
naukę swej religii chętniej biorą z dzienników redagowanych przez żydów i niedowiarków, obdarzając ich
bezwzględnym zaufaniem, a urząd nauczycielski Kościoła odrzucają; tedy oni
samych siebie i tych, którzy z nimi są związani, zawiodą do zguby i zginą przez
złe skutki własnej przewrotności.
Nasza literatura, w ogóle wzięta, działa
rozkładowo na wiarę. Tendencyjnie odciąga ona ludzkie serca od tego
wszystkiego, co wyższe i nadnaturalne, a zgina je ku ziemi. Tak samo zgubnie
działa prasa pod względem moralnym przez pisma periodyczne, pamflety i książki.
Samobójstwo, pojedynek, wiarołomność małżeńska i występki wszelkiego rodzaju
uniewinniane bywają godziwie, a nawet w aureoli cnoty przedstawiane. A często w
porywającej i olśniewającej formie – trucizna na złotym półmisku. Któż policzy
ofiary, które codziennie poddają się Molochowi złej prasy? Kto policzy
niewinnych, którzy przez złą lekturę popadli w zupełne zepsucie i odarci
zostali ze wszelkiego wstydu, kto policzy tych wszystkich pełnych nadziei
młodych ludzi, którzy dawniej żarliwymi byli katolikami, a skutkiem zgubnych
czasopism, postradali wiarę i wstąpili teraz w szeregi nieprzyjaciół wiary? Nie
łudźcie się ukochani, pod względem niebezpieczeństwa, jakie wam gotuje złe czytanie.
Kto czyta to, co jest jadem zepsucia skażone, psuje się sam i mimo woli wciąga
do siebie truciznę, w książce albo w gazecie zawartą. Kto się dotyka smoły,
ten się powala (13). Skoro pod grzechem jest nakazane unikać wszystkiego,
co wierze i dobrym obyczajom może być niebezpieczne, to grzechem jest także
czytać lub wydawać dzienniki, które takie niebezpieczeństwo mieszczą w sobie.
Niepojętą zatem jest rzeczą, jak mogą czytać takie dzienniki i czasopisma nawet
dobrzy katolicy i sami kapłani i płacić za nie! Jakże to dozwolonym by być
mogło, przyczyniać się do rozszerzania złego? a któż będzie w stanie przed
Bogiem odpowiedzieć za to, że pieniędzmi swymi płacił gazeciarzom za ich
szyderstwa i bluźnienie tego, co jest święte? Kościół święty jest przedmiotem
najzaciętszej napaści ze strony prasy, a ty płacisz wrogowi haracz i dajesz mu
pomoc przeciwko świętej Matce twojej, jedynemu zakładowi twego wiecznego
zbawienia.
Zamiast popierać złą prasę, wspomagajcie
prasę dobrą. Słusznie mówią, że prasa dobra, ma w obecnym czasie wielką misję.
Oddający w dobrej intencji, z miłości do religii i prawdy, w usposobieniu do
wyższych ideałów, siły swe na użytek prasy, są w pewnym znaczeniu misjonarzami,
tj. zwiastunami prawdy, obrońcami Kościoła i wiary, patronami najwyższych
interesów ludzkości. Zadanie ich jest piękne i wielkie. Bo tylko dobra, na
gruncie chrześcijańskim oparta prasa, może się stać tamą mocną, naprzeciw
prądom ducha czasu i być warownią pewną naprzeciw kłamstwu i zasadom
przewrotności. Jej zadaniem jest wyrazić prawdziwe potrzeby ludu i na opinię
publiczną w sposób skuteczny wpływ wywierać. Dosyć to niezawodnie powodu,
abyście żywą uwagę udzielili katolickiemu dziennikarstwu i je wszelkim sposobem
silnie wspierali".
Do tych słów biskupich, potężnych jak rozkaz ojcowski
a rzewnych jak błaganie matki, ani słowa dodać nie możemy. Same wszystko mówią.
I ten, co ich uporczywie nie posłucha, uchylić musi czoła przed ich mocą i
prawdą.
Kończąc swój wspaniały list, Biskupi austriaccy –
pięknym trafem, albo raczej objawem tego samego macierzyństwa Kościoła co w
Biskupach pruskich przemówiło – przechodzą także na rzecz wychowania dziatwy i
młodzieży. Zaczynają od wzniosłego określenia chrześcijańskiej rodziny. Stąd
wyprowadzają obowiązek i sposób chrześcijańskiego wychowywania dzieci, w domu,
w szkole i po ukończonych szkołach – śmiało przy tym piętnując braki dzisiejszego
szkolnictwa w Austrii i dotyczącego prawodawstwa, oraz zatwierdzając swój
pasterski obowiązek pracowania nad zmianą tego stanu rzeczy.
"Rodzina jest zawiązkiem i
korzeniem społeczeństwa, tak państwowego, jak i kościelnego, jest sama w sobie
społeczeństwem w miniaturze. Jakie życie rodzinne, takie i życie społeczne.
Chrystus Pan podźwignął życie rodzinne, które w starym pogaństwie wyrodziło
się, zepsuło i rozpadło, i uporządkował je według woli Boga. W szczególności
zaś nie tylko uregulował małżeńskie pożycie, ale wyniósł nadto małżeństwo do
godności Sakramentu, ogłaszając stosunek męża i żony, jako symbol i obraz,
mający przedstawiać stosunek Chrystusa do Kościoła i obdarzając stan małżeński
właściwą mu sakramentalną łaską. Skutkiem tego nie tylko małżeństwo uzyskało nowy
kształt, ale nadto całe życie rodzinne przybrało inny, uświęcony charakter.
Stosunki męża do żony, rodziców do dzieci, pana domu do czeladzi, znacznie
zmienione zostały przez chrześcijaństwo. Gdzie duch Chrystusa panuje, tam to
życie jest piękne, uporządkowane i tym duchem przesiąkłe. Z głębokim żalem,
Najdrożsi, opłakiwać nam przychodzi, że obecnie życie rodzinne pozbawione pod
wielu względami charakteru chrześcijańskiego, sprowadzone zostało nieledwo do
pogańskiego kształtu. Nie mamy zamiaru roztaczać przed waszymi oczyma tego
smutnego i ciemnego obrazu stosunków naszych rodzinnych, bo smutna
rzeczywistość w sposób przerażający przedstawia się nam ze wszystkich stron.
Zwracamy tylko uwagę, że z pozbawieniem rodziny charakteru chrześcijańskiego,
nastąpił i upadek rodziny. Ci, co pracują ustawicznie nad pozbawieniem rodziny
znamienia chrześcijańskiego, pracują przez to równocześnie i nad zagładą
rodzinnego szczęścia.
Głównym punktem i osią środkową, około
którego obraca się szczęście rodziny, jest wychowanie dzieci, jest ten punkt,
od którego zawisło szczęście lub nieszczęście rodziny. Całe zaś dzieło
wychowania zamyka Paweł święty w dwóch słowach: Wychowywajcie (dzieci) w
karności i grozie Pańskiej (14), pouczajcie je i zaprawiajcie je do chrześcijańskiego
postępowania. Obie te rzeczy, pouczanie i wdrażanie do karności podwójnie są
potrzebne w naszych czasach, bo dzisiaj dziecko bez gorliwego współdziałania
rodziców, ani się dostatecznie nie nauczy, ani do chrześcijańskich praktyk nie
wdroży. Znacie wszyscy stan szkół naszych.
Nauczyciele nie są zobowiązani ustawami uczyć po chrześcijańsku, ani wywierać
na dzieci jakikolwiek wpływ pod względem ich wychowania w domu chrześcijańskim.
Obowiązujące ustawy dozwalają, że niechrześcijanie nawet nauczycielami w
szkołach ludowych być mogą. Jest to jasne, że tacy nauczyciele młodzież szkolną
katolicką wychowywać religijnie i moralnie nie są usposobieni, i nie są w
stanie urzeczywistnić pierwsze i najważniejsze zadanie szkoły ludowej, które
według brzmienia obowiązującej ustawy szkół ludowych nie jest innym, jak «wychowywać
dzieci obyczajowo-religijnie». Książki szkolne są również bez barwy religijnej.
Cały ciężar dotyczący spoczywa na barkach katechetów. Jakżeż atoli może parę
godzin w tygodniu, przeznaczonych na naukę religii, nierzadko przy nadmiernej
liczbie dzieci szkolnych wystarczyć, aby je należycie nie tylko pouczyć, ale
wprowadzić w życie chrześcijańskie, co przecież jest rzeczą wychowania. Naszym
jest obowiązkiem nalegać na to, aby szkoły nasze znowu w duchu religijnym
urządzone zostały i nie wolno nam spocząć, aż ten cel osiągniemy. Lecz nawet i
wtedy, gdyby ten cel osiągniętym został, winno domowe wychowanie dopomagać
wychowaniu szkolnemu, co więcej, wychowanie domowe będzie zawsze rzeczą główną.
To, co się w szkole dzieje, jest w najlepszym razie tylko dalszym rozwinięciem
i podporą wychowania domowego. Im więcej przeto szkoła pod tym względem
zaniedbuje, tym więcej musi w tej mierze działać wychowanie domowe...
Wykonywujcie waszą rodzicielską władzę
jeszcze i wtenczas, gdy dzieci wasze już wyszły ze szkoły. Ach! ileż to wiele
przedtem obiecujących dzieci, popadło właśnie w tym okresie życia w sidła
występku i zepsucia na zawsze. Używajcie zatem i w tym jeszcze czasie zbawiennej
karności wobec waszych dzieci. Nie dajcie im wydostawać się z ochronnej zagrody
posłuszeństwa na drogę rozkiełzanej wolności. A i wtenczas nie wypuszczajcie z
rąk waszej ojcowskiej władzy, gdy wasze dzieci wyrosły na młodzieńców i
dziewice. Dopiero gdy ich i w tym czasie zachowacie od raf pokuszenia, możecie
z niezamąconą rodzicielską pociechą uważać dzieło wychowania za skończone... Kto
w swej młodości wiatr sieje, ten zbierać będzie w swym późniejszym życiu burzę.
Dlatego błogo wam będzie rodzice, jeżeli się wam udało zachować dzieci wasze
pośród grożących młodocianemu wiekowi niebezpieczeństw czysto i niepokalanie. Możecie
na schyłku waszego życia modlić się z otuchą, jak modlił się niegdyś Zbawiciel:
Któreś mi dał strzegłem ich i żaden z nich nie zginął, jedno syn zatracenia
(15).
Najmilsi wierni, wielkiej doniosłości są
prawdy, któreśmy wam wyłożyli. Ostrzegliśmy was przed złym duchem czasu,
daliśmy wam upomnienie, abyście pozostali wiernymi Duchowi Jezusa Chrystusa.
Teraz możemy wołać z Mojżeszem: Wzywam świadków dziś nieba i ziemię, żem
położył przed was żywot i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Obierajcie
tedy żywot, abyś i ty żył i nasienie twoje i miłował Pana, Boga twego i stał
przy Nim (16). Łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa i miłość Boża i
społeczność Ducha Świętego niech będzie z wami wszystkimi. Amen. (Dnia 20 maja
1885 roku)".
Tak jest; pouczyli nas w tym liście pasterze nasi o
doniosłych prawdach, których po części i w naszej katolickiej Polsce nie dosyć
rozumieliśmy. Ale prócz nauki dali nam i przykład: przykład śmiałości i
otwartości, z jaką wobec świata złego i niewiernego prawdę wypowiadać należy;
przykład, jak przyczyn złego a zarazem
środków podźwignienia społeczeństw, nie tyle w politycznych urządzeniach
szukać trzeba, ile w głębi przekonań i życia religijno-moralnego rodzin i
jednostek. Podczas gdy pruscy Biskupi dają przykład, czasy męczeńskie
przypominający, jak prześladowcy przeciwstawiać trzeba łączne i niezłomne non
possumus – Biskupi austriaccy dają nam znów przykład uprawniony, jak można
sprzyjać rządowi konserwatywnemu, być wiernym Koronie, a przy tym dopominać się
głośno o swoje zapoznane prawa i stanowczo wymagać sprawiedliwych reform, czy w
zarządzie, czy w ustawodawstwie. W końcu jedni i drudzy dają nam otuchę, że
prawda nie upada w świecie, owszem, że idzie ku zwycięstwu – kiedy tak pewnym
siebie i potężnym przemawia głosem.
X.
M. Morawski.
–––––––––––
Artykuł z czasopisma
"Przegląd Powszechny", Tom VIII (październik, listopad, grudzień
1885) ss. 1-19. Kraków 1885. (a)
(Pisownię i słownictwo nieznacznie
uwspółcześniono.)
Przypisy:
(1) I Piotr 4, 15. 16.
(2) Tego faktu dowodzi zresztą
liczebnie raport urzędowy Illinga, o czym zob. ustęp z "Kuriera
Poznańskiego", przytoczony w tym poszycie na końcu przeglądu
piśmiennictwa.
(3) Łk. 19, 14.
(4) Sobór Trydencki, ses. 6,
с. 8.
(5) Rzym. 1, 17.
(6) 1 Jan 2, 16.
(7) Ks. Mądr. 2, 6-8.
(8) Łk. 18, 1.
(9) Cfr. Lewit. 26, 16. 20. 34.
35.
(10) Efez. 4, 5. 6.
(11) Efez. 4, 3.
(12) Ps. 82, 2-5.
(13) Ekli. 13, 1.
(14) Efez. 6, 4.
(15) Jan 17, 12.
(16) Deuter. 30, 19.
(a) Por. 1) Ks. Marian Morawski
SI, a) Filozofia i jej zadanie.
(Wydanie trzecie). b) Kilka
słów o książce "Filozofia i jej zadanie". (Polemika z ks. Stefanem
Pawlickim CR). c) "Spowiedź" Lwa
Tołstoja. d) "Wyznania"
liberała. e) Recenzja "Bez
dogmatu" Henryka Sienkiewicza. f) Klasycyzm w szkołach średnich. g) U stóp Sfinksa. h) Rzym
– Koloseum. (Wrażenia z podróży). i) Narodowość wobec filozofii i wobec
chrystianizmu. j) O
ofierze Serca Jezusowego w Najświętszym Sakramencie. k) O nabożeństwie do
Najświętszego Serca Jezusowego w stosunku do dogmatu i kultu katolickiego.
l) Dziewięć nauk o Sercu Jezusowym, jako
Sercu Kościoła. m) O Kościele
jako znaku, któremu się sprzeciwiają. n) Świętych Obcowanie. Część pierwsza:
Komunia między duszami. o) Wieczory
nad Lemanem. Co robić. p) Podpieracz
katolicyzmu. q) Asemityzm. Kwestia żydowska
wobec chrześcijańskiej etyki. r) Dogmat
łaski. 19 wykładów o porządku nadprzyrodzonym.
3) Henryk
Hello, a) Nowoczesne wolności w
oświetleniu encyklik. Wolność sumienia – wolność wyznania – wolność prasy –
wolność nauczania. b) Syllabus w wieku
XX.
4) Abp Emil
Guerry, Kodeks Akcji
Katolickiej.
5) Ks. Walenty
Gadowski, Nauka Kościoła. Wybór orzeczeń
dogmatycznych Kościoła katolickiego i jego praw kanonicznych.
6)
"Obrona prawdy", Wypis
z Okólnika wydanego do Archidiecezji Kolońskiej.
7) Ks. Edward
Podolski, Pius IX i Leon XIII.
8) Bp Jan
Chryzostom Janiszewski, Encyklika Leona
XIII Papieża o masonii.
9) Ks. Józef Gliwa SI, a) O
czytaniu gazet. b) O kwestii żydowskiej.
10) Ks. Antoni Langer SI, a) Rozwój wiary. b) Pojęcie o Bogu w chrześcijaństwie i u filozofów. c) Św.
Tomasz z Akwinu i dzisiejsza filozofia.
11) Bp Władysław Krynicki, a) Dzieje Kościoła powszechnego. b) Pelagianizm i semipelagianizm. c) Sobór
Watykański. d) Zasady modernizmu.
12) Ks. Jacek Tylka SI, a) Dogmatyka katolicka. b) Traktat o Kościele Chrystusowym. c) O obojętności, czyli indyferentyzmie
w rzeczach religii. d) O
własnościach religii. e) O cnotach
heroicznych.
13) Ks. Maciej
Sieniatycki, a) Apologetyka czyli
dogmatyka fundamentalna. b) Zarys
dogmatyki katolickiej. c) System
modernistów. d) Modernistyczny Neokościół.
e) Problem istnienia Boga.
14) Bp Michał
Nowodworski, a) Wiara i rozum. b) Liberalizm.
(Przyp. red. Ultra montes).