Królowa Męczenników |
(Piątek przed Niedzielą Palmową)
(Święto to ustanowione zostało
około roku Pańskiego 1413)
LEKCJA (z księgi Judyty, rozdział 13, wiersz 22-25)
Ubłogosławił Cię Pan w mocy swojej, iż przez Cię
wniwecz obrócił nieprzyjaciół naszych.
Błogosławionaś Ty córko od Pana Boga wysokiego, nad
wszystkie niewiasty na ziemi! Błogosławiony Pan, który
stworzył Niebo i ziemię, bo tak dziś imię Twoje
uwielbił, że nie odejdzie chwała Twoja z ust ludzi,
którzy będą pamiętać na moc Pańską wiecznie,
iżeś dla nich nie przepuściła duszy Twej dla ucisku i
utrapienia narodu Twego, aleś zabieżała upadkowi przed
oczyma Boga naszego.
EWANGELIA (Jan, rozdz. 19, w. 25-27)
I stały przy krzyżu Jezusowym Matka Jego i siostra
Matki Jego, Maria Kleofasowa, i Maria Magdalena. Gdy tedy
ujrzał Jezus Matkę i ucznia, którego miłował,
stojącego, rzekł Matce swojej: Niewiasto, oto syn
Twój! Potem rzekł uczniowi: Oto Matka twoja! I od onej
godziny wziął Ją uczeń do siebie.
* * *
Jak niezmierne i jakiej przed Bogiem ceny były
boleści doznane przez Najświętszą Maryję Pannę w
ciągu całego Jej życia, a najbardziej podczas Męki i
śmierci najdroższego Jej Syna, już to jest dowodem,
że na ich uczczenie Kościół Boży ustanowił odrębne
święto, które obchodzi w piątek przed Niedzielą
Palmową. Łącząc się przeto w duchu z tą intencją
Kościoła, święćmy dzisiejszą uroczystość przez
rozważanie, że niezmierne boleści Maryi uczyniły Ją Królową Męczenników,
gdyż i dłużej cierpiała, i większe znosiła
cierpienia niż wszyscy razem Męczennicy.
Jak Chrystusa Pana nazywamy Królem Męczenników
dlatego, że w życiu swoim więcej wycierpiał niż
wszyscy razem Męczennicy, tak i Najświętszej Maryi
Pannie słusznie należy się tytuł Królowej
Męczenników, nabyty przez cierpienia po cierpieniach
Jej Syna największe, jakich doznał którykolwiek z
ludzi. Nie można bowiem zaprzeczyć Matce Najświętszej
tytułu i całej zasługi prawdziwego męczeństwa, gdyż
według wielu znakomitych teologów, zasługa
męczeństwa nie tyle zawisła na poniesieniu śmierci w
mękach, jak raczej na doznaniu cierpień mogących
śmierć zadać. Tak na przykład święty Jan
Ewangelista poczytywany jest za Męczennika, chociaż
zanurzony we wrzącym oleju żyć nie przestał, lecz
owszem, według wyrażenia brewiarza rzymskiego, jeszcze
zdrowszy i silniejszy niż był przedtem wyszedł z tej
męki. Według świętego Tomasza, Doktora Anielskiego,
dość jest zaprzeć się siebie samego aż do śmierci,
aby chwały męczeństwa dostąpić.
Tym to sposobem Maryja nie tylko umieszczona jest
pośród Męczenników, lecz trwałością swoich
boleści przewyższyła wszystkich w ich cierpieniach,
gdyż całe Jej przebłogosławione życie było niejako
długim męczeństwem. Obdarzona szczególnym darem
rozumienia Pisma Bożego, pojmowała najdokładniej
wszystkie ustępy proroctw tyczących się Chrystusa Pana
i Jego śmierci, i stosowała się do mających
nastąpić wypadków, jak to sama św. Brygidzie
objawiła. Męczeństwo Jej poczęło się przeto od
chwili, gdy ukazał się Jej anioł, zwiastując, iż
stanie się Matką Zbawiciela, mającego ponieść
okrutną mękę dla zgładzenia grzechów ludzkich.
Smutek i boleść, jakiej z tego powodu doznawała
Najświętsza Maryja Panna, wzmogły się jeszcze
bardziej, gdy została Matką Zbawiciela, tak że w
istocie całe Jej życie stało się nieustannym
męczeństwem. Objawienie, jakie miała święta Brygida
w Rzymie, najzupełniej potwierdza to zdanie. W
objawieniu tym widziała ta Święta Matkę Bożą, a
obok Niej świętego Symeona, wielkiego kapłana, który
przepowiedział, że Jej serce przeniknie miecz boleści,
i anioła, trzymającego w ręku długi i skrwawiony
sztylet, wyobrażający boleści, którymi przepełnione
było życie Najświętszej Panny (Objawienie św.
Brygidy Ks. 7). "Jak róża wzrasta, rozwija się i
zakwita pomiędzy kolcami - powiedział anioł świętej
Brygidzie - tak Panna Najświętsza żyła na tym
świecie wśród ciągłych boleści; i jak w miarę
rozwijania się róży wzrastają około niej i ciernie,
tak i ta Róża Duchowna, Maryja, im dalej zapuszczała
się w lata, tym większych boleści doznawała".
Lecz Maryja jest Królową Męczenników nie tylko
dlatego, że dłuższe od nich poniosła męczeństwo,
lecz i z tego powodu, że więcej cierpiała niż wszyscy
Męczennicy. Któż Jej cierpienia ocenić potrafi!
Kościół święty stosuje do nich słowa proroka
Jeremiasza, odnoszące się do zburzonej Jerozolimy: Komu cię przyrównam, albo komu cię
przypodobam córko Jerozolimska? Bo wielkie jest jako
morze skruszenie twoje; któż cię zleczy?
(Tren. 2,13). Dlatego to utrzymuje św. Anzelm, że gdyby
nie ciągły cud Boski, Maryja w każdej chwili życia
swojego powinna by była umrzeć od boleści, jakiej
doznawała. "Cierpienie bowiem i boleści Maryi
były tak wielkie, - przydaje św. Bernardyn Seneński, -
że gdyby je pomiędzy wszystkich ludzi rozdzielić,
część, jaka by na jednego przypadła, dostateczna
byłaby do zadania każdemu śmierci" (Bern.
hom.16).
Zastanówmyż się teraz nad powodami, dla których
męczeństwo Maryi było większe od męczeństwa innych
Męczenników. Najpierw cierpienia innych świętych
Męczenników i Męczenniczek były to cierpienia zadane
tylko ich ciału. Żelazo katowskie, albo ogień,
dotykały ich członki, gdy tymczasem Maryja cierpiała
na sercu i na duszy, według proroctwa Symeona: duszę Twą własną
przeniknie miecz (Łuk. 2,35). Jakby
mówił: "O! Panno Najświętsza! inni Męczennicy
cierpieć będą musieli na ciele, lecz Ty na duszy
poniesiesz niezmierne boleści. Serce Twoje umęczone
zostanie męką Syna Twojego!". Otóż o ile dusza
wyższa jest nad ciało, o tyle cierpienia moralne,
boleści i utrapienia serca przewyższają cierpienia
tylko na ciele doznane. Pomiędzy cierpieniem duszy a
cierpieniem ciała, powiedział Pan Jezus św. Katarzynie
Seneńskiej, żadnego nie masz porównania. "Na
górze Kalwarii zatem - pisze opat Arnold - dwa były
ołtarze: jeden w sercu Maryi, drugi w ciele Chrystusa.
Jezus ciało, a Maryja duszę poświęcili na ofiarę
Bogu".
Nadto, powiada święty Antoni, ofiara Męczenników
ograniczała się do tego, że z samych siebie czynili
ofiarę, gdy Maryja poświęciła życie Syna, milion
razy droższego Jej od własnego życia. A tak w sercu
swoim przecierpiała to wszystko, co Jezus przecierpiał
na ciele, lecz widok męki Syna zadawał Jej samej mękę
jeszcze dotkliwszą, jeszcze boleśniejszą, niźli gdyby
jej sama doznała. Prócz tego nie masz wątpliwości,
że Maryja boleśnie odczuła również wszystkie
zniewagi i obelgi, którymi w Jej obecności okryto
Zbawiciela. Inaczej być nie mogło, gdyż dla rodziców,
a szczególnie dla matek, gdy są przy cierpieniach
swoich dzieci, cierpienia te stają się ich własnymi
cierpieniami. Święty Augustyn, mówiąc o matce
Machabeuszów, obecnej męczeństwu synów, powiada, iż
patrząc na nich, w każdym z nich umęczona została, bo
każdego z nich sercem matki kochała: "nosząc ich
w sercu, a oczyma widząc ich męczarnie, w duszy
podobną mękę ucierpiała". To samo działo się z
Maryją: biczowanie, koronowanie cierniem, przybicie do
krzyża, ugodzenie w bok włócznią, nie zadały jednej
rany Jezusowi, nie obudziły jednego cierpienia w ciele
Jego przenajświętszym, którego by nie doznała Maryja
w duszy i które by nie zwiększało Jej męczeństwa.
Maryja na duszy tak umęczona została, że jak się
wyraża św. Wawrzyniec Justynian, serce Maryi stało
się najwierniejszym zwierciadłem męki Chrystusowej: w
nim odbiły się rany, boleści, gwoździe, wszystkie
cierpienia Zbawiciela i wszystkie zniewagi. "A
wszystkie rany i bóle - przydaje święty Bonawentura -
po całym ciele Syna rozrzucone, w jedno serce matki się
skupiły, niezmierną boleścią Ją napełniając".
Tak tedy Matka Najświętsza, przez współczucie
męki Syna swojego, na sercu i na duszy była ubiczowana,
okryta zniewagami i z Nim do krzyża przybita, co wyżej
przytoczony święty Doktor pięknie wyraża, mówiąc:
"Gdzieś Ty przebywała, Matko Bolesna, gdyś na
Kalwarię wstąpiła? czy pod krzyżem stałaś? O! nie,
Tyś na krzyżu była, z Synem ukrzyżowana". A inny
pobożny pisarz wykładając słowa Izajasza: Samem tłoczył prasę;
szukałem, a nie było pomocnika,
powiada: Prawda, Panie, że w sprawie odkupienia ludzi
nie było człowieka przy Tobie, który by cierpienia
Twoje podzielał; lecz stała obok Ciebie niewiasta
jedna, Matka Twoja Najświętsza, która wszystkie rany
Twoje poniesione niewinnie na ciele, odniosła na sercu.
Lecz i to nie dość powiedzieć, mówiąc o
boleściach Maryi, albowiem patrząc na cierpienia Jezusa
więcej bolała, aniżeli gdyby te cierpienia sama tylko
była znosiła. Powszechne to jest zdanie, że rodzice w
dwójnasób czują przykrości, których doznają ich
dzieci, i chociaż to nie na wszystkich rodzicach się
sprawdza, tu miało to niewątpliwie miejsce, gdyż
Maryja bez wątpienia nad własne życie kochała Syna
swojego. "Maryja - mówi święty Amancjusz -
większej boleści doznała z męki Zbawiciela, niż
gdyby sama była umęczona, gdyż nieporównanie więcej
niż siebie samą i własne życie, kochała tego,
którego w Jej oczach umęczono i nad którego męką
bolała". Łatwo to pojąć, pamiętając zdanie
świętego Bernarda, że dusza więcej jest w
przedmiocie, który kocha, niż w ciele, który ożywia.
Gdy przeto Maryja więcej żyła w miłości Jezusa, niż
w sobie samej, gdyż Jezus był prawdziwie Jej życiem i
jakby duszą Jej duszy, musiała, patrząc na Jego
skonanie, większej doznać boleści, niż gdyby sama od
podobnych cierpień była umierała.
Lecz jest inna jeszcze okoliczność, wynosząca
męczeństwo Maryi nad cierpienia wszystkich innych
Męczenników: oto że Maryja przez cały ciąg męki
Jezusowej cierpiała bez żadnej ulgi i pociechy. Wśród
najokropniejszych męczarni i pod mieczem katów
Męczennicy znajdowali największą pociechę w miłości
Jezusa i z niej całe swoje męstwo czerpali. Lecz Matka
nasza Najświętsza, wśród boleści swoich, czyż mogła
w miłości Syna swojego znaleźć podobną pociechę? O!
nie, - bo właśnie Syn Jej najdroższy był powodem jej
cierpień, miłość do Jezusa była Jej męczeństwem,
ta miłość Ją męczyła, a im była silniejsza, tym
silniej Ją dręczyła, bo całe męczeństwo Maryi było
w tej miłości Jezusa, męczonego w Jej oczach i w Jej
oczach na krzyżu umierającego! Im więcej i silniej Go
kochała, tym więcej nie tylko cierpiała, ale tym
więcej pozbawiona była wszelkiej pociechy!...
Pewną jest rzeczą, że im więcej kocha się jaki
przedmiot, tym dotkliwsza jego strata. Śmierć brata
rodzonego więcej zasmuca, niż śmierć obcego
człowieka, śmierć dziecka więcej niż zgon
przyjaciela. Aby więc ocenić boleść Maryi przy męce
Jej Syna, potrzeba ocenić Jej przywiązanie do Niego.
Lecz któż tę miłość Maryi do Jezusa pojąć
potrafi? Św. Amancjusz powiada, że w przywiązaniu
Maryi do Jezusa łączyły się dwa uczucia
najsilniejsze, jakich serce człowieka doznać jest
zdolne: uczucie nadprzyrodzonej miłości Boga - a
miłości duszy najświętszej, jaką sobie wyobrazić
można, i uczucie przyrodzonego przywiązania Matki do
Syna - a Matki najprzywiązańszej do Syna
najdoskonalszego, jakiego również wyobrazić sobie
tylko można. Dwa te uczucia łącząc się w sercu Maryi
w jedno uczucie miłości i przywiązania nie mające
granic, sprawiały, że Maryja kochała Jezusa całą
potęgą miłości, do jakiej tylko serce ludzkie
wznieść się zdoła. Dlatego - mówi błogosławiony
Ryszard od świętego Wawrzyńca - jak nie było
miłości podobnej miłości Maryi, tak również nie
było boleści podobnej Jej cierpieniom. Ponieważ Maryja
kochała Jezusa bez miary, tedy bez miary cierpieć
musiała, patrząc na mękę i śmierć Jego. "Nie
było i nie będzie - mówi święty Bernard - cierpienia
sroższego, bo nie było i nie będzie Syna
droższego". Mało więc jest powiedzieć, że
Maryja tak srogie przy męce Syna swojego poniosła
cierpienia, iż męczeństwo Jej było większe od
męczeństwa wszystkich razem Męczenników. Święty
Anzelm powiada, że cokolwiek ucierpieli Męczennicy,
wszystko za niewielkie cierpienia, albo raczej za żadne
poczytać można w porównaniu z tym, co ucierpiała
Maryja. Na koniec jeden z świętych Doktorów taką myśl
wyraża: "Boleść Maryi przy męce Jezusa była tak
wielka, że ona jedna mogła godnie opłakać śmierć
Boga-Człowieka z taką boleścią i takim
współczuciem, jakiego tylko mógł po istocie
stworzonej wymagać Bóg, za dobrodziejstwo odkupienia
ludzi krwią Syna swojego".
Lecz, o Panno Najświętsza - woła święty
Bonawentura - czyż potrzeba było, abyś i Ty
poświęcała się za nas na górze Kalwarii i
męczeństwo tam poniosła? Czyż nie wystarczała na
odkupienie świata śmierć Syna, aż póki nie zostanie
ukrzyżowana i Matka? O! wystarczała bez wątpienia
śmierć Jezusa do okupu świata i tysiąca światów;
lecz przemiłościwa Matka nasza, łącząc swoje
boleści z męką Syna swojego, chciała tym sposobem i
sama współdziałać w sprawie odkupienia naszego. Jak
cały świat zawdzięcza Zbawicielowi mękę poniesioną
dla zbawienia ludzi, tak podobnie winniśmy Maryi
wdzięczność za męczeństwo dobrowolnie za nas
poniesione. Cierpienia i niezmierne boleści Maryi były
bowiem dobrowolne i poniesione z wielkiej Jej ku ludziom
miłości, gdyż według objawienia, jakie miała
święta Brygida, Najświętsza Panna była gotowa
wszelkie ponieść męczarnie, byle ludzie zostali
zbawieni i byle zasługi swoje mogła za nas ofiarować.
I tej jedynie pociechy doznała Matka Najświętsza
wśród swoich boleści; sama myśl, że śmierć Jej
Syna pojedna ludzi z Bogiem, łagodziła Jej
niewypowiedziane cierpienia.
Za taką miłość Maryi ku nam powinniśmy przez
wdzięczność ulitować się przynajmniej nad Jej
boleściami. Lecz niestety! jakże mało kto o nich
pamięta, jak mało kto je rozmyśla, jak wielu nigdy o
nich nie wspomni! Uskarżała się na to sama Matka
Bolesna przed świętą Brygidą, pobudzając tę
Świętą, aby często rozmyślała Jej boleści:
"Spoglądam - mówiła Najświętsza Panna w
objawieniu - na wszystkich żyjących na świecie i
szukam między nimi rozmyślających Moje boleści i
współubolewających ze Mną, lecz nie bardzo wielu
takich znajduję. Gdy więc córko Moja tak kto z ludzi
pamięta o tym, co dla nich wycierpiałam, i gdy tak
wielu zapomniało o Mnie, ty miej Mnie w swojej pamięci.
Rozmyślaj boleści Moje, ubolewaj wespół ze Mną, i
ile możności naśladuj Moją cierpliwość w swoich
dolegliwościach".
Jak zaś mile przyjmuje Pan Jezus nabożeństwo do
Siedmiu Boleści Jego Matki Najświętszej, dowodem
pomiędzy wielu innymi jest i to, co razu pewnego
powiedział błogosławionej Weronice z Binasko:
"Córko Moja, drogie są w oczach Moich łzy wylane
nad rozmyślaniem męki Mojej, lecz Matkę Moją tak
kocham, że łzy wylane nad Jej boleściami jeszcze
więcej Mnie poruszają".
Nauka moralna
Chrystus Pan przyrzekł czcicielom boleści Maryi
szczególne łaski. Święty Alfons Liguori pisze, że po
Wniebowzięciu Najświętszej Panny błogosławiony Jan
Ewangelista, pragnąc obaczyć jeszcze raz na ziemi tę
Matkę swoją najdroższą, gorąco Ją prosił, aby mu
się objawiła. Jakoż ujrzał Matkę Bożą wraz z Panem
Jezusem i usłyszał, jak prosiła Syna o szczególne
łaski dla wszystkich mających nabożeństwo do Siedmiu
Jej Boleści. Chrystus Pan uczynił zadość Jej prośbie
i przyrzekł:
1. Że ktokolwiek udawać się będzie do Matki
Najświętszej, jako Matki Bolesnej, i przez Jej boleści
prosić będzie o potrzebne łaski, może być pewnym,
iż nie umrze bez szczerej pokuty za grzechy. 2. Że
uwolniony będzie od przerażenia i ucisków
wewnętrznych, jakich zwykle doznaje się w ostatniej
godzinie. 3. Że za życia będzie pamiętał o Męce
Pańskiej, aby po śmierci szczególną za to nagrodę
otrzymał w Niebie. 4. Że wszyscy czczący pobożnie
boleści Matki Najświętszej, mieć Ją będą za
szczególną swoją Panią i Władczynię, i że Maryja
będzie mogła rozporządzać nimi według woli swojej.
Różne pobożne dzieła przytaczają liczne wypadki i
przykłady na stwierdzenie tego podania. Rozważ to
dobrze, duszo pobożna.
Modlitwa
Boże, w którego Męce według proroctwa Symeona
przenajsłodszą duszę błogosławionej Matki Twojej
Maryi Panny miecz boleści przeniknął, daj
miłościwie, abyśmy to przebicie Jej Serca i Jej
boleści ze czcią rozpamiętywając, błogosławionymi
zasługami i modlitwami wszystkich Świętych wiernie pod
krzyżem stojących wsparci, Męki Twojej zbawiennych
skutków uczestnikami się stali. Który żyjesz i
królujesz z Bogiem Ojcem i Duchem świętym. Amen.
Żywoty Świętych Pańskich
na wszystkie dni roku, Katowice/Mikołów 1937 r.