STRONA INTERNETOWA POWSTAŁA W CELU PROPAGOWANIA MATERIAŁÓW DOTYCZĄCYCH INTEGRALNEJ WIARY KATOLICKIEJ POD DUCHOWĄ OPIEKĄ św. Ignacego, św. Dominika oraz św. Franciszka

Cytaty na nasze czasy:

"Człowiek jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją. Inne zaś rzeczy na obliczu ziemi są stworzone dla człowieka i aby mu pomagały do osiągnięcia celu, dla którego jest on stworzony"

Św. Ignacy Loyola


"Papa materialiter tantum, sed non formaliter" (Papież tylko materialnie, lecz nie formalnie)

J.E. ks. bp Guerard des Lauriers



"Papież posiada asystencję Ducha Świętego przy ogłaszaniu dogmatów i zasad moralnych oraz ustalaniu norm liturgicznych oraz zasad karności duszpasterskiej. Dlatego, że jest nie do pomyślenia, aby Chrystus mógł głosić te błędy lub ustalać takie grzeszne normy dyscyplinarne, to tak samo jest także nie do pomyślenia, by asystencja, jaką przez Ducha Świętego otacza On Kościół mogła zezwolić na dokonywanie podobnych rzeczy. A zatem fakt, iż papieże Vaticanum II dopuścili się takich postępków jest pewnym znakiem, że nie posiadają oni autorytetu władzy Chrystusa. Nauki Vaticanum II, jak też mające w nim źródło reformy, są sprzeczne z Wiarą i zgubne dla naszego zbawienia wiecznego. A ponieważ Kościół jest zarówno wolny od błędu jak i nieomylny, to nie może dawać wiernym doktryn, praw, liturgii i dyscypliny sprzecznych z Wiarą i zgubnych dla naszego wiecznego zbawienia. A zatem musimy dojść do wniosku, że zarówno ten sobór jak i jego reformy nie pochodzą od Kościoła, tj. od Ducha Świętego, ale są wynikiem złowrogiej infiltracji, jaka dotknęła Kościół. Z powyższego wynika, że ci, którzy zwołali ten nieszczęsny sobór i promulgowali te złe reformy nie wprowadzili ich na mocy władzy Kościoła, za którą stoi autorytet władzy Chrystusa. Z tego słusznie wnioskujemy, że ich roszczenia do posiadania tej władzy są bezpodstawne, bez względu na wszelkie stwarzane pozory, a nawet pomimo pozornie ważnego wyboru na urząd papieski."

J.E. ks. bp Donald J. Sanborn

sobota, 17 września 2016

Papiestwo - x. dr Jules Didiot

Znalezione obrazy dla zapytania papiestwo 
   Nazwa papież, papa, oznacza w języku greckim ojca; stąd papiestwo znaczy tyle co ojcostwo, ojcostwo widzialne, przez Chrystusa Pana ustanowione dla zarządu nadprzyrodzoną Jego rodziną, Jego Kościołem widzialnym. Ponieważ zaś w Kościele tym wykonywa się to ojcostwo trzema sposobami i w trzech sto­pniach - przez Najwyższego Pasterza, przez biskupów, przez ka­płanów, - stało się przeto, że nazwę papieża nadawano - nie tyl­ko najwyższemu Pasterzowi, Papieżowi wielkiego Rzymu, lecz także innym biskupom, a nawet zwykłym kapłanom. Ale na Zacho­dzie nazwa ta dziś i od wielu wieków zastrzeżona została samemu tylko biskupowi rzymskiemu, ojcu ojców i pasterzowi pasterzy. Pa­piestwo zatem, w znaczeniu, jakie mu tu nadajemy, jest-to urząd, nadprzyrodzonym sposobem powierzony biskupowi rzymskiemu.
 
II. Wszystko co mamy do powiedzenia o papiestwie, stre­szczamy w czterech zdaniach, które będą przedmiotem czterech roz­działów niniejszego artykułu:

l-o Chrystus ustanowił swój Kościół na osobie apostoła św. Piotra, jako na podwalinie, i pod władzą jego, będącą władzą prawdziwego monarchy duchowego;

2-o Chry­stus chciał, aby to znaczenie św. Piotra było wieczne w Kościele, i przyznał je na zawsze biskupom rzymskim, papieżom, prawym na­stępcom św. Piotra;

3-o urząd św. Piotra i jego następców, odno­śnie do zarządu Kościołem, jest urzędem prawdziwego prymatu;

4-o tenże sam urząd, odnośnie do nauczania Kościoła, jest urzędem nieomylnym.

 
§ I. Św. Piotr i Kościół Chrystusów.

I. Odnośnie do tego pierwszego punktu posłuchajmy auten­tycznego orzeczenia samego Kościoła  na Soborze Watykańskim (Sess. IV, przedm. i roz. I): „Ażeby episkopat pozostawał jednym i nierozdzielnym i ażeby przez tę jedność biskupów ogół wszystkich wiernych był zachowany w jedności wiary i społeczności, Chry­stus Jezus ponad innymi apostołami umieścił błogosławionego Pio­tra i na nim osadził wiecznietrwały pierwiastek i widzialną, pod­walinę tej podwójnej jedności, aby na jego trwałości pobudować świątynię wieczną, i aby na sile jego wiary wznosiła się wspaniała budowa Kościoła, mająca sięgać aż do nieba” (Leo Mag. Serm, 4, al. 3, cap. 2, in die natalis sui). „Nauczamy przeto i orzekamy, zgodnie ze świadectwem Ewangelii, że Chrystus Pan bezpośrednio i wprost przyobiecał i udzielił błogosławionemu apo­stołowi Piotrowi prymat jurysdykcyi nad całym Kościołem bożym. Do samego bowiem tylko Szymona, do którego przedtem był po­wiedział, że będzie się nazywał Cephas, i od którego otrzymał wy­znanie: Tyś iest Chrystus Syn Boga żywego, powiedział Pan te uro­czyste wyrazy: Błogosławionyś iest Simonie Bariona, bo ciało y krew nie obiawiła tobie, ale Ociec móy, który iest w niebiesiech. A ia tobie powiadam, iżeś ty iest opoka, a na tey opoce zbuduię Kościół móy, a bramy piekielne nie zwyciężą go. Y tobie dam klucze królestwa nie­bieskiego, a cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane y to w nie­biesiech, a cokolwiek rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane y w nie­biesiech. (Mat.  XVI, 16-19). „Samemu też Szymonowi Piotrowi Chrystus po swym zmartwychwstaniu powierzył władzę najwyższego pasterza i przewodnika całej owczarni, gdy rzekł: „Paś owce moie, paś baranki moie” (Jan XXI, 15-17).

Ponieważ dogmatyczny powyższy wykład omawianej prawdy zawiera dowody z Pisma św. wyjęte, przeto niema potrzeby pona­wiać tu dowodów biblijnych; ograniczymy się przeto tylko na uwa­dze, że na poparcie tej prawdy mamy najstarsze i najautentyczniej­sze dowody historyczne, które aczkolwiek może mniej rozwinięte, niżby się pragnęło, nie mniej jednak są silne i wyraźne. Przypo­minamy mianowicie dekret pp. Stefana I przeciw heretykom nowo­chrzczeńcom, dekret pp. Gelazego na synodzie rzymskim r. 494, list pp. Leona IX do cesarza Michała Cerularyusza, potępienie drugie­go zdania Marsyliusza z Padwy przez pp. Jana XXII, potępienie siódmego zdania Jana Husa przez Sobór Konstancyeński i pp. Mar­cina V, i wreszcie potępienie zdań następujących, przedstawionych Inkwizycji rzymskiej za panowania Innocentego X: „Św. Piotr i św. Paweł są to dwaj zwierzchnicy Kościoła, którzy w nim stanowią jedną tylko głowę; są to dwaj przywódcy i najwyżsi zwierzchnicy Kościoła katolickiego, najściślejszą jednością ze sobą złączeni; są to dwie głowy Kościoła powszechnego, prawdziwie bosko w jedną złączone; są to dwaj najwyżsi pasterze i przełożeni Kościoła, jedyną jego głowę stanowiący.” Zdania te były osądzone i jako herety­ckie uznane „w tym znaczeniu, że głoszą zupełną równość pomię­dzy św. Piotrem i św. Pawłem, bez żadnego podporządkowania i pod­dania tego ostatniego pod powagę tamtego, w zakresie władzy naj­wyższej i w zarządzie Kościołem powszechnym.” Naukę, zawartą w powyższych aktach papieskich potwierdza w sposób najoczywistszy bardzo wyraźna i stała tradycja Ojców Kościoła, teologów i egzegetów.
 
II. Pomimo to jednak, ze strony protestantów i janseni­stów, racjonalistów i regalistów zarzuca się:

l-o że Chrystus nie zamierzał czynić Kościoła swego tak jednym, jak to Rzym sądzi i naucza;

2-o że Piotr święty w kolegium apostolskim nie miał tego przeważającego znaczenia najwyższego zwierzchnika, prawdzi­wego monarchy;

3-o że przydomek jego, Cephas czyli opoka, jest tylko nie zbyt pochlebną aluzją do jego upartego charakteru, i nic więcej;

4-o że Chrystus oświadczył, iż zbuduje Kościół nie na oso­bie Piotra, ale co najwyżej na wierze jego i na wierze innych apo­stołów w bóstwo Chrystusowe;

5-o że bramy piekielne jeśli nie mo­gły przezwyciężyć tej wiary, to przecież przemogły samego Piotra, który zdradził swego mistrza i który przeto nie był ową nieporu­szoną opoką Kościoła;

6-o że władza związywania i rozwiązywania zarówno udzielona została innym apostołom jak św. Piotrowi, że zatem oni mają tak samo jak on klucze królestwa niebieskiego i że tak samo jak on są pasterzami baranków i owiec;

7-o legen­dowe zatem przywileje, jakie Piotrowi później nadawano, są czy­stym wymysłem, jeśli nie jego osobistej wyobraźni, to przynajmniej wymysłem ambitnych papieży, lub kapłanów, pragnących wywyż­szenia swych miast Antiochii, Aleksandrii lub Rzymu, wreszcie sa­mych nawet wiernych, oczarowanych jeśli nie uwiedzionych historią, przyznać trzeba, bardzo ciekawą tej tak dziwnej a tak pocią­gającej osobistości apostolskiej.
 
III. Odpowiadamy:

l-o Udowodniliśmy w artykule Kosmos, że Kościół katolicki jest prawdziwą i silną jednością, która  czyni zeń jedno jedyne społeczeństwo, jedną jedyną budowę moralną i nad­przyrodzoną. Sam przeto pierwiastek tej jedności powinien być bar­dzo silny i bardzo realny; a tym właśnie pierwiastkiem jest sama osoba Szymona, Syna Janowego, który jest Cephas czyli Piotr, najzu­pełniej określony samymi słowami Chrystusa Pana, i jedynie przez Niego oznaczony w dwóch znanych tekstach biblijnych, które tu przede wszystkim mamy przed oczyma. (Mat. XVI, 16, 17;  Jan XXI, 15—17).

2-o Jakkolwiek Piotr św. został po innych apostołach zali­czony do grona apostolskiego, to przecież naprzód otrzymał od Mi­strza bardzo znaczący przydomek Cephas, Petrus, Opoka (Jan I, 42). Aczkolwiek nie jest najbardziej umiłowany, otrzymuje wszakże od tej chwili pierwsze miejsce w rzędzie apostołów, przyznawane mu przez nich wszystkich, jak świadczy Ewangelia, zarówno przed jak po śmierci i zmartwychwstaniu Zbawiciela. Jeśli może Cephasowi opiera się Paweł w przedmiocie karności kościelnej odnośnie do zwyczajów żydowskich, to z pewnością tegoż Piotra idzie szukać w Jerozolimie, aby pod sąd jego poddać swe apostolstwo i swe gło­szenie Ewangelii. Chociaż obecność św. Jana Mniejszego w Jero­zolimie, gdzie jest on pierwszym biskupem, dosyć go uwydatnia w dziejach pierwszych lat po Zesłaniu Ducha św., to niemniej je­dnak Piotr pozostaje głównym apostołem, a nawet księciem apostołów; okazują to wyraźnie Dzieje Apostolskie, napisane przez św. Łukasza, każdemu, kto systematycznie zamykać nie chce oczu na światło prawdy.

3-o Przydomek Cephas w żadnym razie nie może mieć znacze­nia ubliżającego, ani w chwili, kiedy Jezus mu go przyznaje, ani gdy mu go przypomina, wskazując nań jako na podstawową opokę, mającą dać Kościołowi jedność, spoistość, trwałość. Zresztą, cha­rakter Szymona Piotra żadną miarą nie zasługiwał na taką ocenę: nie ma on wcale nieugiętości i twardości opoki; jest-to charakter raczej kochający, porywczy, gorący, szlachetny, i naturalnie cokol­wiek słaby.

4-o Dosyć będzie powołać się na tekst biblijny: „Ty iesteś opoka, a na tey opoce zbuduię Kościół móy,” aby się przekonać, że owym fundamentalnym kamieniem Kościoła nie jest ani wiara Piotrowa, ani boskość Chrystusa, ani wspólna wiara Piotra i aposto­łów w tęż boskość, lecz formalnie i jedynie jest nim osoba Piotra; miał on być nazwany Opoką (Vocaberis Cephas (Jan I, 42), i rze­czywiście tak nazwany został (tu es Petrus Mat. XVI, 16), albo­wiem Chrystus zbudował na nim Kościół, jakby na jakiejś opoce (tu es Petrus et super hanc petram etc). Gdyby zaś wiara Piotra lub wiara innych apostołów była owym kamieniem, przeznaczonym do dźwigania budowy Kościoła, wówczas powyższe słowa Chrystusa byłyby niezrozumiałe i niemądre. A jakkolwiek niektórzy ojcowie Kościoła, niektórzy egzegeci katoliccy, chcieli obok naszego tłumaczenia, opartego na zdrowym rozumie i tradycji, podawać inne, bardziej wyszukane i subtelne, to jednak nigdy nie myśleli prze­czyć pierwszego tłumaczenia, lecz pragnęli tylko mniej lub więcej udatnie uzupełnić prostą i jasną prawdę.

5-o Wówczas gdy św. Piotr upadł, gdy się zaparł swego Mi­strza, nie był jeszcze zwierzchnikiem Kościoła, urzędem tym bowiem obdarzony został dopiero po zmartwychwstaniu Pańskim, i gdy mu Chrystus powiedział: „Paś owce moie, paś baranki moie.” Nie miał jeszcze wówczas tej łaski stanu, mającej nie dopuścić zdrady Ko­ścioła przez odłączenie go od prawdy i dobra, objawionego przez Boga. I rzeczywiście, nie potrzebował jeszcze wówczas tej ła­ski, tej nadprzyrodzonej asystencji boskiej, gdyż działał wtedy jako osoba prywatna, nie zaś jako zwierzchnik Kościoła, mający prawo rozkazywać wiernym i rządzić nimi. Zresztą, nawet już po ostatecznym objęciu tego wzniosłego urzędu, Piotr mógłby był upaść w grzechy osobiste ciężkie, a tym samem jeszcze nie zatracić swej nadprzyrodzonej siły węgielnego kamienia Kościoła; gdyż udzie­lona mu asystencja boska rozciąga się tylko do czynów jego wła­dzy i do sprawowania takowej; po za tym asystencja rzeczona nie czyni go bezgrzesznym i nieomylnym; a jeśli, jak to w przeważnej większości nauczają teologowie. Piotr św. został umocniony w łasce od chwili objęcia swego najwyższego urzędu, stało się to nie gwoli tego urzędu, lecz jedynie gwoli apostolstwa, które mu było wspólne z innymi apostołami, i które im udzielało tenże sam przywilej bez­grzeszności. A przeto, w historii życia św. Piotra nic nie upowa­żnia do mówienia, że zbywało mu na tej trwałości, jaką Chrystus Pan przypisuje podstawie i podwalinie Kościoła.

6-o Prawda, że, Chrystus Pan wszystkim apostołom razem na­dał władzę związywania i rozwiązywania (Mat. XVIII, 18), ale przedtem powierzył ją był Piotrowi osobiście (Mat. XVI, 19), wska­zując tym sposobem pierwszeństwo Piotra w posiadaniu i używaniu tej władzy. Nadto zauważyć trzeba, że klucze królestwa niebie­skiego, to znaczy oczywiście władza najwyższa w monarchii kościel­nej, powierzone zostały samemu tylko Piotrowi; że jemu jedynie przyznany został przymiot i urząd opoki Kościoła; że jemu same­mu nakazuje Chrystus paść baranki i owce, to znaczy całą owczar­nię swoją. Jeśli zatem władza związywania i rozwiązywania, wła­dza kluczów, władza pasterska, władza podtrzymywania Kościoła i utrzymywania go w jedności, należy do wszystkich apostołów, to zawsze pod powagą Piotra z podporządkowaniem innych pod jego pierwszorzędną godność, i w jedności wiary oraz kultu, którego on jest centrum.

7-o Wobec najwyraźniej szych faktów nie może się ostać teoria, podług której przywileje św. Piotra miałyby być wytworem jego własnej gorącej wyobraźni, ambicji następców jego w Rzymie, pewnych duchownych próżnego ducha, i wiernych, pociągniętych naiwnym uwielbieniem dla świętego. Przede wszystkim wiemy z Ewan­gelii, że gdyby Piotr mógł mieć jakieś ambitne pragnienia w epoce umysłowego i moralnego urabiania go przez Mistrza, to z jednej strony czujność i energia Zbawiciela, a z drugiej rychło pobudzona zazdrość Dwunastu wystarczałyby aż nadto do stłumienia tych pra­gnień. Wszelkie znów nadużycie przywilejów po Wniebowstąpieniu Pańskim jest jeszcze bardziej niemożliwe. Z natury swej nie był on ani najzdolniejszy, ani najbardziej wykształcony, ani najbardziej pociągający z całego grona apostołów. Taki Jakub, Jan, Paweł, oparliby mu się i silnie i zwycięsko. A może następcy jego mogli go wywyższać ku własnej korzyści? Czyż mogli tego dokonać w cią­gu trzech wieków prześladowania i katakumb, wobec Ewangelii tak jasnej, wobec tradycji tak niedawnych, wobec współzawodników, którzy nie omieszkaliby tego wykryć i tajniki tej samochwalczej przesady odsłonić? Czyżby to mogli przeprowadzić później, wobec znamienitych doktorów Kościoła, takich, jakich podobnych świat nie widział i nigdy może nie ujrzy, takich Atanazych, Grzegorzów Nazjanzeńskich, Chryzostomów, Bazylich, Hieronimów, Augusty­nów? A jeśli tego przeprowadzić nie mogli papieże, to czyżby mo­gli dokonać tego zwykli kapłani i to w tym jednym celu, aby po­dnieść sławę i wpływ Rzymu, Antiochii i Aleksandrii? Co więcej, ambitne to wdzieranie się jednostek musiałoby z konieczności wy­wołać opór, a ten musiałby zostawić jakieś ślady po sobie; tymcza­sem zaś żadnego śladu nie widzimy. Żaden biskup, żaden doktor Kościoła nie przeczy władzy przyznawanej Piotrowi. Tradycja chrze­ścijańska zaś od początku jest na tym punkcie jednomyślna. I wre­szcie, cóż więcej mówi Kościół dzisiejszy na pochwałę św. Piotra, czegoby Chrystus pierwszy nie powiedział? Kościół powiada, że Piotr jest prawdziwym zwierzchnikiem, głową widzialną, ducho­wym królem, węgielnym kamieniem, niebieskim klucznikiem, paste­rzem powszechnym, środkiem i konkretnym pierwiastkiem jedności, podstawą i filarem Kościoła katolickiego. Ale toż samo wypo­wiedział Chrystus, i to z taką jasnością, że, powtarzając to, tradycja nie tylko nic nowego nie tworzy, ale musi to powtarzać pod karą zdradzenia i zaparcia się świętych słów objawienia.
 
§ II. Dziedzictwo św. Piotra.

I. Gdyby założony przez Chrystusa Kościół miał zniknąć ra­zem z apostołami, Piotr nie potrzebowałby następców, a urząd jego wyżej opisany byłby z natury swej pozostał bez spadkobierców. Ale wiemy (ob. art. Kościół), że założona przez Chrystusa budowa duchowa ma trwać aż do końca wieków. Ponieważ zaś opiera się na Cephas, jako na niewzruszonej opoce, której zawdzięcza swą jedność, swą trwałość i wieczność, stąd przeto z konieczności wy­nika, że i sam urząd odrębny i właściwy Piotrowi powinien trwać aż do końca wieków. Ale jakżeż mógłby trwać przez wieki, skoro Piotr nie jest nieśmiertelny i poległ w męczeństwie?

Odpowiada nam na to Sobór Efeski, (Act. III) przytoczony przez Sobór Watykański (Sess. IV, c. 2): „Święty i błogosławiony Piotr.... żyje, rządzi i sądzi w następcach swych, biskupach świętej Stolicy Rzymskiej, przezeń ustanowionej i krwią jego uświęconej.” A św. Leon dodaje: (Serm. III (II), c. 3): „Trwa więc nadal rząd, przyjęty przez tego, który jest prawdą; a błogosławiony Piotr, strze­gąc trwałości kamienia, jak to był otrzymał, nie porzucił, raz je przyjąwszy, rządów Kościoła.” I rzeczywiście, ktokolwiek jest na­stępcą Piotra na stolicy biskupiej, ostatecznie przez życie jego i śmierć w Rzymie ustanowionej, „otrzymuje, powiada Sobór Wa­tykański, zgodnie z ustanowieniem samego Chrystusa, prymat Pio­tra nad Kościołem powszechnym.” (Ibid.) Dla tego to św. Irene­usz powtarzał (Contra Haereses 1. II, c. 3): „Konieczna rzecz była zawsze, aby cały Kościół, t. zn. wszyscy wierni łączyli się z Ko­ściołem rzymskim z powodu jego wyższego pierwszeństwa władzy, „aby wszyscy wierni, jak powiada synod Akwilejski z r. 381, „na podobieństwo członków ciała, zjednoczonych pod jedną głową złą­czyli się także w całość jednego jedynego ciała pod wpływem tej świętej Stolicy, z której na wszystkich chrześcijan spływają prawa Świętych obcowania.” Zbyteczna dodawać do powyższych inne ja­kiekolwiek teksty Ojców lub Soborów kościelnych; dosyć powiedzieć że cała tradycja dostarcza nam ich mnóstwo bardzo pięknych i bar­dzo wyraźnych.
 
II. Przeciw tej nauce i temu kościelnemu rozumowaniu sły­szeć się dają pewne zarzuty, z których główniejsze są następujące:

l-o Chrystus nic nie mówił o tym życiu Piotra w jego następcach i tym ostatnim żadnej nie dał rękojmi.

2-o Skoro Kościół raz zo­stał ustanowiony przez pośrednictwo Piotra, skończyło się zadanie tego ostatniego; biskupi rzymscy są zupełnie tegoż samego stopnia, co biskupi Antiochii, Aleksandrii i t. d.

3-o Boć jakżeby mogli biskupi rzymscy mieć nad innymi pierwszeństwo z prawa bożego, skoro wiadomo, że wszelki przywilej osobisty ginie razem z osobą, która nim była obdarzona?

4-o Aczkolwiek św. Piotr przybył do Rzymu, przedtem był wszakże biskupem Antiochii i Aleksandrii.

5-o Zresztą, czyżby jego wola, najbardziej nawet Rzymowi przy­chylna, mogła przenieść na jego następców w tym mieście przywi­leje wyłącznie boskiego porządku?

6-o Papieże rzymscy, celem wy­niesienia się ponad innych metropolitów, powzięli zręczną i bardzo szczęśliwą myśl podawać się za jedynych następców Piotra, jak również wmówić naprzód w wiernych i w niższe duchowieństwo, a następnie w pewną ilość biskupów zachodnich a nawet wschodnich, że z otrzymaniem paliusza stają się spadkobiercami jego ducha i jego władzy; wznowiona to legenda o Mojżeszu i Jozuem, o Elia­szu i Elizeuszu.

7-o Cesarze rzymscy, królowie innych państw ciągnęli zyski z powodzenia tych ambitnych usiłowań i wciągnęli swe ludy na drogę poddaństwa i moralnej abdykacji, z czego spo­dziewali się wielkich dla siebie dobrodziejstw.

8-o Tej religijnej i politycznej uzurpacji odważniej się oparł Wschód, aniżeli Zachód. Ale nareszcie otrząsnął się i Zachód i zerwał pęta tyranii kapłana Rzymskiego. Niebawem skończy się era rzymskich uzurpacji.
 
III. Odpowiedź na powyższe zarzuty:

l-o Jeśli Chrystus nie wypowiedział słowa o dalszym życiu Piotra, to przecież życia tego ustanowił fakt i określił jego znaczenie, co więcej znaczy, aniżeli wyraz. A gdy oświadcza, że Cephas będzie kamieniem, skałą, na której zbuduje Kościół, niepokonalny przez najazdy piekła, czyż tym samem nie twierdzi, że Cephas pozostanie zawsze podstawą i fun­damentem tegoż Kościoła? Czyż może istnieć budowa bez fundamen­tów? Cephas zatem trwać będzie tak długo, jak Kościół na nim zbudo­wany. Ale jakimże sposobem, skoro nie jest nieśmiertelny (a wszak Chrystus przepowiedział śmierć jego)? Właśnie, za pośrednictwem jego następców, którzy względem społeczeństwa katolickiego, wzglę­dem kościelnej monarchii nigdy nie przestaną spełniać zadania wę­gielnego kamienia. Dzierżyć oni będą klucze królestwa niebieskiego, jak Cephas, jak on będą związywali i rozwiązywali, będą umacniali swych braci, jak on ich umacniał, gdyż Kościół zawsze potrzebo­wać będzie władzy kluczów, władzy związywania i rozwiązywania, władzy podtrzymywania chwiejnych i umacniania słabych, słowem władzy Piotra takiej, jaką ustanowił Chrystus. Piotr zatem uwieczniony zostanie w następcach, których mu Chrystus da i którym udzieli jak niegdyś jemu, swych boskich i niezmiennych rękojmi.

2-o Gdyby Piotr był tylko narzędziem, delegatem, sługą Chry­stusa w założeniu Kościoła, zadanie jego nie miałoby przetrwać okresu tego założenia. Ale nie takie było zadanie jego. Chrystus Pan uczynił z niego kamień węgielny, niewzruszona opokę swego Kościoła, ustanowionego na to, by trwał aż do końca świata, ko­niecznego zwierzchnika, na którego prawie i władzy polega to wiel­kie i niepokonalne królestwo duchowe. Chrystus nie chce w nim żadnej zmiany konstytucji lub dynastii. Papież, któryby nie był dokładnie, całkowicie i jedynie następcą Piotra, nie należałby do Kościoła, a ci którzyby go słuchali, nie byliby tym Kościołem. Dla tego to zadanie Piotra nigdy się nie ma skończyć, tak samo jak istnienie założonego na nim Kościoła; a spadkobiercy jego Stolicy, depozytariusze jego czynności i jego władzy, biskupi rzymscy, są z konieczności także kamieniem węgielnym i jedynym, z którego cały budynek wiecznie swą, trwałość czerpać powinien. Niemożliwa to rzecz przeto, aby kiedykolwiek papież rzymski został poniżony do rzędu innych biskupów.

3-o Gdyby udzielony św. Piotrowi prymat był przywilejem oso­bistym, nagrodą za jego zasługi lub apostolskie prace, nie przecho­dziłby wówczas do jego następców; tak samo również, gdyby ce­lem jego było zapobiegać trudnościom doczesnym, troszczyć się o po­trzeby przejściowe. Ale rzecz się ma zupełnie inaczej. Sobór Wa­tykański (Ibid) powiada, że prymat ustanowiony został dla zbawie­nia i trwałości Kościoła; a zatem „wiecznie istnieć powinien, jak sam Kościół, dzięki asystencji Jezusa Chrystusa.” Piotr umiera, ale jego zadanie, urząd, prymat są nieśmiertelne.

4-o Żadnej niema wątpliwości, że Piotr przybył do Rzymu, że przebywał tam jako biskup, że tam życia dokonał jako męczennik. (Ob. art. Piotr św. w Rzymie). Żadnej również nie podlega wątpli­wości, że przedtem przebywał on w Antiochii i w Aleksandrii, gdzie jego katedra biskupia wielką cześć odbiera. Ale już wówczas, gdy przebywał w tych miastach, był on z prawa, z woli bożej i z woli własnej biskupem Rzymu. Stawszy się zaś faktycznie biskupem Rzymskim, na Aleksandrię i Antiochię zachował tylko tę jurysdykcję, jaką zachowuje papież nad całym Kościołem albo nad poszcze­gólną jakąś diecezją, której administrację sobie zastrzega, nie bę­dąc przez to jedynie i wprost jej biskupem. A zatem główny pry­mat zawsze był przywiązany do Stolicy Rzymskiej, a śmierć św. Piotra na górze Janiculus utrwaliła go tam na wieki.

5-o Rozumiemy doskonale, że Zbawiciel mógł pozostawić sa­memu Piotrowi wybór ostatecznej stolicy prymatu, i że biskup po nim na tej stolicy następujący byłby z prawa bożego prawdziwym zwierzchnikiem i prymasem Kościoła powszechnego. Ale nie przy­puszczamy, aby te rzeczy w ten sposób były załatwiane. Rozumniej­sze jest, a nawet bardziej z tradycją zgodne przypuszczenie, że sam Zbawiciel wybrał Rzym i polecił go Piotrowi. W tym zaś wypadku nic oczywistszego i pewniejszego nad boskie prawo bisku­pów rzymskich do powszechnego prymatu. Stąd prosty wniosek, że prymat ten boską wolą nadany Rzymowi, nie mógłby mu być ludzką wolą odjęty.   Papież, któryby się zrzekł biskupstwa rzymskiego, by zostać biskupem w Cahors, byłby biskupem w Cahors, jak ma­wiał Jan XXII pż., ale przestałby być papieżem.

6-o Chęć wyniesienia się po nad innych metropolitów byłaby ze strony biskupów rzymskich zarówno niemądra jak próżna. Ina­czej się dzieje w Kościele i w jego hierarchii, aniżeli w państwach świeckich i względnej ich przewadze nad sąsiadami. W rocznikach katolicyzmu nie można byłoby wskazać żadnego prawdziwego wy­padku, w którymby jednemu biskupowi udało się narzucić swą wła­dzę drugiemu biskupowi; wyniesienie się tego rodzaju musiało być zawsze zapoczątkowane lub potwierdzone przez biskupa rzymskiego. A ten czyżby mógł ze szkodą wszystkich innych biskupów przy­właszczać sobie przewagę, przeciwną samemu urządzeniu Kościoła i ustanowionej przez Chrystusa i apostołów hierarchii? To rzecz poprostu niemożebna. Zresztą, jakimże sposobem staćby się to mo­gło? Czyżby siłą? Ależ historia nie omieszkałaby tego zaznaczyć i wkrótce okazać zwycięską reakcję pogwałconego prawa. Może drogą perswazji i dobrowolnych układów? ale za jakichkolwiek nie­uków uważalibyśmy lud, duchowieństwo i episkopat wieków ubie­głych, to przecież nie przyjęliby oni tak łatwo wydarzenia takiej doniosłości i tak dotkliwych następstw praktycznych. Wspomnie­nia ze Starego Testamentu nic tu nie znaczyły; a gdyby biskupi rzymscy niesprawiedliwie opanowali władzę, jaką dziś wykonywają, to niebawem opinia publiczna, - że nie powiem sobory i ich klą­twy - unicestwiłyby to przedsięwzięcie. Miarę możemy brać z owych, z pewnością daleko mniej śmiałych, pokuszeń uzurpacji, zaszłych rozmaitymi czasy w Niemczech, w Anglii i t. d., którym nie udało się bez wielkiego protestu w świecie chrześcijańskim zaprowadzić zmian religijnych.

7-o O jakichże to cesarzach i o jakich królach się myśli, gdy się mówi, że polityką swą przyczynili się do utrwalenia błędu o nieustannym życiu Piotra w biskupach rzymskich? Czyżby to byli prześla­dowcy i poganie? Zapewne że nie. Czy może pierwsi cesarze chrześci­jańscy? Ale ci właśnie samem swym nawróceniem uznali to apostol­skie następstwo, które im przedstawiono jako dogmat i które za­stali już wyznawane powszechnie w Kościele. A może ci cesarze, co po nich nastąpili - Teodozjusz W., Justynian? Ale znów cesa­rze ci, ze czcią największą obwarowywując swymi prawami prawa biskupa rzymskiego, ulegali wierze katolickiej, najzupełniej ustalo­nej i przez wszystkich najdokładniej znanej; następnie zaś, najlepsi cesarze tak wielką okazują skłonność ku absolutyzmowi, że tacy wielcy mężowie jak Konstantyn W., Teodozyusz W., Justynian i in., nie byli wcale aż do fanatyzmu oddani władzy duchownej papieży, których majestat przyćmiewał własną ich władzę. Tacy Karolowie Wielcy lub Ludwikowie Święci rzadcy są w dziejach, a przecież i tu powstaje taka np. Sankcya progmatyczna, w wysokim stopniu nie­przyjemna dla Rzymu, którą wielu przypisuje poprostu synowi Blanki Kastylskiej. Znaczy to, że panujący docześni wiedzą, że w papieżach mają jednocześnie sędziów i pasterzy, nadzorców zara­zem i ojców. Z pewnością skorzystaliby wiele, nawet pod względem doczesnym, na zachowaniu się względem papieży z należnym po­szanowaniem, ale nie wielu to rozumie, a przed Pepinem i Karolem W. żaden może dokładnie tego nie pojmował. A zatem nie w ludzkiej, polityce szukać trzeba źródła papieskiego prymatu.

8-o Nie ma się prawa utrzymywać, że Wschód lepiej się oparł, aniżeli Zachód olbrzymiej uzurpacji ze strony papieży. Co Wschód początkowo myślał i jak postępował względem papieży, świadczą Sobory Chalcedoński (Act. 2) i III Konstantynopolitański (Act. 18), św. Polikarp i Dionizy Aleksandryjski (Ap. Euzeb. v. 24, VII, 9); Bazyli (Ep. 70 ad Damasum) i Chryzostom (Epp. ad Innoc. I), że przemilczę setki innych świadectw, które mógłbym tu przytoczyć. Co się zaś tyczy Zachodu, to prawda, że pseudoreformatorowie XVI w. mogli oderwać obszerne kraje od jedności rzymskiej, ale prze­cież nie mogli ani znieść praw papieskich, ani stłumić pożądań dusz iście chrześcijańskich, które dziś, kiedy przeszła zapalczywość walk pierwotnych, bardziej niż kiedykolwiek odczuwają, konieczną po­trzebę łączności z Piotrem, w biskupach rzymskich zawsze żyjącym.
 
§ III. Prymat papieski.

I. Dokładnego i autentycznego pojęcia o prymacie papieskim, jak również najważniejszych dowodów o jego rzeczywistości, zaczerpniemy z uchwał Soboru Watykańskiego. Przede wszystkim czcigodne to zgromadzenie Kościoła odnawia (Sess. IV, c. 3) gło­śne owo orzeczenie Soboru ekumenicznego Florenckiego, stanowiące, że „Św. Stolica apostolska i Biskup Rzymski dzierży prymat na świat cały, a tenże biskup rzymski jest następcą św. Piotra, księcia Apostołów, prawdziwym zastępcą Chrystusa Pana, zwierzchnikiem całego Kościoła, ojcem i nauczycielem wszystkich chrześcijan; jemu to w osobie św. Piotra powierzył Chrystus całkowitą władzę pasienia, rządzenia i kierowania Kościołem powszechnym, jak to zawiera się również w aktach soborów ekumenicznych i w świętych kanonach.” Taka też jest nauka Ewangelii, samych papieży, jak również generalnych i partykularnych Soborów.

Z zasady powyższej wynika: 

l-o że prymat papieski z prawa bożego polega na władzy powszechnej, z natury urzędu wynikającej (ordinaria), bezpośredniej, prawdziwie biskupiej, mocą której papież może rządzić wszystkimi wiernymi i wszystkimi pasterzami nie tylko w tym co dotyczy wiary i moralności, ale także w przedmio­cie karności kościelnej i zarządu Kościołem; 

2-o że prymat ten ma prawo swobodnego przy wykonywaniu swego urzędu znoszenia się ze wszystkimi pasterzami i ze wszystkimi wiernymi, których ma podtrzymywać w jedności i zwracać ku niebu; 

3-o że jest on ró­wnież z prawa bożego najwyższym sędzią wiernych, że do jego sądu uciekać się można we wszystkich sprawach kościelnych, że wyrok jego nie może być przez nikogo potwierdzany ani też zdanie jego sądzone przez kogokolwiek. „Jeśli więc kto mówi, wnioskuje Sobór Watykański, że biskup rzymski ma tylko urząd doglądania i kierowania, nie zaś zupełną i najwyższą władzę jurysdykcji nad Kościołem powszechnym, i to nie tylko w rzeczach wiary i moral­ności, ale także w rzeczach odnoszących się do karności i zarządu Kościołem, rozszerzonym po całym świecie; albo że posiada on tylko przeważną część, nie zaś całą pełnię tej władzy; albo też, że przy­należna mu władza nie jest bezpośrednia i do urzędu przywiązana (ordinaria), czy to nad wszystkimi Kościołami, czy nad każdym z nich oddzielnie, czy to nad wszystkimi pasterzami i wiernymi, czy to nad każdym z nich, —niech będzie wyklęty.”
 
II. Wszelako, przeciw tej nauce i tym dowodom tak biblij­nym jak tradycyjnym, słyszeć się dają niekiedy pewne zarzuty z których główniejsze są następujące:

l-o Jeśli Sobór Watykański mówi prawdę, to biskupi są tylko wikariuszami apostolskimi nie zaś prawdziwymi pasterzami z własną i do urzędu przywiązaną władzą nad wiernymi.

2-o Prawo apelacji, czy to od papieża do Soboru ekumenicznego, czy od papieża do najwyższej władzy świe­ckiej, czy też od papieża źle powiadomionego do papieża lepiej powiadomionego, lub do jego następcy, bądź wreszcie od papieża do całego Kościoła i do samego Chrystusa Pana, jest prawem rozumnym, bardzo potrzebnym, nieraz bardzo słusznie wykonywanym.

3-o Należałoby przynajmniej ograniczyć jurysdykcję papieską do dziedziny wiary i moralności; przesadą jest nie do zniesienia rozcią­gać ją do innych rzeczy, jak to czyniła polityczna ambicja nie­których papieży, którzy wynosili i strącali cesarzy i królów, któ­rzy nadawali lub odbierali swobody polityczne i konstytucje społe­czne.

4-o Biblia nie zawiera nic, coby upoważniało do takich nadu­żyć w tłumaczeniu praw i w działaniu: papieże bywają w tych ra­zach uzurpatorami.

5-o Przeciw tym ich śmiałym a zręcznym za­biegom nie mniej wyraźnie protestuje pierwotna tradycja chrześci­jańska: pomiędzy władzą papieską pierwszych trzech wieków a władzą papieską w IX w. niema nic wspólnego; pomiędzy tym wiekiem ostatnim a w. XIII zachodzą wielkie różnice;   później zaś podboje kurii rzymskiej stają się coraz śmielsze, i samemu nawet Lutrowi nie udało się ich powstrzymać. Wspierani przez zakony religijne, a głównie przez jezuitów, papieże nowożytni ustawicznie zwiększają władzę papieską; i jeśli pod względem doczesnym rewolucja fran­cuska i wypadki, które ona zrodziła, władzę rzeczoną doprowadziły do upadku i wreszcie takowego dokonały, to pod względem ducho­wym władza ta nigdy nie była tak ambitna, tak tryumfująca jak na Soborze Watykańskim, na którym dawne urządzenia kościelnej ostatecznie ustąpiły miejsca nowemu katolicyzmowi.
 
III. Nie trudno rozwiązać powyższe zarzuty:

l-o Biskupi ka­toliccy, nawet obok prymatu papieskiego, pojmowanego w myśl So­boru Watykańskiego, zachowują, właściwą, sobie władzę, zwyczajną i bezpośrednią jurysdykcję nad powierzonymi sobie owieczkami. We wszystkich państwach monarchicznych widzi się zawsze jeden i ten sam objaw, że najwyższa władza państwowa nie tamuje władzy częściowych zarządców lub sędziów; zarówno jedna jak druga do­sięga bezpośrednio obywateli państwa, z zachowaniem wszakże pod­porządkowania jednej władzy pod drugą: „Władza papieska, po­wiada Sobór Watykański (Ibid), nie tylko nie szkodzi bezpośredniej i zwyczajnej jurysdykcji biskupiej, mocą której ustanowieni przez Ducha Św. biskupi, następcy apostołów, jako prawdziwi pasterze, pasą i kierują wyznaczoną każdemu cząstką owczarni, lecz owszem ostatnią tę władzę najwyższy i powszechny pasterz potwierdza, umacnia i wspomaga, podług owych słów św. Grzegorza W.: Go­dnością moją jest godność Kościoła powszechnego. Godnością moją jest stała siła mych braci. Prawdziwie czuję się zaszczyconym, gdy należna każdemu godność nie bywa mu odmówiona. (Ep. ad Eulog. Alexandrin.). Co się zaś tyczy zwykłych wikary uszów apostolskich, to ci, jakkolwiek otrzymaliby konsekrację biskupią, posiadają tylko władzę nadzwyczajną i delegowaną, nie zaś władzę własna  i jurysdykcję zwyczajną.

2-o Apelacja od władzy kościelnej do parlamentu jest rzeczą, najbardziej nieuzasadnioną i żadną; jak od wyroku czysto świeckiego nie możnaby się odwoływać do sędziego kościelnego, tak bardziej jeszcze nie możnaby wyroku papieża rzymskiego poddawać pod ja­kąkolwiek władzę doczesną. Apelować od papieża do Soboru eku­menicznego znaczyłoby tyle, co stwierdzać wyższość Soboru od pa­pieża, takie zaś mniemanie byłoby i bezzasadne i najzupełniej błę­dne: „Nie należy sadzić wyroków Stolicy Apostolskiej,” pisał pż. Mikołaj I do ces. Michała, a zasadę tę uznawała i czciła cała chrześcijańska tradycja. Niema też sensu apelować od papieża do całego Kościoła, gdyż wszyscy wierni, łącząc się z Soborem gene­ralnym, wcale nie powiększają znaczenia jego i jurysdykcji. Wre­szcie apelacja od papieża do papieża lepiej powiadomionego, jak to czynił Luter i in., albo od papieża do jego następcy lub nawet do samego Chrystusa, może wprawdzie w wyobraźni pospólstwa wy­woływać pewne wrażenie, ale pod względem prawnym nie ma abso­lutnie żadnego znaczenia. Chrystus bowiem chciał, aby żyjący w swych następcach Piotr św. był najwyższą widzialną potęgą du­chową, najwyższym i ostatecznym sędzią w Kościele: tymczasem zaś apelować od jednego do tegoż samego czyli od trybunału wi­dzialnego do trybunału niewidzialnego, jest rzeczą w wysokim sto­pniu z naturą prawa i rządu niezgodną. Wówczas nawet, gdyby się sądziło być i gdyby się w rzeczywistości było pokrzywdzonym przez wyrok papieski w jakiejś sprawie, w której papież mylić się może, należałoby cierpliwie znieść tę przykrość, i - w razie niemo­żliwości uzyskania od papieża zmiany wyroku - poświęcić swą, spra­wę osobistą, na ołtarzu dobra wyższego rzędu, dla spokoju i zbudo­wania ogółu, wiedząc o tym, że o sprawiedliwość wszechstronnie doskonałą nie łatwo na tym świecie, nawet niekiedy w samym za­rządzie kościelnym, gdzie przecież wydają się wyroki z taką prze­zornością, jaką nie zawsze widzieć można w najważniejszych i naj­bardziej nieodwołalnych wyrokach ludzkich.

3-o Prymat papieski ma się rozciągać do całej dziedziny, jaką dlań przeznaczył Chrystus; a dziedziną tą jest Kościół, nic więcej nad Kościół, ale cały Kościół. Osoby i rzeczy, żadną miarą nienależące do Kościoła, żadną miarą nie podlegają jurysdykcji pa­pieskiej. Ale ci co z istoty swego stanu lub przypadkowo należy do porządku kościelnego, w tym samym stosunku zależą od papieża. W tym też duchu kanoniści papiescy mogli utrzymywać, że ponie­waż samo wykonywanie i warunki władzy politycznej są faktami porządku moralnego, prawami bożymi się rządzącego, przeto rze­czone wykonywanie władzy mogło podlegać ocenie papieża i zale­żeć od jego władzy duchownej. I rzeczywiście, w teorii tej nie­masz nic takiego, coby się sprzeciwiało prawowitemu rozdziałowi obu władz i sprawiedliwej ich wzajemnej niezależności. Rozumie się, że taka zasada musi być roztropnie stosowana z obawy, aby nie wywołała więcej złego niż dobrego, - a pewne czyny średniowiecznych papieży, takich jak Grzegorz XVII, Innocenty III, Bonifacy VIII, nie byłyby dziś ani możliwe ani pożyteczne; ale nielogicznością byłoby z tej względnej niestosowności lub niedogodności zasady wnioskować o jej  nieprawności lub bezwzględnej niestoso­wności.

Zauważyć tu jeszcze musimy, że to obyczaje i ówczesny układ polityczny społeczeństw wyposażył ówczesnych papieży w te prawa i przywileje, jakie następnie usunąć miały rewolucje i inne zmia­ny społeczne. Mniejsza o to, czy te prawa i przywileje były na­tury czysto politycznej, czy też były oparte na samej władzy pa­pieskiej, której były zastosowaniem i pewnym niejako przykroje­niem do środowiska i do epoki czasu, w jakim papieże ci żyli; to pewna, że prawa rzeczone były słuszne a często bardzo dla ogółu pożyteczne, czego dowodem samo ich ustanowienie i długowieczne trwanie. Papieże przeto, którzy te prawa wykonywali, odpowia­dali oczekiwaniom ówczesnych ludów i czuwali nad ich pożytkiem. Skoro zaś zmieniły się warunki czasów i otoczenia, prawa czysto polityczne mogły zaginąć i pociągnąć za sobą pewne odrębne for­my, pod którymi musiał się okazywać niezmienny w swej istocie prymat papieski. Krótkie te uwagi powinny najzupełniej wystar­czyć do ostrzeżenia czytelnika przed głośnymi oskarżeniami, jakich przedmiotem stało się papiestwo z powodu swego niegdyś miesza­nia się do spraw politycznych.

4-o Biblia na punkcie prymatu papieskiego jest bardzo wyra­źna. Czyż bowiem nie samemu Piotrowi i jego następcom których władza jest taż sama, powierzył Chrystus władzę kluczów, władzę pasienia całej owczarni, wyższą po nad wszystko władzę związy­wania i rozwiązywania? Otóż, władza ta ściśle równa się władzy króla w jego królestwie, i to króla nie konstytucyjnego, nie ogra­niczanego przez władzę parlamentarną, często równą, jeśli nie wyż­szą od władzy jego. Piotr jest tak dalece królem i pasterzem, że jest jedynym i węgielnym kamieniem, na którym się wspiera cała budowa społeczna, Kościół Chrystusów. Stąd to drogą konieczno­ści wypływają wszystkie przywileje prymatu jego; jest on wszędzie biskupem i właściwym pasterzem - z jurysdykcją zwyczajną (ordinaria), jest on sędzią powszechnym, bezpośrednim lub drogą ape­lacji, wszelka rewizja lub kasacja jego wyroków jest niemożliwa; ina­czej ten król duchowny, ten monarcha nadprzyrodzonym sposobem ustanowiony, ten pasterz najwyższy, nie byłby tym, czym go nam w wyraźnych i stanowczych słowach opisuje Ewangelia.

5-o Starannie rozróżniać trzeba samą władzę papieską, co do swej istoty zawsze tęż samą, od jej zewnętrznych objawów, które się zmieniają względnie do różności czasów i zewnętrznych warun­ków. Któż żądać będzie, aby papieże ukrywający się w katakum­bach albo pod mieczem liktorów pochyleni, roztrząsali sprawy po­lityczno religijne, w których późniejsi cesarze i królowie chrześci­jańscy żądać od nich będą współdziałania? Czyżby kto wymagał, aby ukryci na cmentarzu Kaliksta lub Pretekstata, zwoływali So­bory ekumeniczne, uroczyście rozsyłali nuncjuszów i legatów do rozmaitych narodów, aby zakładali Kongregacje kardynalskie, uni­wersytety katolickie, zakony bogomyślne lub rycerskie?

Pójdźmy dalej w kolei wieków i, zatrzymawszy się na pano­waniu Karola W., zapytajmy przeciwników, czyby żądali od ówcze­snych papieży, aby w owych czasach żywej wiary tworzyli Sylla­busy i rozsyłali Encykliki o swobodzie sumienia i niezależności dzien­nikarstwa? Będziemyż żądali od Innocentego III takich środków, do jakich się uciekał Grzegorz XVI lub Pius IX w przedmiocie rozsze­rzenia wiary, ustanawiania i działalności wikariatów apostolskich w republikach amerykańskich, organizacji hierarchii katolickiej w An­glii? Zaprawdę nie! Niech zatem przestaną przeciwnicy prymatu nazy­wać podbojem i najazdem nowych przystosowań działalności papieskiej do wypadków konkretnych historii ludzkiej. Potem zaś niech nam powiedzą, co też brakło papieżom, na przykład, II-go lub III-go wieku, do tego, aby byli również rzeczywistymi papieżami, jak ich następcy XIII, XVI lub XIX wieku? Niech powiedzą przeciwnicy prymatu, w czym inaczej rozumieli swe wielkie zadanie Leon X, Leon XII, Grzegorz VII, aniżeli taki Leon I ppż, lub św. Grze­gorz Wielki? Niechby, szanując wymagania ówczesnych czasów, spróbowali dziś dać inną odpowiedź na rozmaite ówczesne kwestie, aniżeli ta, jaką wówczas dawali ci wielcy papieże. Z tą samą władzą, ale przy zewnętrznych czynnikach odmiennych, w okolicz­nościach najzupełniej różnych, wyniki działania tejże władzy nie mogłyby być też same: będą one mniej lub więcej zadawalające i świetne, sięgać będą mniej lub więcej daleko, często nosić na so­bie będą pozory odmienne, ale Piotr pozostanie zawsze tym, czym go uczynił Chrystus, a papieże zawsze będą tylko Piotrem, żyją­cym w Kościele, na nim założonym.

Sobór Watykański nic nie zmienił w Kościele i w papiestwie. Próżno też usiłowali niektórzy malkontenci wmówić w politykę nie­miecką, że jej wiele zależy na nowym jakimś katolicyzmie: ani w siebie ani w nią wmówić tego poważnie nie potrafili; to też działalność tych malkontentów i ich deklaracje przeciw jezuitom i papieżowi zakończyły się dla nich śmiesznie i upokarzająco. Starokatolicyzm udowodnił tylko to, że istnieje katolicyzm stary a za­wsze młody, który się nie zmienia, lecz się rozwija i śmieje się z ruchliwych a zmiennych fal złości ludzkiej, której napaści mogą miotać, ale nigdy nie mogą, zatopić łodzi Piotrowej.
 
§ IV. Nieomylność papieska.

I. Aby sobie wyrobić pewne i dokładne pojęcie o tym, co Kościół wierzy i naucza o tym ważnym przedmiocie, aby mieć rów­nież dokładny szkic główniejszych dowodów, na jakich się wspiera ten dogmat, posłuchajmy co o tym mówi Sobór Watykański w odnośnym sławnym swym orzeczeniu: (Sess. VI, c. 4.) „Odwieczna wiara Stolicy Apostolskiej, stała praktyka Kościoła, orzeczenia sa­mych nawet soborów ekumenicznych, tych zwłaszcza, na których łączył się wschód i zachód w jedności wiary i miłości, okazują, że najwyższa władza doktrynalna zawiera się w prymacie apostolskim, udzielonym Biskupowi Rzymskiemu, jako następcy Piotra, księcia Apostołów.” To samo właśnie wypowiada wyraźnie znana formuła Hormisdasa papieża, którą Hadrian II papież przedstawił do pod­pisu ojcom VIII soboru ekumenicznego a IV konstantynopolitań­skiego. Toż samo potwierdził II sobór ekumeniczny Lyoński. Toż samo wreszcie poświadczył sobór ekumeniczny Florencki w swym orzeczeniu, które przytoczyliśmy w poprzednim rozdziale. Całe zaś zachowanie się Stolicy Apostolskiej w przedmiocie nauki i wiary, herezji i błędu, okazuje najwidoczniej, że Stolica ta uważa się za obarczoną zadaniem najwyższego nauczycielstwa, i że zależy jej na wypełnianiu tego zadania w całej jego rozciągłości, „ażeby, jak mówi św. Bernard, nawet szkody wierze wyrządzone znalazły najwyższe uleczenie tam, gdzie wiara nie może doznać osłabienia” (Ep. 190), to znaczy we władzy i w prymacie Biskupa Rzymskiego.

Ze zdaniem Stolicy Apostolskiej zgadzało się najzupełniej w tym razie powszechne przekonanie Kościoła: „Wszyscy czcigodni Ojcowie przyznawali to rzeczywiście, a prawowierni święci Dokto­rowie uznawali i naśladowali Ś-tej Stolicy i naukę apostolską, wie­dząc dobrze, iż ta Stolica Piotrowa pozostaje zawsze wolną od wszelkiego błędu, podług owej boskiej obietnicy Zbawiciela, danej książęciu jego uczniów: Alem ia prosił za tobą, aby nie ustała wiara twoia, a ty niekiedy nawróciwszy się, poiwierdzay bracią twoię” (Łuk. XXII, 33). Kończy zaś tę kwestię Sobór Watykański następującym uroczystym orzeczeniem: „Nauczamy i orzekamy, jako dogmat przez Boga objawiony, że biskup rzymski, gdy przemawia ex cathedra, to znaczy, gdy spełniając urząd pasterza i nauczyciela wszystkich chrześcijan, mocą najwyższej apostolskiej swej władzy orzeka, że jakaś nauka o wierze lub moralności ma być wyznawana przez Kościół powszechny, wskutek przyobiecanej mu w osobie św. Piotra boskiej asystencji, cieszy się tą nieomylnością, którą boski Odkupiciel chciał, aby Kościół Jego był obdarzony w razach, gdy orzeka jakąś naukę, odnoszącą się do wiary i moralności; jak również, że takie orzeczenia Biskupa Rzymskiego z natury swojej, nie zaś na mocy zgody Kościoła, są niezmienne. Jeśliby więc ktokol­wiek, co nie daj Boże, odważył się przeczyć naszemu orzeczenia niech będzie wyklęty!”.
 
II. Przed i po orzeczeniu tego dogmatu, poruszono mnóstwo przeciw niemu zarzutów. Wiadomo, jakiego rozgłosu nabrały one w czasie Soboru Watykańskiego, z jaką siłą, i wytrwałością, je w świat rzucano, z jakim zasobem wiedzy je odpierano. W arty­kule niniejszym wskażemy tylko główniejsze i najbardziej ciekawe, a rozjaśnienie ich pozwoli nam lepiej wniknąć w teologiczne zrozu­mienie dogmatu.

l-o. Sam zdrowy rozum nie pozwala wierzyć w nie­omylność człowieka; łatwiej dałoby się przypuścić nieomylność ja­kiegoś soboru lub akademii naukowej.

2-o. Tym bardziej, że raz uznawszy się za nieomylnych, papieże bez nauki, bez rozwagi i roz­tropności orzekać będą rzeczy świeckie najmniej naukowe i naj­mniej pewne.

3-o. Jakiekolwiek zresztą zachowanoby ostrożności, to jednak doktrynalne wyroki papieskie będą mogły, co najwyżej dosięgnąć, nigdy zaś przekroczyć granic prawdopodobieństwa: sama tylko oczywistość albo samo tylko słowo boże mogą nam zapewnić bezwzględną pewność.

4-o. Chrystus nie przyobiecał tej nieomylnej pewności orzeczeniom papieskim; słowa Jego wyrzeczone do Piotra nic o tym nie mówią.

5-o. Również i apostołowie nic o tym nie wiedzieli i nie mówili.

6-o. Piotr pobłądził aż do zaparcia się swego Mistrza; jakżeby więc potem miał wysłużyć dla siebie  i dla swych następców przywilej tak wielki, innym apostołom i następcom na ich stolicach odmówiony?

7-o. Ponieważ Piotr pobłądził co do samej istoty wiary chrześcijańskiej, przeto wielu z jego następców grubo i opłakanie się myliło.

8-o. To też tradycja kościelna wcale przychylna nie jest tym ultramontańskim pretensjom: co najwięcej, dowodzi ona, że wprowadzono je w praktykę przez jakiś rodzaj modus vivendi wobec samowolnych postanowień biskupa rzymskiego, gdy nie można było wyjść inaczej z walk religijnych, albo też gdy chodziło o samo istnienie katolicyzmu; ale bynajmniej tradycja ta nie dowodzi, aby wówczas przyjmowano słowo papieża za osta­teczny, bezwzględny i nadprzyrodzony wyraz prawdy objawionej.

9-o. Ultramontańskie te pretensje do nieomylności są powolnym, ale widocznym wytworem pychy i ambicji Rzymu papieskiego, wynoszącego się przez pamięć starożytnej Romy, nadużywającego przyznanego Piotrowi prymatu honorowego, usiłującego wyrównać w porządku duchownym władzy Konstantynów i Justynianów w po­rządku świeckim, — Rzymu, umiejącego zjednać sobie zwolenników z pośród mnichów i średniowiecznych scholastyków, ośmielającego się powoli do spełnienia aktu nieomylności wpośród Europy, znu­żonej teologicznym parlamentaryzmem Bazylejskiego i Konstancjeń­skiego soborów, korzystającego, celem umocnienia się, z nienasyconej i nieprzezwyciężonej ambicji jezuitów i ich zwolenników, występu­jącego następnie przeciw jansenistom, źle widzianym przez rządy państwowe, i wreszcie nakazującego krótkowidzącemu i zależnemu soborowi ubóstwić się w ognistej a razem mistycznej osobie Piusa IX. 

l0-o. Tu bardziej jeszcze aniżeli gdzie indziej widoczna jest uzurpacja. a mężowie stanu, którzy Kościół papieża nieomylnego wzbraniali się uznać za dawny Kościół prawowity, z którym ich poprzednicy i oni sami utrzymywali stosunki dyplomatyczne i za­wierali konkordaty, stwierdzili tylko sytuację historycznie i pra­wnie niemożliwą; pomiędzy ewangelicznym Piotrem omylnym i upa­dłym, a papieżem rzekomo nieomylnym, jakiego nam dał Sobór Watykański, niemasz nic wspólnego.

l1-o. Cóż wreszcie ma zna­czyć owa formuła ex cathedra, której nikt dostatecznie wyjaśnić nie umie, i którą rozmaicie rozmaici pojmują, tak, iż w praktyce rzekomy ów przywilej nieomylności staje się bezużytecznym, gdyż nigdy się nie wie, kiedy się spełniają, warunki, do jego urzeczy­wistnienia konieczne.
 
III. Na te zarzuty, których doniosłości i siły, jak widać wcaleśmy nie zmniejszali, dajemy następujące odpowiedzi:

l-o. Rozum ma prawo odmawiać wiary w nieomylność czło­wieka; dobrzeby nawet czynił, gdyby nie wierzył w nieomylność jakiejś akademii lub kongresu naukowego. Ale też nie o tym tu mowa, tylko o nieomylności samego Boga. Nikt o niej chyba po­wątpiewać nie będzie, nikt jej również zaprzeczyć nie może, chyba­by naprzód zaprzeczył możliwości wszelkiego działania bożego ad extra, niemożliwości natchnienia przez Boga lub takiego towarzy­szenia (assistentia) umysłowi ludzkiemu, żeby ten w pewnych okre­ślonych warunkach całkowicie był zachowany od błędu. Natchnie­nie było udziałem pisarzy biblijnych, nie jest zaś przyznane ani so­borom ekumenicznym ani papieżom. Asystencję zaś, chroniącą umysł skończony od możliwych jego słabości, ma sobie  przyznaną Kościół nauczający, zgromadzony na soborach ekumenicznych i roz­proszony po rozmaitych diecezjach, jako też zwierzchnik Kościoła, papież. Przez to ani Kościół ani papież nie stają się bezgrzeszny­mi, me są również przez to nieomylni we wszystkim, lecz tylko w orzeczeniach doktrynalnych, jakie wygłaszają o wierze i moral­ności. W tych zaś razach rękojmią ich nieomylności nie są ani ich wiedza, ani zdolności, ani sumienie, ani naukowa ich uczciwość; są to tylko środki podporządkowane pod prawdziwą przyczynę i naj­wyższą rękojmię, jaką jest sam Bóg.

2-o. Z tego wynika, że nie mamy potrzeby obawiać się jakiej­kolwiek nieroztropności lub zuchwalstwa, jakiegoś pośpiechu lub uprzedzenia ze strony papieży przy wydawaniu tych wyroków osta­tecznych, wymagających wiary ze strony Kościoła. Obawy takie wówczas tylko byłyby słuszne, gdyby rękojmią prawdziwości nauki papieży byli oni sami. Ale czegóż się obawiać, skoro to sam Bóg jest jedynym źródłem ich nieomylności? Bóg zaś, skoro raz obiecał, czemużby nie miał udzielać papieżom swej asystencji przede wszyst­kim dlatego, aby ich uchronić od zbytniego pośpiechu, nierozwagi, nieroztropności, zarozumiałości? Czemużby nie miał dopuścić, aby swe nieomylne wyroki wydawali wówczas dopiero, gdy one będą konieczne i dostatecznie dojrzałe?

3-o. Nadto wynika stąd jeszcze, że skoro postanowienia, wy­dawane przez papieży po dokładnym ich rozważeniu a niedotyczące wiary i moralności chrześcijańskiej, mogą dosięgać i zazwyczaj do­sięgają bardzo wysokiego stopnia prawdopodobieństwa i powagi, to orzeczenia doktrynalne o wierze i moralności, będąc poręczonymi przez samego Boga, posiadają pewność bezwzględnie najzupełniej identyczną z tą pewnością, jaką przedstawia słowo boże: orzeczenia te nie są wprawdzie natchnione jak Pismo św., ale są tak samo jak Pismo św. niezłomne.

4-o. Chrystus bardzo wyraźnie przyobiecał tę nieomylność Piotrowi i jego następcom. Nie tylko powiedział doń: „Alem ia prosił za tobą, aby nie ustała wiara twoia, a ty niekiedy nawróciwszy się, potwierdzay bracią twoię,” które-to wyrazy mogą mieć znaczenie tylko pod warunkiem zapewnienia Piotrowi takiej boskiej asystencji, któraby dozwoliła temu apostołowi być dźwignią jego braci, innych biskupów, w razie gdyby ci się chwieli w wierze i moralności; nie ­tylko udzielił mu władzę kluczów, to znaczy najwyższą moc otwie­rania królestwa niebieskiego i rządzenia wszystkim bezspornie, czego znów nie można byłoby zrozumieć bez doktrynalnej nieomyl­ności; nie tylko uczynił go najwyższym pasterzem wszystkich paste­rzy i wszystkich wiernych, oczywiście z obowiązkiem i władza wska­zywania, gdzie jest prawda i dobro, którymi karmić się winni, gdzie jest błąd i zło, których się bezwzględnie strzec mają, co znów przypuszcza w nim przywilej jakiejś odpowiedniej do jego zadania nieomylności, ale jeszcze, - i na to szczególny nacisk położyć trzeba, jeśli się pragnie gruntownie zrozumieć naukę Mistrza, Chry­stus uczynił Piotra opoką, czyli skałą podstawową, na której zbu­dowany został Kościół, i której, niemniej jak samego Kościoła, bramy piekielne nigdy nie przemogą. Tymczasem przypuśćmy, że Piotr albo który z jego następców narzuca Kościołowi powszechne­mu jakąś naukę heretycką lub niemoralną: jeśli Kościół na nią się zgadza, bramy piekielne przemogły go i jego kamień węgielny; jeśli się zaś Kościół na tę naukę nie zgadza, wówczas odłącza się od Piotra, który przestaje już być jego podstawą, jego podporą, jego substratum; jeśli wreszcie Kościół nie tylko się nie zgadza, ale zobowiązuje Piotra do wyrzeczenia się jej, a tym sposobem spro­wadza go do prawdy i dobra, natenczas on sam się staje opoką i podporą tego, którego Bóg uczynił opoką, kamieniem, cephas; z tego widać, jak są te trzy hipotezy przeciwne ustanowieniu Zbawcy i boskiemu Jego słowu.

5-o. Apostołowie, uznając prymat Piotra, jakeśmy to rzekli, w fakcie tym czy też raczej w tej zasadzie z pewnością widzieli wynik nieomylności doktrynalnej, jaką sam Chrystus Pan był do pry­matu przywiązał i jaką z niej dosyć jasno wyprowadzał. W każdym razie zaś, jeśli czyny apostołów, które zresztą znamy bardzo niedo­kładnie, nie świadczą o tym, aby oni wyraźnie wyznawali tęż samą naukę co my o tej nieomylności, to powód tego jest bardzo prosty: posiadali oni bowiem, jako apostołowie, osobisty przywilej nieomyl­ności, który ich zwalniał od uciekania się do najwyższego wyroku ich zwierzchnika, do czego są obowiązani ich następcy. Nie zo­stawili zaś o tym formalnego na piśmie orzeczenia dla tego, że wystarczało nakazywać posłuszeństwo umysłu i serca względem Kościoła takiego, jaki Chrystus ustanowił, jaki im okazywał ich ustny katechizm, względem Kościoła nieomylnego w Piotrze i w je­go następcach, nieomylnego w każdym apostole, lecz nie w jego osobistych następcach, nieomylnego wreszcie w całym episkopacie, pozostającym w jedności ze swym zwierzchnikiem. Jużeśmy wyżej powiedzieli i jeszcze przy sposobności powiemy, że Kościół pier­wotny, z chwilą kiedy się nadarzyła po temu sposobność, czynem i pismem zaświadczał, że nieomylność tę w ten sposób rozumiał: Kościół tedy uznawał nieomylnymi samych apostołów, tak jak znów ci ostatni uznawali nieomylnym Chrystusa.

6-o. Zaparcie się św. Piotra w niczym nie dotyczy niniejszej kwestii. Przede wszystkim, wówczas gdy Cephas w ten sposób zdradzał swego Mistrza, nie był jeszcze obdarzony prymatem pa­pieskim; nie był jeszcze nawet papieżem, a Kościół wcale jeszcze nie istniał. Następnie, upadek jego nie polegał na błędnym orze­czeniu ex cathedra, zwróconym do całego chrześcijaństwa. Prawda, że smutny ten upadek nie bardzo przemawiał na korzyść Piotra, ale Chrystus, gdy udziela jakiegoś przywileju nie na korzyść oso­bistą, nie zwraca uwagi na osobiste zasługi; nadto Piotr i jego na­stępcy są w pewnych razach nieomylni nie dla własnej korzyści lub przyjemności, ale dla dobra Kościoła. To też nie nam szukać przyczyny, jaką rządziła się Opatrzność przy wyborze tych raczej osób niż innych. Chciejmy przy tym zwrócić uwagę i na to, że towa­rzysze Piotra cieszyli się tym samym przywilejem nieomylności co on, nie z tego samego wprawdzie powodu, lecz z powodu swego apostolstwa; biskupi zaś, którzy zbiorowo po nich następują, zbio­rowo również gdy są zebrani na soborze ekumenicznym, wstępują w ich nieomylność. Nie należy znów tak przesadzać boskiej hoj­ności względem Piotra, iżby dla niego zdawała się ona zapominać o wszystkich innych.

7-o. Wszak mówiliśmy, że papieże mogą się mylić teoretycz­nie i praktycznie w swym życiu prywatnym, w swych wyrokach są­dowych i administracyjnych, a nawet w swym nauczaniu, gdy ono nie ma cechy i doniosłości jakiegoś orzeczenia, zwróconego do ca­łego Kościoła i dotyczącego wiary i moralności. Atoli, co się tyczy orzeczeń tego rodzaju, niemasz ani jednego, któreby było błędnie wydane przez papieża. Znane wypadki z papieżem Honoryuszem, Wigiliuszem, Liberyuszem, osławione zajście z procesem Galileusza (ob. t art.), prywatne dzieje papieży Marcellina i Aleksandra VI, starannie roztrząsano przed, w ciągu i po Soborze Watykańskim, i uznano je, tak samo jak zaparcie się Piotra, za nienależące do omawianej tu sprawy o nieomylności; to też chętnie o nich prze­milczamy.

8-o. Tradycja chrześcijańska nie tylko nie jest przeciwna do­gmatowi o nieomylności papieskiej, ale owszem, od pierwszych cza­sów chrystianizmu jest mu najwyraźniej przychylna. Do tego, cośmy już o tym wyżej powiedzieli, dodamy jeszcze ten tylko fakt oczywisty i niezaprzeczonej dowodowej siły, że zawsze i w Kościele pierwotnym i później, wszelką naukę, potępioną przez Rzym, uzna­wano za heretycką, a wszelką przezeń przyjętą - za prawowierną. Za odstępcę od wiary Chrystusowej uważano tylko tego, kto od­stępował od wiary Piotra; a wielkim, jedynym środkiem usprawie­dliwienia, do jakiego uciekali się katolicy, niesłusznie podejrzewani o błędy w wierze, było zaświadczenie o całkowitej zgodności swej z nauką papieską. Powtarzamy, że fakt-to najdawniejszy, najbar­dziej znany i najpewniejszy. Otóż, jakże inaczej tłumaczyć to mo­żna, jeśli nie przekonaniem powszechnym o nieomylności papieża? Papieża powiadam, bo Stolica Apostolska bez papieża jest abstrakcją, Kościół rzymski bez biskupa rzymskiego nie jest prawdziwie nieomylny, a nawet wcale nie jest Kościołem. A fakt ten, w ca­łości swej tak nadzwyczajny, mówiąc po ludzku, a tak zwykły w ro­cznikach chrystianizmu, dobitnie wykazuje, że nie szło Kościołowi o zaprowadzenie jakiegoś modus vivendi w krytycznej chwili, o za­żegnanie walk i uspokojenie sporów, ale rzeczywiście szło o nie­zaprzeczoną i niezłomna zasadę wiary: było się katolikiem lub się nie było, względnie do tego, czy się wierzyło lub nie tak jak wierzył papież. Był zatem papież najwyższym Nauczycielem, nieomylnym Mistrzem, upoważnionym przez Boga narzędziem Objawienia bożego.

9-o. Zanim jeszcze Rzym papieski miał możność i chęć ma­rzenia o chwale Rzymu pogańskiego, który go ścigał w katakum­bach i amfiteatrach, już cały Kościół uznawał papieży za nieomyl­nych, a św. Ireneusz (Contra Haeres. lib. III, c. 3) i sam nawet św. Cyprian (Epp. 45, 52; De Unitat. Eccl. n. 1), wyrażali jedynie powszechne przekonanie chrześcijan, gdy pisali powyższe rozgłośne teksty w księgach swoich, które to teksty byłyby niezrozumiałe bez wiary w nieomylność następców Piotra. Nie inaczej też dzia­łali i głosili chrześcijanie Wschodu, św. Dionizy Aleksandryjski na przykład, Orygenes i inni (Athan. De Sent. Dyon. n. 13; Euzeb. Histor. Eccl. VI, 36; etc). Gdyby prymat, udzielony Piotrowi przez Chrystusa Pana a przez cały Kościół uznany, był tylko jakimś pry­matem honorowym, to z pewnością, żaden wiek, żadna diecyzja, żaden biskup nie zgodziłby się na zamianę jego na prymat jurysdykcji i nieomylnego nauczycielstwa; historia Kościoła nie dozwala wierzyć, aby kiedykolwiek episkopat był do tego stopnia niedbały, iżby się bez żadnego protestu przyglądał takim intrygom. Lubią się niektórzy powoływać na pierwszych cesarzy chrześcijańskich, i powiadają, że majestat ich rozbudził w biskupach rzymskich ambitne pragnienie wyrównania im, a z czasem ich przewyższenia; ale właśnie ta władza cesarska, na ogół nie bardzo wówczas łaskawa dla władzy papieskiej, byłaby ją raczej ze wszystkich sił swoich opanowała i zdławiła, gdyby nie była już uprzednio stwierdziła faktycznego i prawnego istnienia duchowej papieskiej wyższości. Mrzonki-to upatrywać w mnichach i średniowiecznych scholastykach jeśli nie pierwszych wynalazców, to przynajmniej wielkich czynni­ków i popleczników nieomylności papieskiej. Alboż-to wówczas nie czuwał episkopat katolicki nad swym duchowieństwem i nad szkołami, i czyż nie sprowadzał śmiałków do właściwej ich miary, gdy teoriami swymi lub niewłaściwym działaniem z niej wychodzić chcieli? Czyż-to scholastycy nie okazywali dość niepodległości du­cha, i czyż nieraz nie nabawiali niepokoju samych nawet papieży, których rzekomo, zdaniem niektórych, mieliby być dźwignią i pod­porą? Możliwa to rzecz, że zgorszenia na soborach w Konstancji i Bazylei dały lepiej niektórym odczuć potrzebę nieomylnego Pio­trowego prymatu, ale nie mniej przecież jest rzeczą historycznie stwierdzoną, że i gallikanizm zyskał szeroką podstawę, jeśli nawet nie swe narodziny, w sporach i niesnaskach tej dramatycznej konstancjeńsko-bazylejskiej epoki czasu.

Dwojakie to zjawisko powtórzyło się w XVI w.: kiedy z jednej strony rewolucja protestancka uwydatniała olbrzymie dobrodziejstwo instytucji nieomylnego nauczyciela i pasterza, i kiedy skłaniała największych świętych i największych ludzi, a mianowicie powsta­jące wówczas Towarzystwo Jezusowe, do obrony przywilejów biskupa rzymskiego, jako prawdziwego palladjum wiary katolickiej, z dru­giej strony taż sama rewolucja protestancka  rozsiewała  na wsze strony,   nawet w narodach wiernych staremu Kościołowi, ducha swobody i sceptycyzmu, teoretycznego i praktycznego racjonalizmu, który  z pewnością nie wtórował temu, co nazywają ultramontań­skimi ambicjami i rzekomymi usiłowaniami papieży uchodzenia za nieomylnych. Jeśli papieże energicznie strzegli swej władzy w spra­wie jansenizmu, to nie czynili nic takiego, czegoby nie uczynili ich poprzednicy pierwszych wieków, i to niekiedy z daleko większą gorliwością i stanowczością. I co za nierozum wreszcie, nie chcieć nic więcej widzieć w orzeczeniu nieomylności papieskiej na soborze watykańskim, tylko wynik błędów jakiegoś papieża i niegodnego episkopatu! Jak gdyby papież był jakimś bezgranicznym autokratą, a episkopat - tłumem jakimś bez myśli i bez serca! Nie, zaprawdę, episkopatowi wcale nie zbywało na wolności, wiedzy i sumieniu; i już choćby ze stanowiska naturalnego powaga orzeczenia episko­patu jest bardzo znaczna, ale ze   stanowiska nadprzyrodzonego, i w oczach każdego, kto wierzy w nieomylność Kościoła, nieomyl­ność najwyższego Pasterza została orzeczona ze wszelkimi tymi rękojmiami prawdy, jakimi się cieszą najpewniejsze dogmaty.

10-o. Papież wówczas orzeka lub przemawia ex cathedra, „z wysokości swej apostolskiej stolicy,” gdy na mocy powierzonego Piotrowi urzędu pasterskiego naucza jako mistrz i najwyższy nauczyciel całego Kościoła, z tytułu urzędu swego jako opoka podstawowa, na której opiera się Kościół, z tytułu obowiązku swego pa­sienia wszystkich owieczek Chrystusa, słowem, gdy przemawia jako papież, wszystkich zobowiązujący do wierzenia w to, czego naucza Cathedra czyli stolica w tradycyjnym języku Kościoła oznacza sto­licę czyli urząd biskupa i stolicę czyli urząd nauczyciela. Papież, jako biskup powszechny, jako nauczyciel powszechny, jest nieomyl­ny w tych rzeczach, w których sam Kościół musi być nieomylny, którego ten papież jest zwierzchnikiem i głową, a zatem w przed­miotach wiary i moralności, oraz w tych wszystkich rzeczach, które się tak ściśle łączą z wiarą i moralnością, iż bez nich wiary i mo­ralności nie możnaby ani głosić, ani wyjaśniać, ani bronić.

Nic zaś łatwiejszego zazwyczaj, jak wiedzieć, czy papież w danym razie przemawia jako papież, z wolą zobowiązywania nas do wierzenia w to, czego naucza; oświadcza to bowiem albo sam, albo każe urzędownie o tym ogłosić, albo świadczą o tym okolicz­ności, w których papież dogmatyczne swe postanowienie ogłasza, albo wreszcie episkopat, teologowie i wierni jednozgodnie uznają dane jakieś postanowienie papieskie za nieomylne. Jeśli zaś w rze­czywistości zachodzi na tym punkcie poważna jakaś wątpliwość, wówczas niema obowiązku wierzenia pod karą klątwy w postano­wienie papieskie, które zresztą z innych względów może obowiązy­wać na sumieniu.
 
(Prw. w Słowniku niniejszym art.:  Kościół, Galileusz; kard. Franzelin, De Traditione, De Ecclesia;  kard. Manning, Htstoire du Concille du Vatican; Palmieri, De Romano Pontifice; i t. p.).
_______________________________________  
J. Didiot, hasło: PAPIESTWO, w: Słownik Apologetyczny Wiary Katolickiej podług D-ra Jana Jaugey'a, opracowany i wydany staraniem x. Wł. Szcześniaka, Mag. Teol. i grona współpracowników, T. III. Warszawa 1899, s. 16-35.