STRONA INTERNETOWA POWSTAŁA W CELU PROPAGOWANIA MATERIAŁÓW DOTYCZĄCYCH INTEGRALNEJ WIARY KATOLICKIEJ POD DUCHOWĄ OPIEKĄ św. Ignacego, św. Dominika oraz św. Franciszka

Cytaty na nasze czasy:

"Człowiek jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją. Inne zaś rzeczy na obliczu ziemi są stworzone dla człowieka i aby mu pomagały do osiągnięcia celu, dla którego jest on stworzony"

Św. Ignacy Loyola


"Papa materialiter tantum, sed non formaliter" (Papież tylko materialnie, lecz nie formalnie)

J.E. ks. bp Guerard des Lauriers



"Papież posiada asystencję Ducha Świętego przy ogłaszaniu dogmatów i zasad moralnych oraz ustalaniu norm liturgicznych oraz zasad karności duszpasterskiej. Dlatego, że jest nie do pomyślenia, aby Chrystus mógł głosić te błędy lub ustalać takie grzeszne normy dyscyplinarne, to tak samo jest także nie do pomyślenia, by asystencja, jaką przez Ducha Świętego otacza On Kościół mogła zezwolić na dokonywanie podobnych rzeczy. A zatem fakt, iż papieże Vaticanum II dopuścili się takich postępków jest pewnym znakiem, że nie posiadają oni autorytetu władzy Chrystusa. Nauki Vaticanum II, jak też mające w nim źródło reformy, są sprzeczne z Wiarą i zgubne dla naszego zbawienia wiecznego. A ponieważ Kościół jest zarówno wolny od błędu jak i nieomylny, to nie może dawać wiernym doktryn, praw, liturgii i dyscypliny sprzecznych z Wiarą i zgubnych dla naszego wiecznego zbawienia. A zatem musimy dojść do wniosku, że zarówno ten sobór jak i jego reformy nie pochodzą od Kościoła, tj. od Ducha Świętego, ale są wynikiem złowrogiej infiltracji, jaka dotknęła Kościół. Z powyższego wynika, że ci, którzy zwołali ten nieszczęsny sobór i promulgowali te złe reformy nie wprowadzili ich na mocy władzy Kościoła, za którą stoi autorytet władzy Chrystusa. Z tego słusznie wnioskujemy, że ich roszczenia do posiadania tej władzy są bezpodstawne, bez względu na wszelkie stwarzane pozory, a nawet pomimo pozornie ważnego wyboru na urząd papieski."

J.E. ks. bp Donald J. Sanborn

piątek, 10 marca 2017

Żywot czterdziestu świętych Męczenników

(żyli około roku Pańskiego 316)


W rzymskim wojsku słynny był legion zwany "błyskawicznym". Ten honorowy tytuł pozyskał on w wojnie z Markomanami. Zdarzyło się, że Markomanowie zewsząd otoczyli załogę rzymską w pustej, bezwodnej okolicy; wojsko stało dręczone pragnieniem w straszliwym skwarze słonecznym i lada chwila oczekiwało morderczego napadu nieprzyjaciół. W tym okropnym położeniu legion dwunasty, składający się po większej części z chrześcijan, ukląkł i zaczął się modlić do Boga o pomoc. Cudownym sposobem pokryło się nagle niebo chmurami i na spieczoną ziemię spadł rzęsisty deszcz. Rzymianie chwytali wodę w szyszaki, aby się napić i obmyć rany. Korzystając z ogólnego rozluźnienia szyków rzymskich chcieli Markomanowie uderzyć na nie, ale w tej samej chwili ogromny grad i błyskawice poczęły bić im w oczy tak gwałtownie, że uciekli w największym nieładzie. 

Około roku 320 ów dwunasty "błyskawiczny" legion stał załogą w Sebaście w Armenii. Właśnie w tym czasie cesarz Licyniusz nakazał krwawe prześladowanie chrześcijan, rozporządziwszy, aby i wojsko złożyło dziękczynną ofiarę na cześć fałszywych bogów. Przy rozpoczęciu tej pogańskiej ceremonii wystąpiło z błyskawicznego legionu czterdziestu mężów, po części oficerów, i oświadczyli komendantowi: "Jesteśmy żołnierzami cesarza i dotychczas służyliśmy mu wiernie, ale jesteśmy także sługami Chrystusa, i Panu temu i Królowi również chcemy pozostać wiernymi, a żadna ziemska siła nie osłabi w nas tej wierności". Wielkorządca pokazał im rozkaz cesarski i chwaląc ich męstwo, obiecywał im łaskę cesarską i nagrodę, natomiast w razie nieposłuszeństwa groził im śmiercią. Święci odpowiedzieli: "Namowy twoje i groźby na nic się nie zdadzą, gdyż żadną miarą nie zdołasz nam dać czegoś większego, niż to, co nam chcesz wziąć. Chwalisz nas, żeśmy dzielnie walczyli za cesarza, mielibyśmy więc okazać się tchórzami w walce za Chrystusa? Obiecujesz nam dostojeństwa, ale nie znamy i nie pragniemy nic innego, jak korony wiecznej szczęśliwości. Gróźb się nie lękamy, bo one dotyczą ciała, któreśmy i tak już tyle razy na niebezpieczeństwo wystawiali, a dusza nasza nieśmiertelna wolna jest od twych pogróżek i nic jej uczynić nie zdołasz". 


Kazał przeto wielkorządca siec ich pletniami, a potem okutych w kajdany wrzucić do więzienia, chcąc się przekonać, czy ból ran i męczarnie więzienia nie złamią ich oporu. Męczennicy użyli czasu danego im do namysłu na modlitwy, śpiewanie psalmów i wzajemne zachęcanie się do stałości. Ukazał się im także Jezus Chrystus z niebieskim pocieszeniem i rzekł do nich: "Dobrzeście rozpoczęli; wytrwajcie do końca, takich bowiem tylko oczekuje korona niebieska".

Wyczerpawszy wszystkie środki, którymi chciał zmusić owych czterdziestu do złożenia ofiar, skazał ich wreszcie wielkorządca na umrożenie. Wśród strasznego zimna odarto ich z odzienia, okrutnie ubiczowano pletniami, a potem zaprowadzono na podwórze publicznych łaźni i tam nagich postawiono w wodzie zmieszanej z śniegiem. Aby ich męka była tym większa, palił się w pobliżu ogień i znajdowały się ciepłe kąpiele, z których mógł skorzystać każdy, który by chciał złożyć ofiarę bogom. Cóż to była za męka! z zimna krzepły im członki, martwiały wnętrzności. A jaka pokusa! Tu śmierć, a nieco dalej życie! Strażnicy wołali na nich, aby mieli wzgląd na swoje życie, lecz marznący Męczennicy z tysiącznych ran obficie wylewając krew, sławili Boga i dziękowali za doznane męczarnie. "Czterdziestu nas jest w tej ciężkiej walce - wołali - nie dopuśćże Panie, aby nas mniej jak czterdziestu dostąpiło korony męczeńskiej! Niechaj nic w tej liczbie nie ubędzie, gdyż Ty, o Panie, liczbę tę w Twych najmędrszych wyrokach ustanowiłeś! Tyś ją uświęcił czterdziestodniowym postem! Tyś czterdzieści dni bawił pomiędzy nami po swym chwalebnym zmartwychwstaniu; Mojżesz dla otrzymania przykazań przygotowywał się czterdziestodniowym postem; Eliasz czterdzieści dni się przygotowywał, zanim przyszedł przed oblicze Pańskie!".

Modlitwa ich została wysłuchana, przy czym zaszedł cudowny, widzialny, łaską Bożą spowodowany wypadek. Mróz coraz się powiększał, Męczennikom z każdą chwilą bardziej krzepły członki, cierpienia ostatecznych dochodziły granic, a z ciepłych łaźni rozlegały się wesołe okrzyki. Nagle jeden ze strażników ujrzał osobliwe zjawisko: zajaśniał niezwykły blask, z Nieba spływały promieniste postacie, a każda z nich trzymała błyszczącą koronę nad głowami Męczenników. Zdumiony tym widzeniem, rzekł do siebie: "Ułuda to, czy też objawienie wyższej potęgi? Miałyżby to być korony, które Bóg chrześcijański wyznawcom swoim przyobiecał? Ale przecież widzę tylko trzydzieści dziewięć, podczas gdy tych mężów jest czterdziestu!". Wnet jednak zrozumiał widzenie, bo oto jeden ze skazanych nie mogąc znieść cierpień, wyparł się wiary świętej i pobiegł do ciepłej łaźni, ale tam wkrótce życie zakończył. Tylko jedna chwila dzieliła go od korony niebieskiej, od szczęścia wiecznego - i w tej właśnie chwili stracił Niebo, zginął na wieki. Strażnik, wzruszony do głębi tym przypadkiem i oświecony łaską Bożą, zrzucił z siebie odzienie i wołając: "Jam też chrześcijanin!", wmieszał się pomiędzy Męczenników, aby od Jezusa otrzymać czterdziestą koronę. Na drugi dzień skrzepłe ich ciała zabrano na wóz, aby je spalić i rozproszyć popioły; zostawiono tylko jednego, najmłodszego wiekiem, bo jeszcze dawał oznaki życia. Był to Meliton, syn chrześcijanki, która z mężnym sercem przypatrywała się z daleka jego męczeństwu. Gdy zabrano jego towarzyszy, podźwignęła go i pobiegła z nim za wozem, wołając: "Dziecko moje, skończ mężnie razem z towarzyszami twymi, abyś w tyle nie został i nie stracił korony wiekuistej!". Skonał na rękach matki, która wrzuciła go na wóz, aby razem z innymi został spalony. 

Po spaleniu wrzucono popiół z pozostałymi kośćmi świętych Męczenników w rzekę Irys, ale chrześcijanie uratowali znaczną część świętych relikwii. Cześć tych Świętych niezwykle szybko rozszerzyła się na Wschodzie i Zachodzie, i po wielu miejscach zbudowano przepyszne świątynie pod ich wezwaniem. 

Nauka moralna

 

Któż się nie przejmie zbawiennym strachem, czytając powyższą historię? Oto ten nieszczęśliwy, będąc już prawie u samych wrót Nieba, zgubił się na wieki. Może zbyt wiele ufał swym siłom i zaniedbał w pokorze serca błagać o siłę w ostatniej chwili życia, może szukał próżności w męczeńskiej śmierci, może inna jaka była przyczyna jego odstępstwa. To tylko pewną jest rzeczą, iż nie należy do tych, którzy wytrwali w łasce Boga, chociaż tak samo zdawał się być przeznaczonym do męczeństwa i chwały wiecznej jak inni. Nie rachuj na twoje zasługi, ani na pokutę twoją, ufaj jedynie miłosierdziu Bożemu, starając się przez całe życie zasłużyć sobie na nie w godzinie śmierci. - Patrz także na ów wzruszający przykład prawdziwie chrześcijańskiej macierzyńskiej miłości, jaką podziwiać trzeba w matce św. Melitona. Wolała ona syna widzieć nieżywym, aniżeli narażonym na odstępstwo od wiary! Każda matka chrześcijańska powinna w dziecięciu swoim więcej kochać duszę niż ciało. Z czego wynika, że winna nawet śmierć jego przekładać nad nieszczęście popełnienia przez nie grzechu ciężkiego. 

Modlitwa

 

Wszechmogący i wieczny Boże! spraw miłościwie, błagamy Ciebie, ażebyśmy oddając cześć mężnej wytrwałości Męczenników Twoich, litościwego ich za nami do Ciebie pośrednictwa doznali. Amen.


Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku, Katowice/Mikołów 1937 r.