Serię wpisów o muzyce kościelnej kontynuuję, zasadniczo czerpiąc z dzieła x. Nowowiejskiego pt. Wykład liturgii Kościoła katolickiego.
Tym razem będzie bardziej teoretycznie o samym chorale gregoriańskim,
czyli właściwym śpiewie liturgicznym Kościoła rzymskiego, który definiuje
x. Nowowiejski następującymi słowy:
„śpiew jednogłosowy,
używający starej średniowiecznej notacji oraz czterolinjowego systemu,
posiłkujący się dwoma kluczami; jest to śpiew bez wskazanego taktu, w
którym nuty nie posiadają ograniczonej wartości czasu, a panuje rytm
naturalny, jak w mowie naszej. Śpiew ten nie wymaga towarzyszenia
organowego, aczkolwiek takowego nie odrzuca.” (Nowowiejski, ibid., tom III, czyli dokończenie części I o środkach rozwinięcia kultu, s. 206, przyp. 2).
Chorał gregoriański w dzisiejszej epoce
powszechnego banału Novus Ordo Missae kojarzy się zawsze z Mszą
trydencką. I słusznie, bowiem korzeniami swymi, podobnie jak ryt mszy
zatwierdzony przez św. Piusa V, sięga najdawniejszej starożytności
chrześcijańskiej, a nawet tradycji starotestamentalnej. Jest też między
innymi dlatego muzyką liturgiczną par excellence. Niestety,
zwłaszcza pod wpływem indultowego myślenia, które pomija istotę, a
zadowala się powierzchownością (która również nie jest oczywiście bez
znaczenia), często upodobanie, jakim się darzy chorał, ogranicza się do
aspektu czysto estetycznego. A jest to nie tylko przedsmak prawdziwie
niebiańskiej muzyki.
Wspomniany we wstępie o muzyce liturgicznej
Papież św. Grzegorz Wielki ma z pewnością jedne z największych w
historii Kościoła zasługi w dziele ujednolicenia, zorganizowania i
zatwierdzenia form kultu katolickiego. Msza zwana trydencką w swych
głównych częściach i zarysie sięga co najmniej czasu panowania tego
Papieża (AD 590-604). A co za tym idzie, bowiem od samego początku
Kościół chwaląc Boga, śpiewał, wielce przyczynił się do uporządkowania w
jedną całość właściwego śpiewu liturgicznego, który od niego miał dostać
swą nazwę.