STRONA INTERNETOWA POWSTAŁA W CELU PROPAGOWANIA MATERIAŁÓW DOTYCZĄCYCH INTEGRALNEJ WIARY KATOLICKIEJ POD DUCHOWĄ OPIEKĄ św. Ignacego, św. Dominika oraz św. Franciszka

Cytaty na nasze czasy:

"Człowiek jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją. Inne zaś rzeczy na obliczu ziemi są stworzone dla człowieka i aby mu pomagały do osiągnięcia celu, dla którego jest on stworzony"

Św. Ignacy Loyola


"Papa materialiter tantum, sed non formaliter" (Papież tylko materialnie, lecz nie formalnie)

J.E. ks. bp Guerard des Lauriers



"Papież posiada asystencję Ducha Świętego przy ogłaszaniu dogmatów i zasad moralnych oraz ustalaniu norm liturgicznych oraz zasad karności duszpasterskiej. Dlatego, że jest nie do pomyślenia, aby Chrystus mógł głosić te błędy lub ustalać takie grzeszne normy dyscyplinarne, to tak samo jest także nie do pomyślenia, by asystencja, jaką przez Ducha Świętego otacza On Kościół mogła zezwolić na dokonywanie podobnych rzeczy. A zatem fakt, iż papieże Vaticanum II dopuścili się takich postępków jest pewnym znakiem, że nie posiadają oni autorytetu władzy Chrystusa. Nauki Vaticanum II, jak też mające w nim źródło reformy, są sprzeczne z Wiarą i zgubne dla naszego zbawienia wiecznego. A ponieważ Kościół jest zarówno wolny od błędu jak i nieomylny, to nie może dawać wiernym doktryn, praw, liturgii i dyscypliny sprzecznych z Wiarą i zgubnych dla naszego wiecznego zbawienia. A zatem musimy dojść do wniosku, że zarówno ten sobór jak i jego reformy nie pochodzą od Kościoła, tj. od Ducha Świętego, ale są wynikiem złowrogiej infiltracji, jaka dotknęła Kościół. Z powyższego wynika, że ci, którzy zwołali ten nieszczęsny sobór i promulgowali te złe reformy nie wprowadzili ich na mocy władzy Kościoła, za którą stoi autorytet władzy Chrystusa. Z tego słusznie wnioskujemy, że ich roszczenia do posiadania tej władzy są bezpodstawne, bez względu na wszelkie stwarzane pozory, a nawet pomimo pozornie ważnego wyboru na urząd papieski."

J.E. ks. bp Donald J. Sanborn

czwartek, 30 marca 2017

Śpiew liturgiczny w wychowaniu cnoty pobożności


Poniższy ustęp Katolickiej etyki wychowawczej stanowi dalszą część § 55. Wychowanie cnoty pobożności i traktuje o roli śpiewu liturgicznego w wychowaniu omawianej tu cnoty. Ponieważ, jak widzieliśmy, najlepszym środkiem kształtowania tej cnoty jest świadomy i czynny udział we Mszy śpiewanej, czyli uroczystej, istotnym czynnikiem będzie tu sam śpiew liturgiczny, czyli chorał gregoriański, i udział w nim wszystkich wiernych.

Części stałych jest pięć: KyrieGloriaCredoSanctus i Agnus Dei (a nie jest to tak naprawdę wiele), które winny być starannie i z uwagą śpiewane przez wszystkich zgromadzonych w kościele. Ponieważ temat ten jest nadal, podobnie jak w czasach o. Woronieckiego, wielce zaniedbany, w kolejnych wpisach będę wyjaśniał, co, jak i kiedy się śpiewa w kaplicach i kościołach, gdzie jest coś takiego jak Msza śpiewana, aby ułatwić wszystkim, którzy tego chcą, jak najlepszy udział dla chwały Bożej w uświęconym tradycją właściwym śpiewie Kościoła, jakim jest chorał gregoriański. Będzie to na pewno jeden z najdoskonalszych i najskuteczniejszych środków wyrugowania wybujałego indywidualizmu przenoszonego ze sfery osobistej i prywatnej pobożności do publicznej modlitwy Kościoła, która winna być kultem społecznym, a nie zbioru jednostek.

Pelagiusz z Asturii


Śpiew liturgiczny w wychowaniu cnoty pobożności

4. Śpiew jako czynnik życia religijnego zajmuje we wszystkich niemal religiach pewne miejsce. W Starym Testamencie musiał on już istnieć za czasów Mojżesza, ale szczególnego rozkwitu i unormowania doznał, jak o tym świadczą psalmy, za czasów Dawida, a później Salomona, gdy kult boży w ramach nowo wzniesionej świątyni został ściślej zorganizowany. I chrześcijaństwo przejęło od początku zwyczaj używania śpiewu dla oddawania czci Bogu, skąd też utarło się powiedzenie, że kto się modli śpiewając, podwójnie się modli: „qui cantat, bis orat”. Śpiew jest przeto dziś istotnym składnikiem naszej liturgii, mającym odgrywać w niej pod względem wychowawczym o wiele ważniejszą rolę, niż sobie z tego ogół wychowawców katolickich zdaje sprawę.

Przyczyn tego osłabienia wychowawczej roli śpiewu należy upatrywać w indywidualizmie ostatnich wieków, który i tej dziedziny nie pominął, aby nie wnieść do niej swego fermentu. Muzyka czy też śpiew uprawiane pojedynczo, czy też nawet społecznie w małych grupach dla zadowolenia grona słuchaczy, wysunęły się dziś na plan pierwszy. Otóż jest rzeczą oczywistą, że gdy idzie o rolę wychowawczą muzyki i w szczególności śpiewu, to nie zależy na małej ilości osób, które im się mniej lub więcej zawodowo poświęcają, ale na szerokich warstwach ludności, mających czerpać z tego źródła uszlachetniającego dusze. Wychowawcza doniosłość muzyki i śpiewu nie polega na słuchaniu ich i lubowaniu się nimi, ale na ich osobistym wykonywaniu, choćby w niższym stopniu doskonałości.

Ciekawym jest, jak jasno – i chciałoby się powiedzieć – na ostrzu noża postawił to zagadnienie Arystoteles, i to nie w jakimś dziele poświęconym muzyce, ale w ostatniej księdze swej Polityki, poświęconej wychowaniu młodych pokoleń. Z przedmiotów nauczania tamtych czasów poświęca on tam najwięcej miejsca muzyce, nie dlatego, aby uważał, że jest ważniejsza od innych, ale dlatego, że fałszywie się ocenia jej zadania wychowawcze. Traktuje się ją tylko jako źródło przyjemności i stąd popiera się raczej jej wykonywanie na pokaz przez wirtuozów, zamiast aby widzieć w niej coś więcej jak uprzyjemnienie czasu, bo środek uszlachetniania dusz i zaprawiania ich do cnoty. W czym są zawarte te wartości wychowawcze muzyki? Otóż najpierw w tym, że wymaga czynnego wysiłku, a tam gdzie jest czyn, tam nie ma nudy, której przede wszystkim należy w wychowaniu unikać. Następnie dlatego, że do jej istoty należy rytm i harmonia, t.zn. porządek między składnikami i to nie tylko w stanie statycznym, ale dynamicznym. Rytm i harmonia muzyki mają zdaniem Arystotelesa służyć za podnietę dla tychże czynników samej działalności człowieka i tą drogą współdziałać w utrwaleniu ich w całym życiu, przeniknięciu nimi nawet i postępowania moralnego. Oczywiście tak pojęta rola muzyki nie może być ograniczona do samych wirtuozów, którzy uprawiając ją więcej dla innych niż dla siebie, i sami nieraz mało z niej korzystają. W oddawaniu się zawodowym muzyce widzi nawet Arystoteles pewne niebezpieczeństwo dla ogólnego wychowania moralnego. W szczególności wydaje mu się ono nie do pogodzenia z przygotowaniem się do życia politycznego. Choć tedy kariera życiowa Paderewskiego świadczyłaby przeciw temu, to jednak można w niej chyba widzieć rzadki wyjątek, potwierdzający regułę. Muzyka winna być uprzystępniona wszystkim i to tłumaczy, dlaczego Stagiryta tyle miejsca poświęcił temu zagadnieniu wyzwolenia muzyki z rąk zawodowców i wirtuozów.