Dziś mijają cztery lata [28 lutego - przyp. red. "K-GKT"], odkąd x. Józef
Ratzinger zrzekł się tytułu do papiestwa, który i tak w sposób
nieprawowity posiadał. Jednak jego heretyckie poglądy znane były od
dekad, a tylko dlatego, że rewolucja tak się daleko posunęła, w XXI
wieku różnej maści „konserwatyści” i indultowcy, a nawet lefebryści tak
go polubili i teraz za nim tęsknią, do tego nawet stopnia, że nie pasuje
im już Jurek jako „Papież”, więc zaufali włoskiemu dziennikarzowi i
amerykańskiej syjonistce, że jednak to tamten modernista jest jeszcze
„Papieżem”.
Pelagiusz z Asturii
W następstwie II Soboru Watykańskiego podjęto wiele badań mających na celu wyjaśnienie konsekwencji dokumentów soborowych. Jednym z nich była książka La Fine della Chiesa come Societa Perfetta [Koniec Kościoła jako społeczności doskonałej].
Praca ta została złożona z 13 artykułów napisanych przez autorów o
progresywistycznym spojrzeniu na temat tego, jak Kościół powinien się
zmienić, aby został wkomponowany w ewolucję świata.
Józef Ratzinger był jednym z
progresywistycznych teologów, który udzielił swojej opinii. Napisał dwa
artykuły do tej książki. W jednym z nich Ratzinger uznaje za fakt
dokonany, że dogmat „extra Ecclesiam nulla salus” [„Poza
Kościołem katolickim nie ma zbawienia”] uległ zmianie. Bez podania
żadnego argumentu uznał, że ten dogmat nie ma sensu w obliczu
nowoczesnych odkryć geograficznych, które „udowadniają”, że ziemia ma
miliony lat zamiast 4000 lat historii biblijnej. Sugeruje, że nie może
być prawdą, ażeby wszyscy ludzie, którzy żyli w czasie tych milionów
lat, nie zostali zbawieni. Ratzinger, w oparciu jedynie o ten
wyimaginowany „dowód” wątpliwych współczesnych odkryć, uważa bronienie
wspomnianego katolickiego dogmatu za przestarzałe. Nie został
przedstawiony żaden argument. Ominął to i przeszedł do rozpatrywania
przyszłości Kościoła bez dogmatu „extra Ecclesiam nulla salus”.