STRONA INTERNETOWA POWSTAŁA W CELU PROPAGOWANIA MATERIAŁÓW DOTYCZĄCYCH INTEGRALNEJ WIARY KATOLICKIEJ POD DUCHOWĄ OPIEKĄ św. Ignacego, św. Dominika oraz św. Franciszka

Cytaty na nasze czasy:

"Człowiek jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją. Inne zaś rzeczy na obliczu ziemi są stworzone dla człowieka i aby mu pomagały do osiągnięcia celu, dla którego jest on stworzony"

Św. Ignacy Loyola


"Papa materialiter tantum, sed non formaliter" (Papież tylko materialnie, lecz nie formalnie)

J.E. ks. bp Guerard des Lauriers



"Papież posiada asystencję Ducha Świętego przy ogłaszaniu dogmatów i zasad moralnych oraz ustalaniu norm liturgicznych oraz zasad karności duszpasterskiej. Dlatego, że jest nie do pomyślenia, aby Chrystus mógł głosić te błędy lub ustalać takie grzeszne normy dyscyplinarne, to tak samo jest także nie do pomyślenia, by asystencja, jaką przez Ducha Świętego otacza On Kościół mogła zezwolić na dokonywanie podobnych rzeczy. A zatem fakt, iż papieże Vaticanum II dopuścili się takich postępków jest pewnym znakiem, że nie posiadają oni autorytetu władzy Chrystusa. Nauki Vaticanum II, jak też mające w nim źródło reformy, są sprzeczne z Wiarą i zgubne dla naszego zbawienia wiecznego. A ponieważ Kościół jest zarówno wolny od błędu jak i nieomylny, to nie może dawać wiernym doktryn, praw, liturgii i dyscypliny sprzecznych z Wiarą i zgubnych dla naszego wiecznego zbawienia. A zatem musimy dojść do wniosku, że zarówno ten sobór jak i jego reformy nie pochodzą od Kościoła, tj. od Ducha Świętego, ale są wynikiem złowrogiej infiltracji, jaka dotknęła Kościół. Z powyższego wynika, że ci, którzy zwołali ten nieszczęsny sobór i promulgowali te złe reformy nie wprowadzili ich na mocy władzy Kościoła, za którą stoi autorytet władzy Chrystusa. Z tego słusznie wnioskujemy, że ich roszczenia do posiadania tej władzy są bezpodstawne, bez względu na wszelkie stwarzane pozory, a nawet pomimo pozornie ważnego wyboru na urząd papieski."

J.E. ks. bp Donald J. Sanborn

niedziela, 13 września 2015

NIEOMYLNY URZĄD NAUCZYCIELSKI

Ojciec św. Pius IX potępił błędy utrzymywane przez tzw. liberalnych katolików.
   Nieomylność urzędu nauczycielskiego w Kościele polega na tem, że biskupi połączeni ze swą głową – papieżem – czy to na powszechnym soborze, czy też rozproszeni po całym świecie katolickim nie mogą się omylić w podawaniu i w tłumaczeniu nauki Jezusa Chrystusa wiernemu ludowi. Ta zaś nieomylność nie pochodzi z jakiego objawienia lub z jakiego szczególnego natchnienia, lecz z ciągłej pomocy Bożej, która ich niewątpliwie zachowuje od każdego błędu. Ta pomoc Boża nie jest żadnym cudem, lecz prostem wdaniem się Opatrzności, która tak kieruje użyciem ludzkich środków, że te nigdy nie mijają się ze swym celem, i które to wdanie się tak kieruje ludzkimi umysłami i sercami, że prawda wreszcie tryumfuje.

Nieomylność nie nadaje naczelnikowi Kościoła przymiotu niegrzeszenia. Bo zachowanie od błędu w opowiadaniu i wykładaniu nauki Jezusa Chrystusa nie jest bynajmniej zachowaniem się od grzechu; są to dwie rzeczy zupełnie niezależne jedna od drugiej.

Zresztą rozciąga się nieomylność tylko na sprawy wiary i moralności; wszystko poza temi sprawami stojące nie podlega nieomylności.

Nieomylność wykonywaną bywa w pierwszej linji przez podawanie wiernym prawdziwej nauki Jezusa Chrystusa, której biskupi połączeni z papieżem trzymają się i której nauczają od początku założenia Kościoła. Także w poszczególnych wypadkach bywa nieomylność zastosowaną i to w dwojaki sposób: przez dekret samego papieża – i tak bywa najczęściej albo też przez ogólny sobór połączony z papieżem.

Sobór powszechny nie połączony z papieżem byłby rzeczą potworną, nierozumną, bo ciałem bez głowy… tak ściśle są te dwie rzeczy połączone. Te dwie formy kościelnej nieomylności opierają się wyraźnie i zupełnie na słowach Jezusa Chrystusa podanych nam w Ewangelji. Najprzód bowiem dał On szczególnie Piotrowi zapewnienie: „I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane i w niebiesiech”. (Mat. 16, 19.) Piotr ma więc prawo wiązać rozum wyrokami wiary, a wolę wyrokami moralności. Później powtórzył Jezus te same słowa do wszystkich Apostołów w obecności Piotra, lecz już nie wspomniał o kluczach. (Mat. 18, 18.)

Czyż w tem jest co przeciwnego rozumowi? Zapewne, że nie. Aby jednak przedstawić ten dogmat, jako nie bardzo możliwy do przyjęcia, starali się niektórzy wykoślawić go. Twierdzili więc, że nieomylność czyni papieża jakimś żywym nieustannym cudem, inny zaś twierdzili, że nieomylność wprowadziła jakiś nowy katolicki Kościół, więc nazwali się „starokatolikami.” Tak jedni, jak i drudzy są po prostu zarozumialcami.

1. Nieomylność papieża w rzeczach wiary i moralności wcale go nie czyni jakimś żywym, nieustannym cudem. Podług dogmatycznego dekretu wydanego przez powszechny sobór watykański polega nieomylność papieża tylko na pomocy Ducha Świętego, która go zachowuje od błędu i to nie w każdym razie, lecz tylko tedy, gdy jako zwierzchnik i najwyższy nauczyciel Kościoła całego występuje i ogłasza wyrok tylko w sprawach wiary i moralności.

Takie pojęcie nieomylności jest zupełnie inne, niż obraz, w jakim je przeciwnicy jego przedstawiają. Nieomylność dotyczy się tylko spraw wiary i moralności, a nie rozmów, listów prywatnych, nawet tego, co głosi nie urzędowo, lecz jako uczony teolog; nawet tego, co rozporządza nie dla całego Kościoła, n. p. praktycznych zarządzeń, w jakich poszczególnych wypadkach. Papież posiadający taki przywilej nieomylności nie jest bynajmniej cudem. Bóg zachowuje papieża tylko od błędu w rzeczach wiary i moralności, podobnie, jak niektórych ludzi zachowuje od chorób i od starczej zgrzybiałości. Ta tylko różnica zachodzi tutaj, że Bóg przyrzekł zachować papieża rzymskiego od błędu, lecz nikomu nie przyrzekł, że go nie dotknie chorobą lub zgrzybiałością. Aby papieża zachować od błędu przy rozstrzyganiu spraw wiary i moralności może sam Bóg w opatrzny sposób pokierować to rozstrzygnięcie w stronę prawdy środkami naturalnymi, n. p. uczonością mężów otaczających papieża i biskupów, których rady papież zasięga.


2. Nieomylność papieża, jako nauczyciela wiary i moralności nie jest bynajmniej nowym dogmatem, lecz owszem opiera się na tradycji apostolskiej. Historja bowiem uczy, że po wszystkie czasy, szczególnie zaś w pierwszych wiekach, wszelkie pytania dotyczące się wiary i obyczajów przedstawiano do rozstrzygnięcia biskupowi Rzymu, jako naczelnikowi Kościoła, a wyrok tego biskupa przyjmowano wszędzie, jako nieodwołalny, naturalnie z wyjątkiem heretyków. Następnie jest pewnem, że także sobory powszechne uznawały nieomylność papieża, jako nauczyciela, bądź milcząco, bo jego naukę skierowaną do całego Kościoła przyjmowały, bądź to, że ją wyraźnie zaznaczały, jak sobór w Chalcedonie, czwarty powszechny, w r. 451-szym; w Lyonie – dawne Lugdunum, – we Florencji i we Vienne.

Powszechny sobór w Watykanie 1870 roku, który ogłosił dogmat nieomylności papieża, jest rzeczywiście niedawny, lecz już w poprzedzającym rozdziale zaznaczyliśmy, że wyniesienie jakiej nauki katolickiej do znaczenia dogmatu, nie znaczy to, by ta nauka nie pochodziła od apostołów, lecz jest tylko dowodem, że ta nauka nie ulega żadnej wątpliwości.

Jest rzeczą naturalną, że ogłoszenie tego dogmatu było kamieniem zgorszenia i upadku dla niektórych duchów, o których już święty Paweł (2 Tym. 3, 2, 4) wspomina: „Będą to ludzie samolubni, chciwi, dumni, pyszni, bluźniercy, nieposłuszni rodzicom, niewdzięczni, zbrodniczy, bez przywiązania i pokoju, oszczercy, niewstrzemięźliwi, gwałtowni, zdrajcy, miłujący rozkosz więcej niż Boga.” Tacy ludzie potępiają sami siebie, gdy własne zdanie wyżej stawiają, niż zdanie Kościoła. Ktokolwiek interes Kościoła stawia ponad wszystko, ten zgodzi się, że ogłoszenie tego dogmatu było właśnie na czasie. Widzimy bowiem, że hydra rewolucji podkopuje wszelkie fundamenta społeczeństwa, szczególnie po miastach i, aby swój cel osiągnąć, chce przede wszystkiem zburzyć wszelkie religje, a szczególnie katolicką. Nacjonalizm objawia codziennie nowe błędy, albo przedstawia stare w nowej szacie; powtarza bez końca swe zuchwałe kłamstwa i chytre schizmy, aby dusze omamić lub zwieść. Była więc największa potrzeba uzbroić wiernych przeciw tym szalbierzom, i dla tego to nakazano im pod karą wyłączenia z Kościoła wierzyć, że każdy dekret dotyczący wiary, a pochodzący od Głowy Kościoła, więc od Zastępcy Jezusa Chrystusa na ziemi nosi na sobie nienaruszalną pieczęć nieomylności.

st_pius_x   
3. Czy jednak ustanowienie rzeczy niepotrzebnej nie ubliża mądrości Bożej?

Bo jeśli papież jest nieomylnym, po co jeszcze ma być nieomylnem całe ciało nauczycielskie Kościoła? Czy tedy jest jeszcze potrzebna nieomylność powszechnych soborów?

Odpowiedź na to nie jest trudna.
  • Nieomylność całego episkopatu, rozsianego po rozmaitych dyecezjach całego świata katolickiego, (a nie każdego biskupa z osobna, bo taki nie jest nieomylnym), jest istotnie potrzebną, bo inaczej mogłaby prawdziwa nauka Jezusa Chrystusa, mimo nieomylności papieża, zostać sfałszowaną; mogliby jacy biskupi z osobna głosić błędy. W takim razie nie mógłby Kościół być powszechnym, ani trwać do skończenia świata, a przecież podług słów Chrystusa ma trwać.

Ta nieomylność całego episkopatu jest szczególnie pożyteczna dla tych,
którzy są słabi na duchu. Dla takich potrzebna jest wielka powaga. Otóż wielka ilość biskupów tworzących urząd nauczycielski Kościoła, mająca na czele papieża, przedstawia już na zewnątrz tak wielką powagę, że ta może łatwiej skłonić rozum do poddania się Jezusowi Chrystusowi. (2. Korynt. 10, 5).


  • Nieomylność papieża rozciąga się także, jak to wyżej powiedzieliśmy, także na dekreta dotyczące wiary wydawane przez samego papieża. To zaś jest konieczne potrzebnem dla utrzymania prawdy w Kościele. Nie łatwo bowiem zwołać sobór powszechny, gdy właśnie jest potrzebnym, a taka potrzeba może się zdarzyć kiedykolwiek, a przecież rozum nakazuje uprzedzać niebezpieczeństwo błędów. Przy tem mogą być nadzwyczajne wypadki, w których zwołanie powszechnego soboru byłoby korzystne, a może nawet konieczne. Tak n. p. może papież uważać, że takie zwołanie jest potrzebne, bo chce wyjaśnić rzeczy bardzo ważne; albo też może pragnąć by ogłoszenie jakiej rzeczy nastąpiło dopiero po porozumieniu się z soborem; lub wreszcie, by to ogłoszenie nastąpiło z niezwykłą uroczystością. Taka zewnętrzna wspaniałość wywiera na ludzi większe wrażenie, łatwiej zamyka usta przeciwników, umacnia słabych i strzeże wiernych lepiej przed sidłami zwodzicieli.

         4. Podług wszystkiego, co w tym rozdziale o nieomylności objaśniliśmy, sądzić można że ten dogmat zgadza się z rozumem. Ale i tutaj możemy, jak to przy kilku sposobnościach uczyniliśmy twierdzić, że sam rozum wymaga tego dogmatu. Bóg-Człowiek przyszedł, aby ustanowić religję, która tak na rozum, jak i na wolę nakłada prawa: dogmaty, którym trzeba wierzyć, obowiązki moralne, które trzeba wykonywać. Te prawa i te przepisy moralne obejmują różnorodne sprawy i to bardzo ważne, bo Chrystus, mając do nieba wstąpić, powiedział apostołom: „Nauczajcie wszystkie narody, ucząc je zachować wszystko, co wam przykazałem”. (Mat. 28, 20.)


Taki prawodawca nie rzuci ludziom swych praw, jakby piłkę interesów lub namiętności, lecz ustanowi urząd będący w stanie wykładać te prawa, wymagać ich zachowania, i rozstrzygać wszelkie możliwe, a nawet konieczne niezrozumienie tych praw. Gdyby Chrystus był tylko człowiekiem, już byłby przewidywał wielkie trudności, szczególnie, gdyby pomyślał, jakie ciężary nakłada na pychę ducha i na pożądliwości serca, bo wszakże zobowiązał ducha i serce do najbezwzględniejszych ofiar. Więc nawet, jako człowiek powinien był ustanowić w swym Kościele jakąś władzę, któraby Jego prawa tłumaczyła, zachowała je od przekręcenia i wyrobiła im posłuch, mimo wszelkich spodziewanych przeciwności. Jako Bóg-Człowiek widział to wszystko wyraźnie, miał przed oczyma te długie a gorące walki ze strony schizmy i rozmaitych herezji, walki przeciw Jego nauce, Jego przykazaniom. Widział to, wiedział o tem, a miałże pozostawić swe dzieło bez tej obrony? Miałże je rzucić na łup wrogom, którzy je już w pierwszym wieku zaczepiali, fałszowali i zniszczyć usiłowali? Miałże to dzieło, któremu przyrzekł trwanie aż do skończenia świata, wydać na zniszczenie, gdy jeszcze, by tak się wyrazić, leżało w kołysce? Nie, to niemożebne! A zatem musiał Jezus Chrystus ustanowić władzę długotrwałą dla obrony swego dzieła, dla zapewnienia mu nieskazitelności na zawsze. A tej władzy musiał dać zdolność panowania w Jego imieniu nad sumieniami wszystkich, a więc musiał jej udzielić przywileju nieomylności w jej postanowieniach i sądach. Gdyby jej nie był dał tego wszystkiego, to byłby jej dał moc… urojoną, upoważnienie do opowiadania ludziom Jego nauki w sposób prawdziwy albo błędny. To zaś sprzeciwiałoby się pod wszelkim względem zdrowemu rozumowi.

    5. Że ustanowienie takiej nieomylnej władzy w Kościele było odpowiedniem i koniecznem, pokazuje się też z innego punktu widzenia. W religji dawnych patryarchów nie było takiej nieomylnej zwierzchności, to jednak łatwo sobie wytłumaczyć. Oni mieli bardzo małą liczbę dogmatów, które łatwo przekazywali z ojca na syna. Długo żyli, widzieli swych pra-prawnuków przez wiele lat, więc mogli czuwać nad zachowaniem tych dogmatów w czystości. Gdyby zaś kto z potomstwa ich odważył się fałszować jaki dogmat, to mogli podnieść głos w obronie prawdy. Zresztą Bóg objawiał się patryarchom i utrzymywał w nich czystość wiary i rozwijał dalej pierwsze Adamowi objawione prawdy.

Równie łatwo zrozumieć można, że w religji Mojżeszowej nie było nieomylnej zwierzchności nauczającej. Ponieważ to była religja tylko jednego narodu, więc wystarczali dla niego prorocy, których posłannictwo Bóg zatwierdzał cudami. Urząd proroków nie był stały i tylko nadzwyczajny. Ilekroć czystości wiary zagrażało niebezpieczeństwo używał Bóg tego nadzwyczajnego środka, a użycie to zależało od Jego woli. Czynił to też aż do powrotu żydów z niewoli babilońskiej. Prorocy wystarczali zupełnie do podtrzymania czystości wiary, nawracali też wielu, którzy ją opuścili, lecz nie byli upartymi w swych błędach. Po powrocie z niewoli babilońskiej aż do przyjścia Chrystusa nie mieli żydzi proroków, a to dało się zaraz uczuć wierze. Wykłady faryzeuszów, błędy saduceuszów, Herodjanów i kilku innych filozoficznych sekt popsuły wiarę do wysokiego stopnia.

Religja Jezusa Chrystusa ma wiele dogmatów skomplikowanych, liczne przepisy, a jest przeznaczona dla wszystkich narodów. Czyż ta masa nawróconych nie potrzebowała zawsze urzędu nauczycielskiego, któryby swą nieomylnością mógł odróżnić prawdziwą naukę od fałszywej? Nauczyciele fałszywi powstawali przecież zawsze i wszędzie i pociągali za sobą nawet umysły wyższe, czarując je nowymi ideami, przedstawiając im coraz to inne systemy rzekomej – a w istocie fałszywej prawdy. Wobec tego musiał być w Kościele stały, nieomylny urząd nauczycielski. Przecież i w najnowszych czasach dało się wiele wysokich umysłów, wielu wykształconych ludzi skusić ponętami nowych postępowych idei, i na próżno dręczyli się wątpieniem, aż się uciekli do tego nieomylnego urzędu nauczycielskiego. Z pomiędzy wielu takich przytoczyć warto Teodora Jouffroi (Żufroa) sławnego profesora filozofji, zmarłego 1842 roku. Uwiedziony postępowymi ideami występował przeciw wierze katolickiej, a jednak na kilka dni przed śmiercią wyznał szczerze i ze smutkiem, że: „Te wszystkie systemy nie prowadzą do niczego. Jeden dobry akt wiary chrześcijańskiej znaczy tysiąc razy więcej”.

Katolicyzm i rozum zgadzają się, ks. kanonik E. Barthe, wydawnictwa O.O. Franciszkanów 1929, str. 138-144.

Za:  https://lagloriadelasantisimavirgen.wordpress.com/2015/08/27/nieomylny-urzad-nauczycielski-cz-i/#more-760, https://lagloriadelasantisimavirgen.wordpress.com/2015/09/01/nieomylny-urzad-nauczycielski-cz-ii-ostatnia/