STRONA INTERNETOWA POWSTAŁA W CELU PROPAGOWANIA MATERIAŁÓW DOTYCZĄCYCH INTEGRALNEJ WIARY KATOLICKIEJ POD DUCHOWĄ OPIEKĄ św. Ignacego, św. Dominika oraz św. Franciszka

Cytaty na nasze czasy:

"Człowiek jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją. Inne zaś rzeczy na obliczu ziemi są stworzone dla człowieka i aby mu pomagały do osiągnięcia celu, dla którego jest on stworzony"

Św. Ignacy Loyola


"Papa materialiter tantum, sed non formaliter" (Papież tylko materialnie, lecz nie formalnie)

J.E. ks. bp Guerard des Lauriers



"Papież posiada asystencję Ducha Świętego przy ogłaszaniu dogmatów i zasad moralnych oraz ustalaniu norm liturgicznych oraz zasad karności duszpasterskiej. Dlatego, że jest nie do pomyślenia, aby Chrystus mógł głosić te błędy lub ustalać takie grzeszne normy dyscyplinarne, to tak samo jest także nie do pomyślenia, by asystencja, jaką przez Ducha Świętego otacza On Kościół mogła zezwolić na dokonywanie podobnych rzeczy. A zatem fakt, iż papieże Vaticanum II dopuścili się takich postępków jest pewnym znakiem, że nie posiadają oni autorytetu władzy Chrystusa. Nauki Vaticanum II, jak też mające w nim źródło reformy, są sprzeczne z Wiarą i zgubne dla naszego zbawienia wiecznego. A ponieważ Kościół jest zarówno wolny od błędu jak i nieomylny, to nie może dawać wiernym doktryn, praw, liturgii i dyscypliny sprzecznych z Wiarą i zgubnych dla naszego wiecznego zbawienia. A zatem musimy dojść do wniosku, że zarówno ten sobór jak i jego reformy nie pochodzą od Kościoła, tj. od Ducha Świętego, ale są wynikiem złowrogiej infiltracji, jaka dotknęła Kościół. Z powyższego wynika, że ci, którzy zwołali ten nieszczęsny sobór i promulgowali te złe reformy nie wprowadzili ich na mocy władzy Kościoła, za którą stoi autorytet władzy Chrystusa. Z tego słusznie wnioskujemy, że ich roszczenia do posiadania tej władzy są bezpodstawne, bez względu na wszelkie stwarzane pozory, a nawet pomimo pozornie ważnego wyboru na urząd papieski."

J.E. ks. bp Donald J. Sanborn

wtorek, 20 września 2016

Żywot św. Eustachego i jego rodziny, Męczenników

(Żyli około roku Pańskiego 120)


   Jak cudownie Opatrzność Boska prowadzi ludzi do zbawienia, można się przekonać z żywotu świętego Eustachego i jego rodziny. 

Za panowania cesarzy Wespazjana i Tytusa żył dzielny oficer imieniem Placyd, który w wojnie przeciw Dakom tak się odznaczył, że cesarz Trajan mianował go dowódcą jazdy. Pochodził ze znakomitej rodziny rzymskiej i miał za żonę zacną niewiastę imieniem Trajana, która mu powiła dwóch synów. Chociaż poganin, był człowiekiem sprawiedliwym i sumiennym, i ta sumienność wyjednała mu łaskę, że przyszedł do poznania prawdy, która jest w Jezusie Chrystusie. 

Placyd był wielkim lubownikiem myślistwa; w czasie pokoju było ono jego najmilszym zatrudnieniem. Pewnego razu ujrzał pięknego jelenia i począł go ścigać. Po długiej gonitwie jeleń przystanął i zwrócił się do myśliwca. Placyd wymierzył już strzałę, ale wnet opuścił łuk, gdyż ujrzał coś świecącego między rogami. Przybliżywszy się, ujrzał, że jeleń ma na głowie krzyż. W tej samej chwili usłyszał głos: "Placydzie, czemu mnie ścigasz? Jam jest Chrystus, którym za twoje i całego świata zbawienie umarł na krzyżu. Widziałem twe jałmużny i dobre uczynki. Gdyś ty wyszedł na łowy, Ja myślałem ciebie samego ułowić". 

Placyd, usłyszawszy te słowa, padł na kolana i zawołał jak niegdyś święty Paweł: "Panie, co chcesz, abym czynił?". "Wróć do miasta - odpowiedział głos - idź do biskupa, daj się ochrzcić wraz z rodziną, a potem przybądź tu na to miejsce, abyś usłyszał, co masz czynić dla wzięcia prawdziwych skarbów". 


Opowiedziawszy żonie owo widzenie, dowiedział się Placyd, że i ona miała objawienie i słyszała głos: "Jutro z mężem i dziećmi przyjdziesz do Mnie!". Uznając w tym moc Bożą, bez zwłoki wyszukali biskupa, a nauczywszy się najważniejszych artykułów wiary, otrzymali chrzest święty. Placyd otrzymał na chrzcie imię Eustachego, Trajana imię Teofisty, a synowie jeden imię Agapeta, drugi Teofista. 

Zaledwie ranek zaświtał, pobiegł Eustachy do lasu, na miejsce, gdzie usłyszał głos Pański i uklęknąwszy, zawołał: "Panie, udziel Twemu słudze rady, jak mu przyobiecałeś". Na te słowa usłyszał znowu wyraźnie głos: "Błogosławiony jesteś, żeś się przez chrzest odrodził i szatana zwyciężył. Teraz masz być jak Mój sługa Job wystawiony na pokusy i utrapienia, abyś otrzymał koronę niebieską. Oderwij przeto serce od znikomości tego świata, abyś był bogatym w dobra wiekuiste. Nie bój się niczego, albowiem łaska Moja będzie z tobą, jak niegdyś z Jobem. Pozostawiam ci do woli, czy teraz, czy przy końcu życia chcesz cierpieć". Na to rzekł Eustachy: "Panie, jeśli tak ma się stać, niech się stanie zaraz", a otrzymawszy obietnicę, wrócił wesoły do domu, gotowy umrzeć dla Chrystusa. Już po kilku dniach dotknęła go ręka Pańska, bo wszyscy słudzy wymarli mu na morowe powietrze, złodzieje skradli majątek, a mieszkanie stało się pastwą płomieni. Zubożały Eustachy zabrał żonę i dzieci, wsiadł na okręt i popłynął do Egiptu. Kiedy miano wysiadać, a Eustachy nie miał czym zapłacić za przewóz, właściciel okrętu zabrał mu gwałtem małżonkę i odpłynął. Eustachy wielce strapiony, poszedł z synami w głąb kraju szukać żywności. Po jakimś czasie zagrodziła mu drogę rzeka, którą trzeba było przebyć w bród, ponieważ nigdzie nie było mostu. Nie mogąc synów przenieść naraz, wziął jednego i szczęśliwie przeniósł na drugą stronę. Wracając po drugiego, ujrzał, jak porwał go olbrzymi wilk i uniósł do lasu. Obejrzawszy się za pierwszym, ujrzał nadbiegającego lwa, który uniósł go w paszczy. Już chciał się z rozpaczy utopić, ale wnet przypomniał sobie, że Bóg żąda ofiary. Smutny poszedł dalej i dotarłszy po niejakim czasie do małej wioski, najął się za parobka. 

Tymczasem cesarz Trajan był w wielkich kłopotach, bo nieprzyjaciele ze wszystkich stron niepokoili państwo rzymskie, a nie było zdolnego wodza. Przypomniał sobie w końcu Placyda, że jednak nikt nie wiedział, gdzie przebywa, rozesłał żołnierzy, by go szukali i wyznaczył wielką nagrodę temu, kto go znajdzie. 

Zdarzyło się, że dwaj wysłańcy przybyli także do wioski, gdzie przebywał Eustachy. Przypadkiem spotkali go wracającego z pola, ale go nie poznali, on zaś, dowiedziawszy się, że jego szukają, wziął ich do siebie i ugościł. Gdy się na chwilę oddalił, rzekł jeden z żołnierzy: "Człowiek ten jest tak podobny do Placyda, że powiedziałbym, iż to on sam". Na to rzecze drugi żołnierz: "Placyd miał bliznę na czole. Jeśli ten ma bliznę, to on". Gdy Eustachy wrócił i żołnierze spostrzegli bliznę, z wielkiej radości zaczęli płakać i wyjawili mu, dlaczego go szukają. Eustachy bez zwłoki opuścił ukrycie, wrócił do ojczyzny, stanął na czele wojska i wygrywając bitwę po bitwie, niebawem zupełnie pokonał nieprzyjaciół, z czego cesarz Trajan tak się ucieszył, że mu pozwolił wojsko w triumfie wprowadzić do Rzymu. 

Na jednym z postojów spotkali się na wspólnej kwaterze dwaj setnicy, którzy podczas wojny odznaczyli się wielu bohaterskimi czynami. Gdy sobie opowiadali swe dawniejsze przygody, pokazało się, że są braćmi, Agapetem i Teotistem, których za młodu porwały dzikie zwierzęta. Rozmowie ich przysłuchiwała się pilnie służebna niewiasta, która usłyszawszy imiona braci, padła omdlała na ziemię. Bracia podnieśli ją, a gdy odzyskała przytomność, oznajmiła im, że jest ich matką. Wielka była radość z tego poznania i tylko to ich smuciło, że nie wiedzieli nic o ojcu. 

Teofista, znalazłszy synów, chciała z nimi pójść do Rzymu, do czego potrzebne było pozwolenie wodza. Gdy przemówiła do Eustachego, natychmiast ją poznał i z oczyma wzniesionymi w niebo zaczął dziękować Bogu. Jakże się radował, gdy mu Teofista powiedziała o odnalezieniu się synów! Przywołani, opowiedzieli ojcu, jak ich pasterze obronili od zwierząt, wychowali, a gdy wybierano zdatnych do wojska, ich także wybrano. Na wieść, że ukochany wódz odnalazł małżonkę i dzieci, zapanowała w wojsku wielka radość i z weselem ruszono dalej ku Rzymowi.

Tymczasem cesarz Trajan, który sprzyjał Eustachemu, umarł, a na tronie zasiadł Hadrian. Gdy Eustachy wkroczył na czele wojska do Rzymu, cesarz przyjął go z wielkimi honorami, ale wolą Bożą było, aby Eustachy był ukoronowany, i to koroną świetniejszą, aniżeli korony ziemskich cesarzy. Według zwyczaju rzymskiego wódz po zwycięstwie wchodził do świątyni Jowisza składać ofiary, podczas gdy jeńców strącano ze skały. Eustachy nie chciał tego uczynić i odpowiedział cesarzowi z nieustraszoną odwagą: "Ja wierzę w Chrystusa i Jemu tylko składam ofiary". Rozgniewany cesarz zagroził mu, że go rzuci lwom na pożarcie i nie pomnąc, jak wielkie zasługi dla ojczyzny położył Eustachy, kazał go istotnie wraz z Teofistą, Agapetem i Teofistem zaprowadzić do amfiteatru, gdzie wypuszczono na nich głodne lwy. Dzikie zwierzęta okazały się łagodniejszymi od ludzi, pokładły się bowiem u stóp świętej rodziny, nie wyrządzając nikomu krzywdy. Zaślepiony cesarz, jeszcze bardziej rozdrażniony tym cudem, kazał rozpalić do czerwoności żelaznego wołu, zrobionego umyślnie dla męczenia chrześcijan, i spalić w nim świętych Wyznawców. Podczas kiedy rozpalano wołu, padł Eustachy z żoną i synami na kolana i w gorącej modlitwie polecił siebie i swoich Panu Bogu. Potem uściskali się i zostali wrzuceni w brzuch rozpalonego wołu, gdzie natychmiast wyzionęli dusze, roku 120. Po trzech dniach chciano wołu oczyścić z popiołu i spalonych kości, znaleziono jednak ciała nienaruszone, wskutek czego wielu pogan uwierzyło w Jezusa Chrystusa. 

Chrześcijanie pogrzebali ciała z czcią wielką, a później zbudowano nad nimi piękny kościół. 

Nauka moralna

 

Jak dzień następuje po nocy i ustawicznie zmienia się pogoda, tak i w życiu ludzkim szczęście splata się z nieszczęściem. Jakże my jako chrześcijanie mamy się wobec takich zmian w życiu zachować? Oto powinniśmy zawsze i wszystko, jak święty Eustachy, przyjmować od Boga; powinniśmy we wszystkich wypadkach wielbić Opatrzność Boską i pokładać w niej nadzieję. Nie powinniśmy w nieszczęściu tracić odwagi, ani w szczęściu stawać się dumnymi i zapominać o Bogu. Jest to wielka cnota, a że jej tak mało pomiędzy ludźmi, to pochodzi z braku żywej wiary w Opatrzność Boską, która wszystko najlepiej urządza. Nie zapominajmy, że szczęście i nieszczęście, życie i śmierć, majątek i nędza pochodzą od Boga. "Pan - mówi Pismo św. - czyni ubogim, czyni i bogatym; On poniża, On wywyższa". Dlatego zawsze w nieszczęściu powinniśmy mówić z pobożnym Jobem: Pan dał, Pan odjął, jako się Panu upodobało! (Job 1,21). 

Modlitwa

 

Boże, chętnie poddajemy i powierzamy się świętej Opatrzności Twojej. Czyń z nami według Twego Boskiego upodobania i udziel nam łaski, abyśmy we wszystkich położeniach życia zawsze w wierze, nadziei i miłości ku Tobie wiernie wytrwali. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi. Amen.

Św. Eustachy i jego rodzina, Męczennicy
Urodzeni dla nieba 120 roku,
Wspomnienie 20 września


Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku, Katowice/Mikołów 1937 r.