Pisarze
święci, którymi Duch św. posługiwać się raczył w przekazywaniu ludziom
swego pisanego słowa, układali swe natchnione dzieła w języku ludu, w pośród
którego żyli. To też, jak długo księga boża była zrozumiała dla tego ludu,
zadawalał się on oczywiście tekstem oryginalnym, czyli pierwotnym. Ale z chwilą,
gdy ten lud sam zmienił swa mowę i język tekstu pierwotnego stał się dlań językiem
martwym i niedostatecznie przez ogół znanym, wówczas odczuwano potrzebę
przekładów, któreby wiernie odtwarzały myśl bożą w codziennym języku ludu.
Żydzi, rychło po wyjściu swym do Egiptu, przyswoili sobie język grecki, i dla
ich-to użytku rozpoczęto za króla Ptolomeusza grecki przekład Biblii, znany
dobrze pod nazwa Septanty albo przekładu Siedemdziesięciu. Początkowo, jak się
zdaje, przełożono sam tylko Pentateuch, ale niebawem po nim nastąpił przekład
innych Ksiąg świętych, tak że w III wieku przed Chr. żydzi greccy (helleniści)
posiadali grecki przekład wszystkich ksiąg Starego Testamentu. Rzecz także
prawdopodobna, że ta część Biblii przełożona też była na język syryjski przed
narodzeniem Chrystusa Pana lub niezadługo po tym.
Ludy,
które przyjęły Ewangelię, tak samo chciały czytać Pismo św. we własnym języku;
dlatego też Ewangelia świętego Mateusza, napisana początkowo w języku aramejskim,
niebawem przełożona została na język grecki, a przekład łaciński całej Biblii,
począwszy od drugiego wieku, był czytany w krajach, które przyjęły chrystianizm,
a w których język grecki mało był znany, łaciński zaś był w codziennym użyciu.
Około
tegoż czasu powstał syryjski przekład Nowego Testamentu, znany pod nazwą Peschito.
Później ukazywały się koleje przekłady: koptyjski, etiopski, armeński,
przekłady arabskie, przekład gruziński, słowiański i t. d. Obok tych
prawowiernych przekładów bywały przekłady inne, dokonywane bądź przez żydów,
bądź też, przez heretyków: Ojcowie święci nie omieszkali piętnować tych chorobliwych
wytworów i ostrzegać przed nimi wiernych. Atoli, w ciągu długich wieków nie
spotykamy żadnego śladu jakichkolwiek ograniczeń ze strony Kościoła w używaniu
przekładów na język narodowy, wyszłych z pod pióra katolickiego.
Rzecz-to zresztą, pewna, jak można wnioskować ze sposobu mówienia Ojców
Kościoła, że wierni czytywali Biblię tylko pod kierunkiem Kościoła nauczającego.
Skądinąd znów, rękopisy Biblii całkowitej były z konieczności niesłychanie
rzadkie i dla ogółu niedostępne.
„Pierwszy
protest, podniesiony ze strony Kościoła w przedmiocie czytania Ksiąg świętych
w języku narodowym, pochodzi z końca XII w. W r. 1199 biskup Metzu wnosi
skargę do Innocentego III-go na wiernych swej diecezji, którzy, porwani nieumiarkowanym
pragnieniem czytania Ksiąg świętych, kazali przełożyć na język francuski
Ewangelie, listy św. Pawła, Psałterz, Moralne św. Grzegorza, i oddawali się
czytaniu tych przekładów na zgromadzeniach tajemnych, gdzie ludzie świeccy i
kobiety przywłaszczały sobie prawo głoszenia słowa bożego. Od początku pozbyli
się oni wszelkiego ducha uległości względem Kościoła, opierali się głosowi
swych pasterzy, a skoro ci ostatni nawoływali ich do obowiązku chrześcijańskiego
posłuszeństwa, wówczas usiłowali dowieść słowami Pisma św., że mogą, bez
grzechu odłączyć się od swych braci i uchylać się od kierownictwa swych
przełożonych duchownych. Zasmucony tymi nieporządkami papież, polecił biskupowi
Metzu zbadać starannie naukę tych ludzi, ich wiarę, zamiary, jakie mieli w
przekładzie Biblii na język francuski, usposobienie ich względem Kościoła i
jego Głowy; kazał następnie powiadomić o tym Stolicę Apostolską, któraby, będąc
lepiej powiadomioną o ich
dążnościach, mogła przedsięwziąć
skuteczne środki ukrócenia zgorszenia” (Malou. Lecture de la Sainte
Bibie en langue vulgaire, t. I, str. 1, 2.). W tym samym czasie
Waldensowie i Albigensi czerpali wiele swych błędów w nierozważnym używaniu
Biblii, którą czytali w języku narodowym. Dlatego też Synod prowincjonalny w
Tuluzie r. 1229 zabronił ludziom świeckim czytania Ksiąg świętych w języku
ludowym, z wyjątkiem Psałterza i części Biblii, zawartych w Brewiarzu. W 1408
r. Synod Oksfordzki surowo wystąpił przeciw Biblii, którą rozszerzał Wiklef i
której czytanie narzucał wszystkim, kogo mu się udawało omamić. Synod zabronił
czytać tego przekładu i zakazał przedsiębrać nowego przekładu bez upoważnienia
ze strony biskupów. W roztropnych tych rozporządzeniach widzimy pierwsze
początki dzisiejszej pod tym względem karności kościelnej. Jako roztropna matka,
Kościół św. czuwa nad tym, aby jego dzieci, przez oszustów w błąd wprowadzone,
chleba Słowa bożego nie zamieniały w truciznę. Nie zabraniając tedy
bezwzględnie czytania Biblii w języku narodowym, stawia tylko pewne zastrzeżenia,
jakich wymagają okoliczności. Taką też zasadą rządzili się Ojcowie Soboru Trydenckiego
w układaniu sławnego owego dekretu, dotyczącego przekładów Biblii na języki
narodowe.
Pseudo-reformatorowie
XVI wieku, chcąc wstrząsnąć hierarchiczną powagą Kościoła, na jej miejsce
postawili inną powagę. Kościół ich zdaniem, jest niewidzialny, a członkowie
jego znani są tylko Bogu samemu; nikt przeto stawać nie może pomiędzy Bogiem a
duszą wierną, która żadnego innego mistrza znać nie ma, prócz Ducha św.,
udzielającego się jej przez Księgi św., jedyne strażnice słowa bożego. Stąd
powstały te dwie podstawowe zasady reformacji: l-o jedynym prawidłem wiary jest
Biblia, tłumaczona przez zdrowy rozum każdego po szczególe człowieka; 2-o
każdy, kto pragnie dojść do zbawienia, obowiązany jest czytać Pismo św. Zachowanie
tego rzekomego przykazania bożego jest możliwe tylko pod tym warunkiem, że będą
rozmnażane i wszędzie rozpowszechniane przekłady Pisma św. w języku narodowym.
Luter sam podjął zadanie przekładu na język niemiecki; zrobił on z tego dzieło
literackie wielkiej wartości, ale nacechowane w wielu miejscach błędnymi
naukami nowej Ewangelii. „Skoro hasło raz wydane zostało, powiada Malou (op.
cit. str. 12), przekłady Biblii jakby na zawołanie mnożyć się zaczęły i
wszędzie prawie spełniały zadanie przesłańców i sztandarów Reformacji. Nie tak
wiernie błysk światła zapowiada błyskawicę, jak rozpowszechnione w ludzie
przekłady biblijne zapowiadały zjawienie się protestantyzmu; panujący wówczas
zamęt umysłów przygotowywał nowym apostołom uczniów ślepej uległości, a pociąg
namiętności był tak wielki, że Biblia czyniła prawie tylu protestantów, ilu
miała czytelników.”. Zarozumiali ci jej czytelnicy, wyzwalając się z pod
przewodnictwa Kościoła, i dając się uwodzić podstępnym mowom sekciarzy,
sądzili, że w Biblii, często umyślnie fałszowanej, znajdują wszystkie nowe
doktryny, jakie im zachwalano i polecano. Skądinąd znów niewiedza ich czyniła
ich niezdolnymi do rozróżnienia własnym rozumem pomiędzy prawdą a kłamstwem.
W
tych zaś warunkach jakież było zadanie Kościoła? Każdy rozsądny przyzna, że
Kościół miał obowiązek za wszelką cenę opanować zarazę. I istotnie, Kościół
nie sprzeniewierzył się swemu posłannictwu. Biskupi naprzód zaznaczyli
niebezpieczeństwo; starali się wyjaśnić ludowi konieczność kierownictwa w nauce
religii, potępili Biblie heretyckie i rozpowszechniali prawowierne przekłady
Pisma św., w których wierni mogli czytać czyste słowo boże pod roztropną
opieką pasterzy. Atoli, na złe ogólne trzeba było lekarstwa również ogólnego,
któreby wyszło z samego centrum władzy: Sobór Trydencki wypracował dekret,
dotyczący czytania Biblii w języku narodowym i przed swym zawieszeniem prosił
Ojca św. o uroczyste jego ogłoszenie. Przychylił się do tego żądania pap. Pius
IV i ogłosił III i IV-ą regułę Indeksu w następujących
wyrazach: „III. Przekłady ksiąg Starego Testamentu wolno udzielać tylko ludziom
mądrym i pobożnym, zależnie od sądu biskupa, z warunkiem, aby używali tych
przekładów jako wyjaśnień Wulgaty, dla zrozumienia Pisma św., nie zaś jako
tekstu prawdziwego. Co się tyczy przekładów Nowego Testamentu, dokonanych przez
autorów pierwszego rodzaju (heretycy, Luter, Zwingli, Kalwin i t. p.), takowych
przekładów nie wolno udzielać nikomu, czytanie ich bowiem nie może być pożyteczne
nikomu, a zazwyczaj bywa bardzo niebezpieczne dla czytających. Jeśli do
przekładów dozwolonych albo do Wulgaty dołączone są uwagi, wówczas czytanie
tych ostatnich może być dozwolone tym, którym same te przekłady są dozwolone,
byleby wydział teologiczny jakiego uniwersytetu lub Inkwizycja generalna
wyrzuciła z tych uwag miejsca podejrzanej prawowierności.— IV. Ponieważ
doświadczenie stwierdziło, że jeśli się pozwoli wszystkim bez różnicy czytać
Pismo św. w języku ojczystym, wówczas skutkiem ludzkiej lekkomyślności wynika
z tego więcej szkody niż korzyści, przeto trzymać się w tym przedmiocie trzeba
zdania biskupa lub inkwizytora, a ci za zgodą proboszcza lub spowiednika mogą
pozwolić na czytanie Biblii, tłumaczonej na język narodowy przez pisarzy
katolickich, tym, których uważać będą za zdolnych wyciągnąć z tego
czytania nie szkodę, lecz przyrost wiary i pobożności. Pozwolenie to ma być
otrzymywane na piśmie. Ci zaś, którzy się ośmielą bez tego pozwolenia czytać
lub przechowywać Biblię, nie będą mogli otrzymać rozgrzeszenia grzechów, dopóki
jej nie odeślą do swego biskupa. Zakonnicy nie będą mogli ani jej czytać, ani
kupować, bez pozwolenia swej zakonnej zwierzchności.”.
Podwójna
ta zasada, która się stała prawem Kościoła, usuwała — o ile to było możliwe —
nadużycia, nie zapoznając wszakże i nie zaniedbując korzyści, jakie wyniknąć
mogły z przekładów Biblii na język narodowy. Prawo to, wiernie przestrzegane,
mogło zniweczyć wszelkie plany sekciarzy. Tym się też właśnie tłumaczą owe
krzyki bezmyślne i niedorzeczne oskarżenia, jakie przeciw Kościołowi między
nimi wzniecano. Nowy karny środek papiestwa, był, jak mówiono, bezbożnym
zamachem na słowo boże; postępowano z Pismem św. jak z jaką książką złą lub co
najmniej niebezpieczną; zakazane ludziom świeckim, stawało się monopolem kasty
kapłańskiej. Ta zaś, zwolniona przez ten zakaz od wszelkiej kontroli ze strony
zwolenników Biblii, mogła odtąd bez przeszkody wpajać w nich jad swoich błędów.
Takie-to fantastyczne tłumaczenie rzeczy rozsiewali protestanci z nadzwyczajnym
uporem, nie zniechęcając się do tej roboty ani zaprzeczeniami, ani
wyjaśnieniami ze strony teologów katolickich.
A
przecież, dosyć oczy otworzyć, by widzieć całą bezpodstawność takiego tłumaczenia.
I tak, naprzód Kościół wszystkim pozwala czytać pierwotne teksty Biblii oraz
dawne jej przekłady na języki dziś już nieżyjące. Wszyscy więc mogą czytać
Stary Testament w języku hebrajskim, Nowy w języku greckim, a całą Biblię w
językach: greckim, łacińskim, syryjskim, koptyjskim, etiopskim, i t. p. Wie
Kościół św., że teksty te i te przekłady są prawowierne, a przy tym sądzi, że
ludzie, zdolni przy czytaniu rozumieć języki starożytne, dosyć są wykształceni
na to, by się nie dać zbłąkać niejasnościom i trudnościom Pisma św. Następnie,
pozwala na czytanie przekładów Biblii na języki narodowe nie wszystkim bez
różnicy katolikom, lecz tym tylko, których proboszcz lub spowiednik, biskup
lub inkwizytor, uznają za uzdolnionych do korzystania z takiego czytania.
Wszelako,
powiadają przeciwnicy, już samo to rozróżnianie krzywdę przynosi słowu bożemu.
Bóg udzielił pisane swe słowo wszystkim ludziom, rozkazuje wszystkim ludziom je
czytać, żadna przeto władza ludzka nie może zabronić tego czytania komukolwiek.
Przyjrzyjmy
się na chwilę temu zarzutowi, któremu sekta przypisuje tak wielką doniosłość. Nie
myślimy bynajmniej przeczyć, że Bóg, przyznając natchnienie księgom świętym,
chciał, aby zawarte w nich nauki dogmatyczne i moralne dla wszystkich były
korzystne; utrzymujemy wszelako, że tenże Bóg ustanowił pewien urząd żyjący i
nieomylny, któremu powierzył roztropne rozdzielanie tych samych nauk. Poddawać
je przeto tłumaczeniu ze strony rozumu wszystkich wiernych umiejących czytać,
znaczyłoby tyle, co wystawiać tychże wiernych na niebezpieczeństwo złego rozumienia
słowa bożego i zamieniania na truciznę pokarmu, z nieba nam zesłanego.
Przeciwnicy
nasi znów mówią, że Bóg przez to samo, że na każdego człowieka włożył obowiązek
czytania Pisma św., zobowiązał się chronić to czytanie od wszelkiego
niebezpieczeństwa dla wiary i obyczajów. W odpowiedzi na to wątpimy, aby ci panowie
mogli przytoczyć choćby jedno miejsce z Pisma św., w któremby Bóg nakładał
podobny obowiązek. Wprawdzie przeciwnicy ci przytaczają całe mnóstwo miejsc
takich, ale o sile dowodowej tych tekstów łatwo będzie sądzić z jednego, który
oni sami uważają za najsilniejszy. Jest nim 39 wiersz V rozdziału
Ewangelii św. Jana, gdzie Chrystus Pan odzywa się do przełożonych ludu
żydowskiego: Scrutamini Scripturas, quia vos putatis in eis vitam aeternam habere.
Tu właśnie, powiadają przeciwnicy, sam Chrystus daje nam wyraźny rozkaz
rozważania, badania, a tem samem i czytania Pisma św., i razem ze swymi
słuchaczami przypuszcza, że badanie to powinno być dla nich źródłem życia
wiecznego. — Przeciw takiemu wnioskowi powstaje naprzód pierwsza trudność:
"Wyraz Scrutamini, zarówno jak jego równoznacznik w tekście
pierwotnym έρευνάτε jest dwuznaczny: może być on bowiem albo trybem
rozkazującym albo oznajmującym. W tym ostatnim razie trzeba go tłumaczyć przez Rozważane
Pismo św., a wówczas słowa
Chrystusa Pana są prostym tylko stwierdzeniem faktu, nie zaś wypowiedzeniem
rozkazu. Takiego raczej tłumaczenia tych wyrazów, a nie rozkazującego, wymaga
kontekst, czyli ogólny bieg myśli. W zdaniach bowiem, poprzedzających te wyrazy
i po nich następujących, jest dużo słów, użytych w drugiej osobie liczby
mnogiej trybu oznajmującego (w. 37: audistis, vidistis; w. 38: habetis,
creditis; w. 39: putatis; w. 40: vultis); bieg myśli zatem
wymaga, aby wyraz scrutamini był również trybem oznajmującym, gdyż
znajduje się w szeregu czynów, spełnianych przez żydów, nie zaś trybem
rozkazującym, któremu nic nie odpowiada w kontekście. Prawda, że niektórzy
dobrzy, nawet katoliccy, tłumacze przyjmują tu tryb rozkazujący, ale już sam
spór o ten wyraz podaje co najmniej w wątpliwość jakikolwiek przypuszczalny
rozkaz ze strony boskiego Mistrza.
Gdyby
nawet było rzeczą pewną, że wyraz Scrutamini jest trybem rozkazującym,
to i w takim razie nawet nie uzasadniałby on założenia protestanckiego. Bo
wówczas
1-o
mowa Chrystusa Pana wypowiadałaby raczej radę aniżeli rozkaz. Jezus przemawia
do uczonych w prawie żydowskim, których ani cuda przez Niego zdziałane, ani zaświadczenie
Jego Ojca Niebieskiego nie mogły przekonać o boskim Jego posłannictwie. I
dlatego-to właśnie zachęca Chrystus tych niedowiarków, znających dobrze Pismo
św., do zbadania z bliska miejsc mesjanicznych w Biblii: gdyż, powiada On,
miejsca te świadczą na moją korzyść.
2-o
Ani rozkaz, ani rada Chrystusa nie dotyczy wszystkich ludzi, lecz uczonych
żydowskich, będących w stanie gruntownie zbadać Pismo św.
3-o
Nie ma tu mowy o badaniu całej Biblii bez wyjątku, lecz jedynie tylko o czytaniu
miejsc, w których Pismo św. świadczy o mesjanicznym posłannictwie Zbawiciela. Widzimy
więc, że daleko stąd jeszcze do wyraźnego nakazu, danego jakoby przez
Zbawiciela wszystkim ludziom, czytania całej Biblii i tłumaczenia jej podług
swego własnego rozumienia. Po takim wyjaśnieniu najgłówniejszego dowodu
naszych przeciwników byłoby rzeczą zbyteczną mówić o innych miejscach
biblijnych, w których oni dopatrują podobnego rozkazu; zdaniem samych nawet
protestantów, miejsca te są mniej wyraźne, aniżeli to, któreśmy przed chwilą
rozważyli; i rzeczywiście, żadne z tych miejsc nie wytrzymuje krytyki.
Nie
są też szczęśliwi przeciwnicy nasi, gdy przeciw nam powołują się na tradycję
Ojców Kościoła. Jeśli taki np. św. Hieronim zachęca pewnego młodego kapłana,
imieniem Nepocyana, do starannego badania Ksiąg świętych, jeśli tę samą radę
daje poświęconym Bogu dziewicom, które sam do tego czytania zaprawiał, jeśli
taki święty Jan Chryzostom żali się, że większa część wiernych zaniedbuje
zupełnie czytanie Ksiąg św., jeśli taki św. Augustyn pisze do Donatystów:
„Dowiadujemy się o Chrystusie z Ksiąg świętych, dowiadujemy się tam także o
Kościele” — to ani ci święci Doktorowie, ani żaden inny Doktor Kościoła nie
uczy, aby wszyscy wierni mieli obowiązek sami dla zbawienia duszy czytać całe
Pismo św. i sądzić o nim bez względu na naukę Kościoła. I owszem przeciwnie,
św. Hieronim wyraźnie mówi. „Pismo św. buduje, gdy się je czyta, ale jest
daleko bardziej pożyteczne, gdy się go żywym słowem naucza (multo plus prodest si de literis versatur in vocem).
Dlatego też apostoł, wiedząc, że słowo zwrócone do słuchaczów obecnych
więcej siły posiada, pragnie głos swego listu, głos wyrażony przez Pismo
święte, zastąpić mową, żywym słowem wypowiedzianą.” (Comm. in epist. ad
Galatas, II. c. 4); to też wyśmiewa tenże
Doktor Kościoła tych ludzi pospolitego umysłu, którzy mają odwagę rzucać się
na tłumaczenie Pisma św. bez kierownictwa ze strony jakiegoś biegłego w tych
rzeczach mistrza. (Ep. 53 ad Paulin, n. 16). Św. Jan Chryzostom
żąda przede wszystkim, aby czytano te w szczególności miejsca Ksiąg świętych,
których wyjaśnienie dać obiecał na zgromadzeniu wiernych. (Homil. XI in Joann. n. 1); powiada, że apostołowie nie
zamieścili oczywiście w swych listach całej swojej nauki, lecz że nauczali
wielu rzeczy niepisanych, a które przecież nie mniej są godne być przedmiotem
wiary naszej (Homil. IV. in 11
Thesal. C. 2); mówi on nadto,
że Pismo św. wymaga nie tylko mądrego nauczyciela (któryby je wyjaśniał), ale
także rozumnego słuchacza, któryby zrozumiał to wyjaśnienie (Homil. in
Psalm XLVIII n. 3). Wreszcie Augustyn św. z gruntu wywraca protestancką
zasadę, gdy pisze te znane słowa: „co do mnie, nie wierzyłbym nawet Ewangelii,
gdyby do wierzenia w nią nie skłaniała mnie powaga Kościoła.” (Contra epist.
Fundam. c. 4 et 5). A w innym znów miejscu zdaje się usta zamykać
sekciarzom, gdy mówi: „człowiek wsparty na wierze nadziei i miłości, nie
potrzebuje Pisma św. (non indiget Scripturis), chyba dla uczenia
go innych. To też wielu pustelników, opartych na trzech tych cnotach, bez Pisma
św. żyje na pustyni (De doctr. clinist lib. L c. 39).”. Świadectwa innych
Ojców Kościoła możemy pominąć, gdyż przeciwnicy nasi w pismach ich nic nie
znaleźli takiego, coby nam z jakimś pozorem słuszności zarzucić mogli.
Widzimy
przeto, że ani w Piśmie św., ani w tradycji nie znajdujemy przykazania bożego,
rozkazującego wszystkim ludziom czytać Księgi święte; w braku zaś takiego
przykazania boskiego do Kościoła należy siłą przepisów karności urządzać
wszystko to, co dotyczy rzeczonego czytania Biblii; a wszystkich dzieci
Kościoła obowiązkiem jest przepisom tym się poddawać. Karność kościelna z
natury swej jest zmienna; stosuje się do okoliczności czasu, miejsca i ludzi.
To właśnie tłumaczy, dlaczego Kościół początkowo nie stawiał żadnych ograniczeń
w przedmiocie czytania Pisma świętego, gdyż czytanie to wówczas nie
przedstawiało żadnego poważnego niebezpieczeństwa dla dusz wiernych, dlaczego
następnie wobec nadużyć, które grozić zaczęły całości wiary, powstały środki
ograniczające swobodę czytania; dlaczego te środki, początkowo w pewnych diecezjach
odosobnione, weszły w powszechne użycie, gdy już samo niebezpieczeństwo uznano
za powszechne. Środki te były szczególnie surowe odnośnie do przekładów,
uczynionych lub wydawanych przez heretyków, a to z poważnych bardzo względów.
Przede wszystkim wiele z tych przekładów dokonywano pospiesznie, a zatem
niezbyt wiernie; następnie, tłumacze, pozostając pod wpływem błędnych swych
przekonań, wprowadzili w wielu miejscach tłumaczenia, może usprawiedliwione
niekiedy ze stanowiska gramatyki, ale dalekie od znaczenia tradycyjnego,
zbliżone zaś do znaczenia heretyckiego; prócz tego, te heretyckie wydania
Biblii, nawet gdy wiernie odtwarzają przekłady katolickie, usuwają zazwyczaj
uwagi, którymi te ostatnie bywają zawsze zaopatrzone; wreszcie, same przymioty
osobiste autorów tych wydań oraz ów niezależny jakiś sposób, w jaki się
dokonywają te przekłady i te wydania, odbierają tym dziełom wszelką ludzką
rękojmię.
W bieżącym
stuleciu towarzystwo biblijne dodało nową pobudkę do odrzucenia Biblii
protestanckich przez Kościół. Przyjęto mianowicie zasadę, aby we wszystkich
Bibliach, drukowanych przez te towarzystwa, usuwano Księgi Deuterokanoniczne Starego
Testamentu i aby podawano tekst biblijny bez żadnych uwag, czyli wyjaśnień.
Biblie te są zatem uszkodzone i pozbawione wszelkich wyjaśnień, mogących
uczynić ich czytanie mniej niebezpiecznym. Próżno więc wykrzykują przeciwnicy
nasi na tyranię, z jaką Kościół rzymski, jak mówią, samowolnie potępia wydania
przekładów, zatwierdzonych przez biskupów i uniwersytety katolickie, a potępia
jedynie dlatego, że wydania te ogłosili i rozszerzali heretycy. Przeciwnie,
jakeśmy się wyżej przekonali, nie żadna małostkowa zazdrość powodowała władzą
kościelną, lecz dobro dusz ludzkich, ciężko narażone przez te niezdrowe
wydawnictwa.
Karność
kościelna wyrażona w 4 regule Indeksu uległa później pewnym
zmianom, z których jedne zwiększały jeszcze jej surowość, inne zaś łagodziły
takową. Sykstus V i Klemens VIII zastrzegli
Stolicy Apostolskiej władzę udzielania każdemu pozwolenia na czytanie Pisma św.
w języku ojczystym; to jednak zastrzeżenie, wywołane przez niedbalstwo
niektórych biskupów, nie dało się długo utrzymać. Ze zmianą okoliczności, pap.
Benedykt XIV zatwierdził w 1757 r. dekret kongregacji Indeksu następującej
osnowy: „Jeśli te przekłady Biblii na język narodowy zatwierdziła Stolica Apostolska,
albo jeśli są wydane z uwagami, zaczerpniętymi z Ojców świętych lub też
nowszych i katolickich pisarzy, przekłady te są dozwolone.”. Dekret ten
potwierdził w r. 1829 papież Pius VIII, i obecnie stanowi on prawo w większej
części diecezji katolickiego świata; w niewielu tylko diecezjach uważano za
konieczne utrzymać dawne przepisy reguł Indeksu w całej surowości.
O
ile wiemy, cztery tylko przekłady Biblii są potwierdzone albo, dokładniej
mówiąc, dozwolone przez Stolicę Apostolską: przekład polski ks. Wujka,
przekład niemiecki Allioli’eg-o, przekład włoski Martini’ego i przekład
francuski Glaire’'a. Wszystkie te cztery przekłady posiadają noty, czyli
wyjaśnienia i tym sposobem czynią zadość obydwom warunkom, jakich wymaga dekret
z r. 1757. Jest jeszcze mnóstwo innych przekładów, które są potwierdzone razem
z wyjaśnieniami nie wprost przez Stolicę Apostolską, lecz przez biskupów. Do
takich przekładów należą: przekład angielski Douai, przekłady niderlandzkie
Beelen'a, de Smith’a i Van-Hove'go,
przekłady francuskie: Carrieres'a, Calmet'a i t. d. Przekładów tych
wolno używać każdemu, bez potrzeby uprzedniego pozwolenia ze strony władzy
kościelnej, z wyjątkiem chyba niektórych diecezji, gdzie jeszcze panuje dawna
karność surowa. Kościół, wymagając uwag, czyli wyjaśnień przy tekście
biblijnym, odrzuca tym samem wszelkie wydania towarzystw biblijnych, czynione
zawsze bez żadnych wyjaśnień. Wierni zatem nie powinni się dać uwodzić zmyślonymi
często aprobatami biskupów lub, jak w polskiej Biblii protestanckiej, napisem:
„podług przekładu X. Wujka,” gdyż dwóch rzeczy
potrzeba, by można czytać Biblię w języku narodowym: przekładu dozwolonego
przez Stolicę Apostolska i uwag, czyli objaśnień, dołączonych do tekstu.
Łatwo
teraz zrozumieć, że Kościół nie tylko nie chce pozbawiać swych dzieci poznania
słowa bożego, ale przeciwnie, uczynił wszystko, aby im to poznanie zapewnić ze
źródeł czystych i bez żadnego niebezpieczeństwa dla wiary. Aczkolwiek surowy w
przepisach wówczas, gdy ogólna przychylność dla nowych błędów czyniła je
bardziej groźnymi, dziś utrzymuje Kościół tylko jeden swój przepis, który wszak
żadnej nie stawia przeszkody katolickiemu czytelnikowi w czytaniu Biblii, lecz
przeciwnie, ogromnie ułatwia zrozumienie tekstu biblijnego za pomocą uwag i
objaśnień, w jakie ten ostatni musi być zaopatrzony. Raz jeszcze przeto złóżmy
hołd roztropności matki naszej, Kościoła św. i światłej jego troskliwości o
zbawienie swych dzieci.
_______________________________________
J. Corluy, hasło: PISMO ŚW. (Czytanie Pisma św. w języku narodowym), w: Słownik Apologetyczny Wiary
Katolickiej podług D-ra Jana Jaugey'a, opracowany i wydany staraniem x. Wł.
Szcześniaka, Mag. Teol. i grona współpracowników, T. III. Warszawa
1899, s. 230-237.