Odpowiedzi na pytania dotyczące ewolucji, prawdziwości Starego Testamentu oraz rozwoju doktryny katolickiej
Odpowiedzi Redakcji
1.
Czy zdanie, że człowiek co do ciała pochodzi od
zwierzęcia, czyli, że Pan Bóg tchnął duszę w ciało zwierzęcia, które doszło już
do stopnia całkowitego rozwoju, jest przez Kościół potępione?
Odpowiedź: Pewna grupa uczonych katolickich, zresztą bardzo
nieliczna, pragnąc przybliżyć się do stanowiska zwolenników teorii skrajnego
rozwoju, by w ten sposób ułatwić sobie wzajemne z nimi porozumienie, przyjęła
teorię rozwoju w znaczeniu ograniczonym, a mianowicie, że Pan Bóg tchnął duszę
rozumną i nieśmiertelną w ciało zwierzęcia, które przez długie okresy ewolucji
doszło do tego stopnia doskonałości, iż mogło stać się mieszkaniem dla
nieśmiertelnej i duchowej duszy. Ten pogląd nie został dotąd przez Kościół potępiony
jako błąd przeciw wierze, sprzeciwia się on jednak opowiadaniu Pisma Świętego,
jak i powszechnej nauce teologów i, że się tak wyrazimy, oficjalnej opinii
samego Kościoła. Opinia ta wyraziła się w odpowiedzi Komisji Biblijnej (…). Otóż
ta Komisja na zapytanie, czy można powątpiewać dosłownemu i historycznemu
znaczeniu pierwszych trzech rozdziałów Księgi Rodzaju (w których jest mowa o
stworzeniu świata i człowieka), jeśli idzie o zdarzenia bezpośrednio dotyczące
podstaw naszej wiary odpowiedziała przecząco, czyli że nie wolno
powątpiewać, a tym bardziej odrzucać dosłownego i historycznego sensu
pierwszych rozdziałów Biblii. By zaś nikt nie miał wątpliwości, które to
zdarzenia dotyczą bezpośrednio prawd wiary, wspomniana Komisja wyliczyła je w
dalszym ciągu swego orzeczenia. Są to: stworzenie całego świata przez Boga w
czasie, szczególne stworzenie człowieka, utworzenie ciała pierwszej
kobiety z ciała Adama, jedność rodzaju ludzkiego, stan pierwotnej niewinności,
zakaz spożywania owocu celem wypróbowania posłuszeństwa człowieka, wreszcie
kuszenie, upadek i obietnica przyszłego Odkupiciela. A zatem opowiadanie pierwszych rozdziałów
Biblii tak ma być rozumiane, by przy ich tłumaczeniu zdarzenia te nie dostały
szwanku.
O stworzeniu człowieka mówi orzeczenie
Komisji, iż musi być nienaruszenie zachowane szczególne stworzenie człowieka.
Komisja nie wyjaśnia wprawdzie bliżej, co rozumie przez słowo szczególne
stworzenie, ale wiemy skądinąd, a mianowicie z powszechnej nauki teologów i
Ojców Kościoła, że przez owo szczególne stworzenie rozumie się stworzenie nie
pośrednie, przez stworzenie zwierzęcia, czy jak chcą zwolennicy teorii rozwoju,
jakiejś pierwotnej komórki, która potem przez wiele tysięcy nawet lat liczący
okres rozwoju doszła do doskonałości organizmu ludzkiego, ale stworzenie
bezpośrednie, w którym Pan Bóg aktem twórczym z prochu ziemi utworzył
człowiekowi ciało.
Ściśle teoretycznie rzecz biorąc, nie ma w
tym żadnej wewnętrznej sprzeczności, ani sprzeczności z doskonałością Pana
Boga, aby On przyjął ciało rozwiniętego zwierzęcia i tchnął w nie duszę
człowieka. Całkiem inna sprawa, czy tak uczynił? Opowiadanie Pisma
Świętego, które w rzeczach zasadniczych i podstawowych musimy przyjąć w
znaczeniu dosłownym i historycznym, a nie tylko jako opowieść, legendę lub
symbol, wskazuje, iż Pan Bóg nie użył ciała zwierzęcia, ale stworzył nowe
ciało.
Opowiadanie Biblii potwierdzają badania i
odkrycia paleontologów. Gdyby Pan Bóg na ciało człowieka użył ciało zwierzęcia,
to między licznymi okazami zwierząt dziś istniejących, jak i dawno zaginionych,
ale których szkielety przechowała nam ziemia, powinien się znaleźć choć jeden
przykład na przejściową formę między człowiekiem a zwierzęcym jego przodkiem.
Tymczasem po dziś dzień nie znaleziono ani jednej takiej przejściowej formy,
wszystkie zaś rzekome odkrycia małpo-człowieka okazały się albo oszustwem albo
prostą mistyfikacją. Kto chce się bliżej zapoznać z tymi zagadnieniami, niech
czyta dzieła ks. Wasmana lub innych katolickich przyrodników.
A zresztą owo zbliżenie się pewnych
uczonych katolickich, pojmujących pochodzenie ciała człowieka od ciała
zwierzęcia, do zwolenników teorii ewolucji jest zupełnie niepożytecznym i
daremnym. Główna idea teorii skrajnego rozwoju, a zarazem jej błędność i
niezgodność z zasadami wiary, nie na tym polega, że przyjmują pochodzenie ciała
człowieka od ciała zwierzęcia, ale w tym, że odrzucając w ogóle fakt
stworzenia, sądzą, iż cały świat, a więc i człowiek z ciałem i z duszą
rozwinął się sam, bez interwencji Boga, z jednej pierwotnej komórki. Takie
zaś stanowisko jest zupełnie sprzeczne ze stanowiskiem i dogmatami nie tylko
już wiary, ale nawet zdrowego rozumu. Abstrahując bowiem od pytania, skąd się
wzięła owa pra-komórka, skoro pojęcie samorództwa jest samo w sobie sprzecznym,
już na podstawie obserwacji i doświadczenia przyrody wiemy, iż ogół istot
rozpada się przynajmniej na trzy wielkie królestwa, między którymi istnieje
przepaść nie do przebycia, a mianowicie świat materii, świat roślinny i świat
zwierzęcy. Mimo usilnych prób nie udało się drogą doświadczenia drobinę materii
zamienić na żywą komórkę roślinną, a roślinę zamienić na organizm zwierzęcy.
Wiemy bardzo dobrze, że można sztucznie zrobić jajo, czy ziarno pszenicy,
mające identycznie te same składniki chemiczne i te same właściwości odżywcze,
a jednak żadną miarą z jaja tego nie wylęgnie się kurczę, ani z ziarna nie
wyrośnie kłos. Biologia współczesna przyjęła za pewnik zasadę tysiącem
doświadczeń stwierdzoną, że omnis cellula ex cellula, omne vivens ex vivente,
czyli, że każda żywa komórka może powstać tylko z takiejże żywej komórki. Wobec
tego pewnika teorię skrajnego rozwoju należy uznać za fantazję, wymyśloną w tym
tylko celu, aby pozorem uczoności zakryć ateizm i niewiarę.
2.
Czy zgadza się z nauką katolicką twierdzenie, że Pisma
Starego Testamentu są poezją i jedną wielką legendą, w najlepszym razie
symbolem tylko i alegorią, i dlatego nas chrześcijan nie obowiązują?
Odpowiedź:
Podobne twierdzenie, czy wątpliwość dowodzi bardzo smutnej ignorancji
podstawowych prawd wiary. Wiadomym jest i dziecku ze szkoły powszechnej, że
Pismo Święte, tak Starego, jak i Nowego Testamentu, jest jednym z głównych,
chociaż co prawda nie pierwszym i nie najważniejszym, źródłem objawienia, a
konsekwentnie i wiary. Tak na podstawie nauki samego Pisma Świętego, jak i
powszechnej nauki Kościoła, księgi Starego i Nowego Testamentu są księgami
świętymi, ich autorem jest sam Pan Bóg. To Boże autorstwo polega, wedle
encykliki Leona XIII „Providentissimus Deus” na tym, że Pan Bóg piszących
zachęcił i natchnął do pisania i tak przy pisaniu nad nimi czuwał, aby tylko to
spisali, co On im pisać polecił, aby trafnie to pojęli, wiernie chcieli opisać,
wreszcie dokładnie z nieomylną prawdą wyrazili.
Z tego określenia najwyraźniej wynika, że Księgi
święte, a więc i księgi Starego Testamentu, zawierają objawioną przez Boga
prawdę, a więc żadną miarą bez grzechu niewiary nie mogą być uważane za
powieści, legendy, czy poezję zawierającą jedynie symbole i alegorie.
Fakt ten jednak nie przesądza o sprawie wykładu
Pisma Świętego. Tym zadaniem zajmuje się osobna nauka, zwana hermeneutyką
Ksiąg świętych. Jej zadaniem jest określić przede wszystkim charakter każdej z
Ksiąg św., zdecydować, czy dana księga jest księgą historyczną, jak np.
Pięcioksiąg Mojżesza, Księgi Królewskie itd., czy też księgą poetyczną, jak
Psalmy lub Pieśń nad Pieśniami; jej również zadaniem jest podawać reguły i
zasady, wedle których należy interpretować i wyjaśniać Pismo św. W bliższe szczegóły
wchodzić tutaj nie będziemy, bo byśmy musieli cały numer temu zagadnieniu
poświęcić, pragnęliśmy tylko w odpowiedzi na pytanie podać racje, dla których
katolikowi Ksiąg Starego Testamentu odrzucać nie wolno. Modna dzisiaj nagonka
na Biblię Starego Zakonu (książki prof. Zielińskiego) jest świadomym, czy
nieświadomym - w to nie wchodzimy - podważaniem podstaw chrześcijaństwa. Kogo by
te sprawy bliżej interesowały, niech przeczyta pracę ks. prof. Szczepana
Szydelskiego pt.: „Religia helleńska, Stary Testament i chrześcijaństwo”,
zamieszczoną w pierwszych trzech zeszytach „Ateneum Kapłańskiego” z br., a
skierowaną przeciwko poglądom prof. Zielińskiego, zawartym w jego studium o
hellenizmie i judaizmie.
3.
Co sądzić o powiedzeniu, że dogmaty katolickie są rzeczą
świeżej daty?
Odpowiedź: To
samo, co o powiedzeniu omówionym w poprzedniej odpowiedzi. Kto tam mówi, a
rozumie, co mówi, ten nie ma oczywiście wiary w sercu, kto zaś mówi, nie
rozumiejąc, ten jest zupełnym ignorantem w sprawach wiary. Twierdzić bowiem, że
dogmaty są rzeczą świeżej daty, to to samo, co utrzymywać, iż prawdy wiary, w
które mamy wierzyć pod utratą zbawienia, są wymysłem Kościoła, a nie nauką
Chrystusa Pana i nieomylną prawdą przez Boga nam objawioną. Nie co innego głosi
współczesny racjonalizm, który znowu, wyrażając się po prostu, nie jest niczym
innym, jak wznowionym pogaństwem, o ile w ogóle nie ateizmem. By wykazać, że to
nasze twierdzenie nie jest przesadą i ostrym sądem, wyjaśnimy pokrótce
znaczenie słowa dogmat, a zarazem wskażemy, skąd może powstać tak błędne mniemanie.
Etymologicznie i historycznie słowo dogmat, po grecku dogma,
oznaczało zawsze twierdzenie, sąd pewny, nieulegający wątpliwości,
orzeczenie wiążące lub nawet prawo. W tym znaczeniu używane jest w
prawodawstwie greckim, w Piśmie św. i u pierwszych pisarzy kościelnych. Ojcowie
Kościoła używają tego słowa po prostu jako synonimu nauki chrześcijańskiej w
ogóle. Od IV w. po Chrystusie znaczenie słowa dogmat zacieśnia się do pojęcia
prawd wiary przez Boga objawionych i jako takie przez Kościół określonych, w
odróżnieniu od przepisów moralności czy prawa kościelnego. Dogmatem więc
jest prawda przez Boga objawiona i jako taka wprost przez Kościół nam katolikom
do wierzenia podana. Pierwsza część tego określenia wyklucza z góry
możliwość, by dogmat był rzeczą świeżej daty, skoro jest nim prawda przez
Boga objawiona, a objawienie, jak to wiemy z katechizmu, skończyło się ze
śmiercią ostatniego z Apostołów, a więc z końcem pierwszego wieku naszej ery.
Żadna prawda, która nie byłaby objawiona, nie może stać się dogmatem wiary,
czyli innymi słowy od śmierci ostatniego z Apostołów skarbiec wiary nie
powiększył się obiektywnie ani o jedną prawdę i powiększyć się nie może.
Ogłaszanie więc przez Kościół jakiejś prawdy religijnej za dogmat, nie jest
niczym innym, jak tylko orzeczeniem, że dana prawda została przez Chrystusa
objawioną, a tym samym pod utratą zbawienia musimy w nią wierzyć. W
dekrecie Piusa IX „Lamentabili” zostały potępione błędy modernizmu,
utrzymującego, iż Chrystus Pan nie zostawił zamkniętej i określonej całości
prawd, ale zapoczątkował tylko pewien ruch religijny, który z biegiem wieków
miał samodzielnie się rozwijać.
Druga część pojęcia dogmatu mówi nam, że jest nim
prawda objawiona i za taką przez Kościół określona. Określenie Kościoła
zatem nie jest wymyśleniem prawdy, ale tylko autorytatywnym orzeczeniem faktu
jej objawienia, wynikającym z głównego zadania Kościoła, by strzegł depozytu
wiary, jaki otrzymał. Pierwszą niejako funkcją tego strzeżenia jest właśnie owe
uroczyste ukazywanie, iż ta a ta prawda została przez Boskiego Zbawcę
objawioną, że należy do skarbca wiary. Nie jest jednak koniecznym, by
Kościół każdą prawdę wiary w ten uroczysty sposób szczególnie ukazywał,
wystarczy, że ją ukazuje wiernym przez zwykłe, codzienne nauczanie. Przykład
wyjaśni nam bliżej to zagadnienie.
Niepokalane Poczęcie jest już dogmatem wiary, ponieważ
zostało ogłoszone uroczyście przez Piusa IX, Wniebowzięcie zaś Matki
Najświętszej jeszcze dogmatem nie jest [stan na rok 1928, obecnie jest już
dogmatem, ogłoszonym w 1950 r. przez Piusa XII - przypis Autorki bloga],
ponieważ tej uroczystej sankcji jeszcze nie otrzymało. Nie będąc jednak
dogmatem, jest prawdą wiary objawioną, w którą wierzyć musimy na podstawie
powszechnego nauczania Kościoła. Gdy kiedyś w przyszłości Papież ogłosi i
Wniebowzięcie jako dogmat, to stanie się nie dlatego, jakoby chciał prawdę
niepewną uczynić pewną, ani nie wymyśli przez to prawdy nowej, lecz tylko w
formie uroczystej potwierdzi odwieczną wiarę chrześcijaństwa.
Z tych uwag wynika już jasno, że Kościół katolicki
odrzuca bezwzględnie tzw. obiektywny i rzeczywisty rozwój dogmatów,
polegający najpierw na przyroście prawd nowych, przez Chrystusa nieobjawionych,
a powtóre na takiej zmianie znaczenia i wewnętrznego sensu dogmatu, że nie może
on już być uważanym za prawdę identyczną z prawdą wyznawaną w pierwszych
wiekach chrześcijaństwa. Racjonalistyczny protestantyzm i modernizm odrzuca
wszystkie dogmaty katolickie z wyjątkiem mglistej idei ojcostwa Bożego i braterstwa
ludzi. Chrystus Pan, wedle tych teorii, nie myślał wcale o założeniu nowej
religii czy Kościoła, dogmaty powstały później, a powstawszy nie zachowały
swego pierwotnego znaczenia, ale się w ciągu wieków zmieniały, tak iż wiara
chrześcijańska z czasów np. św. Ambrożego nie ma nic wspólnego z wiarą
współczesnego katolika. Z tamtych czasów pozostały najwyżej podobne słowa,
a treść jednak tych słów zmieniła się zupełnie.
Takie stanowisko jest oczywiście diametralnie
sprzeczne z nauką Kościoła i dlatego potępione zostało jako jedna z
najniebezpieczniejszych herezji, jakie kiedykolwiek zrodziły się w Kościele.
Odrzucając bezwzględnie obiektywny i rzeczywisty
rozwój dogmatów, nie odrzuca Kościół rozwoju względnego, polegającego na
coraz doskonalszym poznaniu i przedstawianiu prawd wiary. Lepiej niż
teoretyczne wywody, znowu przykład nam pokaże, na czym polega ów rozwój
względny.
Dogmat Niepokalanego Poczęcia został ogłoszony dopiero
w połowie XIX wieku. Można się przeto zapytać, czy chrześcijanie, żyjący 1850
lat aż do dnia ogłoszenia tego dogmatu, nie wierzyli w Niepokalane Poczęcie?
Wierzyli i to gorąco, ale nie zawsze prawdę tę nazywali prawdą Niepokalanego
Poczęcia. Przed długie wieki nawet nazwa była w użyciu, istniało święto,
istniały bractwa i stowarzyszenia przeróżne pod wezwaniem Niepokalanego
Poczęcia, chociaż prawda ta nie była jeszcze uroczyście ogłoszona za dogmat,
podobnie jak dziś wszyscy wierzymy we Wniebowzięcie, święcimy jego święto,
chociaż także nie zostało ono jeszcze za dogmat ogłoszone [stan na rok 1928 -
przypis Autorki bloga].
Atoli był także czas, kiedy słowa Niepokalane
Poczęcie nie używano wcale, bo go nie znano, mówiono wtedy i wyznawano Boże
Macierzyństwo Matki Najświętszej, Jej wielką świętość i czystość
przewyższającą świętość aniołów. Nazywano Ją jedynie czystą i świętą
wśród ludzi, zestawiano pod tym względem z Jej Boskim Synem itd. Te wszystkie
wyrażenia zawierały oczywiście Niepokalane Poczęcie, a opierały się na
zapowiedzi z raju o doskonałej nienawiści między szatanem a Niewiastą i na
pozdrowieniu anielskim o pełności łask. Bo cóż oznacza pełność łask, doskonała
nienawiść z szatanem, czyli zerwanie jakichkolwiek związków z grzechem,
jeśli nie niepokalane poczęcie?! Dlatego pierwsi chrześcijanie, wymawiając
słowa „Zdrowaś Maryjo”, wielbili Niepokalane Poczęcie tak, jak my je dziś
wielbimy, chociaż nie znali słowa: Niepokalane Poczęcie. Potrzeba było pracy
wielu pokoleń teologów, aby z pojęcia: Najświętsza Panna i Matka Boża zostały
jakby z jakiegoś wspaniałego owocu wyłuskane wszystkie poszczególne ziarenka i
ukazana pełna zawartość tej prawdy. Dlatego wiara pierwszych chrześcijan, pod
względem swej istotnej zawartości identyczna z naszą, mogła być gorętszą od
naszej wiary, była jednak mniej teoretycznie uświadomioną. A zresztą i dziś
poziom uświadomienia religijnego katolików jest różny i Kościół sam innej
wiedzy religijnej domaga się od prostaka, a innej od człowieka inteligentnego,
innej od przeciętnego, tak zwanego poczciwego człowieka, a innej od sodalisa [członka Sodalicji Mariańskiej - przypis Autorki bloga] itd. Wszyscy mają tę samą
wiarę, stopień tylko uświadomienia jest różny. Zatem wracając do postawionego
pytania odpowiadamy, iż niektóre z dogmatów katolickich mogą być rzeczą świeżą,
jeśli chodzi o uroczyste ich ogłoszenie przez papieża, są jednakże rzeczą tak
starą, jak stare jest chrześcijaństwo, jeśli chodzi o ich treść i doktrynalną
zawartość.
Źródło: „Sodalis Marianus”,
listopad 1928, rok XXVII, nr 11, część II. Wiara i Życie. s. 323-328.
Język uwspółcześniono.
Za: http://staraprasa.blogspot.com/2012/09/odpowiedzi-na-pytania-dotyczace.html