STRONA INTERNETOWA POWSTAŁA W CELU PROPAGOWANIA MATERIAŁÓW DOTYCZĄCYCH INTEGRALNEJ WIARY KATOLICKIEJ POD DUCHOWĄ OPIEKĄ św. Ignacego, św. Dominika oraz św. Franciszka

Cytaty na nasze czasy:

"Człowiek jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją. Inne zaś rzeczy na obliczu ziemi są stworzone dla człowieka i aby mu pomagały do osiągnięcia celu, dla którego jest on stworzony"

Św. Ignacy Loyola


"Papa materialiter tantum, sed non formaliter" (Papież tylko materialnie, lecz nie formalnie)

J.E. ks. bp Guerard des Lauriers



"Papież posiada asystencję Ducha Świętego przy ogłaszaniu dogmatów i zasad moralnych oraz ustalaniu norm liturgicznych oraz zasad karności duszpasterskiej. Dlatego, że jest nie do pomyślenia, aby Chrystus mógł głosić te błędy lub ustalać takie grzeszne normy dyscyplinarne, to tak samo jest także nie do pomyślenia, by asystencja, jaką przez Ducha Świętego otacza On Kościół mogła zezwolić na dokonywanie podobnych rzeczy. A zatem fakt, iż papieże Vaticanum II dopuścili się takich postępków jest pewnym znakiem, że nie posiadają oni autorytetu władzy Chrystusa. Nauki Vaticanum II, jak też mające w nim źródło reformy, są sprzeczne z Wiarą i zgubne dla naszego zbawienia wiecznego. A ponieważ Kościół jest zarówno wolny od błędu jak i nieomylny, to nie może dawać wiernym doktryn, praw, liturgii i dyscypliny sprzecznych z Wiarą i zgubnych dla naszego wiecznego zbawienia. A zatem musimy dojść do wniosku, że zarówno ten sobór jak i jego reformy nie pochodzą od Kościoła, tj. od Ducha Świętego, ale są wynikiem złowrogiej infiltracji, jaka dotknęła Kościół. Z powyższego wynika, że ci, którzy zwołali ten nieszczęsny sobór i promulgowali te złe reformy nie wprowadzili ich na mocy władzy Kościoła, za którą stoi autorytet władzy Chrystusa. Z tego słusznie wnioskujemy, że ich roszczenia do posiadania tej władzy są bezpodstawne, bez względu na wszelkie stwarzane pozory, a nawet pomimo pozornie ważnego wyboru na urząd papieski."

J.E. ks. bp Donald J. Sanborn

wtorek, 10 stycznia 2017

Nieomylność Kościoła Katolickiego (Część I) - x. B. Chełmiński

Znalezione obrazy dla zapytania rzeczywistość nieomylności kościoła katolickiego 
CZĘŚĆ PIERWSZA.
 
 Rzeczywistość nieomylności Kościoła.

(I. Nieomylność Kościoła opiera się na jego nadprzyrodzonem pochodzeniu. II. Nieomylność Kościoła ze względu na jego cel i zadanie. III. Nieomylność Kościoła warunkiem jedności jego. IV. Nieomylność Kościoła w świetle Pisma św. V. Nieomylność Kościoła w świetle tradycyi. VI. Nieomylność Kościoła w świetle historyi.)

I. Nieomylność Kościoła opiera się na jego nadprzyrodzonem pochodzeniu.

Nieomylność Kościoła nie może być nale­życie pojętą i zrozumianą przez tych, którzy w Kościele katolickim widzą li tylko instytucyę naturalną, czyli zgromadzenie i zespolenie czysto przyrodzone, nie różniące się w niczem od zwykłych stowarzyszeń i instytucyi świeckich. Jak istnienie Kościoła i cały ustrój jego jest dla nich zagadką, tak niezrozumiałą musi być w oczach ich nauka o nieomylności Ko­ścioła. Nie dziw stąd, że nieomylność Kościoła wrogom jego i niedowiarkom służyła i służy do dziś dnia za przedmiot pośmiewiska i szy­derstwa. Niechno Kościół katolicki, czyli w jego imieniu najwyższy nauczyciel Ojciec św. ode­zwie się, by mocą urzędu swego bronić prawdy lub potępić błędne nauki, a wszystkie libe­ralne i masońskie dzienniki i czasopisma hur­mem nań uderzą, drwiąc z niego i mówiąc z przekąsem o „nieomylnym Papieżu”. Mądrość Boża, która przemawia przez usta Ko­ścioła, jest im zgorszeniem i głupstwem, tak iż sprawdzają się tu w pewnem znaczeniu słowa św. Pawła I. Kor. 1, 23, 24: „My prze­powiadamy Chrystusa  ukrzyżowanego, Żydom wprawdzie zgorszeniem, a Grekom głup­stwem; lecz samym wezwanym i Żydom i Gre­kom Chrystusa mocą Bożą i mądro­ścią Bożą”. Znaczenie i cała doniosłość nieomylności Kościoła zasadza się szczególniej na tem, że Kościół katolicki jest pochodze­nia nadprzyrodzonego,   czyli   bo­skiego.


Moderniści przeczą, jakoby Pan Jezus w ogóle Kościół ustanowił; Kościół kato­licki jest wedle nich dziełem czysto ludzkiem, a nadto istotnie równym od Kościoła pierwot­nego. W Francyi myśli i zdania podobne rozsiewa mianowicie Auguste Sabatier „Les religions d'autorite et la religion de   l'esprit” i Loisy „L'Evangile et l’Eglise”; w Niemczech I. Schnitzer im wtóruje. Nie może być zada­niem rozprawy niniejszej i przekraczałoby zakres i cel przedmiotu, gdybyśmy chcieli teorye te obszernie przedstawić i niedorzecz­ności ich zbijać. Sam fakt, że Kościół kato­licki przez blisko dwa tysiące lat istnieje i po­mimo ciągłych strasznych burz nienawiści i prześladowań coraz to więcej się rozszerza i potężnieje, jest jasnym żadnem rozumowa­niem niezbitym dowodem jego boskiego pochodzenia. Ziszczają się na Kościele katolickim prorocze słowa Gamaliela: „Przetoż i teraz powiadam wam, odstąpcie od tych ludzi i zaniechajcie ich (tj. apostołów); albowiem jeźlić jest z ludzi ta rada albo spra­wa, rozchwieje się; lecz jeźli jest z Boga, nie będziecie mogli ich zepsować, byście snać nie naleźli się z Bogiem walczyć”(Dzieje Apost 5, 38-39). Nie wy­mysłem ludzkim jest instytucya Kościoła, ale dziełem boskiem. Nie dowcip ludzki go stworzył, lecz mądrość Boża go ustanowiła. Nie kieruje losami jego słaba siła ludzka, lecz wszechmocna ręka boża.

„Gdy w czasach spokojnych po Konstantynie Wielkim Ojcowie Kościoła przenieśli się w duchu w one trzy stulecia, w których chrześcijaństwo świat zdobyło, nie mogli nie wie­dzieć, że szybkość zdobyczy tej była jasnym dowodem boskiej pomocy. W równej mierze zdumiewają się nad objawem tym hi­storycy dni naszych. Siedemdziesiąt lat po założeniu  pierwszej  gminy w Antyochii, tak pisze jeden z tych historyków, donosi Pliniusz Trajanowi o chrześcijaństwie w odległej prowincyi Bitynii, iż jest ono wdziercą wystawiającym na niebezpieczeństwo stare kulty po­gańskie; siedemdziesiąt lat po Pliniuszu widzi­my, iż istnieje konfederacya kościołów, roz­ciągająca się ze środowiskiem w Rzymie, aż do Lyonu i do Edessy; znowu siedemdziesiąt lat później cesarz Decyusz oświadcza, że wolałby widzieć w Rzymie przeciwnika jako ce­sarza niźli znieść, by wakująca naonczas sto­lica biskupia na nowo była obsadzona”. Chrystus przyobiecał ustanowie­nie Kościoła, gdy mówił do Piotra: „Ja tobie powiadam, iżeś ty jest opoka, a na tej opoce zbuduję Kościół mój”. Chrystus też Koś­ciół rzeczywiście założył, wybierając w tym celu apostołów (Łuk. 6, 13), którym zaraz z po­czątku zdał władzę związywania i rozwiązy­wania (Mat. 18, 18) i których wysłał później w świat, aby nauczali wszystkie narody (Mat. 28, 19). Od  wiernych  żąda  posłuszeństwa: „Kto was słucha, mnie słucha; kto wami gardzi, mną gardzi” (Łuk. 10, 16); a innym razem: „Jeźliby kto Kościoła nie słuchał, niech ci bę­dzie jako poganin i celnik” (Mat. 18, 17). Paweł św. wyraźnie stwierdza, iż ustrój cały Kościoła i poszczególne urzędy kościelne od Chrystusa samego pochodzą; „I tenże (Chry­stus) dał niektóre Apostoły, a niektóre Proroki, a drugie Ewangelisty, a inne pasterze i doktory” (Efez 4, II). Podług rozkazu i zlecenia Chrystusa Pana apostołowie występowali, nauczając i opo­wiadając Jezusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego, a w Zielone Świątki wskutek kazania Piotra  św.  od  razu  przystąpiło do Kościoła „jakoby trzy tysiące dusz”.

Że apostołowie nie samowolnie, ale jako posłannicy Chrystusowi wy­stępowali, wynika z słów Chrystusa: „Nie wyście mnie obrali, alem ja was obrał i posta­nowiłem was, abyście szli i przynieśli owoc, a owocby wasz trwał.”(Jan 15, 16) Jak Jezusa posłał Ojciec, tak On ich posyła: „Jakoś ty mnie posłał na świat, i jam je posłał na świat.” (Jan 17, 18). W li­stach swoich św. Paweł wielokrotnie odwołuje się na to, iż Chrystus sam go wybrał i posłał: „Paweł apostoł nie od ludzi, ani przez człowieka, ale przez Jezusa Chry­stusa...” (Galat I, I). Św. Paweł z szczególnym przyci­skiem często powtarza, iż od Chrystusa wszelki urząd i wszelka władza w Kościele po­chodzi: „Paweł, sługa Jezusa Chrystusa, po­wołany apostoł, odłączony na ewangelią Bożą.” (Rzym I, I). Od Chrystusa apostołowie są powo­łani i Od niego wzięli łaskę i apostolstwo: „Przez którego — Jezusa Chrystusa Pana na­szego — wzięliśmy łaskę i apostolstwo ku po­słuszeństwu wiary między wszystkiemi narody dla imienia jego” (Rzym I, 5).

Boskiego więc pochodzenia jest Kościół, albowiem Syn Boży, Jezus Chry­stus go założył; boskiego i nadprzyrodzonego pochodzenia są również istotne władze i urzędy w tymże Kościele.

Skoro Kościół co do założenia swego i ca­łego ustroju jest instytucyą boską, nadprzyrodzoną, nie może być niedo­rzecznością, że cieszy się on darami i przywi­lejami nadprzyrodzonymi. Takim da­rem nadprzyrodzonym jest między innymi szczególnie dar nieomylności. Dziwnem byłoby, gdyby jaka szkoła filozofów, które w czasach starożytnych w wielkiej liczbie ist­niały, przypisywała sobie dar nieomylności, gdyż to nie stowarzyszenia nadprzyrodzone, boskie, ale ludzkie z słabym i omylnym rozu­mem ludzkim; a jednak, choć - niesłusznie, platonizm przypisywał mistrzowi swemu Pla­tonowi boską nieomylność; u Pitagorejczyków był zwyczaj jako ostateczny nie­zbity dowód przytaczać słowa mistrza: tak mistrz powiedział – άύτός εφά. Jak niezrozu­miałem i wprost potwornem nam się to być wy­daje, iżby człowiekowi przypisywać można boską nieomylność, tak niemniej jasno fakt ten odzwierciedla głębie serca ludzkiego, które nie może nie pragnąć absolutnej prawdy i bezwarunkowej pewności co do zagadnień sięgających ponad zmysły i ponad rzeczy wi­dome. Jakżeż nam wobec tego podziwiać trzeba mądrość i dobroć Boga, który ku zaspo­kojeniu tego wrodzonego pragnienia serca ludz­kiego ustanowił Kościół swój w tym celu i z tym zadaniem, by on nam w imieniu Boga po wszystkie czasy był mistrzem i nauczycielem, nieomylnym!
 
II. Nieomylność Kościoła ze względu na jego cel i zadanie.

Nieomylność Kościoła wynika z celu i zadania, jakie wedle postanowienia Chry­stusa Pana ma tu na ziemi. Chrystus założył Kościół i wyposażył go rozmaitemi darami i łaskami, aby za jego pośrednictwem wszyscy ludzie stać się mogli uczestnikami dzieła od­kupienia i nieskończonych zasług Chrystuso­wych, a tem samem osiągnęli ostatecznie szczę­śliwość wieczną. Chrystus przyszedł na świat, aby ludziom przynieść światłość prawdy, za którą oni tęsknili przez lat tysiące. „Jam się na to narodził i na tom przyszedł na świat, abym świadectwo dał prawdzie.” (Jan 18, 37). Chce on, aby wszyscy ludzie przyszli do po­znania prawdy i przez to byli zbawieni: „Który chce, aby wszyscy ludzie byli zbawieni i przyszli ku uznaniu prawdy” (I Tym. 2, 4). Kościoła za­daniem jest objawioną przez Chrystusa prawdę i naukę jego podawać dalszym pokoleniom, aby dzieło odkupienia trwało po wszystkie czasy: „Idąc tedy nauczajcie wszystkie na­rody... nauczając je chować wszystko, com wam kolwiek przykazał" (Mat. 28, 19-20).

Głoszenie słowa Bożego jest pierwszem i najgłówniejszem zadaniem Kościoła. Jak wiara jest „gruntem rzeczy tych, których się spodziewamy”, „a bez wiary niepodobna jest spodobać się Bogu”, tak nauczanie wiary Chry­stusowej jest najważniejszym przedmiotem działalności Kościoła, podstawą niejako wszel­kich łask nadprzyrodzonych. Jakże mógłby Kościół sprostać temu nadludzkiemu zadaniu, jeśliby w nauce wiary miał zbłądzić? Kto chce nam być przewodnikiem na drodze do wiecz­ności, musi wprzód sam drogę tę dokładnie znać. Azali poprowadziłby nas Kościół na pewno i niechybnie do celu, tj. do po­znania Boga i do oglądania go kiedyś w wiecz­ności, gdyby sam zboczyć mógł z drogi praw­dziwej? Zawiódłby nas Kościół na manowce, a nic do poznania i posiadania prawdy od­wiecznej, gdyby mógł się mylić i zamiast praw­dy fałsz i kłamstwo ogłaszać.

Kto pragnie dopiąć na pewno celu jakiego, musi koniecznie użyć środków odpowiednich, niechybnie do celu prowadzących. Chrystus przekazał Kościołowi władzę i zadanie nau­czania i głoszenia prawd objawionych, musiał dlatego uczynić go zdolnym do tego iście bo­skiego dzieła, a więc uchronić go od błędu. Co by to był za Kościół boży, który ma i chce ludzi nauczać, a sam się myli i błądzi! Niemożliwe to przypuszczenie i niezgodne z ce­lem i zadaniem Kościoła. Kościół zdolny błędu byłby sprzecznością samą w sobie.

P. Bóg jako wszechmocny i najmędrszy mógłby, absolutnie mówiąc, objawiać się każdemu z osobna i do każdego człowieka z osobna przemawiać, jak to po części uczynił rzeczywiście w Starym Zakonie, objawiając się Mojżeszo­wi, Patryarchom i Prorokom, a w Nowym Zako­nie apostołom swoim. Nie użył Bóg środka tego, któryby zresztą niezawodnie nie odpowiadał mądrości jego, ale powierzył skarb prawd nadprzyrodzonych Kościołowi, aby w imieniu Jego do nas przemawiał. Kościoła słuchać mamy pod utratą zbawienia i wierzyć bez­warunkowo i bezwzględnie wszystko zgoła, co on nam w imieniu Boga do wierzenia podaje: „Idąc na wszystek świat, opowiadajcie Ewan­gelię wszemu stworzeniu. Kto uwierzy i ochrzci się, zbawion będzie, a kto nie uwierzy, będzie potępion” (Mar. 16 15-16). Grzeszy ciężko, kto Ko­ścioła nic słucha: „Jeźliby kto Kościoła nie usłuchał, niech ci będzie jako poganin i celnik” (Mat. 18,17). Z słów tych wynika, iż obowiązek bezwzględnego posłuszeństwa wobec Kościoła odnosi się do wszystkich ludzi wszystkich czasów. Ale czyż byłby obowią­zek ten możliwy, jeśliby Kościół, któremu wierzyć mamy, mógł się mylić? Skądże mógłby Kościół rościć sobie prawo, żądać od nas posłu­szeństwa pod utratą zbawienia, gdyby zdolen był zbłądzić i fałszywie nauczać? Zmuszać nas do bezwzględnego posłuszeństwa wobec Kościoła omylnego i błądzącego byłoby wprost niedorzecznością. Jeśli więc Chrystus nakazuje nam pod utratą zbawienia wierzyć Kościołowi i we wszystkiem go słuchać, naj­mniejszej ulegać nie może wątpliwości, że Ko­ściół zawsze tylko prawdę mówi i głosi, czyli że jest nieomylny.

„Filozofia przemawia wprost do rozumów ludzkich dowodami, i niczego więcej nie potrze­buje, tylko żeby rozumy dowody jej oceniły - religia podaje się jako objawiona i wymaga wiary; więc, jeżeli sama się bierze na seryo, to musi wymagać wiary bezwarunko­wej we wszystko co zawiera; a oprócz tego musi ją ktoś podawać, świadczyć o tem, że jest objawioną. Bo jakżeż inaczej? Choćby Biblia w oczach ludzkich z nieba spadła, to jeszcze nie wszyscy ludzie byliby świadkiem tego spadnię­cia; ci, coby byli na drugiej półkuli i ludzie na­stępnych pokoleń musieliby być o tem pouczeni od tych, co widzieli, a pouczeni w jakiś obowiązujący sposób, jeżeli religia nie ma być dowolną spekulacyą, lecz objawieniem wymagającem wiary. Słowem, nie pojmuję religii objawionej bez pewnego organizmu kościelnego z wła­dzą nauczającą, która jakimś sposobem uwierzytelnia swą misyę od Bóstwa. Że ka­tolicyzm stanął na tem stanowisku szczerze i niepołowicznie, to mi tłumaczy jego trwanie, w przeciwstawieniu do znikomości wyznań, które tego nie zrobiły” (Morawski, Wieczory nad Lemanem).
 
III.  Nieomylność Kościoła warunkiem jedności jego.

Z konieczności zachowania jedności we wierze wypływa niezbędna nieo­mylność Kościoła. Jedność wiary jest cechą istotną Kościoła. Bez jedności Kościół byłby wprost niemożliwym; co więcej, bez jedności wiary, ani nawet wyobrazić go sobie nie można, jak wyobrazić sobie nie można domu bez cegieł lub kamieni ściśle z sobą zespolonych. Naocznie uwydatnia to Chrystus sam, przyrównując Ko­ściół swój do budowli: „na tej opoce zbuduję Kościół mój”. To też przy ostatniej wieczerzy modli się Chrystus, by apostołowie i wszyscy, którzy przez słowo ich w Niego uwierzą, byli jedno jako Ojciec Niebieski i Chrystus jedno są. Kiedy w Koryncie chrześcijanie podzielili się na kilka stronnictw, św. Paweł napomina ich temi słowy: „Proszę was, bracia, przez imię Pana naszego Jezusa Chrystusa, abyście toż mówili wszyscy, a iżby nie były między wami rozerwania, ale bądźcie doskonali w jednem rozumieniu i w jednej nauce(I Kor. I, 13).

Jedność ta byłaby niemożliwą bez nieomyl­ności Kościoła. „Zważywszy nieudolność umy­słu ludzkiego i trudne do pojęcia prawdy i ta­jemnice wiary, niezrozumiałość nawet Pisma św.1), nie może obyć się bez tego, by nie pow­stały nieporozumienia i spory co do objętości objawienia i znaczenia poszczególnych dogmatów itd., jak to rzeczywiście się zdarzyło, a te­go dowodem historya dogmatów. Musi dlatego być postanowiony od Boga sędzia rozstrzyga­jący spory, aby owoce objawienia, jedność wiary, nie były na szwank wystawione... Aby zaś sędzia ten mógł sprostać wielkiemu zadaniu swemu, winien być obdarzony taką powagą, iżbyśmy w rzeczy tak ważnej, jaką jest wiara, z zupełną pewnością wy­rokowi jego jako absolutnie prawdzi­wemu poddać się mogli i aby on spowodować mógł spierających się, by zdanie i wyrok jego przyjęli i nań się zgodzili” (Hurter, Theol. generalis 240).

Sędzią tym jest Kościół katolicki przez swój urząd nauczycielski; wyposażony jest w rzeczach wiary powagą absolutną przez Chrystusa samego, aby Kościół zdolny był na pewno wskazać i rozstrzygnąć, gdzie prawda, i tym sposobem usunąć wszelkie wątpliwości, musi on być koniecznie nieomylny. Żadne inne wyznania i tak zwane kościoły nie mają nieomylnego trybunału najwyższego, któryby sądził i rozstrzygał kwestye tyczące wiary; którego wyroki byłyby pra­womocne i obowiązujące pod utratą zba­wienia. Stąd rozdwojenie i niezgoda tak u protestantów, jak w kościele schizmatyckim, czyli prawosławnym. W samej cerkwi rosyjskiej jest sekt tak wiele, że ich nawet policzyć nie można; a u protestantów naliczono dotąd różnych sekt około dwieście. Wobec tego roz­dwojenia pewien uczony protestancki powie­dział słusznie, że to, w czem się protestanci dzisiaj zgadzają, mógłby napisać na paznokciu swego palca. Udowodnioną jest rzeczą i codziennem stwierdzoną doświadczeniem, że wy­znania religijne odosobnione od Kościoła katolickiego prowadzą z czasem siłą nieugiętej lo­giki do zupełnego niedowiarstwa, czyli pogań­stwa; wprzód rozdwojenie i rozkład, w końcu zniszczenie i nicość. I nie może być inaczej! Bez najwyższej powagi nieomylnej nie masz jednolitej wiary, nie może być jedności; a gdzie nie ma jedności, tam z czasem wszystko idzie w rozsypkę, wedle onej starej prawdy: „Zgoda buduje, niezgoda rujnuje — Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur”. Jakżeż ina­czej w Kościele katolickim! Orzeczenia i wy­roki Kościoła wierni na całej kuli ziemskiej przyjmują jako boskie i święte i wierzą w nie jednomyślnie, bo nie mogą ani na chwilę przypuścić, iżby Kościół mógł kiedykolwiek zbłą­dzić. Przedziwna ta jedność we wszystkiem, co Kościół ogłasza i naucza, tłómaczy się jego nieomylnością, bez której jedność we wie­rze byłaby tak niemożliwą, jak budowa bez fun­damentu.

„Choć Kościół jest rozproszony po całym świecie, pisze św. Ireneusz, to jednak prze­chowuje on otrzymaną od Chrystusa wiarę z największą wszędzie troskliwością tak, jak gdyby zamieszkiwał tylko jeden dom; wyznaje ją po wszystkie czasy z taką jednomyślnością, jak gdyby miał tylko jedną duszę i jedno serce; głosi ją zawsze z tak wielką zgodnością, jak gdyby miał tylko jedne usta”.

Że jedność wiary polega na nieomylności Kościoła i że bez najwyższej absolutnej po­wagi w nauczaniu o zgodzie i jednomyśl­ności mowy być nie może, o tem przekonać się musieli nawet t.zw. reformatorzy 16. stulecia. Z żalem w sercu wyznać musieli, że dzieło ich na piasku zbudowane, że bez silnej podstawy, jaką jest powaga obowiązująca, na trwałe ostać się nie może. „Za życia jeszcze pierwszych reformatorów Lutra i Kal­wina wszystko się rozpadało wskutek zniesienia powagi w rzeczach wiary. Luter pisał do Zwingli'ego, jeżeli świat jeszcze potrwa, to trzeba będzie chyba wrócić do soborów, ażeby jakąkolwiek jedność w wierze zachować. Wreszcie udało się ściągnąć głośniejszych nowatorów do Augsburga i ka­zało się im ułożyć formułę wiary; czego gdy inaczej uskutecznić nie mogli, musieli z góry pod przysięgą się zobowiązać, że się poddadzą wszystkiemu, co to zebranie postanowi, „nie wątpiąc, że niem Duch św. rządzi”. Tak pow­stała Konfesya Augsburska, pierwsza spójnia protestantyzmu, zbudowana na katolickiej za­sadzie powagi obowiązującej. Spójnia ta, wskutek sprzeczności z protestancką zasadą, wkrótce pęknąć musiała; potworzyły się oso­bne Konfesye, również za wyrokami obowią­zującymi osobnych soborków, i tak szło dalej... Kiedy idzie jedynie o postępowanie, to mogę się jeszcze kierować powagą, której tylko względną przypisuję wartość, bo mogę sobie ostatecznie powiedzieć, że usłucham, choćby mój kierownik zbłądził; ale kiedy idzie o wiarę, więc o bezwarunkowe przekona­nie, że podana nauka jest prawdziwą, to albo powaga będzie miała dla mnie wartość bez­względną, czyli będzie nieomylną, albo wcale o nią wiary oprzeć nie zdołam. Jeśli w takim razie uwierzę, to nie dla tej powagi, którąbym miał za omylną, ale dlatego, że rzecz sama mi się spodoba i trafi, jak mówią, do mego przekonania. Uwierzę więc zapewne nie wszystkiemu, co mi w tej nauce podają, ale tylko temu, co mi się spodoba; drugi zaś obok mnie, dla takiejże racyi, to właśnie odrzuci, a innym częściom tej nauki uwierzy, trzeci jeszcze innym. I tak, jeżeli w ogóle wiara będzie możliwa, to przecież niemożliwa bę­dzie jedność wiary, niemożliwa spo­łeczność w wierze - i żaden w ogóle Kościół istnieć nie będzie... I dochodzi się nie do takich zaprzeczeń pojedynczych dogmatów, jakie zatrważały Lutra, ale aż do radykalnej negacyi boskości chrystyanizmu. I nie ma ża­dnego środka, któryby mógł ten proces znisz­czenia powstrzymać, bo on leży w samem założeniu  protestantyzmu:  w  odrzuceniu  nie­omylnej powagi w wierze” (Morawski, Wieczory nad Lemanem).

Znamiennem objawem owego rozdwojenia wśród protestantów jest ta okoliczność, że każda sekta na dowód rzekomej prawdziwości swej nauki odwołuje się na Pismo św., twier­dząc, jakoby Duch św. ją oświecił. Dziwne to zaiste musi być oświecenie, skoro każda z tych sekt wręcz przeciwne i sprzeczne z Pisma św. wywodzi nauki. Jakżeż mógłby ten sam Duch św., Duch prawdy, oświecić jednego tak, a drugiego owak? To też ku ośmieszeniu podob­nych niedorzecznych zapatrywań sekciarskich utworzono wiersz następujący:        

Hic liber est, in quo quaerit sua dogmata quisque;
Invenit et pariter dogmata quisque sua.

To znaczy po polsku: Ta jest księga, w której każdy szuka i znajduje równocześnie swoje dogmaty! Nic w tem dziwnego, że w braku najwyższej powagi w protestantyzmie każdy wierzy wedle własnego osobistego ro­zumu i upodobania, „quot capita, tot sensus - ile głów, tyle myśli i zdań”.

Jednomyślność, czyli jedność w wierze nie może się zatem obyć bez najwyższej i to nieomylnej powagi, jaką dla nas jest właśnie Kościół katolicki.

Są po dziś dzień i byli tacy, którzy twier­dzili, że nauki i wyroki Kościoła obowiązują, tylko o tyle, o ile się zgadzają z wywodami ba­dań teologów i uczonych świeckich. Więc ostatecznie rozum ludzki byłby najwyższą instancyą i ostateczną miałby decyzyą nad prawdą boską! Ależ ten ograniczony i słaby rozum ludzki nie pojmuje nawet rzeczy przyrodzonych i stokrotnie się myli, jak dzieje ludzkości i codzienne doświadczenia uczą; jakżeż ten rozum ludzki może być sędzią najwyż­szym w tak trudnych do pojęcia prawdach nadprzyrodzonych i w tajemnicach wiary! Nie mielibyśmy wówczas pewności żadnej; by­libyśmy raczej postawieni zawsze przed pyta­nie, którego nikt dotąd nie rozwiązał: Jaka tedy nauka albo szkoła ma rozstrzygać i mieć powagę decydującą i bezwzględnie obowią­zującą?
 
IV.   Nieomylność Kościoła w świetle Pisma św.

Chrystus wyraźnie do Piotra mówi, iż Kościół swój na nim zbuduje jako na opoce, „a bramy piekielne nie zwyciężą go” (Mat.16, 18). Tem samem wyklucza on wszelką mo­żliwość, jakoby Kościół mógł się mylić i odejść od prawdy objawionej. W ciągłej przeciwności stoją niejako ze sobą: kłamstwo, którego po­czątkiem i źródłem jest szatan, „kłamca od po­czątku”, a prawda, której początkiem i źród­łem jest Bóg, którego dlatego nazywamy od­wieczną Prawdą. Kościół popadłszy w błąd i fałsz stałby się w tej chwili ofiarą „kłamcy od początku”, szatana; bramy piekielne odnio­słyby zwycięstwo nad Kościołem Chrystu­sowym.

Chrystus przyobiecał Kościołowi, że go ­nie opuści nigdy i że jako obrońca potężny stał będzie zawsze u boku jego: „Idąc tedy nauczajcie wszystkie narody... A oto ja je­stem z wami po wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mat 28, 19-20). Azali może stać się ofiarą błędu i mylnej nauki Kościół, nad którym czuwa odwieczna prawda, Syn Boży? Bez tej pomocy mógłby się Kościół mylić, gdyż składa się z ludzi omylnych i sła­bych, jak mylą się kościoły fałszywe. Nie zejdzie atoli z drogi prawej i nie zabłąka się, komu   przewodnikiem   jest   ten,   który   mógł o sobie powiedzieć: „Jam jest droga i prawda, i żywot” (Jan 4, 6). Kościół wskazuje nam drogę prawdziwą i nie poprowadzi nas na bezdroża, bo Chrystus, droga prawdziwa, jest z nim; Kościół będzie nam zawsze tylko prawdę ogłaszał, bo z nim jest Chrystus,  który jest prawdą. Nie może nam podawać jako pokarm duchowy trucizny i jadu błędnej nauki, a tem samem spowodować śmierć duszy naszej, Kościół, którego zasila i pokrzepia Syn Boży, On zaś jest żywotem.

Chrystus nie tylko sam jest z Kościołem po wszystkie czasy, ale nadto przyrzekł mu nie­ustanną pomoc Ducha św., Ducha prawdy: „A ja prosić będę Ojca, a innego pocieszyciela da wam, aby z wami mieszkał na wieki, Ducha prawdy...” (Jan 14, 16-17). „Gdy przyjdzie on Duch prawdy, nauczy was wszelkiej prawdy” (Jan 16, 13).

Duch św. czyli Duch prawdy ma miesz­kać z Kościołem na wieki i nauczyć go wszel­kiej prawdy. Nie może się tedy wydarzyć, by Kościół rządzony Duchem prawdy mógł kiedy­kolwiek popaść w błąd i oddalić się w czemkolwiek od prawdy. Gdzie Duch prawdy mieszka, tam nie może równocześnie mieszkać duch błędu i fałszu, bo kędy światłość jest, nie może zarazem być ciemności; jedno drugie wy­klucza. Stąd wykluczony jest błąd w Kościele, w którym prawda mieszka; mylić się nie może, komu Duch prawdy jest nauczy­cielem. Słusznie dlatego apostoł Paweł widzi w Kościele Chrystusowym podwalinę prawdy, „Kościół Boga żywego, fi­lar i utwierdzenie prawdy” (I Tym. 3. 15). Jak się na filarze sklepienie opiera, a na fundamen­cie budowa cała, która stąd nie może się roz­sypać, tak prawda spoczywa na Kościele jako na mocnej i trwałej podwalinie.

„Dowody na nieomylność Kościoła z Pisma św. protestanci zaczepiają twier­dząc, że obracają się w błędnem kole. Katolicy, tak mówią, dowodzą nieomylności Kościoła z natchnionego (nieomylnego) Pisma św. a znowu natchnienia czyli inspiracyi Pisma św. z nie­omylności Kościoła. Atoli odwołując się w dowodach apologetycznych na nieomylność Kościoła na Pismo św., uważamy je przede wszystkiem za history­cznie pewny dokument i staramy się na­być z niego pewnego przekonania, czy Chry­stus Kościół założył, na czem polega jego istota i jakie są jego znamiona. Wynikiem badania tego jest fakt niezaprzeczony, że Chrystus rze­czywiście Kościół założył, który w rzeczach wiary jest nieomylny. Skoro się w ten sposób z autentycznych i wiarogodnych ksiąg Pisma św., mianowicie Nowego Zakonu, wykazało, że Kościół jest nieomylny, wolno nam na dowód inspiracyi słusznie się odwołać na nieomylność Kościoła. Dowodzenie takie nie jest, jak z ła­twością każdy widzi, bynajmniej t.zw. circulus vitiosus (błędne koło)” (Specht. Apologetyka 284).

Prawdę o nieomylności Kościoła zawartą w Piśmie św. znajdujemy niemniej jasno wyrażoną i stwierdzoną w drugiem źródle ob­jawienia, tj. w ustnem podaniu Kościoła, czyli w tradycyi.
 
V.   Nieomylność Kościoła w świetle tradycyi.

Liczne mamy świadectwa Ojców Ko­ścioła i znakomitych pisarzy kościel­nych już z pierwszych wieków chrześcijańskich, którzy pośrednio lub bezpośrednio przy­pisują Kościołowi nieomylność, nazywając go nauczycielem i wiernym tłumaczem i stróżem prawdy objawionej. Kto szuka i pragnie prawdy, nie ma wedle nich uciekać się do mędrców i filozofów tego świata ani do heretyków, ale do Kościoła Chrystuso­wego, który jest pośrednikiem i szafarzem łask boskich i nauczycielem boskiej prawdy. W przeciwstawieniu mianowicie do szerzących się błędnych nauk, Ojcowie Ko­ścioła wciąż wskazują na Kościół, który posiada prawdę. Gdzie herezya, tam tem samem jest kłamstwo i ciemność błędu, zaś gdzie Kościół, tam szczerość i światłość prawdy.

Św. Ignacy ( 107), biskup antiocheński, mówi, że Chrystus Kościół Swój obdarzył „nieskazitelnością”, tj. że nie podlega zepsuciu, a tem samem żadnemu błędowi (Ep. ad Eph. c. 17). Ireneusz ( 202), biskup lyoński, w przeciwieństwie do heretyków, którzy prawdy nie mają i mieć nie mogą, przypisuje Kościołowi posiadanie pra­wdy: „Albowiem gdzie jest Kościół, jest też duch Boży, a gdzie jest duch Boży, tam jest Kościół i wszelka łaska; Duch św. jest prawdą” (Adv. haer. III, 24. I). Kto chce widzieć i szczerze się przekonać, znajdzie w Kościele przekazaną i odziedziczoną od apostołów naukę, za którą ręczą biskupi jako prawdziwi następcy apo­stołów. Apostołowie są „dodecastylum firmamentum Ecclesiae”, fundamentem przez Chry­stusa samego założonym.  My zaś mamy obowiązek słuchać prawowitych ich następ­ców, którzy nauki ich strzegą i którzy wraz z święceniem swem odebrali pewny i nie­omylny dar prawdy – „charisma veritatis certum” (Adv. haer. IV, 21; 26). Nie masz prawdy poza nauką apo­stołów, nie masz nauki apostołów poza Kościo­łem, nie masz Kościoła bez następstwa, sukcesyi biskupów. Duch św. utwierdza Kościół; jeśli nauka Kościoła stałą jest i niezmienną, po­chodzi to stąd, że duch Boży wciąż ją odnawia jako dobro drogocenne, które przechowuje się w pięknem naczyniu, a duch odnawia też na­czynie same (Adv. haer. III, 24. 1).

Klemens Alexandryjski (żył około r. 200) uwydatnia mianowicie znaczenie i stanowisko Kościoła jako nauczyciela i stróża prawdy w przeciwieństwie do herezyi, które nie mając prawdy, chwiejne i zmienne są jak wiatr. „Chrystus jest oblubieńcem Kościoła, a my jesteśmy dziećmi opierającemi się wiatrom herezyi, które są pełne głupstwa; wzbraniamy się wierzyć tym, którzy inaczej nas uczą niż ojcowie nasi, a staniemy się doskonałymi, jeśli należymy do Kościoła z Chrystusem jako Głową” (Paedagog. I, 5). O Kościele jako oblubienicy Boga tak się wyraża: „Oblubienica, którą jest Ko­ściół, musi być czystą i wolną od myśli sprzeciwiających się prawdzie, nietkniętą również i nieskażoną mniemaniami, które z zewnątrz na nią nacierają; mam tu na myśli zwolenników herezyi namawiających ją do niewierności wo­bec Boga wszechmocnego a jedynego jej oblu­bieńca (Stromata III, 12). W porównaniu więc do herezyi Ko­ściół jest prawowitą, czystą i wieczną oblubie­nicą, na którą herezye z zewnątrz nacierają. Kościół jest prawdą; herezya mniemaniem niestałem i zmiennem jak wiatr.

Jakże moglibyśmy przypuścić, woła Tertulian ( 240), iż Chrystus dozwolił, by co­kolwiek z wiary tym było nieznane, których On jako nauczycieli ludzkości postanowił!... Azali można przypuścić, by Duch św., którego Chrystus miał przysłać jako nauczyciela pra­wdy, o Kościół się nie troszczył? Miałby On, zastępca Chrystusa, obowiązek swój zaniedbać i dozwolić, by Kościół wedle upodobania wie­rzył i wiarę inaczej pojmował niż On przez apo­stołów nauczał? (Praescr.  22. 28)

Podobnie jak Klemens Alexandryjski, na­stępca jego w nauczycielstwie przy szkole kate­chetów w Alexandryi, sławny wówczas na świat cały z głębokiej wiedzy i nauki Oryge­nes (ur. się r. 185) wskazuje na Kościół, który posiada i głosi prawdę, a piętnuje heretyków jako kłamców i obłudników, jako złodzieji i cudzołożników: „Kościół posiada wiarę praw­dziwą”. Heretycy noszą miano chrześcijan; chlubią się znajomością jakiejś  prawdy, której członkowie Kościoła nie znają; w rzeczy­wistości są oni złodzieje i cudzołożnicy; zło­dzieje, którzy kradną naczynia świątyni; cudzołożnicy, którzy błędami swymi czyste i czcigodne dogmaty Kościoła kalają (Comment. in om. I, 19;  II, 11).

W razie wątpliwości, mówi Orygenes, ma się każdy zgłosić do tych, którzy są postano­wieni nauczycielami Kościoła. Jak uczniowie zwracają się do boskiego mistrza swego i go pytają, mamy i my podobnie czynić; w rze­czach wiary trzeba nam szukać porady i od­powiedzi na nasuwające się nam zagadnienia u tych, których Bóg uczynił nauczycielami w Kościele (Comment. in  Matth.  XIII,   15). Napomina też Orygenes, byśmy nie zważali na tych, którzy nam Chrystusa nie pokazują w Kościele; Kościół zaś jest pełen światła prawdziwego, filarem i utwierdzeniem: prawdy (Comment. in Matth. ser. n. 46).

Św. Cyprian ( 258) mówi: „Płynąca w Kościele czysta, zbawienna i święta woda nie może być zepsutą ani fałszowaną, jako i Ko­ściół sam nieskażony jest i czysty” (Ep. 73, 8). Rozumie on to mianowicie o czystości i nieskazitelności nauki, albowiem zboczenie od prawdy jest w oczach jego rodzajem duchowej sromoty wedle słów Pisma św. II. Kor. 4, 2: „Odrzu­camy pokrytą sromotę, nie chodząc w chy­trości ani fałszując słowa Bożego, ale okazaniem prawdy zalecając się, samych do wszel­kiego sumienia ludzi przed Bogiem.”.

Św. Ambroży, biskup medyolański (397) pisze, iż Kościół zbudowany na opoce apostolskiej pozostaje niewzruszony i polega ustawicznie na fundamencie niezachwianym (Ep. 2, I). Podobnie wyraża się św. Augustyn ( 430) przytaczając na dowód, że Kościół posiada prawdy i zbłądzić nie może, szczególniej miejsca pisma św. Mat. l6, 18 i I Tym. 3, 15.

Piotr Kluniaceński (Petrus Venerabilis, z 12. stul.) pisze przeciwko heretykom t.zw. Petrobrussyanom: „Czyż nie trzeba wierzyć świadectwom Kościoła, z którym Duch św. nierozłącznie pozostaje nie tylko tu, ale wiecznie? Czyż nie należy się wiara świa­dectwom Kościoła, który jest jeden z Ojcem i Synem, jako Ojciec w Synie a Syn w Ojcu jest? Komu dał Syn Boży chwałę, jaką od Ojca odebrał (Jan 17, 22)? Jakżeż więc mógł przez więcej niż tysiąc lat błądzić lub być w błąd wprowadzony Kościół, z którym praw­dziwy Ojciec, z którym prawda Syn, z którym Duch prawdy nieustannie pozostawał?”.
 
VI.   Nieomylność Kościoła w świetle historyi.

Wiara w nieomylność Kościoła jest tak dawna jak Kościół sam. Nieporozumienia i róż­ność zapatrywań co do kwestyi tyczących wiary, jeśli tedy owędy zachodziły, były przejściowe i trwały dopóty tylko, dopóki Kościół nie wydał rozstrzygającego orzeczenia i osta­tecznego wyroku. Skoro Kościół w sprawie dotąd wątpliwej głos zabrał i zawyrokował, zamilkł wszelki spór, a wierni przyjmowali słowa Kościoła z taką czcią i uważali je za tak święte, prawdziwe, jakoby Bóg sam do nich był przemówił. W Dziejach Apostol­skich roz. 15. czytamy, iż powstał spór, czy poganie chcący przyjąć wiarę chrześcijańską muszą się wprzód obrzezać i zachować zakon wedle zwyczaju Mojżeszowego, czy też obo­wiązku tego nie mają; zdania co do tego były podzielone. Wtedy zebrali się apostołowie na Sobór do Jeruzalem i tam uchwalili, że obrzezanie i przepisy ceremonialne wedle zwy­czaju Mojżeszowego nikogo nie zobowiązują, „albowiem zdało się Duchowi świętemu i nam, abyśmy więcej nie kładli na was ciężaru”. List z uchwałą tą posłano do mieszkańców Antyochii, „który przeczytawszy, uradowali się z pocieszenia. A Judas i Sylas, będąc i sami Proroki, wielą słów cieszyli bracią i utwier­dzili”. Kościół przemówił, a wierni przyjęli z radością wyrok jego jako świętą, nieomylną prawdę.

Żyjący w 16. stuleciu Ks. Jakób Wujek, ro­dem z Wągrowca, znany jako znakomity tłu­macz Pisma św. na język polski, w uwadze swej do rzeczonego miejsca - Dzieje Apost. 15, 31: „...uradowali się z pocieszenia” - tak się wyraża: „Wierni katolicy przyjmują z radością dekrety koncyliów jako dekrety Ducha św. Lecz uporni here­tycy, których błędy na koncyliach bywają po­tępione, jako na on czas Cheryantowie i fał­szywi apostołowie nie przyjęli tego Jerozolim­skiego, Aryanowie Niceńskiego, a Trydentskiego dzisiejsi heretykowie.”.

Jak pierwsi chrześcijanie za cza­sów apostolskich wierzyli w nieomylność Kościoła, tak wierni w następnych czasach niemniej przekonani byli o tej prawdzie, iż nie­możliwą jest wprost rzeczą, by Kościół w rze­czach wiary mógł kiedykolwiek zbłądzić. Że Kościół jest wedle słów apostoła „filar i utwier­dzenie prawdy” i jako taki mylić się nie może, było dla prawdziwie wierzących katolików zawsze tak jasnem jak słońce na niebie. Dzieje Kościoła dostatecznym są dowodem tego, że wierni szli zawsze za głosem Kościoła, jak trzoda idzie za głosem dobrego pasterza. Ilekrotnie Kościół się odzywał, objaśniając jaki przedmiot wiary lub też potępiając błędne nauki, wierni przyjmowali słowa jego z dziecięcem zawsze posłuszeństwem, uznając je za prawdziwe bez najmniejszych wątpliwości i jakichkolwiek zastrzeżeń. Ci zaś, którzy wy­roków Kościoła przyjąć i uznać nie chcieli, uważani byli za odszczepieńców, nie należą­cych nadal do Kościoła i nie zasługujących na miano prawowiernych chrześcijan; nie wda­wano się z nimi w długie dysputy, nie pytano ich, dla jakich przyczyn oni tych lub owych orzeczeń Kościoła przyjąć i uznać za praw­dziwe nie chcą czy nie mogą, lecz fakt sam, że nie wierzą i poddać się nie chcą wyrokom Kościoła, wystarczał, by ich tem samem wy­kluczyć z społeczności prawowiernych katoli­ków. Niepojęte to na pozór i aż nadto surowe niby postępowanie wobec wszystkich, którzy Kościołowi bezwarunkowo wierzyć i poddać się nie chcą, tłómaczy się owem niezachwianem żyjącem wśród wiernych prze­świadczeniem, że przez Kościół Bóg działa i dlatego słowa Kościoła są w ostateczności zupełnie nieomylne, a jako takie nie znoszą oporu, powątpiewania lub krytyki ludzkiej. Prostaczek, który się nad nieomylnością Kościoła nigdy bliżej nie zastanawiał, i uczony teolog, który może z zawodu obszerne i głębokie studya o przedmiocie tym robił, każdy z nich zarówno niejako instynkto­wnie to odczuwa, że Kościół błądzący i omylny byłby taką niedorzecznością jak słońce nie da­jące światła. Bez tego wrodzonego niejako przeświadczenia żadna powaga ani żadna wła­dza, choćby najmędrsza i najpotężniejsza, nie zdołałaby wymóc na ludziach, by na jedno skinienie natychmiast słuchali i wierzyli jedno­myślnie; co więcej, iżby słuchali i wierzyli nie na zewnątrz tylko i z obawy może lub z innych względów, ale z serca i z zupełnem prze­konaniem. Szaleństwem byłoby po prostu postępowanie tylu tysięcy i milionów wiernych wszystkich czasów, którzy Kościołowi na słowo wierzyli i raczej śmierć woleli ponieść niż o prawdziwości nauk jego powątpiewać, gdyby nie byli nad wszelką wątpliwość o tem przekonani, że Kościół w imieniu Boga do ludzi przemawia i że dlatego orzeczenia jego są tak prawdziwe jak Bóg sam prawdziwy jest i nie­omylny.

Aryusz zaprzecza bóstwu Chrystusa, do­wodząc w swój sposób, iż jest on tylko stwo­rzeniem, acz najwyższem ze wszech rzeczy stworzonych; Najśw. Marya Panna nie jest dla­tego Matką boską, ale matką Chrystusa czło­wieka. Kościół potępia tę naukę na pierw­szym Soborze w Nicei r. 325 i piętnuje Aryusza jako heretyka oddalającego się od objawio­nej boskiej prawdy. Prócz niektórych zwolen­ników Aryusza ogrom wiernych przyjmuje ten wyrok Kościoła jako prawdziwy, a cesarz Konstantyn Wielki zgodnie z wiarą tą oświadcza: „Co Sobór postanowił, nie jest niczem innem jak głosem Bożym, gdyż Duch św. zamiesz­kał niejako w sercach i umysłach tych godnych i szlachetnych mężów t. j. biskupów i wolę Boga im objawił.”.

Pelagiusz na początku piątego stule­cia naucza, iż łaska boska do zachowania przy­kazań i do zbawienia nie jest koniecznie po­trzebna. Na kilku synodach, a wreszcie przez Papieża Innocentego I. nauka ta została potę­pioną, a Augustyn św. wespół z wiernymi mógł się odezwać: „Sprawa jest ukończona; oby kiedyś zakończył się i obłęd”. Z słów tych św. Augustyna utworzyła się z czasem ta zna­mienna zasada: „Roma locuta, causa finita - Rzym orzekł, sprawa jest ukończona”. Zdanie to moglibyśmy słusznie umieścić jako napis nad całą historyą Kościoła od pierwszego so­boru apostolskiego w Jerozolimie aż do Soboru Watykańskiego i aż do dni naszych. Rzym, czyli Kościół przemówił, rzecz skończona! Co za wielkość, co za potęga mieści się w krótkiem tem wyrażeniu! Któryż władca świecki, któryż cesarz albo król potężny miał kiedykol­wiek tę władzę, by słowom jego świat cały wierzył i wyrokom jego bezwzględnie się pod­dał? Kościołowi wierzą i posłuszne są mi­liony; na słowo i niejako na jedne skinienie jego wierni całej kuli ziemskiej korzą się nie jako niewolnicy z obawy, ale jako dzieci wolne Ojca niebieskiego, który przez usta Kościoła ich poucza.

Dnia 8 grudnia 1854 ogłasza Kościół przez usta Papieża Piusa IX. dogmat o Niepokalanem Poczęciu Najśw. Ma­ryi Panny. Prócz znikającej garstki kil­kunastu przeciwników, cały świat katolicki orzeczenie to przyjmuje z przedziwną zgodą i jednomyślnością, a hymny i pienia radosne na cześć Niepokalanej rozbrzmiewają od wschodu do zachodu, od bieguna do bieguna. Czem się tłómaczy to zadziwiające zjawisko, jeśli nie mocnem przekonaniem wier­nych, że co Kościół ogłasza, to bożą nauką! Wiara w nieomylność Kościoła, czyli Papieża, który w imieniu Kościoła do nas się odzywa, jedynie zdolna nam to wyjaśnić, coby inaczej było dla nas niepojętą zagadką.

Historya Kościoła pełna jest podobnych przykładów jako naocznych świadectw tej prawdy, że wiara w nieomylność Kościoła jest tak dawna jak Kościół sam i że przeświadczenie o nieomylności tej zawsze było wśród wier­nych żywe i niczem niezachwiane. Słowa i rozumowania, acz dobre i pożyteczne, w ogólności mniej dowodzą niż fakta rzeczy­wiste, które niejako w oczy bija i dlatego sil­niejsze i bardziej przekonywajace robią wra­żenie na serca i umysły ludzkie. Litery i księgi są martwe, choćby wiele mądrości zawierały; życie tylko i rzeczywistość może budzić życie i  żywe  przekonanie w  umysłach i porywać serca. Jak okoliczność ta, że Kościół katolicki mimo najsroższych  prześladowań żyje przez blisko dwa tysiące lat niezłamany i pełen siły żywotnej,  naocznym  jest  dowodem  jego bo­skiego pochodzenia, tak niemniej ustawicz­na jednomyślna  i  bezwarunkowa wiara w orzeczenia i wyroki Ko­ścioła, jaką napotykamy i podziwiamy u prawdziwych katolików wszystkich czasów, jest niezbitym dowodem nieomylności Kościoła katolickiego. Bo czyż mógłby Bóg do­puścić, by wierni członkowie Kościoła Jego zawsze przyjmowali i uważali za niewątpliwą prawdę to, co w rzeczywistości jest kłamstwem i fałszem? Znaczyłoby to w ostateczności tyle, że Bóg święty i prawdziwy ustanawia Kościół swój i spokojnie znosi i dopuszcza, że prawdziwi i wierni członkowie tegoż Kościoła w ogromnej swej całości ustawicznie wierzą, co w rzeczy samej jest błędne; byłaby to sprzeczność sama w sobie. Skoro wierni są w błędzie, to i Kościół musi być fałszywy i ostatecznie Bóg sam, który go ustanowił, przestałby być świętym i prawdziwym.