STRONA INTERNETOWA POWSTAŁA W CELU PROPAGOWANIA MATERIAŁÓW DOTYCZĄCYCH INTEGRALNEJ WIARY KATOLICKIEJ POD DUCHOWĄ OPIEKĄ św. Ignacego, św. Dominika oraz św. Franciszka

Cytaty na nasze czasy:

"Człowiek jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją. Inne zaś rzeczy na obliczu ziemi są stworzone dla człowieka i aby mu pomagały do osiągnięcia celu, dla którego jest on stworzony"

Św. Ignacy Loyola


"Papa materialiter tantum, sed non formaliter" (Papież tylko materialnie, lecz nie formalnie)

J.E. ks. bp Guerard des Lauriers



"Papież posiada asystencję Ducha Świętego przy ogłaszaniu dogmatów i zasad moralnych oraz ustalaniu norm liturgicznych oraz zasad karności duszpasterskiej. Dlatego, że jest nie do pomyślenia, aby Chrystus mógł głosić te błędy lub ustalać takie grzeszne normy dyscyplinarne, to tak samo jest także nie do pomyślenia, by asystencja, jaką przez Ducha Świętego otacza On Kościół mogła zezwolić na dokonywanie podobnych rzeczy. A zatem fakt, iż papieże Vaticanum II dopuścili się takich postępków jest pewnym znakiem, że nie posiadają oni autorytetu władzy Chrystusa. Nauki Vaticanum II, jak też mające w nim źródło reformy, są sprzeczne z Wiarą i zgubne dla naszego zbawienia wiecznego. A ponieważ Kościół jest zarówno wolny od błędu jak i nieomylny, to nie może dawać wiernym doktryn, praw, liturgii i dyscypliny sprzecznych z Wiarą i zgubnych dla naszego wiecznego zbawienia. A zatem musimy dojść do wniosku, że zarówno ten sobór jak i jego reformy nie pochodzą od Kościoła, tj. od Ducha Świętego, ale są wynikiem złowrogiej infiltracji, jaka dotknęła Kościół. Z powyższego wynika, że ci, którzy zwołali ten nieszczęsny sobór i promulgowali te złe reformy nie wprowadzili ich na mocy władzy Kościoła, za którą stoi autorytet władzy Chrystusa. Z tego słusznie wnioskujemy, że ich roszczenia do posiadania tej władzy są bezpodstawne, bez względu na wszelkie stwarzane pozory, a nawet pomimo pozornie ważnego wyboru na urząd papieski."

J.E. ks. bp Donald J. Sanborn

wtorek, 20 grudnia 2016

Święty Dominik z Silos, opat

Podobny obraz 
(† r. 1073)

   Św. Dominik ujrzał światło dzienne we wsi Kannas w królestwie Nawarra w Hiszpanii. Rodziców miał niezamożnych, lecz bardzo pobożnych. Za młodu pasał Dominik trzodę owiec u ojca swego. Żyjąc całymi dniami samotnie na polach i łąkach, używał każdej wolnej chwili na modlitwę i rozważanie rzeczy nadziemskich. Z domu wyniósł zamiłowanie do cnoty, a że nie miał towarzystwa złych i zepsutych rówieśników, więc wiódł życie niewinne i przykładne. Wkrótce tak umiłował samotność, która mu dawała tyle sposobności do rozważania o wielkości Boga, o nędzy człowieka, że umyślił zamieszkać stale w zaciszu jakiem i tylko razem z przyrodą wielbić Boga. Jakoż opuścił dom rodzicielski, wykształcił się w naukach teologicznych, przyjął święcenia kapłańskie i wyszukał sobie w samotnej pustyni miejsce odludne. Tu postawił skromną lepiankę; żył pewien czas spokojnie i szczęśliwie, oddany całkiem modlitwie i pobożnemu rozmyślaniu. Lecz człowiek sam sobie nie jest najlepszym doradcą. W rozmaitych pokusach, cierpieniach i nędzach ludzkich, związanych nieodzownie z życiem ziemskiem, potrzebujemy koniecznie pomocy i porady innych. Człowiek bywa wtenczas zakłopotany, zmieszany, sam sobą nie zdoła pokierować; inny, co patrzy okiem obojętniejszem i spokojniejszem, lepiej go pozna i oceni. To też natchnął Pan Bóg po niejakim czasie świątobliwego pustelnika, że dla duszy jego będzie zbawienniej, gdy uda się do klasztoru i na drodze cnoty i doskonałości innym wedle reguł zakonnych prowadzić się pozwoli. Skutkiem tego opuścił Dominik zacisze swoje i podążył do klasztoru św. Emiliana, mającego regułę św. Benedykta. Przyjęty do zakonu, wyróżniał się już rychło niepospolitą wiedzą i wysokiemi zaletami duszy. Po kilku latach otrzymał godność opata i zarząd podupadłego co do karności klasztoru św. Maryi. W krótkim czasie przywrócił porządek upragniony, bo przyświecał braciom zakonnym przykładem cnót niezwykłych.

   Królem Nawarry był podówczas chciwy Garcyasz. Przemyśliwał on już dawno nad tem, jakby zagarnąć dla siebie skarby klasztoru, a kościół klasztorny obrócić do swego użytku. Rozpoczął więc z Dominikiem jako opatem i przełożonym klasztoru najpierw układy. Św. Dominik odpowiedział odmownie na wszelkie zachęty. Król począł tedy grozić gwałtem. Opat oświadczył publicznie, że raczej życie utraci, aniżeliby miał oddać w sposób niesprawiedliwy to, co poświęcono na użytek Boży. Rozgniewał się na to Garcyasz; opornego opata wypędził przemocą z klasztoru. Dominik, wygnany z ojczyzny, udał się na dwór króla Kastylii, Ferdynanda I. Władca ten słyszał już był wiele o nadzwyczajnych cnotach opata, przyjął go przeto bardzo uprzejmie i oddał mu w zarząd klasztor Silos. Słynny ten niegdyś zakład zakonny był podówczas zupełnie podupadły i opuszczony. Św. Dominik wprowadził się tam razem z swoimi towarzyszami niedoli, którzy podobnie jak on uciekać musieli przed zemstą króla Garcyasza, odnowił klasztor i kościół, a Pan Bóg mu błogosławił. Powoli poczęli do klasztoru napływać liczni młodzieńcy i mężowie z prośbą o przyjęcie do zakonu. Św. Dominik prowadził ich wszystkich do doskonałości, a sława jego wielkich cnót rozeszła się po całym kraju. Pan Bóg wsławił św. opata jeszcze bardziej licznymi cudami.

   Podówczas jęczało bardzo wielu chrześcijan pod ciężkiem jarzmem niewoli u Maurów. Święty Dominik współbolał z tymi nieszczęśliwymi, którzy cierpiąc straszne męczarnie cielesne narażeni byli nadto na utratę wiary. Modlił się za nich często, na ich intencyą czynił pokuty i sprawował ofiary Mszy św. Znali go też nieszczęśliwi więźniowie jeszcze z czasów, zanim dostali się do niewoli; inni poznali go z opowiadania towarzyszów wspólnej niedoli. Jeńcy mieli taką ufność w świętość i cudowną moc męża Bożego, że wzywali go nieraz, lubo daleko przebywali od jego klasztoru, o przyczynę u Boga i wykupienie z niewoli. To przedkładali znów w pokornej modlitwie Panu Bogu wielkie cnoty Dominika i prosili o uwolnienie przez wzgląd na zasługi jego. I cóż się działo? Codziennie stawała przed bramą klasztoru w Silos pokaźna liczba tych niewolników i ze łzami w oczach dziękowała mężowi świętemu za cudowne ocalenie. Pomimo najsurowszej straży, pomimo więzów i kajdan, pomimo największej odległości przenosiła ich wedle tradycyi jakaś siła cudowna sprzed oczu Mahometan do bram klasztoru św. Dominika, skoro tylko z nabożeństwem i głęboką wiarą wezwali przyczyny św. opata. Na dowód prawdziwości cudu zostawiali niewolnicy w kościele klasztornym łańcuchy, którymi byli okuci. Jeszcze za życia Świętego obwieszono w ten sposób wszystkie ściany kościoła. Po śmierci Dominika wybudowano pod jego wezwaniem kilka kościołów, a ten sam cud dalej się powtarzał. Opowiadanie to polega na świadectwie bardzo wielu naocznych świadków i zdaje się nie podlegać najmniejszej wątpliwości.

   Święty Dominik kierował klasztorem swoim dwadzieścia i trzy lata. Oprócz wyżej podanych działał bardzo wiele innych cudów. Ślepym wracał wzrok, głuchym słuch, niemym mowę; przepowiadał duchem proroczym wiele rzeczy przyszłych. Czując, że zbliża się ostatnia chwila, przygotował się nabożnie na śmierć i sąd Boży, upominał podwładnych do wytrwałości w dobrem; całując i obejmując wizerunek Ukrzyżowanego, oddał Bogu ducha w r. 1073. Czci jego przeznaczył Kościół dzień 20 grudnia.
 
   Nauka


   Św. Dominik całował podczas ostatniej swej choroby prawie bezustannie krucyfiks; wiedział, że Pan Jezus jedynie chce i może pomóc umierającemu. Czyś zastanowił się kiedy nad tem, co się dzieje w duszy umierającego? "Opuścili mnie bliscy moi, powiada Job, a ci, którzy mię znali, zapomnieli mnie" (Job 19, 14). Najlepsi przyjaciele i znajomi opuszczają nieraz umierającego, a choćby byli obecni, pomóc mu nie mogą. Nikt nie towarzyszy mu na sąd Boski. Nikt nie może się za nim wstawić. Ci, dla których może niejednokrotnie obraził Boga, pozostają na uboczu i mówią może w duchu to, co faryzeusze powiedzieli zdrajcy Judaszowi: "Co nam do tego? Ty się patrz" (Mat. 27, 4). Nie ma chwili, gdzieby człowiek bardziej potrzebował pomocy, jak chwila konania. Chcesz być roztropnym, to poszukaj zawczasu przyjaciela, który cię w tej strasznej chwili nie opuści. Takim przyjacielem to Jezus ukrzyżowany, Zbawiciel twój i Odkupiciel: "Wybierz sobie, upomina św. Augustyn, przede wszystkiem takiego przyjaciela, który pozostanie ci wiernym w godzinie śmierci. On cię nie opuści, choćby wszyscy inni ciebie opuścili". Teraz, póki czas, staraj się o przyjaźń Jezusa. Dla przyjaciół ziemskich nie obrażaj Boga i Zbawiciela swego, ażeby i On nie opuścił cię w ostatniej godzinie. Bierz krucyfiks do ręki i mów z ufnością, co mówił niegdyś król Dawid: "Tyś jest Bogiem moim; nie odstępuj ode mnie; albowiem utrapienie jest bliskie, a nie masz, kto by ratował"; (Ps. 21, 12).