STRONA INTERNETOWA POWSTAŁA W CELU PROPAGOWANIA MATERIAŁÓW DOTYCZĄCYCH INTEGRALNEJ WIARY KATOLICKIEJ POD DUCHOWĄ OPIEKĄ św. Ignacego, św. Dominika oraz św. Franciszka

Cytaty na nasze czasy:

"Człowiek jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją. Inne zaś rzeczy na obliczu ziemi są stworzone dla człowieka i aby mu pomagały do osiągnięcia celu, dla którego jest on stworzony"

Św. Ignacy Loyola


"Papa materialiter tantum, sed non formaliter" (Papież tylko materialnie, lecz nie formalnie)

J.E. ks. bp Guerard des Lauriers



"Papież posiada asystencję Ducha Świętego przy ogłaszaniu dogmatów i zasad moralnych oraz ustalaniu norm liturgicznych oraz zasad karności duszpasterskiej. Dlatego, że jest nie do pomyślenia, aby Chrystus mógł głosić te błędy lub ustalać takie grzeszne normy dyscyplinarne, to tak samo jest także nie do pomyślenia, by asystencja, jaką przez Ducha Świętego otacza On Kościół mogła zezwolić na dokonywanie podobnych rzeczy. A zatem fakt, iż papieże Vaticanum II dopuścili się takich postępków jest pewnym znakiem, że nie posiadają oni autorytetu władzy Chrystusa. Nauki Vaticanum II, jak też mające w nim źródło reformy, są sprzeczne z Wiarą i zgubne dla naszego zbawienia wiecznego. A ponieważ Kościół jest zarówno wolny od błędu jak i nieomylny, to nie może dawać wiernym doktryn, praw, liturgii i dyscypliny sprzecznych z Wiarą i zgubnych dla naszego wiecznego zbawienia. A zatem musimy dojść do wniosku, że zarówno ten sobór jak i jego reformy nie pochodzą od Kościoła, tj. od Ducha Świętego, ale są wynikiem złowrogiej infiltracji, jaka dotknęła Kościół. Z powyższego wynika, że ci, którzy zwołali ten nieszczęsny sobór i promulgowali te złe reformy nie wprowadzili ich na mocy władzy Kościoła, za którą stoi autorytet władzy Chrystusa. Z tego słusznie wnioskujemy, że ich roszczenia do posiadania tej władzy są bezpodstawne, bez względu na wszelkie stwarzane pozory, a nawet pomimo pozornie ważnego wyboru na urząd papieski."

J.E. ks. bp Donald J. Sanborn

środa, 4 listopada 2015

Żywot świętego Karola Boromeusza, arcybiskupa

    W roku 1538 w Aronie, miasteczku położonym nad jeziorem Lugano we Włoszech, urodził się hrabiemu Boromeuszowi drugi syn, imieniem Karol. Radość rodziców była tym większą, że wielka smuga światła, która przez dwie godziny jaśniała w komnacie matki, zapowiadała świetną przyszłość dziecięcia. Karol (żył około roku Pańskiego 1584) odznaczał się już jako chłopiec statecznością, pobożnością i sumiennością w służbie Bożej. Bogobojni rodzice niczego nie szczędzili, aby rozwinąć należycie świetne jego zdolności i dać mu jak najstaranniejsze wychowanie. Według ówczesnego zwyczaju wcześnie go przybrali w sukienkę duchowną. Po ukończeniu nauk początkowych w Mediolanie wysłali go na uniwersytet w Pawii, aby się wykształcił na prawnika, ale Karol porzucił prawo i przeszedł na teologię. Opierając się pokusom, na jakie go wystawiało wysokie urodzenie, bogactwa i młody wiek, i idąc jedynie za radą Ewangelii, czynił tak świetne postępy w naukach, że mając dopiero 21 lat, w roku 1559 wrócił do domu rodzicielskiego ze stopniem doktora obojga praw.
W tym samym roku zasiadł brat jego matki na tronie papieskim. Był to papież Pius IV. Cała rodzina radowała się z tego wywyższenia; jeden tylko Karol nie okazał po sobie radości, lecz poszedł do spowiedzi i Komunii świętej, aby się pomodlić za wuja.

Papież powołał niezadługo utalentowanego siostrzeńca, liczącego dopiero 23 lata do Rzymu, mianował go prezesem rady stanu, arcybiskupem mediolańskim i kardynałem, mimo oporu, łez i niechęci młodego kapłana. Szybkie to wyniesienie Karola do najwyższych dostojeństw wywołało zrazu zdziwienie, gniew i rozmaite szyderstwa, ale niezadługo umilkły złośliwe języki. Wkrótce przekonali się wszyscy, jak wielką papież wyświadczył przysługę Kościołowi szybkim posunięciem siostrzeńca, Karol bowiem okazał niezwykłą moc ducha i zdolności. Wszystkie wysiłki i modlitwy jego zmierzały do jednego celu, tj. do ponownego zwołania soboru trydenckiego, który już był doznał dwukrotnej przerwy, a którego uchwały miały natchnąć nowym życiem chwiejący się w posadach Kościół. Jemu przypisać należy zasługę, że katolicy mają rzymsko-katolicki katechizm, dzieło łączące głęboką naukę, zwięzłość i krótkość z pięknym przedstawieniem rzeczy. Drugą i to może najważniejszą jego zasługą jest to, że on był pierwszym z biskupów, który wszystkie uchwały i rozporządzenia soboru trydenckiego w swej diecezji zaprowadził i praktycznie zastosował, i tym sposobem dał dobry przykład innym biskupom.
Do arcybiskupstwa jego należało 15 biskupów, 3200 duchownych i 150 klasztorów. Archidiecezja mediolańska od lat 80 nie była obsadzona, lecz tylko zawiadywana, nie dziw przeto, że wkradł się nieład i wiele nadużyć. Nabożeństwo pozbawione było okazałości, kościoły zaniedbane, kapłanom brakło gorliwości, zakonnicy nie dbali o regułę, prawa Boskie i kościelne nie cieszyły się szacunkiem, do sakramentów nie uczęszczano, lud podupadł moralnie, a szlachta żyła rozpustnie. Poza tym wskutek odszczepieństwa Lutra, Kalwina, Zwinglego i wojen religijnych powstały rozterki i niezgody.
Karol ubolewał nad tym zdziczeniem, pośpieszył przeto do Mediolanu, zebrał podwładnych sobie Biskupów i dał im wskazówki dotyczące wprowadzenia w życie uchwał soboru, zachęcania księży do większej gorliwości, nadania większej uroczystości nabożeństwu i ulepszenia nauki katechizmu. Wkrótce potem zaprowadził reformę we własnym domu, zrzekł się wszelkich beneficjów otrzymanych od papieża, obszerne dobra oddał za małym wynagrodzeniem w ręce krewnych, zmniejszył liczbę sług i oficjalistów, w zamian za co zwiększył im pensje, zaprowadził ścisły ład i porządek, czuwał nad ich moralnością, jadał z nimi przy jednym stole i modlił się po społu z nimi w pałacowej kaplicy. Dopiero później, gdy zaczął pościć o chlebie, wodzie i warzywnych potrawach, siadał sam do stołu. Własnym nakładem (na co wydał 60 tysięcy dukatów), założył w Mediolanie wielkie seminarium dla kandydatów stanu duchownego, ufundował kilka seminariów dla chłopców, zaprowadził większą okazałość w nabożeństwie, zakazał duchownym przyjmować po kilka probostw, zabronił chodzić do teatru i na tańce, przepisał odpowiedni stanowi duchownemu ubiór i zniósł nadużycia, jakie się wkradły do zgromadzeń zakonnych. Reformy te wywołały straszliwe oburzenie. Zewsząd odezwały się szemrania i protesty, powoływania się na prastare zwyczaje i przywileje, skargi na ucisk i tyranie, a znaleźli się nawet tacy, którzy nie wahali się godzić na jego życie.
Pewnego razu otrzymał list, w którym go zaklinano, aby się miał na baczności, gdyż knuje się spisek na jego życie. Pismo wrzucił w ogień, mówiąc: "Niech mnie Bóg uchowa, abym miał ostygnąć w miłości do którejkolwiek z mych owieczek". Zawsze zachowywał zimną krew, przytomność umysłu, pobłażliwość, nigdy nie był przykry w naganach i łajaniu, gorliwość umiał umiarkować i osłodzić łagodnością, ale gdzie widział umyślne niedbalstwo i nieporządek, tam był niezachwiany w powziętych postanowieniach i nie znał obawy.
Zwiedzał parafie położone w najustronniejszych zakątkach gór, nieraz wspinał się na strome i spadziste skały z koszturem w ręku i tłomoczkiem na plecach. Gdzie się tylko ukazał, przynosił z sobą spokój i pociechę. Kazania miewał nieraz po dwa i trzy razy na dzień, słuchał spowiedzi, odwiedzał chorych, szczodrobliwie obdarzał biednych, z każdym rozmawiał uprzejmie i przyjaźnie. Katolicy szwajcarscy, których odwiedził w roku 1570, wiele mu winni wdzięczności, gdyż on skłonił rząd rzeczypospolitej do uchwały, aby kościoły katolickie zostawały pod opieką państwa. On poradził papieżowi Grzegorzowi XIII, aby ustanowił nuncjaturę (poselstwo papieskie) w Szwajcarii, sprowadził jezuitów do Fryburga, zapobiegł odszczepieństwu kantonu Graubünden i założył w Mediolanie kolegium szwajcarskie, które miało zapobiec niedostatkowi księży.
Gdy w roku 1571 wskutek nieurodzaju zapanował w kraju głód i drożyzna, wieśniacy zalali Mediolan, wołając o chleb; nędza zwiększała się każdego dnia. Karol rozdał wszystko, co miał, a nawet sam chodził od domu do domu, zbierając jałmużnę dla zgłodniałych.
W roku 1576 przybył do Mediolanu jeden z arcyksiążąt austriackich i zabawił tam niejaki czas, zanim się puścił do Hiszpanii, za czem wyprawiano na jego cześć różne uczty. Wróciły czasy dawniejszej lekkomyślności, chęć zabaw i rozrywek, tańce, widowiska i gorszące rozpasanie. Daremne były błagania, przestrogi i zakazy pobożnego arcypasterza, daremne groźby, zapowiadające karę Bożą i zarazę. Już w sierpniu roku 1576 wybuchła zaraźliwa choroba i w straszny sposób dziesiątkować zaczęła mieszkańców Mediolanu. Namiestnik, arcyksiążę, bogata szlachta, wszyscy pouciekali. Urzędnicy potracili głowy i prosili Karola, aby objął zarząd miasta. Wysłuchał ich prośby i odciął się całą duszą ludowi. Nakazał publiczne modły i procesje, w których sam brał udział boso, z powrozem na szyi i wielkim krzyżem w ręku. Codziennie miewał kazania, wydawał mądre rozporządzenia, przywoływał do pomocy duchownych, nawet ze Szwajcarii, we dnie i w nocy odwiedzał chorych, pocieszał umierających i upadających na duchu. Ponieważ handel i wszelka styczność z ludźmi ustała i zarobku nie było, bieda panowała nieopisana. Święty arcypasterz wszystko porozdawał, pieniądze, ubiór kardynalski, sprzęty, nawet firanki z okien i obicia ze ścian, aby nagich przyodziać. Za jego przykładem poszli bogatsi, panie przysyłały swe złote łańcuchy i pierścienie na zakup chleba i odzieży. Jeśli ta ofiarność możniejszych cieszyła arcybiskupa, to z drugiej strony strapieniem i goryczą przejmowała go zatwardziałość i zaślepienie innych, którzy oddawali się najwyuzdańszej rozpuście i swawoli pod pozorem, że jest to najpewniejsza ochrona od zarazy. W końcu grudnia znikła zaraza, jak św. Karol zapowiedział, zabrawszy 25.000 osób świeckich i 150 duchownych.
Boromeusz starał się otrzeć łzy pozostałych. Założył wielki szpital, zbudował zakład dla sierot, ufundował kilka stowarzyszeń, mających cele dobroczynne na oku, lecz doznał jak najczarniejszej niewdzięczności od wracającego do miasta namiestnika i magnatów. W czasie rekolekcji duchownych w roku 1584, odbywających się na górze Varalli, mocno zachorował, powrócił do Mediolanu i wyzionął ducha dnia 4 listopada, licząc dopiero czterdzieści sześć lat. Ciało jego spoczywa we wspaniałym grobowcu w słynnej na cały świat katedrze mediolańskiej, a lud czcił w nim "świętego wybawiciela" swego, zanim go jeszcze papież Paweł V w roku 1610 zaliczył do Świętych. Pisma, które po sobie zostawił, obejmują pięć tomów.

Nauka moralna

Podajemy tutaj kilka myśli z pism świętego Karola Boromeusza:
"Prawdziwą miłość Boga ma ten, kto:
1) z chęcią o Nim myśli;
2) kto chętnie w Jego domu przebywa;
3) kto często o Nim lub z Nim rozmawia;
4) kto z chęcią słucha mówiących o Bogu;
5) kto chętnie daje to, co posiada, na chwałę Boga;
6) kto chętnie w Jego imię znosi przykrości;
7) kto chętnie słucha Jego przykazań;
8) kto lubi, co się Bogu podoba, a nienawidzi, co Mu się nie podoba;
9) kto ma wstręt do świata;
10) kto miłuje Jego namiestników i oddaje im cześć należną".
"Jakże grubo mylą się ci, którzy pragnienie duszy i tęsknotę serca myślą ugasić inną wodą, jak łaską Ducha świętego i pożywaniem Boga! Dusza nasza łaknie nieskończoności; dlatego też nic innego nasycić jej nie zdoła, jak tylko Bóg nieskończony".

Modlitwa

Kościół Twój, Panie, niech strzeże ciągła opieka św. Karola, Wyznawcy Twojego i biskupa, aby jak pasterska jego gorliwość chwałę niebieską mu wyjednała, tak żeby jego pośrednictwo dało nam wzrastać w miłowaniu Ciebie. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen.

Św. Karol Boromeusz, arcybiskup
Urodzony dla świata 2.10.1538 roku
Urodzony dla nieba 4.11.1584 roku
Beatyfikowany 1602 roku
Kanonizowany 1610 roku
Wspomnienie 4 listopada

Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku - Katowice/Mikołów 1937 r.