W rzymskim wojsku słynny był legion zwany
"błyskawicznym". Ten honorowy tytuł pozyskał on w
wojnie z Markomanami. Zdarzyło się, że Markomanowie
zewsząd otoczyli załogę rzymską w pustej, bezwodnej
okolicy; wojsko stało dręczone pragnieniem w
straszliwym skwarze słonecznym i lada chwila oczekiwało
morderczego napadu nieprzyjaciół. W tym okropnym
położeniu legion dwunasty, składający się po
większej części z chrześcijan, ukląkł i zaczął
się modlić do Boga o pomoc. Cudownym sposobem pokryło
się nagle niebo chmurami i na spieczoną ziemię spadł
rzęsisty deszcz. Rzymianie chwytali wodę w szyszaki,
aby się napić i obmyć rany. Korzystając z ogólnego
rozluźnienia szyków rzymskich, chcieli Markomanowie
uderzyć na nie, ale w tej samej chwili ogromny grad i
błyskawice poczęły bić im w oczy tak gwałtownie, że
uciekli w największym nieładzie.
Około roku 320 ów dwunasty "błyskawiczny"
legion stał załogą w Sebaście w Armenii. Właśnie w
tym czasie cesarz Licyniusz nakazał krwawe
prześladowanie chrześcijan, rozporządziwszy, aby i
wojsko złożyło dziękczynną ofiarę na cześć
fałszywych bogów. Przy rozpoczęciu tej pogańskiej
ceremonii wystąpiło z błyskawicznego legionu
czterdziestu mężów (żyli około roku Pańskiego 316), po części oficerów, i
oświadczyli komendantowi: "Jesteśmy żołnierzami
cesarza i dotychczas służyliśmy mu wiernie, ale
jesteśmy także sługami Chrystusa i Panu temu, i
Królowi również chcemy pozostać wiernymi, a żadna
ziemska siła nie osłabi w nas tej wierności".
Wielkorządca pokazał im rozkaz cesarski i chwaląc ich
męstwo, obiecywał im łaskę cesarską i nagrodę,
natomiast w razie nieposłuszeństwa groził im
śmiercią. Święci odpowiedzieli: "Namowy twoje i
groźby na nic się nie zdadzą, gdyż żadną miarą nie
zdołasz nam dać czegoś większego niż to, co nam
chcesz wziąć. Chwalisz nas, żeśmy dzielnie walczyli
za cesarza, mielibyśmy więc okazać się tchórzami w
walce za Chrystusa? Obiecujesz nam dostojeństwa, ale nie
znamy i nie pragniemy nic innego, jak korony wiecznej
szczęśliwości. Gróźb się nie lękamy, bo one
dotyczą ciała, któreśmy i tak już tyle razy na
niebezpieczeństwo wystawiali, a dusza nasza
nieśmiertelna wolna jest od twych pogróżek i nic jej
uczynić nie zdołasz".
Kazał przeto wielkorządca siec ich pletniami, a
potem okutych w kajdany wrzucić do więzienia, chcąc
się przekonać, czy ból ran i męczarnie więzienia nie
złamią ich oporu. Męczennicy użyli czasu danego im do
namysłu na modlitwy, śpiewaniu psalmów i wzajemne
zachęcanie się do stałości. Ukazał się im także
Jezus Chrystus z niebieskim pocieszeniem i rzekł do
nich: "Dobrzeście rozpoczęli; wytrwajcie do końca,
takich bowiem tylko oczekuje korona niebieska".
Wyczerpawszy wszystkie środki, którymi chciał
zmusić owych czterdziestu do złożenia ofiar, skazał
ich wreszcie wielkorządca na umrożenie. Wśród
strasznego zimna odarto ich z odzienia, okrutnie
ubiczowano pletniami, a potem zaprowadzono na podwórze
publicznych łaźni i tam nagich postawiono w wodzie
zmieszanej z śniegiem. Aby ich męka była tym większa,
palił się w pobliżu ogień i znajdowały się ciepłe
kąpiele, z których mógł skorzystać każdy, który by
chciał złożyć ofiarę bogom. Cóż to była za męka!
z zimna krzepły im członki, martwiały wnętrzności. A
jaka pokusa! Tu śmierć, a nieco dalej życie!
Strażnicy wołali na nich, aby mieli wzgląd na swoje
życie, lecz marznący Męczennicy z tysiącznych ran
obficie wylewając krew, sławili Boga i dziękowali za
doznane męczarnie. "Czterdziestu nas jest w tej
ciężkiej walce - wołali - nie dopuśćże Panie,
aby nas mniej jak czterdziestu dostąpiło korony
męczeńskiej! Niechaj nic w tej liczbie nie ubędzie,
gdyż Ty, o Panie, liczbę tę w Twych najmędrszych
wyrokach ustanowiłeś! Tyś ją uświęcił
czterdziestodniowym postem! Tyś czterdzieści dni bawił
pomiędzy nami po swym chwalebnym zmartwychwstaniu;
Mojżesz dla otrzymania przykazań przygotowywał się
czterdziestodniowym postem; Eliasz czterdzieści dni się
przygotowywał, zanim przyszedł przed oblicze
Pańskie!".
Modlitwa ich została wysłuchana, przy czym zaszedł
cudowny, widzialny, łaską Bożą spowodowany wypadek.
Mróz coraz się powiększał, Męczennikom z każdą
chwilą bardziej krzepły członki, cierpienia
ostatecznych dochodziły granic, a z ciepłych łaźni
rozlegały się wesołe okrzyki. Nagle jeden ze
strażników ujrzał osobliwe zjawisko: zajaśniał
niezwykły blask, z Nieba spływały promieniste
postacie, a każda z nich trzymała błyszczącą koronę
nad głowami Męczenników. Zdumiony tym widzeniem,
rzekł do siebie: "Ułuda to, czy też objawienie
wyższej potęgi? Miałyżby to być korony, które Bóg
chrześcijański wyznawcom swoim przyobiecał? Ale
przecież widzę tylko trzydzieści dziewięć, podczas
gdy tych mężów jest czterdziestu!". Wnet jednak
zrozumiał widzenie, bo oto jeden ze skazanych nie mogąc
znieść cierpień, wyparł się wiary świętej i
pobiegł do ciepłej łaźni, ale tam wkrótce życie
zakończył. Tylko jedna chwila dzieliła go od korony
niebieskiej, od szczęścia wiecznego - i w tej
właśnie chwili stracił Niebo, zginął na wieki.
Strażnik, wzruszony do głębi tym przypadkiem i
oświecony łaską Bożą, zrzucił z siebie odzienie i
wołając: "Jam też chrześcijanin!", wmieszał się
pomiędzy Męczenników, aby od Jezusa otrzymać
czterdziestą koronę. Na drugi dzień skrzepłe ich
ciała zabrano na wóz, aby je spalić i rozproszyć
popioły; zostawiono tylko jednego, najmłodszego
wiekiem, bo jeszcze dawał oznaki życia. Był to
Meliton, syn chrześcijanki, która z mężnym sercem
przypatrywała się z daleka jego męczeństwu. Gdy
zabrano jego towarzyszy, podźwignęła go i pobiegła z
nim za wozem, wołając: "Dziecko moje, skończ
mężnie razem z towarzyszami twymi, abyś w tyle nie
został i nie stracił korony wiekuistej!". Skonał na
rękach matki, która wrzuciła go na wóz, aby razem z
innymi został spalony.
Po spaleniu wrzucono popiół z pozostałymi kośćmi
świętych Męczenników w rzekę Irys, ale
chrześcijanie uratowali znaczną część świętych
relikwii. Cześć tych Świętych niezwykle szybko
rozszerzyła się na Wschodzie i Zachodzie, i po wielu
miejscach zbudowano przepyszne świątynie pod ich
wezwaniem.
Nauka moralna
Któż się nie przejmie zbawiennym strachem,
czytając powyższą historię? Oto ten nieszczęśliwy,
będąc już prawie u samych wrót Nieba, zgubił się na
wieki. Może zbyt wiele ufał swym siłom i zaniedbał w
pokorze serca błagać o siłę w ostatniej chwili
życia, może szukał próżności w męczeńskiej
śmierci, może inna jaka była przyczyna jego
odstępstwa. To tylko pewną jest rzeczą, iż nie
należy do tych, którzy wytrwali w łasce Boga, chociaż
tak samo zdawał się być przeznaczonym do męczeństwa
i chwały wiecznej jak inni. Nie rachuj na twoje
zasługi, ani na pokutę twoją, ufaj jedynie
miłosierdziu Bożemu, starając się przez całe życie
zasłużyć sobie na nie w godzinie śmierci. - Patrz
także na ów wzruszający przykład prawdziwie
chrześcijańskiej macierzyńskiej miłości, jaką
podziwiać trzeba w matce św. Melitona. Wolała ona syna
widzieć nieżywym, aniżeli narażonym na odstępstwo od
wiary! Każda matka chrześcijańska powinna w
dziecięciu swoim więcej kochać duszę niż ciało. Z
czego wynika, że winna nawet śmierć jego przekładać
nad nieszczęście popełnienia przez nie grzechu
ciężkiego.
Modlitwa
Wszechmogący i wieczny Boże! spraw miłościwie,
błagamy Ciebie, ażebyśmy oddając cześć mężnej
wytrwałości Męczenników Twoich, litościwego ich za
nami do Ciebie pośrednictwa doznali. Amen.
Żywoty Świętych Pańskich
na wszystkie dni roku - Katowice/Mikołów 1937 r.