Na Niedzielę IV Adwentu
KAZANIE
O trzech wielkich pobudkach do ciągłego pracowania na zbawienie (1)
KS. ZYGMUNT GOLIAN
–––––––
TREŚĆ:
Wstęp: Jan
św. nie znalazł posłuchu – co smutniejsza i Kościół prawiący o zbawieniu
niezrozumiany przez ludzi – a przecież 1° zbawienie jest sprawą najważniejszą,
2° jest sprawą najniepewniejszą, 3° raz stracone już nigdy naprawić się nie da.
I.
Część: 1. Widzenie św. Franciszka –
zostajemy między niebem i piekłem. – 2. Grzesznych lekkomyślność wobec pewnej
zguby. – 3. Czemu Święci tyle czynili dla zbawienia – czy ich czekała inna
przyszłość. – 4. Wobec śmierci, po której wieczność, my troskliwi o doczesność
– słowa św. Cezariusza – 5. Nic nie zastąpi straty duszy. – 6. Co Bóg uczynił
dla zbawienia duszy. – 7. Co my czynimy.
II. Część.
1. Słowa św. Eucheriusza – wieczność na niepewne. – 2. Trwoga Bernarda św. na
myśl o wieczności. – 3. Niepewny swego zbawienia i najpobożniej żyjący. – 4.
Nieuzasadniona pewność wobec wieczności. – 5. Jeśli to wszystko nieprawda, co mi
wiara mówi o duszy, wtedy czas stracony. – 6. Jeśli to prawda, postępowanie
nasze szalonym.
III.
Część. 1. Niewytłumaczona spokojność
nasza w sprawie zbawienia – 2. Jedną mamy duszę. – 3. W rzeczach ziemskich
strata da się powetować – duszy strata wieczna. – 4. Czy i w innych
niebezpieczeństwach moglibyśmy być tak obojętnymi.
Domówienie. Pomyślmy w czasie adwentu o tej sprawie.
Bóg nie zabrania troski o życie. Przykład św. Dioskora.
––––––––
"I ogląda wszelkie ciało zbawienie Boże".
(Łk. III, 6).
Puszczą prawdziwą był świat,
kiedy grzmieć począł zwiastun Bożego zbawienia, – puszczami były i serca
ludzkie, do których torował drogę królestwu Bożemu. Wpośród tej powszechnej
puszczy znalazł Jan święty nagie i twarde góry ludzkiej pychy, błotniste doliny
ludzkiej nikczemności, krzywe fałszu manowce, krzemieniste drogi zawiści, i nic
też dziwnego, że gdy wskazywał już przychodzące Zbawienie, nie mógł być
zrozumiany od tych, których przodkowie z tęsknotą na to Zbawienie czekali i że,
jak powiada Hieronim św. o przyjściu tego Baranka: słuchali jakoby o rzeczy
zupełnie nowej, ci sami, którzy usty powtarzali słowa Psalmisty: Ustała
dusza moja
pragnąc Zbawienia Twego. Oczy moje ustały pragnąc Zbawienia Twego (2), przywróć
mi radość Zbawienia Twojego (3).
Rzecz zaprawdę smutna,
smutniejsza przecie, że gdy dziś Kościół już nie wskazuje, ale przypomina, iż
to Zbawienie dawno już przyszło, a prosi i zaklina jako tkliwa matka, abyśmy z
niego korzystali, czyniąc je wiecznym dusz naszych skarbem, gdy uczy, iż nie na
co innego to zbawienie przyszło, jedno, aby się stało zbawieniem każdej w
szczególności duszy, gdy upomina, jak na nie całe życie z łaską Bożą pilnie
pracować potrzeba, prawie na takie same trafia góry i doły, stepy i wertepy.
Gdy mówimy do was o tej najwyższej sprawie, czy nieprawda, żeśmy najmniej rozumiani?
Gdy wam pragniemy przypomnieć, iż o tym zbawieniu trzeba koniecznie więcej
myśleć, niż myślicie, szczerzej pracować niż pracujecie; nie wiemy już doprawdy,
z której strony do serc waszych pukać! "O chwalebny Janie, woła nasz
złotousty Skarga, jakżebyś teraz miał daleko większą pracę około tych naszych
dzieci, tak do Chrystusa nieprzyprawnych i owszem Chrystusowi
przeciwnych". Przecież tym się nie odstraszając, a pragnąc być dla was
zawsze z Janową miłością, ani wołać nie ustajemy, ani wołania nie zmieniamy,
owszem sprawę zbawienia zawżdy wam przypominając, do niej serca wasze
przyprawiać usiłujemy, mocno ufając i wierząc, iż Pan potrafi sobie i z kamieni
synów Abrahamowych naczynić.
Owóż tą ożywiony ufnością i
dzisiaj pragnę przedstawić, jako jest rzeczą okropną sprawę zbawienia
zasypiać lub całkiem zaniedbywać, co abyście tym mocniej i widoczniej
zrozumieli, przedstawię to niebezpieczeństwo pod trojakim względem: 1° iż
zbawienie nasze jest sprawą najważniejszą; 2° że co większa, jest sprawą
najniepewniejszą; a na koniec 3° że raz stracone, już nigdy naprawić się nie
da. Nie bądźcież, proszę, uporczywi, a serca swoje w górę podnieście, ku
pożytecznemu słuchaniu, byśmy też i z tej chwili dobry zdali kiedyś rachunek.
Ja nic nie mogąc sam z
siebie, wołam jeszcze ze Skargą: O Janie święty! uprośże mi u Pana swego gorącą
ku zbawieniu dusz tych żądzę i miłość, uproś mi rozum do łowienia tych ptaków
bystrych, jakoby ich do sieci przychodzącego zbawienia napędzić! wstaw się też
za nami Niepokalana Matko, któraś nam to Zbawienie przyniosła, a przyjm mile od
nas pozdrowienie:
Zdrowaś Maryjo!
I.
1. Wielki jeden święty, Franciszek Seraficki,
szczególnie sobie podobał w rozważaniu sprawy zbawienia swej duszy. Raz klęcząc
i rozmyślając wśród swej cichej puszczy, miał w tej mierze nadzwyczaj
poruszające widzenie. Ponad głową swoją widział otwarte niebiosa, pod nogami
otwarte piekło, a wpośród nieba i piekła, jakoby zawieszoną duszę
chrześcijanina. Natychmiast w serafickiej jego piersi zapłonął święty ogień jak
najgorętszych aktów i postanowień, palił się prawie pragnieniem dóbr
wiekuistych i odchodził od siebie na widok strasznego nieszczęścia, jakie sobie
gotuje dusza niedbała o swe zbawienie.
Owóż ten sam obraz stawiam przed oczy wasze. Pójdź,
proszę, miły bracie, ty, który swym życiem dowodzisz, że najmniej się
troszczysz o sprawę swego zbawienia; pójdź mój miły i patrz: nad głową twoją
otwarte niebiosa, pod nogami twymi otwarte piekło, a ty sam w środku. Spojrzyj
w górę, spojrzyj w niebo okiem ducha, jaki przybytek wiecznego wesela, gdzie
się wszystkie uśmiechają łaski. Spojrzyj teraz tymże duchem w piekło; och,
jakie lochy katuszy, gdzie się wiecznie wściekają wszystkie furie piekielne! –
tam Bóg – tu szatan; tam dziedzictwo z Chrystusem – tu uczestnictwo w
przekleństwie nieprzyjaciela Bożego! Bracie mój, powiedz, nad tę sprawę jest-li
sprawa ważniejsza? jedno z dwojga czeka cię niezawodnie: albo tam w niebie
spoczniesz wiecznie błogosławiony na łonie Boga, albo tu w piekle wpadniesz w
ręce szatana, abyś z nim na wieki cierpiał i przeklinał, – albo pierwsze, albo
drugie, ale pierwsze lub drugie niezawodnie – ale pierwsze lub drugie na wieki.
2. Wielki Boże! Sprawa ta, jakże niesłychanie wielka!
Czy nie czujecie, że stoimy jakby na szalach, to na tę, to na owę przechylamy
się stronę, to ku wiecznemu szczęściu, to ku wiecznemu nieszczęściu! Och! co
mówię? Szala sprawiedliwych wyszła w górę aż pod niebo, szala, na której stoimy
zawisła nad samą przepaścią piekielną, i jeszcze obojętność? i jeszcze
omamienie? i jeszcze upodobanie w tym niebezpieczeństwie, i jeszcze śmiechy? i
jeszcze grzechy? i jeszcze obelga, nienawiść dla tych, którzy krzyczą nie z
siebie, ale z Boga: ratujmy się, bo giniemy! Słuchajcie! słuchajcie! gdyby w
ręce wasze złożono losy miasta, kraju, całego rodu ludzkiego lub całego
świata; gdyby od was zależał szczęśliwy lub nieszczęśliwy kierunek wszystkich
wojen, wszystkich układów, wszystkich stosunków ludzi i świata – co rozumiecie?
Czy nad to wszystko nie więcej by ważyła sprawa waszego zbawienia albo
potępienia. Byli i są ludzie, którzy to wszystko podejmowali lub podejmują, ale
to wszystko przeszło i przejdzie, a sprawa duszy nigdy nie przejdzie –
koniecznie trzeba albo się zbawić, albo potępić, koniecznie na wieki!
3. Patrzcie, jak ten wyraz koniecznie brzmi w
uszach onych świętych Bożych, wydzierających się z rąk świata, aby wśród
głuchych, samotnych pustyń pracować nad zbawieniem duszy. Żyją wpośród dzikich
zwierząt, wpośród hien i tygrysów, karmią się ziołami i korzonkami, nasycają
pragnienie wodami bagien, męczą ciało bezsennością, chłostą, kamieniami,
cierniem! Patrzcie na nich i nie mówcie, że to za wiele, ale pytajcie się –
dlaczego tak? Dlatego, o najmilsi, że chcieli koniecznie zbawić swoje dusze, że
czuli, iż jedno z dwojga koniecznie ich czekało: niebo albo piekło! A
jeśliście to pojęli, spojrzyjcież w siebie i powiedzcie sobie, to nieuniknione,
straszne, fatalne i konieczne.
Pytam was, cóż myślicie, czy owi pustelnicy tyle
czyniący dla zbawienia swego, byli mniej od nas bezpieczni, lub może chcieli
osiągnąć jakieś piękniejsze, pełniejsze szczęścia niebo niż to, do którego my
zdążamy? Albo może straszliwszego lękali się piekła niż to, którego my się
lękamy? Nie! Więc jakże? Oni czynili tyle, oni tak straszną wojnę wypowiedzieli
własnemu ciału i wszystkim swym namiętnościom, a my sobie żyjemy w takim
bezpieczeństwie? w takim pokoju? Jeżeli jednaka nagroda, dlaczegoż oni tak
wiele, a my tak mało lub nic? Wiecie dlaczego? dlatego, że idziemy wciąż o
zawiązanych oczach, najmniej nie przenikając tego, czym jest wieczność
rozkoszy lub wieczność katuszy.
4. O Boże mój! Ty, co mierzysz tę wielką przestrzeń
wieczności, dajże w tej mierze każdemu z tych słuchających promień światła, by
to mogli zrozumieć. O śmierci! o śmierci! ty, co swą nieubłaganą dłonią
decydujesz o szczęśliwej lub nieszczęśliwej wieczności, jakież dla mnie, jakie
dla tych dusz będą twoje następstwa? Nie wiem? – a wy? nie wiecie – nikt nie
wie? Nikt – tylko Bóg i nikt wiedzieć nie będzie, póki mu nie powie? Nikt. I
nikomu Bóg o tym nie powie, póki go nie osądzi? Nikomu! A więc cóż czynicie?
Wy, którzy jesteście tak mądrzy, tak przenikliwi, tak rozsądni, gdy idzie o
sprawę doczesną – wy, którzy się troskacie, pracujecie w pocie czoła,
niepokoicie, którzy się tak ciężko męczycie dla sprawy jednego roku, jednego
tygodnia, jednego dnia, jednej chwili lub dla sprawy 20, 30 lat, które się
przemkną, równie jak ta chwila; co wy czynicie dla sprawy wieczności, dla
sprawy zbawienia tej duszy jednej, jedynej – dla sprawy, która się musi
rozstrzygnąć choćby po stu latach, która cała zawisła od ciągłego pracowania z
łaską Boga, od ciągłej uwagi, której ani jednej chwili nie wolno nam zaniechać,
pod zagrożeniem wiekuistej straty. "Jedno z dwojga mnie czeka, wołał dzień
i noc, święty Cezariusz, biskup, i nie ma środka: albo wstąpię w niebiosa, albo
zstąpię w piekło". Dwie wieczne mety naszego życia, tylko dwie, nie ma
środka: niebo albo piekło; – piekło albo niebo! "O zaślepienie, woła
dalej tenże święty! O niegodziwości, żeby też one nieśmiertelne dobra ani razu
poważną nie ogarnąć myślą! – O excaecationem! O imposturam, bona illa
immortalia, ne cogitatione quidem complecti!".
5. Ale co nas tak zaślepia, tak okropnie zaślepia?
Zbyteczne starania o dobra doczesne. Tylko tyle? O mój Boże, jak się dziwić
Ezawowi, że za trochę pokarmu sprzedał swoje pierworodztwo, kiedy dzieci Boże
sprzedają wieczne szczęście swoje za chwilę zmysłowego zadowolnienia, za kilka
dni, kilka, a najwięcej kilkadziesiąt lat cielesnego powodzenia, do którego
biorą w dodatku wieczne nieszczęście! Duch Święty mówi: Bo cóż pomoże
człowiekowi, jeśliby wszystek świat zyskał, a na duszy swojej szkodę podjął?
(4). Chcesz wiedzieć, najmilszy
grzeszniku, gdzie się kończą te dobra, dla których zapominasz o wiecznej
sprawie? Kończą się w błocie, w robactwie, w zgniliźnie. Czemuż więc serce
twoje nie zadrga tym najważniejszym zapytaniem: Cóż pomoże? Choćbyś
zajmował jak najwyższy stopień w hierarchii społecznej, choćby się wszyscy
korzyli przed tobą, czekając na przychylne twoje słowo lub skinienie – jeśli
potępisz duszę, na co by się to przydało? Choćbyś był bogaty jak Krezus,
mądrzejszy niż Salomon, potężniejszy niż Dawid, jeżeli się zsuwasz w odmęt
wiecznej nędzy, na co by się to przydało? Choćbyś pięknością swoją przeniósł
lub przeniosła wszystkie najsłynniejsze piękności, choćbyś pociągnął wszystkie
serca, wszystkie głowy pozawracał, wszystko widział u nóg swoich, jeżeli lecisz
w odmęt wiecznej szkarady i obrzydliwości, – cóż znaczy to wszystko, gdy
zważysz to zapytanie Ducha Świętego: Cóż pomoże? Gdy zważysz te
wszystkie wielkości, te bogactwa, te nauki, te piękności, te przyjemności, te
rozkosze i to wszystko, co się nazywa dobrem na tym nędzy padole; i gdy
zważysz sprawę wiecznego zbawienia lub potępienia – powiedz, czy nie czujesz,
że to wszystko mniej jest niż pył pod twymi nogami, mniej niż ta para, którą
przez oddech wydajesz. Jeśli się potępisz: Co za pożytek z tego? Ach! słuchaj,
co mówi błogosławiony mąż jeden: "Przez całą wieczność po tysiącach, po
nieskończonych milionach myśli męczących wszystkich potępieńców zarazem, żaden
z nich nie znajdzie odpowiedzi na to straszne zapytanie, a wszyscy przecie
wołać będą jęcząc i płacząc: Na co się nam przydały bogactwa, na co pycha
żywota? O my niemądrzy – O my ślepi!... Quid nobis profuit superbia aut
divitiarum jactantia? Nos insensati... insensati! (5)".
6. Chcecie się jeszcze dotykalniej przekonać o
ważności sprawy zbawienia, to proszę, zważcie to wszystko, co dla zbawienia
uczynił Bóg. Co uczynił? Apostoł odpowiada: wszystko (uczynił) dla
wybranych, aby i oni zbawienia dostąpili (6). Na co nas stworzył? Na to, aby nas zbawił. Co
zamierzał Bóg, gdy duszę naszą ubogacał tylu darami, gdy ciało ozdobił tylu
przymiotami, gdy między duszą a ciałem tak cudowny utworzył związek? Zamierzał
nas usposobić do wiecznego zbawienia. W jakim celu otoczył nas wszystkimi
pięknościami natury, jej bogactwem, jej przepychem? W celu naszego zbawienia. Wszystko,
wszystko dla wybranych. Ależ czymże są dzieła natury wobec dzieł łaski
dokonanych przez jednorodzonego Syna Niebieskiego Ojca. Jan święty powiada: tak Bóg umiłował świat, iż Syna swego jednorodzonego dał, aby wszelki,
który weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny (7), a Kościół codziennie przez usta swych kapłanów
powtarza: "Który dla nas ludzi i dla naszego zbawienia zstąpił tu z nieba
– qui propter nos homines et propter nostram salutem, descendit de coelis".
Czemu w łonie Przeczystej Panny przyjął nasze nędzne ciało? – Dla naszego
zbawienia. Dlaczego się narodził w ubóstwie, żył w niedostatku i trudach?
Dlaczego zdradzony, wleczony niemiłosiernie, sądzony, obnażony i przywiązany do
słupa, biczowany do krwi, do kości? – Dla naszego zbawienia. Dlaczego
uwieńczony cierniem, naigrawany, policzkowany? – Dla naszego zbawienia.
Dlaczego osądzony jako zbrodzień, wleczony na Kalwarię, przybity na krzyż i
wiszący na nim przez trzy godziny wśród łotrów? – Dla naszego zbawienia.
Dlaczego konający, jak nikt nie konał wśród najstraszniejszego męczeństwa duszy
i ciała? Dlaczego umarł i po zgonie trysnął jeszcze resztką krwi z otwartego
boku, jakby ją chciał wytoczyć do ostatniej kropelki? – Dla naszego zbawienia.
Wszystko to dla nas? Dla nas! Ach Boże! gdyby szło o Twoje własne zbawienie,
cóż mógłbyś więcej uczynić nad to, coś uczynił dla nas!
7. A my, cóż czynimy, aby zbawić samych siebie? Czym
się różnimy od pogan, w oczach których to wszystko, co Bóg uczynił dla
zbawienia człowieka, było tylko głupstwem? Niechże na nas, na życie nasze
patrzy poganin. Czy nie powie, że głupstwem jest wszystko, co uczynił dla nas
Syn Boży, gdy o to najmniej nie dbamy? Czy nie byłoby głupstwem rzucać się w
płomienie, by wyratować garść popiołu; rzucać się w nurty wzburzonego morza, by
wydobyć garść piasku? Z życia naszego jaki wniosek? Oto, że albo się omyliła
przedwieczna Mądrość Boga, podając nam tak nadzwyczajne środki w celu zbawienia
naszej duszy, albo że my się najstraszliwiej oszukujemy, tak lekko ważąc
najważniejszą sprawę; a ponieważ pierwszego ani byście chcieli, ani byście
mogli przypuścić, wierząc w nieomylność Boskiej Mądrości, więc musicie przystać
na drugie, to jest, że postępowanie nasze jest najniebezpieczniejszym
uwodzeniem samych siebie, najstraszliwszym głupstwem tak dalece, że wszelki
inny błąd, wszelkie inne głupstwo w porównaniu z tym jednym, wydałoby się
jeszcze mądrością.
II.
1. Mówi św. Eucheriusz, że szaleństwem nad wszelkie
szaleństwo jest zaniedbywać sprawy zbawienia duszy: Supra omnem errorem est
negligere salutis negotium. I w samej rzeczy, o najdrożsi, wy, co dla spraw
światowych tyle okazujecie rozsądku, zastanowienia, powiedzcie, nie jestże
szaleństwem dla jednej życia chwili (bo życie to choćby najdłuższe, jest zawsze
chwilą), stawiać na niepewne wieczność. Zważcie te dwa wyrazy: Wieczność na
niepewne! Wieczność, którą sobie zapewnić, jest w ręku naszym. I możnaż nie
podejmować wszystkiego, aby ją tylko zapewnić? Możnaż dla jej zapewnienia tak
nic nie czynić, owszem wszystko czynić, aby ją stracić? Skąd pochodzi to
szaleństwo? Ach! opiliście się z tego kielicha trucizny, o którym mówi Izajasz,
i upojeni zapominacie, kto jesteście? na co jesteście? Dokąd zdążacie, gdzie i
jaki wam koniec? Czy jesteście w samej rzeczy ludźmi lub po prostu zwierzętami
jak inne zwierzęta, lub czczymi tylko widmami? Och, Boże! jakie zapomnienie, –
jakie szaleństwo!
2. Gdybyż przynajmniej ta sprawa była o tyle pewną, o
ile jest ważną – ale gdy przeciwnie będąc najważniejszą, jest zarazem
nąjniepewniejszą, więc pytam was, jak można nie truchleć na widok tej
powszechnej obojętności? Większa część żyje, jakby dla nich nie było piekła,
jakby już w ręku trzymali niebo. Św. Bernard wstrząśnięty do żywego tymi słowy:
"Któż wie, czy jest godzien miłości, czy też nienawiści" – wciąż
powtarzał: "któż to wie, kto wie, co się ze mną stanie? czy się zbawię,
czy się potępię, czy będę mieszkańcem nieba, czy ofiarą piekła?". Aż w
końcu zalany łzami, zacisnąwszy twarz swą w dłonie, wyjęczał te słowa: Nikt nie
wie! "Tak" wołał Bernard święty, który tak wiele czynił, wszystko
czynił dla sprawy zbawienia! A cóż my powiemy? jakże my winniśmy wołać, jęczeć.
Ten i ów pomyślał: Co innego Bernard św. – Jak to co innego? Czy on miał inną,
droższą niż my duszę, czy miał jaki artykuł wiary straszliwszy od tych, które
my wyznajemy; lub czy my więcej niż on mamy pewności, że się zbawimy? czy mamy
w zanadrzu zapewnienie zbawienia ręką Chrystusa podpisane? Czy nam Bóg uczynił
darowiznę nieba? Skąd to bezpieczeństwo? pyta Grzegorz święty i odpowiada:
których diabeł chce zgubić, tych wprzód ubezpiecza – Diabolus, quos vult
perdere, securos facit. O przeklęta spokojności, która usiłujesz w nas
wmówić, że to jest pewne, co jest niepewniejsze nad wszelką niepewność!
3. Cóż uczynię, co powiem, aby wam dać pojęcie tej
niepewności zbawienia? Wyobraźcie sobie człowieka młodego, pełnego
nadzwyczajnych przymiotów duszy i ciała, któremu się wszystko uśmiecha: wielkie
imię, wielkie dostatki, wielkie nadzieje. Młodzieniec ten w samym kwiecie
swoich lat rzuca wszystko, odziera się z wszystkiego, aby pójść z krzyżem za
Ukrzyżowanym, wstępuje do najostrzejszego zakonu i tam przez trzydzieści lub
czterdzieści lat żyje w modlitwach, postach, umartwieniach i w wypełnianiu
wszelkich cnót ewangelicznych, a życie tak pobożne kończy pobożną śmiercią,
przyjmując z najwidoczniejszą gorącością ducha śś. Sakramenta; wyobraźcie sobie
to wszystko i powiedzcie proszę, kto z was mógłby mnie zapewnić, że ten
człowiek się zbawił? kto z was mógłby mi zatwierdzić przysięgą, że dusza jego
jest już niezawodnie na łonie Chrystusa – Kto? Nikt! Nikt! Więc nie możecie
mnie zapewnić o zbawieniu tego, który wszystko porzucił dla Chrystusa, a sami
możecie się upewniać o waszym zbawieniu – wy! którzy rozpraszacie, marnujecie
dziedzictwo Chrystusa – wy! którzy znieważacie i obdzieracie członki
Chrystusa?! Nie wiecie, czy jest zbawiony lub potępiony ten, który prawie całe
życie pracował na zbawienie w modlitwie i ostrej pokucie, a nie lękacie się
potępienia dla siebie – wy, którzy wszystkie dary Boże i wszystek czas
spędzacie na staraniach o ciało! Więc-że, kiedy niepewna jest, czy został
zbawionym ten, któryby mógł powtórzyć z Apostołem: w niczym się nie
czuję. – Nihil mihi conscius sum (8), wy w tej samej chwili możecie żyć bez trwogi – wy, którzy z całą
prawdą możecie powtórzyć te słowa pokutującego: Rozmnożyły się
nieprawości moje nad włosy głowy mojej (9). Ach, Boże! Boże nieśmiertelny! może być potępionym
zakonnik, który żył jak święty, a chrześcijanin żyjący gorzej jak Turek, śmie
sobie obiecywać, że będzie zbawionym!
4. Na czymże uzasadniona ta przeklęta pewność? Czy na
miłości dusz waszych? Ach, nie! patrząc na życie wasze, z całą śmiałością mogę
to powiedzieć, jęcząc ze współboleści, że nie miłujecie własnej swej duszy, że
jej nie chcecie zbawić. Ale dlaczego nie chcecie? Pomyślcie tylko, że tu już
nie idzie o wasze dzieci, o wasze wnuki, o waszych przyjaciół lub powinnych, ale
idzie o was samych; że nie idzie o wasze ciała, o to, co się kończy, co
przemija, co umiera, ale o to, co się nigdy nie skończy, nigdy nie przeminie,
nigdy nie umrze, bo idzie o duszę każdego z was, o duszę jedyną, wieczną,
nieśmiertelną. Ach, grzesznicy! miejcież litość nad tą duszą, która jeśli
zostanie nieszczęśliwą, to nie na rok, tysiąc, nie na miliony lat – ale na
wieki, na całą wieczność. Zmiłuj się! zmiłuj się każdy nad duszą swoją, a wróć
do Boga.
5. Ale chcemy, chcemy się zbawić. Dobrze, ale jak? W
jaki sposób? Miły mój bracie, ty, który żyjesz jeden dzień w łasce, a miesiąc
albo rok w grzechu śmiertelnym, jakże chcesz się zbawić? czy wiesz, ponad jaką
przepaścią szedłeś aż dotąd? Jan św. nazywa ją: jeziorem ognia i siarki
(10). Szedłeś spokojnie ponad przepaścią
wszystkich nieszczęść, wszystkich bólów, wszystkich śmierci. Chcesz zbawić
duszę? Zatrzymaj się, spojrzyj poza siebie, na przeżyte dnie i lata, na
straszne niebezpieczeństwa, wpośród których żyłeś i tak rozmawiaj sam z sobą:
Jest-li to prawda, że wszystko, co Bóg uczynił i co Bóg-człowiek wycierpiał,
wszystko to uczynił i wycierpiał dla mnie, dla mego wiecznego szczęścia?
Prawdaż to, że tu jestem na tym świecie jako pielgrzym do wiecznej ojczyzny?
prawdaż to, że mnie czeka wieczne błogosławieństwo, lub wieczne przekleństwo?
prawdaż to, że kiedyś, może dziś, może jutro, może za lat kilka zostanę wezwany
na sąd z każdej myśli, z każdego słowa, z każdego czynu? prawdaż to, że ja
muszę, muszę umrzeć? prawdaż jest, co o tym mówią bez ustanku w konfesjonałach,
na kazaniach, co o tym piszą ludzie pobożni, święci? Jest-li to prawda, albo
jest-li to złudzenie, sen? Jeżeli to sen, jeżeli to nieprawda, cóż tu czynię w
kościele? Tracę czas, który mógłbym obrócić na dogadzanie zmysłom. Jeśli to
nieprawda, jeśli to marzenie: po cóż tyle kościołów, tyle ołtarzy, obrazów,
krzyżów, ofiar, nabożeństw, jałmużn, po co tyle kazań, tyle modlitw, tyle
czynności nie mających żadnego związku z dobrem doczesnym?... Jeśli to
wszystko nieprawda – grzeszniku miły! więc zbyt wiele czynisz, przechodząc
jeszcze od czasu do czasu próg kościelny, wzdychając czasami do Boga,
odmawiając pacierze, słuchając mnie teraz.
6. Ale, jeżeli to prawda, prawda niezawodna, tak jak
wierzysz, jak wierzymy wszyscy oparci na słowie Boga! które nie przeminie,
choćby minęły niebiosa i ziemia, ach! naówczas czynisz zbyt mało, owszem nic
jeszcze nie czynisz dla sprawy zbawienia. Więc znowu wszedłszy w siebie,
rozmawiaj z własnym sumieniem. Myśląc tak, jak myślałem dotąd, mówiąc tak, jak
mówiłem, żyjąc tak, jak dotąd żyłem – gdzież zajdę? O czymże myślałem dotąd?
Dotąd starałem się błyszczeć, nabywać i używać; ale dusza? kiedyż pomyślałem
szczerze, poważnie o tej biednej mojej duszy? gdzież chwile spędzone u stóp
krzyża z myślą o mojej wieczności? gdzie chwile spędzone w aktach upokorzenia i
jak najgłębszego żalu u stóp spowiednika? gdzie chwile poświęcone rozważaniu i
nauce tego, co się wiąże z wiecznym moim przeznaczeniem? O Boże! jak się trudno
tego doczekać? Słuchaj! słuchaj drogi bracie, jeżeli ty o tym nie myślisz, ani
[nie] chcesz szczerze pomyśleć – jesteś prawdziwie szalonym. Jeżeli myślisz a
nie wierzysz, jesteś gorszy niż poganin. Jeśli myślisz i wierzysz, a nie
poprawiasz się, jesteś zgubiony; już wyjdź stąd, już nic nie pozostaje dla
ciebie. Albo nie! zostań, o, zostań i posłuchaj mnie jeszcze, bo jeśli twego
serca nie wstrząsnęły do dna te myśli o sprawie zbawienia, sprawie
najważniejszej i najniepewniejszej, to może ją wstrząśnie inna straszna myśl,
to jest myśl, że strata tego zbawienia będzie stratą nie do naprawienia. Ta
myśl może cię uczyni baczniejszym, mądrym, może cię zbawi, może cię świętym
uczyni, bo wszak wszystkiego spodziewać się mogę po Twej łasce, o mój Boże!
III.
1. Myślę, rozważam, rozbieram, zastanawiam się i nie
mogę przecież w żaden sposób znaleźć, czym by się wytłumaczyć mogła ta potworna
spokojność względem sprawy zbawienia. Wierzymy wszyscy, że to jest sprawa
najważniejsza? Wierzymy. Jesteśmy przekonani, że to jest sprawa
najniepewniejsza? Jesteśmy. Cóż więc, spodziewacie się może, że raz ją
straciwszy, znajdziecie dość sposobności na jej odzyskanie?
2. Na czymże ta nadzieja oparta? powiedz każdy:
Masz-li jednę lub kilka dusz? tak, że gdy jednę gubisz, drugą spodziewasz się
zbawić? Nie! Duch Święty zowie tę duszę przez usta Psalmisty: jedynaczką.
Unica mea (11). I jakże
można tak łatwo zbawienie swej jedynej duszy stawiać na niepewne?
3. Pojmuję, że dążąc do jakiej godności, nie wytężasz
w tym dążeniu wszystkich sił duszy i ciała, bo jeśli jej nie osiągniesz, możesz
się pokusić o inną – pojmuję, że po najgorszym niepowodzeniu w interesach
majątkowych nie tracisz jeszcze nadziei, że straciwszy wszystko, jeszcze się
spodziewasz, boć na każdą niemal stratę doczesną są jeszcze środki; ale jeżeli
śmierć zwali cię z nóg i stracisz duszę, jaki na to środek? Duch Święty mówi
przez usta Kościoła: "Nie ma ratunku w piekle – in inferno nulla est
redemptio" (12). O Boże! więcże
już wyczerpane miłosierdzie Twoje, więcże już nie będzie litości? Nie będzie.
Ale widzę tylu idących w krainę wieczności, z łona tego życia przepędzonego
wśród nałogów, jakoby nigdy nie myśleli umierać; jeśli ci stracili swe dusze,
czy ich nie wyratujesz znowu? Nie. Oto łakomiec, lichwiarz niemiłosierny zgubił
się z Judaszem, ratuj go Boże, miej litość nad nim! Nie! nie ma dla niego
ratunku. Oto inny rozpuścił wszystkie wodze swym namiętnościom, a ich siłą
pędził w przepaść potępienia i zginął, niechże mu jeszcze poda dłoń Twe
miłosierdzie: Nie, nie ma ratunku.
4. Ach, synowie człowieczy pókiż ciężkiego
serca (13) wołam z Psalmistą.
Czy wam mało jeszcze na tym, czy się nie obudzicie z tego strasznego snu? Gdyby
wam tej nocy groziło straszne jakie nieszczęście, pożaru, śmierci, straty
drogich osób, straty tego, co posiadacie, czybyście mogli spokojnie zasypiać? A
gdy to nieszczęście nad wszelkie nieszczęścia, jakież trzeba mieć serce, by tak
żyć bez myśli, bez chwytania się wszelkich środków, aby je odwrócić! Gdzie
rozum? Gdzie serce? Gdzie wiara?
Cóż więc czynić? Słuchajcie. Jan św. woła: Już
siekiera do korzenia drzew jest przyłożona (14). Śmierć pędzi o białym dniu równie jak o ciemnej
nocy. Jest tutaj może pomiędzy nami, zmierzyła którego z nas swymi oczyma,
spogląda na was, a może i na mnie! wzniosła do góry ostry i niezawodny swój
topór. Co będzie? Wszelkie drzewo które nie daje owocu dobrego, będzie
wycięte i w ogień wrzucone (14).
Co więc czynić? Jan św. odpowiada: Nic więcej nie czyńcie nad to, co
wam postanowiono (15). Każdy w
swym stanie niech się zachowuje wedle tego, co mu nakazuje prawo Boskie. Nie
wszystkim dano być pustelnikami, ludźmi wielkich umartwień, życia najwyżej
ewangelicznego. Nie wszystkich Bóg powołuje do życia zakonnego. Kogo powołuje,
ten niech idzie, bo za głos powołania zmarnowany, zgnębiony, odpowiadać kiedyś będzie.
A my, którzy się nie czujemy wezwani, co mamy czynić? Wy? od was niewiele
wymagam. Proszę tylko, niech z was każdy przez te kilka dni Adwentu poświęci
tylko pół godziny co wieczór na rozmyślanie w odosobnieniu u stóp Ukrzyżowanego
tych kilku zapytań: Boże mój! Będęż ja zbawiony? Cóż się stanie ze mną? Będęż
ja w liczbie wybranych lub odrzuconych? Co mam czynić, Boże mój, aby się
zbawić? A potem, gdy już pozna wolę Boga, niechże sobie postanowi jak
najprędzej udać się do spowiednika, którego uzna najlepszym dla siebie i niech
mu powie: Ojcze mój, powiedz mi, co mam czynić, aby zbawić duszę moją?
Rozumcież mnie najmilsi! Nie zabrania wam się wcale
prac i zabiegliwości około zwykłych waszych zajęć, waszych interesów, waszych
potrzeb, wszystko to może być godziwe, dobre, uczciwe, nawet zbawiające, ale
pod jednym warunkiem, to jest, abyście zawsze cel przekładali nad środki,
sprawę wieczną nad sprawy doczesne. Czujecie potrzebę ciągłego polepszania
waszych majątków, to dobrze, ale wyżej nad to czujcie potrzebę, konieczność
zbawienia duszy. Musicie się usilnie przykładać do nauk, by z każdym dniem
zwiększać zakres swoich wiadomości. Dobrze. Ale silniej jeszcze nad to
przykładajcie się do sprawy zbawienia. Jesteście zmuszeni pracować sumiennie,
by odpowiedzieć obowiązkom swego urzędu; pracujcie owszem jak najsumienniej,
ale nade wszystko pracujcie dla zbawienia duszy. Dokładacie wszelkich starań,
aby polepszać stan swoich warsztatów, aby każdemu dać odpowiednie zajęcie.
Dobrze, ale najwyższych dokładajcie starań, by zbawić swą duszę.
I właśnie dla tej
najważniejszej sprawy proszę was o te pół godziny, a ku zapaleniu serc waszych
świętym ogniem żalu i dobrych postanowień, zakończę wielkim i pięknym
przykładem, jaki nam daje w tej mierze młody męczennik Dioskor. Porwany i
przywleczony aż do stóp tronu jednego z najokropniejszych tyranów Decjusza i
zapytany przezeń z okropnym gniewem, kto by był, odpowiedział nieustraszony:
"Chrześcijanin jestem i przez to wyznanie chcę zbawić duszę moją".
Kto jest twoim ojcem? zapytał dalej tyran, a młodzieniec odparł z równą odwagą:
Chrześcijanin jestem! Twoja ojczyzna? Chrześcijanin jestem! Miejsce twego
urodzenia? Chrześcijanin jestem! Twoje zatrudnienie? Chrześcijanin jestem! Jak
to – tak odpowiadasz wobec majestatu cesarza Rzymu, pana świata? Każę cię
skrępować i szarpać twe ciało, kawałek po kawałku, każę cię palić na wolnym
ogniu, każę ci żywcem wydrzeć wnętrzności? – A ja to wszystko chętnie wycierpię
dla zbawienia duszy mojej, bo chrześcijaninem jestem. Groźby i katy, i widok
narzędzi najstraszniejszych katusz, wszystko to jedną tylko wydobywało
odpowiedź z świętej piersi młodzieńca: Chrześcijanin jestem! Wszakże to jeszcze
nie koniec; związanego bowiem złożono w miejscu najpowabniejszym dla zmysłów,
wśród kwiatów i upajającej woni, a przed oczyma młodzieńca stanęła zbrodnicza
niewiasta, która spojrzeniem, uśmiechami i słowy starała się uwieść,
zniweczyć, zamordować największą siłę męczennika, to jest: jego niewinność.
Związany, nie widząc innego środka na obronę swojej czystości, ścisnął zębami
swój język, przegryzł i plunął wraz z krwią w twarz piekielnicy bezwstydnej,
wołając jeszcze, choć go już nikt nie rozumiał, tylko Bóg i niebo:
"Chrześcijanin jestem i chcę zbawić duszę moją!".
Oto Chrześcijanin – wy także chrześcijanie, a serca
wasze zapewne płoną już żądzą, aby tego dowieść w obliczu Nieba i ziemi, ku
czemu niechże wam dopomoże łaska Pana Jezusa Chrystusa, któremu z Ojcem i
Duchem Świętym cześć i chwała na wieki wieków. Amen.
Ks.
Zygmunt Golian
–––––––––––
KAZANIA
NIEDZIELNE I ŚWIĄTECZNE Ś. p. Ks.
ZYGMUNTA GOLIANA (ŚW. TEOLOGII DOKTORA,
PRAŁATA DOMOWEGO JEGO ŚW. PAPIEŻA LEONA XIII., RADCY KURII BISKUPIEJ,
MISJONARZA APOSTOLSKIEGO, KANONIKA HONOROWEGO PŁOCKIEGO, PROBOSZCZA, OBYWATELA
I RADCY MIASTA WIELICZKI). Wydanie
pośmiertne staraniem Ks. Zdzisława Bartkiewicza T. J., Tom I. (Z PORTRETEM I ŻYCIORYSEM AUTORA). Kraków 1888, ss. 307-324. (a)
(Pisownię
i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono).
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pozwolenie Władzy Duchownej:
Kazania Ks. Zygmunta Goliana, Dra ś. Teologii,
Proboszcza kościoła parafialnego w Wieliczce, Prałata dom. J. Świątobliwości
itd. – w niniejszym pośmiertnym wydaniu drogocenna pamiątka jego niestrudzonej
działalności kaznodziejskiej – są nacechowane gorącością ducha Bożego,
zadziwiającą znajomością Pisma św. i Ojców Kościoła, Pisma św. tłumaczów,
głęboką nauką, talentem inteligencji i wymowy niezrównanym, znajomością serc
ludzkich, zwłaszcza Szkice Kazań, które będąc świetnym owocem medytacji
świątobliwego kapłana przedstawiają treściwy homiletyczny wykład ś. Ewangelii,
pełen żarliwej i bystrej wiary a gorącej miłości Boga i Kościoła, a jako takie
mogą posłużyć kapłanom za materiał bogaty do kazań będących na czasie i za
przedmiot wielce pouczających prywatnych medytacji. Z tych przyczyn zasługują
one na jak najobszerniejsze rozpowszechnienie.
Kraków dnia 28 Kwietnia 1888 r.
X. Ludwik Bober,
Cenzor ksiąg treści religijnej.
L. 1750.
WOLNO DRUKOWAĆ.
Kraków dnia 30 Kwietnia 1888 r.
W zastępstwie
X. Scipio V. G.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przypisy:
(1)
Drukowane w 1858, powtórnie w 1887 r.
(2) Ps.
CXVIII, 81, 123.
(3) Ps. L, 14.
(4) Mt. XVI, 26.
(5) Mądr. V, 4, 8.
(6) 2 Tym. II, 10.
(7) Jan III, 16.
(8) 1 Kor. IV, 4.
(9)
Ps. XXXIX, 13.
(10)
Obj. XXI,
8.
(11) Ps. XXI, 21.
(12) 1 Resp. III Noct. in Off.
Def.
(13) Ps. IV, 3.
(14) Mt. III, 10,
(15) Łk. III,
13.
(a) Por. Ks.
Zygmunt Golian (b), 1) O dobrym wyrozumieniu chłosty Bożej i o zbawiennym z niej
korzystaniu.
(b) Zob. Bp Michał Nowodworski, Ś. p. Ksiądz Zygmunt Golian.
Za: http://ultramontes.pl/Golian_4.htm