STRONA INTERNETOWA POWSTAŁA W CELU PROPAGOWANIA MATERIAŁÓW DOTYCZĄCYCH INTEGRALNEJ WIARY KATOLICKIEJ POD DUCHOWĄ OPIEKĄ św. Ignacego, św. Dominika oraz św. Franciszka

Cytaty na nasze czasy:

"Człowiek jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją. Inne zaś rzeczy na obliczu ziemi są stworzone dla człowieka i aby mu pomagały do osiągnięcia celu, dla którego jest on stworzony"

Św. Ignacy Loyola


"Papa materialiter tantum, sed non formaliter" (Papież tylko materialnie, lecz nie formalnie)

J.E. ks. bp Guerard des Lauriers



"Papież posiada asystencję Ducha Świętego przy ogłaszaniu dogmatów i zasad moralnych oraz ustalaniu norm liturgicznych oraz zasad karności duszpasterskiej. Dlatego, że jest nie do pomyślenia, aby Chrystus mógł głosić te błędy lub ustalać takie grzeszne normy dyscyplinarne, to tak samo jest także nie do pomyślenia, by asystencja, jaką przez Ducha Świętego otacza On Kościół mogła zezwolić na dokonywanie podobnych rzeczy. A zatem fakt, iż papieże Vaticanum II dopuścili się takich postępków jest pewnym znakiem, że nie posiadają oni autorytetu władzy Chrystusa. Nauki Vaticanum II, jak też mające w nim źródło reformy, są sprzeczne z Wiarą i zgubne dla naszego zbawienia wiecznego. A ponieważ Kościół jest zarówno wolny od błędu jak i nieomylny, to nie może dawać wiernym doktryn, praw, liturgii i dyscypliny sprzecznych z Wiarą i zgubnych dla naszego wiecznego zbawienia. A zatem musimy dojść do wniosku, że zarówno ten sobór jak i jego reformy nie pochodzą od Kościoła, tj. od Ducha Świętego, ale są wynikiem złowrogiej infiltracji, jaka dotknęła Kościół. Z powyższego wynika, że ci, którzy zwołali ten nieszczęsny sobór i promulgowali te złe reformy nie wprowadzili ich na mocy władzy Kościoła, za którą stoi autorytet władzy Chrystusa. Z tego słusznie wnioskujemy, że ich roszczenia do posiadania tej władzy są bezpodstawne, bez względu na wszelkie stwarzane pozory, a nawet pomimo pozornie ważnego wyboru na urząd papieski."

J.E. ks. bp Donald J. Sanborn

niedziela, 19 lipca 2015

Żywot świętego Wincentego z Pauli, założyciela zakonu


 
   Odszczepieństwo Kalwina pociągnęło za sobą jak najopłakańsze skutki we Francji: krew lała się strumieniami, kraj podzielony na wrogie stronnictwa tonął w niewysłowionej nędzy. W tym to czasie Wincenty (żył około roku Pańskiego 1660), syn ubogiego wieśniaka, urodzony w roku 1576, pasał w południowej Francji trzódkę ojca. W pobliżu pastwiska stała stara kaplica Matki Boskiej; w niej klękało młode pacholę i zatapiało się w modlitwie, śpiewało pieśni pobożne i wiło wieńce na cześć Królowej Niebios. Pomimo nadzwyczajnego ubóstwa, ze względu na jego niezwykłe zdolności, rodzice oddali go do szkół. Ukończywszy je z odznaczeniem, wstąpił Wincenty do stanu duchownego i został wyświęcony na kapłana w roku 1600. Odtąd poddawała Opatrzność Boża młodego lewitę różnym próbom i doświadczeniom.
Gdy pewnego razu Wincenty jechał w sprawie rodzinnej do Marsylii, rozbójnicy morscy napadli statek w drodze i zabrali go z sobą do Tunisu w Afryce. Tam sprzedano młodego księdza pewnemu renegatowi francuskiemu, który przyjął był wiarę mahometańską. Ten kazał go okuć w kajdany, odstawił na swój folwark i uczynił go prostym parobkiem i robotnikiem. Wincenty znosił ciężkie jarzmo z cierpliwością i zdaniem się na wolę Bożą, pocieszając towarzyszów niewoli opowiadaniem budujących ustępów z życia Zbawiciela i śpiewaniem pobożnych pieśni.

Po niejakim czasie przybyła Zelma, żona właściciela folwarku, a usłyszawszy śpiew i widząc wszystko w jak najlepszym porządku, zapytała: "Kto tu jest zawiadowcą?". Odpowiedziano jej: "Odkąd tu przybył chrześcijanin Wincenty, który tak pięknie śpiewa, wszystko idzie jak najlepiej". Zelma, przywoławszy Wincentego, kazała mu zanucić jakąś pieśń i wysłuchała jej z głębokim rozrzewnieniem. Młody kapłan skłonił ją potem do tego, że namówiła męża, aby wraz z Wincentym potajemnie uciekli do Francji i tam resztę życia poświęcili Zbawicielowi. Kiedy przybyli do Francji, odstępca i jego żona wrócili na łono Kościoła, a Wincenty udał się do Paryża, gdzie otrzymał miejsce nauczyciela w domu hrabiego Gondy. Hrabina powierzyła Wincentemu swych trzech synów następującymi słowy: "Pragnę, by dzieci moje były raczej świętymi w Niebie, aniżeli wielkimi panami na ziemi".
Hrabia Gondy posiadał ogromne dobra, ale włościanie pogrążeni byli w grubej nieznajomości prawd wiary świętej, niemoralności i opłakanej nędzy. Ubolewając nad ich poniżeniem, Wincenty poświęcił wszystek czas wolny głoszeniu kazań i nauk. W misji tej nikt mu nie pomagał, sam jeden pracował od rana do nocy, a Pan Bóg błogosławił zabiegom i pracom jego.
Gdy młodzi hrabicze poszli na uniwersytet, Wincenty przyjął na prośbę kardynała Berullego probostwo w Chatillon i ożywił parafian nowym duchem, ale nie zagrzał tam miejsca, gdyż hrabina Gondy nie dała mu spokoju, dopóki nie wrócił do Paryża i nie założył kongregacji Łazarzystów, którzy mieli odbywać misje dla niższych warstw ludu. Kongregacja ta zatwierdzona została przez papieża Urbana XIII i rozwinęła nader błogą działalność w trzech częściach świata.
Hrabia Gondy zawiódł Wincentego do podziemnych, ponurych, przesyconych wilgocią cel więziennych, w których przebywali złoczyńcy przed odstawieniem na galery, w zwierzęcym zdziczeniu i bluźnierczych wyrzekaniach na ludzi i Boga. Z zakrwawionym sercem starał się Wincenty przynieść im nieco ulgi w twardym ich losie, wyjednać pozwolenie zamieszkania w osobnym budynku, pogodzić ich za pomocą sakramentu Pokuty i Ciała Pańskiego z Bogiem i ich smutnym położeniem. Niezadługo doszła pogłoska o jego zasługach i pracach do uszu króla Ludwika XIII, który mianował Wincentego swym jałmużnikiem i duchownym opiekunem wszystkich galerników we Francji.
Za pierwszy swój obowiązek na tym urzędzie uważał Wincenty udać się do Marsylii w celu odwiedzenia galerników, ale jakże się przeraził, gdy ujrzał raczej szatanów niż ludzi! Każda wzmianka o Bogu i religii wprawiała ich we wściekłość. Jednego z rozpaczających ocalił tym sposobem, że za zezwoleniem dozorcy zdjął z niego kajdany i przywdziawszy je ofiarował się pracować za niego dopóty, póki się czas jego kary nie skończy. Hrabia Gondy, dziwiąc się, że Wincenty nie wraca, przybył do Marsylii i zdumiony ujrzał go między galernikami. Nie zwlekając, kazał mu zdjąć kajdany i przywiózł go z triumfem do Paryża. Tu założył Wincenty zakon "Sióstr Miłosierdzia", znanych u nas pod nazwą "Szarytek", i nadał im regułę bez ślubów obowiązujących na cały przeciąg żywota, oświadczając zarazem, że "klasztorem ich mają być ulice miejskie i szpitale ubogich i chorych, klauzurą bojaźń Boża, a zasłoną skromność i wstydliwość".
Drugim dziełem jego miłosierdzia był wielki dom podrzutków, utrzymywany przez dobroczynne panie, w którym przeszło 10 tysięcy sierot doznaje po dziś dzień dobrodziejstw utrzymania i wychowania. Założył też kilka domów dla księży, zjeżdżających się na ćwiczenia duchowne, klasztor Magdalenek dla podupadłych moralnie niewiast, zakład dla źle wychowanych chłopców, instytut dla obłąkanych, stowarzyszenie "Dziewic Krzyża świętego", mające na celu wychowanie religijne dziewcząt i uczenie ich robót kobiecych; stowarzyszenie "Córek Opatrzności" dla dziewcząt znajdujących się w niebezpiecznym położeniu i potrzebujących pomocy, ogromny szpital w Paryżu, a w Burgundii "Stowarzyszenie rozkrzewiania wiary". Dla łagodzenia spustoszeń zrządzonych przez wojnę i nędzę głodową, wydał przez lat dwadzieścia około czternaście milionów złotych.

Mimo tak olbrzymich prac, starań, trosk i zachodów, znalazł jeszcze tyle czasu, aby być spowiednikiem najznamienitszych rodzin w Paryżu, doradcą książąt i biskupów, kierownikiem ćwiczeń duchownych, szermierzem Kościoła przeciw obłędom kalwinizmu i "radcą stanu w sprawach duchownych". Z wszystkimi nieomal wielkimi mężami świata chrześcijańskiego utrzymywał korespondencję piśmienną i z polecenia świętego Franciszka Salezego miał nadzór nad zakonem "Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny" we Francji. Nie podobna pojąć, jak jeden człowiek mógł podołać takiemu nawałowi pracy i jeszcze znaleźć tyle czasu, aby poświęcać kilka godzin modlitwie i rozpamiętywaniu.
Kto odgadnie, jakim cudem zdołał przeciągnąć dni żywota swego aż do 85 lat, zwłaszcza że zdrowie jego już w Afryce mocno ucierpiało, że wiele nocy strawił bezsennie, że miał otwarte rany na nogach, że cierpiał przez długie lata na powtarzającą się febrę i że w końcu mógł chodzić już tylko o krokwiach? Gdy pewnego razu jeden z braci misjonarzy zwracał mu uwagę na zbliżającą się śmierć, rzekł z uśmiechem: "Miły bracie, od lat osiemnastu sposobię się codziennie na śmierć!"
Anioł śmierci zgasił tę wielką pochodnię Kościoła świętego dnia 27 września 1660 roku. Cały Paryż towarzyszył świętym zwłokom jego do kościoła świętego Łazarza. Przepełnione miłością bliźniego serce Wincentego umieszczono w srebrnej puszce, a papież Klemens XII zaliczył go w roku 1737 w poczet Świętych.

Nauka moralna

Święty Wincenty z Pauli zasłużył sobie na cześć i uwielbienie nie tylko Francji, ale całego świata chrześcijańskiego przez to, że zaprowadził misje dla pospolitego ludu, założył kongregację Łazarzystów i tym sposobem wywarł niesłychanie zbawienny wpływ na religijne usposobienie i pożycie towarzyskie niższych warstw swego kraju.
Niejeden z Was, mili Czytelnicy, słyszał już rozmaite zdania i sądy o misjach, niejeden może nawet i powątpiewał, czy owe misje rzeczywiście są zbawienne i pożyteczne, jak twierdzą duchowni, a kto wie, czy ten i ów spomiędzy Was nie uważa ich wprost za szkodliwe? Twierdzą to zwłaszcza ci, którzy chcą uchodzić za oświeconych. Rozważmy przeto, co winien uczynić katolik w czasie misji:
1) Każdy prawy katolik porzuca w czasie misji (trwającej zwykle 4 do 8 dni) na czas krótki swe zajęcia i troski codzienne, nie mówi z nikim o sprawach doczesnych i ziemskich, ma na uwięzi swe oczy, uszy, język, a nawet podniebienie, stroni od rozrywek i zatapia się sam w sobie. Takie stronienie od świata i zatopienie się w samym sobie jest niezbędne konieczne, aby się przekonać, w jakim zostajemy stosunku do Boga i wobec Boga, i czyśmy czyści do tyla, abyśmy mogli spokojnie stanąć przed trybunałem Jego. Czyż jest w tym coś nadzwyczajnego, jeśli duszy poświęcimy kilka dni, gdyśmy miesiące i lata całe poświęcali ciału?
2) Katolik tak usposobiony, wysłuchawszy kazania, rozważa je pilnie i w samotności pyta sam siebie, jak zachowywał dotychczas przykazania Boskie i kościelne, a wszedłszy w siebie, przekona się, jak ich powinien przestrzegać, i jak unikać przeszkód, sposobności i nawyknień, aby się stać godnym zaszczytnego miana ucznia Chrystusowego. Wszakże to już był obiecał przy chrzcie świętym, a gdyby miał jeszcze mieć jakieś wątpliwości, toć mu je z chęcią usunie spowiednik misyjny. Niech więc pilnie rozważy ślub i obietnice na chrzcie dane Panu Bogu, gdyż dla wiernych przysposobił Bóg Niebo, dla wiarołomnych piekło.
3) Katolik biorący udział w misji, oddaje się modlitwie w samotności ze szczerym przejęciem i gorącym nabożeństwem, czuje głęboki żal za popełnione grzechy, błaga o łaskę wytrwałości w dobrym. Przyjmuje on Sakrament Ciała i Krwi Pańskiej ze szczerą skruchą i nabożeństwem, zyskuje odpust zupełny, jakim darzy Kościół święty wszystkich uczestników misji. Czyż więc nie dobrze czyni, jeśli się modli, komunikuje i zyskuje odpuszczenie wszystkich kar doczesnych? I my możemy rok rocznie odbyć taką misję sami dla siebie. Prośmy tylko swego spowiednika albo duszpasterza o to, aby nas nauczył, w jaki sposób to uskutecznić, a św. Wincentego o to, aby się za nami wstawił do Boga.

Modlitwa

Boże, któryś dla głoszenia słowa Bożego między ubogimi, jako też łatwiejszego uświęcenia stanu duchownego, obdarzył świętego Wincentego apostolską gorliwością, spraw łaskawie, prosimy, abyśmy cześć oddając jego świętym zasługom, z przykładu cnót jego potrzebną dla siebie brali naukę. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi, po wszystkie wieki wieków. Amen.

Św. Wincenty z Pauli
Urodzony dla świata 1576 roku,
Przyjął sakrament kapłaństwa 1600 roku,
Urodzony dla nieba 27.09.1660 roku,
Kanonizowany 1737 roku,
Wspomnienie 19 lipca


Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku - Katowice/Mikołów 1937 r.