W trzecim numerze "Fortes in
Fide" poruszyłem kwestię ewentualności modernistycznego papieża. Dzisiaj
zamierzam wykazać, że ta możliwość niestety stała się rzeczywistością. W
gruncie rzeczy, tylko modernistyczna koncepcja wiary może wyjaśnić
nieprawowierne wypowiedzi i zachowania Jana Pawła II.
Czytelnik pamięta moje uwagi o wielkiej
"wyprzedaży" towarzyszącej aggiornamento ("uwspółcześnieniu") zainaugurowanemu przez Vaticanum II, która
powinna była wzbudzić czujność u katolików. W rzeczywistości, jak dalej podkreślałem,
nie kaprys ani zamiłowanie do nowości, lecz konieczność zainicjowała te zmiany.
Myślący katolicy nie mogą mieć co do tego wątpliwości. Jeśli przywódcy posoborowego
kościoła pozbyli się wszystkich liturgicznych przedmiotów oraz wszystkich
katechetycznych podręczników używanych w Kościele do tej pory, to stało się tak
dlatego, iż owe rzeczy nie pasują do nowego nauczania i aktualnych form kultu zaprowadzonych
w rezultacie nowej orientacji. Nie było sensu się nimi krępować.
Już sam ten fakt wykazuje, że kościół Vaticanum
II nie jest Kościołem Jezusa Chrystusa, gdyż ani jego nauczanie, ani jego forma
kultu nie są tożsame z tymi, które zostały ustanowione przez prawdziwy Kościół i
przechowane od chwili jego powstania.
Jak wyjaśnić tę "nową
orientację"? Modliłem się, poszukiwałem i Bóg udzielił mi łaski poznania,
iż zadowalające wytłumaczenie znajduje się w modernistycznych koncepcjach
wiary, jakie przyjęli "papieże" tej soborowej odnowy. Bardzo trafnie
wyjaśnia to wszystkie innowacje Vaticanum II i nade wszystko heretycki
ekumenizm Jana Pawła II oraz jego "szczególną nadzieję zbawienia tych,
którzy nie należą do widzialnego organizmu Kościoła".
MODERNIZM, O KTÓRYM MOWA
Według nauczania Kościoła katolickiego, Objawienie
zostało udzielone człowiekowi przez Boga w sposób zewnętrzny. To od Niego otrzymaliśmy
prawdy, w które wierzymy. Te prawdy są niezmienne. Sam Bóg nie może ich ani
zmienić, ani im zaprzeczyć. W Przysiędze antymodernistycznej kapłan
ślubuje: "naukę wiary od Apostołów przez prawowiernych Ojców w tym
samym zawsze rozumieniu i pojęciu nam przekazaną, szczerze przyjmuję"
(Denz. 2145).
Modernizm, który tu rozważamy,
przeciwstawia się katolickiej doktrynie. Jest to właśnie ten modernizm, który
Kościół potępił, doktrynalny ruch, który pod pretekstem zmodernizowania
obiektywnych fundamentów wiary katolickiej, wszystko podkopuje.
Jest to doprawdy bardzo złożona herezja.
"Każdy z modernistów", jak stwierdza Papież, święty Pius X, "przedstawia
niejako i łączy w sobie wiele osób, a mianowicie: i filozofa, i wierzącego, i
teologa, i historyka, krytyka i reformatora". Chcąc scharakteryzować ten ruch
w jednym zdaniu, opisał go jako "syntezę wszystkich herezji" (1).
Oto, jak Ojciec Calmel OP opisuje
zwolenników tego systemu: "Modernisty nie da się nigdy w dostateczny
sposób zdemaskować. Jest apostatą i zarazem dwulicowym zdrajcą" (2).
A zatem nie powinniśmy oczekiwać, że w
pismach takich osób znajdziemy otwarte odrzucenie katolickich dogmatów (3). "Modernistów
najprzebieglejszy manewr polega na tym, że nie przedstawiają swych doktryn
ujętych w pewien porządek i zebranych w pewną całość, lecz jakoby rozproszone i
oddzielone jedne od drugich, ażeby uchodzić za chwiejnych i niejako niestałych,
gdy tymczasem są pewni i stanowczy" (encyklika Pascendi, nr 4).
Dlatego wiarę modernisty można rozpoznać poprzez jego styl wypowiedzi i sposób
zachowania.
Spróbuję zdemaskować modernistyczną mentalność
Jana Pawła II, analizując jego rozumienie teologicznej wiary i pogląd na
zbawienie niekatolików.
Dla jasności omówię naukę katolicką, jak
również modernistyczne poglądy na kwestię teologicznej wiary i potrzebę przynależności
do Kościoła jako jedynego środka zbawienia. Następnie przejdę do wypowiedzi i
działań Jana Pawła II odnoszących się do tych dwóch kwestii. Czytelnik będzie
mógł wtedy sam rozstrzygnąć, czy wiara tego "papieża" jest katolicka, czy
modernistyczna.
PRZYPOMNIENIE KATOLICKICH ZASAD
I. WIARA
1. Katolickie nauczanie
Oto definicja podana przez Pierwszy Sobór
Watykański: "Kościół katolicki wyznaje, iż wiara ta, która jest «początkiem
ludzkiego zbawienia», jest cnotą nadprzyrodzoną, przez którą, za natchnieniem i
pomocą łaski Bożej, wierzymy w prawdziwość rzeczy objawionych (4) przez Boga, nie
dla ich prawdziwości wewnętrznej, poznanej naturalnym światłem rozumu, lecz z
powodu autorytetu samego Boga objawiającego, który się nie myli ani nikogo
mylić nie może (5)" (Konstytucja dogmatyczna o wierze
katolickiej, rozdział 3. Denz. 1789).
Słowo Boże przychodzi do nas przez
pośredników. Jaki autorytet gwarantuje człowiekowi wierzącemu autentyczność głoszonego
słowa i jego prawdziwość? Jest nim autorytet tych, których Sam Bóg wybrał i
wyznaczył w tym celu. Stanowią oni Magisterium, to znaczy Kościół, który jest
nieomylny w swojej funkcji nauczania. Dlatego nazywany jest najbliższą
regułą wiary.
Wiara jest cnotą, to znaczy "sprawnością
(usposobieniem, dążnością) doskonalącą człowieka do dobrego działania" (św.
Tomasz z Akwinu, Summa teologiczna, I-II, Q. 58, art. 3).
Jest to cnota wlana w nadprzyrodzony
sposób. Ponieważ przez Chrzest człowiek staje się rzeczywiście
"uczestnikiem Boskiej natury" (II list św. Piotra I, 4), jego życie
jest odtąd życiem nadprzyrodzonym. Naturalne cnoty nie są wystarczające do
tego, aby żył życiem dziecka Bożego; konieczne jest, aby łaska podźwignęła władze
człowieka, po to, by czyny, które są ich rezultatem, były dostosowane do
nadprzyrodzonych celów, które są odtąd jego celami. "Oczywiste jest",
mówi św. Tomasz, "że cnoty właściwe człowiekowi, jako mieszkańcowi
niebiańskiego miasta, nie mogą być przez niego nabyte jako skutek wyłącznie
jego własnych czynów, lecz są mu wlane z Boskiej hojności".
Tę cnotę nazywa się teologiczną, ponieważ,
z jednej strony, "jest Boska i tylko Bóg może jej udzielić", a z
drugiej, ponieważ "ma Boga za swój bezpośredni przedmiot", Boga, jako
że jest On naszym nadprzyrodzonym celem i utwierdza tego, kto ją posiada w
świętej zażyłości z Bogiem (I-II, Q. 62, a. 1). Używając porównania naszego
Pana, można powiedzieć, że cnota ta "wszczepia" (Jan. XV, 1-6) wierzącego
w Chrystusa, "gdyż w Nim mieszka cała pełność Bóstwa cieleśnie" (Kol.
II, 9), a przez Niego, w Trójcę Przenajświętszą (6).
Celem tej cnoty, jak widzieliśmy powyżej, jest
umożliwienie osobie, która ją posiada, uznawania za prawdziwe i pewne
wszystkiego, co jest jej przedkładane przez Kościół przemawiający w imieniu Boga
(7).
Akt wiary jest następnie aktem rozumu, ponieważ to za pomocą tej władzy
człowiek wierzy, to za pomocą intelektu przywiera on do tego, co zostało objawione.
Ale wewnętrzna prawda tajemnic, w które on wierzy, staje się oczywistą dla
rozumu dopiero wtedy, gdy przylgnie do nich swą wolą. Stąd mamy definicję św.
Tomasza: "«wierzyć» jest aktem rozumu, przekonanego o prawdzie Bożej z
nakazu woli, poruszonej łaską przez Boga" (II-II, Q. 2, a. 9). Dlatego
mówi się, że rozum człowieka wierzącego jest "pojmany": "i w
niewolę podbijamy wszelki rozum pod posłuszeństwo Chrystusowe" (II Kor. X,
5).
Warto, aby czytelnik zwrócił uwagę na to –
i miał to na uwadze, gdy omawiamy naturę modernistycznej wiary – że według
katolickiej nauki, akt wiary, nadprzyrodzony w swych źródłach i celu (to
Bóg obdarza nas tym, że w Niego wierzymy) i w jego praktykowaniu (człowiek
wierzący może wierzyć tylko z pomocą łaski) jest aktem rozumu. To z
pomocą tej władzy, wierny przylega do prawdy, która zostaje mu przedstawiona z
zewnątrz. Św. Paweł potwierdza to, tak samo jak wszyscy prorocy: Ergo fides
ex auditu. "Wiara więc ze słuchania, słuchanie zaś przez słowo
Chrystusowe" (Rzym. X, 17).
2. Jaka jest modernistyczna koncepcja wiary?
A. Modernista jako filozof
Jak to Papież święty Pius X przypomniał na
początku swej encykliki Pascendi: "moderniści upatrują całą
podstawę filozofii religijnej w tej doktrynie, którą zwą agnostycyzmem",
który głosi, że wszystko, co nie jest obiektem doświadczenia, jest niepoznawalne
i wskutek tego "rozum ludzki... nie jest mocen podnieść się do Boga, ani
poznać Jego istnienia, nawet za pomocą rzeczy widzialnych" (nr 6).
Można sobie zadać pytanie, jak to możliwe, by
ludzie wyznający takie zasady mogli się zwać "wierzącymi". Papież
wyjaśnia.
W tej mierze, w jakiej są filozofami, moderniści
odrzucają a priori całe objawienie pochodzące z zewnątrz. Gdy studiują
religię, widzą ją jako fakt, który niejako sam się im narzuca i z tej przyczyny
wymaga wyjaśnienia. Będący agnostykami, w celu wyjaśnienia źródła "zmysłu
religijnego", odpowiedzi poszukują nie w zewnętrznym objawieniu i nie w
teologii naturalnej, lecz w ludzkiej podświadomości. "Toteż, skoro przedmiotem
religii jest Bóg, wypada więc wnioskować, że wiara, która jest początkiem i
podstawą wszelkiej religii, powinna spoczywać w pewnym uczuciu wewnętrznym,
które znów, ze swej strony, powstaje z pewnej potrzeby tego, co boskie"
(nr 7), którą każdy człowiek nosi w sobie.
"W takim uczuciu upatrują
moderniści nie tylko wiarę, ale twierdzą, że z wiarą, jak oni ją pojmują, łączy
się, że w niej się mieści objawienie" (nr 8). I z tego moderniści
wyciągają najważniejszy dla ich systemu wniosek: "Stąd, wedle nich, prawo,
jakoby samoświadomość religijna okazywała się być zasadą ogólną, całkowicie
na równi będącą z objawieniem" (nr 8). Zapamiętajmy ten pierwszy fakt,
który rzuca sporo światła na problem, który podjęliśmy: dla modernisty,
wiara wywodzi się z "religijnej samoświadomości" człowieka.
Według nich, "uczucie religijne,
które w sposób powyższy wytryskuje z ciemnych głębin podświadomości
przez immanencję życiową, jest zarodkiem każdej religii, jako też gruntem
tego wszystkiego, cokolwiek było lub będzie w religii. To uczucie, z początku
niewyraźne i bezkształtne, powoli rozwinęło się pod wpływem onej tajemniczej
przyczyny, od której ma początek, i równocześnie z postępem życia ludzkiego, którego,
jak powiedziano, przedstawia niejako formę. Tak powstały wszystkie religie,
nawet nadprzyrodzona: są one, mianowicie, prostym wypływem onego uczucia
religijnego. Niech się nikt nie spodziewa, żeby dla religii katolickiej miał tu
być wyjątek; stawia się ją na równi ze wszystkimi innymi. Jej kolebką była
samoświadomość Chrystusa, męża o najbardziej wybranym charakterze, któremu nie
było i nie będzie nigdy równego: tu się ona zrodziła, nie z żadnej innej
podstawy, lecz jedynie z immanencji życiowej" (nr 10).
Jak czytelnik mógł zauważyć, według
modernisty rozum nie odgrywa żadnej roli w wierze człowieka.
Jednakże ta władza ma udział w "akcie wiary". Oto, w jaki sposób:
"W onym uczuciu, powiadają – o którym
już wielokrotnie wspominaliśmy – dlatego właśnie, że jest to uczucie, a nie
poznanie, Bóg wprawdzie staje przed człowiekiem; jednakże w tak
nieokreślonej postaci, że w rzeczywistości wcale, albo przynajmniej bardzo mało
odróżnia się od samego człowieka. Konieczne jest przeto, aby to uczucie zostało
opromienione pewnym światłem, iżby Bóg wystąpił wyraźniej, a mianowicie w
pewnej odrębności od podmiotu. Tu leży zadanie rozumu, zdolności myślenia i
analizowania, którymi człowiek się posługuje, ażeby wyłożyć naprzód w
zrozumiałych wyobrażeniach, a następnie w wyrażeniu słownym te zjawiska
życiowe, których sam jest widownią. Stąd utarte wyrażenie modernistów: człowiek
musi przemyśleć swą wiarę" (nr 11).
Formuły dogmatyczne, które wyrażają wiarę,
są dla nich zaledwie "symbolami", a dla wierzącego są "jedynie
narzędziami", "nie mogą zawierać bezwzględnej prawdy" (nr 12).
Co gorsza, w tym systemie "absolut, posiada wielorakie objawy, pod którymi
nam się kolejno przedstawia. Podobnie i wierzący może się znajdować w podobnych
warunkach i okolicznościach pod tym względem. Wskutek tego formy, które zwiemy
dogmatami, podlegają wahaniom – a co za tym idzie i zmienności" (nr 12).
B. Modernista jako człowiek wierzący
Chociaż modernistyczny filozof
"przyznaje rzeczywistość bóstwa jako przedmiot wiary, tej rzeczywistości
dopatruje się jedynie w duszy wierzącego człowieka, o ile ona przedmiotem jest
uczucia i rozpoznania i stąd poza sferę zjawisk nie wykracza; czy ona
(rzeczywistość bóstwa) poza uczuciem i rozpoznaniem istnieje, pomija filozof i
nie troszczy się o to. Modernista wierzący natomiast uważa rzeczywiste i
prawdziwe istnienie bóstwa w sobie, a niezależne zupełnie od człowieka
wierzącego, za rzecz pewną. Na pytanie: na czymże tedy ta pewność wierzącego
człowieka polega, odpowiadają: na osobistym człowieka każdego doświadczeniu...
Rzecz bowiem w następujący wyjaśniają sposób: w uczuciu religijnym upatrywać
należy pewną serca intuicję; za jej pomocą zbliża się człowiek bezpośrednio do rzeczywistości
Boga i taką o istnieniu Boga i działalności Jego w człowieku i poza człowiekiem
czerpie pewność, że ona wszelką naukową pewność znacznie przewyższa... A zatem
uzyskanie tegoż doświadczenia prowadzi do właściwej, a prawdziwej wiary"
(nr 14).
3. Modernistyczna i katolicka koncepcja wiary są
diametralnie przeciwstawne wobec siebie
Według doktryny katolickiej, wiara jest cnotą, z pomocą której człowiek wierzący
przylega do prawdy, która została mu objawiona. Prawda ta przychodzi do
niego z zewnątrz. To z pomocą swojego rozumu postrzega ją i
jednocześnie uświadamia sobie powody czyniące ją wiarygodną, które to można
streścić w powiedzeniu: prawdy zostały objawione przez Boga, który nie może
oszukać ani być oszukanym; nie tylko jest rzeczą rozsądną wierzyć w nie, lecz
także mamy obowiązek w nie wierzyć. Wówczas, z pomocą łaski Bożej, interweniuje
wola i przynagla rozum do przyjęcia tego objawienia, którego
wewnętrznej prawdy jeszcze nie potrafi dostrzec. Powodem, dla którego wierny
katolik wierzy, jest to, iż Bóg jest Prawdą. Kiedy On do nas przemawia, to z
naszej strony rozsądnym jest Mu uwierzyć.
Według katolickiej nauki, rozumienie wiary podlega pewnemu rozwojowi. Polega to
na postrzeganiu, że obiektywna prawda, do której on przylgnął, staje się coraz
jaśniejsza dla pojmowania człowieka wierzącego. Jest to odkrywanie aspektów
prawdy dotychczas przed nim ukrytych. Jest postrzeganiem czegoś, co w niej
jest, czego nie zauważał, ponieważ niewystarczająco zwracał na to uwagę. Jest
to taki rodzaj wzrastania, w którym nowe postrzeganie w żaden sposób nie
unieważnia tego, co było wcześniej; wręcz przeciwnie, stawia treść wiary w nowym
świetle i pozwala, aby była postrzegana jeszcze doskonalej. Ten rodzaj
rozwoju dogmatu jest jak "odsłanianie" prawdy, w którą już się
wierzy, jednorodny postęp wiary, zawsze rozumianej eodem
sensu eademque semper sententia, "w tym samym zawsze rozumieniu i pojęciu"
nadawanym jej przez prawowiernych Ojców (Denz. 2145).
W modernistycznym systemie wiara jest uczuciem wypływającym z podświadomości człowieka
wierzącego. W akcie wiary rozumowi człowieka wierzącego nic nie zostaje
zaproponowane z zewnątrz. Funkcja rozumu sprowadza się tylko do przełożenia
tego uczucia na "proste i zwykłe twierdzenie; następnie zaś, przy pomocy
refleksji i zastanawiania się, czyli, jak mówią, wypracowując myśl, wykłada on
formę początkową w zdaniu drugorzędnym, pochodnym wprawdzie od onego
pierwotnego prostego, lecz już bardziej określonym i wyraźniejszym" (nr 11).
Lecz jest ono zawsze zależne od osobistego usposobienia człowieka wierzącego i
środowiska, w którym żyje. Im bardziej to wewnętrzne doznanie jest
odczuwane, tym większa jest jego wiara. I choć ta wiara nie odwołuje się do
niczego zewnętrznego, modernista-filozof – w tej mierze, w jakiej jest
człowiekiem wierzącym – posiada pewność co do samego istnienia Boga. Pewność
ta ma swe źródło w jego osobistym doświadczeniu. Może zupełnie szczerze twierdzić,
że "Bóg istnieje i ja Go spotkałem". Wierzący modernista nie
musi udowadniać obiektywnej prawdy swej wiary. Tym, co w modernistycznym
systemie ma najbardziej doniosłe znaczenie, nie jest prawda wiary, lecz
szczerość człowieka wierzącego.
Co do postępu w wierze, to moderniści nie
rozumieją tego w katolickim znaczeniu. Dla nich "przedmiot owego uczucia
religijnego, którego treścią jest absolut, posiada wielorakie objawy, pod
którymi nam się kolejno przedstawia. Podobnie i wierzący może się znajdować w
podobnych warunkach i okolicznościach pod tym względem. Wskutek tego formy,
które zwiemy dogmatami, podlegają wahaniom – a co za tym idzie i zmienności. W
ten sposób droga otwarta do wewnętrznej ewolucji dogmatu" (nr 12).
Koncepcja, że dogmatyczne formuły z
konieczności ewoluują, pozwala wysunąć pomysł, że formuły te powinny dostosować
się do czasów, miejsc i różnych kultur; umożliwia nam też zrozumienie informacji
opublikowanej przez "La Croix" z 9 sierpnia 1989 roku, pod tytułem Pain
et vin nouveaux (Nowy Chleb i Wino): "Specjalne zezwolenie na użycie ad
experimentum hostii z mąki manioku oraz wina z kukurydzy na terenie
Afryki (w Zairze)". Bruno Chenu, dziennikarz odpowiedzialny za rozpowszechnienie
tej wiadomości, zadbał również o to, by w tym samym artykule zauważyć, iż Jan
Paweł II po powrocie ze swojej czwartej podróży do Afryki (wrzesień 1988)
cieszył się, widząc wzrost autonomii Kościołów, zwłaszcza w
kwestii liturgicznej. Przytoczył następnie wypowiedź Jana Pawła II: "Oto,
jak człowiek pragnie zbliżyć się do ołtarza z całą swą osobowością, z duszą i
ciałem, aby przyłączyć się do ofiary całego stworzenia, która dokonuje się w Eucharystii".
Papież – wywnioskował dziennikarz – miał na myśli przede wszystkim śpiew i taniec
podczas ofertorium.
II. ZBAWIENIE NIEKATOLIKÓW
Omówimy tutaj tylko kwestię zbawienia schizmatyków,
heretyków i nieochrzczonych, którzy poznali Kościół i nie podjęli trudu, by w
odpowiedzialny sposób zapoznać się z jego nauczaniem. Jeśli chodzi o inne grupy
pozostające w stanie nieprzezwyciężalnej niewiedzy o konieczności należenia do
widzialnego Kościoła – czy to dlatego, że nigdy o tym nie słyszeli, bądź też,
bez żadnej winy ze swej strony, nigdy nie wiedzieli, że jest On jedyną Arką zbawienia
ustanowioną przez Boga – to mogą osiągnąć zbawienie będąc złączeni z duszą
Kościoła. W następnym numerze "Fortes in Fide" przeanalizuję ich
sytuację i wykażę, że ci spośród nich, którzy zostaną zbawieni, z konieczności osiągną
zbawienie przez jeden, jedyny Kościół Chrystusowy, Kościół rzymskokatolicki i
to jeszcze pod warunkiem, że odłączą się – nawet jeśli tylko w domyślny sposób
– od schizmy, herezji lub błędów mogących oddzielić ich od ciała Kościoła.
1. Nauczanie Kościoła Chrystusowego
Papież Innocenty III, w zgodzie z czwartym
Ekumenicznym Soborem Laterańskim, w następujących słowach dał wyraz nauczaniu
Kościoła: "Jeden jest powszechny Kościół wiernych, poza którym nikt w
ogóle nie bywa zbawiony". Jest to nauka de fide. Papież
Grzegorz XVI powiedział, że jest to "jeden z najważniejszych i najbardziej
oczywistych naszych dogmatów" (encyklika Summo jugiter). Jego
poprzednik, Pius VIII, w liście apostolskim Litteris altero,
wyraził pragnienie, aby katolicy planujący zawrzeć małżeństwo z niekatolikami,
zostali zobowiązani do "pamiętania, iż najbardziej niewzruszona nauka
naszej religii mówi o tym, że poza katolicką wiarą nikt nie może być
zbawiony". Pius IX powtórzył tę zasadę 9 grudnia 1854 stwierdzając, że
"jako prawdy wiary trzymać wszak trzeba się tego, że poza Apostolskim
Rzymskim Kościołem zbawiony nikt być nie może, że on jest jedyną arką
zbawienia, że kto do niego nie wejdzie, zginie od potopu" (alokucja Singulari
quadam).
Prawdziwa Religia zawsze głosiła tę naukę.
W Starym Testamencie, Żydzi dowiedzieli się tego z ust samego Jahwe: "...a
nie ma więcej Boga okrom mnie, Boga sprawiedliwego i zbawiającego, nie ma
oprócz mnie" (Izajasz XLV, 21). Mając świadomość, że jest jedynym
naczyniem prawdy, Izrael wołał: "Bo któż Bogiem oprócz Pana?" (Ps.
XVII, 32) i za swój obowiązek uważał "opowiadać między narodami chwałę
Jego... albowiem wszyscy bogowie pogańscy – to czarci" (I Kronik XVI, 24;
i Ps. XCV, 5).
Uzasadnienie tego nauczania
Katolicy odnajdują uzasadnienie tego
nauczania w słowach wypowiedzianych przez Jezusa do Nikodema: "Zaprawdę, zaprawdę
powiadam ci: jeśli się kto nie odrodzi z wody i z Ducha Świętego, nie może
wejść do królestwa Bożego" (Jan. III, 5). Królestwo Boże to chwała
niebieska, gdzie wybrani radują się Boską szczęśliwością. Na czym polega ta
szczęśliwość? Nikt nie może tego wiedzieć, ponieważ Bóg "mieszka w
światłości nieprzystępnej; którego żaden z ludzi nie widział, ale i widzieć nie
może" (I Tym. VI, 16). Jednakże żadna rozumna osoba nie może spierać się z
faktem, że aby cieszyć się tą Boską szczęśliwością, konieczne jest
uczestniczenie właśnie w życiu samego Boga. Bez tego niemożliwym jest, by jakiekolwiek
stworzenie, czy będzie to człowiek, czy anioł, mogło doświadczyć tego szczęścia (8).
Otóż "Bóg, który chce, aby wszyscy ludzie
byli zbawieni" (I Tym. II, 4), okazał tak dalece Swą łaskawość, iż zechciał,
abyśmy się stali członkami Jego rodziny i przybrał nas za Swe dzieci. Ta adopcja
nie tylko daje nam tytuł do uważania się za dzieci Boże, ale rzeczywiście czyni
nas nimi, ponieważ sprawia, że stajemy się "uczestnikami Boskiej natury",
divinae consortes naturae. Święty Jan Apostoł nie mógł tego wyłożyć
wyraźniej: "Patrzcie, jaką miłość okazał nam Ojciec, że nazwani jesteśmy synami
Bożymi i jesteśmy" (I Jan. III, 1). To jest właśnie odrodzenie "z
wody i Ducha", o którym Jezus mówił Nikodemowi.
To boskie życie, bez którego nikt nie może
wejść do Królestwa niebieskiego, posiadają już na tym świecie dzieci Boże. Dzięki
niemu są oni członkami "Domu Bożego" i tym "Domem" (który
należy rozumieć w sensie "Rodziny") jest Kościół (9). W ten
sposób rozumie to św. Paweł, kiedy wyjaśnia Tymoteuszowi, jak się ma sprawować
"w domu Bożym, którym jest Kościół" (I Tym. 3, 15). Królestwo
Boże ma początek tu na ziemi. Gdyż nie składa się jedynie z wybranych, którzy
są w chwale niebieskiej – Kościele triumfującym; obejmuje także tych
wszystkich, którzy zeszli z tego świata w przyjaźni z Naszym Panem Jezusem
Chrystusem bez wystarczającego zadośćuczynienia Jego sprawiedliwości – przez co
należy rozumieć Kościół w czyśćcu cierpiący. I w końcu, mieści wszystkich tych,
którzy żyjąc tu na ziemi, poddawani są próbom, czyli – Kościół wojujący. Trzy
grupy jednego, jedynego Kościoła Chrystusowego tworzą Mistyczne Ciało i, ze swą
Głową, całego Chrystusa, "pełność Chrystusową" (Efez. IV, 13).
Skutkiem tego i w zupełnej zgodności z
Tradycją, prawdziwi uczniowie Jezusa Chrystusa wierzą w absolutną
konieczność "katolickiej jedności jako jedynego środka
zbawienia" (Papież Grzegorz XVI) i podążając za wskazówkami św.
Cypriana, wyznają, że "nie może ten mieć Boga za Ojca, kto nie ma
Kościoła za Matkę".
Ostatnie uściślenie. Podczas gdy grzesznicy, którzy utracili stan łaski,
ale zachowują wiarę, są ciągle członkami Kościoła wojującego (Papież Pius XII wspomniał
o tym w swojej encyklice o Mistycznym Ciele), to ci, którzy zgrzeszyli przeciw wierze
(10)
albo przeciw jedności Kościoła, heretycy i schizmatycy, są poza
"Kościołem, który jest mistycznym Ciałem Chrystusa", jedyną Arką
zbawienia. Taka od początku była nauka Kościoła co do zbawienia chrześcijan
niekatolików. Święty Ignacy – męczennik, uczeń Apostołów, pisał do Filadelfian:
"Nie łudźcie się, kto podąża za sprawcą schizmy, nie osiągnie Królestwa
niebieskiego". Święty Augustyn i afrykańscy biskupi zgromadzeni na synodzie
w Cyrcie tak nauczali: "Ktokolwiek jest poza łonem Kościoła katolickiego,
nieważne jak szacownym by się nie zdawał, w żaden sposób nie dostąpi żywota
wiecznego i pozostanie na nim gniew Boży z powodu przestępstwa, którego jest
winien żyjąc oddzielony od Chrystusa". I wreszcie, według Papieża
Grzegorza XVI, święty Grzegorz Wielki stwierdził wyraźnie, że taka jest nauka
Kościoła katolickiego w tej materii: "Święty Kościół powszechny naucza, iż
Bóg nie może być prawdziwie wielbiony, jak tylko wśród swoich; i twierdzi, że
wszyscy ci, którzy są od niego oddzieleni, nie mogą być zbawieni" (encyklika
Summo jugiter).
2. Nauczanie modernistów
Według nich doktryna religijnego
"doświadczenia", połączona z nauką o "symbolizmie" uświęca
każdą religię, jako prawdziwą, nie wyłączając religii pogańskich. "Czyż
bowiem w każdej innej religii nie spotykamy tego rodzaju doświadczeń? Wielu się
na to zgadza. A skoro tak, to jakim prawem moderniści zaprzeczą prawdziwości
doświadczenia, jakie znajdujemy np. w religii mahometańskiej; dlaczego prawdziwe
doświadczenia mają być własnością jednych tylko katolików? I tu moderniści nie
przeczą: jedni skrycie, inni otwarcie wyznają, że wszystkie religie są
prawdziwe. Jasną jest rzeczą, że inaczej myśleć nie mogą. Albowiem na jakiej
podstawie mogą oni zarzucać tej lub owej religii fałsz, jeśli chcą zostać ze
swoimi zasadami w zgodzie? Oto dlatego, że fałszywe jest albo uczucie
religijne, albo forma przez umysł wytworzona. Otóż uczucie religijne jest
zawsze jedno i to samo, choć niekiedy mniej lub więcej niedoskonałe; co zaś do
formy, to aby była prawdziwą, wystarcza, iżby odpowiadała uczuciu religijnemu i
człowiekowi wierzącemu – bez względu na stopień jego umysłowego rozwoju. Co
najwyżej, mogliby moderniści utrzymywać to jedno, że religia katolicka spośród
różnych religii ma więcej prawdy, gdyż jest żywotniejsza..." (nr 14).
Ponadto nawet wierzący moderniści mówią
bardzo niewiele na temat ostatecznego celu człowieka. Dla nich ważna jest tylko
jedna rzecz: wierzyć i być szczerym w swojej wierze. Jeśli chodzi o wyrażanie swojej
wiary, to jest ono bez znaczenia, ponieważ z konieczności będzie się zmieniać w
zależności od osoby, czasu i miejsca. Zasadniczo, wszystkie religie są wartościowe
i wszystkie mają prawo do jednakowego szacunku. Jedyne, co się liczy dla wierzącego
modernisty, jedyną rzeczą, jakiej można od niego wymagać, jest szczerość.
WYPOWIEDZI I DZIAŁANIA JANA PAWŁA II
1. JEGO WIARA
Andre Frossard w książce N'ayez pas
peur (Nie lękajcie się) relacjonuje rozmowę, jaką odbył z Janem Pawłem II.
Tym, co uderzyło go najbardziej, było spostrzeżenie, że "podczas gdy dla większości
z nas wiara jest ciągłym przedmiotem wewnętrznej debaty, która nie zawsze jest
konstruktywna, u Jana Pawła II wiara wydawała się być «naturalną»". Frossard
zapytał go, czy wiara zawsze władała nim jak jakimś spokojnym obszarem.
Oto jego odpowiedź:
"Wydaje mi się,
że można powiedzieć, iż człowiek jest «z natury religijny», albo że dusza
ludzka jest «z natury chrześcijańska». Ale pozostaje do wyjaśnienia określenie związku
między osobistą wiarą a «naturalną» religijnością; wiara jako osobista odpowiedź
na Słowo Boga żywego, wypowiedziane ostatecznie i definitywnie w Jezusie
Chrystusie i przez Jezusa Chrystusa, jest problemem, który zasługuje na
wnikliwą analizę.
Od najmłodszych lat
znajdowałem się w klimacie wiary i w środowisku społecznym głęboko
zakorzenionym w Kościele. Pomimo tego – a raczej może z tego powodu – tym
ważniejsze wydaje mi się stwierdzenie, iż wiara «w tej mierze, w jakiej jest
osobistą odpowiedzią na Słowo Boga wyrażone w Jezusie Chrystusie» wciąż
tworzy się i rozwija. Moja własna droga życiowa pozwala mi o tym
zaświadczyć. Jednocześnie jestem przekonany, że w żadnym okresie mojego życia
moja wiara nie była czysto «socjologicznym» zjawiskiem, rezultatem wynikającym
z nawyków i obyczajów mojego środowiska, a tym bardziej nie wynikała z faktu,
że osoby z mojego otoczenia «tak wierzą i postępują». Nigdy nie myślałem o
mojej wierze jako «tradycyjnej», mimo że począłem odczuwać wzrastający
podziw dla tradycji Kościoła i tej części żywej tradycji, która podtrzymywała
życie, historię i kulturę mojej ojczyzny.
Jednakże, starając
się analizować zupełnie obiektywnie moją własną wiarę, zawsze stwierdzałem, że
nie było w niej niczego, co sugerowałoby jakiekolwiek cechy konformizmu, że zrodziła
się na gruncie własnego «ja», jest także owocem wysiłków mojego umysłu
poszukującego odpowiedzi na pytania o tajemnice człowieka i świata. Widzę
coraz wyraźniej, że wiara jest darem. Wraz z wewnętrzną dojrzałością, staje
się dla mnie jasne, że składa się ona z mojej wolnej i osobistej odpowiedzi na
Słowo Boże wyrażone w Jezusie Chrystusie: Słowie wcielonym. Tak więc, «moja»
wiara była we mnie od początku darem Boga; przeżywałem ją stopniowo, coraz
pełniej, stawała się we mnie rzeczywistością wewnętrzną zupełnie darowaną.
Dla «chrześcijan
od kołyski», jak mówią Anglicy o ludziach, którzy mieli to szczęście – nie
zawsze doceniane – że urodzili się w chrześcijańskiej rodzinie, wiara jawi
się ogólnie rzecz biorąc jako propozycja otoczenia i wychowania, co w żaden
sposób nie wyklucza – wprost przeciwnie – wolności wyboru, na podstawie której osobista
wiara wciąż tworzy się [myślę, że czytelnik zwrócił uwagę na to wyrażenie]
i rozwija się bez przerwy".
Wspominając spotkanie na stadionie Parc
des Princes podczas swej wizyty w Paryżu, Jan Paweł II przytoczył pytanie,
które mu zadano:
"Ojcze Święty,
w co wierzysz? Dlaczego wierzysz? Co jest warte daru naszego życia i jaki
jest ten Bóg, którego Ojciec Święty czci? Jestem ateistą. Odrzucam wszelkie wierzenie,
a także wszelki dogmatyzm. Ale chcę powiedzieć, że nie zwalczam niczyjej wiary;
jednakże nie rozumiem, czym jest wiara".
Po wyjaśnieniu, że słowa "niewiara"
i "ateizm" nie oznaczają dokładnie tego samego, Jan Paweł II
stwierdził:
"Ściśle mówiąc,
ateizm jest przeciwieństwem teizmu. Natomiast wiara nie jest tylko samym
teizmem, czyli poglądem na świat, w którym przyjmuje się istnienie Boga [JPII
użył terminu Weltanschauung, dosłownie – "światopogląd"]. Wiara
jest czymś więcej: jest wewnętrzną odpowiedzią na Słowo Boga w sferze
myśli i woli istoty ludzkiej (...). Myślę, że kiedy młody człowiek twierdzi, że
odrzuca przyjmowanie gotowych prawd (wierzeń), które mają zobowiązywać jego
umysł (dogmatyzm), sam pośrednio już wyjaśnia, dlaczego nie może zrozumieć
wiary. Wiara bowiem nie jest związaniem (i zobowiązaniem) umysłu
przez system «gotowych prawd». Dokonaliśmy przed chwilą rozróżnienia
pomiędzy teizmem, światopoglądem teistycznym, a wiarą. Trzeba równocześnie
stwierdzić, że w jednym i w drugim zawiera się bardzo autentyczne zaangażowanie
naszej ludzkiej racjonalności. Teizm jako światopogląd jest wynikiem
określonego rozumowania czy raczej «zrozumienia» świata – podczas gdy – wiara
jest świadomą i dobrowolną odpowiedzią umysłu na Słowo Boga żywego. Będąc
taką odpowiedzią, wiara jest odpowiedzią całego człowieka, całego osobowego
podmiotu. To, ŻE wierzę oraz DLACZEGO wierzę, jest organicznie spójne z TYM,
W CO wierzę" (11) (str.
60-63).
Pierwszy wniosek cząstkowy
Powyższe wypowiedzi Jana Pawła II dają
jasno do zrozumienia, że jego wiara nie jest tą, którą Kościół katolicki aż do Vaticanum
II zawsze głosił; wręcz przeciwnie, jest to ten rodzaj wiary, jaką wyznają moderniści.
A. Wystarczy tylko zastanowić się nad tym, co mówi, żeby zrozumieć, że
wiara, pomimo faktu, iż jest darem Bożym, stanowi dla niego przede wszystkim wewnętrzne
usposobienie (12). Świadczy o tym fakt, że niemal zawsze pomija
przedmiot wiary, albo że przedmiot wiary nie ma dla niego zbyt wielkiego
znaczenia (13).
B. Przedmiot wiary (14) jest u niego silnie zdeprecjonowany, jeśli nie zupełnie
zniszczony przez modernizm. W rezultacie najbliższą regułą wiary, która
dla wierzącego stanowi rękojmię autentyczności i sensu Słowa Bożego, do którego
przywiera, jest dla Jana Pawła II Vaticanum II (15) i skutkiem
tego "wolność religijna", "ekumenizm", wiara widziana
"jako objawienie człowieka samemu sobie i utwierdzenie w byciu człowiekiem
i osobą", są nią ostateczne cele przemyślane na nowo w perspektywie
świata.
Wszystko to nie jest wcale zaskakujące,
gdy przypomnimy sobie prywatne rozmowy Pawła VI z Jeanem Guittonem (16). W
przeciwieństwie do dwudziestu wcześniejszych soborów powszechnych Vaticanum
II był zupełnie nietypowy. Aż do tej pory, wielką zasadą, którą kierowali
się wszyscy Nauczyciele wiary, którymi z mocy prawa są katoliccy biskupi, było
wspólne zebranie się, by odpowiedzieć na misję wyznaczoną im przez Mistrza: "Idąc
tedy, nauczajcie wszystkie narody" (Mt. XXVIII, 19). Sobór naszego wieku postawił
sobie "inny cel". Zamiast nauczać, Ojcowie Vaticanum II woleli
raczej "usytuować się na stanowisku słuchania świata", badać, jaki
"wydźwięk" mają ich przesłania. Chodzi raczej o to, by "prowadzić
dialog" ze światem aniżeli "zdominować go" przez roszczenie
sobie prawa do nauczania go (17).
C. Słownictwo, którego używa, to typowa modernistyczna nowomowa,
która nadzwyczaj trudnym czyni zadanie poznania tego, w co on wierzy oraz powodu,
dla którego w to wierzy.
2. O KONIECZNOŚCI NALEŻENIA DO JEDYNEGO KOŚCIOŁA
CHRYSTUSOWEGO, ABY ZOSTAĆ ZBAWIONYM
Wbrew niezmiennemu nauczaniu całej
katolickiej Tradycji, Jan Paweł II oświadczył:
– podczas audiencji generalnej 21 maja
1980: "Można powiedzieć, że ci, którzy nie należą do widzialnego organizmu
Kościoła, pełni są szczególnej nadziei zbawienia".
– do Kurii Rzymskiej 28 czerwca 1980:
"Różne kościelne wspólnoty stanowią sfery przynależności do Kościoła jako
ludu Bożego".
– do przedstawicieli niekatolickich kościołów
chrześcijańskich w Japonii 24 lutego 1981: "Chrześcijanie różnych wyznań
są zjednoczeni w Duchu Świętym więzami niepełnej
wspólnoty".
– w swojej encyklice Redemptor hominis
z 4 marca 1979: "...zdecydowane przekonania w wierze wyznawców religii
pozachrześcijańskich – będące również owocem Ducha Prawdy przekraczającego w
swym działaniu widzialny obręb Mistycznego Ciała Chrystusa".
– w ekshortacji Catechesi tradendae
z 16 października 1979: "...inne Kościoły i wspólnoty kościelne, za pomocą
których Duch Chrystusa nie wzbrania się przynosić zbawienia".
● Wbrew stałej praktyce całej
katolickiej Tradycji,
– 10 maja 1984, w Tajlandii, Jan Paweł II
głęboko pokłonił się przed najwyższym patriarchą Vasana Tarą, który przyjął go
siedząc na swym tronie.
– 8 sierpnia 1985, w afrykańskim państwie
Togo, czynnie asystował w pogańskich ceremoniach w świętym gaju niedaleko
miasta Lome. Kilka dni później brał udział w innych niekatolickich obrzędach
religijnych w miastach Kara i Togoville.
– 2 lutego 1986, podczas podróży po
Indiach, otrzymał znak Tilak od hinduskiej kapłanki, symbol Sziwy – hinduskiego
bóstwa; a trzy dni później w Madrasie dołączył do ceremonii inicjacyjnych i z
rąk kobiety otrzymał "święte popioły".
Bez wątpienia "bożki są niczym",
ale ten, kto posiada wiarę katolicką, powinien pamiętać o ostrzeżeniu św. Pawła:
"Ale co poganie ofiarują, czartom ofiarują, a nie Bogu" (I Kor. X,
20).
● Jan Paweł II wbrew niezmiennej
praktyce katolickiej Tradycji
– oświadczył 17 listopada 1980, w
luterańskim kościele w Niemczech: "Przychodzę do was, duchowych
spadkobierców Marcina Lutra".
– 28 maja 1982, w Anglii, asystował w
anglikańskiej ceremonii religijnej w katedrze Canterbury.
– 11 grudnia 1983 w Rzymie, wraz z kilkoma
kardynałami, wszedł do protestanckiego kościoła i uczestniczył w luterańskim
nabożeństwie, odmawiając modlitwę ułożoną przez Lutra.
– 19 sierpnia 1985, w Maroku, stojąc obok
najwyższego muzułmańskiego dostojnika – "Przywódcy wiernych", oświadczył
wyznawcom Mahometa, którzy z odrazą odrzucają Trójcę Świętą, że "mamy tego
samego Boga".
– 13 kwietnia 1986, złożył oficjalną
wizytę w rzymskiej synagodze. Podczas ceremonii, zacytował Psalm 132: "Oto
jak dobra i jak wdzięczna rzecz, mieszkać braciom społem!",
powstrzymując się od dokończenia doksologią, która wyraża bez dwuznaczności, że
hymny pochwalne katolików są kierowane do prawdziwego Boga, którym jest Ojciec,
Syn i Duch Święty. W rozmowie, w którą podczas tej wizyty wdał się z gospodarzami,
Jan Paweł II tylko raz wspomniał imię Jezus i bardzo uważał, aby nie dodać
określenia "Chrystus", które powinno być z nim złączone, a które jasno
wyraża, że jest On obiecanym Izraelowi "Mesjaszem", Tym, "o
którym pisał Mojżesz w Zakonie i prorocy" (Jan. I, 45). Wolał mówić o
"Jezusie z Nazaretu, synu waszego narodu, z którego pochodziła również Maryja
Dziewica i apostołowie".
Ta, już i tak nazbyt długa lista, będąc
wciąż daleką do kompletności, niemniej jednak wystarczy dla naszych celów.
Drugi wniosek cząstkowy
Te wypowiedzi i czyny Jana Pawła II
dotyczące konieczności, a raczej braku konieczności należenia do jedynego
Kościoła Chrystusowego, po to, aby osiągnąć zbawienie, są tylko zwykłą konsekwencją
modernistycznego pojmowania wiary.
Przypomniałem to spojrzenie na wiarę,
cytując słowa świętego Piusa X: dla modernistów, wiara, która jest fundamentem
wszelkiej religii, zamieszkuje w pewnym wewnętrznym uczuciu, rodzącym się na
skutek potrzeby tego, co boskie, którą to potrzebę nosi w sobie każdy człowiek.
To właśnie to uczucie religijne,
wyłaniające się przez "immanencję życiową" z głębin podświadomości,
jest źródłem wszelkiej religii i jej ostateczną racją. Takie jest według nich
pochodzenie wszystkich religii, w tym religii katolickiej.
Dogmatyczne formuły, za pomocą których ludzie
wierzący wyrażają swą wiarę, są rozmaite. Nie może to dziwić, gdyż
odzwierciedlają one środowisko, ewolucję i kulturę tych, którzy je sformułowali.
Lecz głęboka rzeczywistość, "boskość", którą te formuły wyrażają, jest
taka sama dla wszystkich.
Dzięki tym (piekielnym) "oświeceniom",
ludzie "naszych czasów" powinni stać się świadomymi, że kompletnym
szaleństwem jest spieranie się o idee, które w swojej różnorodności wyrażają tę
samą rzeczywistość. To właśnie z takiego punktu widzenia należy patrzeć na
deklaracje i działania Jana Pawła II. W Asyżu Jan Paweł II nie dopuścił się
żadnego synkretyzmu. Nie domagał się od uczestników, by doszli do jakiegokolwiek
porozumienia odnośnie do formy modlitwy, którą mieli wspólnie odmawiać. Wcale nie.
Prosił tylko wszystkich, by ze szczerego serca modlili się do Boga na swój
sposób i nic więcej. Czemuż zatem zgromadził ich w Asyżu? Właśnie po to, aby za
pomocą "jedynego w swym rodzaju doświadczenia" pouczyć świat, aby udzielić
mu "lekcji", by pokazać, że "rytuały" i "formuły"
nie są najważniejsze. Liczy się szczerość wiary, skierowanej, z konieczności,
do tego samego Boga, ponieważ u każdego wywodzi się z tej samej zasady –
osobistej świadomości.
WNIOSEK KOŃCOWY
Słowa i czyny Jana Pawła II uprawniają nas
do stwierdzenia, że nie ma on wiary katolickiej. Jak każdy modernista – jest
apostatą. Najsmutniejsze i najpoważniejsze dla naszej Matki – świętego Kościoła
i dla świata, który zwodzi, jest to, że korzysta on z prestiżu pochodzącego z
zajmowania Tronu Piotrowego w sposób prawny, ale nieprawowity, po to, by
przemienić się w podróżującego propagandzistę modernizmu, "orędownika wszystkich
religii" (18).
Niemieckie wydanie "L'Osservatore
Romano" z 18 grudnia 1987 roku opublikowało orędzie, które wygłosił w związku
z obchodami Światowego Dnia Pokoju – 1 stycznia 1988 (strony 1 i 9). Przesłanie
nosiło tytuł Wolność religijna warunkiem pokojowego współżycia i zaprezentował
się w nim jako obrońca wszystkich religii.
Zamieszczony powyżej rysunek ilustruje tę
funkcję obrońcy wszystkich religii. Jak widać, jest tu symbolicznie
przedstawionych sześć religii. Mamy tu, od lewej do prawej: wieżę kościelną z
krzyżem dla chrześcijaństwa; menorę (świecznik z siedmioma ramionami) dla
żydów; wieżę hinduskiej świątyni zwieńczoną symbolem boga Sziwy. Dalej – słup
totemiczny dla religii pogańskich, a następnie – minaret meczetu z półksiężycem
Proroka. I na końcu – pagoda dla buddystów. Poniżej sześć trzymających się za ręce
osób tańczy razem. Rysunek jest zdominowany przez słońce zaznaczone tu czarnym
kolorem, a purpurowym w oryginale: jest to symbol jednego Boga, ku któremu
wszyscy są zwróceni.
We wstępnej publikacji na tenże Światowy Dzień
Pokoju, Niemiecka Komisja Sprawiedliwości i Pokoju zamieściła pod tym
rysunkiem następujące przemyślenia:
"We wspólnym tańcu, / ludzie wznoszą
się ponad siebie. / Wyrażają swą wolność. / Unoszą się niejako w powietrzu. / Tym,
co ich porusza, / tym, co ich uwalnia, / jest jedno słońce: / symbol
jedynego Boga. / To od Niego otrzymują światło, życie i radość. / Są
różnokolorowi / Tajemnica jednego słońca, które przenika każdego, / ponieważ są
owocem tego samego planu / w swoich różnych religiach, / w wyznawaniu jednego
Boga, / który skłania ich do świadczenia o swej jedności, / w modlitwie i
działaniu na rzecz pokoju na świecie. / Tak więc są oni pierwszymi wyzwolonymi
z całego stworzenia, / będąc wolnymi i wyzwolicielami innych, / dają świadectwo
na tym świecie, który nie jest jeszcze zjednoczony / o swej nadziei na nowe
niebo i nową ziemię".
Ten nowy kościół, "kościół soborowy",
jak nazywają go jego założyciele dla odróżnienia od instytucji dawniejszej, nie
jest Kościołem Jezusa Chrystusa. Jego głowa, która wyznaje modernistyczną
wiarę, nie jest i nie może być Wikariuszem Chrystusa, nie może być tym, który
stanowi "jedną moralną osobę" (19) (Dom A. Gréa) z naszym Panem. Wraz z nastaniem Vaticanum
II narodził się nowy, światowy kościół. Jest on, jak o nim napisano Ruchem
Ożywienia Duchowego Powszechnej Demokracji (Mouvement
d’Animation Spirituelle de la Democratie Universelle).
Jego Bóg, Jezus Chrystus, został postawiony na tym samym poziomie co Allach
albo Sziwa. Prawdziwym bogiem tej ONZ-owskiej Wieży Babel, istotą, która
wszystko wytworzyła, wydobywając ze swej podświadomości, jest Człowiek. Podczas
Vaticanum II przedstawiciele "Boga, który stał się człowiekiem"
napotkali "człowieka, który stał się Bogiem". Nie rzucili na niego
klątwy, jak zrobiliby to ich ojcowie; "duch", który zainspirował
biskupów soboru, wypełnił ich serce "wielką miłością do człowieka"
(Paweł VI, 7 grudnia 1965). Odtąd zrozumieli go i zaczęli go słuchać, gdyż pokój,
do którego aspiruje cała ludzkość, będzie pochodził od Człowieka i od jego
instytucji.
Od czasów apostolskich Kościół wierzył i
głosił, że "nie ma w nikim innym zbawienia prócz Jezusa Chrystusa. Nie ma
bowiem innego imienia pod niebem, danego ludziom, w którym byśmy mieli być
zbawieni" (Dz. Ap. IV, 12).
Według Pawła VI od Vaticanum II "mieszkańcy
ziemi zwracają się ku Organizacji Narodów Zjednoczonych jako ostatniej
nadziei na zgodę i pokój; niech nam tu będzie wolno przekazać wyrazy ich
hołdu i nadziei, do których się dołączamy. Organizacja Narodów
Zjednoczonych jest ideałem, o którym ludzkość marzyła w swej podróży przez
dzieje; jest największą światową nadzieją".
Z chwilą, gdy zasiadł na Tronie Piotrowym,
Jan Paweł II wyraził swą "miłość do szczególnego dziedzictwa pozostawionego
Kościołowi przez pontyfikaty Jana XXIII i Pawła VI". To dziedzictwo, co
nie jest żadną tajemnicą, stanowi dla niego "etap, na który pragnie się powoływać
bezpośrednio, jako na początek". Jeśli Jan Paweł II przemierza cały świat,
to dzieje się tak, ponieważ uważa się za obarczonego misją "rzecznika
wszystkich religii".
Jak wspomniałem na początku, osąd
pozostawiam czytelnikowi. Zwrócę tylko jego uwagę na fakt, że zrelacjonowane tu
oświadczenia i działania nie są oskarżeniami opartymi na pogłoskach, lecz
naprawdę ich autorem jest Jan Paweł II i wszystkie były szeroko nagłaśniane i
omawiane w czasie, gdy miały miejsce.
Jeżeli o mnie chodzi, to teologiczna wiara
i zwykły zdrowy rozsądek, zakazują mi przyjmować, że ten człowiek – który mówi
i działa jak modernista, który manifestuje i głosi modernistyczną koncepcję
wiary mającą we wzgardzie wszystkie tradycje i dogmaty Kościoła, którym
przeciwstawiają się innowacje Vaticanum II – mógłby mieć wiarę
katolicką.
Jak można wyjaśnić taki
"upadek"? Jeśli zawierzy się Papieżowi św. Piusowi X, to "nie ulega
wątpliwości, że najbliższa i bezpośrednia przyczyna tkwi w obłędzie umysłu. Jako
dwie dalsze przyczyny podnosimy niewczesną ciekawość i pychę".
W wydanej przez nas broszurze
zatytułowanej (20) Pour comprendre Jean Paul II (By zrozumieć
Jana Pawła II) zwróciliśmy uwagę, że osobą, która miała najsilniejszy wpływ na
jego myślenie, był apostata Scheler. To właśnie wyjaśnia wypaczenie jego
procesów myślowych. Co się tyczy jego ciekawości i pychy, to wystarczy
zacytować dwa stwierdzenia: pierwsze autorstwa Wojtyły: "Scheler
zaszczepił we mnie prawdziwy wymiar człowieka rozważanego jako osoba ludzka
oraz metodę badań". Drugie pochodzi od jego przyjaciela Malińskiego:
"Jego pragnieniem było zawsze pogodzenie dwu wielkich filozofii, tomizmu i
filozofii Maxa Schelera, którego «ojcem» był Husserl".
Ks.
Noël Barbara
Z języków angielskiego i
francuskiego tłum. Mirosław Salawa i Iwona Olszewska
Tekst oryginalny w czasopiśmie
"Forts dans la Foi" 3ème trimestre 1989, 7, revue de
catéchèse catholique, ss. 4-27. (Quelle foi anime les
papes de Vatican II? Jean-Paul II serait-il moderniste? – Jaka wiara
ożywia papieży Vaticanum II? Czy Jan Paweł II
jest modernistą?). (a)
Wersja
angielska: "Fortes in Fide" (Internet). (What faith animates the
popes of Vatican II? Is John Paul II a Modernist?).
–––––––––––––––––––
Przypisy:
(1) Zob. Św.
Pius X, Encyklika o zasadach modernistów. Na język polski przełożył i
wstępem opatrzył X. Stanisław Okoniewski. Poznań. CZCIONKAMI
DRUKARNI I KSIĘGARNI ŚW. WOJCIECHA. 1908. Odbitka z "Przeglądu
Kościelnego". (Przyp. red. Ultra montes).
(2) Str. 12 z
przedmowy napisanej przez O. Calmela do "Forts dans la Foi", które
zawierało fragmenty Katechizmu o modernizmie autorstwa O. Lémiusa.
(3) Od Vaticanum
II wielu czując ochronę Rzymu, nie waha się publicznie zaprzeczać dogmatom,
które uważają za krępujące. 22 czerwca 1971 roku Daniel Pezeril, biskup pomocniczy
arcybiskupa Paryża kardynała Marty'ego, otrzymał oficjalne zaproszenie do
odwiedzenia Wielkiej Loży Francji. Podczas powitania członek tej loży
powiedział mu: "Rozumiemy, że twierdzi się, iż poza Kościołem katolickim
nie ma zbawienia". Pezeril odpowiedział mu bez wahania: "Nie należę
do tego Kościoła". Większość czołowych gazet zacytowała i opublikowała to
stwierdzenie.
(4) Nazywa
się to przedmiotem materialnym wiary.
(5) Jest to przedmiotem
formalnym wiary, czyli powodem, dla którego wierzymy.
(6) To Nasz
Pan objaśnił, oświadczając: "Już wy jesteście czyści (tzn., uświęceni, w
stanie łaski) z powodu słów, które do was mówiłem" (i które
przyjęliście) (Jan. 15, 3).
(7) Według
katolickiej nauki człowiek wierzący nie dywaguje ani nie "tworzy"
prawdy, do której przylgnął. Podobnie, jak się rzecz ma ze wszystkimi prawdami,
stanowi to wyraz rzeczywistości istniejącej poza jego umysłem.
(8) Jeśli
wolno mi zrobić porównanie; nawet dzieci rozumieją, że nie ma pożytku z
zabierania psa do teatru w celu dostarczenia mu intelektualnej przyjemności,
jakiej dostarcza widowisko. Ponieważ zwierzę nie może uczestniczyć w życiu
intelektualnym, jest niezdolne do kosztowania jakiejkolwiek przyjemności
intelektualnej i wszelkie lamenty miłośników zwierząt nie mogą w żaden sposób
zmienić tej rzeczywistości. Podobnie, i z tego samego powodu, osoba, która
najpierw nie narodziła się do Boskiego życia, nie może cieszyć się Boskim
szczęściem.
(9)
"Przeto już nie jesteście gośćmi i przychodniami, lecz jesteście
współobywatelami świętych i domownikami Boga". Cives
sanctorum et domestici Dei (Efez. II, 19). "Czyńmy
dobrze wszystkim, a najwięcej domownikom wiary" (Gal. VI, 10).
"Chrystus zaś jako Syn w domu swoim; a tym domem my jesteśmy"
(Hebr. III, 6).
(10) Jak
wyżej zauważyliśmy, przez praktykowanie tej cnoty człowiek wierzący zostaje
"wszczepiony" w Chrystusa i wstępuje do Bożej Rodziny, którą jest
Kościół. To dlatego, że Kościół składa się tylko z ludzi wierzących, św. Paweł
nazwał go "Domem wiary" (por. Gal. VI, 10). Każdy, kto grzeszy przeciw
wierze, nawet jeśli dotyczy to tylko jednego punktu, traci tę teologiczną cnotę
i oddala się od Kościoła. Papież Leon XIII w encyklice Satis cognitum
objaśnia, że "taka jest bowiem natura wiary i nic nie jest tak
niedorzeczne, jak przyjmowanie z wiarą jednego, a odrzucanie czegoś innego...
ten, kto nawet w pojedynczym punkcie odmawia swego przylgnięcia do prawdy przez
Boga objawionej, w rzeczywistości odrzuca je wszystkie, gdyż odmawia poddania
się Bogu, który jest suwerenną prawdą i rzeczywistym motywem naszej wiary".
(11) Trzy
słowa pisane dużą literą w tekście książki-rozmowy z Janem Pawłem II
wyróżniono kursywą.
(12)
"Wiara wciąż tworzy się i rozwija". "Wiara jest także owocem
wysiłków mojego umysłu poszukującego odpowiedzi na pytania o tajemnice
człowieka i świata".
(13)
"Bezwzględny szacunek dla tych, którzy wierzą inaczej". "Jaka by
nie była nasza religia, łączy nas świadectwo wiary w Boga". "Wiara
jest obopólnym darem".
(14) W
katolickiej nauce przedmiotem wiary jest to, co wierny przyjmuje z zewnątrz, ex auditu (ze słyszenia). W modernistycznym systemie
jest nim to, co wypływa z podświadomości.
(15)
"Muszę się Panu przyznać, że wydarzeniem, które w polu widzenia mojej osobistej
wiary dopomogło mi tutaj znaleźć pełną syntezę, stał się dopiero Sobór
Watykański II". "Naszym wspólnym zadaniem pozostaje zatem
doprowadzenie do osiągnięcia celu, jakim jest przyjęcie i urzeczywistnienie Vaticanum
II" (przemowa do francuskich biskupów, 1 czerwca 1980).
"Posłuszeństwo wobec Drugiego Soboru Watykańskiego jest posłuszeństwem
wobec Ducha Świętego" (encyklika Redemptor hominis).
(16) Dialogue avec Paul VI (Dialog z Pawłem VI), autorstwa Jeana
Guittona (wyd. 1967). Nimis bene scripsisti de Nobis (Napisałeś
o mnie nadzwyczaj dobrze), odpisał mu Paweł VI.
(17)
"Dawne sobory były dziełem teologów, którzy byli nade wszystko
zaabsorbowani przekazaniem nauczania doktrynalnego; którego podsumowanie
znajdowało wyraz w definicjach; definicje precyzowano za pomocą anatem (...)
Ale ten sobór ma inny cel; przede wszystkim duszpasterski, serdeczny,
komunikatywny, poszukując dialogu między Kościołem a światem, starając się bardziej
o wywarcie nastroju niż o rozumowe roztrząsanie i śmiem twierdzić, by raczej
służyć niż nauczać" (str. 162).
(18)
Informacja, którą tu podajemy, była opublikowana w "Saka Informationen",
nr 3, marzec 1988. Przesłał ją dr Pierre Cuttat, nasz przyjaciel z Bazylei
(Szwajcaria) i członek założyciel SAKA, któremu wyrażamy wdzięczność.
Tłumaczenie naszego autorstwa.
(19) Ze
względu na tę katolicką prawdę, iż "Chrystus i Jego wikariusz stanowią
jedną osobę moralną", uważamy, że bluźnierczym jest twierdzenie, jakoby
Jan Paweł II był rzeczywiście, formalnie papieżem Kościoła katolickiego. Każdy,
kto twierdzi, iż jest z nim w jedności wiary, znajduje się w jedności z odstępcą
od wiary katolickiej.
(20) Dostępnych jest jeszcze
kilka egzemplarzy w języku francuskim. W broszurze znajdują się artykuły, które
pojawiły się w różnych starszych numerach "Forts dans la Foi". Na ten
sam temat polecamy opracowanie dr. Wiganda Siebela, Philosophie et théologie
de Karol Wojtyla, wydane przez SAKA w 1988 roku.
(a) Por. 1) Papież Pius XI, Encyklika "Mortalium animos". O popieraniu
prawdziwej jedności religii. 2)
Ks. Andrzej Dobroniewski, Modernizm i moderniści. 3) Ks. Maciej
Sieniatycki, a) Zarys dogmatyki
katolickiej. b) Modernistyczny Neokościół. 4) Bp Józef Sebastian Pelczar, Dążności pseudoreformatorskie.
5) Ks. Stanisław Miłkowski, O modernizmie. 6) Bp Michał Nowodworski, Wiara i rozum. 7) Ks. Piotr Semenenko CR, a ) O Wierze. b) Poza
Kościołem nie ma zbawienia. 8) Bp Mark A. Pivarunas CMRI, Ocena spotkań
w Asyżu w 1986 i 2011. 9) Bp Daniel L. Dolan, Katolicka odpowiedź na
apostazję Jana Pawła II. 10) John Kenneth Weiskittel, a) Jan Paweł II i
voodoo. b) Trzecie oko Wojtyły. Pielgrzymka Jana Pawła II do Indii.
11) Patrick Henry Omlor, Jan Paweł II Apostata. 12) Herezja Jana
Pawła II. 13) Jan Paweł II a doktryna katolicka. 14) Ks. Rama P.
Coomaraswamy, Posoborowi "papieże".
(Przyp. red. Ultra
montes).