STRONA INTERNETOWA POWSTAŁA W CELU PROPAGOWANIA MATERIAŁÓW DOTYCZĄCYCH INTEGRALNEJ WIARY KATOLICKIEJ POD DUCHOWĄ OPIEKĄ św. Ignacego, św. Dominika oraz św. Franciszka

Cytaty na nasze czasy:

"Człowiek jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją. Inne zaś rzeczy na obliczu ziemi są stworzone dla człowieka i aby mu pomagały do osiągnięcia celu, dla którego jest on stworzony"

Św. Ignacy Loyola


"Papa materialiter tantum, sed non formaliter" (Papież tylko materialnie, lecz nie formalnie)

J.E. ks. bp Guerard des Lauriers



"Papież posiada asystencję Ducha Świętego przy ogłaszaniu dogmatów i zasad moralnych oraz ustalaniu norm liturgicznych oraz zasad karności duszpasterskiej. Dlatego, że jest nie do pomyślenia, aby Chrystus mógł głosić te błędy lub ustalać takie grzeszne normy dyscyplinarne, to tak samo jest także nie do pomyślenia, by asystencja, jaką przez Ducha Świętego otacza On Kościół mogła zezwolić na dokonywanie podobnych rzeczy. A zatem fakt, iż papieże Vaticanum II dopuścili się takich postępków jest pewnym znakiem, że nie posiadają oni autorytetu władzy Chrystusa. Nauki Vaticanum II, jak też mające w nim źródło reformy, są sprzeczne z Wiarą i zgubne dla naszego zbawienia wiecznego. A ponieważ Kościół jest zarówno wolny od błędu jak i nieomylny, to nie może dawać wiernym doktryn, praw, liturgii i dyscypliny sprzecznych z Wiarą i zgubnych dla naszego wiecznego zbawienia. A zatem musimy dojść do wniosku, że zarówno ten sobór jak i jego reformy nie pochodzą od Kościoła, tj. od Ducha Świętego, ale są wynikiem złowrogiej infiltracji, jaka dotknęła Kościół. Z powyższego wynika, że ci, którzy zwołali ten nieszczęsny sobór i promulgowali te złe reformy nie wprowadzili ich na mocy władzy Kościoła, za którą stoi autorytet władzy Chrystusa. Z tego słusznie wnioskujemy, że ich roszczenia do posiadania tej władzy są bezpodstawne, bez względu na wszelkie stwarzane pozory, a nawet pomimo pozornie ważnego wyboru na urząd papieski."

J.E. ks. bp Donald J. Sanborn

piątek, 22 marca 2013

O Papieżu „Buongiorno”, przepraszam, Bergoglio, raz jeszcze

    Od wyboru Jorge kardynała Bergoglio na kolejnego następcę świętego Piotra minęło już kilka dni. Emocje związane z samym konklawe, jak i jego rezultatem powoli opadają. My zaś z każdą godziną wiemy coraz więcej o osobie nowego biskupa Rzymu. Chociaż nadal nie wiemy za wiele, jednak te szczątkowe informacje zaczynają nam powoli ukazywać kim jest – jak sam o sobie powiedział – ten papież z końca świata. Cały czas zastanawiamy się jaki będzie jego pontyfikat, jakie przyniesie zmiany Kościołowi i przede wszystkim jakie będzie miał znaczenie dla katolickiej Tradycji.

Mimo tego, że kardynał Bergoglio był wymieniany wśród papabile już 8 lat temu, takiego wyboru nikt się nie spodziewał. Wszyscy mniej lub bardziej poważni watykaniści, jak i cała opinia publiczna oczekiwała na wybór zupełnie innego kardynała. Media, co więcej, nawet polscy biskupi nie mogli nic powiedzieć na temat osoby nowo wybranego papieża Franciszka.
W Polsce, a nawet w Europie był on dotąd zupełnie nieznany. Wierni związani z ruchem tradycjonalistycznym w naszym kraju słyszeli o nim raz i to, niestety, w bardzo negatywnym kontekście, kiedy to zdjęcie kard. Bergogliego przyjmującego „błogosławieństwo” od heretyckich duchownych znalazło się na jednej ze stron internetowych.abp bergoglio blessed by heretics
Obecny papież pochodzi z rodziny włoskich imigrantów, urodził się w 1936 roku. W roku 1958 wstąpił do zakonu jezuitów, by w 1969 roku przyjąć święcenia kapłańskie. Fakt, że nowy papież jest jezuitą ma doniosłe znaczenie. Katolikom wiernym ortodoksyjnej doktrynie Kościoła świętego nie trzeba tłumaczyć, że obecny kryzys najbardziej dotyka właśnie ten wspaniały niegdyś zakon założony przez świętego Ignacego.
Chyba najlepiej zamieszanie w szeregach Towarzystwa Jezusowego opisał jego były członek x. Malachi Martin. Nie jest tajemnicą, że Towarzystwo Jezusowe jest jednym z głównych motorów modernizmu i nowinkarstwa w dzisiejszym Kościele. To właśnie jezuici w dużej mierze odpowiadają za teksty dokumentów soborowych. Ich duch unosi się nad pogrążoną w chaosie łodzią Kościoła. Karl Rahner, John C. Murray i przede wszystkim spiritus movens neomodernizmu – panteista Pierre Teilhard de Chardin – oto główne nazwiska dziwaków – pseudoteologów, których idee zatruły Kościół, a które wcześniej zostały potępione przez Rzym, a sami zainteresowani zostal pozbawiani katedr, obłożeni zakazami nauczania, publikowania i suspensami.
Mimo że idee ostatniego z tej trójki były najbardziej przez Rzym potępione i zabronione, to jednak żywotność myśli Teilharda de Chardina do dziś trawi Kościól. Jezuici połowy dwudziestego wieku to także duchowni – renegaci, rewolucjoniści zaangażowani w budowanie utopijnej wizji raju na ziemi pod znakiem czerwonej gwiazdy. To także teoretycy heretyckiej i bluźnierczej teologii wyzwolenia. To w końcu także duchowni wprowadzający do życia katolickiego najdziwaczniejsze pomysły sekt heretyckich, pseudoduchowości zielonoświątkowej czy duszpasterze oaz.
W takiej atmosferze rozpoczynał swoją posługę kapłańską młody ojciec Jorge Bergoglio. Kościół południowoamerykański borykał się z problemem dezercji wśród kapłanów i nowotworu teologii wyzwolenia, która rozlała się po krajach Ameryki Łacińskiej. Wtedy to przyszły papież był kolejno: mistrzem nowicjatu, profesorem (kiedy oddał prowadzenie jezuickiego uniwersytetu protestantom) i w końcu prowincjałem zakonu.
Dotychczasowe informacje, które napływają do Europy sugerują, że x. Jorge Bergoglio nie był zwolennikiem teologii wyzwolenia i wręcz ją zwalczał na terenie Argentyny. Jest jednak związany z posoborowym ruchem Comunione e Liberatione, co także ma doniosłe znaczenie. Ruch ten bowiem poświęca się sprawom społecznym, także (a może zwłaszcza) kwestii poprawy bytu materialnego wśród uboższych warstw społeczeństwa, co w połączeniu z drugim członem swojej nazwy przywodzi na myśl socjalistyczne skojarzenia.
Bergoglio najwyraźniej poświęcił się ideałowi tego ruchu na co wskazuje jego postawa jako biskupa i kardynała. Rezygnacja z osobistego samochodu i kierowcy, mieszkanie w prywatnym lokum i inne tego typu postawy dowodzą tego, że celowo, wręcz ostentacyjnie, wyzbył się on pewnych udogodnień związanych z powagą swojego urzędu, aby w ten sposób zachęcić do wyrzekania się bogactwa materialnego na rzecz ubogich i uczynił z siebie rzecznika ludu. Praktykę tę kardynał Bergoglio, już jako papież Franciszek, niemal natychmiast przeszczepia na grunt rzymski, by później móc ją zaszczepić na całym świecie.
papa-francesco-cardinali in autobusFranciszek zrezygnował z przejazdu papamobilem, przywdziewa skromne stroje liturgiczne, podkreśla sprawę ubogich niemal w każdym przemówieniu. Do argentyńskich pielgrzymów zgromadzonych na placu świętego Piotra zaapelował, aby ci zamiast pielgrzymować na drugi koniec świata pomagali biednym. Dbanie o takie szczegóły, ich nieustanne podkreślanie i ostentacyjność wskazuje na zideologizowanie umysłu nowego papieża. Nic więc dziwnego, że spowodowało to już pierwsze reakcje. I tak na przykład schizmatycki metropolita Kijowa zarzucił papieżowi to, że ten robi to na pokaz.
Dla tego dziwacznego ideału papież jest w stanie poświęcić funkcjonalność przejazdu pod eskortą policji, woli stać w korkach na ulicach Rzymu, aniżeli sprawnie przemieszczać się z miejsca na miejsce. Za wszelką cenę ma zamiar wtopić się w (ubogi) tłum. Papież, który chce wtopić się w rzeszę ubogich to jakieś monstrualne nieporozumienie. Nawet ludzie najbardziej zarażeni błędami archeologizmu nie głoszą tego, co praktykuje papież Franciszek. Na takie posunięcia czekali najwięksi wrogowie Kościoła, którzy chcą go sprowadzić do fałszywego ideału instytucji biednej.
Tradycjonalistom nie trzeba tłumaczyć, że tego typu ubóstwo, do którego dąży papież Franciszek jest zupełnie fałszywe. Spójrzmy w przeszłość, w przykłady świętych hierarchów Kościoła. Czy widzimy tam podobną niedorzeczność? Święty Jozafat Kuncewicz, arcybiskup połocki, zamordowany przez schizmatyków w 1623 roku, oddawał się ascezie rezygnując z wielu dogodności właściwych życiu metropolity.
Robił to jednak w ukryciu, nie obnosząc się z tym. Nosząc włosiennicę, nie ściągał bogato zdobionych szat biskupich. Nie mieszkał w drewnianej chacie, ale w pałacu arcybiskupim. Godził osobiste ubóstwo z dostojeństwem sprawowanego urzędu. Podobnie święty Pius X, który wywodził się z ludu, z rodziny, której ubóstwo było o wiele większe niż ubóstwo dzisiejszych biedaków. Gdy dostępował kolejnych godności kościelnych nigdy nie zapominał o biednych ofiarując im swoje dochody, zapożyczając się na ich edukację czy budując dla nich szkoły i internaty. Nigdy jednak nie rozciągał ubóstwa na powagę urzędu biskupa, patriarchy czy wreszcie papieża.
Nie rezygnował z barokowych szat liturgicznych, z rozbudowanego ceremoniału papieskiego i z honorów temu właściwych, a jednak osobiście pozostał biedny rozdając wszystko tym, spośród których się wywodził. Biedak św. Pius i rzymski arystokrata Pius XII posługiwali się tym samym ceremoniałem i odbierali te same honory, chociaż wywodzili się z zupełnie innych warstw społecznych. Obaj rozumieli, że hierarchia i ład, w których każdy zajmuje stosowne miejsce są ważniejsze niż poprawa złej sytuacji materialnej. Jakże różne to postawy od postawy papieża Franciszka.
Co gorsza ten apostolat wśród biednych ma aspekt głównie społeczny i materialny, a nie duchowy. Jak wiemy, kardynał Bergoglio jest przeciwnikiem rozwiązań wolnorynkowych. Nie tylko skrajnego liberalizmu, co mieściłoby się w kategoriach tradycyjnej nauki społecznej, ale przeciwnikiem wolnego rynku jako takiego, a to powinno budzić uzasadnione obawy. Gdy na tę niechęć w stosunku do rozwiązań rynkowych patrzymy przez pryzmat apostolatu wśród ubogich, to rysuje się nam obraz jakiegoś komunistycznego proroka ludu robotniczo – chłopskiego.
Dziennikarze Gazety Wyborczej z aprobatą przytaczają jego słowa, które zdają się potwierdzać to, co napisałem wyżej. W 2007 roku Bergoglio miał powiedzieć: „Trwa niesprawiedliwość przy podziale dóbr. To tworzy sytuację grzechu społecznego. Sytuację, która krzyczy o pomoc do nieba. I ogranicza tak wielu naszym braciom możliwości pełniejszego życia.” Czy większe posiadanie prowadzi do pełni życia? Czy katolik może głosić taki nonsens?
W jakiej sytuacji postawi Kościół ta apoteoza ubóstwa? Przecież wszędzie tam, gdzie Kościół jest obecny, posiada On nieruchomości i nagromadzone przez wieki bogactwa ruchome. Bogate paramenta liturgiczne, dzieła sztuki, księgozbiory i wszelkie inne drogocenne rzeczy stanowią majątek wart niewyobrażalne wręcz sumy, o ile w ogóle są one w jakikolwiek sposób mierzalne. Zgodnie z ideałem papieża Franciszka to wszystko najwyraźniej jest solą w oku Kościoła.
Co więc z tym wszystkim zamierza on uczynić? Dziś całkiem na serio musimy się liczyć z tym, że przepiękne dzieła cywilizacji chrześcijańskiej mogą zacząć znikać. Paweł VI w ramach ukłonów w kierunku ubogich zdjął tiarę, kolejni papieże zrezygnowali z koronacji, a dla papież Franciszka jazda limuzyną jest już nieskromnością, więc dlaczego miałby nie wystawić na sprzedaż bezcennych obrazów, kielichów czy monstrancji?
Z kolei w jakiej sytuacji znajdą się lokalne episkopaty, kler i organizacje katolickie, kiedy liberalne media wypowiedzą im wojnę za to, że nie realizują programu ubogiego Kościoła papieża Franciszka? Mam na myśli zwłaszcza te kraje, gdzie Kościół katolicki ma pewne przywileje i nadal mocną pozycję, czyli także nasz kraj.
Nie trudno sobie wyobrazić jak wielką będzie to pożywką dla prymitywnych antyklerykałów, dla których bogactwo Kościoła jest Jego największym grzechem. Strach pomyśleć jakie będą rezultaty takiej antykatolickiej nagonki, z którą trzeba się niestety liczyć, a z czym najwyraźniej w swoim idealizmie nie liczy się Franciszek.
Kolejną kwestią, która budzi niepokój jest postawa wobec liturgii, którą prezentuje nowy papież. O ile Benedykt XVI, nawet w ramach modernistycznego Novus Ordo Missae, starał się przywrócić ceremoniom liturgicznym należną im powagę, o tyle raczej nie należy spodziewać się tego po papieżu Franciszku. Już w dniu swojej elekcji zrezygnował on z papieskiego mucetu i rokiety, a do papieskiego ceremoniarza, prałata Mariniego miał powiedzieć, żeby to on sam je założył, ponieważ karnawał już się skończył.
Ciężko powiedzieć ile jest prawdy w relacjach medialnych mówiących o tym zdarzeniu, a ile zwykłego dziennikarskiego blefu. Gdyby było to prawdą, nikogo chyba już by to nie zaskoczyło. W sieci natrafić można na film przedstawiający celebrację mszy świętej (?) dla dzieci, której przewodniczył kardynał Bergoglio. Od bluźnierczej celebracji z rockową muzyką, której przewodniczył kardynał Schonborn, msza Bergoglio różni się tym, że odbyła się na otwartym powietrzu (kort tenisowy), zgromadziła większą publiczność i pojawiła się na niej kukła (!) Chrystusa Pana.
Arcybiskup Buenos Aires zasłynął także tym, że postarał się o stłumienie w swojej diecezji inicjatyw, które prowadziły do rozpowszechnienia tradycyjnej Mszy świętej. Na Summorum Pontificum zareagował metodą degradacji przez awans. W ciągu kilku dni wprowadził papieskie zalecenia w ten sposób, że wyznaczył do celebrowania tradycyjnej Mszy świętej kapłanów jej niechętnych, by ci z kolei zniechęcili do niej wiernych.
To co wywołuje największe obawy to postawa wobec wspólnot niekatolickich. Kardynał w trakcie ekumenicznego spotkania klęknął przed heretyckimi duchownymi, aby przyjąć od nich „błogosławieństwo”. Czegoś podobnego nie dopuścił się ani Paweł VI, ani Jan Paweł II, ani chyba nawet ekumenista – teilhardysta Alfons Nossol. Tego jednak nie koniec, bowiem na trzy miesiące przed swoim wyborem na tron Piotrowy, kardynał Bergoglio wspólnie z żydami świętował Chanukę na oficjalnych obchodach.
Za oba te akty w poprzednim Kodeksie Prawa Kanonicznego z 1917 roku groziła ekskomunika ipso facto. Jak zatem oceniać jego gesty? Co myśleć o kardynale, który zakłada jarmułkę i obchodzi pogańskie święto? Skandal bez miary i bez precedensu. Anglikańskiemu „biskupowi” miał powiedzieć, że katolickie ordynariaty dla byłych anglikanów to rzecz zbędna. Świątynie w Argentynie udostępniał poganom na ich obrzędy. Ostatnia wiadomość dotycząca antykatolickich postaw kardynała Bergoglio mówi o jego kontatkach z paramasońską organizacją Rotary Club, od której w 1999 roku otrzymał on członkostwo honorowe i odznaczenia.
Śledząc w sieci mniej lub bardziej rozbudowane komentarze, odnosi się wrażenie, że ludzie Tradycji, ludzie prawicy zupełnie nie rozumieją powagi tego co się stało. Mówi się: dajmy mu czas. Ale czy spodziewacie się Państwo cudów? Oczekujecie radykalnego zerwania Franciszka z kardynałem Bergoglio? Spodziewacie się obrony wiary?
Podstawową i najważniejszą rolą papieża jest bronić wiary, paść owce Pańskie i utwierdzać braci, ale ten papież nie jest tym zainteresowany. Skandali i apostatycznych aktów kardynała Bergoglio nie przesłoni nawet jego walka ze zboczeniami i aborcją. Nota bene – jak przekazywał x. Krystian Bouchacourt – nawet w tym przypadku kardynał Bergoglio zapomniał o Bogu, a cały problem sprowadzał, po personalistycznemu, do kwestii dyskryminacji nienarodzonych.
Nie pomoże czarowanie rzeczywistości i strach przed przyznaniem się do istnienia faktów, które mówią same za siebie. Przeciwko nim nie ma argumentów. Czy po człowieku, który unika konfrontacji, omija problemy, którego argentyńskie seminarium jest niemal puste, który chyba nie ma szacunku dla Najświętszego Sakramentu, który misję Kościoła sprowadza do pracy na rzecz ubogich, można spodziewać się odnowy Kościoła? Czyżby niektórzy zapomnieli co mówią apostołowie i ojcowie Kościoła o świętowaniu z poganami i wiarołomnymi żydami?
Czy jeszcze nie nauczyliście się Państwo tego, że gdy modernista powołuje się na świętego Franciszka z Asyżu, to możemy być pewni wypaczenia postaci tego świętego? Modernista nie widzi w Biedaczynie z Asyżu apostoła niewiernych i duchowego wojownika. Zawsze robi ze św. Franciszka pacyfistę, rzecznika ekologów, zawsze go wykoślawi. I taki fałszywy franciszkański ideał przyświeca papieżowi – jezuicie.
Ten papież nie chce być papieżem. Nawet nie przedstawił się jako papież, a jedynie jako biskup Rzymu. Nie życzył sobie także składania hołdu i posłuszeństwa przez kardynałów. On chce walczyć z ubóstwem doczesnym, a świat dzisiaj nie na takie ubóstwo cierpi. Najwyraźniej już dawno zapomniał, że misja Kościoła jest misją zbawienia duszy, a nie zbawienia ciała w rzeczywistości doczesnej. Oby jego prośba o to, aby Bóg wybaczył kardynałom to, co uczynili, nie nabrały nowego znaczenia i powagi. Obym ja mylił się w swoich przewidywaniach.
Bartłomiej Gajos
Za: prawica.net.

Od Redakcji: Oczywiście zgadzamy się z zarzutami stawianymi przez Autora artykułu ale z jednym zastrzeżeniem : Bergoglio nie można nazywać Papieżem.