Za panowania cesarza Klaudiusza II żył w Rzymie
kapłan imieniem Walenty, który mimo prześladowania
chrześcijan gorliwie zajmował się obowiązkami swego
stanu, a swą wielką świątobliwością zdobył sobie
szczególny szacunek nie tylko u chrześcijan, ale nawet
u pogan. Litość nad biednymi zjednała mu imię ojca
ubogich, a pokora i słodycz w obcowaniu z drugimi,
namaszczenie Ducha świętego, cechujące każdą jego
sprawę, otwierały mu przystęp do serc
najzatwardzialszych pogan, których wielką liczbę
nawrócił. Gorliwie także umacniał w wierze
Męczenników i sam był gotów własną krew każdej
chwili przelać za wiarę. Szczęście to miało go
niezadługo spotkać. Wieść o nim, jako mężu pełnym
zalet i głębokiej nauki, dotarła w końcu i na dwór
cesarski. Sam cesarz zapragnął go poznać, kazał go
więc pewnego razu przywołać przed siebie i zapytał,
dlaczego nie stara się o jego łaski, których gotów mu
chętnie udzielić, jako człowiekowi powszechnie wielce
poważanemu; kończąc, dodał, że z przychylności,
którą dla niego żywi, nie może pozwolić, aby Walenty
wyznawał religię chrześcijańską, przeciwną
pogańskiej, którą wyznaje całe państwo.
"Cesarzu - odrzekł mu na to Walenty - gdybyś poznał dar Boży
(Jan 4,10) i Tego, któremu cześć oddaję i któremu
służę, poczytałbyś się za szczęśliwego, gdybyś
sam mógł Mu służyć. Wtedy, wyrzekłszy się czci,
którą oddajesz szatanowi, podobnie jak ja czciłbyś
Boga prawdziwego, Stwórcę Nieba i ziemi, i wszystkiego,
co się na świecie znajduje, jako też Syna Jego
jednorodzonego Jezusa Chrystusa, Odkupiciela wszystkich
ludzi i we wszystkim Boga równego. Od Niego to
otrzymałeś życie i koronę cesarską. On jeden może i
ciebie i wszystkich poddanych twoich prawdziwie
uszczęśliwić". Na te słowa pewien uczony
pogański, znajdujący się w orszaku cesarskim, zapytał
z oburzeniem: "Cóż zatem sądzisz o wielkich
bogach Jowiszu i Merkurym?". "To o nich sądzę
- odrzekł Walenty - co każdy z was myśleć powinien,
iż ci, których wy nazywacie bogami, byli ludźmi,
zepsutymi i rozpustnymi. Wszak sami wasi wieszcze
głoszą o ich wszeteczności! Czytaliście ich dzieje?
Pokażcie mi je tylko, a wnet was przekonam, że trudno
spotkać większych od nich zbrodniarzy".
Odpowiedź tak jasna, śmiała i przekonywująca
zmieszała i zdziwiła dworzan cesarskich, mimo to jednak
zaczęli wołać, że Walenty bluźni bogom. Za to cesarz,
uderzony trafnością uwag Walentego i jego świętą
odwagą, nie zważając na oburzenie otaczających go
pogan, wziął Świętego na stronę i zaczął go
wypytywać o różne artykuły wiary katolickiej. Między
innymi powiedział do niego: "Jeśli Jezus Chrystus
jest Bogiem, czemuż dotąd nam się nie objawił? A
jeśli w istocie zstąpił z Nieba, powiedz mi, jakie są
prawdy, które przyniósł?" - "Z największą
chęcią uczynię to, cesarzu - odpowiedział Walenty - i
przypuszczę cię do tego szczęścia", a
wyłożywszy mu w krótkich, lecz jasnych i
przekonywujących słowach najważniejsze prawdy
świętej wiary, dodał: "Chcesz więc,
najjaśniejszy monarcho, zażywać prawdziwej
pomyślności? Chcesz, aby państwo twoje zakwitło, a
wszyscy twoi nieprzyjaciele poddali się tobie? Czy
pragniesz uszczęśliwić ludy twoje i samemu sobie
zapewnić radość wiekuistą? Wyznaj zatem Jezusa
Chrystusa, poddaj Jego prawom całe swoje państwo i
przyjm Chrzest św. Jak nie ma innego Boga prócz Boga
chrześcijańskiego, tak nie ma i zbawienia gdzie indziej,
jak w tym wyznaniu. Cesarzu, kto nie jest
chrześcijaninem, ten zbawiony nie będzie!".
Święty przemawiał z taką siłą i namaszczeniem,
iż zdawało się, że jego słowa wywarły na cesarzu
wielkie wrażenie. Jakoż istotnie odezwał się do
panów: "Przyznać trzeba, że człowiek ten
wzniosłe i ważne prawdy nam objawia i trudno byłoby
wynaleźć przeciw niemu jakieś uzasadnione
zarzuty". Na te słowa wielkorządca rzymski,
imieniem Kalpurnus, głośno zawołał: "Patrzcie,
jak ten czarnoksiężnik już i samego naszego monarchę
nieomal uwiódł! Czyż ma przyjść do tego, że
odstąpimy od religii ojców naszych, w której od
kolebki wychowani jesteśmy i przyłączymy się do
jakiejś sekty nowo powstałej, a niezrozumiałe rzeczy
ogłaszającej?".
Po tak zuchwałym odezwaniu się wielkorządcy cesarz
zląkł się buntu wszystkich pogan i ta obawa
przygłuszyła w nim działanie łaski Bożej,
pobudzającej go do przyjęcia prawdziwej wiary.
Poświęcając swe zbawienie nikczemnym względom ludzkim
i chcąc uspokoić Kalpurna, wydał mu świętego
Walentego na pastwę, polecając, by go osądził, jak
prawa przepisują. Ten wtrącił Świętego do więzienia
i nakazał sędziemu imieniem Asteriusz, aby
niezwłocznie wytoczył jego sprawę i to jako
chrześcijaninowi oskarżonemu o wielką zawziętość
przeciw bogom cesarstwa. Asteriusz, który widział
wpływ, jaki słowa świętego Waleńtego wywarły na
samym cesarzu, postanowił najpierw sam na sam z nim
pomówić. Spodziewał się, że łagodnymi i pochlebnymi
słowy potrafi zachwiać jego wiarę, do czego
przywiązywał wielką wagę, gdyż wiedział, jak wielkie
zaskarbi sobie łaski u wielkorządcy, jeśli Walentego
przywiedzie do odstępstwa.
Kazał go tedy przyprowadzić do swego prywatnego
mieszkania. Święty wzniósł oczy i ręce ku Niebu i
modlił się do Pana Jezusa, aby przelawszy
Przenajświętszą Krew swoją za zbawienie wszystkich
ludzi, raczył oświecić światłem wiary świętej
wszystkich mieszkańców tego domu, pogrążonych w
ciemnościach bałwochwalstwa, i żeby dał się im
poznać jako prawdziwe światło, cały świat
oświecające. Asteriusz, w którego obecności święty
Walenty głośno się modlił, rzekł do niego:
"Dziwię się, jak człowiek rozumny może
poczytywać Jezusa Chrystusa za prawdziwe światło.
Litość mnie bierze, gdy słyszę takie brednie".
"Bądź pewny - odpowiedział mu Walenty - że tak
jest, a nie inaczej, i nie masz niewątpliwszej prawdy nad
tę, że Jezus Chrystus, Zbawca mój i Bóg mój, który
raczył stać się dla nas człowiekiem, jest prawdziwą
światłością oświecającą
wszelkiego człowieka na ten świat przychodzącego"
(Jan 1,9). "Spróbujmy więc, czy tak jest w istocie
- rzucił szyderczo Asteriusz. - Mam córkę ukochaną,
która od kilku lat zupełnie zaniewidziała. Jeśli
dokażesz tego, że twój Jezus Chrystus przywróci jej
wzrok, przyrzekam ci zostać chrześcijaninem z całą
moją rodziną". Walenty, pełen żywej wiary,
poprosił, aby mu Asteriusz przyprowadził swoją córkę,
a gdy stanęła przed nim, zrobiwszy na jej oczach znak
Krzyża św., zawołał: "Panie Jezu Chryste,
prawdziwy Boże i prawdziwy człowiecze, któryś
przywrócił wzrok ślepemu z urodzenia i który
pragniesz zbawienia wszystkich ludzi! wysłuchaj
modlitwę moją, acz nędznego grzesznika, i uzdrów tę
dziewicę!". Na te słowa niewidoma w tejże chwili
odzyskała wzrok, a Asteriusz i jego żona, upadłszy do
nóg Walentego, prosili, aby ich ochrzcił. Walenty
udzielił Sakramentu Chrztu świętego wszystkim
domownikom w liczbie czterdziestu czterech osób, którzy
prawie wszyscy wkrótce potem ponieśli śmierć
męczeńską.
Cesarz, dowiedziawszy się o tym, uznał w cudzie moc
Bożą. Pragnął też uwolnić Walentego, lecz
obawiając się wzburzenia ludu, który go już
posądzał, że jest w duszy chrześcijaninem, kazał
przyśpieszyć jego sprawę i wydać wyrok według całej
surowości prawa. Święty, okuty w kajdany, przez kilka
dni trzymany był w więzieniu. Kilka razy okrutnie
ubiczowany, w końcu został ścięty za miastem przy
drodze Flamińskiej, dnia 14 lutego roku Pańskiego 270.
Nauka moralna
Chrystus jest "światłością świata",
światłością nie tylko dla oczu cielesnych, ale także
dla oczu duszy ludzkiej. Skutkiem cudu uczynionego przez
św. Walentego przejrzała córka Asteriusza, ale
ważniejsze jeszcze było przejrzenie duchowe owego
sędziego wraz z całą jego rodziną i wielu innymi
poganami. Była to łaska, która działa jako światło,
pozwalające nam rozeznać, co dobre, a co złe, i która
droga prowadzi do Królestwa niebieskiego. W naszych
czasach także tej łaski doznajemy, mamy bowiem
kościoły i kapłany Boże, gdzie słyszymy słowa
Ewangelii, nauki i wykłady, które potępiają naszą
dumę, a wskazują nam drogę, którą dojść możemy do
celu naszego przeznaczenia, to jest do Nieba. Za pomocą
tej łaski wnikamy w nasze sumienie, badamy stan swej
duszy, a tym samym poznając się wewnętrznie, nabieramy
prawdziwego światła, które nam przyświeca na ciemnej
drodze do bram rajskich. Wszelkie dobre natchnienia,
wszelkie nauki w Kościele są owym światłem, przy
którym nikt zbłądzić nie może. Co poza Kościołem
się znajduje, jest ciemne i świecić nie może. Nasz
rozum jest płytki, łatwo schodzi z toru, ale Kościół
św. z prawej drogi nigdy zejść nie może. Kto słucha
Kościoła, słucha samego Jezusa Chrystusa, który
powiedział: Jam jest
światłość świata. Kto za Mną idzie, nie będzie
chodził w ciemności, ale będzie miał światłość
żywota (Jan 8,12).
Modlitwa
Spraw, prosimy, wszechmogący Boże, abyśmy
pamiątkę przejścia do wieczności błogosławionego
Walentego, Męczennika Twojego, obchodząc, od wszelkiej
szkody grożącej duszy naszej, za pośrednictwem jego
uwolnieni byli. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa,
który króluje w Niebie i na ziemi. Amen.
Św. Walenty
Urodzony dla nieba 14.02.270 roku,
Wspomnienie 14 lutego
Żywoty Świętych Pańskich
na wszystkie dni roku, Katowice/Mikołów 1937 r.