Pomiędzy mieszkańcami Ameryki święta Róża
pierwsza wywalczyła sobie zaszczyt ołtarza. Urodzona w
Limie, stolicy kraju Peru w Ameryce Południowej, z
rodziców niezamożnych, otrzymała na chrzcie św. imię
Izabeli, ale gdy matka pewnego razu nad obliczem
drzemiącego dziecięcia spostrzegła prześliczną
wonną różę, wszyscy odtąd nazywali ją Różą.
Piękne, łagodne i milczące dziewczątko było
pociechą i rozkoszą całego domu. Od szóstego roku
życia przestała jeść owoce, pościła co środę,
piątek i sobotę o chlebie i wodzie, sypiała tylko na
twardych deskach, kładąc sobie pod głowę kamień
zamiast poduszki, i wynajdywała rozmaite inne sposoby
umartwienia. W ten sposób wprawiała się do
posłuszeństwa i ćwiczyła się w miłości Boga i
rodziców, chociaż ci często wypowiadali życzenia
wbrew przeciwne jej przekonaniom. Matka, usposobiona po
światowemu i dumna z piękności córki, namawiała ją
bez ustanku, aby więcej dbała o stroje. Udawało się
nieraz Róży łzami i prośbami ubłagać ją, aby jej
zostawiła wolną wolę, kiedy indziej musiała
ustępować, ale za to potajemnie przywdziewała
ostrzejszą włosiennicę, a na głowę kładła srebrną
przepaskę, opatrzoną wewnątrz ostrymi gwoździami na
wzór ciernistej korony Jezusa Chrystusa. Z pilnością
pszczółki spędzała dni całe przy hafcie i szyciu,
sadziła i sprzedawała wonne kwiaty z ogródka i
wspierała hojnie ubogie a liczne rodzeństwo;
chorowitych rodziców opatrywała i pielęgnowała z
anielską cierpliwością, spełniała wszystkie ich
życzenia i spędzała im z czoła troskę i smutek.
Gdy doszła wieku dziewiczego, wielu młodzieńców,
zwabionych jej wdziękami, poczęło się ubiegać o jej
rękę, a matka nalegała na nią, ażeby poszła za syna
pewnej bogatej wdowy. Gdy Róża oświadczyła, że chce
pozostać w stanie panieńskim, matka prośbą, groźbą,
a nawet czynnymi zniewagami chciała przełamać jej
mniemany upór. Mimo to Róża pozostała wierną Panu
Jezusowi i wymogła na rodzicach pozwolenie wstąpienia
do trzeciego zakonu świętego Dominika. Odtąd
zwiększyła jeszcze ćwiczenia pokutne. Rodzice i krewni
łajali ją o przesadę, raniąc jej czułe serce
urąganiem i bolesnymi zarzutami, ale Róża znosiła to
spokojnie i przy pomocy brata, podzielającego jej
przekonania, zbudowała sobie w kąciku ogródka małą
celkę z desek, w której oddawała się modlitwie, pracy
i rozpamiętywaniom. W towarzyskich rozmowach, nawet
najpobożniejszych, niechętnie brała udział i
mawiała: "Nie widzę, na co się to przyda mówić
o Bogu. Lepiej przecież i przyjemniej rozmawiać z Nim,
aniżeli o Nim".
Cierpienia jej były wielkie i pełne goryczy. Z
powodu surowych praktyk pokutnych i częstych zachwyceń
szydzono z niej, zowiąc ją obłudnicą, opętaną i
wariatką. Nawet spowiednik nie szczędził jej łajań i
przygany; każdy członek jej ciała miał swój ból
osobny, a dusza jej cierpiała przez lat piętnaście
na oziębłość i oschłość; prócz tego co dzień
całymi godzinami pozbawiał ją Bóg nadprzyrodzonej
radości i zamiłowania dobrego, modlitwy i samotności,
tak że serce jej często było podobne do pustyni. Po
takich godzinach próby i doświadczeń światło
niebieskie rozjaśniało jej duszę, czuła się jakby
wzniesioną w Niebo i utwierdzała się w przekonaniu,
że wytrwa w miłości ku Bogu.
Po latach piętnastu przestały ją trapić owe
udręczenia; miewała objawienia Dzieciątka Jezus, Maryi
i Anioła Stróża, mówiła o miłosierdziu Bożym tak
rzewnie i czule, że przytomni nie mogli się oprzeć
słodyczy jej słów. Wolno jej było komunikować trzy
do cztery razy na tydzień, ale mimo to za każdym razem
wśród łez się spowiadała. Jej zjednoczenie ze
Zbawicielem było tak doskonałe, że zawsze Go miała
przed oczyma, przy każdym zatrudnieniu i w każdej
rozmowie.
W 32. roku życia zachorowała Róża śmiertelnie, a
bóle we wszystkich członkach trapiły ją w tak
straszny sposób, że lekarze stali nad nią, nie
wiedząc, co począć. Ona zaś szeptała: "Panie,
zwiększ moje cierpienia, ale i miłość moją!".
Wymawiając słowa: "Jezu, stój przy mnie",
umarła dnia 24 sierpnia roku 1617. Ciało jej jaśniało
niezrównaną pięknością, rumieniec krasił jej lica i
miły uśmiech zdobił jej usta, więc przytomni
sądzili, że jeszcze nie umarła. Natłok ludu był tak
wielki, że zwłoki jej musiano obstawić wojskiem i w
końcu przy zamkniętych drzwiach do grobowca spuszczono.
Klemens IX zaliczył Różę w roku 1668 do
Błogosławionych, a Klemens X w roku 1671 do Świętych
Pańskich.
Nauka moralna
Autor opisu żywota świętej Róży powiada, że
biskup Turybiusz udzielił Róży sakramentu
Bierzmowania, gdy Święta była jeszcze małym
dzieckiem. Sakrament ten darzy nas bowiem podwójną
łaską:
1) Udziela nam siły do walki z wrogami Kościoła, a
siła ta może się spotęgować aż do gotowości
męczeństwa. Święta Róża musiała walczyć z dwoma
najpotężniejszymi wrogami, tj. własnym ciałem, hojnie
uposażonym we wdzięki, i z matką, która powagą
rodzicielską usiłowała zmusić ją do posłuszeństwa
i zrzeczenia się własnej woli. Duch święty oświecił
Różę i natchnął ją tak skutecznie, iż ani nie
ubliżyła szacunkowi powinnemu rodzicom, ani nie poszła
za błędnymi ich przywidzeniami. Duch święty
natchnął ją siłą umorzenia w sobie porywów
zmysłowości i cierpliwego znoszenia potwarzy i
urągowisk. Czemuż Bóg nie pomaga nam w walce z pokusą
i pożądliwościami? Oto dlatego, że zimni i obojętni
jesteśmy na głos Ducha świętego i że więcej się
obawiamy ludzi i ich zdania, aniżeli Boga.
2) Bierzmowanie utwierdza w nas zaufanie w
ukrzyżowanym Chrystusie. Kapłan kreśli krzyżem
świętym na czole naszym krzyż, abyśmy w walce z
szatanem i przeszkodami zbawienia pamiętali o
Chrystusie, "który - jak mówi święty Piotr (1
Piotr 2, 21) - ucierpiał za
nas, zostawiając wam przykład, abyście wstępowali w
ślady Jego", i za którego wstawieniem
Duch święty, ten Pocieszyciel Boski, w nas zamieszkał.
Dlatego święta Róża sypiała na twardych deskach,
dlatego nosiła na głowie koronę ciernistą i prosiła
o zwiększenie boleści nie z grzesznego zaufania do
siebie, ale w celu zwiększenia w sobie miłości Boga.
Krzyż jest sztandarem Króla niebieskiego, zwycięzcy
piekieł i śmierci, a krzyż na czole naszym jest
oznaką, że należymy do zastępu Chrystusowego i
wiernie za Nim pójdziemy. Wstyd przeto i hańba zbiegom
spod tego sztandaru, jako też hańba tym, którzy ten
sztandar dlatego opuszczają, że półmędrek albo
raczej półgłówek jakiś nazwie ich obłudnikami,
świętoszkami lub podobnie.
Modlitwa
Boże wiekuisty, racz nas miłościwie ustrzec od
zbytecznego zamiłowania ciała i przemijającej urody.
Wszakże ciało nasze nie jest niczym innym, jak tylko
znikomym przybytkiem duszy nieśmiertelnej. Spraw przeto
łaską swoją świętą, abyśmy przestrzegali jego
nieskalanej czystości życiem świątobliwym i cnotliwym
i tym sposobem godnymi się stali zamieszkania z Tobą w
Królestwie niebieskim. Przez Pana naszego Jezusa
Chrystusa, który z Bogiem Ojcem i Duchem świętym
króluje w Niebie i na ziemi, po wszystkie wieki wieków.
Amen.
Żywoty Świętych Pańskich
na wszystkie dni roku, Katowice/Mikołów 1937 r.