
Z Zawichostu ruszyli Tatarzy i połączone z nimi
ruskie hufce pod wodzą Wasilka, brata księcia
halickiego Daniela, i Lwa, syna Daniela, na warowny
Sandomierz, w którym zamknęła się garstka rycerstwa i
tysiączne tłumy okolicznej ludności. Sandomierz
bronił się skutecznie przez kilka dni, ale w końcu
został zdobyty przez zdradziecki podstęp, jaki
doradzili książęta ruscy. Nastąpiła krwawa rzeź
zarówno załogi zamkowej, jak i ludności, która w
Sandomierzu szukała schronienia. Współczesna kronika
ruska tak opisuje te wypadki: "Ludzie . . . zobaczywszy
Tatarów w mieście, jęli uciekać do zamku, lecz nie
mogli zmieścić się we wrotach, gdyż most przed
wrotami był wąski, a jedni podusili się sami, drudzy
zaś pospadali z mostu w rów jak te snopy. Rowy były
głębokie i napełniły się trupami i można było
stąpać po trupach jakby po moście. Były zaś w
grodzie (zamku) namioty słomą kryte, które zapaliły
się same od ognia, po nich i gród zaczął się palić.
W grodzie tym była cerkiew z kamienia wielka i cudowna
(kościół Najświętszej Maryi Panny, dzisiejszy
katedralny), gdyż była zbudowana z białego ciosowego
kamienia. Ta była napełniona ludem, wierzch jej z
drzewa zajął się i ona spaliła się, a w niej
mnóstwo ludzi; ledwie żołnierze zdołali z grodu
wybiec. Nazajutrz zakonnicy i księża świecy. . .
odśpiewawszy mszę, zaczęli komunikować się, najpierw
oni, potem bojarzy (panowie) z żonami i dziećmi,
tudzież wszyscy od małego do wielkiego, i zaczęli
spowiadać się, jedni przed mnichami, drudzy przed
księżmi i diakonami, albowiem mnóstwo ludu było w
grodzie. Potem zaś wyszli z grodu z krzyżami, świecami
i kadzielnicami, poszli też bojarzy i bojarzynie,
ubrawszy się w szaty godowe; słudzy zaś bojarscy
nieśli przed nimi ich dzieci i był płacz wielki i
lament. Wypędzonych z grodu posadzili Tatarzy na błoniu
nad Wisłą i siedzieli dwa dni na błoniu. Potem
zaczęli ich wszystkich zabijać, płeć męską i
żeńską zarówno i nie pozostał z nich ani jeden".
Długosz zaś pisze: "Tyle wtedy pod mieczem
barbarzyńców wylało się krwi chrześcijańskiej, że
ze wzgórza, na którym zamek jest zbudowany, do Wisły,
co wedle zamku płynie, krew ciekła jakby potokiem i
woda Wisły krwią się zabarwiła".
Owi "zakonnicy" i "mnisi", o których mówi
kronika ruska i którzy wraz z innymi padli ofiarą
rzezi, byli dominikanami z klasztoru św. Jakuba w
Sandomierzu. Tradycja głosi, że było ich czterdziestu
dziewięciu z przeorem Sadokiem na czele. Błogosławiony
Sadok (żył około roku Pańskiego 1259), jeden z wybitniejszych misjonarzy wschodnich
średniowiecza, miał być potomkiem rycerskiego rodu z
ziemi krakowskiej. Wstąpiwszy do zakonu kaznodziejskiego,
udał się w roku 1221 w towarzystwie dwóch braci
zakonnych do Bolonii, gdzie się zebrała pierwsza
generalna kapituła zakonu. Św. Dominik wysłał go
stamtąd wraz z bratem Pawłem i trzema innymi na Węgry,
celem nawracania pogańskich Kumanów, zamieszkujących
znaczne obszary w dorzeczu Cisy. Po kilku latach gorliwej
i wielce owocnej pracy apostolskiej puścił się
błogosławiony Sadok wraz z towarzyszami w dalszą
drogę na wschód, na Mołdawię i Wołoszczyznę, które
były główną siedzibą Kumanów i mimo prześladowań
szerzył tam wiarę chrześcijańską z takim
powodzeniem, że między wielu innymi przyjęło ją
także dwóch książąt. Niestety, wszystkie ich
wysiłki obrócił w niwecz najazd Tatarów. Paweł z
wielu towarzyszami został zamordowany, a błogosławiony
Sadok, uchodząc przed daremnym męczeństwem, powrócił
do Polski i osiadł w Sandomierzu, gdzie został obrany
przeorem.
Tradycja opisuje śmierć czterdziestu dziewięciu
męczenników inaczej niż źródła dziejowe, podaje
bowiem, że Tatarzy wymordowali ich w kościele
klasztornym św. Jakuba, leżącym poza murami miejskimi.
Przepiękna legenda głosi, że Bóg w niezgłębionym
miłosierdziu swoim w cudowny sposób zwiastował im
śmierć męczeńską, która ich czekała. Oto w noc
poprzedzającą napad Tatarów na Sandomierz na dźwięk
dzwonu wszyscy bracia jak zwykle zebrali się o północy
w kościele, a gdy przeor Sadok z nabożeństwem
odprawił Jutrznię, jeden z nowicjuszów począł
czytać martyrologium. Młodzieniaszek ten, przeczytawszy
imiona świętych męczenników, których pamiątka
przypadała na następny dzień, zobaczył w księdze
złotymi literami wypisane słowa: "W Sandomierzu
męczeństwo czterdziestu dziewięciu męczenników".
Struchleli bracia zbiegli się wokół przeora, on zaś,
spojrzawszy na napis, który im zwiastował śmierć,
zaczął ich podnosić na duchu i wzywać do modlitwy i
pokuty. Pokrzepieni jego słowami upadli wszyscy na
kolana i odprawiwszy spowiedź, przyjęli ostatnie
sakramenta św., gotując się na śmierć, która
wkrótce nadeszła, bo gdy po Mszy św. błogosławiony
Sadok zaintonował pieśń "Salve Regina" -
"Witaj Królowo, Matko miłosierdzia", a zakonnicy
podjęli ją chórem, wpadli do kościoła z ogromnym
wrzaskiem Tatarzy i roznieśli ich na szablach. Podanie
mówi, że jeden z braci, przeląkłszy się śmierci,
uciekł z kościoła i skrył się na strychu, ale na
widok ginących współbraci zawstydził się swego
tchórzostwa i wrócił na dół, aby razem z nimi
otrzymać koronę męczeńską.
Tyle tradycja, bez wątpienia błędna, bo kościół
św. Jakuba nie nosi żadnych śladów gwałtu ni
pożaru, a zakonnicy, którzy podczas oblężenia
Sandomierza znajdowali się na zamku, musieli być
dominikanami, gdyż innych klasztorów nie było wówczas
w Sandomierzu.
Szczątki czterdziestu dziewięciu męczenników mają
leżeć w kościele św. Jakuba, ale miejsce ich
pogrzebania nie jest znane. Papież Bonifacy VIII w roku
1295 polecił, aby Kościół polski obchodził
pamiątkę męczenników sandomierskich w dniu 2 czerwca,
a papież Pius VII pozwolił odprawiać Mszę o
błogosławionym Sadoku i jego towarzyszach całemu
zakonowi kaznodziejskiemu.
Nauka moralna
Umrzeć musisz i umrzesz tylko raz, a nie wiesz, kiedy
i jak umrzesz. Nie wiesz, gdzie i w jakim stanie umrzesz.
Umrzesz wcześniej, niż się spodziewasz. Jak nie
podobna w jednej chwili nauczyć się rzemiosła,
którego się kto nigdy nie uczył, tak nie podobna w
jednej chwili zapomnieć rzemiosła, któremu się kto
zawsze oddawał. Jakże może w sobie wzbudzić miłość
Pana Boga przy śmierci ten, kto Go przez całe życie
nienawidził? Jakże znienawidzisz przy śmierci grzech,
w którym całe życie się kochałeś? Za zdrowia nie
nawykłeś do cnoty, czyż w chorobie staniesz się
cnotliwym? Po śmierci sąd - a po osądzeniu będziesz
albo zbawiony, albo potępiony. Teraz czyń, co cię
naówczas napełni radością, a unikaj tego, czego byś
przy śmierci żałował. Przy bramie wieczności
zostawisz wszystkie dobra swoje. Sława twoja nie
pójdzie z tobą do grobu, uciechy twoje zamienią ci
się potem w gorycz, a nieporządna miłość - w
nienawiść. Nie weźmiesz z tego świata nic z sobą,
tylko dobre lub złe uczynki; dobre dla nagrody, złe dla
kary. To, co ci się teraz za życia podoba, dręczyć
cię będzie przy śmierci, to, co ci się teraz nie
podoba, stanie ci się miłym w chwili śmierci. O
śmierci, o sądzie - o zbawienie - o potępienie!
Umarły jestem, jeżeli się nie lękam złej śmierci;
zanadtom przywiązany do życia, jeżeli się zbytecznie
śmierci obawiam. Nie kocham Jezusa, jeżeli nie pragnę
śmierci, niegodny jestem zbawienia, jeżeli się nie
boję potępienia. Źle używam czasu i łaski, jeżeli
się nie gotuję na śmierć szczęśliwą.
Nie potrzebował błogosławiony Sadok i jego
towarzysze długiego przygotowania na śmierć, albowiem
całe ich życie pracowite i bogomyślne było najlepszym
przygotowaniem do szczęśliwej śmierci. Nie wiązało
ich też nic innego z tym życiem, jak tylko wola Boga,
toteż kiedy ich Bóg powołał do siebie, z radością
szli na to wezwanie. Czy gotów jesteś na śmierć?
Pamiętaj, że śmierć przychodzi jak złodziej!
Modlitwa
Boże i Panie mój, spraw miłościwie za przyczyną
Męczennika Twego, błogosławionego Sadoka i towarzyszy
jego, abyśmy zawsze na śmierć byli przygotowani i
każdego czasu gotowi byli stanąć przed obliczem
Pańskim. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen.
Bł. Sadok i jego towarzysze
Urodzony dla nieba 1259 roku
Beatyfikacja 1295 roku
Wspomnienie 2 czerwca
Żywoty Świętych Pańskich
na wszystkie dni roku - Katowice/Mikołów 1937 r.