STRONA INTERNETOWA POWSTAŁA W CELU PROPAGOWANIA MATERIAŁÓW DOTYCZĄCYCH INTEGRALNEJ WIARY KATOLICKIEJ POD DUCHOWĄ OPIEKĄ św. Ignacego, św. Dominika oraz św. Franciszka

Cytaty na nasze czasy:

"Człowiek jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją. Inne zaś rzeczy na obliczu ziemi są stworzone dla człowieka i aby mu pomagały do osiągnięcia celu, dla którego jest on stworzony"

Św. Ignacy Loyola


"Papa materialiter tantum, sed non formaliter" (Papież tylko materialnie, lecz nie formalnie)

J.E. ks. bp Guerard des Lauriers



"Papież posiada asystencję Ducha Świętego przy ogłaszaniu dogmatów i zasad moralnych oraz ustalaniu norm liturgicznych oraz zasad karności duszpasterskiej. Dlatego, że jest nie do pomyślenia, aby Chrystus mógł głosić te błędy lub ustalać takie grzeszne normy dyscyplinarne, to tak samo jest także nie do pomyślenia, by asystencja, jaką przez Ducha Świętego otacza On Kościół mogła zezwolić na dokonywanie podobnych rzeczy. A zatem fakt, iż papieże Vaticanum II dopuścili się takich postępków jest pewnym znakiem, że nie posiadają oni autorytetu władzy Chrystusa. Nauki Vaticanum II, jak też mające w nim źródło reformy, są sprzeczne z Wiarą i zgubne dla naszego zbawienia wiecznego. A ponieważ Kościół jest zarówno wolny od błędu jak i nieomylny, to nie może dawać wiernym doktryn, praw, liturgii i dyscypliny sprzecznych z Wiarą i zgubnych dla naszego wiecznego zbawienia. A zatem musimy dojść do wniosku, że zarówno ten sobór jak i jego reformy nie pochodzą od Kościoła, tj. od Ducha Świętego, ale są wynikiem złowrogiej infiltracji, jaka dotknęła Kościół. Z powyższego wynika, że ci, którzy zwołali ten nieszczęsny sobór i promulgowali te złe reformy nie wprowadzili ich na mocy władzy Kościoła, za którą stoi autorytet władzy Chrystusa. Z tego słusznie wnioskujemy, że ich roszczenia do posiadania tej władzy są bezpodstawne, bez względu na wszelkie stwarzane pozory, a nawet pomimo pozornie ważnego wyboru na urząd papieski."

J.E. ks. bp Donald J. Sanborn

poniedziałek, 4 września 2017

Kazanie bpa Sanborna o św. Piusie X



W święto prawdziwego Papieża, pogromcy modernizmu.
Pelagiusz z Asturii

W imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego. Amen.

        W najbliższy wtorek obchodzimy uroczystość świętego Piusa X. Niemożliwe, byśmy nie zwrócili szczególnej uwagi na tego wielkiego świętego, gdyż jest on naszym przywódcą w walce z modernizmem. Nasz opór wobec modernizmu nie opiera się bowiem na naszym własnym autorytecie, lecz raczej na autorytecie owego wielkiego papieża i świętego, który sto lat temu wskazał modernistów palcem, i powiedział: „Jeśli uda im się zrealizować postulowany przez siebie program, zniszczą Kościół”. I właśnie walka z modernizmem jest bez wątpienia najważniejszym aspektem jego życia. Stanowi też prawdopodobnie główną przyczynę, dla której został ogłoszony świętym.

Lecz winniśmy przyjrzeć się innym aspektom jego świętości. Często koncentrujemy się na walce Piusa X z modernizmem, lecz był on święty pod wielu innymi względami. Zauważamy trzy główne „obszary”, na których zaznaczyła się jego świętość. Pierwszym była jego miłość i wrażliwość wobec ubogich. Drugim – zapał w realizowaniu obowiązków stanu. Trzecim zaś: pokora.

Powiedzmy najpierw o jego miłości i wrażliwości wobec ubogich. Józef Sarto urodził się w ubogiej rodzinie. W jego domu rodzinnym, który odwiedziłem, chodziło się po ubitej glinie. Jego rodzice byli ludźmi skromnymi – jeśli mówimy o dostatności życia. Jako chłopiec znał ubóstwo; nie stać go było na opłacenie seminarium. Polegał zatem na wsparciu od dobrodziejów oraz na stypendium. W trakcie całego życia nieprzerwanie rozdawał to, co posiadał. Jako seminarzysta dzień w dzień połowę swojego jedzenia zanosił pewnemu zubożałemu umierającemu człowiekowi w podeszłym wieku. Czynił tak aż do dnia jego śmierci.
Jako ksiądz często oddawał swój własny obiad ubogim parafianom, sam zaś pościł. Mówi się, że jako biskup Mantui zastawił swój własny biskupi pierścień, by wspomóc ubogich. Jako biskup i kardynał wykorzystywał własne środki, by wspomagać potrzebujących seminarzystów, ponieważ w owych czasach drogę kapłaństwa obierali niemal wyłącznie ubodzy; klasy wyższe, opanowane próżnością oraz innymi sprawami światowymi trzymały się od seminariów z daleka1. Zaś jego siostry musiały chować mu ubrania – koszule i bieliznę – z obawy, że również je rozda. Żaden pieniądz nie trzymał się go zbyt długo. Gdy otrzymywał jakieś środki, niezwłocznie je rozdawał. Nigdy nie miał niczego dla siebie; otrzymywane pieniądze wciąż oddawał innym. Jako kardynał patriarcha Wenecji dwukrotnie dostawał piękne zegarki. Zanim został biskupem kupił sobie zegarek – z niklu; tani zegarek, który towarzyszył mu do końca życia, nie chciał się z nim bowiem rozstać. Pewien niemiecki szlachcic ofiarował mu piękny złoty czasomierz wysadzany diamentami – i nie muszę wam mówić, co się z tym zegarkiem stało. Kardynał Sarto wolał prostotę swojego niklowego zegarka i chciał rozdać ubogim to, co uzyskał ze sprzedaży owego wspaniałego czasomierza. Istnieje wiele innych podobnych historii, ale opis tego jednego zdarzenia pozwala nam pojąć jego wrażliwość na ubogich.

Po drugie: Giuseppe Sarto charakteryzował zapał w realizowaniu obowiązków stanu i to w tej dziedzinie prawdziwie okazuje się jego wielkość. Przez całe swe życie poświęcał się całkowicie dla zbawienia dusz. Na przykład jako biskup i kardynał osobiście udawał się z wizytą do chorych i umierających. Nie potrafił zrezygnować z tych odwiedzin i przybywał do ich łóżek. Zwykle tego nie robiono – biskupi zlecali to zadanie podległym sobie księżom. Lecz on zawsze osobiście doglądał sprawy zbawienia powierzonych sobie dusz – od momentu, gdy został wikarym, do chwili, gdy został papieżem. W tym znaczeniu na zawsze pozostał księdzem parafialnym. Nigdy nie zrezygnował ze swoich zadań jako księdza parafialnego, a piastowanie coraz wyższych godności w kościelnej hierarchii oznaczało dlań po prostu powiększanie jego parafii. A zatem, gdy został biskupem – obszar jego parafii powiększył się, gdy otrzymał godność kardynała – jej wielkość wzrosła jeszcze bardziej, a jako papież odpowiadał za… bardzo dużą parafię.

Ale nigdy nie wyzbył się tej prostoty serca, która powodowała, że oddawał się sprawie zbawienia duszy każdego swojego parafianina z osobna. Co dzień odwiedzał seminarium. We Włoszech seminarium jest niemal zawsze połączone z kancelarią diecezjalną. A więc każdego dnia miał zwyczaj nawiedzać seminarium. Niekiedy sam nauczał; przez dwa lata jako biskup diecezji prowadził w seminarium zajęcia. Lecz co dzień – czy to jako kardynał, czy jako biskup – odwiedzał seminarium. Od czasu do czasu zaś „wpadał” na zajęcia prowadzone przez tamtejszych profesorów. Szczerze wam mówię, że ostatnią rzeczą, jaką chcielibyście oglądać będąc profesorem seminarium jest pojawienie się przed drzwiami sali, w której macie prowadzić wykład, kardynała patriarchy Wenecji zamierzającego przysłuchiwać się temu, co będziecie mówić. Gdy niespodziewanie przybywał na zajęcia, profesorom musiały przechodzić po plecach ciarki.