Pewien misjonarz z Ameryki
opowiadał mi następujące zabawne zdarzenie z życia nawróconych Indian, którzy
mimo zaznajomienia się z europejską kulturą, pozostają naiwnymi jak dzieci.
Dwóch Indian nawróconych,
jeden katolik, drugi metodysta, spotkało się i poczęli się sprzeczać o to,
która religia jest prawdziwą, katolicka czy protestancka. Nareszcie uradzili,
że ta religia musi być prawdziwą, która ma najdłuższy pacierz. Postanowili na
miejscu zrobić próbę. Katolik ukląkł, wyciągnął różaniec i począł się modlić.
Protestant odmówił Ojcze nasz i Skład Apostolski i – skończył, nie wiedząc, co
dalej odmawiać. Widząc, że towarzysz jego wciąż jeszcze się modli, rzekł
wreszcie zniecierpliwiony: Skończ już! widzę, że macie prawdziwą
religię, bo macie najdłuższy pacierz...
Tyle na świecie rozmaitych sekt
i wyznań, że człowiek nie ugruntowany dobrze w swojej wierze, nieraz mógłby się
nad tym zastanawiać, do którego wyznania właściwie się przypisać. Wspomnę tylko
najważniejsze: jest wyznanie katolickie i ewangelickie z rozmaitymi odcieniami,
jako to: protestanckie, luterskie, staroluterskie, reformowane, anabaptystów,
metodystów itd., itd.; dalej żydowskie, kalwińskie, zwingliańskie,
mahometańskie, prawosławne, mariawickie i wiele, wiele innych. Jeżeli chodzi
tylko o to, w którym wyznaniu najłatwiej znaleźć szczęście doczesne, natenczas
wybór nietrudny. Ludzie po największej części wybierają tę religię, w której
najwygodniej się żyje, która mianowicie nie wymaga od nich żadnych ofiar i
poświęceń, ani żadnych obowiązków im nie nakłada.
U nas może wchodzić w
rachubę tylko religia katolicka i protestancka. Nierzadko też słyszy się takie
zdanie: Katolik a ewangelik to jedno; my wszyscy w jednego Boga
wierzymy. Dlatego też coraz częstsze są, niestety, nawet u nas
Polaków wypadki przestąpienia z religii katolickiej na protestancką. Dzieje się
to najbardziej we wielkich miastach i na obczyźnie, zwłaszcza wskutek zawarcia
małżeństw mieszanych z osobami luterskimi. Oczywiście taka zmiana religii jest
tylko możliwą u tych rodaków, którzy poprzednio się wynarodowili, tj.
zaniechali języka ojczystego i zaniedbali obyczajów rodzinnych. Dobry Polak,
szanujący swój język ojczysty i tradycje domowe, choć zmuszony żyć między
obcymi, ani siebie ani dzieci swoich nie wynarodowi i wiary ojców swoich nie
zmieni.
Religia ma prowadzić
człowieka do jego ostatecznego celu i końca, a tym samym do prawdziwej
szczęśliwości. Tym celem i końcem wszelkiego stworzenia jest bezsprzecznie
Dobro najwyższe, najdoskonalsze, które Bogiem nazywamy. Osiągając ten cel,
osiągamy też zupełne zadowolenie i zupełną szczęśliwość. Serce bowiem
człowieka, mówi św. Augustyn, jest niespokojne, aż nie
spocznie w Bogu. Dążeniem przeto każdej istoty stworzonej powinno
być, stać się swemu ostatecznemu celowi jak najbardziej podobną. A że ta
asymilacja (przypodobanie się) Bogu tu na ziemi w zupełnej mierze jest
niemożliwą, przeto osiągamy ten cel dopiero poza grobem, czyli w życiu
wiecznym. Tam też, posiadłszy Boga, doznajemy szczęśliwości niczym nie
zamąconej.
Aby ocenić należycie wartość
religii katolickiej i protestanckiej, trzeba nam przeciwstawić obydwie i
wykazać, jakimi drogami one do tego celu ostatecznego człowieka prowadzą.
I. Chrystus a Luter
Bóg w nieskończonym
miłosierdziu swoim objawił się człowiekowi upadłemu w grzechy w Starym Zakonie
przez patriarchów i proroków, a w Nowym przez Syna swego Jezusa Chrystusa. Idąc tedy nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je i nauczając je
chować wszystko, com wam przykazał, powiedział Boski Zbawiciel do
Apostołów. Aby zaś ta nauka Jego rozszerzała się na tym świecie, nie doznając
uszczerbku, założył instytucję, która miała ją przechowywać nieskażoną, czyli Kościół
święty – A ja tobie powiadam, mówi do Piotra, pierwszego
Apostoła, iżeś ty jest opoka, a na tej opoce zbuduję Kościół mój, a
bramy piekielne nie zwyciężą go. ...A tobie dam klucze
królestwa niebieskiego, a cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane i w
niebie, a cokolwiek rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane i w niebie...
(Mt. 16, 18-19).
Wyraźnie powiada tutaj
Chrystus Pan, że zakłada na ziemi swój Kościół, nie kościoły, a
więc jeden Kościół, który miał prowadzić ludzi do ich ostatecznego celu
i końca. Mówi tylko do Piotra, i do nikogo więcej, a więc wszystkie inne
kościoły nie są od Boga założone, ale od ludzi.
Przeszło 1500 lat po
Chrystusie Panu powstał Kościół protestancki, którego założycielem jest Dr.
Marcin Luter. Kto to był Luter?
Luter, urodzony r. 1483 w
Eisleben, był zakonnikiem Augustianinem. Jako taki nie stosował się do
przepisów zakonnych i zaniedbywał się zwłaszcza w odmawianiu brewiarza.
Pierwszy raz wystąpił publicznie w r. 1517 z powodu nadużyć, jakie się wówczas
z powodu handlu odpustami rzeczywiście działy. Wkrótce jednakże mianował się
sam "reformatorem", czyli naprawicielem Kościoła katolickiego i
rozpoczął walkę z papieżem. Począł głosić odmienną naukę od wiary katolickiej,
twierdząc śmiało, że Kościół katolicki zbłądził i od nauki ogłoszonej przez
Chrystusa Pana dawno odbiegł. Wyrzucił więc z wiary katolickiej wszystko to, co
jego przewrotnemu systemowi nie było na rękę; usunął Mszę św., spowiedź, posty
i dobre uczynki, nauczając, że wiara sama człowieka zbawia. Ożeniwszy się z
dawniejszą zakonnicą, Katarzyną z Bora, pozwolił także innym zakonnikom się
żenić, a magnatom przyznał prawo przywłaszczania sobie dóbr klasztornych. A że
zepsucie wiary i obyczajów wówczas było bardzo wielkie, przeto znalazł od razu
dużo zwolenników, zwłaszcza między książętami i możnymi panami; wkrótce jego
błędna nauka rozszerzyła się po całych Niemczech, a dziś liczy na całym świecie
przeszło połowę tylu wyznawców, co katolicyzm.
Któraż tedy religia jest
prawdziwa? Chrystusowa czy Lutrowa?
Prawda jest tylko jedna.
Boski Zbawiciel mógł tylko jeden Kościół założyć; skoro założył katolicki,
natenczas luterski musi być fałszywy i odwrotnie. Mając do wyboru wierzyć
Synowi Boga samego, a człowiekowi, podległemu rozmaitym słabościom i grzechom,
jak Luter, którego życie nie było bynajmniej budującym, rozsądny nieuprzedzony
człowiek powinien być przekonanym, że prawda musi stać po stronie wiary
katolickiej. Jako dalszy wniosek wynika stąd, że tylko w katolicyzmie można
osiągnąć ostateczny cel i koniec każdego stworzenia: przypodobania się Bogu i
szczęśliwość wiekuistą.
Ale może Kościół katolicki w
głoszeniu swej nauki się rzeczywiście pomylił, jak twierdził Luter?
Jest to niemożliwym, gdyż
jak poniżej wykażę, Boski Zbawiciel przyrzekł Kościołowi swojemu nieomylność w
nauczaniu wiary. Wiara Chrystusowa pozostała niezmienioną, taką, jaką wyszła z
ust swojego Założyciela. Wieki przeminęły, państwa i królestwa runęły, a
Kościół katolicki stoi, jak stał, niezmieniony i nienaruszony. Tysiączne sekty
nań uderzały, zadając mu krwawe rany, ale nie zdołały ani uszczerbić, ani
osłabić jego wiary.
II. Zbór a kościół
Zwolennicy każdego wyznania
mają osobne domy, gdzie się zgromadzają celem czczenia Boga na swój sposób. My,
katolicy mamy kościoły, protestanci zbory, żydzi synagogi, czyli bóżnice,
mahometanie meczety, masoni loże, poganie świątynie.
Porównując kościół katolicki
ze zborem protestanckim widzimy znowu ogromną różnicę w sposobie czczenia Boga
i dążenia do celu ostatecznego człowieka.
W kościele katolickim
środowiskiem [punktem środkowym] jest Wielki ołtarz, na którym się odprawia Przenajświętsza
Ofiara. Na nim zbudowany tron dla Pana Jezusa, utajonego w Najświętszym
Sakramencie pod postaciami chleba, tzw. tabernakulum. Przed nim dzień i noc
goreje wieczna lampka. Świadczy ona wymownie, że w naszym kościele jest życie,
że Pan Jezus w nim jest rzeczywiście i prawdziwie obecny. Katolik wstępując do
kościoła swojego, klęka nabożnie na kolana, wyznając wiarę swoją, że w
tabernakulum mieszka Bóg ukryty i oddając Mu cześć należną.
Protestant wchodzi do zboru
swojego jak do zwyczajnego domu. Nie klęka, bo nie wierzy, ażeby Pan Jezus był
osobiście obecny w zborze; jest w nim tylko obecny mocą swojej wszędyobecności
jako Bóg, tak samo jak w każdym innym domu. Dlatego też domu modlitwy
protestantów nie nazywamy kościołem, ale zborem, tj. miejscem, gdzie się
gmina ewangelicka w dni świąteczne zbiera na nabożeństwo i na modlitwy.
W zborze pusto i głucho, nie ma
w nim żadnego życia. Jeden tylko ołtarz, na którym nigdy żadna ofiara się nie
odprawia; nagie sterczą jego ściany, choć może nieraz piękniej pomalowane,
aniżeli w naszych kościołach wiejskich.
A jakie nabożeństwo? Głównie
zasadza się ono na śpiewie i kazaniu, podczas gdy u nas środowiskiem [punktem
środkowym] nabożeństwa jest właśnie Msza święta.
My modlimy się w naszych
kościołach z wielkim nabożeństwem; tam przedkładamy Panu Jezusowi swoje prośby
i życzenia, wierząc mocno, że tutaj właśnie Bóg je najchętniej wysłucha, o ile
będą zgodne z Jego wolą świętą i pożyteczne dla zbawienia duszy naszej. Bogu
utajonemu w tabernakulum uskarżamy się jako najlepszemu przyjacielowi z naszych
bólów i smutków.
Protestant nie widzi
potrzeby udawania się do zboru celem przedłożenia Bogu swoich próśb i życzeń,
bo nie wierzy, żeby Go tutaj właśnie miał wysłuchać. Może się do Niego, skoro
dusza zachce, tak samo modlić w swoim domu. Dlatego też nie doznaje żadnego
wewnętrznego zadowolenia ani podniesienia na duchu przy bytności swej we
zborze.
Duszy ludzkiej wrodzoną jest
potrzeba spowiadania się swoich grzechów. Jakże błogo nam, gdy się
ciężaru grzechów z serca naszego pozbędziemy i ze zagniewanym Bogiem znowu
pojednamy! Człowiek w Sakramencie Pokuty się odradza i pokrzepia na duchu, bo
wie, że wszystkie jego grzechy zatopione są w morzu miłosierdzia Boskiego. Bóg
przebłagany, grzechy i kary odpuszczone! Konfesjonał jest konieczną
potrzebą każdego kościoła katolickiego.
W zborze nie ma
konfesjonału. Luter zniósł spowiedź jako najniewygodniejszą dla grzesznika, a
twierdził, że wiara sama usprawiedliwia człowieka. Aby to udowodnić,
dopuścił się nawet fałszerstwa Pisma św., dodając do słów św. Pawła: Wiara
usprawiedliwia człowieka słówko: sama; a więc: wiara sama usprawiedliwia, nie spowiedź. Tymczasem na
innym miejscu dowodzi Pismo św. wręcz coś przeciwnego. Św. Jakub bowiem pisze
(2, 24): Człowiek bywa usprawiedliwiony przez dobre uczynki, a nie
przez wiarę samą.
Luter utrzymywał, że, aby
się zbawić, potrzeba tylko wierzyć. Patrzcie, powiada (de
capt. bab. tom 2, str. 74), jak bogatym jest człowiek; nawet przez
grzechy, choćby największe, nie może się potępić, chyba tylko przez niedowiarstwo.
Z tego by wynikało, że człowiek może być największym grzesznikiem, skoro tylko
wierzy, będzie zbawionym. Dlatego też Luter nie waha się powiedzieć: Grzesz
śmiało, a wierz jeszcze mocniej, a będziesz zbawionym (list do
Melanchtona roku 1521).
Nie wiara człowieka
usprawiedliwia, ale łaska Boska w Sakramencie Pokuty nam udzielona, połączona
ze szczerym żalem i mocnym postanowieniem poprawy. Protestanci najwięcej się
boją wyznania grzechów, spowiedzi usznej. Od młodości nasłuchali się od swoich
pastorów, że spowiedź wymyślili księża, żeby mieli władzę nad sumieniem
człowieka. Również opowiadano im o rzekomych nadużyciach spowiedzi przez
kapłanów i dlatego każdy protestant na widok konfesjonału lub na wspomnienie
spowiedzi się otrząsa. A jednak niejeden z nich nieraz czuje mimo woli
potrzebę wyspowiadania się, choćby przed przyjacielem. Potrzeba spowiedzi leży
już w naturze człowieka. Nie uspokoi się, aż nie wypowie, co mu ciąży na
sumieniu. Sakrament Pokuty nie jest wymysłem księży, lecz ustanowionym od
samego Pana Jezusa. Po swoim zmartwychwstaniu rzekł Boski Zbawiciel do uczniów
swoich, jak czytamy u św. Jana (20, 21-23): Którym odpuścicie grzechy,
są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane. I znowu: Cokolwiek zwiążecie na ziemi, będzie związane i w niebie, a cokolwiek
rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane i w niebie.
Tymi słowy ustanowił
Chrystus Pan Apostołów sędziami nad grzechami ludzkimi i dał im władzę
odpuszczania i zatrzymywania tychże. Wyraźny więc rozkaz, aby uzyskać
usprawiedliwienie przed Bogiem z grzechów popełnionych, potrzeba koniecznie
odprawić spowiedź, czyli wyjawić swoje grzechy przed spowiednikiem, aby tenże
mógł osądzić, czy je odpuścić lub zatrzymać. Spowiedź była od samego początku
chrześcijaństwa.
W kościele katolickim pełno obrazów,
przedstawiających Matkę Boską i Świętych Pańskich. W zborze nie ma żadnych
obrazów. Protestanci utrzymują, że cześć obrazów jest zabobonem, że czcząc
Świętych Pańskich, czynimy ujmę Panu Bogu. Dlatego nie czczą nawet samej Najświętszej
Panny i nie modlą się do Niej.
Tymczasem my nie oddajemy
czci Boskiej Świętym Pańskim, lecz szanujemy ich jako sługi i przyjaciół
Bożych, jako wybrane narzędzia Ducha Świętego, przez które Bóg niejednokrotnie
wielkie cuda działał. Klękając przed obrazem Świętego Pańskiego, nie czcimy
farb i płótna, ale raczej tego, którego obraz przedstawia. Również nie modlimy
się do Świętych Pańskich tak jak do Pana Boga, ażeby nam pewnej łaski użyczyli,
lecz wzywamy tylko ich pomocy i błagamy o ich pośrednictwo i orędownictwo dla
nas przed Bogiem, aby nam wyjednali łaski i dobrodziejstwa doczesne i wieczne.
III. Sakramenty katolickie a protestanckie
Zupełnie odrębną od nauki
protestanckiej jest wiara katolicka o Sakramentach świętych.
Katolicy uznają siedem
Sakramentów świętych, mianowicie: Chrzest, Bierzmowanie, Ciało i Krew Pańską,
Pokutę, Kapłaństwo, Małżeństwo i Ostatnie Olejem św. Namaszczenie. Wiemy z
katechizmu, że wszystkie są człowiekowi do zbawienia potrzebne, one zaopatrują
nas bezustannie w łaskę Boską uświęcającą od kolebki aż do grobu i jednają nas
z Bogiem zagniewanym.
Protestanci mają tylko dwa
Sakramenty: Chrzest i Sakrament Ołtarza.
Co do Sakramentu Ołtarza
naucza Kościół święty, że kapłan we Mszy św. mocą Chrystusa Pana przemienia
chleb i wino w Najświętsze Ciało i Krew Zbawiciela naszego, a z chleba i wina
pozostają tylko postacie. U protestantów rozmaite są w tym względzie zdania.
Luter twierdził, że w chlebie, z chlebem i pod postacią chleba jest Chrystus
obecny wskutek swojej wszędyobecności w chwili pożywania. Zwingli uważa Komunię
tylko za pamiątkę śmierci Chrystusa Pana. Kalwin wreszcie naucza, że z
pożywaniem chleba i wina połączone jest działanie łaski Boskiej.
Wszystkie te twierdzenia
"reformatorów" są z gruntu fałszywe. Chrystus mówił bowiem przy
Ostatniej Wieczerzy tylko: Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało
moje, to jest Krew moja. To czyńcie na moją pamiątkę (Mt. 26,
26-29; Mk 14, 22-24; Łk. 22, 19-20). Powiedział więc wyraźnie, że Komunia św.
jest prawdziwym pożywaniem Ciała i Krwi Jego na żywot wieczny.
Protestanci pożywają Komunię
(Abendmahl) pod dwiema postaciami, mianowicie piją także wino z kielicha
na pamiątkę Ostatniej Wieczerzy. – Kościół katolicki ma bardzo wiele słusznych
powodów, dla których udziela Komunię św. tylko pod jedną postacią, tj.
pod postacią chleba. Najważniejszy jest ten, że pożywanie Krwi Najświętszej
równocześnie z Boskim Ciałem Pana Jezusa nie jest konieczne. W Komunii świętej
daje nam bowiem Boski Zbawiciel do pożywania żywe Ciało, nie martwe, to samo
ciało, które ma na sobie, siedząc po prawicy Ojca w niebiesiech, chwalebne i
przemienione. W żywym ciele musi także być i krew, bo ciało, w którym krew
zastygła, zowiemy trupem. Stąd pożywając w Komunii św. Ciało Pana Jezusa,
pożywamy zarazem i Krew Jego Najświętszą. Wskutek tego przyjmowanie Komunii
świętej także pod postacią wina jest niepotrzebne. Zresztą Chrystus Pan
przyrzeka już tym żywot wieczny, którzy Go tylko pod postacią chleba pożywają. Kto pożywa tego chleba, żyć będzie wiecznie.
Boski Zbawiciel ustanowił
Sakrament Ołtarza nie tylko jako pokarm, ale także, aby mógł się za nas ofiarować
we Mszy św. Protestanci twierdzą, że Pan Jezus już raz nas odkupił z
grzechów, że więc ofiara krzyżowa wystarcza zupełnie do naszego zbawienia;
dlatego w Nowym Testamencie nie potrzeba Mszy świętej.
Gdyby człowiek obmyty przez
chrzest z grzechu pierworodnego i odkupiony przez Boskiego Zbawiciela na krzyżu
w nowe grzechy śmiertelne nie wpadał, natenczas wystarczyłoby mu jednorazowe
odkupienie. Atoli większa część ludzi nie potrafi się wstrzymać od grzechów
śmiertelnych; aby mogła być zbawioną, potrzeba koniecznie, aby owoce odkupienia
Chrystusowego na krzyżu były dla nas bezustannie dostępne, ażebyśmy nimi ciągle
od nowa mogli gładzić nasze grzechy śmiertelne. Ofiara bezkrwawa jest niczym
innym, jak tylko odnowieniem ofiary krwawej, krzyżowej, a odprawia się na to
tylko, aby nam śmierć Chrystusa Pana za grzechy nasze bezustannie uobecniała i
jej owoce od nowa wyjednywała.
Że protestanci odrzucają
Sakrament Pokuty, już się wyżej powiedziało. – Podobnie nie znają Sakramentu kapłaństwa.
O stanie kapłańskim uczy
Kościół św., iż kapłani otrzymują w nim od biskupa jako prawowitego następcy
Apostołów władzę udzielania wiernym łask i zasług przez śmierć Chrystusa Pana
nam wyjednanych. Niechaj tedy człowiek rozumie o nas jako o sługach
Jezusa Chrystusa i szafarzach tajemnic Bożych (tj. chrześcijańskiej
nauki i Sakramentów św.), pisze św. Paweł do Koryntian (I, 4, 1). Pismo święte
stwierdza, że już Apostołowie udzielali niektórym z gminy Sakramentu
kapłaństwa. Paweł i Barnabasz poświęcali wiernym modlitwą i postem
kapłanów we wszystkich gminach (Dz. Ap. 14, 22).
Protestanci nie mają
osobnego stanu kapłańskiego; twierdzą bowiem, że każdy chrześcijanin jest
kapłanem. Powołują się przy tym na słowa św. Piotra (I, 2, 9): Wy
wierni jesteście rodzaj wybrany, królewskie kapłaństwo. Słowa te
atoli nie należy tak rozumieć, jakoby każdy chrześcijanin był kapłanem, lecz że
każdy ma obowiązek nałożony przez Chrzest święty być duchowym kapłanem i
składać Bogu duchowe ofiary, tj. miłości, modlitwy, umartwienia itd.
Pastorzy ewangeliccy są w
oczach swoich parafian zwyczajnymi ludźmi świeckimi, odróżniającymi się od
ogółu tylko tym, że się kilka lat teologii protestanckiej uczyli. Duchowny
ewangelicki jest wybieralny; jak gmina świecka wybiera sobie sołtysa, tak gmina
ewangelicka wybiera pastora na mocy kazania jego, wygłoszonego na próbę. Pastor
nie ma żadnej władzy duchownej, ani żadnych Sakramentów nie sprawuje, boć
człowiek według wierzeń protestanckich żadnego pośrednika między sobą a Bogiem
nie potrzebuje; przeciwnie, wszystko sam ze swoim Bogiem odrabia.
Pastorzy protestanccy się żenią;
duchownym katolickim nakazuje Kościół św. żyć w czystości. Czemu? Albowiem kapłaństwo
żąda większej doskonałości, a kapłan ma się poświęcić zupełnie służbie Boga i
zbawieniu dusz. – Kto jest bez żony, powiada św. Paweł (I
Kor. 7, 32-33), stara się o to, co Pańskiego jest, jakoby się podobał
Bogu; a który z żoną jest, stara się o to, co do świata należy, jakoby się
podobał żonie – i rozdzielon jest. Gdyby kapłan katolicki był żonaty,
nie mógłby się w takim stopniu poświęcać dla Boga i bliźnich swoich, gdyż
obowiązki wobec żony i dzieci by mu w tym bardzo przeszkadzały. Celibat (bezżeństwo)
właśnie wynosi kapłanów do wielkiej godności wśród społeczeństwa i daje im
możliwość przodowania wiernym w doskonałości chrześcijańskiej.
Małżeństwo nazywa św. Paweł wielkim Sakramentem w
Chrystusie i Kościele świętym (Efez. 5, 32). Według nauki Kościoła
świętego jest ono nierozerwalne, to znaczy, że żadnemu małżonkowi nie wolno
wstąpić w powtórne związki małżeńskie, dopóty druga strona żyje. Protestantom
jest małżeństwo tylko zwyczajnym kontraktem między mężczyzną a niewiastą
zawartym. Dlatego wielka liczba tychże kontentuje się ślubem cywilnym, tj.
zawartym w urzędzie stanu cywilnego przed świecką zwierzchnością. Kontrakt ten
ma tak długo ważność, dopóty się to obydwom stronom podoba. W razie niesnasek,
nieporozumień, wiarołomstwa, nędzy i innych ważnych przyczyn każdy protestant
może uzyskać rozwód ze swoim małżonkiem i wstąpić w powtórne związki małżeńskie
z inną osobą.
Ostatnie Olejem św.
Namaszczenie jest również
protestantom niepotrzebne. Luter odrzucił je, bo wyrzucił w ogóle z Pisma św.
list św. Jakuba, w którym znajdujemy jedyny dowód, że Ostatnie Olejem św.
Namaszczenie jest Sakramentem. Tak bowiem naucza św. Jakub (5, 14-15): Skoro
ktoś zachoruje między wami, niechaj zawoła kapłanów Kościoła do siebie i niech
się modlą nad nim i namaszczą go olejem w imię Pańskie, a modlitwa wiary pomoże
choremu, a gdy w grzechach będzie, będą mu odpuszczone. Z tych słów
widać wyraźnie, że Ostatnie Namaszczenie było już w czasach apostolskich
Sakramentem. Oczywista rzecz, że musiało być jako Sakrament od Chrystusa Pana
ustanowione, gdyż Apostołowie żadnych nowych Sakramentów nie wprowadzali ani
wprowadzić nie mogli, gdyż nie mogli do nich przywiązywać łaski Boskiej
uświęcającej, co jest koniecznym warunkiem każdego Sakramentu.
Widzimy więc, jak wielce się
różni nauka protestancka od wiary katolickiej w najgłówniejszych punktach
odnoszących się do zbawienia duszy naszej. Drogi, którymi obydwie religie
prowadzą do celu i końca ostatecznego człowieka, są rozmaite.
Źródłami nauki katolickiej
jest Pismo św. i Tradycja, czyli ustne podanie. Tradycja jest to zbiór
prawd do wiary naszej należących, których Apostołowie nie spisali, ale ustnie
przekazali Kościołowi. Jest ona koniecznie potrzebna, gdyż ona właściwie
dopiero uzupełnia i objaśnia nam Pismo święte. Nie wszystko, w co wierzyć mamy,
zostało w księgach Pisma św. spisane. Idąc tedy nauczajcie,
powiedział Chrystus Pan do Apostołów, nie powiedział "idźcie i
piszcie!". Sposobem, jakim nauka chrześcijańska miała się krzewić,
miało być nauczanie wiernych przez biskupów i kapłanów z ambony.
Według protestantów Biblia,
czyli Pismo święte jest jedynym źródłem wiary. Każdemu wolno wierzyć w to, co
sobie z Pisma św. wyczyta. Wobec takiej wolności wierzenia można by sobie, Bóg
wie co, z Pisma św. wyczytać i zupełnie fałszywe poglądy na stosunek nasz do
Boga i ludzi wyrobić.
Protestanci odrzucają ustne
podanie. Zupełnie niesłusznie. Skoro bowiem ktoś go nie uznaje, nie może też
wierzyć Pismu świętemu. Któż bowiem nam powiada, że te lub owe księgi do Pisma
św. należą? Któż ręczy nam np. za to, że tylko cztery są Ewangelie, a nie pięć
lub więcej? Któż nam powiada, że Pismo św. jest rzeczywiście słowem Bożym pod
natchnieniem Ducha Świętego napisanym? Właśnie tylko Tradycja nam to powiada i
dlatego trzeba ją uznać jako źródło wiary, gdyż ona nam dopiero Pismo św.
objaśnia i uzupełnia.
Wiara przychodzi ze
słuchania, powiada św. Paweł (Rzym. 10, 13-17), a zatem nie z
czytania Biblii. Dlatego trzymał się Kościół św. zawsze tej praktyki, że głosił
wiarę swoją przez biskupów i kapłanów, a nie dawał wiernym Biblii do ręki, aby
sobie sami z niej swoją wiarę wyczytywali.
IV.
Nauczyciele wiary w Kościele katolickim a ewangelickim
Z poprzedniego wynika już
dość jasno, kto ma tej wiary ogłoszonej przez Chrystusa Pana nauczać. Apostołom
dał Chrystus Pan rozkaz nauczania wiernych; tym samym nałożył wiernym obowiązek
słuchania swych przodowników duchownych i przyjmowania ich nauki. Kto
was słucha, mnie słucha, kto wami gardzi, mną gardzi (Łk. 10, 16).
Kościół Chrystusowy dzieli się więc na Kościół nauczający i słuchający.
Głową Kościoła nauczającego
jest namiestnik Chrystusowy, a następcą św. Piotra, papież; głową
diecezji jest biskup, parafii duszpasterz. Kościołem słuchającym są wierni.
Inaczej u protestantów.
Odrzuciwszy różnicę między Kościołem nauczającym a słuchającym, doszli do
twierdzenia, że każdy może sam sobie z Biblii wiarę swoją wyczytać. Kiedy
Lutrowi zwracano uwagę na to, że Pismo św. trudno zrozumieć, odpisał na to: Gdyby was ktoś zaczepił, mówiąc, że Biblia jest niejasną, wtedy mu
odpowiedzcie: Nieprawda! Nie ma jaśniejszej księgi nad Pismo św.
(zob. listy Lutra). W r. 1522 zaś wygłosił w kazaniu następujące zdanie: Zwyczajna
młynarka lub dziecko dziewięcioletnie potrafią lepiej zrozumieć Pismo św.,
aniżeli papieże, sobory i wszyscy uczeni.
Tymczasem każdy nieuprzedzony
człowiek czytający Biblię, przyznać musi, że styl jej i sposób wyrażenia się
jest bardzo niejasny, tak że niektóre miejsca Pisma św. można wręcz przekrętnie
zrozumieć. Dlatego też Kościół święty jakkolwiek gorąco zaleca ludziom świeckim
czytanie Biblii, żąda jednakowoż słusznie, aby czytano tylko takie wydania,
które zaopatrzone są uwagami i objaśnieniami przez Kościół św. aprobowanymi,
czyli zatwierdzonymi.
Urząd nauczycielski Kościoła
katolickiego jest nieomylny, tzn., że we wykładaniu nauki wiary i
obyczajów żadną miarą omylić się nie może. Chrystus Pan przyrzekł mu tę
nieomylność: A oto ja jestem z wami aż do skończenia świata
(Mt. 28, 20). – Duch Święty nauczy was wszelkich prawd (Jan
14, 26). Według obietnicy Chrystusa Pana bramy piekielne nie miały go
zwyciężyć. A to by się stało, gdyby był kiedyś w nauce objawionej się
pomylił.
Apostołowie twierdzili
zawsze, że Kościół katolicki jest nieomylny. Na pierwszym soborze w Jerozolimie
ogłaszają rezultat swoich obrad słowami: Podobało się Duchowi Świętemu
i nam (Dz. Ap. 15, 28). Od wszystkich wiernych żądają bezwzględnej
wiary i pokornego poddania się.
Oczywiście obietnice Zbawiciela
Boskiego odnoszące się do nieomylności Kościoła przeszły także na prawowitych
następców Apostołów, papieży i biskupów, boć Chrystus Pan przyrzekł, że będzie
wraz z Duchem Świętym w Kościele swoim aż do końca świata. Zatem Kościół
zachował nadal cechę nieomylności.
Trzeba jednakże dobrze
zrozumieć istotę nieomylności. Nieomylnym jest papież tylko wtedy, kiedy jako
pasterz i nauczyciel chrześcijaństwa mocą swojej apostolskiej władzy ogłasza
naukę wiary św. i obyczajów, której odtąd cały Kościół katolicki ma się
trzymać. Prawdy w ten sposób ogłoszone każdy katolik wiedzieć i wierzyć
powinien pod utratą zbawienia i pod groźbą odmówienia rozgrzeszenia
kapłańskiego przy spowiedzi. W życiu prywatnym papież jest tak samo omylny, jak
każdy inny człowiek.
Dogmat o nieomylności
papieża jako najwyższego Nauczyciela Kościoła opiera się na władzy danej przez
Chrystusa Pana Piotrowi św., a tym samym i jego następcom. Piotrowi polecił Pan
Jezus paść owieczki i baranki jego, to znaczy dawać im
zdrową paszę, czystą naukę chrześcijańską. Zaiste, kiepskim pasterzem byłby
papież, gdyby prowadził owieczki swoje na manowce i błędną naukę ogłaszał. Do
Piotra św. mówi Boski Zbawiciel: Szymonie, Szymonie, szatan pożądał
was, aby was przesiał jako pszenicę (tj., aby was skusił do błędu we
wierze), ale ja za ciebie się modliłem, aby wiara twoja się nie
zachwiała. Ty więc utwierdzaj braci swoich (Łk. 22, 31-32).
Skoro Piotr miał utwierdzać braci swoich we wierze, wypadało przede wszystkim,
aby on sam w niej się nie zachwiał, tj. musiał być w nauce chrześcijańskiej
nieomylnym. To samo odnosi się także do jego prawowitych następców, papieży
rzymskich, gdyż Chrystus Pan z pewnością nie chciał, aby Kościół przez Niego
założony kiedykolwiek zbłądził i od nauki przez Niego ogłoszonej odbiegł.
Nieomylnymi w nauczaniu
wiary i obyczajów są także biskupi, zgromadzeni na powszechnym
soborze, skoro wydają dekrety, tyczące się wiary lub moralności
chrześcijańskiej, o ile przez papieża jako głowę Kościoła zostaną zatwierdzone.
Bez zatwierdzenia papieskiego uchwały soboru powszechnego są nieważne; papież
bowiem jako najwyższy nauczyciel nieomylny jest widzialną głową ciała
Chrystusowego, czyli Kościoła, a bez głowy pojedyncze członki żadnego ważnego
aktu zrobić nie mogą.
V. Modernizm – Jatho
Protestanci nie mają
najwyższego nieomylnego nauczyciela w Kościele swoim. Nie zgadzałoby się
to z ich zasadą o wolności wierzenia w to, co każdy z Pisma św. sobie wyczyta.
Wprawdzie ogólnie biorąc, uważają księcia panującego za głowę Kościoła swojego;
atoli jemu nie przysługują żadne prawa; nie ma mianowicie żadnej władzy
duchownej, ani prawa rozstrzygania sporów religijnych, lub ogłaszania dogmatu
obowiązującego cały kościół, lub wreszcie ustanowienia przepisów odnoszących
się do chrześcijańskich obyczajów.
Skutkiem braku nieomylnego
urzędu nauczycielskiego w kościele ewangelickim, każdy wierzy, jak mu się
podoba i nie ma we wierze żadnej jednolitości. Sami duchowni protestanccy,
którzy mają nauczać owieczki swoje i głosić im dogmaty wiary i zasady
moralności, czyli obyczajnego życia, błędną głoszą naukę.
Od dawna istnieje wśród
protestantów tak zwany ruch modernistyczny, którego głównym zadaniem
jest "reformować" (naprawiać) naukę luterską i zastosować ją
do nowoczesnych poglądów. Wszystko na świecie się zmienia – mówią apostołowie
tej przewrotnej nauki – dawniejsze teorie wiary i obyczajności dziś już nie
wytrzymują krytyki; były one dobre na dawniejsze czasy ogólnego zacofania; dziś
trzeba nowych poglądów, nowej nauki chrześcijańskiej. Trzeba rewidować naukę
luterską, wyrzucić z niej wszystko, co pachnie staroświecczyzną, a zastosować
ją do nowoczesnych wymagań.
Profesor uniwersytetu w
Berlinie, Harnack, najwyższa bodaj powaga w świecie teologicznym
protestantów, powiada: Dzieło Lutra było tylko początkiem reformacji.
Luter nie dość skreślił z nauki katolickiej; najgorszym błędem jego jest to, że
zatrzymał dogmaty o Trójcy Świętej i o Boskości Chrystusa (Wesen
des Christentums, 16 prelekcja).
Cóż sądzić o protestantyzmie,
skoro już profesor uniwersytetu, którego wykładów słuchają tysiące słuchaczów
ewangelickich, a przyszłych teologów i pastorów Kościoła protestanckiego,
otwarcie z katedry głosi, że Chrystus nie był Bogiem?
Niedawno temu powstał między
pastorami spór o znaczenie i treść Składu Apostolskiego. Twierdzono, że należy
go "naprawić", skreślając niektóre dogmaty, które niby nie są
już na dzisiejsze czasy, np. o Trójcy Świętej, o Boskości Chrystusa Pana, o
Jego cudownym narodzeniu się z dziewicy itd., itd. Dziwne zaiste zachcianki! Bo
albo Chrystus był Bogiem – i wtedy powinniśmy w ten dogmat wierzyć tak samo jak
nasi przodkowie, albo nim nie był, – a wtedy cała religia nasza jest złudą,
fałszem – i nie ma Boga, nie ma duszy i nieba!
Tak dzisiaj pastorzy i
teologowie protestanccy sami na wzór Lutra "reformują", czyli
naprawiają swoją naukę wiary i obyczajów. Niektórzy z nich znowu przyznają się
otwarcie z ambony do socjalizmu i głoszą teorie o równości, braterstwie
i wolności.
I tacy ludzie stoją na
świeczniku Kościoła ewangelickiego i szerzą z urzędu swego z ambony niewiarę
wśród ludu nieoświeconego! Tacy ludzie wychowują setki tysięcy młodzieży
ewangelickiej, zatruwając ich serca jadem bezbożności i czyniąc ich obojętnymi
dla Boga i troski o zbawienie duszy swojej! Wprawdzie z drugiej strony ciż sami
wychowawcy ludu na swój sposób starają się wszczepić w serca poddanych owieczek
zasady obyczajności i chrześcijańskiego życia, ale ta obyczajność nie jest
oparta na dogmacie; jest to moralność bez Boga, bez miłości i bojaźni Bożej.
Wiele wrzawy narobiła w
nowszych czasach w całym świecie sprawa pastora Jatho z Kolonii.
Już od r. 1905 głosił Jatho z
ambony teorie nie zgadzające się z dotychczasową nauką ewangelicką. Wskutek
zażalenia kilku szczerze wierzących parafian otrzymał Jatho już wtedy od
generalnego superintendenta prowincji nadreńskiej upomnienie, aby od zasad
ogólnochrześcijańskich nie odbiegał. Mimo to nie zaprzestał głosić swych
herezji, a nawet drukował swoje kazania i pisał ulotne broszury oraz artykuły
do gazet. Publiczność protestancka nie tylko że nie gorszyła się zapatrywaniami
duchownego ewangelickiego, ale nawet interesowała się nimi żywo i chciwie druki
jego rozchwytywała.
Nie skutkowało również
drugie upomnienie królewskiego konsystorza z Koblencji w następnym roku. Jatho
głosił dalej swoją błędną naukę, odbiegając coraz bardziej od wiary objawionej
i drukował kazania o Bogu, Komunii itd. Najwięcej zadziwia, że większa część
jego parafian kolońskich nie tylko na jego zapatrywania o wierze się godziła,
ale nawet pełna była pochwał dla niego jako gorliwego duszpasterza i
złotoustego kaznodziei.
Głównymi wytycznymi nauki
Jathona były następujące:
1. Jego pojęcie o Bogu jest
panteistyczne. Bóg jest wszechświatem, siłą, o której nie wiemy, czy sama ze
siebie powstała, czy też od wieków rządziła rozumem i mądrością stworzeniem.
2. Nie ma żadnego
Objawienia; Pismo św. jest bajką.
3. Człowiek nie rodzi się w
grzechu śmiertelnym i grzeszyć nie może.
4. Chrystus nie był Bogiem;
każdy jest sam swoim Zbawicielem.
5. Człowiek nie ma duszy;
zatem nie ma żywota wiecznego, ani nieba, ani piekła.
Nareszcie protestancki
konsystorz prowincji nadreńskiej potępił w dniu 10 lipca 1911 herezję pastora
Jatho i złożył go z urzędu z uzasadnieniem, że religia, którą głosi, nie jest
już religią chrześcijańską, gdyż stoi w sprzeczności z nauką objawioną, opartą
na Piśmie świętym i wierzeniach przodków. Prawowierni i dobrze myślący
protestanci pochwalili wyrok królewskiego konsystorza w tym przeświadczeniu, że
teolog protestancki i wychowawca młodzieży takich teorii niezgodnych z nauką
ogólnochrześcijańską głosić nie powinien. Natomiast wolnomyślni protestanci,
czyli moderniści, a z nimi cała prasa żydowska i masońska, którzy pragną mieć
zupełną swobodę myślenia, wierzenia i nauczania prawd wiary, uważali to za
pogwałcenie praw wolności ludzkiej i swobody badania nauki wiary. Zwoływano
wiece protestujące przeciw decyzji konsystorza ewangelickiego, pisywano ostre
artykuły w gazecie przeciw konsystorzowi i okazywano jawnie swą sympatię dla
Jathona, zbierając dla niego składki.
Takie smutne stosunki zajść
mogą tylko w kościele protestanckim. Wolność osobista we wierzeniu, swoboda
badania i nauczania prawd wiary może w końcu zaślepionego człowieka doprowadzić
do zupełnej negacji (zaprzeczenia) zasad ogólnochrześcijańskich. Pokazuje się
tutaj znowu dobitnie, że gdzie nie ma głowy rządzącej Kościołem i
nieomylnego urzędu nauczycielskiego, tam wszystko się rozpada i nauka
wiary i obyczajów się koszlawi. Gdyby teologowie protestanccy mieli najwyższą
władzę, która by z mocy urzędu nauczycielskiego potrafiła rozstrzygać w
sprawach religijnych, natenczas podobne herezje nie byłyby możliwe.
Ale i w Kościele
katolickim tu i ówdzie, zwłaszcza w krajach południowych, za przykładem
protestanckim rozbudził się podobny ruch modernistyczny, mający na celu
wykoślawienie nauki objawionej. Gdyby i u nas się rozpowszechnił, mógłby
przynieść Kościołowi ogromne szkody. Dziś, gdy cały świat masoński i żydowski
krzyczy: Hejże na Rzym! dążąc do tego, aby Kościołowi katolickiemu jak
najwięcej oderwać zwolenników, mógłby się nawet między kapłanami znaleźć
niejeden Judasz, któryby mógł słowem i pismem głosić naukę niezgodną z wiarą
katolicką.
Aby zapobiec dowolnemu
tłumaczeniu nauki objawionej, dogmatów wiary i obyczajów i głoszeniu zasad
niezgodnych z wiarą katolicką, wydał miłościwie panujący nam Ojciec św. Pius X
rozporządzenie obowiązujące każdego kapłana pełniącego urząd nauczyciela lub
duszpasterza do złożenia tzw. przysięgi antymodernistycznej. Przysięga
ta niczego nowego kapłanowi nie nakłada. Nakazuje mu tylko publicznie
oświadczyć, że zgadza się zupełnie z nauką wiary Kościoła katolickiego, nakłada
mu obowiązek uroczystego wyznania wiary i głoszenia tylko takiej nauki, którą
Kościół św. na mocy swojego urzędu nieomylnego wiernym do wierzenia podaje.
Z tego powodu w prasie
wrogiej Kościołowi powstało wielkie oburzenie na papieża. Nic dziwnego.
Wrogowie Kościoła korzystają z lada sposobności, by uderzyć na Rzym i ośmieszyć,
i obniżyć powagę Ojca świętego. Zarzucano mu zacofanie staroświeckie i chęć
pogwałcenia sumienia poddanych mu kapłanów, a żądanie ślepego posłuszeństwa w
rzeczach wiary od nich uważano za dziwaczne.
Oburzenie to jest zupełnie
niesłuszne. Cóż bowiem mogą innowierców obchodzić przepisy, które papież swoim
podwładnym wydaje? Jak każdemu monarsze przysługuje prawo wydawać w swoim kraju
dekrety obowiązujące wszystkich jego obywateli, tak i papież ma władzę
ustanawiać przepisy w obrębie królestwa Bożego, Kościoła Chrystusowego.
Stosunki panujące obecnie w Kościele ewangelickim wykazują dobitnie, jak daleko
może odbiec od zasad wiary chrześcijańskiej nawet duchowny. Zachodzi więc
słuszna obawa, że podobne stosunki mogłyby się zakraść i u nas; dlatego żądanie
złożenia przysięgi antymodernistycznej od kapłanów jest uzasadnione. Przede
wszystkim duchowny powinien strzec czystości wiary. Kapłani zaś katoliccy,
którym obowiązek tejże przysięgi nałożono, nie uważają jej bynajmniej za
przymus gwałcący ich sumienie, gdyż wierni zasadom nauki katolickiej każdemu
dogmatowi ogłoszonemu przez nieomylny urząd nauczycielski bezwzględnie poddać
się muszą.
Domówienie
Przy takim porównaniu
religii katolickiej z protestancką, jakże blado wypadła ostatnia! Widzimy w
niej wielką czczość, ogromną próżnię w nabożeństwie, środkach pomagających do
zbawienia i praktykach religijnych. Dlatego też religia protestancka nie
może uszczęśliwić człowieka tu na ziemi, a tym mniej przywieść go do jego
ostatecznego celu i końca. Czują to dobrze niektórzy protestanci i dlatego
nierzadkie są wypadki przejścia na łono Kościoła katolickiego.
Do najznakomitszych konwertytów
naszych czasów należał uczony norweski profesor uniwersytetu w Chrystianii, Dr.
Krogh-Tonning, zmarły w tym roku. Badania nad systemem religijnym
protestantów, a zwłaszcza nad życiem i kazaniami Lutra doprowadziły go do tego,
że uznał religię swoją za fałszywą i został katolikiem.
Ogólne zdziwienie wzbudził
także w całym świecie uczony profesor historii uniwersytetu w Hali, prof.
Dr. von Ruville, który w r. 1909 został katolikiem. Wrażenia swoje z życia
religijnego oraz powody, które go skłoniły do powrotu na łono Kościoła
katolickiego, podał w osobnej, wielce interesującej broszurze pt.: "Zurück
zur heiligen Kirche" (Wróć do świętego Kościoła); radzi w niej
otwarcie każdemu nieuprzedzonemu protestantowi wyrzec się błędnej nauki Lutra i
zostać katolikiem.
Niechaj te dwa przytoczone
fakty wystarczą za dowód, że religia protestancka myślącego człowieka, który
jeszcze nie zagłuszył swojego sumienia ogromem ciężkich grzechów, żadną miarą
zadowolić nie może. Religia, jak słowo samo oznacza (od
łacińskiego słowa religare = wiązać, łączyć), ma łączyć
człowieka z Bogiem i zadzierzgnąć węzeł serdecznej przyjaźni między Stwórcą a
jego stworzeniem.
Tymczasem religia
protestancka tej siły łączenia człowieka z Bogiem nie okazała. Przyznaje to sam
Luter, skarżąc się w ten sposób: Odkąd opowiadana jest nasza nauka,
świat staje się coraz gorszym, coraz bezbożniejszym, coraz bezwstydniejszym, a
ludzie chciwszymi, nieskromniejszymi jak dawniej pod papieżem. Wszędzie tylko
chciwość, nieumiarkowanie, obżarstwo, nieczystość, nieporządek i wstrętna
namiętność (Listy Lutra). Smutne to zaiste świadectwo z ust samego
założyciela religii. I ten człowiek śmiał się nazywać "reformatorem",
tj. ulepszycielem nauki katolickiej.
W istocie samej religia
protestancka nie jest w stanie okiełznać namiętności ludzkich, ani sercu
człowieka wpoić wiarę w Boga i żywot wiekuisty. Zamiast wiary szerzy się w
sercach młodzieży protestanckiej niewiara, bezbożność; człowiek żyje tylko dla
dogodzenia swoim namiętnościom. Dobrze myślący protestanci, a zwłaszcza
pastorowie, przemyśliwają nad tym, jakby zło naprawić. Są tacy, którzy by
chcieli wrócić do niektórych zarządzeń wiary katolickiej. Tak pastorowie
wirtemberscy na wiecu w Sztutgarcie 9 października 1901 r. obradowali nad możliwością
zaprowadzenia dobrowolnej spowiedzi z wyznaniem grzechów i rozgrzeszeniem
duchownym. Nie odważyli się wprawdzie nakazywać spowiedzi wiernym, ale
postanowili gorąco ją polecać. Lecz i to na nic by się nie przydało, gdyż
spowiedź u protestantów nie jest Sakramentem, a pastorzy władzy rozgrzeszania
od grzechów nie mają. Chcąc wyjść z błędnego koła, w jakie ich system religijny
Lutra wprowadził, powinniby protestanci koniecznie powrócić na łono jedynie
prawdziwego Kościoła katolickiego. Wtedy dopiero poznaliby, że w jego nauce nie
ma żadnej sprzeczności, że owszem panuje w niej największa logika, tak że jedna
prawda ze żelazną koniecznością z drugiej się wysnuwa. Nie znajdą w niej nic śmiesznego,
ani przeciwnego rozumowi lub dążeniom serca ludzkiego. Jest to znamienitym
dowodem, że religia katolicka jest prawdziwą. Chrystus z nami!
A gdzie Chrystus, tam
prawda, tam Bóg, tam wieczne zbawienie!
Wingolf
––––––––
Czemu jestem katolikiem? Kilka słów o modernizmie. Napisał Wingolf. Poznań 1912, str. 32. (Broszura z
serii: ZA PRAWDĘ, nr 5). Za zezwoleniem Władzy Duchownej. (1)
(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono.)
Przypisy:
(1) Por. 1) Ks. Marceli Nowakowski, Marcin Luter, twórca pseudoreformacji.
2) Ks. Rivaux, Sposób wyrażania się Lutra.
3) Ks. Zygmunt Baranowski, Reformy małżeńskie Lutra.
4) "Przegląd
Lwowski", "Apostolska łagodność"
Marcina Lutra.
5) Albert von Ruville, Metody pseudoreformatorów w walce z
Kościołem.
6) Ks. A. Kraetzig SI, Janssen i historia reformacji.
7) Ks. Jakub Balmes, a) Fanatyzm i indyferentyzm, ich źródła i następstwa. b) Katolicyzm
i protestantyzm w stosunku do cywilizacji europejskiej.
8) Ks. Antoni Brzeziński, Rys dziejów świętego Soboru Trydenckiego.
9) O. Jan Jakub Scheffmacher
SI, Katechizm polemiczny czyli Wykład
nauk wiary chrześcijańskiej przez zwolenników Lutra, Kalwina i innych z nimi
spokrewnionych, zaprzeczanych lub przekształcanych.
10) Abp Stanisław Karnkowski,
Prymas Polski, a) Kazania o Chwalebnej
Eucharystii. b) O wieczerzy Zborów Luterskich, Pikardskich,
Zwingliańskich, Kalwińskich i Nowochrzczeńskich. c) Odezwa do Duchowieństwa całej Prowincji
Gnieźnieńskiej.
11) Św. Teresa od Jezusa, a) Starania o nawrócenie heretyków. b) Wizja mąk piekielnych.
12) Ks. Maciej Sieniatycki, a) Apologetyka czyli dogmatyka fundamentalna.
b) Zarys dogmatyki katolickiej.
c) System modernistów. d) Modernistyczny
Neokościół.
13) Abp Walenty
Zubizarreta OCD, O modernizmie (De modernismo).
14) Ks. Jacek Tylka SI, a) Dogmatyka katolicka. b) Traktat o Kościele Chrystusowym. c) O obojętności, czyli indyferentyzmie
w rzeczach religii. d) O
własnościach religii. e) O cnotach
heroicznych.
15) Św. Pius X, Papież, a) Encyklika "Pascendi dominici gregis"
o zasadach modernistów. b) Przysięga antymodernistyczna. c) Przemowa
do kardynałów przeciw neoreformizmowi religijnemu.
d) Encyklika "Acerbo nimis"
o wykładzie nauki chrześcijańskiej.
(Przyp. red. Ultra montes).