Sobór Trydencki nazywa wiarę
„fundamentem i korzeniem całego usprawiedliwienia”. Prawda! fundament,
to jeszcze nie gmach, korzeń to jeszcze nie drzewo.
Więc można być wierzącym, i mimo to zgubić swą duszę na wieki.
Gmachem, który na fundamencie wiary ma stanąć, drzewem, co z korzenia wiary ma wyrosnąć, jest miłość.
Ale, czy można miłować Boga, nie poznawszy Go, nie uwierzywszy Jego słowom?
Jest to niemożliwe, tak samo, jak
niemożliwym jest wznoszenie gmachu bez fundamentu, lub rozwijanie się
drzewa bez korzenia. Dlatego św. Paweł wypisał te słowa: „Bez wiary niepodobna jest podobać się Bogu” (Hebr. 11, 6); a słowa te są tylko echem słów Chrystusowych: „Kto nie wierzy Synowi, nie ogląda żywota” (Jan 3, 36).
Z tego wynika, że wiarę winniśmy cenić
jako skarb największy (jest ona bowiem pierwszym warunkiem,
niewystarczającym wprawdzie, ale nieodzownie koniecznym, aby osiągnąć
zbawienie). Tymczasem iluż to ludzi naraża się dobrowolnie na utratę
wiary, a nawet zupełnie od niej odstępuje.
Przypatrzmy się dziś bliżej tym dwóm rodzajom grzechów przeciwko wierze.
I.
1. Pierwszym takim grzechem jest dobrowolne powątpiewanie choćby o jednym artykule wiary,
który Kościół Katolicki do wierzenia podaje. Jeżeli kogoś dręczą tylko
wątpliwości co do pewnego dogmatu, lecz on z nimi stale i energicznie
walczy, żadnego jeszcze nie ma grzechu. Grzech będzie powszedni, gdy w
walce z wątpliwościami dusza się ociąga, całkowitej jednak zgody na nie
nie daje.
Ale, gdy Katolik wątpi całkowicie o jakimś zdaniu, o którym na pewno wie, że Kościół je głosi jako artykuł wiary, wówczas grzeszy ciężko, wątpi bowiem o mądrości, świętości i mocy Boga objawiającego; a któż zaprzeczy, że to Boga obraża.
Nigdy nie może być słusznej przyczyny, aby podawać w wątpliwość prawdy wiary i zasady moralności, jakie Kościół Katolicki głosi.
2. Gdy chrześcijanin pobłądzi przeciw której z prawd Katolickiej wiary, i przy tym błędzie będzie obstawał świadomie i dobrowolnie, – wówczas staje się on heretykiem.
Herezja, to drugi grzech przeciw wierze.
Niestety! Mamy w naszym kraju różnych heretyków; do najbardziej znanych
należą protestanci, tak zwani prawosławni, zwolennicy Kościoła
Narodowego.
Zauważę tu jednak, że ci, którzy są
heretykami bez winy własnej (bo się w herezji urodzili, lub z
niezawinionej niewiadomości w nią się wplątali, lecz nie przychodzi im
nawet na myśl, iż mogą błądzić), że tacy nie mają za to grzechu (ich
herezja jest materialną tylko, a nie formalną) i, skoro mają czyste
sumienie, duszą do Kościoła Katolickiego należą.
Natomiast ciężko grzeszy heretyk, który w duszy jest przekonany o prawdziwości wiary Katolickiej, a pomimo to Katolikiem zostać nie chce; taki bowiem stawia opór Kościołowi św., a tym samym się opiera Chrystusowi Panu.
Ale i wśród Katolików nie brak takich, którzy albo zaprzeczają piekła, albo odrzucają Boskie ustanowienie spowiedzi, albo upatrują w Najświętszym Sakramencie tylko Symbol Chrystusa, którzy nie uznają Opatrzności Bożej, a wszystko przypisują przypadkowi, albo odmawiają Bogu to mądrości, to sprawiedliwości, to miłosierdzia; co o nich sądzić?
oto, są oni tylko z imienia Katolikami, bo nie wypisali się z listy Katolików,
ale dopóki w błędach swych uporczywie trwają, są winnymi na sumieniu ciężkiego grzechu herezji.
A czy nie obijało się o uszy wasze, że
jakiś żonaty Katolik porzuca swoją prawowitą żonę, albo jakaś zamężna
Katoliczka porzuca prawowitego męża swego, i udaje się do
protestanckiego zboru lub prawosławnej schizmatyckiej Cerkwi, tam
zmienia swoją Katolicką wiarę na inną – heretycką –, aby w ten sposób
uzyskać u heretyków nieprawny rozwód, i potem wziąć nieprawny ślub z
inną osobą?
Choćby taki Katolik lub Katoliczka tylko
zewnętrznie zmieniali swe wyznanie, a w duszy wierzyli po dawnemu,
grzeszyliby bardzo ciężko, jako tacy, którzy, jeśli nie wewnętrznie, to w
każdym razie na zewnątrz, prawdziwej wiary swojej się wyrzekają.
3) Kiedy wreszcie chrześcijanin całkowicie od wiary chrześcijańskiej odpada, staje się wówczas odstępcą – apostatą.
Smutnym tu przykładem jest cesarz Julian (siostrzeniec Konstantyna
Wielkiego), który pod wpływem pobieranych w młodości nauk tak rozmiłował
się w pogaństwie, że, zostawszy 361 r. jedynowładcą, postanowił uczynić
pogaństwo religią panującą; wskutek też tego otrzymał w historii
przydomek „Apostaty” czyli „Odstępcy”.
Trudno wprost pojąć, aby podobne wypadki
mogły się powtarzać; tymczasem i w najnowszych czasach zdarzały się
przejścia z chrześcijaństwa na mahometanizm lub buddyzm.
Dość wspomnieć o znanym ze swego
patriotyzmu i waleczności, polskim generale Józefie Bemie, który po
powstaniu 1831 r. udał się do Turcji i tam został muzułmaninem,
przyjąwszy imię Amurata (um. 1850 r.).
Ale można stać się apostatą
i bez przechodzenia na jakąś fałszywą religię. Wystarczy, żeby po
przyjęciu Chrztu w Kościele Katolickim, potem odpaść całkiem od wiary.
Odstępcami tedy są
wolnomyśliciele, racjonaliści, którzy odrzucają wszystko, co jest
nadprzyrodzone, co rozum ludzki przewyższa, a także przystępujący do
stowarzyszenia masonów (wolnomularzy), które przejęte jest
nienawiścią do Katolickiego Kościoła i pracuje nad jego obaleniem; a
trzeba wiedzieć, że masoneria rozgałęzioną jest po całym świecie, i
niestety! niektórzy z polskich działaczów również do niej należą.
II.
Skoro wiara jest największym skarbem duszy, a odstępstwo od niej grzechem najcięższym, z tego wynika, że grzeszą również ci, którzy dobrowolnie narażają się na niebezpieczeństwo utraty wiary.
Dopuszczają się tacy grzechu mniej lub
bardziej ciężkiego, w zależności od tego czy mniejsze, czy większe jest
to niebezpieczeństwo.
Do główniejszych niebezpieczeństw (zewnętrznych) należą:
- obcowanie z heretykami lub niewierzącymi,
- czytanie pism i książek, przez nich wydawanych
- zawieranie małżeństwa z osobą innego wyznania.
1. Niepodobna jest często być zupełnie z
dala od wszystkich niekatolików; nieraz konieczność zmusza, by się
czasem do nich zwracać; jednak, trzeba pod tym względem mieć się na
baczności, i nie lekceważyć tym upomnieniem św. Pawła: „Człowieka heretyka… unikaj” (Tyt.
3, 10); doświadczenie bowiem stwierdza, że z takiego obcowania
(zwłaszcza, gdy jest częste i przyjazne), budzą się wątpliwości w
wierze, powstaje często obojętność religijna, a nieraz i zupełne
odstępstwo od Katolickiej wiary.
Tutaj muszę zwrócić uwagę, że w szczególniejszy sposób grzeszy katolik, jeśli bierze udział w czynnościach religijnych niekatolików.
Grzechem tedy jest dla katolika:
a) trzymanie do chrztu dziecka, gdy je chrzci innowierca, lub proszenie heretyka, by był ojcem chrzestnym przy Chrzcie Katolickim;
b) obecność na innowierczych kazaniach i nabożeństwach
(np. w protestanckiej kirsze, w kościele narodowym), zwłaszcza, o ile
przez to katolik objawia swoją skłonność do tego wyznania;
c) branie ślubu przed duchownym heretykiem, a także czynne uczestniczenie w ślubie innowierczym, zawieranym przez inne osoby;
d) zwracanie się do duchownego heretyckiego, aby pogrzebał zmarłego katolika;
e) w ogóle udział w publicznych modłach innowierców, w śpiewie podczas ich nabożeństw; itp.
Zdarzyć się może, że grzeczność tego
będzie wymagała, aby pójść na ślub lub pogrzeb niekatolicki; w takim
wypadku może katolik to uczynić, byleby przez cały ciąg ceremonij stał
tylko cicho i obojętnie, – taka obecność (bierna, materialna) grzechem
nie będzie.
2. Drugim, wielkim niebezpieczeństwem dla wiary jest czytanie złych pism i książek.
Czytanie da się porównać do rozmowy z
inną osobą; ta tylko zachodzi różnica, że w rozmowie obie strony mówią,
przy czytaniu zaś tylko jedna – autor; w rozmowie jeden drugiemu wciąż
przerywa, i nie każde zdanie bywa przemyślane, przy czytaniu ma się
przed sobą wszystko obmyślone i wykończone; w rozmowie nikt nam nie
będzie powtarzał po kilka razy tego samego zdania, przy czytaniu zdanie,
które nas uderzyło, może być po wielokroć odczytane ponownie. Stąd
czytanie książki, przeciwnej wierze, pod pewnym względem może okazać się zgubniejszym, niż ustna rozmowa z niedowiarkiem.
Niestety! w naszych czasach większość
dzienników wydawana jest przez wrogów religii chrześcijańskiej, przez
żydów; niejedno pismo, choć redagowane przez Polaka, jest przez nich
pieniężnie podtrzymywane za zrobione im pewne ustępstwa w dobieraniu
artykułów.
Nie brak też u nas i takich pisarzy,
którzy, prowadząc życie niemoralne i utraciwszy wiarę, potem swym piórem
zatruwają dusze innych.
Jak niepodobna, aby nie osmolił się ten,
który ciągle ze smołą ma do roboty, tak samo niepodobna, aby nie
ucierpiała wiara tego, kto czyta książki przeciwne wierze, kto w ten
sposób duchowo obcuje z ich niewierzącymi autorami.
Kto ma gazety niekatolickie, niech
przestanie je prenumerować. Kto ma książki wierze przeciwne, niech zrobi
tak, jak nowonawróceni mieszkańcy miasta Efezu, którzy złe książki
znieśli do św. Pawła i spalili, choć wartość ich była wielka, bo aż 50
tysięcy srebrników (Dz. Ap. 19, 19).
3. Trzecim wreszcie niebezpieczeństwem przeciw wierze jest zawieranie małżeństwa z osobą innego wyznania, lub całkiem niewierzącą.
Nie ma co i mówić, jeżeli takie małżeństwo zostanie zawarte przed duchownym niekatolickim.
Będzie ono w takim wypadku nieważne, i będzie zdradzało zupełną religijną obojętność strony katolickiej.
Ale, choćby dla słusznych powodów
Kościół udzielił katolickiej stronie dyspensy, a strona niekatolicka
dała niezbędne zobowiązania, – zazwyczaj jednak w takim domu gdzie
małżonkowie nie są jednego wyznania, zapanowuje duch obojętności
religijnej, który następnie, jeszcze silniej przebija się w dzieciach.
Dziecko bowiem, gdy się dowiaduje, że ojciec jest innej wiary, a matka
innej, staje się obojętnym w tej sprawie, albo się skłania do tej wiary,
która mniejsze stawia wymagania, więc odpada do herezji.
Drodzy moi! Strata wiary równa się
straceniu wszystkiego; człowiek więc, który ma choć odrobinę zdrowego
rozsądku, dbać powinien o swą wiarę więcej, niż o każde inne dobro.
„Bądźcie mądrymi jako węże” (Mt. 10,
16), mówił Zbawiciel; a św. Jan Złotousty taką do tych słów czyni uwagę:
„Ostrożność węża polega na poświęceniu choćby całego ciała, byle głowę
ochronić. Głową naszą jest wiara nasza; by ją zachować, powinniśmy, gdy
zachodzi tego potrzeba, wszystko inne poświęcić”.
Utraćmy raczej wszystko, lecz wiarę zachowajmy! Amen.
Ks. Kazimierz Naskręcki, Dekalog. Krótkie nauki o Przykazaniach. Warszawa 1937. Katolickie Towarzystwo Wydawnicze „KRONIKA RODZINNA”. str. 85-90.