Jorge Bergoglio
Ku zdumieniu wielu i bezmiernej konsternacji
konserwatystów Novus Ordo, "kardynałowie" wybrali novusowego
arcybiskupa Buenos Aires, jezuitę na następcę emerytowanego Ratzingera. Przyjrzymy
się tu pokrótce postaci tego debiutanta w sekwencji "papieży" Vaticanum
II, którzy od 1958 roku systematycznie działają na rzecz zniszczenia
Kościoła katolickiego.
Liturgiczny progresista
Bergoglio jest skończonym modernistą jeśli chodzi o
liturgię. Dostępny w Internecie dla wszystkich do obejrzenia jest film z Mszy
dla dzieci w Buenos Aires, gdy był kardynałem. Widzimy tam mnóstwo balonów oraz
zespół muzyki pop grający lekkiego argentyńskiego rocka oraz wokalistów
zespołu, mężczyznę i kobietę, którzy przynaglają tłum trzymający balony do udziału
w śpiewaniu piosenek. Wokaliści tańczą podczas wykonywania piosenek.
Poniżenie papiestwa
Bergoglio, w noc swej elekcji, powiedział i zrobił
kilka rzeczy, które przeciętnemu świeckiemu człowiekowi mogą wydawać się mało
ważne, niemniej jednak były dość znamienne. Po pierwsze, odmówił nałożenia
czerwonego mucetu (peleryny przykrywającej ramiona), którą Papież zwykle nosi,
jak również stuły zakładanej na mucet. Są to insygnia papieskiego urzędu. Co
więcej, wielokrotnie powtarzał, że został wybrany na "biskupa Rzymu",
a nawet wyrażał się o Ratzingerze jako "byłym biskupie Rzymu". Prawdą
jest, że rzymski Papież jest biskupem Rzymu i to prawda, że rzymskie biskupstwo
jest, że tak powiem, nośnikiem, przez który papież otrzymuje swą powszechną
jurysdykcję. Jest tak dlatego, że św. Piotr, pierwszy który otrzymał powszechną
jurysdykcję od Samego Chrystusa, ustanowił swoją stolicę w Rzymie i umarł w
Rzymie. W związku z tym, to miasto stało się drogą, przez którą następcy św.
Piotra zostali złączeni ze św. Piotrem, jako głową Kościoła powszechnego,
a nie jedynie jako biskupem. Powodem dla którego te odniesienia do
"biskupa Rzymu" są znaczące jest to, że dla wschodnich schizmatyków i
anglikanów tytuł "biskup Rzymu" nie stanowi żadnego problemu, tzn.,
jest to ktoś posiadający jurysdykcję tylko nad rzymską diecezją, natomiast
stanowczo oponują przeciwko "papieżowi" tj., komuś, kto ma
jurysdykcję nad całym Kościołem.
Te małe lecz ważne posunięcia są najprawdopodobniej
zapowiedzią tego, co ma nadejść: umniejszanie papiestwa na rzecz ekumenizmu.
Paweł VI powiedział: "Największą przeszkodą dla ekumenizmu jest
papiestwo". Dlatego też, jeśli ekumenizm ma pozostać, to papiestwo musi
odejść.
Gorliwy ekumenista
W Internecie można oglądnąć filmik, w którym Bergoglio
uczestniczy w obchodach Chanuki w żydowskiej synagodze i zapala menorę.
Nawiasem mówiąc jego oficjalnym biografem jest Żyd o nazwisku Sergio Rubin.
Jest też fotografia jak Bergoglio klęcząc przed protestanckimi duchownymi,
prosi ich o błogosławieństwo.
Argentyński biskup anglikański, Gregory Venables,
wychwalał wybór Bergoglio, ponieważ Bergoglio powiedział mu na
międzywyznaniowym spotkaniu, że anglikanie powinni zostać włączeni do Kościoła
katolickiego bez konieczności nawrócenia. "Pewnego ranka zadzwonił do mnie,
abym zjadł z nim śniadanie", relacjonuje Venables, "i powiedział mi
bardzo wyraźnie, że Ordynariat jest zupełnie zbędny i że Kościół potrzebuje nas
jako anglikanów". Ordynariat, o którym tu mowa był ustępstwem
Benedykta XVI wobec anglikanów, którzy chcieli wrócić do Kościoła katolickiego
i jednocześnie zachować swoją anglikańską (= heretycką) kulturę i liturgię.
Marksistowskie tendencje
Bergoglio ma obsesję na punkcie ucisku ubogich.
Podczas gdy Kościół zawsze przejawiał troskę o złagodzenie niedoli biednych, to
nigdy nie wspierał ideologii czy też ruchów społeczno-politycznych
usiłujących dokonywać redystrybucji dóbr. Popieranie takich systemów i ruchów
oznacza, że się jest socjalistą. Posłuchajmy Bergoglio: "Żyjemy w
części świata o największych nierównościach, gdzie dokonał się największy
wzrost, a jednocześnie niedola zmniejszyła się najmniej. Trwa niesprawiedliwość
przy podziale dóbr, co tworzy sytuację grzechu społecznego, która woła o pomstę
do nieba i ogranicza tak wielu naszym braciom możliwości pełniejszego
życia". Pogląd, że nierówny podział dóbr jest wewnętrznie
niesprawiedliwy, że jest "grzechem", to typowo marksistowska idea
podburzająca do walki klasowej. Prawdą jest to, że istnieje naturalna
nierówność podziału dóbr spowodowana naturalną nierównomiernością rozkładu
intelektu, talentów, pracowitości, bogactw naturalnych a nawet okoliczności.
Ponadto, systemy socjalistyczny i marksistowski, nie czynią nic poza
zwiększaniem ubóstwa klas niższych, ponieważ fałszywymi zasadami ekonomicznymi
tłumią naturalny wzrost gospodarki.
25 maja 2002, Bergoglio wygłosił kazanie, w którym
scharakteryzował Zacheusza z Ewangelii jako "złowrogiego lichwiarza" –
to oczywiste odniesienie do "złych" ludzi, którzy uważają, że
Argentyna powinna spłacić długi, które zaciągnęła. W rzeczywistości, Zacheusz
nie był lichwiarzem tylko poborcą podatkowym. Przypadek ten świadczy o
zatrważającej nieznajomości Pisma Świętego, jak również gruntownej znajomości
wszystkich motywów przewodnich socjalizmu oraz mentalności gotowej do zaprzęgnięcia
religii w służbę socjalizmu.
Najlepszym sposobem pomocy ubogim nie jest
redystrybucja dóbr – okradanie tych, którzy pracują i dawanie tym, którzy nie
pracują – lecz stwarzanie warunków, w których robotnik klasy niższej ma okazję,
aby przez ciężką pracę wydźwignąć się ekonomicznie i poprawić swoją sytuację. Taki
klimat tworzy się przez legalną konkurencję, będącą zawsze czynnikiem
motywacyjnym oraz mało ingerujący rząd dający każdemu człowiekowi, bez względu
na pozycję społeczną, wolną przestrzeń, w której może rozwijać darowane mu przez
Boga talenty i pracowitość. Opresywne, despotyczne i zarządzające aż do skali mikro
socjalistyczne rządy nie robią nic prócz zubażania swoich obywateli, odstraszając
przedsiębiorców i zamykając drzwi inwestycjom zewnętrznym. Komunistyczne
zniewolenie Europy Wschodniej jest świadectwem porażki socjalizmu jako systemu
ekonomicznego, a rozkwit Chin spowodowany w znacznej mierze właśnie porzuceniem
komunistycznych zasad ekonomicznych – przynajmniej w praktyce – jest kolejnym
dowodem, że socjalizm się nie sprawdza.
Popieranie związków homoseksualnych
Jako novusowy kardynał Buenos Aires, Bergoglio
namawiał kolegów biskupów, by agitowali za homoseksualnymi związkami
partnerskimi. Czynił tak, ponieważ uważał, że nie istnieją żadne skuteczne
środki umożliwiające zwalczenie ustawy dotyczącej małżeństw
homoseksualnych, której propozycję wysunął argentyński rząd. Tak przynajmniej
opisywano tę sytuację. Innymi słowy, myślał on, że Kościół katolicki powinien wspierać
sodomskie związki jako mniejsze zło.
Jednakże stosuje on niewłaściwie moralną naukę
dotyczącą wyboru mniejszego zła. Nigdy nie wolno wybierać mniejszego zła, gdy
dotyczy to dobra powszechnego religii lub państwa. Wybitny teolog moralny
Merkelbach stwierdza: "Bezpośrednia współpraca w działaniu naruszającym w
poważny sposób dobro publiczne czy to religii czy też państwa jest zawsze
grzechem śmiertelnym i nigdy nie jest usprawiedliwiona ze względu na jakąś
osobistą stratę. Jest to prawdą, ponieważ stanowi wypaczenie porządku. To
umieszczanie prywatnego dobra przed dobrem społecznym i powszechnym". Co
więcej, promowanie przez Kościół czegoś, co jest fałszywe, moralnie wypaczone i
skandaliczne jest dużo większym złem niż małżeństwa sodomitów. Kościół na
mocy Wszechmogącego Boga daje poczucie świętego bezpieczeństwa w odniesieniu do
nadprzyrodzonej prawdy oraz prawa naturalnego i w konsekwencji poparcie
Kościoła dla związków sodomskich byłoby tak złe, iż byłoby znacznie gorsze niż
wiele milionów czynów sodomskich. To, że przedstawiciel Boga na ziemi miałby
nie dochować wierności prawdzie jest zdradą Chrystusa podobną zdradzie Judasza
albo niewiernych Żydów, którzy domagali się ukrzyżowania Chrystusa.
Wreszcie, zachęcanie uzależnionych od grzechu sodomii do
życia w związku cywilnym, jest wobec nich nadzwyczaj niemiłosierne,
ponieważ jest akceptacją narażania ich na częste okazje do grzechu
śmiertelnego, co prowadzi do ich ostatecznego potępienia w piekle. Osoby z
jakiegokolwiek powodu uzależnione od tego grzechu należy napominać, by wiodły
cnotliwe życie i unikały zażyłych przyjaźni z osobami tej samej płci.
Ustanowienie legalnych środków umożliwiających im wspólne pożycie jest w istocie
posłaniem ich do piekła.
A jednak wielu prałatów Novus Ordo, między
innymi kardynał Schönborn z Wiednia i nieżyjący już kardynał Martini z
Mediolanu (który był wielkim entuzjastą Bergoglio) publicznie stwierdziło, że
Kościół powinien zatwierdzić związki partnerskie tej samej płci.
Na szczęście i nieoczekiwanie, reszta argentyńskich
biskupów wykazała zdrowy rozsądek mówiąc Bergoglio, że nie ma racji w
popieraniu związków partnerskich, nawet jako mniejszego zła i w rezultacie
wszyscy powstrzymali się od ich poparcia.
Co Bergoglio zrobi albo powie – teraz, kiedy zajmuje
kierownicze stanowisko Novus Ordo – czas pokaże.
Zaniechanie uczynienia znaku krzyża i wezwania trzech
Boskich Osób Trójcy Przenajświętszej
Na spotkaniu z dziennikarzami tuż po wyborze,
Bergoglio powiedział, że chciałby ich pobłogosławić zanim się rozejdą. Jednak
dodał, że wie, iż wielu z nich nie jest chrześcijanami, a niektórzy nawet są niewierzący.
"Szanuję sumienie każdego z was" – powiedział i z tego powodu nie
uczynił znaku krzyża ani nie wezwał imion trzech Boskich Osób Trójcy Świętej.
Można go zobaczyć na internetowym wideo jak tylko wznosi
rękę jak gdyby chciał się pożegnać.
To, że ktoś mieniący się papieżem uchyla się od
pobłogosławienia Znakiem Krzyża i wezwania Trójcy Świętej, co jest
przypomnieniem dwu centralnych dogmatów naszej świętej wiary, jest tak
przerażające, że na opisanie tego nie ma wręcz przymiotników. Wszystko
to staje się zrozumiałe, jeśli zastosuje się zasady ekumenizmu i wolności
religijnej. Jego zaniechanie uczynienia tradycyjnej formy błogosławieństwa jest
dla każdego, kto jeszcze myśli dowodem, że ekumenizm i wolność religijna to
dwie przewrotne i niegodziwe doktryny, to niszczyciele naszej
wiary i bluźnierstwo przeciw majestatowi Boga Wszechmocnego.
Ponadto, nie głoszenie świętej Ewangelii niechrześcijanom
i niewierzącym jest względem nich bardzo niemiłosierne, ponieważ święta
Ewangelia jest dla nich zbawieniem. "Szanowanie sumienia" jest tak
absurdalne jak szanowanie decyzji kogoś, kto ma właśnie wypić truciznę, aby się
zabić.
Jedynym stosownym komentarzem są słowa Naszego Pana
Jezusa Chrystusa wypowiedziane w Ewangelii św. Mateusza (X, 33): "A kto
by się mnie zaparł przed ludźmi, zaprę się go i ja przed Ojcem moim, który jest
w niebiesiech".
Reakcje na wybór Bergoglio
Reakcja odpadłego marksistowskiego księdza Leonardo
Boffa była bardzo pozytywna, podobnie jak jawnie heretyckiego duchownego Hansa
Künga, który powinien zostać usunięty, ale nie jest.
Boff, główny rzecznik teologii wyzwolenia czyli
marksizmu podlanego chrześcijańskim sosem, powiedział: "Jestem pokrzepiony
tym wyborem, dostrzegam w tym obietnicę Kościoła prostoty i ekologicznych
ideałów". Cytowano również jego wypowiedź, iż Bergoglio jest bardziej
liberalny niż ludzie mogą to sobie wyobrazić.
Hans Küng, który publicznie neguje papieską nieomylność,
Boskość Chrystusa i Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny (ale wciąż jest
księdzem nieźle usytuowanym – w modernistycznej religii), kiedy Bergoglio
został wybrany powiedział: "jestem przepełniony radością", dodając:
"W tym człowieku jest nadzieja". "Nadzieja" w rozumieniu
Künga to radykalne przekształcenie Kościoła katolickiego w coś, co w stosunku
do jego przedsoborowej przeszłości jest zupełnie nie do poznania i niemożliwe
do utożsamienia. Choć mógłbym powiedzieć, że takie określenia stosują się już
do Novus Ordo, to Küng ma na myśli coś jeszcze bardziej destrukcyjnego.
Esteban Paulon, prezes argentyńskiej Federacji
lesbijek, homoseksualistów, biseksualistów i transseksualistów powiedział, że
Bergoglio "jest znany z umiarkowanych poglądów" i kiedy
"wystąpił zdecydowanie przeciw małżeństwom homoseksualnym, uczynił to pod
presją konserwatystów".
Komentatorzy często także zaznaczają, że nie jest on
przyjacielem tradycyjnego ruchu. W 2007 roku wprowadził w życie Mszę Motu
Proprio, ale w taki sposób, że do jej odprawiania wyznaczył nie tradycyjnie
usposobionych kapłanów, lecz modernistów, którzy zastąpili tradycyjne czytania czytaniami
z Nowej Mszy i czytają je wiernym. Msza odprawiana była tylko raz w miesiącu i
to w niedogodnym miejscu. Chociaż na pierwszej Mszy pokazało się kilkuset
wiernych ich liczba ostatecznie zmalała tak bardzo, że w archidiecezji Buenos
Aires Msza Motu Proprio już nie istnieje.
Z tego powodu, można powiedzieć, że konserwatyści Novus
Ordo albo jak się ich zwykle określa – "neokoni", wdrapali się na
gzymsy wysokich budynków, podczas gdy na ulicy strażacy trzymają sieci by ich w
nie łapać. Dlaczego? Przetrzymawszy dwadzieścia siedem lat Jana Pawła II, który
był liturgicznym potworem (czego świadectwem obnażone do pasa lektorki i takie
same tancerki), zobaczyli w Ratzingerze liturgiczną rewolucję à
rebours, czyli restaurację. Choć z pewnością nie wszystko było idealne,
niemniej jednak uważali, że Ratzinger jest przedstawicielem trendu w Novus
Ordo dążącego ostatecznie do przywrócenia liturgicznego rozsądku.
Zainteresowani wyłącznie liturgią a nie doktryną, byli mocno przekonani, że
skończyły się odurzające i szalone czasy rewolucji Vaticanum II i teraz
"cegła po cegle" – jak powiedział jeden z ich głównych rzeczników –
katolicka liturgia zostanie odbudowana.
Wraz z wyborem Bergoglio, ich świat eksplodował.
Zwiastowało to nie tylko powrót do ery liturgicznej
brzydoty i aberracji Pawła VI, ale co gorsza, oznaczało, że hierarchia Novus
Ordo wcale nie podziela "konserwatywnej" linii Ratzingera.
W przeciągu kilku godzin, neokoni zdali sobie sprawę, że Ratzinger nie był ucieleśnieniem
trendu, ale zwykłym fuksem, szczęśliwym losem, oazą na pustyni. Teraz rewolucyjna
tendencja będzie kontynuowana, z Bergoglio na czele, człowiekiem kochającym
liturgiczną brzydotę i aberracje, człowiekiem z balonikami, który na domiar,
nie ma nawet przedsoborowego wykształcenia, jakie mieli Montini, Wojtyła i
Ratzinger, ani inteligencji żadnego z nich. Jest on zdolny do niewiarygodnych
liturgicznych zdrożności. Co gorsza, doktrynalny i duszpasterski liberalizm
Bergoglio, połączony z brakiem inteligencji, czyni go zdolnym do odchyleń,
które aż dotychczas były niewyobrażalne.
Moim zdaniem, neokoni to zwolennicy Novus Ordo,
którzy jeszcze zachowali cnotę wiary. Ta cnota, dzięki której katolicy
przylegają do świętych i niezmiennych prawd objawionych przez Boga i
przedkładanych przez niezawodne Magisterium Kościoła została zniszczona u
niemal wszystkich zwolenników Novus Ordo. Stało się tak gdyż Vaticanum
II jest zabójcą dogmatu. Jego podstawowym założeniem jest ekumenizm,
który z samej swej natury niszczy dogmat w umyśle każdego, kto go przyjmie,
ponieważ ekumenizm relatywizuje to, co ze swej natury jest absolutne, tzn.
katolicki dogmat. Inne wielkie herezje Vaticanum II, a mianowicie
kolegialność biskupów, wolność religijna i nowa eklezjologia, powstały jako
bezpośredni skutek manii ekumenizmu. Ekumenizm ich potrzebuje i gdyby ekumenizm
zniknął one również by znikły.
Gdy się połączy zabójcze dla dogmatów nauki Vaticanum
II i sączone z tygodnia na tydzień dawki niszczącej dogmat Nowej Mszy Pawła
VI, to wynikiem jest utrata cnoty wiary. Większość zwolenników Novus Ordo
straciło katolicką Wiarę, jak pokazuje to ostatni sondaż New York Times.
Jedyny sposób na to, aby cnota wiary mogła przetrwać w
duszy zwolennika Novus Ordo to pozytywny sprzeciw wobec doktryn i
liturgicznych praktyk Novus Ordo. Są nimi neokoni. Życie codzienne jest
dla nich cierpieniem i męczarnią, ponieważ nieustannie zaprzeczają w swoim
umyśle temu, co stale stoi im przed oczami, a mianowicie temu, że Vaticanum
II jest zerwaniem. To tak jakby ktoś szedł ulicami Nowego Jorku i
stale sobie powtarzał: "nie jestem w Nowym Jorku". Żaden z
niebotycznych monumentów Nowego Jorku nie może go przekonać. Zerwanie Vaticanum
II z przeszłością Kościoła jest wszędzie widoczne, jednak żyją w
bezustannej odmowie zaakceptowania tego faktu.
Dlatego wymyślili sobie coś nazywanego
"hermeneutyką ciągłości" albo takim sposobem interpretacji Vaticanum
II, że nie jest on sprzeczny z katolicką doktryną. To absurdalny system. Aby
zilustrować to przez analogię: Gdyby Vaticanum II uczył, że 2 + 2 = 5,
stronnicy hermeneutyki ciągłości wymyśliliby system, w którym 2 + 2 = 5 jest do
pogodzenia z zasadami tradycyjnej matematyki. To jest szalone, ale usiłują to
zrobić.
Dlaczego? Ponieważ, nie chcąc wejść na drogę
sedewakantyzmu uznającego, że Novus Ordo jest zerwaniem, muszą wymyślić
jakiś system, który chroni Novus Ordo przed uznaniem go za zerwanie. Są
jak człowiek stojący nad szczeliną wywołaną przez trzęsienie ziemi. Jedna stopa
jest po lewej stronie szczeliny, druga po prawej. Lewa strona to Vaticanum
II i jego reformy; prawa strona to tradycyjny, przedsoborowy Kościół
katolicki. Szczelina oczywiście poszerza się po każdym wstrząsie wtórnym i w
rezultacie staje się coraz trudniejszym stanie okrakiem nad bezdenną
rozpadliną.
Bergoglio nie jest zaledwie wstrząsem wtórnym; on jest
kolejnym głównym wstrząsem. Neokoni tracą teraz głowę jak to wytłumaczyć.
Niektórzy zaryzykowali "hermeneutykę zaprzeczenia", która neguje
liberalną przeszłość Bergoglio, tworząc sobie tym samym jeszcze bardziej
fantastyczny świat mrzonek. Jednakże większość stanęła wobec rzeczywistości
końca ich świata. Jak sobie poradzą, to się okaże. Nie byłbym zaskoczony, jeśli
niektórzy przyjmą stanowisko sedewakantystyczne.
Sedewakantyści, z drugiej strony, widzą, że ich
stanowisko się potwierdziło. Niektórzy neokoni nazwą to
"tryumfalizmem", ale powinni sobie uświadomić, że przez dziesiątki
lat traktowali sedewakantystów jak teologiczne i kościelne szumowiny, jak
radykałów i fanatyków, jeszcze gorszych od heretyków i schizmatyków. Powinni
też sobie zdać sprawę z tego, że historyczny fakt, tzn. wybór lewackiego
modernisty, który zastąpił ich ukochanego Ratzingera dowodzący, że świat neokonów
był mrzonką i ułudą – nie jest winą sedewakantystów.
To potwierdza, że sedewakantyści mają rację.
Biskup Sanborn
"Most Holy Trinity Seminary Newsletter", March
2013 (Bergoglio Supplement). (2)
Tłumaczył
z języka angielskiego Mirosław Salawa
–––––––––––––––
Przypisy:
(1)
Tytuł artykułu od red. Ultra montes. Tytuł oryginalny: Jorge
Bergoglio, the first "Pope" to have favored homosexual unions (Jorge
Bergoglio, pierwszy "papież" popierający związki homoseksualne).
(2)
Por. Bp Donald J. Sanborn, 1) Konklawe przegranych i manipulacje Ratzingera
co do Vaticanum II.
Za: Ultra montes (www.ultramontes.pl)