Cnota wiary to nie tylko sam akt jednorazowy
wierzenia, ale mocne i trwałe nastawienie człowieka, które sprawia, że
ma on skłonność niewzruszoną uznawać za prawdę to, co Bóg objawił, a
Kościół do wierzenia podaje.
Ta właśnie wiara, to nastawienie jest jednym z największych skarbów, jakie człowiek posiada. Są wprawdzie tacy, którzy mówią, że się bez wiary obchodzą: ale pomyślcie tylko, jak dalece ich życie pozbawione jest sensu i jak okropnie smutne musi się stać z chwilą, gdy przyjdzie nieszczęście, cierpienie, choroba, poniewierka. Nie tylko to: tym ludziom brakuje do czynu, do życia i do poświęcenia największej siły ludzkiej – wiary. Nie mamy czego im zazdrościć, przeciwnie, trzeba być ślepym, aby wiarę, którą dał nam Bóg, lekceważyć i nie bać się o jej utratę.
A stracić wiarę nie jest trudno. Znam ludzi, którzy ją mieli i to mocną, a wszystko poszło w rozsypkę. Znam jednego kolegę, który stracił z wiarą nadzieję i zginął niedawno samobójczą śmiercią. Znamy też wielkich uczonych, nawet księży i biskupów, którzy tracili wiarę. W historii mówią nam o wyznawcach, którzy dla wiary potrafili wytrzymać tortury, a potem popadli w niewiarę. Dlatego niech nikt nie zasypia! Jeśli twoja wiara jest mała, wzmocnij ją; jeśli jest wielka, Bogu dziękuj i rób co możesz, aby ją jeszcze powiększyć. Chciałbym wam dzisiaj wyłożyć, jakie są sposoby i zasady zwiększania w nas wiary.
Przede wszystkim trzeba wiedzieć, że wiarę można stracić pośrednio, a mianowicie przez grzechy z innych dziedzin, zwłaszcza z dziedziny czystości. Wprawdzie grzech taki, np. kradzież albo rozpusta, z wiarą nie ma nic wspólnego. Ale niektóre z nich, jeśli przechodzą w nałóg, nieuchronnie prowadzą do utraty wiary. Jest coś zadziwiającego w zbydlęceniu, które opanowuje rozpustnika – wszystko co ludzkie: zdolność do prawdziwej miłości, zdolność do poświęcenia, zrozumienie dla religii i wiara gasną powoli jak świeca bez powietrza. Po latach rozpusty, nie ma już człowieka: jest ciemne, niskie, popędami ku chuci ganiane zwierzę. Widzieliście pewnie sami takich. Pamiętajmy, że także ze stanowiska wiary popadnięcie w ten nałóg jest bardzo niebezpieczne.
Następnie, wiarę można stracić wprost, przez czytanie i słuchanie rzeczy przeciwnych wierze. Jak wiadomo Kościół zabronił tego pod grzechem od wieków. Przez kilka wieków wszystkie mędrki tego świata szydziły z Kościoła i jego nietolerancji, aż fałszywie zrozumiana wolność dostała naukę od wiedzy. Wiemy dzisiaj, że w duszy człowieka nic nie ginie: każde słowo, które usłyszał, każdy obraz, który zobaczył, każde przeczytane zdanie, nawet jeśli je zapomni, zapadło mu w duszę i tam żyje, a kiedyś oddziała na jego świadomość i czyn. Tak jest wszędzie. Nie można bezkarnie czytywać tak zwanej pacyfistycznej literatury, bez osłabienia męstwa. Nie można bezkarnie słuchać radia nieprzyjacielskiego bez osłabienia mocy żołnierskiej i miłości ojczyzny. Nie można czytać i słuchać wywodów przeciw wierze bez osłabienia wiary. Dzisiaj sporo jest mędrków, którzy nie chcą tej zasady zastosować do siebie. „To dobre – mówią – dla tłumu, ale ja jestem człowiek światły, ja już tyle widziałem i słyszałem, że mi to nie zaszkodzi". Mędrki i głupcy, a przy tym pyszałki: każdy człowiek jest człowiekiem i każdy ma świadomość, w którą zapada cokolwiek usłyszał. U każdego głos wroga odezwie się w najcięższej chwili, by mu przeszkadzać w pełnieniu obowiązku. […]
Samo unikanie rzeczy, które osłabiają wiarę, nie wystarcza. Trzeba także dbać o jej rozwój, który jest trojaki: pod względem mocy, zrozumienia i wpływu na życie. Przede wszystkim pod względem mocy. Tutaj mogę dać jedną radę praktyczną, którą dał swojego czasu jeden z największych naszych świętych, św. Augustyn. Przyszedł do niego młody człowiek, pytając, co robić, aby wzmocnić wiarę. Odpowiedział, żeby postępował tak, jak gdyby miał już mocną wiarę. Jest rzeczywiście tak samo, jak w każdej cnocie: nie można wzmocnić jej inaczej jak przez działanie. Tak na przykład nie można uzyskać męstwa inaczej, jak przez odważne czyny. Podobnie z wiarą: chcemy mieć wiarę silną, postępujmy tak, jak gdyby była silna. Druga rada jest taka: starać się wiarę poznać; nie ma wtedy obawy, by uczciwego człowieka nie pociągnęła ku sobie.
To się łączy z drugim rozwojem wiary: pod względem treści. Wiarę naszą trzeba pogłębiać, to jest starać się ją poznać jak najlepiej. To jest może najsłabszy punkt naszej polskiej religii, bo u nas prawie każdy ma wiarę, lecz wcale się nią nie zajmuje. Tymczasem wiara ma treść – dotyczy Boga i naszego życia i im lepiej tę treść poznamy, tym łatwiej nam będzie wierzyć, bo tym silniej nas wiara pociągnie. Dzisiaj np. mnóstwo półinteligentów szuka dziwów jakichś w religiach indyjskich i odkrywa nagle rzeczy, które my chrześcijanie mamy od wieków. Czy nie prościej byłoby poznać swoją wiarę? Jest też przesąd, że poznanie wiary wywołuje trudności. Nieprawda. Mówią niektórzy, że Kościół zabrania zastanawiania się nad wiarą. Nieprawda. Kościół zakazuje poddawania krytyce samej wiary, bo to jest jej zaprzeczeniem, ale zawsze zachęcał nas, abyśmy myśleli o tym, czego nas wiara uczy. Taka na przykład rzecz, jak nasze nabożeństwo do Matki Boskiej: Kto z nas postarał się czegoś o Niej, którą uwielbia, i do której się modli, dowiedzieć? A wydawałoby się, że to takie proste!
Wreszcie wzrost wiary powinien objąć coraz bardziej życie tak, aby była ona wiarą żywą, a nie martwą literą. Nie chodzi tylko o to, abyśmy żyli według wiary – to jest sprawa dalsza. Chodzi przede wszystkim o to, abyśmy wiedzieli, co wiara nakazuje. […]
Przy tym wszystkim jedną z najważniejszych rzeczy jest śmiałe wyznanie wiary. Nie mamy czego się wstydzić, a kto się wiary wstydzi, pomniejsza ją i przygotowuje upadek. Nie należy się wstydzić znaku Krzyża Świętego, ani przyznania się wobec innowierców, że jesteśmy katolikami; nie wstydźmy się chodzić do kościoła i nosić medalik. Nie należy się wstydzić, że wyznajemy wiarę.
O. Józef I.M. Bocheński OP, Kazania i przemówienia, Wyd. Salwator