STRONA INTERNETOWA POWSTAŁA W CELU PROPAGOWANIA MATERIAŁÓW DOTYCZĄCYCH INTEGRALNEJ WIARY KATOLICKIEJ POD DUCHOWĄ OPIEKĄ św. Ignacego, św. Dominika oraz św. Franciszka

Cytaty na nasze czasy:

"Człowiek jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją. Inne zaś rzeczy na obliczu ziemi są stworzone dla człowieka i aby mu pomagały do osiągnięcia celu, dla którego jest on stworzony"

Św. Ignacy Loyola


"Papa materialiter tantum, sed non formaliter" (Papież tylko materialnie, lecz nie formalnie)

J.E. ks. bp Guerard des Lauriers



"Papież posiada asystencję Ducha Świętego przy ogłaszaniu dogmatów i zasad moralnych oraz ustalaniu norm liturgicznych oraz zasad karności duszpasterskiej. Dlatego, że jest nie do pomyślenia, aby Chrystus mógł głosić te błędy lub ustalać takie grzeszne normy dyscyplinarne, to tak samo jest także nie do pomyślenia, by asystencja, jaką przez Ducha Świętego otacza On Kościół mogła zezwolić na dokonywanie podobnych rzeczy. A zatem fakt, iż papieże Vaticanum II dopuścili się takich postępków jest pewnym znakiem, że nie posiadają oni autorytetu władzy Chrystusa. Nauki Vaticanum II, jak też mające w nim źródło reformy, są sprzeczne z Wiarą i zgubne dla naszego zbawienia wiecznego. A ponieważ Kościół jest zarówno wolny od błędu jak i nieomylny, to nie może dawać wiernym doktryn, praw, liturgii i dyscypliny sprzecznych z Wiarą i zgubnych dla naszego wiecznego zbawienia. A zatem musimy dojść do wniosku, że zarówno ten sobór jak i jego reformy nie pochodzą od Kościoła, tj. od Ducha Świętego, ale są wynikiem złowrogiej infiltracji, jaka dotknęła Kościół. Z powyższego wynika, że ci, którzy zwołali ten nieszczęsny sobór i promulgowali te złe reformy nie wprowadzili ich na mocy władzy Kościoła, za którą stoi autorytet władzy Chrystusa. Z tego słusznie wnioskujemy, że ich roszczenia do posiadania tej władzy są bezpodstawne, bez względu na wszelkie stwarzane pozory, a nawet pomimo pozornie ważnego wyboru na urząd papieski."

J.E. ks. bp Donald J. Sanborn

piątek, 23 sierpnia 2013

Od Ruchu Oporu do sedewakantyzmu by Pelagius Asturiensis

„Ten Soborowy Kościół jest schizmatycki, ponieważ jako podstawę dostosowania się do obecnych czasów obrał sobie zasady stojące w sprzeczności z zasadami Kościoła katolickiego […]. Kościół, który zatwierdza podobne błędy jest równocześnie schizmatycki i heretycki. Ten Soborowy Kościół nie jest zatem katolicki. W stopniu, w jakim papież, biskupi, księża lub wierni przynależą do tego nowego Kościoła, oddzielają się sami od Kościoła katolickiego. Dzisiejszy Kościół jest prawdziwym Kościołem tylko w stopniu, w jakim stanowi kontynuację i jedno ciało z Kościołem wczorajszym i wszystkich czasów.” abp Marceli Lefebvre, Kilka reflesji na temat suspensy a divinis, 29 VII 1976
„Nie mówię, że papież nie jest papieżem, ale nie mówię też, że nie można powiedzieć, że papież nie jest papieżem” („Je ne dis pas que le pape n’est pas pape, mais je ne dis pas non plus qu’on ne peut pas dire que le pape n’est pas pape.”) abp Marceli Lefebvre do amerykańskich księży, Stany Zjednoczone, VII 1979
„Uznawanie papieży Vaticanum II oznacza uznanie, że Chrystus uczynił ich Swoimi Wikariuszami i obdarzył ich Swoją Władzą.” x. Noel Barbara, List otwarty do członków Bractwa Świętego Piusa X, 1993
„Sedewakantyzm jest jedynym logicznym wnioskiem wypływającym ze wstępnego osądu, którego dokonuje każdy tradycjonalista – tj., że Nowa Msza jest zła i nowe doktryny są błędami. Zło i błąd może pochodzić tylko od niekatolików – a nie od prawdziwych Następców Piotra posiadających autorytet władzy przekazany przez Jezusa Chrystusa. Dlatego też, tak naprawdę wszyscy tradycjonaliści są sedewakantystami – tylko, że jeszcze nie wszyscy doszli do tego wniosku.” x. Antoni Cekada, „The Remnant”, XI 2005

Zaiste, jak zakomunikowałem to 22 lipca („Nieco lektury”), w drugiej połowie lipca oddałem się studiom pewnego tematu, który nie może być obojętny żadnemu katolikowi. Zanim jednak przejdę do okoliczności i tekstów, które były w sprawie decydujące, należy się uwaga wstępna dotycząca autorytetu.
Autorytet, abp Lefebvre i bp Williamson
Blog Pelagiusza z Asturii powstał, aby przyłączyć się do ruchu oporu wobec nowej ugodowej polityki przywódców FSSPX, którzy chcą pojednać się z modernistycznym Rzymem i obiektywnie doprowadzić do upadku poprzez kompromis z wrogami Kościoła w Rzymie dzieło abp Lefebvre’a (cf. „Przeciwko modernizmowi i praktycznym porozumieniom z modernistami. Cel tego blogu”, pierwszy wpis z 5 grudnia 2012). Powstał niedługo po „usunięciu” bp Williamsona z Bractwa również jako wyraz wsparcia dla brytyjskiego purpurata niewygodnego dla obecnego kierownictwa FSSPX na drodze „ku koniecznemu pojednaniu” (nad którym lata pracował GREC). Nigdy jednak nie podchodziłem zupełnie bezkrytycznie do każdego słowa abp Lefebvre’a czy bp Williamsona. Nie wchodząc tu w szczegóły mojego trafienia przed kilkoma laty na trop prawdziwego katolicyzmu, tradycyjnego, który jest prześladowany przez modernistów Neokościoła Soboru Watykańskiego II, przekonany byłem i nadal jestem do opatrznościowej roli, jaką odegrał w obecnym kryzysie Kościoła i świata katolickiego abp Marceli Lefebvre. Stworzył o prawdziwie światowym zasięgiu organizację stawiającą wytrwały opór soborowym nowinkom i przyczynił się, jak zapewne nikt inny, do uratowania katolickiej Mszy i kapłaństwa. Niemniej jednak nigdy nie miał u mnie Arcybiskup autorytetu równoważnego autorytetowi magisterium, nie uważałem każdego jego słowa za święte i nieomylne (zwłaszcza proszenie największych wrogów Kościoła o pozwolenie na „eksperyment Tradycji” czy też przyjęcie mszału masona Bugniniego z 1962). W obecnym kryzysie w Kościele bez precedensu był jednak przewodnikiem i autorytetem jak żaden inny. Podobne mniemanie miałem i nadal mam o bp Ryszardzie Williamsonie, który po wielu latach wiernej posługi Bractwu został porzucony przez swoich.
„Linia Arcybiskupa” w sprawie ewentualnego sede vacante wczoraj i dziś
Nie jest moją intencję przedstawienie wszystkich argumentów przeciwnych stanowisku sede vacante tych, którzy stawiają opór „papieżowi” uznając jego zwierzchnictwo (tak zwana linia „Recognize-and-Resist”, „uznawać-i-stawiać opór”). Znaczna większość duchownych FSSPX i wspólnot zaprzyjaźnionych oraz wielu niezależnych kapłanów współpracujących z FSSPX należą do owej grupy „uznających-i-stawiająych opór”. Wspomnę więc pokrótce o tzw. „linii Arcybiskupa” dotyczącej tego zagadnienia, która do dziś wiernie jest zachowywana przez niektórych członków FSSPX.
Jan Daly napisał w 2006 roku (umieszczony na blogu x. Cekady, polskie tłumaczenie w przygotowaniu) wspaniały artykuł, w którym zawarł różne prawdziwe wypowiedzi abp Lefebvre’a dotyczące ewentualnego wakatu Stolicy Apostolskiej z powodu herezji i apostazji soborowych „papieży”. Ze wszystkich wymienionych w artykule, ale i z innych łatwo dostępnych jasno wynika, że abp Lefebvre nigdy nie zdecydował się rzeczywiście zbadać sprawy i pozostawił definitywną decyzję przyszłemu papieżowi. Brak dostatecznego zbadania sprawy doprowadził do sytuacji trwałego niezdecydowania. Choć zasadniczo uznawał autorytet Pawła VI i Jana Pawła II, niejednokrotnie jednak wypowiadał się Arcybiskup dość ostro i niejedna jego wypowiedź mogłaby być przypisana sedewakantyście. W tej kwestii na tym mniej więcej polegała „linia Arcybiskupa” i na zachowywaniu tego status quo polega ona i dzisiaj.
Przytoczę wobec tego opinie dwóch purpuratów należących do najrozsądniejszych duchownych słusznie sprzeciwiających się okupantom Watykanu, którzy jednocześnie bronią autorytetu papieskiego soborowych antypapieży. Są to niewątpliwie wierni stronnicy omawianej tu „linii Arcybiskupa”.
Gdy w czerwcu przetłumaczyłem list bp Tissier de Mallerais na temat sedewakantyzmu (umieszczony pod datą 18 lipca) nie byłem w stanie przyjąć argumentacji Ekscelencji. Choć nie byłem wtedy jeszcze przekonany do trwającego od lat wakatu Stolicy Apostolskiej z powodu braku należytych poszukiwań, nie mogłem zrozumieć, jak opinia większości „tradycyjnych katolików” mogłaby decydować o tak poważnej kwestii, jak utrata kościelnego urzędu z powodu herezji, schizmy czy apostazji. Przecież Pismo święte mówi o opinii większości tłumu: „Non sequeris turbam ad faciendum malum: nec in iudicio, plurimorum acquiesces sententiae, ut a vero devies.” („Nie pójdziesz za gromadą ku źle czynieniu: ani u sądu nie przestaniesz na zdaniu wiela ich, abyś od prawdy odstąpił.”, Wyj. XXIII, 2). Większość dzisiejszych duchownych i tak nie zbadała argumentów, a większość wiernych idzie ślepo za pasterzami, dokładnie tak, jak po soborze, gdy ludziom podmieniono religię.
Wątpię, by Ekscelencji chodziło o to, by mieć jak najwięcej wiernych w kaplicach, żeby nie odstraszyć „niesedewakantystycznej” większości. Tym bardziej nie rozumiałem argumentu bp Tissier de Mallerais, skoro Ekscelencja w wywiadzie dla The Remnant z 2006 roku (do przeczytania na stronie True Restoration, tłumaczenie na język polski w przygotowaniu) mówił, że Ratzinger głosi herezje, i to od lat kilkudziesięciu te same (jakaż lepsza definicja uporczywości!), ale jednak nie posuwa się tak daleko, by stwierdzić, że głosiciel herezji jest heretykiem. Ponadto napisał w 2009 roku wspaniałą książkę o herezjach Ratzingera, o której tłumaczeniu przez polskie prorzymskie FSSPX możemy sobie pomarzyć. I tak zresztą to nie francuskie FSSPX wydało oryginał, ale dominikanie z Avrillé nie podlegli bp Fellayowi.
Inną obroną autorytetu soborowych antypapieży jest koncepcja dwóch hierarchii, dwóch kościołów jednocześnie z jednym papieżem na czele obu, która pojawiła się gdzieś w latach ’70. Niedawno zmarły Jan Madiran wyrażał podobną opinię w założonym przezeń piśmie Itiniéraires („Jedna hierarchia dla dwóch Kościołów”). Abp Lefebvre wydaje się również ją adoptować w swych refleksjach dotyczących suspensy a divinis (Refleksje, 29 VII 1976), przynajmniej w zakresie, w jakim nadal uznaje władzę papieską ówczesnego Pawła VI. Wygląda na to, że ogólnie cały ruch tradycji stawiający opór uznawanym przez siebie „papieżom” (stanowisko „uznawać-i-stawiać opór”) przyjął tę opinię jako swoją własną eklezjologię, na co zresztą, jak widzieliśmy, zwrócił uwagę bp Tissier de Mallerais.
A zatem jeden papież dla Kościoła katolickiego i ten sam dla kościoła soborowego, schizmatyckiej i heretyckiej podróby prowadzącej wojnę totalną z religią katolicką. Jakże jednak jedna i ta sama osoba może być głową dwóch sprzecznych i wojujących ze sobą ciał? Jakże to możliwe, że taki człowiek jest jednocześnie kimś i kimś zupełnie innym w tym samym aspekcie jednocześnie? Tym samym bowiem aspektem jest w omawianym przypadku stosunek do religii katolickiej, czyli ortodoksja lub heterodoksja. Nie można być jednocześnie katolikiem i heretykiem, nie można jednocześnie przyjmować wiary katolickiej w jej pełni i ją częściowo (herezja) czy w całości (apostazja) odrzucać. Jest to stanowisko nie do utrzymania, chyba że na podstawie własnego autorytetu. Bp Ryszard Williamson, którego wyjątkowo cenię za jego wyjątkowo pouczający wykład nowoczesnych (i starych) błędów i odwagę w głoszeniu niewygodnej prawdy, pod tym względem niewątpliwie stara się utrzymać „linię Arcybiskupa”, za niewierność której osławionych „dziewięciu” księży zostało usuniętych z FSSPX w 1983 roku.
Obecny „Ruchu Oporu” z 2012/13 i tzw. „sprawa dziewięciu” z 1983
Główny problem grupy „uznających-i-stawiająych opór” polega na uznawaniu autorytetu soborowych papieży i jednocześnie stawianie oporu i uzasadnione nieposłuszeństwo wobec nich. W praktyce to stanowisko nazywa się czasami i nie bezpodstawnie „sedewakantyzmem praktycznym”. Polega to na działaniu tak, jak gdyby Stolica Apostolska była pusta, jednak bez teoretycznego rozstrząsania kwestii wakatu, wymagając jednocześnie od soborowych „papieży” publicznego wyznania ortodoksji. Jednakże jak i abp Lefebvre w pewnych momentach historii burzliwych stosunków z soborowymi władzami, tak i obecni przełożeni FSSPX nie mogą się oprzeć pokusie pojednania z nimi, aby nawrócić soborowy kościół od środka i z powrotem przekształcić ów „modernistyczny Neokościół” w Nieskalaną Oblubienicę Chrystusa. Powszechnie jednak wiadomo jak kończą się podobne próby godzenia rzeczy nie do pogodzenia. Mamy liczne przykłady zgromadzeń, które w ten sposób zdradziły wiarę katolicką i porzuciły walkę o Wiarę.
Wobec ostatnich prób przełożonych FSSPX, by nawrócić modernistów poprzez pojednanie się z nimi, powstał niezbyt liczny, ale też nie bez znaczenia Ruch Oporu. Początki jego można zauważyć już po 2001 roku, ale był on wówczas zasadniczo ad intra. Dopiero, gdy w 2009 wystąpiły głośniejsze przypadki usunięć czy odejść kapłanów FSSPX i nagonka na pewnego biskupa, dał się on zauważyć lepiej ad extra. Można powiedzieć, że tamten jak i obecny Ruch Oporu jest zdrowym odruchem resztek katolickiego zmysłu w FSSPX. Wydaje mi się też, że zachowuje on najlepiej to, co najlepszego w „linii abp Lefebvre’a”, czyli praktyczny sedewakantyzm oznaczający „nie mieć nic wspólnego z soborowym Rzymem”. Oczekuje on bowiem nawrócenia soborowych władz na tradycyjną wiarę katolicką, zgodnie bowiem z myślą przewodnią niektórych deklaracji Arcybiskupa, zwłaszcza z końca jego życia. Na przykład:
[W sytuacji ewentualnego ponowienia rozmów,] „wówczas to ja będę stawiał warunki. Nie zgodzę się już być w sytuacji, w której znajdowaliśmy się podczas rozmów. Koniec z tym! Zadam pytanie na płaszczyźnie doktrynalnej: « Czy zgadzacie się z wielkimi encyklikami wszyskich papieży, którzy was poprzedzili? [...] Jeśli nie przyjmujecie doktryny waszych poprzedników rozmawianie jest bezużyteczne. Dopóty, dopóki nie zaakceptujecie zreformowania soboru, biorąc pod uwagę doktrynę tych papieży, którzy was poprzedzili, nie ma możliwości dialogu. To bezużyteczne. » Stanowiska byłyby w ten sposób jaśniejsze.” Fideliter, wrzesień-październik 1988
Ów sedewakantyzm praktyczny jest wyraźny w szeregach ruchu oporu. Jakże bowiem inaczej mógłby kapłan Bractwa rzucić anatemę na Ratzingera i Bergoglio udających, jeden lepiej, drugi gorzej, papieży katolickich:
 „Ja, ksiądz Oliwier Rioult, kapłan Kościoła katolickiego z łaski Bożej, choć niegodny, ponieważ „trwam przy świętej Wierze naszych Ojców” i pragnę „umrzeć” w tej prawdzie, wołam anatema na „bezbożne nowości”, na Benedykta XVI i Franciszka: obu apostołów masońskiej wolności religijnej. Miłość bliźniego nakazuje mi głosić bez niejasności wiarę katolicką i jej konsekwencje. Oto dlaczego deklaruję, że odmawiam komunii z tymi propagatorami błędów, tymi niszczycielami wiary, tymu niszczycielami Kościoła i tymi zdrajcami Pana Naszego Jezusa Chrystusa.” „Pour en finir avec l’Eglise conciliaire : Anathème !” za: La Sapinière.
Niedawnym wyrazem tej właśnie linii jest oświadczenie x. Arnolda Traunera, który opuścił FSSPX w dziewiętnastą rocznicę swych święceń kapłańskich („X. Arnold Trauner opuszcza FSSPX”).
Jednakże tak nie było zawsze z Arcybiskupem. Był czas, gdy miał on jeszcze nadzieję na współpracę z soborowymi władzami i odsuwał od siebie tych, którzy tego nie chcieli czy go ostrzegali. Prawda, że z początku sedewakantystów nie stygmatyzowano, ale wszystko zaczęło się po wyborze charyzmatycznego Polaka na Watykanie. Odtąd Arcybiskup miał nowe nadzieje, których nie podzielali wszyscy jego księża. Ciekawy wypadek miał miejsce wiosną 1983 roku. Nie pamiętam już jakim trafem znalazłem w lipcu ciekawy wątek-pytanie dla x. Antoniego Cekady, jednego z osławionej różną sławą grupy dziewięciu amerykańskich kapłanów usuniętych wówczas przez abp Lefebvre’a. Nigdy nie badałem dogłębnie sprawy, a tu trafiłem na ciekawe szczegóły. Na forum Ignis Ardens, 12 czerwca 2012 roku, Pan Jan DeLallo zadał księdzu następujące pytanie:
Drogi Księże,
W Księdza opinii:
Czy Ksiądz myśli, że obecna separatystyczna tendencja wewnątrz Bractwa (i.e. nie mieć nic do czynienia z Rzymem, póki Rzym się nie nawróci na prawdziwą Wiarę) usprawiedliwia stanowisko „dziewięciu”, którzy zostali wyrzuceni z FSSPX w 1983 za potępienie arcybiskupa Lefebvre’a z powodu jego ówczesnych prób pojednania się z Rzymem?
Jan
I otrzymał od x. Cekady niniejszą odpowiedź:
Tak.
W 1982-83 abp Lefebvre był w trakcie negocjowania z kard. Ratzingerem w celu uregulowania statusu FSSPX. Nasza odmowa zgodzenia się w trzech gorących w owym czasie sprawach – naleganie abp Lefebvre’a, byśmy przyjęli mszał z 1962, ważność obrzędu święceń Pawła VI oraz soborowe oświadczenia nieważności małżeństw – nie mogłyby być tolerowane w „pojednanym” FSSPX.
Partyjny program FSSPX był wtedy, jak i obecnie, że NIGDY nie pójdą na ustępstwa. Gdy u szczytu kryzysu z ’83 x. Dolan głosił z ambon, że ABL i FSSPX są w trakcie sprzedawania się modernistycznemu Watykanowi, i głos jego kazań dosięgnął Ridgefield (gdzie wówczas było amerykańskie seminarium FSSPX – przyp. tłum.), x. Sanborn usłyszał, jak abp Lefebvre, x. Schmidberger i x. Williamson śmiali się z tego.
Ale, jak powiedział kilka tygodni temu bp Sanborn, „Nikt się teraz nie śmieje”.
Choć specyficzne sprawy w kontrowersji FSSPX/Rzym z 2012 są inne, podstawowy niepokój współczesnych przeciwników jest ten sam, co nasz: intergracja z Kościołem soborowym narazi wiarę i będzie oznaczało poddanie się modernizmowi.
Przez czterdzieści lat FSSPX mówiło, że „uznają papieża”, podczas gdy jednocześnie „otwarcie się mu sprzeciwiało”. Bliska perspektywa rzeczywistego obowiązku przyjmowania rozkazów od Benedykta XVI, przyjmowania jego zasad w wypełnianiu swej posługi i współpracy z biskupami podporządkowanymi jemu jest tym, co odstrasza wielu anty-przyłączeniowców (przyłączników?).
I choć ta możliwość wydawała się rzeczywista, ale nieco dalsza w 1983, w 2012 wydaje się być tuż za rogiem. Jak dr Johnson powiedział, „Niech Pan o tym pamięta, gdy człowiek wie, że ma być powieszony za dwa tygodnie, skupia to jego umysł w sposób wspaniały.”
Pocieszający jest zatem widok tego, że ze strony wielu w FSSPX nadal istnieje przynajmniej instyktowna reakcja przeciwko formalnemu pracowaniu u boku modernistów i przeciwko wchłonięciu w ich bezdogmatowy, ekumeniczny, jednoświatowy kościół.
I dalej, „hollingsworth” zauważa i pyta:
Widzę, że muszę zrewidować to, co było moim (uproszczonym?) rozumieniem księży ówczesnej sytuacji, proszę Księdza. Przez cały ten czas myślałem i doprowadzono mnie do wierzenia, że oderwanie się „dziewięciu” spowodowane było ich stanowiskiem sedewakantystycznym. Jednakże Ksiądz tego nie wspomniał w odpowiedzi Janowi D. Czy to nie było jedną z „trzech ówczesnych gorących spraw”?
Na co z kolei x. Cekada:
Choć tylko trzech (może czterech) z nas było sedewakantystami w ’83, to w rzeczywistości inne sprawy (mszał z ’62, unieważnienia, wątpliwi księża) wprawiły cały kryzys w ruch.
Jednakże abp Lefebvre i FSSPX wykorzystali „sedewakantyzm” jako wygodny kij do bicia każdego i od tamtej pory mit „sedewakantystycznego kryzysu z ’83” stał się częścią oficjalnej partyjnej historii FSSPX.
Pięć lat temu napisałem artykuł na temat sporu i w jednej części omówiłem rzeczywiste sprawy w pewnym szczególe. Podobnie x. Sanborn we wczesnych latach ’80.
Forum Ignis Ardens (tłumaczenie z angielskiego własne)
Znalazłem wspomniany przez x. Cekadę artykuł i w między czasie go przeczytałem. Ale na tym etapie oto moje wnioski: skoro bp Williamson, księża Cardozo, Faure, Pfeiffer, Chazal, Hewko, Trincado, Girouard, Ortiz, Ruiz, Rioult, Pinaud, Zaby, Ringrose, Voigt, Trauner, o. Rafał, etc. etc., mnisi z Brazylii i karmelitanki z Niemiec mają obecnie rację (do czego się przekonałem i co stanowi powód założenia niniejszego blogu), skoro istnieje dogłębna analogia obecnej sytuacji ze „sprawą dziewięciu”, zatem dziewięciu musiało mieć wtedy rację, a abp Lefebvre i jego stronnicy nie.
Cała ta sprawa nie dowodzi niczego innego. Nie chodziło wtedy o sedewakantyzm, ale o pojednanie się z modernistycznym Rzymem, czemu przeciwni byli amerykańscy księża (dla obiektywizmu podam jedyny znany mi głos drugiej strony w sprawie tego konfliktu: wywiad z x. Williamsonem z lipca 1983 na Angelus Online).
Gdy jednak doda się do tego nieco lektury, o której niżej, łatwo można dojść do wniosku, że pokusa pojednania z Rzymem dopóty będzie żywa, dopóki za Głowę Kościoła katolickiego uznawać się będzie modernistów zasiadających na Watykanie (czy w domku św. Marty).
Sedewakantyzm, opinia teologiczna i ponoć nieobalony nigdy artykuł
Odkąd pamiętam (po poznaniu prawdziwej wiary) nigdy nie uważałem stanowiska zwanego sedewakantystycznym za schizmatyckie, podobnie zresztą jak rozsądniejsi z duchownych i wiernych FSSPX. Jakże odcięcie się od soborowych papieży, którzy niszczą Kościół katolicki, mogłoby oznaczać schizmę z Kościołem katolickim? Abp Lefebvre przecież powiedział, choć jeszcze przez konfliktami z tymi, którzy się z nim później nie zgadzali:
„W stopniu, w jakim papież, biskupi, księża lub wierni przynależą do tego nowego Kościoła, oddzielają się sami od Kościoła katolickiego. Dzisiejszy Kościół jest prawdziwym Kościołem tylko w stopniu, w jakim stanowi kontynuację i jedno ciało z Kościołem wczorajszym i wszystkich czasów.” Kilka reflesji na temat suspensy a divinis, 1976
Ciągnąć dalej tę argumentację śmiało można powiedzieć, że ci, którzy całkowicie odseparowali się od tego schizmatyckiego kościoła są po prostu katolikami. Sedewakantyści nie uznający autorytetu soborowych uzurpatorów są zatem katolikami. Im natomiast jest ktoś bardziej przywiązany do soborowego kościoła, tym bardziej jest on dotknięty czy przesiąknięty herezją Soboru Watykańskiego II, świadomie, czy też nie.
Dlatego też, bez żadnego zgłębiania samego argumentu tego stanowiska, sedewakantyzm był dla mnie uzasadnioną opinią teologiczną, która znajduje pośród swych zwolenników bardzo mądrych ludzi. Na przykład bp de Castro Mayer zaczął otwarcie głosić, że nie mamy papieża najpóźniej w 1988 roku. O. Gerard de Lauriers, jeden z najwybitniejszych teologów XX wieku, też uznawał stan wakatu. To stanowisko nie może więc być absurdalne.
Kiedyś też już trafiłem na blog True Restoration (truerestoration.blogspot.com), na którym zauważyłem wywiady z bp Williamsonem, bp Tissier de Mallerais, ale również z duchowieństwem sedewakantystycznym. Sporadycznie zaglądając tam, około połowy lipca b.r. natrafiłem na artykuł x. Cekady zatytułowany „Traditionalists, Infallibility and the Pope”, który miał przedstawiać racje stojące za stanowiskiem sedewakantystycznym. Autor blogu, Stefan Heiner, napisał, że sam artykuł nigdy nie został obalony. Zwróciło to moją uwagę i wziąłem się za czytanie.
Dlaczego soborowi heretycy/apostaci nie są papieżami katolickimi a kościół soborowy nie może być Kościołem katolickim
Przedstawiwszy kilka aspektów okoliczności mojej decyzji rozpoznania faktu, który polega na uznaniu soborowych heretyków zasiadających na Watykanie za antypapieży, przejdę teraz do sedna sprawy.
Podobnie, jak dużo słyszałem różnego rodzaju nieprzychylnych opinii dotyczących FSSPX zanim przekonałem się do tradycyjnego katolicyzmu kilka lat temu, tak od dłuższego już czasu zauważałem często wręcz śmieszną retorykę antysedewakantystyczną ze strony środowiska FSSPX. Jak wtedy, tak i teraz zdecydowałem zbadać sprawę, którą dotychczas uznawałem po prostu za możliwą opinię.
Trzy teksty były tu decydujące. Był nim najpierw wspomniany wyżej tekst x. Cekady, „Traditionalists, Infallibility and the Pope” (wersja uaktualniona z 2006 ze strony traditionalmass.org, jego pierwotna wersja z 1995 została przetłumaczona na język polski na stronie Ultramontes). Tekst ten wystarczył, bym ukończywszy go 16 lipca, w święto Matki Bożej z Góry Karmel (według rubryk sprzed reform Roncalliego), przekonał się, że rzeczywiście soborowi heretycy/apostaci nie są papieżami katolickimi, podobnie jak kościół soborowy nie może być Kościołem katolickim (to drugie głoszą zresztą jeszcze niektórzy duchowni FSSPX). Bezpośrednio po przeczytaniu tego kluczowego tekstu sięgnąłem po serię dwóch artykułów, które znajomy w tym czasie mi podesłał. Wielostronicowy, wybitnie argumentowany dwuczęściowy tekst „The Chair is Still Empty” („Stolica jest nadal pusta” na stronie novusordowatch.org) autorstwa Gregoriusa odpiera antysedewakantystyczne zarzuty zawarte w dwóch artykułach P. Salzy, amerykańskiego adwokata, które pojawiły się na łamach pism The Remnant (I) oraz Catholic Family News (II).
Tekst x. Cekady jest raczej natury apologetycznej (wyjaśniającej rzeczy proste w naturalnej kolejności poznania), Gregoriusa – natury polemicznej (obszerniejszy i zachowujący kolejność argumentów adwersarza). Oba są jednak proste, zrozumiałe, oparte na nauce katolickiej i zdrowym rozsądku. Opierają się na autorytetach opinii teologów, kanonistów, papieży, w tym nieomylnej bulli Cum ex apostolatus z 1559. Pierwszy tekst mnie przekonał. Drugi jeszcze bardziej utwierdził.
Nie jest tu bynajmniej moim celem wyczerpujące uzasadnienie stanowiska zwanego w obecnych okolicznościach sedewakantyzmem. Wspomniane trzy teksty (i inne, które od tamtej pory przeczytałem) w przekonujący sposób pokazują, że mocą prawa Bożego heretyk, schizmatyk, czy apostata uporczywie trwający w swych błędach i publicznie je głoszący traci wszelki urząd piastowany w Kościele, a ponadto, gdyby był wybrany na jakikolwiek urząd kościelny, wybór taki byłby nieważny i wszystkie jego czynności na uzurpowanym stanowisku nieobowiązujące, bowiem również nieważne (cf. Paweł IV, Cum ex apostolatus). I nie jest do tego wcale wymagane żadne monitum kanoniczne ani sąd kościelny, ponieważ skoro ponad papieżem nie ma nikogo, nie może go nikt napominać czy sądzić.
Pozwolę sobie tu przytoczyć opinie tylko trzech katolickich teologów, którzy pisali podręczniki do prawa kanonicznego, zwracające uwagę, że to mocą prawa boskiego heretyk, schizmatyk czy apostata nie może ważnie piastować kościelnego urzędu:
Heretycy i schizmatycy są wyłączeni z piastowania urzędu papieskiego na mocy samego Boskiego prawa… muszą być bezwzględnie uważani za wykluczonych od zasiadania na tronie Stolicy Apostolskiej, która jest nieomylnym nauczycielem prawdy wiary i centrum kościelnej jedności.” (Maroto, Institutiones Iuris Canonici 2, 784)
Nominacja na Urząd Prymatu. 1. Co jest wymagane przez Boskie prawo dla tej nominacji… wymagane dla ważności jest również, aby osoba wybrana była członkiem Kościoła; i dlatego, wykluczeni są heretycy i apostaci (przynajmniej publiczni).” (Coronata, Institutiones Juris Canonici 1, 312).
„Wszyscy, przed którymi na mocy Boskiego prawa lub unieważniającego prawa kościelnego nie stoją przeszkody, spełniają warunki niezbędne [do wyboru na papieża]. Dlatego, mężczyzna, który posiada zdolność używania rozumu wystarczającą by przyjąć wybór i sprawować jurysdykcję i który jest rzeczywistym członkiem Kościoła może być ważnie wybrany, nawet jeśli jest tylko człowiekiem świeckim. Wykluczeni jako niezdolni do ważnego wyboru, są jednakże: wszystkie kobiety, dzieci, które jeszcze nie doszły do wieku dojrzałości, dotknięci nieuleczalną choroba umysłową, heretycy i schizmatycy. (Wernz-Vidal, Jus Canonicum 2, 415).
Cytaty za: x. Cekada, „Czy ekskomunikowany kardynał może zostać wybrany na papieża?” (podkreślenia x. Cekady)
Wszystkie istoty stworzone podlegają prawu boskiemu, od którego nie ma najmniejszego wyjątku. Natomiast od prawa kanonicznego, które jest rodzajem prawa pozytywnego, bywają wyjątki i dyspensy. W braku tego rozróżnienia między prawem boskim a pozytywnym tkwi zresztą podstawowa wada wielu traktatów antysedewakantystycznych. Nawet „analiza kanoniczna i teologiczna” x. Boulet („Zawsze wierni”, I. 12/2005, II. 01/2006, III. 02/2006, wydane w formie broszurki przez wydawnictwo Te Deum), która jednak zauważa to rozróżnienie, dość mętnie o nim traktuje. Tekst ów tak naprawdę pozostawia więcej pytań niż daje odpowiedzi, a uczciwy czytelnik raczej przekona się do sedewakantyzmu po jego lekturze albo przynajmniej sięgnie po lepsze teksty. Przede wszystkim śmieszne zarzuty „fiskacji”, „obsesji na punkcie papiestwa” i „umysłowego strapienia” dowodzą determinacji, z jaką x. Boulet chce zdyskredytować sedewakantystów.
Często też argumentacje broniące „papiestwa” naszych soborowych uzurpatorów mieszają herezję jako grzech, czyli przestępstwo wobec prawa boskiego oraz herezję jako przestępstwo kanoniczne. Ale i ten błąd zakłada pomieszanie w dziedzinie prawa.
Każdemu, kto pragnie poznać oczywiste katolickie rozwiązanie obecnego kryzysu w Kościele zwane „sedewakantyzmem” polecam wymienione wyżej trzy teksty. A uważny czytelnik przekona się do sedewakantyzmu również po lekturze opracowania x. Boulet. Wbrew pozorom służy on raczej sprawie, niż ją dyskredytuje.
Jeszcze słowo o tych, którzy są „przesiąknięci duchem personalizmu”
W słowach swej apologii „papieża i papiestwa”, bardzo odbiegających nawet od języka abp Lefebvre’a, pomimo kilku wyselekcjonowanych cytatów francuskiego purpurata, pewien przełożony FSSPX napisał:
„Ludzie przesiąknięci duchem personalizmu często nie potrafią już rozróżnić osoby od urzędu, jaki ona piastuje. Stąd bierze się cały szereg niewłaściwych zachowań. Niechęć do osoby piastującej urząd prowadzi do osłabienia szacunku dla samego urzędu. Katolikom nie wolno negować urzędu papieskiego, ale przecież wiemy, że niektórzy praktykują swoją wiarę tak, jakby Stolica Apostolska po prostu nie istniała, albo jakby im nie była do niczego potrzebna. Najbardziej radykalnym przykładem takiego myślenia jest sedewakantyzm.” „Papież i papiestwo”, „Zawsze wierni” nr 3/2013 (166)
Otóż, rzeczywiście, są tacy „[l]udzie przesiąknięci duchem personalizmu”, którzy „często nie potrafią już rozróżnić osoby od urzędu, jaki ona piastuje”, czego najdoskonalszy chyba przykład podaje sam autor tekstu. I bynajmniej nie jest nim sedewakantyzm. Obecny sedewakantyzm absolutnie nie „neg[uje] urzędu papieskiego”, ale stwierdza fakt jego wakatu od chwili śmierci Piusa XII. Jak wiadomo dość powszechnie, praktycznie wszyscy sedewakantyści czekają na wybór prawdziwego papieża i praktykują swoją wiarę tak, jakby Stolica Apostolska rzeczywiście istniała, ale po prostu była obecnie pusta. Są jak najzupełniej świadomi tego, że jest im koniecznie potrzebna. To więc ci, którzy mylą te pojęcia i twierdzą, że ten, kto nie uznaje danej osoby (Roncalliego, Montiniego, Lucianiego, Wojtyłę, Ratzingera czy Bergoglio) za papieża neguje jednocześnie sam urząd papieski są rzeczywiście „przesiąknięci duchem personalizmu”. Najlepszym remedium na to wcale nie musi być uznanie wakatu Stolicy Apostolskiej, ale lektura Sumy teologicznej św. Tomasza. Antidotum na personalizm jest tomizm.
Uwagi końcowe
Z powyższego winno być oczywiste, że przyczyną mojego przyjęcia stanowiska sedewakantystycznego nie jest zawód doznany z powodu małej siły tzw. ruchu oporu wobec posunięć bp Fellaya i jego popleczników w i wokół FSSPX. Podobnie jak nie dziwię się, że syndrom lat pięćdziesiątych („the fiftyism”, jak go trafnie określa bp Williamson) tak opanował katolików, duchownych i świeckich, że w obliczu modernistycznej napaści tak słaba była reakcja katolicka, tak też nie dziwi mnie mało liczebna reakcja na próby pogodzenia się kierownictwa FSSPX z Rzymem, „pomimo dość silnego sprzeciwu w szeregach Bractwa i za cenę poważnych kłopotów” (bp Fellay w liście do Papieża Benedykta XVI, 17 czerwca 2012).
Niezależnie od kryzysu w FSSPX, po prostu znalazłem czas i poświęciłem go lekturze. Każdy bowiem katolik ma obowiązek poznawania swej Wiary poprzez lekturę katechizmu, ale też dobrych książek i pism. A jest to obowiązek szczególnie dziś zaniedbywany, szczególnie przez katolików mieniących się tradycyjnymi.
Wobec przedstawionej niniejszym artykułem zmiany stanowiska teologicznego siłą rzeczy nasuwa się także pytanie dotyczące charakteru blogu Pelagiusza z Asturii. Ponieważ modernistyczna inwazja nadal trwa, walki dla katolickiego oporu przeciwko wrogom świętego Kościoła katolickiego wcale nie porzucam. A opór ten rozpoczął się jeszcze przed powstaniem i działalnością Bractwa założonego przez abp Lefebvre’a. Zresztą, sam Arcybiskup wahał się na początku i niechętnie brał czynny udział w inicjatywach autentycznego i pierwotnego ruchu oporu, na co zwraca uwagę x. Barbara w swym liście otwartym do członków FSSPX z 1993 (przekład polski na stronie ultramontes.pl).
A gdy 8 listopada 1979 dokonał „bratobójczej deklaracji”, przyczynił się niestety do rozpadu jedności obozu katolickiego oporu. Od tamtej pory zaczął odsuwać od siebie wielce zasłużonych duchownych. I ten błąd należy w miarę możliwości naprawić, pamiętając jednak, że nasz słodki Zbawiciel powiedział, a Jego słowa wydają się dotyczyć właśnie naszych czasów: „Uderzę pasterza, a rozproszą się owce” (św. Marka XIV, 27). Nie dziwi więc, że wobec braku autorytetu papieskiego mamy tyle podziałów. Przypadek FSSPX jest tego tylko kolejnym dowodem. Dlatego, w miarę mych skromnych możliwości, temu poświęcić chcę wszystkie me siły, by przyczynić się do jedności katolickiego oporu, w myśl tego zwłaszcza, że:
 „Nasza zasada jest jednak zbyt jasna i zbyt konkretna na to, by dopuszczać jakieś błędne ujęcie. Oto ona: Najwyższa katolicka nieugiętość jest najwyższą katolicką miłością bliźniego. Owa miłość bliźniego jest praktykowana w stosunku do naszego bliźniego wtedy gdy, w jego własnym interesie, krzyżuje się jego zamierzenia, upokarza go i karze. Jest ona praktykowana w odniesieniu do osoby trzeciej, gdy broni się kogoś przed niesprawiedliwą napaścią ze strony innej osoby, a także wtedy gdy chroni się kogoś przed zarażeniem błędem poprzez demaskowanie jego autorów i popleczników i ukazywanie ich w prawdziwym świetle jako ludzi niegodziwych i przewrotnych oraz wystawianie ich na wzgardę, odrazę i obrzydzenie wszystkich.” x. Feliks Sarda y Salvany, Liberalizm jest grzechem, Roz. XIX.
Dlatego modernistycznych uzurpatorów należy nazywać po imieniu. Są to antypapieże nie posiadający żadnego autorytetu nad katolikami, czy to duchownymi, czy to świeckimi. Tylko bowiem prawdziwy katolicki Papież będzie mógł położyć kres tej strasznej ale zasłużonej karze boskiej, jaką jest obecny stan Kościoła powszechnego, nieskalanej herezją modernistów Oblubienicy Chrystusa.
Adveniat regnum tuum!
Pelagiusz z Asturii
22 sierpnia 2013
W święto Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny

Za: http://pelagiusasturiensis.wordpress.com/2013/08/22/od-ruchu-oporu-do-sedewakantyzmu/#more-2853