STRONA INTERNETOWA POWSTAŁA W CELU PROPAGOWANIA MATERIAŁÓW DOTYCZĄCYCH INTEGRALNEJ WIARY KATOLICKIEJ POD DUCHOWĄ OPIEKĄ św. Ignacego, św. Dominika oraz św. Franciszka

Cytaty na nasze czasy:

"Człowiek jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją. Inne zaś rzeczy na obliczu ziemi są stworzone dla człowieka i aby mu pomagały do osiągnięcia celu, dla którego jest on stworzony"

Św. Ignacy Loyola


"Papa materialiter tantum, sed non formaliter" (Papież tylko materialnie, lecz nie formalnie)

J.E. ks. bp Guerard des Lauriers



"Papież posiada asystencję Ducha Świętego przy ogłaszaniu dogmatów i zasad moralnych oraz ustalaniu norm liturgicznych oraz zasad karności duszpasterskiej. Dlatego, że jest nie do pomyślenia, aby Chrystus mógł głosić te błędy lub ustalać takie grzeszne normy dyscyplinarne, to tak samo jest także nie do pomyślenia, by asystencja, jaką przez Ducha Świętego otacza On Kościół mogła zezwolić na dokonywanie podobnych rzeczy. A zatem fakt, iż papieże Vaticanum II dopuścili się takich postępków jest pewnym znakiem, że nie posiadają oni autorytetu władzy Chrystusa. Nauki Vaticanum II, jak też mające w nim źródło reformy, są sprzeczne z Wiarą i zgubne dla naszego zbawienia wiecznego. A ponieważ Kościół jest zarówno wolny od błędu jak i nieomylny, to nie może dawać wiernym doktryn, praw, liturgii i dyscypliny sprzecznych z Wiarą i zgubnych dla naszego wiecznego zbawienia. A zatem musimy dojść do wniosku, że zarówno ten sobór jak i jego reformy nie pochodzą od Kościoła, tj. od Ducha Świętego, ale są wynikiem złowrogiej infiltracji, jaka dotknęła Kościół. Z powyższego wynika, że ci, którzy zwołali ten nieszczęsny sobór i promulgowali te złe reformy nie wprowadzili ich na mocy władzy Kościoła, za którą stoi autorytet władzy Chrystusa. Z tego słusznie wnioskujemy, że ich roszczenia do posiadania tej władzy są bezpodstawne, bez względu na wszelkie stwarzane pozory, a nawet pomimo pozornie ważnego wyboru na urząd papieski."

J.E. ks. bp Donald J. Sanborn

wtorek, 13 maja 2014

Dziś 13 maja 2014 roku - 97 rocznica pierwszego objawienia Matki Bożej w Fatimie

Historia objawień w Fatimie - objawienia Matki Bożej


"Nie wiem, dlaczego zjawienia się Matki Boskiej wywołały w nas całkowicie inne działanie. Ta sama radość wewnętrzna, ten sam spokój i to samo poczucie szczęścia, ale zamiast tego osłabienia fizycznego, pewna wzmożona ruchliwość. Zamiast tego unicestwienia w Bożej obecności, wielka radość. Zamiast trudności w mówieniu, udzielający się entuzjazm."

Pierwsze objawienie: 13 maja 1917 r.

"13 maja 1917 r. bawiliśmy się z Hiacyntą i Franciszkiem budując murek dookoła gęstych krzewów na szczycie zbocza Cova da Iria, kiedy nagle ujrzeliśmy jakby błyskawicę.
- Lepiej pójdźmy do domu, powiedziałam do moich krewnych, zaczyna się błyskać, może przyjść burza.
- Dobrze - powiedzieli.

Zaczęliśmy schodzić ze zbocza poganiając owce w stronę drogi. Dochodząc mniej więcej do połowy zbocza blisko dużego dębu, zobaczyliśmy znowu błyskawicę, a zrobiwszy kilka kroków dalej, ujrzeliśmy na skalnym dębie Panią w białej sukni, promieniejącą światłem jaśniejszym od słońca. Przerażeni tym widzeniem zatrzymaliśmy się. Byliśmy tak blisko, że znajdowaliśmy się w obrębie światła, które Ją otaczało, lub którym Ona promieniała, mniej więcej w odległości półtora metra.

Potem powiedziała do nas nasza Droga Pani:

- Nie bójcie się, nic złego wam nie zrobię.
- Skąd Pani jest? - zapytałam.
- Jestem z Nieba.
- A czego Pani ode mnie chce?
- Przyszłam was prosić, abyście tu przychodzili przez sześć kolejnych miesięcy, trzynastego dnia miesiąca o tej samej godzinie. Potem powiem, kim jestem i czego chcę. Następnie wrócę jeszcze siódmy raz.
- Czy ja pójdę do nieba?
- Tak.
- A Hiacynta?
- Też.
- A Franciszek?
- Także, ale musi jeszcze odmówić wiele różańców.

Przypomniałam sobie dwie dziewczynki, które niedawno umarły, były moimi koleżankami. Uczyły się tkactwa u mojej starszej siostry.

- Czy Maria das Neves jest już w niebie?
- Tak jest. (Zdaje się, że miała jakieś 16 lat)
- A Amelia?
- Zostanie w czyśćcu aż do końca świata. ( Sądzę, że mogła mieć 18 do 20 lat)
- Czy chcecie ofiarować się Bogu, aby znosić wszystkie cierpienia, które On wam ześle jako zadośćuczynienie za grzechy, którymi jest obrażany, i jako prośba o nawrócenie grzeszników?
- Tak chcemy.
- Będziecie więc musięli wiele cierpieć, ale Łaska Boża będzie waszą siłą.

Wymawiając te ostatnie słowa (Łaska Boża...) otworzyła po raz pierwszy ręce przekazując nam światło tak silne, jak gdyby odblask wychodzący z jej rąk. To światło dotarło do naszego wnętrza, do najgłębszej głębi duszy i spowodowało, żeśmy się widzieli w Bogu, który jest tym światłem, wyraźniej niż w najlepszym zwierciadle. Pod wpływem wewnętrznego impulsu również nam przekazanego, padliśmy na kolana i powtarzaliśmy bardzo pobożnie:
- O Trójco Przenajświętsza, uwielbiam Cię, mój Boże, kocham Cię w Najświętszym Sakramencie.
Po chwili nasza Droga Pani dodała:
- Odmawiajcie codziennie różaniec, aby uzyskać pokój dla świata i koniec wojny.

Potem zaczęła się spokojnie unosić w stronę wschodu i wreszcie zniknęła w nieskończonej odległości. Światło, które Ją otaczało, zdawało się torować Jej drogę do przestworza niebieskiego. Z tego powodu mówiliśmy nieraz, że widzieliśmy, jak się niebo otwierało."

Drugie objawienie: 13 czerwca 1917 r.

"Po odmówieniu różańca z Hiacyntą, Franciszkiem i innymi osobami, które były obecne, zobaczyliśmy znowu odblask światła, które się zbliżało (to cośmy nazwali błyskawicą), i następnie ponad dębem skalnym Matkę Bożą, zupełnie podobną do postaci w maju.

- Czego Pani sobie życzy ode mnie?

- Chcę, żebyście przyszli tutaj dnia 13 przyszłego miesiąca, żebyście codziennie odmawiali różaniec i nauczyli się czytać. Następnie wam powiem, czego chcę.

Prosiłam o uzdrowienie jednego chorego.

- Jeżeli się nawróci, wyzdrowieje w ciągu roku.

- Chciałabym prosić, żeby nas Pani zabrała do nieba.

- Tak, Hiacyntę i Franciszka zabiorę niedługo. Ty jednak tu zostaniesz przez jakiś czas. Jezus chce się posłużyć tobą, aby ludzie Mnie poznali i pokochali. Chciałabym ustanowić na świecie nabożeństwo do Mego Niepokalanego Serca.

- Zostanę tu sama? - zapytałam ze smutkiem.

- Nie, moja córko. Cierpisz bardzo? Nie trać odwagi. Nigdy Cię nie opuszczę. Moje Niepokalane Serce będzie twoją ucieczką i drogą, która cię zaprowadzi do Boga.

W tej chwili, gdy wypowiadała te ostatnie słowa, otworzyła swoje dłonie i przekazała nam powtórnie odblask tego niezmiernego światła. W nim widzieliśmy się jak gdyby pogrążeni w Bogu. Hiacynta i Franciszek wydawali się stać w tej części światła, które wznosiło się do nieba, a ja w tej, które się rozprzestrzeniało na ziemię. Przed prawą dłonią Matki Boskiej znajdowało się Serce, otoczone cierniami, które wydawały się je przebijać. Zrozumieliśmy, że było to Niepokalane Serce Maryi, znieważane przez grzechy ludzkości, które pragnęło zadośćuczynienia."

Trzecie objawienie: 13 lipca 1917 r.

"13 lipca 1917 r. krótko po naszym przybyciu do Cova da Iria do dębu skalnego, gdy odmówiliśmy różaniec z ludźmi licznie zebranymi, zobaczyliśmy znany już blask światła, a następnie Matkę Boską na dębie skalnym.

- Czego Pani sobie ode mnie życzy?

- Chcę, żebyście przyszli tutaj 13 przyszłego miesiąca, żebyście nadal codziennie odmawiali różaniec na cześć Matki Boskiej Różańcowej, dla uproszenia pokoju na świecie i o zakończenie wojny, bo tylko Ona może te łaski uzyskać.

- Chciałabym prosić, żeby Pani nam powiedziała, kim jest, i uczyniła cud, żeby wszyscy uwierzyli, że nam się Pani ukazuje.

- Przychodźcie tutaj w dalszym ciągu co miesiąc. W październiku powiem, kim jestem i czego chcę i uczynię cud, aby wszyscy uwierzyli.

Potem przedłożyłam kilka próśb, nie pamiętam, jakie to były. Przypominam sobie tylko, że Matka Boska powiedziała, że trzeba odmawiać różaniec, aby w ciągu roku te łaski otrzymać.

I w dalszym ciągu mówiła:

Ofiarujcie się za grzeszników i mówcie często, zwłaszcza kiedy będziecie ponosić ofiary:

O Jezu, czynię to z miłości do Ciebie, za nawrócenie grzeszników i na zadośćuczynienie za grzechy popełnione przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi.

Przy tych ostatnich słowach rozłożyła znowu ręce, jak w dwóch poprzednich razach. Promień światła zdawał się przenikać ziemię i zobaczyliśmy jakby morze ognia. Zanurzeni w tym ogniu byli diabli i dusze w ludzkich postaciach podobne do przezroczystych, rozżarzonych węgli. Postacie te były wyrzucane z wielką siłą wysoko wewnątrz płomieni i spadały ze wszystkich stron jak iskry podczas wielkiego pożaru, lekkie jak puch, bez ciężaru i równowagi wśród przeraźliwych krzyków, wycia i bólu rozpaczy wywołujących dreszcz zgrozy. (Na ten widok musiałam 'aj' krzyczeć, bo ludzie to podobno słyszeli.)

Diabli odróżniali się od ludzi swą okropną i wstrętną postacią, podobną do wzbudzających strach nieznanych jakiś zwierząt, jednocześnie przezroczystych jak rozżarzone węgle. Przerażeni, podnieśliśmy oczy do naszej Pani szukając u Niej pomocy. A Ona pełna dobroci i smutku rzekła do nas:

- Widzieliście piekło, do którego idą dusze biednych grzeszników. Bóg chce je ratować, Bóg chce rozpowszechnić na świecie nabożeństwo do Mego Niepokalanego Serca. Jeżeli się zrobi to, co wam powiem, zostanie wielu przed piekłem uratowanych i nastanie pokój na świecie. Wojna zbliża się ku końcowi, ale jeżeli ludzie nie przestaną obrażać Boga, to w czasie pontyfikatu Piusa XI rozpocznie się druga wojna, gorsza. Kiedy pewnej nocy ujrzycie nieznane światło, wiedzcie, że jest to wielki znak od Boga, że zbliża się kara na świat za liczne jego zbrodnie. Będzie wojna, głód, prześladowanie Kościoła i Ojca Świętego. Aby temu zapobiec, przybędę, aby prosić o poświęcenie Rosji Memu Niepokalanemu Sercu i o Komunię św. wynagradzającą w pierwsze soboty miesiąca. Jeżeli moje życzenia zostaną spełnione, Rosja nawróci się i zapanuje pokój. Jeżeli nie, bezbożna propaganda rozszerzy swe błędne nauki po świecie, wywołując wojny i prześladowanie Kościoła. Dobrzy będą męczeni, a Ojciec Święty będzie miał wiele do wycierpienia. Różne narody zginą, na koniec Moje Niepokalane Serce zatriumfuje. Ojciec Święty poświęci Mi Rosję, która się nawróci, i przez pewien czas zapanuje pokój na świecie. W Portugalii będzie zawsze zachowany dogmat wiary... Tego nie mówcie nikomu. Franciszkowi możecie to powiedzieć. Kiedy odmawiacie różaniec, mówcie po każdej tajemnicy:

O mój Jezu, przebacz nam nasze grzechy, zachowaj nas od ognia piekielnego, zaprowadź wszystkie dusze do nieba, a szczególnie te, które najbardziej potrzebują Twojego miłosierdzia.

Nastała chwila ciszy, a ja zapytałam:

- Pani nie życzy sobie ode mnie niczego więcej?

- Nie, dzisiaj już nie chcę od ciebie niczego więcej.

I jak zwykle uniosła się w stronę wschodu, aż znikła w nieskończonej odległości firmamentu."

Czwarte objawienie: 13 sierpnia 1917 r.

"15 pod wieczór... zdaje mi się, że było to tego samego dnia, kiedy wróciliśmy z więzienia z Vila Nova de Ourem.

Kiedy z Franciszkiem i jego bratem Janem gnałam owce do miejsca, które się nazywa Valinhos, odczuwając, że coś nadprzyrodzonego zbliża się i otacza nas, przypuszczałam, że Matka Boska może nam się ukazać i żałując, że Hiacynta może Jej nie zobaczyć, poprosiłam jej brata Jana, żeby po nią poszedł. Ponieważ nie chciał iść, dałam mu 20 groszy i zaraz pobiegł po nią. Tymczasem zobaczyłam z Franciszkiem blask światła, któreśmy nazwali błyskawicą. Krótko po przybyciu Hiacynty zobaczyliśmy Matkę Boską nad dębem skalnym.

- Czego Pani sobie życzy ode mnie?

- Chcę, abyście nadal przychodzili do Cova da Iria 13 każdego miesiąca i odmawiali codziennie różaniec. W ostatnim miesiącu uczynię cud, aby wszyscy uwierzyli.

- Co mamy robić z pieniędzmi, które ludzie zostawiają w Cova da Iria?

- Zróbcie dwa przenośne ołtarzyki. Jeden będziesz ty z Hiacyntą nosiła i dwie inne dziewczynki biało ubrane, drugi niech nosi Franciszek i trzech chłopczyków. Pieniądze, które ofiarują na te ołtarzyki, są przeznaczone na święto Matki Boskiej Różańcowej, a reszta na budowę kaplicy, która ma tutaj powstać.

- Chciałam prosić o uleczenie kilku chorych.

- Tak, niektórych uleczę w ciągu roku.

A posmutniawszy powiedziała:

- Módlcie, módlcie się wiele, czyńcie ofiary za grzeszników, bo wiele dusz idzie na wieczne potępienie, bo nie mają nikogo, kto by się za nie ofiarował i modlił.

I jak zwykle zaczęła unosić się w stronę wschodu."

Piąte objawienie: 13 września 1917 r.

"Wkrótce potem ujrzeliśmy odblask światła i następnie Naszą Panią nad dębem skalnym.

- Odmawiajcie w dalszym ciągu różaniec, żeby uprosić koniec wojny. W październiku przybędzie również Nasz Pan, Matka Boska Bolesna i z Góry Karmel, św. Józef z Dzieciątkiem Jezus, żeby świat pobłogosławić. Bóg jest zadowolony z waszych serc i ofiar, ale nie chce, żebyście i w łóżku miały sznur pokutny na sobie. Noście go, ale tylko w ciągu dnia.

Zlecono mi, żebym Panią prosiła o wiele rzeczy, o uzdrowienie pewnego chorego, jednego głuchoniemego:

- Tak, kilku uzdrowię, innych nie, w październiku uczynię cud, aby wszyscy uwierzyli.

I zaczynając się wznosić, znikła jak zwykle."

Szóste objawienie: 13 października 1917 r.

"Wyszliśmy z domu bardzo wcześnie licząc się z opóźnieniem w drodze. Ludzie przyszli masami. Deszcz padał ulewny. Moja matka w obawie, że jest to ostatni dzień mojego życia, z sercem rozdartym z powodu niepewności tego, co mogło się stać, chciała mi towarzyszyć.

Na drodze sceny jak w poprzednim miesiącu, ale liczniejsze i bardziej wzruszające. Nawet błoto na drodze nie przeszkadzało tym ludziom, aby klękać w postawie błagalnej i pokornej. Gdyśmy przybyli do Cova da Iria niedaleko skalnego dębu, pod wpływem wewnętrznego natchnienia prosiłam ludzi o zamknięcie parasoli, aby móc odmówić różaniec. Niedługo potem zobaczyliśmy odblask światła, a następnie Naszą Panią nad dębem skalnym.

- Czego Pani sobie ode mnie życzy?

- Chcę ci powiedzieć, żeby zbudowano tu na Moją cześć kaplicę. Jestem Matką Boską Różańcową. Trzeba w dalszym ciągu codziennie odmawiać różaniec. Wojna się skończy i żołnierze powrócą wkrótce do domu.

- Ja miałam prosić Panią o wiele rzeczy. O uzdrowienie kilku chorych, o nawrócenie grzeszników itd.

- Jednych tak, innych nie, muszą się poprawić. Niech proszą o przebaczenie swoich grzechów.

I ze smutnym wyrazem twarzy dodała:

- Niech ludzie już dłużej nie obrażają Boga grzechami, już i tak został bardzo obrażony.

Znów rozchyliła szeroko ręce promieniejące w blasku słonecznym. Gdy się unosiła, Jej własny blask odbijał się od słońca. ... zawołałam, aby ludzie spojrzeli na słońce. Zamiarem moim nie było zwrócenie uwagi ludzi w tym kierunku, gdyż nie zdawałam sobie sprawy z ich obecności. Zrobiłam to jedynie pod wpływem impulsu wewnętrznego, który mnie do tego zmusił. Kiedy Nasza Pani zniknęła w nieskończonej odległości firmamentu, zobaczyliśmy po stronie słońca św. Józefa z Dzieciątkiem Jezus i Matką Boską ubraną w bieli w płaszczu niebieskim. Zdawało się, że św. Józef z Dzieciątkiem błogosławi świat ruchami ręki na kształt krzyża?

Krótko potem ta wizja zniknęła i zobaczyliśmy Pana Jezusa z Matką Najświętszą. Miałam wrażenie, że jest to Matka Boska Bolesna. Pan Jezus wydawał się błogosławić świat w ten sposób jak św. Józef.

Znikło i to widzenie i zdaje się, że jeszcze widziałam Matkę Boską Karmelitańską."

Cytaty pochodzą z książki Siostra Łucja mówi o Fatimie.

Cud Słońca w Fatimie

Ponad 70,000 osób było obecnych w Fatimie tego wieczora.  Po długich, ulewnych deszczach, niebo się rozjaśniło, stało się niebieskie, ludzie mogli łatwo zobaczyć słońce, które zaczęło się kręcić dookoła, jak kula ognia, które promieniuje cudownymi snopami światła we wszystkich odcieniach kolorów. Ludzie, wzgórza, drzewa i wszystko w Fatimie wydawało się promieniować tymi wspaniałymi kolorami. Potem słońce stanęło na chwilę, a następnie cudowne zjawisko się powtórzyło. Powtórzyło się też trzeci raz, ale teraz słońce zeszło z Raju na ziemię ruchem zygzakowatym. Ono stawało się coraz większe i wyglądało tak jakby miało spaść na ludzi i przygnieść ich. Wszyscy byli przestraszeni i padli na ziemię i modlili się o miłosierdzie i o wybaczenie…

Wszystko powróciło do normy i ludzie, którzy klęczeli w błocie, uświadomili sobie, że oni są wszyscy wybrudzeni. Zwrócili się do dzieci i zadawali im wiele pytań. To trwało do późna w nocy, zanim pozwolili dzieciom odpocząć. Dzieci ofiarowały to za grzeszników i (czego nigdy wcześniej nie mówiły) za Papieża.