Dwa obozy stojące przeciwko sobie z powodu dominującej
na Soborze Watykańskim kwestii o nieomylności Papieża, coraz silniejszymi
konturami rysują się na horyzoncie obecnej epoki. Już samo pierwsze spotkanie,
w którym obok znakomitości teologicznych i hierarchicznych ustawiły się także
po stronie opozycyjnej znakomitości polityczne, a nawet rządy kilku państw –
samo to spotkanie odsłoniło istotę, charakter i siły stron obydwu. Z jednej
więc strony kroczy majestatycznie naprzód Papiestwo, mające po swej stronie
wyroki Pisma Bożego, tradycję wieków i zastęp liczniejszy, niżby się zdawało,
tak zwanych ultramontanów silnych żywą wiarą i poświęceniem, chociaż wcale nie
zaopatrzonych w potęgi dzisiejszego świata, to jest pieniądz i gotowe na jego
rozkazy, sprzedajne pióra. Z drugiej strony występuje i uderza, to wstępnym
bojem, to chyłkiem i podjazdami potrójna armia antypapistów, racjonalizmu,
liberalizmu i cezaryzmu, stara zgrzybiałością co do treści i przedstawiająca
wszystkie symptomaty zrosłych od wieków z jej istotą fałszów, i zarazem
młokosia surowizną i niedojrzałością nowej swojej formy, zarozumiała, hałaśliwa,
zuchwała i dumna z siły materialnej, którą ma na zawołanie, mało zaś, albo
całkiem nic nie dbająca o oparcie się na starej nauce i starych tradycjach,
zdaniem jej sfałszowanych i siłą fałszerstwa oraz tyranii, w wiekach tak zwanej
ciemnoty średniowiecznej, wyrodzonych.
Tak jest, mimo całej owej zgrzybiałości, którą nie tyle
wiekowe istnienie, ile wiekowe orgie kłamstw, potwarzy, zdrad, gwałtów i
wszelkiego rodzaju szalbierstwa spowodowały, drugi ten zastęp, jak
powiedzieliśmy, młokosi jest i niedojrzały, albowiem nową jest ta obecna konspiracja
trzech frakcyj, skądinąd tak sobie obcych; niedojrzałość zaś jego plącząca się
z niedołęstwem i nieszlachetnością pod względem przyjętej taktyki, sama przez
się da nam najlepsze pojęcie wytoczonej przezeń i zbliżającej się do
przesilenia walki.
Młokosim on także i nowym zwać się może i z tej
przyczyny, że względnie do Kościoła jest on, jeśli weźmiemy chwilę dokonania
rozdziału pomiędzy grekami a łacinnikami, o 12 wieków od Kościoła młodszy; albo
jeśli zechcemy rachować od Focjuszowych historii, tedy przynajmniej o połowę
starszym jest od niego Kościół! dziewięć albowiem z górą wieków królowało już
spokojnie Papiestwo, kiedy się zjawił ojciec antypapistów.
Nie należy jednak mniemać, jakobyśmy zdanie to nasze
ryczałtowo stosowali do wszystkich odcieni opozycji stojącej przeciw
udogmatyzowaniu nieomylności papieskiej. Owszem stanowczo przeciwko takiemu tłumaczeniu
myśli naszej protestujemy oświadczając, że zdanie to nasze wypowiedzieliśmy o
antypapizmie formalnym, czyli o tych tylko, którzy walkę przeciw Papiestwu otwartą
i zaczepną wypowiedzieli, i walkę tę, jako nowe hasło na sztandarach swoich
wystawili.
Zastrzeżenie to jednak zrobiwszy z obawy, aby nie
mniemano, iż się poważamy piętnować postępowanie i tych nawet zwolenników
potrójnego antypapizmu, którzy świadomie czy nieświadomie, w aktach swych
opozycyjnych, doktrynę antypapizmu w imię rozumu, wolności lub cezaropapizmu
podnosząc, jeszcze się na sąd Soboru lub Papieża powołują; niemniej dlatego
zwracamy uwagę na ciekawy i pouczający fenomen w Kościele, wyradzania się
herezyj. Badanie tego fenomenu doprowadzi nas do przekonania, że ostatnim słowem
każdej mniej więcej opozycji była negacja władzy Papieżów. Faktem jest, że od
pierwszych wieków chrześcijaństwa, wszyscy nowi mistrzowie początkowo zawsze
odwoływali się do sądu Stolicy Apostolskiej i usilnie się starali pozyskać ją
dla siebie; dopiero nieubłagane "non possumus" papieskie
przerzucało ich na wręcz odwrotną stronę. Tak uczynił Marcjon już w 2-gim
wieku, tak sobie postąpił Berengariusz, pierwszy rozsiewacz błędów o Eucharystii;
tak sobie postąpił przede wszystkim ostatni reformator germański. I dlatego to
jedna z najznakomitszych powag teologicznych, Suarez, rozpoczynając traktat
"O rzymskim Papieżu" te na wstępie kładzie słowa: "W kwestii władzy
papieskiej dopuszczono się wiele błędów, zawsze bowiem ludziom kacerskich
dążności władza ta była wstrętną i nienawistną: szczególniej jednak w tych
ostatnich czasach, ludzie tego rodzaju powstali przeciw Papieżowi z gniewem i
nienawiścią nie do uwierzenia" (1).
Zawsze! Tak jest, jak zawsze wprost czy z ubocza,
stanowczym czy połowiczym sposobem, przez narzędzia działające z wiadomością,
czy z nieświadomością ostatecznego celu zamachów opozycyjnych, prawda Boska
była przedmiotem sprzeciwiania się i walki, tak samo zawsze przeciw Papiestwu,
to jest po wszystkie czasy istnienia Kościoła, wznosiły się w przeróżnej formie
zamachy. Proroctwo, czyli upomnienie Chrystusa Pana dane Kościołowi ze względu
na zamachy piekła przeciw prawdzie: Szymonie, Szymonie, oto szatan pożądał
was, aby przesiał jako pszenicę, nie tylko ma dołączoną obietnicę zapewniającą
posiadanie prawdy w onych słowach: alem ja prosił za tobą, aby nie ustała
wiara twoja (Łk. XXII, 31-32), ale też i zapowiedź, że ten sam szatan,
czyli bramy piekła walczyć będą przeciwko opoce, to jest, przeciwko
Papiestwu. Ale każda chwila tej podwójnej walki, przeciw prawdom wiary i
przeciw Papiestwu ma swoje właściwości i pewne stopniowanie. Suarez o swojej
epoce był napisał: praecipue vero hisce temporibus, bo zamach na prawdę
i na opokę dokonany przez Lutra, nie miał podobnego sobie w dziejach
poprzednich Kościoła – ale kto by pisał o Papiestwie po wściekłych na
nie napaściach, już to ze stanowiska dzisiejszego racjonalizmu, takiego np.
Quineta, radzącego Papiestwo zadusić w błocie; już ze stanowiska liberalizmu,
takiego np. Garibaldiego, obiecującego wyciąć Papiestwo, jako raka toczącego
ludzkość; już nareszcie ze strony cezaryzmu doradzającego wysłanie Papiestwa na
emeryturę do Jerozolimy; lub caryzmu ścigającego stosunki katolików z Papieżem
jako zbrodnię stanu; kto by, mówię, o tej epoce pisał, owe Suarezowskie praecipue
hisce temporibus, wyrażałoby pod jego piórem nierównie silniejsze znaczenie
i nieznaną przedtem formę, odpowiednią równie nieznanemu stopniowi złości
przeciwko Papiestwu – czyli swą właściwość. Ta to właściwość stanowi
o odrębności i świeżyźnie dzisiejszego antypapizmu tym głupszego im
złośliwszego. Wszakże zanim do przedstawienia onej właściwości przystąpimy,
sądzimy, iż rzeczą będzie pożyteczną przypatrzyć się jej starości, czyli jej
tożsamości z najstarszymi nawet przeciwnikami Papiestwa. W tym celu weźmiemy na
uwagę wspólny charakter cechujący wszystkich przeciwników Papiestwa i wszystkie
przeciw Papiestwu wydawane wojny.
Jest zaprawdę jeden rys wspólny wszelkiemu
antypapizmowi; jest duch, który w mniejszym lub większym stopniu ożywia to złośliwe
karłowate potomstwo Focjuszów i Cerulariuszów, a tym duchem jest duch
despotyzmu, posługującego się zdradą, szalbierstwem, a szczególniej zbrojną siłą,
celem zgnębienia tej moralnej potęgi odrodzonego świata; despotyzmu walczącego
żelazem miecza, by złamać Pastorał papieski.
Wystarczy choćby tylko rzucić bacznym okiem na dzieje
Kościoła, aby się przekonać o tej nieprzerwalności zamachów i walk przeciwko
Papiestwu.
Jeśli bowiem śledzić będziemy w przebiegu wieków ruchy
przesłańców dzisiejszego antypapizmu, znajdziemy ich zawsze pod zasłoną tarczy
żołnierskiej, otoczonych protekcją cezarów; albo jak w późniejszych wiekach,
uzbrojonych dekretami królów i tak idących do walki przeciw Rzymowi. Tak jest,
pomoc od zewnątrz na którą i u nas tak powszechnie dzwonią liberały z wielką pociechą
i z wielką korzyścią schizmy rosyjskiej, ma swoje brudne antecedencje zapisane
w dziejach walk przeciwko Opoce. Jak Focjusz uderzający zdradą i kłamstwami w
tę opokę, stanął za plecami Michała III, jak Cerulariusza popierał Konstantyn,
tak w ogóle antypapizm grecki pod skrzydłami orłów cesarskich wylęgły, tylko
siłą tych skrzydeł wznosić się umiał. Kiedy się Paleologowie zbliżali do
Papieży, on zaraz łagodniał, owszem podle i zdradliwie się łasił; a kiedy
odpadali, on zaraz pazury wysuwał i kły wyszczerzał.
W Niemczech Hohenstaufy dziwnie mu były rade i grubo
płacili pióra kalające tiarę. Fryderyk Rudobrody wziął go pod opiekę swego
miecza i karesował tą samą ręką, którą tak srogo i nie po rycersku groził
potędze papieskiej, przez samych Attylów i Alaryków szanowanej. Co jeno nie
przystawało z zastępu Habsburgów do wzniosłych postaci, umiejących rozumieć i
szanować swą godność cesarzy, wszystko to było na usługi antypapizmu. Elektor
saski, ta niańka luteranizmu dokończył dzieła, któremu Barbarossa trzy wieki
przedtem stanowczy plan był nakreślił. Cesarz Zakrystianin, bawiąc w młodości
swej w Rzymie pod imieniem hrabiego Falkenstein i burmistrzując w samymże
Conclave, z którego miał wyjść papież Ganganelli, tonem pełnym lekceważenia
oświadczył, że ten dla niego będzie najlepszy Papież, który dla rządów będzie
najwygodniejszy. Notabene, rządy ówczesne nie żartowały w gwałtach czynionych
Rzymowi w celu wymuszenia bulli mającej zniszczyć zakon bez granic poświęcony Papiestwu,
zakon, który o nieomylności Papieskiej w epoce najboleśniejszego tej
władzy upokarzania, głośno rzecz podnosił.
We Francji, Filip IV Pięknym zwany i Ludwik XIV,
stworzyli wolności gallikańskie, które Fenelon nazwał: niezawisłością kościoła
francuskiego od Papieża, a niewolniczą zależnością od króla.
W Anglii Henryk VIII pociągnął za sobą cały naród do
walki przeciw Papieżowi, która pod Elżbietą, krwią nieustraszonych obrońców Papiestwa
nasyciła ziemię wyspy.
Wszędzie więc i zawsze antypapizm albo się despotyzmem
poczynał, albo przynajmniej nim się posługiwał, a dzisiejszy aż nadto jawnie
dowodzi, jak mu miłą ręka carska i noty gabinetowe.
Wszakże nie te to jeszcze despotyzmu posiłki stanowią
moc dzisiejszego obozu antypapistów. Owszem, jako w ubiegłych wiekach otwarte
występowanie brutalnej siły przez to samo, że było oczywistym gwałtem, mniej
groziło Kościołowi, który swej niepożytości od miecza dowiódł był w wiekach
męczeńskich; tak samo i dziś Moskwa zwalczająca siłą materialną Papiestwo,
mniej mu jest groźną, niż antypapizm racjonalizmu, liberalizmu i cezaryzmu
zachodniego.
Walka dzisiejsza jest walką duchów posuniętą do
najdalszych konsekwencji, jakie umysł z zasad antypapizmu wyciągnąć był zdolny.
Nadto ten bój, który niegdyś porywał do wiru swego tylko pewne nieliczne frakcje
społeczności, albo, co najwięcej, pojedyncze narody, dziś pochłonął masy, postawił
tłumy przeciw tłumom, z kwestii naukowej, z narzędzia politycznych zachcianek
pojedynczych głów koronowanych przemienił się w hasło roznamiętnionej walki
pospólstwa.
Prasa, potęga nieznana dawnemu światu, a dziś
zaprzedana duchowi antyreligijnemu zawlekła najświętszą sprawę, o której by nie
należało, jak tylko z wielką mówić rozwagą i spokojem, nie już na bruk uliczny,
ale do knajp zadymionych i wrzaskliwych, gdzie tylko jeden argument popłaca:
bezczelność i obelgi.
To sponiewieranie sprawy Bożej przez zuchwałość
samosłańczych kierowników opinii, to zrównanie jej z blagierstwami i planami
politycznymi, jest od pewnego czasu na coraz większą skalę praktykowanym
manewrem, i wyznać trzeba, że się dość udaje, a tym samym w robotach
antypapizmu staje się jedną z większych potęg. Tym bowiem sposobem doktryny
antypapizmu przechodzą w usposobienia ludu i zniechęcają go do Kościoła siłą
wstrętu wytwarzanego na różne sposoby do instytucji, która stanowi nie tylko
koronę i majestat Kościoła, ale jest także niewzruszoną i niczym zastąpić się nie
dającą jego podwaliną.
Przyznać też musimy nie bez uczucia głębokiego smutku
i bolesnego upokorzenia, że stronnictwo antypapistów w gotowości choćby do
ofiar na rzecz swej doktryny góruje nad zwolennikami Papiestwa – i że naturalnym
tego następstwem nie może być nic innego jak tylko, że rozrządza niezmiernie
większymi zasobami materialnymi, a tym samym działa powszechniej i jeżeli nie z
większą siłą, to niezawodnie z większą szybkością. Kto zaś wie ile tu zależy na
pochwyceniu stosownej chwili i na tym, aby ubiec przeciwnika, ten łatwo pojmie
o ile mniej korzystne wobec przeciwników zajmujemy stanowisko.
Przeświadczeni o tej swojej wyższości, a z drogiej
strony przewidujący, że ciągłym używaniem tej samej zawsze broni kłamstwa,
potwarzy i obelgi, rzecz ta długo iść nie może, nieprzyjaciele posuwają się w
nacieraniu na Papiestwo z coraz większą gwałtownością, tym mniej się
bezczelności swojej wstydząc im więcej rachują na ślepą wiarę większości, w
której wyrobili przekonanie, że w przyjęciu zarzutów przeciw Papiestwu nie ma
się co zastanawiać, ale że owszem im są jaskrawsze, tym je z większą pewnością
i rączością przyjmować należy. Zobaczmy, jak się już w napaściach swoich daleko
posunęli.
Od wieków, aż po te ostatnie czasy powszechność
wiernych w Głowie Kościoła Chrystusowego widziała także Najwyższego
Nauczyciela wiary. Stolica święta uważaną była zawsze za punkt środkowy, za
ognisko jedności wiary, którą Pismo św. stawia razem z jednością chrztu
i jednością Boga za fundamentalną zasadę religii i Kościoła w owych słowach
Apostoła: Jedna, wiara, jeden chrzest, jeden Bóg.
Dawni antypapiści, wyjąwszy heretyków, uznawali tę
prawdę i dlatego bardziej uderzali na jedność rządu w Kościele, na
przywilej naczelnego sterownictwa następców św. Piotra, niżeli na przywilej
najwyższego nauczycielstwa, więcej contra Regimen, niżeli contra
Magisterium. Powszechnie uznawano, że Papież był Stróżem depozytu wiary,
tłumaczem obojego źródła wiary, jakim jest objawienie pisane i ustne, czyli
tradycjonalne. I właśnie dlatego, że przyjmowano taki trybunał prawdy, taką
katedrę, na której żył wiecznie Nauczyciel zostający pod wpływem Ducha Świętego,
uznawano też, jako logiczne tej wiary następstwo, że to objawienie samo w sobie
doskonałe, kompletne i nieulegające przedmiotowo prawu postępu, może się jednak
rozwijać podmiotowo, przez głębsze jego zrozumienie, przez badania naukowe,
przez oświecenia niebieskie. Nikomu przecież ani przez myśl nie przyszło chcieć
rzeczy pewne, chcieć sam przedmiot wiary, samo objawienie stosować, naciągać
lub przykrawać do systematów wymarzonych, czy choćby głęboko pomyślanych przez
filozofów bez oglądania się i odwoływania na zdanie owego, Boską wolą
postawionego Stróża i Nauczyciela wiary. Dopiero z protestantyzmu wylęgły
ostatecznie kierunek racjonalistyczny zrobił to nieznane staremu chrześcijaństwu
odkrycie, że nauka wiary winna być bezwzględnie postępową i wolną. Bez
wątpienia odkrycie to zaraz na pierwszy rzut oka przedstawia się bardzo na rękę
dążnościom antypapizmu i właśnie to podobno dlatego, hasło postępu tak
gwałtownie, tak bezustannie i tak na wszelkie sposoby jest dziś powtarzanym.
Papież nie może, naturalnie, być obznajomiony z tym
wszystkim, co nasnuje wyobraźnia marzycieli, co rozum sam z siebie,
apriorycznie, lub z faktów przez eksperyment zdobytych wywnioskuje; nie może
zdążać za olbrzymimi krokami nauki wyzwolonej z pęt jakiejkolwiek bądź
zewnętrznej powagi i wewnętrznego zobowiązania. Nie mogąc zaś nadążyć na polu
nowych zdobyczy nauce, Papież nie mógłby już teraz, jako dawniej, być ogniskiem
jedności wiary, tłumaczem Pisma i tradycji, a jego miejsce zająć by odtąd miały
postęp, wolność nauki, niezawisłość egzegezy, czyli wykładu objawienia
albo raczej zawisłość jedynie od wymagań coraz nowszych systematów, od coraz
świeższych w sferach filozoficznych zdobyczy, od przerzucań się nauki z
ostateczności idealizmu, w ostateczności materializmu, czy pozytywizmu: od
genialności mistrzów temu ruchowi przewodniczących i umysły tyranizujących, lub
nareszcie od wypadków zewnętrznych tak często za sobą wstrząśnienie i zmianę w
krainie umysłowej sprowadzających. Że to nowe kryterium jest co najmniej
nieokreślonym, niepewnym a nawet identycznym z zasadą protestanckiego: "wolnego
badania", tego może antypapizm racjonalny na chmurnych wyżynach swoich nie
dostrzega, albo raczej dostrzec nie chce, bo też ten krótki wzrok jest także
jednym z warunków wolności nauki, czyli wolności od rządu logiki.
Od wieków aż dotąd Kościół nazywał Papieży Ojcami
chrześcijaństwa – Ojcami ludzkości. Ten tytuł Ojca wyrażał stosunek Papiestwa
do społeczności, Papieży do ludów. Zarówno monarchowie, jak poddane im ludy
widziały w Głowie Kościoła patriarchalnego swego zwierzchnika, stojącego zawsze
po stronie sprawiedliwości i przestrzegającego, by zgoda, miłość i uszanowanie
jednych względem drugich zawsze były zachowane. Najpiękniejszy obraz tego ojcostwa
Papieży względem ludzkości przedstawiają średnie wieki i to nie skutkiem
ówczesnego barbarzyństwa, ale raczej w błogosławionym przeciwstawieniu
barbarzyństwu a skutkiem rozwinięcia się boskiej instytucji Kościoła i ducha
ożywiającego ją od początku. To bowiem ojcostwo Papieży już się przedstawia w
pierwszych wiekach chrześcijaństwa wyszłego z katakumb, owszem ojcostwo to
cechuje także epokę katakumb, jakkolwiek ówczesne warunki bytu Kościoła nie
mogły mu tak sprzyjać jak późniejsze i dlatego objawy jego nie były tak
powszechne. Już śś. Atanazy i Jan Złotousty w IV wieku niesłusznie ze stolic
swych wygnani szukają sprawiedliwości u Papieży. Może się to nie podobać
takiemu panu Amedé Thiery, niełaskawego na one apelacje, jako członka Akademii,
w której resztki wolteriańskiego ducha wpłynęły nawet na takie kościelne
znakomitości, jak Lacordaire, Gratry, Dupanloup, jak skoro się tylko tam
dostali, oraz jako członka senatu hołdującego idei cezaropapizmu
legitymistycznego, orleańskiego, czy napoleońskiego, – ale fakt niemniej
dlatego jest prawdziwy, owszem dzięki niełaskawości cechującej eleganckie
dzieła wspomnionego akademika-senatora, fakt ten ojcostwa Papieży w wieku IV-tym
bardzo żywo został przypomniany i uwidoczniony. W wieku V i w wiekach
późniejszych Rzym i Włochy, coraz bardziej zaniedbywane od cesarzów, doznawały
ojcowskiej opieki Papieży, o którą zresztą same najusilniej błagały. Skutkiem
tej opieki, Rzym 7 razy, albo ocalał, albo taniej się opłacił najezdniczym
tłumom Hunów, Wandalów, Ostrogotów i Longobardów. Cóż piękniejszego, jak
właśnie w owych dla Włoch najstraszniejszych czasach, jaśniejąca postać
wielkiego protektora uciśnionych, papieża Leona, który wyszedłszy w r. 452 z
krzyżem przeciwko Attyli, powstrzymał ów "bicz Boży". Niemniej
pamiętnym z tej samej epoki Grzegorz II i Stefan II. Aby zaś mieć wyobrażenie,
czym byli Papieże już wtenczas dla świeckiej społeczności, dosyć przytoczyć
słowa Kasjodora, senatora rzymskiego do Jana II: "Ty jesteś, mówi, stróżem
ludu chrześcijańskiego, Twoja godność pasterska nie uchyla się od zajęć
ziemskich. Całe dobro ludów w Twoim ręku, Ty masz go bronić z gorliwością
i miłością ojcowską". Papieże czuli całą potęgę i doniosłość wpływu na
ludy i trony swej ojcowskiej władzy i umieli jej używać na rzecz uciśnionej
sprawiedliwości. Grzegorz II pisze do Leona cesarza: "Sądzisz, że mię
przerazisz, iż poślesz do Rzymu swych najemników aby skruszyli posąg św.
Piotra, albo aby porwali papieża Grzegorza okutego w kajdany, jak to zrobił
Konstanty z Marcinem? Wiedz jednak, że Papieże są rozjemcami i sędziami między
Wschodem i Zachodem".
Oto jakie miał znaczenie tytuł Ojca chrześcijaństwa
już wtenczas, kiedy Papieże pisali się jeszcze poddanymi cesarzów. Opieka ich
ojcowska rozciągała się podówczas zbawiennie nad Włochami tylko. Cóż dopiero,
kiedy Opatrzność koronę królestwa ziemskiego włożyła na skronie swych
Namiestników? Wtenczas to ojcostwo ich ramionami swymi objęło świat cały, i
cały świat nie już Italia sama, uczuł błogosławione skutki duchownego
zwierzchnictwa Papieży. Nie chcemy tutaj tykać podstaw tego ojcowskiego
zwierzchnictwa nie tylko nad wiernymi, ale i nad państwami i nad ich rządami;
nie będziemy też wyliczać faktów dowodzących tej troskliwości Papieży o dobro
całego ludu chrześcijańskiego wraz z jego tronami; nie będziemy przypominać
wzniosłych i płodnych myśli, które natchnęły i wywołały wojny krzyżowe, ani
ukazywać w dziejach świata całego, nie tylko Kościoła, takich postaci, jak
Innocenty III i Grzegorz VII, ale to jedno skonstatujemy, że bądź co bądź,
zaprzeczyć się to nie da, iż fakt supremacji Papieżów był nader korzystnym i
dla ludów i dla królów.
Ani podobna bowiem nie przyznać, że książęta i
monarchowie w wiekach żywej wiary, przedstawiając się ludom jako najwyżsi
pomazańcy Boży, odziani władzą nie z woli narodów, ale z łaski Boga,
zawdzięczali też szacunek i miłość swych ludów opiece Papieży, którzy wzajemnie
musieli na serca tych ludów działać potężnie urokiem swej świętości, kiedy się
prawie wszystkie tak chętnie a stóp ich tronu złożyły, aby ich uczcić hołdem,
którego się religijne ich znaczenie samo przez się nie domagało.
Ludy te czuły się doskonale ubezpieczonymi wobec swych
rządów i daleko lepiej niezawodnie, aniżeli dzisiaj najmądrzejszymi nawet konstytucjami,
czuły się zasłonionymi, przed wszelką tyranią i uciskiem; wiedziały bowiem, że
Papież gwałty i nadużycia rządów skarcić nie omieszka, i do względu na
sprawiedliwość zmusić je potrafi. A cośmy powiedzieli o poddanych, to potrzeba
wyznać także o całych królestwach, o narodach słabszych w stosunku do
mocniejszych, lub do niesprawiedliwych zwycięzców. Co zaś do oklepanego zarzutu
o mieszaniu się Papieży do rzeczy administracyjnych i nadużywaniu władzy
wyklinania, odpowiemy z hr. de Maistre: "Dla dwu, czy dla trzech szalonych
książąt, władza Papieży była z dobrem ludzkości wędzidłem. Zresztą wszystko w
politycznym świecie szło zwyczajnym trybem. Wszyscy królowie żyli w swych krainach
spokojni wobec potęgi Kościoła; a Papieżom i na myśl nie przyszło mieszać się
do ich gospodarstwa domowego, i jak długo ich chętka nie opadała
przywłaszczenia sobie dóbr kościelnych, rozwodzenia się, brania po dwie lub
trzy żony razem, tak długo nie potrzebowali się niczego obawiać ze strony
papieskiej władzy" (2).
Lecz zobaczmy jak stoją rzeczy w epoce ubywania
politycznego wpływu Papieży na społeczności. Czyż w tej epoce Papieże
zapomnieli, że są Ojcami chrześcijaństwa? Ojciec puszcza niekiedy wodze marnotrawnemu
synowi, ale ojcowskiego serca nie składa: Papieże nie dobijają się o odzyskanie
dawnej przewagi, ale nigdy nie powiedzieli, że się wyrzekają ojcostwa.
Kiedykolwiek i gdziekolwiek społeczności, skutkiem właśnie odrzucenia
zbawiennej supremacji Papieżów, wzruszone w swych posadach i nieustającymi
przewrotami gnębione, przerzucały się z jednej ostateczności w drugą, od
tyranii do swawoli, od absolutyzmu do demagogii, od ucisku samowładztwa do ruin
rewolucji, zawsze Papieże stawali po stronie uciśnionych, zawsze brali w obronę
niewinność. Nie trzeba szukać w głębokiej przeszłości tej prawdy przykładów.
Dość spojrzeć myślą na Papieża, który można powiedzieć jedyną jest chwałą i
pociechą zmęczonych i podeptanych świata. O tej ojcowskiej opiece Papiestwa
względem narodu mielibyśmy szczególniej wiele do powodzenia nie tylko ze
względu na postępowanie takiego Klemensa XIII (Rezzonico), nieustraszonego
obrońcy Jezuitów przeciwko spiskowi trzech Burbonów posługujących się
Pombalami, Tanucemi i Choiseuilami, i równie nieustraszonego obrońcy
niepodległości Polski, przeciw której zbrodniczemu rozbiorowi on sam jeden
należycie protestował; – nie tylko ze względu na postępowanie Piusa IX-go przy
każdej sposobności protestującego przeciw gwałtom, jakich pod rządem rosyjskim
bracia nasi są nieustającym przedmiotem; ale także, o czym liberały
przemilczają lub wmawiają kłamliwe i potwarcze swe zdania, ze względu na akta
Grzegorza XVI i jego poprzedników – ale rzeczy tej, warto poświęcić osobny
artykuł – tutaj zaś czas przystąpić do konkluzji tego przydłuższego wywodu.
Im byśmy więcej nagromadzili faktów, im byśmy głębiej
usiłowali wniknąć w ich znaczenie i im sumienniej zechcielibyśmy wnioskować, tym
by się pokazało oczywistszym, że Papiestwo tak w epoce rozwijania się, jak w
epoce swego kwitnącego na zewnątrz stanu, jak wreszcie w wiekach ubywania zewnętrznego
blasku, było prawdziwym ojcostwem nad chrześcijańskimi społecznościami –
stróżem prawdziwej wolności, obrońcą uciśnionych ludów lub wzgardzonych królów.
Konkluzję tę potwierdza jeszcze ów niezmiernej wagi fakt, że Papiestwo zwykle
bywa przez ludzi wywrotów społecznych pomawiane o sprzysiężenie z tronami, a przez
tyranów o spółkę z rewolucjami.
Tymczasem, co zrobił lub przynajmniej do czego zmierza
antypapizm liberalny? Ojciec ludzkości, obrońca wolności wedle ich przedstawień
jest największą zawadą na drodze oswobodzenia, pierwszym wrogiem wolności,
mistrzem tyranów. Doszli już tak daleko, że nawet w pośród tłumów urobiło się
najfałszywsze mniemanie, iż era wolności nie rozpocznie się, póki tylko Papieże
będą w Rzymie mieli jakąkolwiek powagę, dopóki Papiestwo będzie królowało a tiara
będzie błyszczała na głowie następców Piotrowych. Przypominamy sobie, jak w
roku 1862, gdy herszt politycznych rozbójników podniósł hasło: "Rzym albo
śmierć", nasze pisma polityczne umiały tak pięknie apoteozować tę sprawę,
iż wielu katolików, a prawie cała młodzież z bijącym sercem oczekiwała
telegramu o wzięciu Rzymu. I trzeba było, żeby aż te hordy piemonckie, którym
ów herszt za tylną straż służył, gdy mordowali bohaterów Castelfidardo i
ludność krajów papieskich, wierną Papieżowi, uczyli posłuszeństwa nowemu panu
sposobami praktykowanymi przez ich przyjaciół na północy – ażeby mówię, te same
hordy sprawiły kąpiel sprośnemu bóstwu liberałów pod Aspromonte, iżby przecie i
u nas spadły nadzieje oparte na oczekiwanym zdeptaniu Papiestwa!
A i dziś, czyż nie idą tendencyjnie do przedstawiania
Papiestwa jako rządu samowładczo-gnębiącego, wstecznego, przeciwnego
wolnościowym nabytkom ludów, dręczącego swych poddanych jeszcze zawsze tymi
zardzewiałymi torturami cenzury, centralizacji, rządów osobistych itp.? Zaprawdę
tylko jeszcze trochę więcej spopularyzowania wmawianej z taką gwałtownością
opinii, a już antypapizm liberalizmu uderzy w pieśń tryumfu.
Na koniec od wieków aż dotąd katolicy, a nawet i
niekatolicy, byle jakiego takiego politycznego zmysłu, uznawali, że papieże są najwyższymi
pasterzami katolickiego Kościoła, czyli rządcami, do których wyłącznie
należy zawiadowanie duchownych spraw całej chrześcijańsko-katolickiej
społeczności, stanowienie praw, ich egzekucja, mianowanie biskupów i całe, że
tak powiemy, gospodarstwo w Kościele.
Długa walka o inwestytury, osobne trybunały sądów
duchownych, dzisiejsze konkordaty, są najoczywistszym dowodem, jak dawnym i jak
głęboko zakorzenionym było to przekonanie o najwyższej pasterskiej władzy
Papieży. Pojedyncze fakty historii świadczące na pozór o udziale cesarzów lub
królów w tej pasterskiej władzy, udziale niekiedy tak wielkim, iż zwoływali
nawet synody, niczego tu bynajmniej nie dowodzą i posługiwać się nimi może
tylko zła wiara. Pamiętać bowiem należy, że kiedy się to działo, natenczas
jeszcze cesarze i królowie tytułów: Christianissimi, Catholicissimi,
Apostolici, nie uważali za czcze przydatki dla okrągłości lub pełności
periodu tytularnego, ale rzeczywiście czuli się do obowiązku stróżów i obrońców
Kościoła. Cesarze nie mogli odprawić uroczystej koronacji przed złożeniem
przysięgi, iż będą bronić spraw Kościoła i Papieży. Takim zaprzysiężonym swoim
obrońcom Papieże z łatwością powierzali cząstkę swych atrybucyj, mogli nawet
patrzeć przez palce na niektóre nadużycia, pochodzące z gorliwości o chwałę
Bożą i nie dość jasno zrozumiane dobro Kościoła. Dziś już inna postać rzeczy:
cesarze przestali być panującymi katolickimi, a co najwięcej mogą być
tylko zwani katolikami panującymi; dziś rządy ignorują rzecz o wierze, o
Kościele i Bogu, wyznają się ateuszami, a przynajmniej postępują w duchu zupełnego
ateizmu, więc tym samym usuwają się fundamenta, na których się wspierały dawne
ustępstwa, albo raczej przywileje nadawane czasowo władcom świeckim przez władców
kościelnych. Co można było powierzyć monarsze i rządowi katolickiemu, tego
niepodobna zostawiać w ręku rządów masońskich z monarchą zniewolonym oglądać
się na izby o niezmiernej większości antyreligijnej.
Powód koncesji sam przez się upada; wszelkie z nadania
papieskiego wzięte przywileje tracą swe znaczenie, albo raczej wracają skąd
wyszły, to jest do Papieży; i dziś bardziej niż kiedykolwiek Papieże są w Kościele
najwyższymi Pasterzami, czyli rządcami z nikim atrybucji swoich nie dzielącymi.
Lecz cóż robi antypapizm cezaryzmu? Nie tylko obstaje
przy zachowaniu rządom ateistycznym tego, co dano rządom wierzącym, ale nawet
pochłonąć pragnie na rzecz cezaryzmu wszystką władzę posiadaną przez Papieży i
pod rząd władców świeckich usiłuje poddać społeczność Kościoła. Kościoły
narodowe mają mieć za pasterza i rządcę zwierzchnika narodowego, którym być
może luter, anglikanin, mason nawet, i ci dopiero utworzą "federację
Kościołów". Nowi ci pasterze nie tylko już konfiskują na rzecz swej władzy
prawo prezentacji, prawo sądzenia duchownych w rzeczach cywilnych, prawo pobierania
dochodów z wakujących Stolic biskupich lub beneficjów, ale nadto będą mianować
biskupów i proboszczów, jednym i drugim stawiać przepisy jakie święta
obchodzić, jakie nauki głosić, jak kierować wiernymi. Nie tylko już za cywilne
występki powoływać będą mogli przed kratki sądowe duchowne osoby, ale dziś lub
jutro, z przyczyn im samym wiadomych, zawyrokują pożyteczność lub
niepożyteczność pewnych zakonów, instytucji lub stowarzyszeń kościelnych,
ogłoszą wyrok rozwiązania, zagarną ich ruchomości i nieruchomości. Nie tylko
będą brać dochody wakujące, ale będą przepisywać jakie ma mieć dochody biskup
lub pleban, jaką ma być liczba kleryków po seminariach, jakie ich urządzenia,
jednym słowem działać będą za Papieża i biskupów, proboszczów, rektorów,
spowiedników i powiedzą: "Kościół, to my".
Myliłby się bardzo, kto by sądził, że takie
ujarzmienie, czyli schłonięcie władzy duchownej przez świecką, mniej byłoby
groźnym pod dzisiejszymi rządami konstytucyjnymi, pod panowaniem wolności, niż
było u dawnych lub jest u dzisiejszych tyranów. Gdyby to była wolność
rzeczywista, pierwszym jej aktem powinno by być zdjęcie najnieznośniejszych
kajdan, jakimi ciąży sumieniom wszelki nie tylko nacisk, ale nawet wpływ władzy
świeckiej w interesach religijnych. To samo więc, że rządy konstytucyjne chcą
tyranizować po staremu, tylko tyranii obiecują nową formę, najlepiej wskazuje
czego się po nich spodziewać, albo raczej, czego się od nich obawiać należy.
Wolność, w imię której dzisiejsi panowie chcą zastąpić dawnych rządzących w
imię władzy danej z łaski Boga, daleko więcej jest groźną i ściga niezawisłość
katolicką, niżeli sam jawny absolutyzm tyranii. Ci sami, którzy w imię wolności
zniszczyć usiłowali konkordat – ci sami w imię starych praw absolutyzmu, stają
między sumieniem ludów a Kościołem, i dla wyzwolenia sumień z pod wpływu
Kościoła gwałt im wyrządzają, powołując się na ustawy, które wprowadzić w
zastosowanie znaczyłoby to samo, co do starej tyranii dodać nową od starej tym
gorszą, im więcej na kłamstwie i hipokryzji opartą. We Francji np. stary burbonizm
sformułowany w bastylii i jej podobnych upadłych instytucjach jest
przedmiotem najgłębszej nienawiści i wzgardy, a ten sam burbonizm sformułowany
w artykułach gallikańskich jest przedmiotem powszechnych predylekcji liberalnych.
Ci, którzy w Austrii zżymali się na konkordat, jako na pakt w duchu monarchicznych
rządów zawarty; ci sami bezwstydnie powołują się na józefińskie ustawy, i
gwałtem chcą utrzymać lub nawet wznowić ich zastosowanie. Najzagorzalsi
dzisiejszych wolności wyznawcy, wielbiciele i obrońcy, nie tylko, że wszystkimi,
choćby najniegodziwszymi gotowi są posłużyć się środkami, aby katolików nie
dopuścić do udziału w tych wolnościach, np. w wolnościach stowarzyszeń
lub wychowania, ale nadto, każdą gotowi pochwycić sposobność, aby i to co
z dawnego zostało, zniszczyć, lub pod kontrolę urzędową podciągnąć.
Pod pewnym zatem względem absorbcja władzy duchownej
daleko jest dzisiaj sroższą, bo bardziej otoczona pozorami. I nic dziwnego, że
słabe pod względem nauki umysły, a słabsze jeszcze pod względem zasad i
przekonań charaktery, pozorami tymi zwieść się dają, kiedy taki nawet Döllinger
i Gratry, gotowi na szczerość liberalizmu onego przysięgać i usprawiedliwiać
takie nawet zdania i sądy, jak ten, że "polityka i rządy Papieża zgubne są
Kościołowi".
Zesumowawszy cośmy powiedzieli i jednym rzutem oka
objąwszy linię bojową, na której stanął antypapizm, widzimy, że zamach tej
doktryny z obozu racjonalnego, usiłuje obalić katedrę najwyższego nauczycielstwa
Papieży; że antypapizm liberalny uderza na odwieczną ich prerogatywę ojcostwa
i opieki nad całą ludzkością; i że antypapizm cezaryzmu chce im wytrącić
z ręku laskę pasterską, czyli rząd. Papiestwo więc zaatakowane w swych
najistotniejszych częściach. Posunąć się dalej, nie widzimy, jakby można.
Cały tymczasem ruch w obozie ultramontańskim, jego
usposobienie, postępowanie, rodzaj obrony, nadzieje i pragnienia dadzą się
wyrazić w tym jednym słowie: "udogmatyzowanie nieomylności". Nieomylność
ta ma uwieńczyć skroń papieską w koronę, upiękniającą i uzupełniającą
prerogatywy Namiestników Jezusa Chrystusa. Nieomylność ta ma być rozwinięciem
starej odwiecznej wiary Kościoła w przedmiocie władzy i dostojności Papieży;
udoskonaleniem pojęcia katolickiego i ostatnim, doskonałym wyrazem papieskiego
majestatu. Wierni uznając katedrę Papieży za najwyższy trybunał wiary, czcząc
ich jako ojców chrześcijaństwa i przewodników na drodze moralności, słuchając
ich jako najstarszych pasterzy i uciekając się do nich we wszystkich ważniejszych
sprawach, wspierali się mimowiednie na nieomylności Papieży; ta wiara przez
udogmatyzowanie nieomylności doszłaby tylko do świadomości samej siebie,
stałaby się wyraźną, pewną, niewzruszoną i niezachwianą. Jakichże w tym celu
używają środków?
Oto cały Kościół gorąco się modli o przyspieszenie
chwili ogłoszenia dogmatu. Prace i zachody ogromnej większości Ojców, nie w
pomocy od zewnątrz, nie w sile materialnej, nie w gwałtownych deklamacjach
środki swe i podpory widzą! Jest pewna liga w ostatnich czasach sformowana i
posłudze sprawy nieomylności oddana – ale ta liga zbrojna jest tylko modlitwą,
i dlatego zwie się "Apostolstwem modlitwy" a liczy dziś w Kościele przeszło
12 milionów członków. Liga ta zwróciła już na siebie baczne oko liberałów –
podejrzewano ją o działanie tajemnicze, bo sekciarze liberalizmu wiecznie
spiskujący nie mogą uwierzyć, aby stowarzyszenie tak liczne zrekrutowało się,
tylko w celach religii. Z drugiej strony nie już podejrzenia, ale skarga
występuje głośna przeciw niezawisłości w użyciu sum jakichś bajońskich, którymi
stowarzyszenie rozrządza. Mniejsza im o modlitwę, która im zawsze może posłużyć
za temat dla wypłowiałego i gburowatego dowcipu, jakim po swojemu tak przeciw
nieomylności, jak przeciw Papiestwu i Soborowi wojują, ale wcale nie mniejsza o
wielkie sumy, z których, jak p. Kraszewski twierdzi, ultramontanie kraj
zubożały ogołacają, zamiast co by mieli prenumerując "Tydzień"
opłacać grzecznie indulgencje przezeń udzielane, lub wykupywać się z
niebezpieczeństwa klątew przezeń szafowanych.
Zapewnie, że tak stowarzyszeni, jak i niestowarzyszeni
mają sobie za pociechę i zaszczyt, kiedy mogą datek swój złożyć u stóp Ojca
świętego wiedząc, jak Go dzisiejsza "liberalna sprawiedliwość"
obdarła i wiedząc także, jak ogromne Papież podejmuje wydatki dla sprawy cały
świat katolicki obchodzącej; – zapewnie, że wyrażane przy tych datkach gorące
życzenia i błagania o przyspieszenie ogłoszenia dogmatu, acz nie mogą stanowić
siły wzmacniającej zdania większości Ojców Soboru, będą zapewnie wzięte w
rachubę, jako wyraz wiary prawdziwego kwiatu duchowieństwa i katolików
świeckich, aleć tego wszystkiego nikt na serio nazwać by nie mógł środkiem lub
bronią zwolenników nieomylności, nieprzyjaciół antypapistycznych knowań.
Modlitwa jednak 12 milionów, jedną myślą wywołana, jednym uczuciem wzniesiona
ku niebu, to rzeczywiście siła, której, czy się antypapizm boi? – nie myślimy;
która, czy jednak, nie da mu się potężnie we znaki? zobaczymy?
Niechże więc antypapiści racjonalizmu nabijają swe
działa nauką i rozumowaniami najznakomitszych swych koryfeuszów – niechaj
antypapiści liberalizmu zapełniają swe dzienniki korespondencjami à la
Kulczycki – i wyrozumowanymi artykułami pełnymi hebraizmów wiedeńskich,
kaźmirskich i lwowskich – niech tenże sam antypapizm liberalny posługuje się w
Izbach wymową swych mówców, hałasem i ruchliwością swych lewic – niech
liberalizm cezaryzmu szykuje pomoc od zewnątrz, bądź to drogą rad i gróźb
dyplomatycznych, bądź drogą chociażby swych armij; co się tyczy ultramontanizmu,
on wszystkim tym siłom przeciwstawi swoje modlitwy, nowenny, komunie, posty,
jałmużny – i mimo swej całej maluczkości, nie ulęknie się obozu nowych Filistynów
z ich wszystkimi olbrzymami, co dzień przeciw ludowi Bożemu złorzeczącymi i
odgrażającymi się.
Papiestwo i nieomylność należące do sfery
nadnaturalnej, tylko nadnaturalną bronią wspierać lub atakować można. Wszystkie
pociski antypapistów z ziemi, owszem z tego, co jest najpodlejszym na ziemi
powstają. Nie tylko, że nie masz w nich nic nadnaturalnego, a zatem nic, co by
mogło dosięgnąć Papiestwo w nadziemskiej sferze postawione; ale nie ma nic
naturalnie mądrego, silnego lub pięknego. Pociskami tymi, owszem zabijają się
sami antypapiści, jak np. Gratry, albo hr. Daru, że już nie wspomnimy innych,
którzy deklamacjami i broszurami swymi, niezmiernie swą znakomitość
skompromitowawszy, kto wie czy sobie ze smutkiem nie powtarzają: Utinam
tacuissem, philosophus fuissem!
Sobór już rozpoczął rozprawy nad nieomylnością –
przeczucie i wiara w Opatrzność Bożą nad Kościołem, przepowiada nam rezultat
tych rozpraw. Quod dixerunt inopportunum fecerunt necessarium. Takim
jest przekonanie powszechne katolików ultramontanów; przekonanie, które nie
przesądza wyroku Soboru, bo jest wyrazem usposobienia większości Ojców.
Z bijącym sercem, w oczekiwaniu chwili, którą Pan
Jezus obrał na dopełnienie swego dzieła, przyłączmy się do tej falangi modlących
się, aby te słowa Piusa IX: "armią papieża, z którą on się nikogo nie
obawia, są dusze modlące się", i do nas się odnosiły, i abyśmy w dzień
zwycięstwa powiedzieć mogli z Papieżem: "Clamavi ad te, et exaudisti me".
–––––––––––
Artykuł z czasopisma "Tygodnik
Soborowy" (a), Nr. 19 i 20. Dnia 29
maja 1870, ss. 1-15. (b)
(Pisownię i słownictwo nieznacznie
uwspółcześniono.)
Przypisy:
(1) "In hac quaestione varie
erratum est, eo quod semper haec dignitas haereticis hominibus infensa
fuit et odiosa; praecipue vero hisce temporibus incredibili ira et odio in
Summum Pontificem sunt commoti". – Disp. 10 sect. De Summo Pontifice.
Cóżby był napisał o czasach, które Gratrych wydały?
(2) De Maistre, O Papieżu,
księga 2.
(a) "Tygodnik Soborowy"
redagował ks. Zygmunt Golian, przy współpracy m.in. ks. Mariana Morawskiego SI.
(b) Por. 1) "Tygodnik
Soborowy", a) Biskupi wobec Soboru i
Papieża. b) Zamiary masonerii co do Soboru.
Matriarchinie Soboru. c) Nieomylność papieska i
niemiecka teologia.
2) Ks.
Franciszek Hettinger, Nieomylność
Papieża.
4) Ks. Antoni
Krechowiecki, a) Nieomylność papieska w
stosunku do historii i państwa.
b) Errata historii co do Papiestwa w
kolei wszystkich wieków. Studium krytyczne.
c) Nauki niedzielne. Skład
Apostolski według Ewangelii i Ojców Kościoła.
5) Ks. dr
Maciej Sieniatycki, a) Apologetyka
czyli dogmatyka fundamentalna. b) Zarys dogmatyki katolickiej.
c) System modernistów. d) Modernistyczny
Neokościół. e) Problem istnienia Boga. f) Dogmatyka katolicka. Podręcznik
szkolny. g) Główne zasady etyki Kanta a etyka
chrześcijańska. h) Modernizm w książce polskiej.
6) Ks. Piotr
Semenenko CR, a) O Wierze. b) O
nieomylności Kościoła. c) O gorszeniu się z prawdy Bożej. d) Poza
Kościołem nie ma zbawienia. e) Skład Kościoła. f) O Chrystusie w Kościele. g) Męka i śmierć Jezusa Chrystusa Pana
naszego. Chrystus
zelżony w Kościele. h) Papież zawsze ten sam jest formalnie, co i
materialnie (Papa semper idem sit
formaliter qui et materialiter).
7) Ks. Jacek
Tylka SI, a) Dogmatyka katolicka.
b) Traktat o Kościele Chrystusowym. c) O obojętności, czyli indyferentyzmie
w rzeczach religii. d) O
własnościach religii. e) O cnotach
heroicznych.
8) P. Ferdinandus Cavallera SI, Thesaurus doctrinae catholicae ex
documentis Magisterii ecclesiastici.
9) Ks. Walenty Gadowski, Nauka Kościoła. Wybór orzeczeń dogmatycznych Kościoła
katolickiego i jego praw kanonicznych.
10) Akta i dekrety świętego powszechnego Soboru
Watykańskiego (1870), Pierwszy
projekt Konstytucji dogmatycznej o Kościele Chrystusowym przedłożony Ojcom do
rozpatrzenia (Acta et decreta sacrosancti oecumenici Concilii Vaticani
(1870), Primum Schema
Constitutionis dogmaticae de Ecclesia Christi Patrum examini propositum).
11) Bp Michał Nowodworski, a) Papież Liberiusz. b) Honoriusz papież. c) Wiara i rozum. d) Liberalim.
12) Józef
kard. Hergenröther, Rzekome
błędy i sprzeczności Papieży.
13) Ks. Piotr
Skarga SI, a) O świętej monarchii
Kościoła Bożego i o pasterzach i owcach. Kazanie na wtórą Niedzielę po
Wielkiejnocy. (De
Sancta Ecclesiae Dei Monarchia et de Pastoribus et Ovibus. Concio pro Dominica
secunda post Pascha). b) O
kąkolu heretyckim i diabelskiej wolności religijnej (De haeretica zizania et
diabolica libertate religiosa). c) O jedności Kościoła Bożego pod jednym pasterzem
i o greckim i ruskim od tej jedności odstąpieniu, oraz Synod Brzeski i Obrona
Synodu Brzeskiego.
14) Bp
Władysław Krynicki, a) Dzieje
Kościoła powszechnego. b) Sobór
Watykański. c) Zasady modernizmu.
15)
Ks. Zygmunt Golian, Moderantyzm
a ultramontanizm.
16)
Ks. Umberto Benigni, Ultramontanizm.
17) Ks. Antoni
Tauer, Gallikanizm. (Gallikańskie swobody).
18) Ks. Augustyn Arndt SI, Ignacy Doellinger. (Ignaz von
Döllinger. Eine Charakteristik von Dr. Emil Michael S. J.).
19)
"Przegląd Lwowski", a) Kongres
omylników w Monachium. b) Rozmowy kanclerza Bismarcka. c) Döllingeryzm
w Krakowie. d) Wobec wypadków krakowskich.
(Przyp. red. Ultra montes).
(PDF)