(Około r. 123)
Faustyn i Jowita, bracia zacnego rodu
w Brescia, mieście włoskim, węzły krwi opromienili gorącą wiarą i serdeczną
miłością do Pana naszego Jezusa Chrystusa. Jako pochodnie jaśnieli pomiędzy
poganami, bo drogę prawdy zbawiennej wszystkim wskazywali, nie bacząc na swe
własne stąd niebezpieczeństwo. Dla ich chęci i wielkoduszności w rozszerzaniu
wiary biskup Apoloniusz wyświęcił starszego Faustyna na kapłana, młodszego
zaś Jowitę na dyakona, poruczając im troskę o dusze swej owczarni, kiedy dla
ciężkiego prześladowania musiał uchodzić. Nowe godności duchowe rozbudziły
tem silniej gorliwość braci; nie tylko w Brescia, ale i w okolicy wielu w
wierze utwierdzili, innych dla wiary pozyskali. Stąd też za poduszczeniem
złego ducha dostojnik rzymski Italikus skargę wytoczył na braci przed sądem
samego cesarza Hadryana, a wynikiem skargi było rozporządzenie, polecające
Italikowi wystąpić tak przeciw Faustynowi i Jowicie, jak przeciw religii
chrześcijańskiej.
Zażądał więc Italikus od braci spełnienia woli cesarskiej przez złożenie
ofiar bożkom. Odpowiedzieli, że wiary na rozkaz cesarza ani się wypierać, ani
jej potępiać nie mogą i nie chcą. Ponieważ cesarz sam zapowiedział swoje
przybycie do Brescii, dlatego zaczekano z ostatecznem wyrokiem na Faustyna i
Jowitę. Hadryan, bacząc na ich wysoki ród, obawiał się wpływu, jaki bracia na
innych mieszkańców miasta mogliby wywierać. Chciał ich zatem pozyskać
obietnicami i namowami. Nie ustąpili, a wprost nawet oświadczyli, że dla
darów cesarskich Boga prawdziwego nie chcą rozgniewać, a tem mniej się
zapierać. Pod groźbą kar zamierzał cesarz ich stałość złamać, kiedy im w
świątyni pogańskiej kazał uczcić słońce przedstawione jako wielki krąg z
złocistymi promieniami. Bóg przecież stałość braci potwierdził niezwykłym
cudem, bo ledwie się pomodlili, a złociste słońce zczerniało, a nawet przy
dotknięciu rozpadło się w pył.
Żadnego wrażenia cud nie zrobił ne cesarzu; wydał bowiem wyrok, aby na
igrzyskach rzucić ciała braci dzikim zwierzętom na pożarcie. W ostatniej
chwili zawezwał ich cesarz, aby ofiarowali bogom - bracia odpowiedzieli
przecząco. Wypuszczono cztery lwy z zagród - a lwy, zamiast się rzucić na
wyznawców Chrystusowych, przyczołgały się do ich stóp i tam spokojnie się
ułożyły. Wypuszczono lamparty i niedźwiedzie, ale i te dzikości żadnej wobec
świętych braci nie pokazały; natomiast na śmierć pogryzły służbę pogan, która
je szczuła na Faustyna i Jowitę. Zagryzły nawet samego Italika oraz kapłana
bożka Saturna, którzy zstąpili na miejsce igrzysk, aby braci jeszcze raz
napomnieć do oddania czci pogańskim bogom. Zdumieli poganie; wielu z nich
uwierzyło w Chrystusa; pomiędzy nimi Afra, żona Italika oraz wysoki urzędnik
cesarski Kalocerus. Cesarz sam zadziwił się; rzekł więc: Jeśli Bóg wasz
prawdziwy, wynijdźcie swobodnie z gromady otaczających was zwierząt. Więcej
Bóg jeszcze uczyni, zawołali bracia, bo dzikie te zwierzęta wyjdą stąd i
opuszczą miasto, nie wyrządzając nikomu najmniejszej szkody. Stało się, jak
powiedzieli, ale cesarz pozostał w swej zaciętości; kazał więc wrzucić braci
na powrót do więzienia, a na drugi dzień w rozpalone ognisko, które przecież
nie naruszyło ciał Faustyna i Jowity. Kazał ich głodem morzyć, zupełnie od
świata odłączyć. Nic nie wzruszyło wytrwałości braci - przeciwnie ich
przykład pobudził wielu Rzymian, a także i Kalocerusa, że kazali się
co prędzej ochrzcić przez odszukanego w okolicy biskupa Apoloniusza, gotowi na
wszystko dla wiary Chrystusowej. Cesarz na niewiernych, jak mówił, Rzymian
wydał wyrok śmierci, Kalocerusa osadził w więzieniu.
Nowe przesłuchy i nowe męki rozpoczęły się dla braci i dla Kalocerusa w
Medyolanie, dotąd ich za sobą cesarz przywieść kazał. Bez żadnej dla
męczenników szkody lali siepacze ołów wrzący na ich usta; bez żadnej szkody
żelazem rozpalonym ciała ich przypiekano. Skarżącemu się na bóle Kalocerusowi
aniół z niebios przyniósł ochłodę. Bez szkody w płomieniach ognia
przygotowanego przebywali i bez szkody wyszli właśnie wtenczas, kiedy wszyscy
uważali ich już za spalonych. Takie dziwy poruszyły lud pogański; wielu
chwaliło moc Boga chrześcijańskiego; wielu się nawróciło.
Zaciekłość pogan i tym razem nie ochłonęła. Cesarz rozkazał w Medyolanie
ściąć Kalocerusa, a świętych braci sprowadzić do Rzymu, dokąd właśnie
zamyślał wyruszyć. Tutaj doznali Faustyn i Jowita otuchy i pociechy ze strony
chrześcijan, mianowicie też od papieża Ewarysta; natomiast ze strony pogan
nadal znosić musieli męki i katusze. Zawiedziono ich dalej jeszcze do
Neapolu, ale i tutaj nic nie działały męki ani nie złamały ich wytrwałości;
przeciwnie nauczaniem, wymową, przykładem niejednego jeszcze dla Jezusa
zyskali ucznia. Na koniec odesłani do Brescii, rodzinnego swego miasta, śmierć
męczeńską ponieśli przez ścięcie na rozkaz Aureliana starosty.
Zażądał więc Italikus od braci spełnienia woli cesarskiej przez złożenie ofiar bożkom. Odpowiedzieli, że wiary na rozkaz cesarza ani się wypierać, ani jej potępiać nie mogą i nie chcą. Ponieważ cesarz sam zapowiedział swoje przybycie do Brescii, dlatego zaczekano z ostatecznem wyrokiem na Faustyna i Jowitę. Hadryan, bacząc na ich wysoki ród, obawiał się wpływu, jaki bracia na innych mieszkańców miasta mogliby wywierać. Chciał ich zatem pozyskać obietnicami i namowami. Nie ustąpili, a wprost nawet oświadczyli, że dla darów cesarskich Boga prawdziwego nie chcą rozgniewać, a tem mniej się zapierać. Pod groźbą kar zamierzał cesarz ich stałość złamać, kiedy im w świątyni pogańskiej kazał uczcić słońce przedstawione jako wielki krąg z złocistymi promieniami. Bóg przecież stałość braci potwierdził niezwykłym cudem, bo ledwie się pomodlili, a złociste słońce zczerniało, a nawet przy dotknięciu rozpadło się w pył.
Żadnego wrażenia cud nie zrobił ne cesarzu; wydał bowiem wyrok, aby na igrzyskach rzucić ciała braci dzikim zwierzętom na pożarcie. W ostatniej chwili zawezwał ich cesarz, aby ofiarowali bogom - bracia odpowiedzieli przecząco. Wypuszczono cztery lwy z zagród - a lwy, zamiast się rzucić na wyznawców Chrystusowych, przyczołgały się do ich stóp i tam spokojnie się ułożyły. Wypuszczono lamparty i niedźwiedzie, ale i te dzikości żadnej wobec świętych braci nie pokazały; natomiast na śmierć pogryzły służbę pogan, która je szczuła na Faustyna i Jowitę. Zagryzły nawet samego Italika oraz kapłana bożka Saturna, którzy zstąpili na miejsce igrzysk, aby braci jeszcze raz napomnieć do oddania czci pogańskim bogom. Zdumieli poganie; wielu z nich uwierzyło w Chrystusa; pomiędzy nimi Afra, żona Italika oraz wysoki urzędnik cesarski Kalocerus. Cesarz sam zadziwił się; rzekł więc: Jeśli Bóg wasz prawdziwy, wynijdźcie swobodnie z gromady otaczających was zwierząt. Więcej Bóg jeszcze uczyni, zawołali bracia, bo dzikie te zwierzęta wyjdą stąd i opuszczą miasto, nie wyrządzając nikomu najmniejszej szkody. Stało się, jak powiedzieli, ale cesarz pozostał w swej zaciętości; kazał więc wrzucić braci na powrót do więzienia, a na drugi dzień w rozpalone ognisko, które przecież nie naruszyło ciał Faustyna i Jowity. Kazał ich głodem morzyć, zupełnie od świata odłączyć. Nic nie wzruszyło wytrwałości braci - przeciwnie ich przykład pobudził wielu Rzymian, a także i Kalocerusa, że kazali się co prędzej ochrzcić przez odszukanego w okolicy biskupa Apoloniusza, gotowi na wszystko dla wiary Chrystusowej. Cesarz na niewiernych, jak mówił, Rzymian wydał wyrok śmierci, Kalocerusa osadził w więzieniu.
Nowe przesłuchy i nowe męki rozpoczęły się dla braci i dla Kalocerusa w Medyolanie, dotąd ich za sobą cesarz przywieść kazał. Bez żadnej dla męczenników szkody lali siepacze ołów wrzący na ich usta; bez żadnej szkody żelazem rozpalonym ciała ich przypiekano. Skarżącemu się na bóle Kalocerusowi aniół z niebios przyniósł ochłodę. Bez szkody w płomieniach ognia przygotowanego przebywali i bez szkody wyszli właśnie wtenczas, kiedy wszyscy uważali ich już za spalonych. Takie dziwy poruszyły lud pogański; wielu chwaliło moc Boga chrześcijańskiego; wielu się nawróciło.
Zaciekłość pogan i tym razem nie ochłonęła. Cesarz rozkazał w Medyolanie ściąć Kalocerusa, a świętych braci sprowadzić do Rzymu, dokąd właśnie zamyślał wyruszyć. Tutaj doznali Faustyn i Jowita otuchy i pociechy ze strony chrześcijan, mianowicie też od papieża Ewarysta; natomiast ze strony pogan nadal znosić musieli męki i katusze. Zawiedziono ich dalej jeszcze do Neapolu, ale i tutaj nic nie działały męki ani nie złamały ich wytrwałości; przeciwnie nauczaniem, wymową, przykładem niejednego jeszcze dla Jezusa zyskali ucznia. Na koniec odesłani do Brescii, rodzinnego swego miasta, śmierć męczeńską ponieśli przez ścięcie na rozkaz Aureliana starosty.
Nauka
Przypatrz się, mówi św. Efrem, sławnemu zwycięstwu męczenników;
patrz okiem wiary swej na wiarę żołnierzy niebieskich i na miłość ich ku Panu
Bogu nieugaszoną. Żadna moc najgroźniejszych mąk nie zdołała osłabić ich
serca, ani śmierć sama ugasić odważnej miłości. Bici znosili z weselem rany
jako rozkosz, bo cieszyli się, że byli godni cierpieć dla imienia Jezusa.
Jak was wysławiać żołnierze Chrystusowi? Jak was nazywać błogosławieni
mężowie? Zdumiewała się mowa krasomówców, ustawała mądrość filozofów, patrząc
na cudowne cierpienia wasze. Sędziom i siepaczom słów zabrakło, gdy widzieli
waszą wytrwałość i radość w cierpieniach... nie ujrzeli twarzy zasmuconej u
ofiar swoich, nie usłyszeli jęku... katusze były dla wyznawców Chrystusa
odpoczynkiem, a siepacze nie męki im zadawali, ale czynili najlepsze przez
męki zadawane posługi dla niebios i Boga.
Czem się wymówimy na dniu sądnym, kiedy nie narażeni na prześladowanie
ani na okrucieństwa, ani na męki, zaniedbujemy obowiązku miłości Bożej, nie
troszczymy się o zbawienie, pogrążeni w ospałości duchowej i w ponętach
zmysłowego świata? Męczennicy za miłość Chrystusa znosić musieli udręczenia,
katowania, a jednak miłowali Boga z całego serca; nic ich od tej miłości nie
oderwało, ani groźby, ani bojaźń kary, ani śmierć krwawa. My zaś żyjemy w
spokoju, w dostatkach, przyjemnościach - a jednak nie chcemy miłować
łaskawego tak bardzo dla nas Pana.
Cóż więc odpowiemy, cóż uczynimy w dniu ostatecznym sądu Bożego?
Męczennicy staną w bliskości majestatu Bożego i z ufnością wielką nagrody
wiecznej ukażą blizny ran swoich, poniesionych w mękach dla Jezusa; jasnemi
promieniami świecić będą jako dowody zasług dla niebios. A my na cóż
wskażemy? Jakie cnoty przedłożymy? Daj Boże, abyśmy tam ukazać mogli miłość
ku Bogu, wiarę niezwyciężoną, wzgardę marności światowych, spokojne i ciche
serce, jałmużny i litosne miłosierdzie dla ubogich, łagodność wobec
bliźniego, czyste modlitwy, zbawienną skruchę, żal za grzechy. Błogosławiony
i szczęśliwy, za kim pójdą tam takie uczynki, bo kto je mieć będzie, zostanie
w światłości męczenników, jakie w chwale wiekuistej Jezus zgotował dla tych,
co dla Niego żyją i umierają.
Jak was wysławiać żołnierze Chrystusowi? Jak was nazywać błogosławieni mężowie? Zdumiewała się mowa krasomówców, ustawała mądrość filozofów, patrząc na cudowne cierpienia wasze. Sędziom i siepaczom słów zabrakło, gdy widzieli waszą wytrwałość i radość w cierpieniach... nie ujrzeli twarzy zasmuconej u ofiar swoich, nie usłyszeli jęku... katusze były dla wyznawców Chrystusa odpoczynkiem, a siepacze nie męki im zadawali, ale czynili najlepsze przez męki zadawane posługi dla niebios i Boga.
Czem się wymówimy na dniu sądnym, kiedy nie narażeni na prześladowanie ani na okrucieństwa, ani na męki, zaniedbujemy obowiązku miłości Bożej, nie troszczymy się o zbawienie, pogrążeni w ospałości duchowej i w ponętach zmysłowego świata? Męczennicy za miłość Chrystusa znosić musieli udręczenia, katowania, a jednak miłowali Boga z całego serca; nic ich od tej miłości nie oderwało, ani groźby, ani bojaźń kary, ani śmierć krwawa. My zaś żyjemy w spokoju, w dostatkach, przyjemnościach - a jednak nie chcemy miłować łaskawego tak bardzo dla nas Pana.
Cóż więc odpowiemy, cóż uczynimy w dniu ostatecznym sądu Bożego? Męczennicy staną w bliskości majestatu Bożego i z ufnością wielką nagrody wiecznej ukażą blizny ran swoich, poniesionych w mękach dla Jezusa; jasnemi promieniami świecić będą jako dowody zasług dla niebios. A my na cóż wskażemy? Jakie cnoty przedłożymy? Daj Boże, abyśmy tam ukazać mogli miłość ku Bogu, wiarę niezwyciężoną, wzgardę marności światowych, spokojne i ciche serce, jałmużny i litosne miłosierdzie dla ubogich, łagodność wobec bliźniego, czyste modlitwy, zbawienną skruchę, żal za grzechy. Błogosławiony i szczęśliwy, za kim pójdą tam takie uczynki, bo kto je mieć będzie, zostanie w światłości męczenników, jakie w chwale wiekuistej Jezus zgotował dla tych, co dla Niego żyją i umierają.