Modernistyczny Neokościół
KS. DR MACIEJ SIENIATYCKI
PROFESOR UNIWERSYTETU JAGIELLOŃSKIEGO W KRAKOWIE
Reforma, jaką chcą wprowadzić [moderniści]
w Kościele, nie jest reformą, ale zburzeniem starego Kościoła, a stawianiem
nowego na całkiem innych zasadach. Wszelkie oświadczanie ze strony modernistów,
iż chcą Kościołowi katolickiemu iść z pomocą przeciw atakom nowoczesnej kultury,
jest albo udanem, albo jeśli jest szczerem, to nie widzą zgubnych konsekwencyj,
do jakich ich system doprowadziłby Kościół katolicki. Kościół, któryby powstał
na zasadach modernistycznych, jeśli w ogóle te zasady mogą stworzyć konkretną
społeczność religijną, co jest rzeczą bardzo wątpliwą, nie byłby już Kościołem
Chrystusowym, ale tworem 20. wieku, opartym na zasadach częściowo
protestanckich, a głównie na dzisiejszych u wielu światopoglądach agnostycyzmu,
pozytywizmu, z przymieszką mistycznych marzeń. Kościół ten nowy mógłby mieć i
papieża, i biskupów, ale ci byliby marionetkami tylko, mógłby mówić o dogmatach,
objawieniach, o nadprzyrodzonej religii, ale byłyby to nazwy, z których dawna
treść uleciała, raczej wyrazy bez treści – więc jakże można by zgodnie z prawdą
twierdzić, że dawny Kościół nie został zmieniony, a tylko udoskonalony? Nie,
nigdy, dawny Kościół zostałby zburzony, a na jego gruzach powstałoby
zgromadzenie religijne
20. wieku, rozpoczynające erę swego istnienia od pojawienia się modernistów.
W kościele modernistów Święci "rządzą
i stanowią, co prawda, a co fałsz. Normą ich życia to natchnienia Ducha
Świętego" [(słowa modernisty M. Zdziechowskiego)].
Pomijając, że Chrystus ustanowił papieża
głową całego Kościoła i najwyższym, nieomylnym jego nauczycielem w rzeczach
wiary, którego tedy rządom i Święci winni się poddać, i jego orzeczenia
dogmatyczne za prawdę uznawać, pomijając to, mówię, zasada owa modernistów
sprowadziłaby anarchię zupełną w Kościele, rozbiłaby na proszek Kościół,
uczyniłaby go Kościołem niewidzialnym.
Święci mają rządzić i nauczać, bo Świętymi
rządzi Duch Święty! Ależ to samo jota w jotę wymyślili protestanci, kiedy, nie
chcąc mieć Kościoła pośrednikiem między sobą a Bogiem, twierdzili i twierdzą,
że każdy od Ducha Świętego odbiera natchnienia, w co ma wierzyć i jak postępować.
I co się stało? Natworzyło się mnóstwo
sekt, sobie przeciwnych, sprzecznych we wierze, a każda z nich rzekomo
bezpośrednio z Duchem Świętym się komunikowała. Cóż bowiem naturalniejszego, jak
że człowiek własne ulubione myśli bierze w chwili podniecenia religijnego za
natchnienia i objawienia Ducha Świętego? Tak by się stało i w Kościele
katolickim, gdyby zasady modernistów znalazły zastosowanie. Świętych,
odbierających od Ducha Świętego objawienia, namnożyłaby się moc wielka, bo
naturalnie nie byłoby wtedy normy świętości, a nikt nie śmiałby zakwestionować
świętości tego, który wprost przez Ducha Świętego jest prowadzony. Rzecz
prosta, że za świętych podawaliby się wizjonerzy, marzyciele, przewrócone
głowy, malkontenci, a nieraz i doskonale się maskujący oszuści, każdy pragnąłby
swój koncept świętości narzucić drugiemu za normę postępowania. Powstałaby
anarchia i rozbicie Kościoła na sekty. Przypuścić bowiem, że wszyscy na jedno
by się zgodzili, ten tylko może, kto bez żadnych dowodów przyjmuje, że wszyscy
byliby rzeczywiście prawdziwymi świętymi, przez Ducha Świętego kierowanymi.
Ależ Duch Święty nie dał nigdy zapewnienia, iż z pominięciem władzy kościelnej
a nawet wbrew jej nakazom, sam bezpośrednio będzie świętych prowadził, a
historia uczy, iż uważający się za bezpośrednio przez Ducha Świętego
kierowanymi popadali w najpotworniejsze błędy tak co do wiary, jak i moralności.
Święci katoliccy na jedno się zgadzają we wierze, ale dlatego tylko, że
odbierają tę wiarę za pośrednictwem papieża i biskupów.
A papież i biskupi czym by byli w takim
Kościele, gdzie by Święci rządzili i stanowili o prawdzie?
Mieliby tytuł bez władzy żadnej, dawaliby
firmę towarowi przez świętych wyrabianemu. Nie mogliby się nigdy Świętym
sprzeciwić, boby to znaczyło sprzeciwiać się Duchowi Świętemu. Alboby musieli
świętością przewyższać najwyższych świętych, by odbierać większe od innych
objawienia, a jeśli nie, to zdać się na ich łaskę i niełaskę i być wykonawcą
ich poruczeń – rola nie do pozazdroszczenia! Prawdziwi rządcy Kościoła byliby
niewidzialnymi. Bo jest rzeczą niepodobną człowiekowi prywatnemu orzec na
pewne, kto jest świętym, a kto nie. Tylu prawdziwie świętych jest nieznanych oku
ludzkiemu, tylu znowu hipokrytów może, przynajmniej przez jakiś czas,
przywdziewać płaszczyk świętości. I jak tu wobec tego rozeznać?
Z tych rozważań wypływa, iż nic bardziej
niepraktycznego, nic bardziej utopijnego nie można sobie wymyślić jak koncepcja
kościoła modernistów. Trzeba nie znać natury ludzkiej z jej ułomnościami,
trzeba żyć jedynie w świecie ułudy, czystego ideału, który tylko w niebie
między samymi Świętymi da się zrealizować, by sądzić, że zasady modernistów
mogłyby stworzyć Kościół lub nie rozbić już istniejącego. Trzeba atoli
przyznać, że idea Kościoła, jaką stworzyli moderniści, płynie konsekwentnie z
ich pojęcia objawienia i stosunku człowieka do Boga. Skoro człowiek
bezpośrednio od Boga odbiera wewnętrzne objawienia, to żadnej kierującej władzy
nie potrzebuje. Duch Święty zastępuje wszelką władzę. Duch Święty działa tym
wydatniej, im człowiek mniej przeszkód mu stawia, oczyszczając się z grzechów.
A więc Święci są najdoskonalszymi organami Ducha Świętego, przeto i najlepszymi
nauczycielami objawionej nauki i świętości życia. Oni tedy kierować winni
wszystkimi, którzy się złączyli w stowarzyszenie religijne, w Kościół. Ale cóż
zrobić z papieżem, z biskupami, z hierarchią kościelną w ogóle? Nie można jej
znieść, boby to wyglądało zbyt radykalnie i nikt by wtedy nie uwierzył, że
kościół modernistów to Kościół katolicki, więc trzeba zostawić dawną władzę, z
imienia, ale bez atrybucji władzy. Trzeba jednak wymyślić im jakie zajęcie.
Otóż mają tylko śledzić objawienia Świętych, nic nie poprawiać, nie ograniczać,
nie dawać wskazówek, ale te objawienia porządkować, segregować, tworzyć dla nich
terminologię, ujmować w dogmata oczywiście tylko przejściowe. Mają być
historykami tylko nadwornymi i filozofami kościoła modernistów, ale nie
rządcami lub nauczycielami wiary, bo to należy do Świętych!
Są to wszystko ludzkie wymysły,
na których mógłby się może oprzeć kościół jaki pomysłu ludzkiego, ale nigdy
Kościół Chrystusowy, instytucja Boska, z hierarchią pozytywnie przez Chrystusa
ustanowioną, z prawami mu przez Chrystusa nadanymi. W Kościele tym nie ma
miejsca na zrealizowanie pomysłów modernistycznych.
Gdyby moderniści usiłowali swe koncepcje
kościoła popierać powagą Pisma św., tradycji czy historii, byłoby może
wskazanym na tym miejscu dowieść, że kościół na ich pomysłach oparty sprzeciwia
się stanowczo i Pismu św., i tradycji, i faktom historycznym, i że z tymi
autorytetami zgadza się jedynie organizacja i nauka Kościoła katolickiego, dziś
istniejącego. Moderniści, już to z powodu fałszywych poglądów na Pismo św. i
tradycję, już to, iż rozumieją, że byłby to trud Syzyfa powoływać się na te
powagi, nie usiłują na nie się powoływać, przeto i nas zwalniają od odpierania
koncepcji modernistycznych wspomnianymi powagami. Zresztą łatwo je znaleźć
można w każdej dogmatyce katolickiej, w historii Kościoła katolickiego tudzież
w obszernej już dziś i bardzo gruntownej literaturze o początkach Kościoła
katolickiego (1).
Co zaś sądzić o apriorystycznych
modernistów koncepcjach kościoła, już widzieliśmy. Inwektywy na papieża i
hierarchię Kościoła katolickiego, już to przez modernistów, już to przez Autora
w jego książce rzucane, gminne przezwiska i ogólnikowe, bez podania faktów,
zarzuty nie nadają się do poważnej dyskusji i naukowej repliki.
Ks. Dr M. Sieniatycki
–––––––––––
Powyższy
artykuł jest końcowym fragmentem polemiki Ks. Macieja Sieniatyckiego z książką
Mariana Zdziechowskiego pt. Pessymizm, romantyzm a podstawy chrześcijaństwa,
2 tomy, Kraków 1915. Polemika ta pt. Modernizm w książce polskiej
zamieszczona została w "Przeglądzie Powszechnym" Tom CXXX (kwiecień,
maj czerwiec 1916), ss. 69-78 i 209-223; Tom CXXXI (lipiec, sierpień, wrzesień
1916) ss. 40-56 i 279-294; Tom CXXXII (październik, listopad, grudzień 1916)
ss. 73-82. Kraków 1916.
(Pisownię nieznacznie uwspółcześniono, tekst w nawiasach
[...] oraz tytuł art. od red. Ultra montes). (a)
Przypisy:
(1)
Por. moją pracę: Początki hierarchii kościelnej,
Lwów 1912.
(a)
Por. 1) Ks. Maciej Sieniatycki, System modernistów. 2) Ks. Andrzej
Dobroniewski, Modernizm i moderniści. 3) Ks. Stanisław Miłkowski, O
modernizmie. (Przyp. red. Ultra montes).