„...Kościół
Boga żywego, filar i utwierdzenie prawdy”
I Tym
3,15
WSTĘP.
Kościół
katolicki był po wszystkie czasy światłem świata i stróżem prawdy,
sprawiedliwości i dobrych obyczajów. Na każdej niemal karcie
historyi czytać można, ile to dobrodziejstw ludzkość Kościołowi
zawdzięcza. Przez wieki całe Kościół św. był jedynym krzewicielem oświaty,
prawdziwej kultury i cywilizacyi. Jako kokosz kurczęta swoje pod skrzydła
zgromadza, tak Kościół katolicki z iście macierzyńską pieczołowitością
czuwał i czuwa nad dziećmi swemi, by żyjąc wśród świata zepsutego, z
przewrotnych jego nieraz nauk szkody nie poniosły. Jako nauczyciel i sędzia
najwyższy w rzeczach wiary i obyczajów czujnym On okiem śledzi i bada
stosunki społeczne, a spostrzegłszy gdziekolwiek niezgodne z wiarą
objawioną nauki lub fałsze i mrzonki niezdrowej filozofii, natychmiast w
imieniu prawdy objawionej głos zabiera i wiernych przestrzega. Nic
było czasu, kiedyby kłamstwo i złość ludzka nie targnęły się na
prawdę odwieczną; ale podczas gdy dawniej heretycy i niedowiarkowie
zaprzeczali lub fałszywie tłumaczyli poszczególne dogmaty, dzisiaj Kościołowi
katolickiemu wprost racyi bytu odmawiają i istnienie prawdy objawionej
w ogóle zaprzeczają.
„Co
to jest prawda?”, pytają za Piłatem z uśmiechem na pół szyderczym
sceptycy nowocześni; „Ecrasez l'infame!” - zgładźcie nikczemną,
tj. wiarę chrześcijańską - za bezbożnym francuskim filozofem
Voltairem wołają inni. Wszędy patrzymy dziś na zgubną robotę
socyalistycznych agitatorów, na szerokie warstwy społeczeństwa bałamucone
kłamliwemi obietnicami, na miliony robotników odwracających się od
Boga i od Kościoła. Cała nienawiść socyalnej demokracyi zwraca się
przeciwko religii katolickiej; wiedzą oni bowiem bardzo dobrze, że
skoro im się uda wiarę z serc ludzkich wydrzeć, łatwo im przyjdzie
reszty dokonać i tak ołtarze, jak trony panujących w niwecz obrócić.
Jeden z głównych przywódzców socyalistycznych, Liebknecht, wyraźnie
oświadczył: „W czasach, kiedy socyalna demokracya będzie panującą,
Kościół katolicki będzie należał do fantastycznych bajek przeszłości”.
Ale
wobec tego groźnego niebezpieczeństwa „nie śpi, który strzeże
Izraela - non dormit, qui custodit Israel”; nie śpi, który
jest filarem
i utwierdzeniem
prawdy, Kościół św.! Głowa jego, Papież Leon XIII pierwszy głos
podnosi i w wspaniałych encyklikach swoich jasno wykazuje błędy
socyalnej demokracyi i podobnych przewrotnych teoryi, wskazując zarazem
drogę prowadzącą do rozwiązania najtrudniejszych zagadnień społecznych.
Nauczyciel najwyższy Kościoła przemawia, a słucha go świat cały i
podziwia mądrość jego. - Obok dążności i nauk przewrotnych socyalnej
demokracyi i tendencyami równej masoneryi grozi nam inne najnowszego
pochodzenia niebezpieczeństwo wśród katolików samych kierowanych
urojoną jakąś gorliwością o dobro wiernych i Kościoła; jest niem prąd
wśród niektórych uczonych katolickich, żądających w Kościele
dziwnych jakichś reform, czyli zmian sprzecznych z zasadami zdrowej nauki Kościoła,
a zagrażających w następstwach swych istocie Kościoła i wiary
objawionej. Prąd ten zwie się katolicyzmem postępowym, czyli
zreformowanym. Jedni chcą wiary katolickiej bez ścisłych dogmatów,
czyli artykułów wiary, tylko naukowej etyki, czyli moralności. Tymczasem
choć nawiasem tylko wobec owej teoryi zaznaczyć wypada, iż, jak rozum
wskazuje i doświadczenie wraz z historyą potwierdza, bez wiary
najszczytniejsze nawet reguły etyczne, czyli moralne niezdolne są przytłumić
namiętności i pokonać bestyi w człowieku. Inni znowu z owych „postępowców”
nie odrzucają dogmatów, żądają tylko, by tym dogmatom, czyli artykułom
wiary dano odmienne od pojmowań dawniejszych znaczenie, któreby odpowiadało
więcej postępowi i badaniom nowoczesnym filozofii. Wszystko zgoła na
świecie, tak wywodzą ci nowinkarze, podlega pewnej zmianie i
nieustannemu postępowi, a wiara miałaby sama z tej reguły być wyjęta?
Otóż i ona winna postępować z czasem i zastosować się do wymagań
ducha czasu, inaczej uważamy ją za zacofaną i niegodną, by umysł
ludzki tak „jaśnie oświecony” nadal nią się zajmował. W części
macie słuszność, panowie, ale tylko w części. Trzeba rozróżniać między
rozwojem a istotną zmianą — Qui bene distinguit, bene docet! Wiara
owszem się rozwija, lecz nigdy istotnie się nie zmienia.
Rozwija
się Kościół i wiara się rozwija, podobnie jak drzewo z ziarnka począwszy
rozwija się i rośnie, a jednak nigdy drzewem być nie przestaje, czyli
istoty swej jako drzewo nie zmienia. Dogmaty, czyli artykuły
wiary rozwijają się w tym sensie, iż jakkolwiek w zasadzie i
niejako w zarodku w składzie wiary (depositum fidei) zawarte, po części
z czasem dopiero ukazują się nam w świetle prawdziwem i w całej objętości,
n.p. Niepokalane Poczęcie Najśw. Maryi Panny, Nieomylność Ojca św.
itd. Nigdy atoli nie podlega Kościół katolicki ani jego dogmaty
zmianie istotnej, któraby miała miejsce, gdyby Kościół ogłaszał
prawdy wprost nowe, w składzie wiary wcale nie zawarte lub prawdy
objawione pojmował lub ich nauczał wręcz przeciwnie niż przedtem, n.p. że nie ma siedm sakramentów, jak uczono dotychczas, jeno są dwa,
albo że Chrystus nie był Bogiem, lecz tylko zwyczajnym człowiekiem.
Szkaradna byłaby w tem sprzeczność; nie postęp to, ale odstęp od
zasad wiary i zdrowego rozsądku; nie byłaby to oświata, lecz cofanie
się w ciemności pogaństwa. Zaznaczyć tu wypada, iż owi reformatorzy
nowocześni, czyli t.zw. katolicy zreformowani, ściśle
rzecz wziąwszy, sami dokładnie nie wiedzą, co mówią i do czego właściwie
dążą. Panujące w głowach ich zamieszanie uwydatnia się najlepiej w
mglistych i niejasnych wyrażeniach i wywodach. Jak zresztą u wszystkich
niepowołanych reformatorów, tak i u nich myślą przewodnią jest
ostatecznie nienawiść przeciwko Kościołowi i jego Najwyższej Głowie.
Stosunki takie nie uszły baczności Papieża Piusa X,
który jako najwyższy nauczyciel i pasterz Kościoła czuwać
musi, by jad błędów nie szerzył zniszczenia w duszach wiernych.
Dlatego ogłasza dnia 4 lipca 1907 r. nowy „Syllabus” piętnujący te
przewrotne nowoczesne nauki.
Znany
też jest inny podobny obłęd, zwany modernizmem, szerzący się w sposób
zastraszający wśród niektórych uczonych katolickich. Modernizm nie
jest wprawdzie niczem innem jak odnowieniem znanych już z dawna, a
odgrzanych w innym kształcie błędów;
ponieważ jednak na czele systemu tego stanęło kilku poważnych skądinąd
pisarzy - Tyrell w Anglii, Loisy, Laberthonniere i Sabatier we Francyi, w Niemczech Schnitzer i
inni - hasła ich znalazły posłuch u wielu nie rozumiejących może
zrazu niebezpieczeństwa i całej
doniosłości objawów modernizmu. By poznać istotę tej niebezpiecznej
nowoczesnej herezyi, wystarczy wiedzieć, że wedle nauki modernistów
rozum ludzki poznaje tylko to, co pod zmysły podpada i wskutek tego zewnętrznego
objawienia ze strony Boga nigdy nie było i być nic może. Bóg objawia się ludziom przez uczucie; uczucie to, czyli zmysł
religijny ulega rozmaitym zmianom; wiara zależy od osobistego przeświadczenia
o prawdzie, więc każda religia musi być prawdziwą. Widoczna rzecz, iż
teorya ta godzi w zasadnicze pojęcia wiary, odrzuca Objawienie i powagę
Kościoła. To też Pius X
przeciw tym
modernistom z całą stanowczością i surowością wystąpił; w Allokucyi
(przemowie) swej na
Konsystorzu 16 grudnia 1907
roku określa naukę nowoczesnych niepowołanych reformatorów świeckich
i duchownych i piętnuje jako streszczenie wszystkich dawniejszych błędów
przeciw wierze, jako truciznę, zawierającą jad wszystkich dotychczasowych
herezyi.
W
Polsce powstała w ostatnich latach pod wpływem niewiasty cierpiącej na
urojenia kacerska sekta
maryawitów, dla której acz początkowo groźnej i śmiałej pono już
trumnę zamówiono. W każdym razie obłęd ten sprowadził w niektórych
okolicach rozdwojenie wśród ludu i niejednych zbałamucił. I tu znowu
Kościół św. czuwa, a Głowa jego i najwyższy nauczyciel Papież Pius X
wysyła osobny list „Tribus circiter” do Polski dnia 5
kwietnia 1906 r., w którym wzywa biskupów do czujności i podaje wskazówki,
jak złemu w zarodku zaradzić należy.
Przeciwko sekcie maryawitów
i innym podobnym dążnościom warto przytoczyć trafną uwagę Ks. Jakóba
Wujka, którą on robi wobec t.zw. reformatorów 16. stulecia,
objaśniając słowa Pisma św. I Tym. 2, 12 „Nauczać niewieście
nie dopuszczam”:
„Przeciw temu rozkazaniu
czynią dzisiejsze niewiasty, zwłaszcza te, które się Ewangeliczkami
zowią, biblią szermując i o piśmie się dysputując, którym się to słusznie
rzec może, co Bazyliusz św. kuchmistrzowi Cesarskiemu, coś z pisma za
Ariańską sektą przywodzącemu odpowiedział: Twoja rzecz, prawi,
potrawy Cesarzowi gotować, a nie Ewangelią wykładać”.
Jak wobec obecnych prądów i
nauk przewrotnych, tak zachowywał się Kościół katolicki po
wszystkie czasy od pierwszych początków swego istnienia. Idźmy wstecz,
przejdźmy w duchu owe blisko dwadzieścia wieków, jakie upłynęły od
założenia Kościoła, zawsze On troskliwie strzegł
składu wiary, by ani krzty nie uronić z przekazanej Mu nauki
Chrystusowej, wołał i napominał wedle słów i zlecenia apostoła
Pawła: „O Tymoteuszu, strzeż tego coć powierzono, warując się
niezbożnych nowości słów i odporności fałszywie nazwanej
umiejętności, którą niektórzy obiecując odpadli od
wiary” (I Tym 6, 20-21). – „Miej wzór zdrowych
słów, któreś ode mnie słyszał w wierze i w miłości w
Chrystusie Jezusie. Strzeż dobrej rzeczy zwierzonej przez
Ducha św., który w nas mieszka” (II Tym 1 13-14). Nie miał i nie może mieć
Kościół św. względów jakichkolwiek, skoro przychodzi mu stawać w
obronie prawdy objawionej. Niech przyjdą ludzie głęboko uczeni, niech
posiadają mądrość i wymowę iście anielską, niech odznaczają się
znamienitą na pozór gorliwością i pobożnością, a niech nauki i
teorya ich sprzeciwiają się wierze objawionej,
czcza i
marna będzie
ich mądrość,
próżna i daremna ich gorliwość: „Ale choćby my, albo Anioł z nieba przepowiadał wam
mimo to, cośmy wam
przepowiadali, niech będzie przeklętym”(Galat 1, 8).
Wiernych umacniać
we wierze, zbłąkanych sprowadzać na dobrą drogę prawdy i
sprawiedliwości; wskazać drogę prawa i prawdy duszom błąkającym się
na bezdrożach tysiącznych błędów, świat rozdarty niezgodą i żądzą
nienasyconą nowości zjednoczyć, a ludom i panującym przypominać
wieczne zasady Bożego prawa - otóż nadludzkie i olbrzymie iście
zadanie Kościoła katolickiego tu na ziemi! Zadaniu odpowiadać muszą
środki; nadludzkie zadanie nadludzkich, boskich wymaga środków; posłannictwo
to przechodzące siły ludzkie nie obędzie się bez pomocy z góry - od
Boga!
Aby Kościół mógł spełnić
posłannictwo swe, aby nam mógł być sternikiem pewnym i niechybnym,
wyposażył go Bóg darem nadprzyrodzonym nieomylności:
Kościół katolicki w nauce wiary i obyczajów jest
nieomylny.
Część pierwsza: Rzeczywistość
nieomylności Kościoła katolickiego.
Część druga: Istota
nieomylności Kościoła katolickiego.
Źródło: http://swiety.krzyz.org/wstpe.htm