Na polu dziejów
kościelnych są niektóre fakty dotąd jeszcze niezupełnie rozjaśnione. Pracuje
nad nimi krytyka i od czasu do czasu na światło dzienne wyprowadza rzeczy,
które przez grubą mgłę błędów długo powtarzanych zupełnie innymi przedtem się
wydawały aniżeli są teraz, kiedy je promienie nauki rozświetliły. Zasługa prac
takich należy się nie tylko katolikom samym, ale i niektórym protestantom, a
ich największa chwała na tym właśnie zależy, że umieli się miłością prawdy
naukowej wznieść nad stronnicze uprzedzenia.
Jakkolwiek można
w późniejszych epokach dziejów znaleźć jeszcze fakty potrzebujące krytycznego
rozjaśnienia, przecież niewątpliwą jest rzeczą, że największa ich liczba odnosi
się do owego czasu, w którym nie było jeszcze jak dzisiaj druku, a były takież
same jak dzisiaj, a nawet bardziej jeszcze rozpalone namiętności, pragnące bądź
co bądź na swoim postawić. Przyczyna tego łatwo się tłumaczy.
Kto dzisiaj chce
dzieło wydać pisze go, poprawia, obrabia, pamiętny cycerońskiej przestrogi saepe
stylum vertas i nareszcie do druku oddaje. W miarę posuwania się druku
poprawia omyłki przez drukarzy popełnione raz, drugi i więcej, dopóki z nich
nie oczyści w zupełności dzieła i w tysiącach egzemplarzy odbite w świat
puszcza. Dajmy na to, że to historyczne dzieło, opisujące wypadki współczesne,
jest napisane zgodnie z prawdą: wnet ukażą się rozbiory, ocenienia po
dziennikach i pismach, mówiące to lub owo, ale przyznające autorowi słuszność
co do opisów i zgodności z prawdą. Jeżeli znowu autor prawdzie się
przeniewierzył, pokażą się także niebawem rozbiory i krytyki zarzucające mu
niewiadomość lub niesumienność, protestujące, rozjaśniające prawdę; a w każdym
razie dla potomnych wartość dzieła jest pewną, wiedzą, co sądzić o nim i ile
doń wiary przykładać.
Takiej przysługi
nie mogła mieć prawda wtedy, gdy piśmiennictwo periodyczne rozwiniętym jeszcze
nie było, bo ówczas należało pisać książkę na książkę, dzieło przeciwko dziełu;
ale tym bardziej nie miała prawda obrony wówczas, gdy druku nie znano.
Autor przed
wynalezieniem druku pisał jak i teraz, poprawiał, wykończał i nareszcie
egzemplarz uzupełniony i odpisany porządnie w świat puszczał, ale tylko jeden
egzemplarz. Kto chciał mieć to dzieło, przepisywał je, a raczej do
przepisywania kopiście dawał: a nie każdy mógł mieć, gdy i przepisanie, i sam
materiał, na którym pisano, drogo kosztowały. Z odpisanej kopii robiono inną
kopię, a żadna z tych już pod kontrolą autora nie była, kopiści przepisywali,
jak umieli, a nie wymagano zapewne po nich nic więcej, tylko, żeby pisali
czysto i czytelnie. Nie znający przedmiotu, ani się nim interesujący kopiści,
rzemieślniczą robotę przepisywania spełniali, dopuszczając się błędów i
pomyłek, już to skutkiem niedbalstwa, już też nieznajomości przedmiotu. Z tak
błędnie skopiowanych dzieł robiono kopie, w które dostawały się nie tylko
błędy poprzednie, ale i te, jakie nowy kopista porobił. Czytający, jeśli mógł
błąd spostrzec, poprawiał go albo wedle własnych wiadomości, albo według
innego rękopisu tegoż dzieła, a stąd powstawały dopiski na brzegach i nad
wierszami.
Jeżeliby dzisiaj
chciał ktoś napisać dzieło i wydać je, nie pod własnym, ale pod innego autora
imieniem, musiałby się z nim znieść i pozwolenie uzyskać, inaczej wnet by
odkrytym został. Wówczas można było w książkach własnych lub pożyczonych, albo
na sprzedaż wystawionych, nie tylko dopiski porobić, jakie kto zechciał, ale
nawet pod imieniem autora, zwłaszcza odleglej mieszkającego, za jego życia, a
tym bardziej po śmierci, wydać całe dzieło i nie było sposobu przekonania się i
sprawdzenia. Tak, wiele razy heretycy z pismami swymi kryli się pod imieniem
sławnych autorów i zyskiwali dziełom swym powodzenie i rozkup. Pofałszowane w
ten sposób częściowo lub całkowicie dzieła mnożyły się w kopiach i coraz
więcej upowszechniały.
Cóż więc
dziwnego, że wiele pism przyznawano autorom, którzy ich wcale nie pisali, ani
nawet o ich istnieniu wiedzieli? I tutaj to właśnie jest najobfitsze źródło
błędów historycznych, którymi krytyka się zajmuje i oczyszcza. Wiele już ich
wykryto, a między nimi jest i ten, o którym mówić zamierzamy, to jest błąd o
upadku Liberiusza papieża. Błędnych takich faktów nieprzyjaciele Kościoła używają
w miarę potrzeby i wojują nimi jakoby stanowczymi dowodami: nie od rzeczy więc
zdaje nam się, choć niekiedy wykazać czytelnikom, jaka jest doniosłość tego
rodzaju dowodów.
Ważność faktu,
znaczenie powag przytaczanych na jego poparcie, zresztą liczba głosicieli tego
faktu; wszystko to pobudza do bliższego rozpatrzenia rzeczy. Dlatego
zamierzyliśmy tu nieco obszerniej sprawę Liberiusza przedstawić (1),
dopraszając się tylko u czytelnika o cierpliwą uwagę, bo nam przyjdzie tu dotknąć się i
filologicznych wywodów, tak nudnych zwykle dla ogółu czytelników. Spodziewamy się jednak, że czytelnik nasz
katolicki uwagę tę mieć będzie; wszakże tu
idzie o rzecz wielkiej wagi: rozbierać mamy sprawę
papieża i to jeszcze sprawę jego wiary.
Naprzód stan
sprawy. O co mianowicie oskarżają Liberiusza?
Liberiusz papież
żył w ciężkich dla Kościoła Bożego czasach, kiedy biskupi ariańscy wszechwładni
na dworze cesarza Konstancjusza II, z zawziętością sekciarską prześladowali
obrońców i wyznawców prawej wiary. Głównym przedmiotem ich nienawiści był św.
Atanazy, Biskup Aleksandryjski; najprzedniejszy wówczas zapaśnik sprawy
Chrystusowej. Na Soborze Arelateńskim (353), zwołanym za sprawą Liberiusza dla
zaradzenia szerzącym się błędom, nie tylko nic przeciwko złemu nie uradzono, lecz
owszem chytrością i gwałtem wymógł Konstancjusz na biskupach, że wszyscy, z
wyjątkiem jednego tylko biskupa Paulina z Trewiru, potępili Atanazego i
ogłosili go za pozbawionego swojej stolicy biskupiej. Liberiusz, którego
uwiadomiono o tym, w jaki sposób obrady soborowe były prowadzone, domagał się
nowego zjazdu biskupów. Zjazd ten nastąpił w Mediolanie (355 r.). Konstancjusz
czuwał, aby i tu wszystko po jego szło myśli. Za zasłoną ukryty przysłuchiwał
się rozprawom biskupów i gdy te nieprzychylny dla niego brały obrót, z
wydobytym mieczem wypadł ze swojej kryjówki i gniewnie zapowiedział
obradującym, że jego wola ma być dla nich prawem, które oni podpiszą albo
swoje kościoły opuszczą. Stuletni starzec, biskup Korduby, Hozjusz, a za nim
św. Hilary, Euzebiusz Vercelleński, Dionizy Mediolański, Lucyfer Kalarytański,
poszli na wygnanie; inni ulegli, podpisali ariańskie wyznanie wiary i potępili
Atanazego. Kolej szła teraz na Liberiusza. Ażeby dekreta zjazdu mediolańskiego
stały się obowiązujące, trzeba było zatwierdzenia papieża. O to zatwierdzenie
starał się Konstancjusz u Liberiusza, ale spotkał się z nieprzełamanym oporem.
Daremne były namowy i groźby Konstancjuszowego wysłańca, eunucha Euzebiusza.
Prefekt Rzymu otrzymał rozkaz uwięzienia papieża i dostawienia go na dwór
cesarski. Ale i tu nie zachwiała się stałość papieska. Liberiusz wysłany został
na wygnanie do Tracji.
Dotąd historia
pewna. Liberiusz występuje tu jako ofiara obowiązku, jako wyznawca wiary, jako
bohater. Nagle charakter jego się zmienia, pisze z wygnania listy do biskupów
ariańskich, zapewnia ich, że z nimi od dawna w najświętszej zostaje zgodzie; że
podpisał ariańskie wyznanie wiary i że stanowczo potępia Atanazego, a za to
wszystko prosi ich najusilniej, aby się za nim u cesarza wstawili i powrót mu
do Rzymu wyjednali.
Oskarżony więc
jest Liberiusz, że podpisał ariańskie wyznanie wiary, że potępił Atanazego,
najznakomitszego obrońcę Kościoła, i że połączył się przeciwko niemu z
heretykami. Oskarżenie bardzo ciężkie; zobaczmy, na czym ono oparte.
W dziełach św.
Hilarego, w tak nazwanych Fragmentach, znajdują się cztery listy
Liberiusza, które właśnie stanowią podstawę całego obwinienia. Głównym więc
punktem całej sprawy jest przekonanie się o autentyczności tych listów.
Rozpocznijmy od pierwszego. W pierwszym tym liście (2)
pisze Liberiusz do biskupów wschodnich, że wyłączył Atanazego od jedności
Kościoła, a przy tym natrafiamy zaraz na błąd historyczny tak gruby, że ten w
żaden sposób nie pozwala nam tego listu przyznawać Liberiuszowi. Pisze on tam
bowiem, że Atanazego przez posłów wzywał do Rzymu, że groził mu wyklęciem, w
razie gdyby się stawić ociągał, i że przez swój opór odpadł on nareszcie od
Kościoła (3). Tymczasem autentyczny list Liberiusza do cesarza (4),
pisany przed zjazdem Mediolańskim, Dzieje Ariańskie opisane przez samego
Atanazego (5), równie jak opowiadanie wszystkich historyków
współczesnych, przekonywają, że to fałsz wierutny, że takiego wezwania i takiej
pogróżki Liberiusz Atanazemu nie posyłał. Toteż powszechnie list ten pierwszy
historycy najznakomitsi za podrobiony uważają; tak o nim sądzą z dawniejszych:
Baroniusz, Labbeusz, Bimer, Coustand, tak sądzą nowsi: Jaffé (6),
Palma (7), Hefele (8), Viehauser (9).
Ale jeżeli ten
pierwszy pokazał się nam podrobiony, to i trzy pozostałe w tę samą kategorię
koniecznie wpadają. Wszystkie bowiem cztery te listy mają wspólne sobie cechy
filologiczne, we wszystkich panuje jedna i ta sama nędzna bardzo łacina, jednakie
prawie powtarzają się frazesy (10), styl we wszystkich jednakowo suchy,
nieudolny; wszystkie też cztery tak do siebie podobne, zarówno się różnią od
pełnych siły i chrześcijańskiego wdzięku, niewątpliwych pism Liberiusza, jakie
nam się dotąd po nim przechowały.
Nie jest to
jednak jedyny nasz dowód. Jak pierwszy list przez niezgodność z historią
zdradza swoje podrobienie; tak podobnie się zdradza i trzeci, pisany do
Ursacjusza, Walensa i Germiniusza. Liberiusz zapewnia w tym liście, że
Atanazego potępił, zanim się udał do Mediolanu na dwór cesarski, jeszcze przed
wygnaniem swoim, a świadkiem tego było całe kapłaństwo rzymskie:
"Cognoscat itaque prudentia vestra, Athanasium, qui Alexandrinae Ecclesiae
Episcopus fuit, a me esse damnatum prius, quam ad Comitatum sancti Imperatoris
litteras orientalium destinarem Episcoporum, et ab Ecclesiae Romanae Communione
esse separatum; sicuti teste est omne presbyterium Ecclesiae" (Caillau,
str. 183). Fałszerz tak w tym, jak i w pierwszym liście, przerachował się:
chciał Liberiusza przedstawić jako przyjaznego arianizmowi, a przeciwnego
Atanazemu jeszcze przed wygnaniem, ale nie spostrzegł się, że tym sposobem
wygnanie samo uczynił zagadkowym, boć wiadomo, że dopiero po silnych a
daremnych namowach, wygnanym papież został; i drugie, że się bardzo z prawdą
historyczną w niewątpliwych podaną pomnikach pokrzyżował.
W drugim i
czwartym liście nie ma już tej sprzeczności z dobrze znanymi faktami
historycznymi; rozumie się, że dla tych stron, gdzie jak w Egipcie i Italii,
lepiej stan rzeczy znano, niepodobno było Liberiuszowi przypisywać takiego
zachowania się względem Atanazego, jak w dwóch poprzednich listach; dla tamtych
stron należało podrobić listy, w których by fałsz nie był tak namacalny. Ale i
w tych listach widać, jak podrabiacz chciał przedstawić Liberiusza, potępiającego
już dawno w myśli Atanazego. I tak, w liście do biskupów wschodnich, składa
winę swoją na pamięć poprzednika swojego, a wreszcie na Pana Boga, bo dopiero
kiedy się Panu Bogu spodobało, iż poznał, że słusznie Atanazego potępili, więc
też i on tego uczynić nie zaniedbał. "Ego Athanasium non defendo, sed quia susceperat illum
bonae memoriae Julius Episcopus decessor meus, verebar ne forte ab aliquo
praevaricator judicarer. At ubi cognovi, quando Deo placuit, juste vos illum condemnasse,
mox consensum commodavi sententiis vestris" (Caillau, t. 27, str. 182). Podobnie też w liście do Wincentego
Kapuańskiego za powód swego wygnania podaje intrygi złych ludzi, a wcale nie
opór swój w potępieniu Atanazego. Źli to ludzie sprawili wszystko, owi, "co
to złymi mowami psują dobre obyczaje". "Non doceo, sed admoneo sanctum
animum tuum eo, quod colloquia mala mores bonos corrumpunt. Insidiae hominum
malorum bene tibi cognitae sunt, unde ad hunc laborem pervenis." (Caillau, ibid., str. 184). Tak nisko
upadłym przedstawia podrabiacz Liberiusza, że w nim nie możemy odszukać tu ani
jednego rysu tego człowieka, jakim się on przed trzema niespełna pokazywał
laty, kiedy przed samym wygnaniem swoim pisał piękny list do wygnanych
biskupów. Dla czytelnika znającego łacinę będzie to jeden jeszcze dowód więcej
fałszu czterech owych poprzednio wspomnianych listów, bo nie tylko znajdzie tu
wielką różnicę myśli, lecz i języka. "Quamvis sub imagine pacis, pisze on
do Euzebiusza, Dionizjusza i Lucyfera, humani generis inimicus vehementius in
membra Ecclesiae videatur esse grassatus; vos tamen, acceptissimi in Deo
sacerdotes, egregia et singularis fides et hic probabiles Deo ostendit, et jam
ad futuram gloriam martyres designavit. Quo itaque praeconio laudis, qua vocis
exultatione merita virtutis vestrae proferam, positus inter moerorem absentiae
vestrae et gaudium gloriae, prorsus invenire non possum: nisi quod scio hinc me
probabiliora vobis solatia exhibere, si credatis me in exilium simul vobiscum
esse detrusum. Denique me adhuc in ipsa expectatione pendentem quod a consortio
vestro durior necessitas interim distrahit, satis contristor. Optaveram enim
Fratres devotissimi, prior pro omnibus vobis impendi, ut exemplum gloriae per
me magis vestra dilectio consequeretur. Sed fuerit haec palma meritorum vestrorum
ut priores de perseverantia fidei ad confessionis illustrem gloriam veneritis. Quaeso igitur dilectionem vestram,
ut me praesentem vobiscum esse credatis, atque eo me affectu absentem non esse
sentiatis; et intelligetis dolere me satis, quod sim interim a vestro consortio
disparatus. Quantam denique gloriam fueritis consecuti; hinc magis scire
potestis, quod si qui in persecutione coronati sunt, solius persecutoris
cruentos gladios sentire potuerunt: contra vos, devoti per omnia Dei milites,
etiam falsos fratres inimicos experti, de perfidis victoriam pertulistis:
quorum quanto in saeculo violentia increscere potuit tanta sanctis sacerdotibus
praemia laudis inveniuntur conferre." (Caillau, w tychże Fragmentach, str. 179 i 180).
I człowiek, który
tak pisze, który winszuje wygnanym biskupom, że za wiarę cierpią, który
ubolewa, że jego dotąd wygnanie i cierpienie jeszcze się odwłóczy, ten sam w
niespełna trzy lata miałby pisać nędzne listy, w których same niezgodne z
historią znajdują się kłamstwa, w których przyczyną wygnania miała być nie jego
wyznawcza stałość, lecz jakieś pokątne intrygi nieprzyjaciół, i w których jego
kiedyś legat, który zaufanie jego zdradził (Wincenty Kapuański), świętą nazywa
się duszą. Toteż zanim zobaczymy inne dowody przekonywające, że Liberiusz nie
popadł rzeczywiście w takie poniżenie, już z tego, co dotąd powiedzieliśmy,
dostatecznie mogliśmy się przekonać, że cztery owe listy, na których głównie
opiera się obwinienie Liberiusza, są nędznym dziełem jakiegoś ariańskiego
podrabiacza, któremu chodziło o to, aby papieża tego przedstawić przychylnym
swojej błędnej doktrynie, aby jej tym sposobem dać uświęcenie najwyższej powagi
religijnej na ziemi.
Dlatego też
podrabiacz ów nie ograniczył się na podrobieniu jednego listu, ale ich podrobił
aż cztery. Uczony izraelita Jaffé, w przedmowie do swoich Regesta Pontificum,
pisze: "fałszerze w przekonaniu, że za pomocą częstego powtarzania nędzne
kłamstwo zdołają przedstawić jako wiarogodną prawdę, częstokroć w tym samym
przedmiocie na imię różnych papieży różne podrabiali pisma; toteż możemy śmiało
odrzucić nawet takie akta jako fałszywe, w których trudno dopatrzeć się śladu
fałszu, jeżeli tylko inne tego rodzaju akta oczywiście fałszywymi się
pokażą". Mamy w tych słowach uczonego badacza i objaśnienie, dlaczego aż
cztery podrobiono listy Liberiusza i zarazem nowe poparcie ich podrobienia,
skoro spomiędzy nich dwa najwidoczniejsze takiego podrobienia przedstawiają
znaki.
Tym sposobem
tracą też znaczenie wszelkie i owe przypiski, jakie znajdują się przy drugim z
podrobionych listów Liberiusza, a które chciano udać, jakby ręką św. Hilarego
napisane. Przypiski te są niby wykrzykniki świętego oburzenia przeciwko
Liberiuszowi. W jednym z nich czytamy adnotację: "Jest to przewrotność
ariańska. Robię tę uwagę ja, nie apostata"; w drugim "przekleństwo
tobie Liberiuszu i towarzyszom twoim"; w trzecim "jeszcze drugi raz
tobie przekleństwo, i trzeci raz, winowajco Liberiuszu". Wykrzykniki te
miały na celu lepiej uwydatnić przystąpienie Liberiusza do arianizmu; fałszerz
jednak, jak najczęściej zdarza się fałszerzom, złapał się na drobnej
okoliczności: do powyższych wykrzykników dołączył jeszcze historyczną
adnotację: "Wiarołomstwo zaś w Sirmium podpisane, jakie Liberiusz nazywa
katolickim, podpisali następni:" i tu idzie szereg biskupów, z których
niektórzy podpisali i podpisać mogli tylko pierwsze wyznanie wiary w Sirmium
ułożone; na pierwsze więc to wyznanie syrmijskie chcąc, nie chcąc wskazał autor
przypisków, a tymczasem właśnie św. Hilary tę pierwszą syrmijską formułę od
wszelkiego podejrzenia herezji oczyścił. Jakżeby więc mógł ją tu nazywać
wiarołomstwem "perfidia"?
Ale nie
skończyliśmy jeszcze ze świadectwami upadku Liberiusza, minąwszy główną podstawę
oskarżenia cztery owe podrobione listy: stawiają nam jeszcze przeciwko temu
papieżowi świadectwo dwóch świętych: Atanazego i Hieronima. Powagi wielkie;
jeżeli oni go potępią, daremna poprzednia praca nasza, chociaż najzupełniej
uzasadniona. Przejdźmy więc do rozpoznania tych nowych świadectw.
Rzeczywiście w
dwóch dziełach św. Atanazego, w jego Apologii przeciwko arianom (rozdz.
89) i w Historii ariańskiej (rozdz. 4), znajduje się krótka wzmianka o
upadku Liberiusza, ale jak tę wzmiankę uważać należy, osądzi sam czytelnik,
skoro mu powiemy: 1) że oba dzieła napisane były jeszcze przed powrotem
Liberiusza, 2) że greccy historycy Kościoła, Sokrates i Teodoret, którzy nie
tylko wspomnione dzieła św. Atanazego znali, ale całe ustępy z nich do swoich
prac przenosili, o upadku Liberiusza nie tylko nic nie wiedzą, ale nawet z
opowiadania swego nic podobnego przypuszczać nie pozwalają; a nareszcie 3) że
miejsca te dwa w obydwóch dziełach w najzupełniejszej sprzeczności się znajdują
z tym, co dalej w nich św. Atanazy pisze, przedstawiając tak w jednym, jak w
drugim Liberiusza jako mężnego wyznawcę wiary. Oczywiście ariańscy fałszerze,
sławni z podobnych robót, dla utwierdzenia wiary w upadek papieża, dopisali
wymyśloną przez siebie historię w niektórych egzemplarzach dzieł św. Atanazego;
ale nie byli tyle oględni, ażeby i w dalszym ich ciągu odpowiednie porobili
zmiany i tym sposobem lepiej prawdę zatarli. Więc się fałsz wydał.
A św. Hieronim?
Św. Hieronim o upadku Liberiusza mówi słów kilka w dwóch także swych dziełach,
w swej Kronice i w dziele O mężach sławnych. Ale świadectwa z
tych dzieł zaczerpnięte, bez względu już nawet na odkrycia fałszu, o jakich
poprzednio mówiliśmy, słabną bardzo, skoro powszechnie uznaną jest rzeczą, że
należą one do dzieł w wielu miejscach pofałszowanych. Protestancki uczony
Scaliger o Kronice św. Hieronima mówi, że nie ma żadnego dzieła dawnego,
którego by egzemplarze tak były pofałszowane jak tej Kroniki. Nadto
miejsce owo, w którym czytamy o upadku Liberiusza, nie znajduje się w
najdawniejszych rękopisach, jakie się znajdują w bibliotece watykańskiej,
równie jak w rękopisie, o jakim mówi Mansi (w nocie do Hist. Natalisa saec.
IV, diss. 32), a jaki znajdował się za jego czasów w Luce.
W drugim
dziele De viris illustribus św. Hieronim wspomina o upadku Liberiusza nawiasowo, mówiąc o biskupie
Akwilei Fortunacjanie, że ten to właśnie pobudził Liberiusza do podpisania się
na herezją wówczas, kiedy właśnie papież za wiarę zabierał się w drogę na
wygnanie (11). Ależ to fałsz najoczywistszy, boć i ci przecie, co za upadkiem
Liberiusza obstają, w trzy lata później dopiero upadek ten naznaczają. Zresztą
pisarz i historyk kościelny Rufin, który czas jakiś był w Akwilei i znał
Fortunacjana, zapewnia, że o upadku Liberiusza nie mógł się nic dowiedzieć.
Jakże więc Rufin, człowiek uczony, nie mógł się nic dowiedzieć o fakcie, który
uroczystymi dokumentami miał być stwierdzony, nie mógł się nic dowiedzieć za
życia Fortunacjana, wówczas kiedy ten Fortunacjan był przyczyną upadku
Liberiusza?
Nadto przeciwko
autentyczności tego miejsca u św. Hieronima mamy Kasjodora. Najuczeńszy ten w
swoim czasie pisarz w rozgłośnej swojej Historii (Historia tripartita)
kompilował trzech historyków greckich: Sokrata, Sozomena i Teodoreta; gdy
przyszło mu mówić o Liberiuszu, spomiędzy trzech wybrał najprzychylniejsze temu
papieżowi opowiadanie Teodoreta, którego w żaden sposób z jego upadkiem
pogodzić nie można. A jednak wysoce on cenił i dobrze znał dzieło Hieronima De
viris illustribus. Niepodobna więc przypuszczać, aby wręcz przeciw powadze
wielbionego przez siebie męża w opowiadaniu dziejów Liberiusza właśnie wybrał z
trzech historyków dlań najprzychylniejszego. Zachowanie się Kasjodora pokazuje
tylko, że w znanych mu egzemplarzach dzieła św. Doktora Kościoła nie było tej
wzmianki o upadku papieskim, jaką fałszerzom udało się wpisać do innych
egzemplarzy. A miejsce to, sfałszowane pod pewnym względem dobrze, bo zupełnie
odpowiednio do czterech listów owych, w Fragmentach św. Hilarego
zawartych, gdzie Fortunacjanowi główna przypisana rola w dziele upadku
Liberiuszowego. Możemy więc śmiało z powyższych uwag wyprowadzić ten wniosek,
że co najmniej, świadectwo z dzieł św. Hieronima zaczerpnięte, nader wątpliwej
jest autentyczności.
Ale wróćmy
jeszcze do św. Hilarego. W piśmie tego Świętego przeciwko Konstancjuszowi (Contra
Constantium, c. 11) znajduje się frazes zwrócony do tego cesarza: "nie
wiem, czyś ty więcej zawinił, gdyś na wygnanie skazywał Liberiusza, czy też
wówczas, gdyś go z wygnania zwracał". Słowa te mają być też świadectwem
upadku Liberiusza. Ale w rzeczy samej, kogóż tu oskarża św. Hilary? nie papieża,
ale cesarza, że ten wiele zawinił. I zaprawdę wiele on zawinił przy powrocie
Liberiusza, gdy wręcz przeciwko wszelkiemu porządkowi kościelnemu chciał w
Rzymie obok niego utrzymać Feliksa przy rządach, jako biskupa rzymskiego, i tym
sposobem podżegał ustawiczny niepokój i nieład w duchowieństwie rzymskim. Synod
zebrany w Rimini błagał cesarza, "aby nieładowi i zamieszaniu rzymskiego
Kościoła koniec położył"; św. Hilary nie spodziewając się żadnego tych
próśb skutku, przejęty boleścią na widok smutnego stanu Kościoła, przeciwko
sprawcy tego nieładu napisał gorzkie owe słowa. Tak sobie je przynajmniej
zasadnie tłumaczyć możemy, bo o upadku Liberiusza nigdzie nie pisze on ani
słowa, choć miał do tego dosyć okazji. Gdyby Liberiusz rzeczywiście podpisał w
Sirmium półariańskie (a) wyznanie wiary, nie mógłby nikt dać nam
wyjaśnienia, dlaczego św. Hilary o tym nic a nic nie wspomina w dziele De
synodis, napisanym jedynie w tym celu, aby swoim rodakom rozjaśnić kwestię
półariańskich formuł i aby im opisać to wszystko, co się w Sirmium w sprawie
wiary działo. Wszakże opowiada tam o upadku powszechnie do owego czasu
wielbionego obrońcy wiary starego Hozjusza Kordubeńskiego, opowiada, że na
półariańskie wyznanie zgodzili się Ursacjusz i Walens, a jednakże ani słowa o
Liberiuszu!
Dotąd więc nie
mamy przeciwko Liberiuszowi żadnego niewątpliwego świadectwa. Ale szereg
świadków nie skończony; pozostaje jeszcze historyk Sozomenus. Pisarz ten w
swojej Historii kościelnej (l. IV, c. 15) tak opisuje to, co zaszło w
Sirmium z papieżem: "Po powrocie cesarza z Rzymu do Sirmium, ponieważ
biskupi zachodni wysłali do niego poselstwo, wezwał on do siebie z wygnania
Liberiusza. A że byli obecni tam posłowie biskupów wschodnich, przeto zebrawszy
znajdujących się przy sobie kapłanów, napierał usilnie na papieża, aby ten
przyznał, że Syn nie jest współistotny Ojcu. Nalegającymi prośbami skłonili do
tego panującego Basiliusz, Eustacjusz i Eleusiusz, którzy najwięcej u niego
wziętości mieli. Ci tedy połączyli w jednym wyznaniu to, co było przeciwko
Pawłowi Samosateńskiemu uchwalone, równie jak wyznanie przy poświęceniu
kościoła antiocheńskiego ułożone, dlatego niby, że niektórzy pod pozorem wyrazu
współistotny swoje błędy utwierdzali; i tym sposobem sprawili, że
Liberiusz, Atanasiusz i Aleksander, Severianus i Crescencjusz, którzy w Afryce
biskupami byli, na to (wyznanie) się zgodzili. Podobnie zgodzili się Ursacjusz,
Germiniusz Sirmijski i Walens z Mursji i wszyscy, którzy tam ze Wschodu byli.
Ale ze swej strony od Liberiusza pozyskali to, że wyklął utrzymujących, jakoby
Syn nie był Ojcu co do istoty i we wszystkim podobny. Bo gdy Eudozjusz i jego
towarzysze, którzy w Antiochii herezji Aecjusza sprzyjali, otrzymali list
Hozjusza, roznieśli zaraz wieść, że i Liberiusz potępił wyrażenie współistotny,
i że wyznał, iż Syn do Ojca nie był podobny. Gdy się więc w ten sposób posłom
zachodnim rzecz udała, cesarz pozwolił Liberiuszowi wrócić do Rzymu". A
potem opowiada nasz historyk, jak zrządzeniem Opatrzności Bożej Feliks, który
wraz z Liberiuszem miał rządzić Kościołem rzymskim, po niejakim czasie umarł i
tym sposobem rządy samemu pozostawił Liberiuszowi.
Ale ostatnia
jego zaraz wiadomość fałszywa, bo Feliks po powrocie Liberiusza nie umarł, lecz
został wygnany przez Rzymian i umarł na prowincji dopiero w osiem lat po swoim
wypędzeniu. A i w całym opowiadaniu Sozomena wiele jest niedokładności, które z
opowiadaniem św. Hilarego i z innymi pewnymi faktami pogodzić trudno, a bez
wątpienia więcej na wiarę zasługuje współczesny i blisko całej sprawy
dotykający się Hilary niż Sozomen, który w siedemdziesiąt lat później pisał i
jak sam przyznaje, z ariańskich czerpał źródeł.
Z tego, co św.
Hilary pisze, wnosić trzeba, że wysłańcy ariańskiego Soboru Ancyrańskiego,
Bazyliusz i jego towarzysze, zataili ten kanon soboru, w którym wyraz współistotny
był potępiony. A dlaczegóż to robili? Dwór cały był arianizmem przejęty, jeżeli
więc ten kanon taili, to jedynie dlatego, że Liberiusz, który właśnie wówczas w
Sirmium się znajdował, stał silnie przy wyrażeniu potępionym w Ancyrze. Toteż
niepodobna przypuścić, aby ci sami biskupi, którzy się z kanonem swoim przed
Liberiuszem taili, wymóc na nim mogli odrzucenie potępionego tam wyrazu, co
właśnie w Sozomenie wielu chce wyczytywać. Przecież i sam Sozomen utrzymuje (Hist.
eccl. III, 7), że biskupi rzymscy od początku, aż do jego czasów wytrwale
stali przy wszystkich uchwałach Nicejskich, a zatem i przy wyrażeniu współistotny,
i że stolica rzymska szczególniej opierała się zabiegom ariańskim i wszystkiej
tej herezji odrostki na Zachodzie starannie poodcinała. Opowiadanie więc
Sozomena można sobie w ten sposób tłumaczyć, że wspomnieni wysłańcy soboru
ancyrańskiego nie śmieli wprost domagać się od papieża odrzucenia wyrazu współistotny,
ale przedstawili mu swoje przeciw temu wyrażeniu wątpliwości i w tej myśli
odwoływali się na niektóre dawniejsze wyznania wiary, a mianowicie na
wyznanie, ułożone przeciw Pawłowi Samosateńskiemu, w którym ten wyraz współistotny
(w znaczeniu sabeliańskim) (12) był odrzucony i na wyznanie
antiocheńskie, równie jak na pierwsze wyznanie ułożone w Sirmium, przyznające
Synowi Bóstwo i odwieczne rodzenie z Ojca, ale pomijające wyrażenie
współistotności. Liberiuszowi w ten sposób posłowie owi wydali się jako
zwiastuny dobrej nadziei, jako ludzie przeciwni tylko Sabelianizmowi i złemu
rozumieniu współistotności Syna i dlatego jeszcze przeciwko temu wyrażeniu
uprzedzeni, mógł więc względem nich w ten sposób przyczajonych, zachować się z
taką łagodnością i wyrozumiałością, jaką w podobnych okolicznościach pokazywali
dwaj wielcy obrońcy wiary, Atanazy i Hilary. "Nie należy, pisał Atanazy
właśnie o Bazylim i jego towarzyszach, za nieprzyjaciół uważać tych, którzy
przyjęli wszystko, co w Nicei uchwalono, a tylko wątpliwości mają co do jednego
wyrażenia współistotny, bo nie widzimy w nich arianów i nieprzyjaznych
Ojcom, ale rozprawiamy z nimi jak bracia z braćmi, będącymi tegoż samego
sposobu myślenia, a różniącymi się tylko w jednym wyrazie." (De synodis,
n. 41).
Podobnie wyraża
się Hilary o tych samych biskupach, nazywa ich "najdroższymi braćmi",
wystawia ich zasługi, że na dworze cesarskim podkopali wziętość szpetnej
doktryny ariańskiej i jak Atanazy zupełnie usprawiedliwiał Ojców, którzy z tytułu
potępienia Pawła Samosateńskiego odrzucili wyrażenie współistotny (De
synodis, n. 43), tak Hilary usprawiedliwiał posłów ancyrańskich i od
wszelkiego podejrzenia herezji oczyszczał dwa wyżej wspomnione wyznania wiary
antiocheńskie i pierwsze syrmijskie.
Z takim więc
samym umiarkowaniem i łagodnością mógł Liberiusz przyjąć przedstawienia Basiliusza
i Eleusiusza, wierząc ich słowom, a nie mogąc przeniknąć jeszcze tajnych ich
myśli, tym bardziej, że dopraszali się oni o potępienie tych, którzy utrzymywali,
że "Syn nie jest Ojcu co do istoty i we wszystkim podobny". Całe też
opowiadanie Sozomena na to wychodzi, że papież nic więcej nie zrobił w Sirmium,
jak tylko, że potępił anomeów (13), to jest, że potępił ścisłych arianów, a
z półarianami, którzy się prawowiernymi katolikami wyznawali, zachował się
łagodnie i wyrozumiale. Żeby Liberiusz miał ich już przyjąć do jedności
kościelnej, o tym Sozomen nie pisze ani słowa; ale choćby to papież robił,
któżby ośmielił mu się za winę poczytywać i za herezję, skoro mu się oni za
gorliwych wyznawców jego wiary wydawali? Sozomen jednak, powtarzamy, milczy o
tym, jakkolwiek później obszernie opisuje, jak partia tych samych biskupów, od
arianów prześladowana, dopraszała się Liberiusza o przyjęcie jej do jedności
kościelnej, do której też wreszcie przypuszczoną została po zupełnym i
bezwarunkowym podpisaniu się na wyznanie nicejskie.
W ten sposób
tłumacząc opowiadanie Sozomena, możemy dobrze wyjaśnić sobie zachowanie się
Liberiusza. W straszliwym ówczesnym położeniu Kościoła Liberiusz mógł łagodnie
zachować się względem biskupów, którzy wymawiali się wprawdzie od przyjęcia
nicejskiego wyrażenia współistotny, ale wymawiali się w sposób
pozwalający dobrze rozumieć o ich prawowierności, i którzy stanowczo zerwali z
partią ściśle ariańską. Mógł więc łagodnością swoją papież ich sobie pozyskać
tak dalece, że ci skłonili cesarza do pozwolenia na jego powrót, tym bardziej,
że Rzymianie nagląco o ten powrót się dopraszali, i że wskutek tego groźne
wszczynały się tam rozruchy. Dlatego też nie utracił on po powrocie swoim
miłości ludu rzymskiego, tak przeciwnego arianizmowi, bo przecież posłańce
zachodni widzieli wszystko, co się działo w Sirmium, mogli więc dobre dać
świadectwo przed całym Kościołem o wytrwałej stałości Liberiusza.
Możemy też łatwo
sobie wytłumaczyć, w jaki sposób powstała bajka o upadku Liberiusza. Łagodne
zachowanie się papieża w Sirmium względem półarianów mogło łatwo dać powód do
puszczenia wieści, że papież podpisał jakieś wyznanie wiary. A że arianie
wielki w tym mieli interes, aby to, co się w Sirmium działo w dobrym dla siebie
przedstawić świetle, przeto nic dziwnego, że rozpuścili pomiędzy swymi wieść,
jakoby Liberiusz podpisał ich wyznanie wiary, a potępił Atanazego i nic też
dziwnego, że z właściwą sobie sztuką, fałszywe a odpowiednie do tej wieści
popodrabiali dokumenty, których historyczną wartość powyżej rozbieraliśmy. Na
rękę bardzo arianom były pozory: łagodne obejście się Liberiusza z półarianami
i pozwolenie papieżowi na powrót z wygnania przez cesarza, znanego ze swej
przychylności dla arianów. Toteż nic dziwnego, że fałszywe te wieści o
Liberiuszu tak dalece się w owych czasach rozeszły, iż Rufinowi, choć
współczesnemu, trudno było prawdę od fałszu rozróżnić. Przyczynić się też
niemało mogły do utwierdzenia tych wieści fałszywych potwarze przeciwko niemu
rzucane, kiedy po powrocie już swoim do Rzymu upadłych na soborze w Rimini (14) na
powrót przyjął do jedności Kościoła; nie podobało się to niektórym, więc po
całym świecie, acz nieliczni, roznosili skargi swoje na papieża, że się z
wiarołomnymi połączył, "perfidiae manus dedit". Gorliwcy ci (na czele
których byli dwaj kapłani Faustinus i Marcellinus) podobnież i św. Hilarego
oskarżali o pobłażanie dla heretyków. Ale z tytułu tego zarzutu nie mamy już
potrzeby bronić ani św. Hilarego, ani Liberiusza.
Rozpatrzyliśmy
więc wszystkie świadectwa, jakie przeciwko Liberiuszowi mogą być stawiane i
pokazało się, że wcale nie są one dostateczne do jego potępienia. Posłuchajmy
teraz z kolei świadków, jacy za jego niewinnością przemawiają.
Pierwszym może
tu być św. Ambroży. Był on w tych czasach w Rzymie, kiedy Liberiusz wrócił z
wygnania; dobrze więc go znał i słyszał jego przemowy do ludu, a o tych właśnie
jego naukach mówi: "czym świętszy był to człowiek, tym szanowniejsze były
jego słowa". Wiadomo zaś, kto był św. Ambroży (b),
wiadomo, z jaką siłą duszy walczył on przeciwko fałszowi wszelkiemu, toteż ten
wielki miłośnik prawdy nie mógłby w żaden sposób wypowiedzieć pochwalnych słów
swoich o papieżu, gdyby ten powrócił z wygnania poniżony jakimi bądź
ustępstwami, poczynionymi arianom i niegodnymi wcale wysokiej godności swojej.
Drugim świadkiem
z czwartego wieku jest Rufin, który pisze: "Liberiusz biskup Rzymski,
powrócił jeszcze za życia Konstancjusza. Czy się zaś to stało, że ustąpił jego
woli, czy też, że chciał zadosyć uczynić ludowi rzymskiemu, tego na pewno
powiedzieć nie mogę". Na pierwszy rzut oka słowa te zdają się być dosyć
obojętne dla Liberiusza, ale zastanowiwszy się bliżej, dojrzeć w nich możemy dobre
świadectwo jego niewinności. Bo tylko zważmy, o co tu chodzi. Wszakże tu idzie
o upadek papieża, o fakt, jaki się miał spełnić na dworze cesarskim, wobec
biskupów z Zachodu, Afryki i Wschodu, wobec nieprzyjaznych sobie partii, tak
przy katolikach, jak przy arianach i półarianach. O fakcie więc takim, gdyby on
rzeczywiście miał miejsce, jakże w kilkanaście lat potem już nie mógł nic się
dowiedzieć pisarz, który był w Rzymie i w Akwilei i na Wschodzie? Tak
niewiadomość Rufina, jak milczenie tylu pism i pisarzy, którzy o arianizmie w
owym czasie traktowali, byłoby zupełnie niezrozumiałe. Dlaczego by heretycy nie
tryumfowali głośniej z upadku papieża? Współcześni Epifaniusz i Febadiusz
opowiadają nam, jak arianie nie mogli dosyć nacieszyć się upadkiem Hozjusza i
jak go katolikom wytykali na oczy; a tymczasem ani słowa nie mówią, aby się
cieszyć oni mieli z jakiegoś podpisu Liberiuszowego. Wszakże nawet Donatyści
powoływali się na upadek Hozjusza, dowodząc, że Kościół rzymski splamił się
jednością z takim człowiekiem (15), a przecież daleko by im dogodniej było
wskazać na głowę tego Kościoła, gdyby w rzeczy samej na niej ciążyła wina
herezji.
Sulpicjusz
Severus, przyjaciel św. Febadiusza, Marcina i Paulina, doskonale znający
ówczesny stan rzeczy, pisze w swojej historii: "Liberiusz został wrócony z
wygnania wskutek zaburzeń rzymskich". O innej jakiej bądź przyczynie
powrotu Liberiusza nie podaje nic ten historyk.
Inny znów,
bliski bardzo owych czasów historyk, Sokrates (dzieje swoje zakończył na 439
r.) tak pisze o powrocie papieża: "Liberiusz z wygnania powrócił do swojej
stolicy biskupiej, gdy lud uczynił zaburzenie i Feliksa wygnał; przeciwko woli
swojej cesarz zgodził się na to". Historyk nie tylko za przyczynę jedyną
powrotu podaje zamieszanie w Rzymie, ale nadto wyraźnie dodaje, że na powrót
ten zgodził się cesarz z niechęcią. Więc widocznie Liberiusz w swojej stałości
złamanym nie był.
Jeszcze
pewniejszym świadkiem jest Teodoret, jeden z najuczciwszych pisarzy pierwszej
połowy piątego wieku. Uczony ten pisząc o powrocie Liberiusza nazywa go
"sławnym zapaśnikiem prawdy", a pisząc o prośbach matron i ludu
rzymskiego za papieżem dodaje nareszcie: "i tak powrócił ów wielki
Liberiusz". Pytamy, czy tak by mógł ten historyk opisywać powrót okupiony
niegodną słabością?
W starych
martyrologiach pomieszczono Liberiusza jako Świętego. Nawet u Koptów zachowała
się jego pamięć w poszanowaniu. Greckie Menologium (to samo, co nasze
martyrologium) nazywa go "rycerzem prawdy", który był od
Konstancjusza wygnany, ale na prośby Rzymian powrócił. Jeszcze wyraźniej w
Mensach (16) czytamy: "Konstancjusz zamierzył sobie rozerwać
jedność między Liberiuszem i Atanazym, ale na próżno". W życiu kościelnym
nie widać więc nigdzie najmniejszego śladu upadku Liberiusza, pamięć jego owszem
zachowana jako święta.
Więc przeciwko
niemu kilka świadectw wątpliwych, lub widocznie popodrabianych, a za nim
świadectwa nader wyraźne i niewątpliwej autentyczności.
Wyrok możemy
zostawić każdemu czytelnikowi, bo nader on już łatwy do wyprowadzenia.
Ale na
zakończenie dodamy jeszcze kilka uwag.
Lud rzymski
przywiązany był bardzo do Liberiusza, powodem zaś tego przywiązania była
głównie niechęć tego ludu dla arianów i silna przeciwko nim opozycja papieża.
Gdy papież wraca, Rzymianie przyjmują go z zapałem, a mogli dobrze wiedzieć, co
się działo w Sirmium, bo tam ich byli posłowie. Gdyby papież wszedł w
jakąkolwiek zgodę z arianami, zapał ten nie tylko byłby niewytłumaczony, ale
byłby niemożliwy.
Po powrocie
Liberiusza, Konstancjusz upiera się przy tym, aby obok Liberiusza rządził
Kościołem Feliks. Konstancjusz więc widocznie zachowuje się względem Liberiusza
wcale nie tak, jakoby się zachowywał względem papieża, któryby przystał na jego
żądania. Upór Konstancjusza na podtrzymywaniu Feliksa objaśnia się jedynie
stałością Liberiusza.
Zresztą nigdzie
nikt nie wspomina o żadnym odwołaniu ze strony Liberiusza. A jednak gdyby
papież upadł, cały świat by o tym wiedział i potrzeba by było później równie
głośnego zreperowania winy; trzeba by było odwołania błędu. Gdy biskupi
obradujący w Rimini upadli przez słabość, podobną zarzuconej Liberiuszowi,
papież ten domagał się od nich wyraźnego i głośnego odwołania. Czyż podobna,
aby miał siłę do podobnego wezwania, gdyby sam upadł poprzednio, a upadku swego
odwołaniem nie poprawił; a jednak odwołania takiego najmniejszego nawet śladu
nigdzie w dziejach nie ma.
A i samo
zachowanie się biskupów ariańskich na soborze w Rimini pokazuje, że upadek
Liberiusza jest bajką. Używano tam różnych intryg, gróźb, próśb i łez. Pisarze
kościelni opowiadają nam o tym szeroko (17), a jednak nigdzie nie napotykamy
wzmianki, aby się odwoływano tam do powagi jakiego podpisu papieskiego.
Konstancjusz tak długo miałby na ten podpis wyczekiwać, tak mozolnie miał on
być pozyskany, a właśnie gdzie najlepszy można by z niego zrobić użytek, nikt o nim nie wspomina! Czy to
możliwe, gdyby rzeczywiście jaki w tym rodzaju podpis papieża miano w ręku?
Milczenie więc zupełne w tym względzie Konstancjusza i biskupów ariańskich w
Rimini jednym jeszcze więcej jest dowodem niewinności Liberiusza.
Liberiusz i
przed wygnaniem, i po wygnaniu nieustraszonym przedstawia się w dziejach obrońcą
wiary i wówczas nawet, kiedy po upadku biskupów w Rimini "świat jęknął z
boleści i osłupienia, że się ariańskim obaczył", on jeden pozostał
niewzruszony przy prawdzie. I przeciwko takiemu papieżowi ciężką rzucono
potwarz herezji! I że ją rzucono, to mniej jeszcze dziwi, bo było to w swoim
czasie bardzo na rękę tym, którzy ją wymyślili; lecz, że potwarz ta do dzisiejszego
dnia w przekonaniu niektórych uczonych żyła, to przypisać można tylko albo
naprzód powziętemu uprzedzeniu, albo niedostatecznemu rzeczy rozpatrzeniu i
lekkomyślnemu powtarzaniu bajek historycznych.
Ks. M. N.
–––––––––––
Artykuł z czasopisma "Przegląd Katolicki", 1870 r. Dnia 31 Marca, Warszawa, Nr 13, ss. 193-203. (*)
(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono;
przypisy nienumerowane od red. Ultra montes.)
Przypisy:
(1) W artykule tym korzystaliśmy z pracy
G. Sznemana (c), pomieszczonej w listopadowym zeszycie roku 1868
niemieckiego czasopisma Der Katholik.
(2) Caillau, Collectio SS.
Eccl. Patrum, t. XXVII, pag. 172, Fragm. IV.
(3) "Presbyteros urbis
Romae... a latere meo ad Alexandriam ad supradictum Athanasium direxi, ut ad
urbem Romam veniret: ut in praesenti id, quod ecclesiae disciplina extitit, in
eum statueretur. Litteras etiam ad eumdem per supradictos presbyteros dedi,
quibus continebatur, quod si non veniret, sciret se alienum esse ab Ecclesiae
Romanae communione".
(4) Caillau, t. XXVII, 174 et seq.
(5) N. 35 et seq.
(6) Regesta Pontificum, p.
930, n. CLI.
(7) Praelectiones historiae
ecclesiasticae, ed. Rom. I, 265 seq.
(8) Conciliengeschichte I,
663 i nast.
(9) Hilarius
Pictaviensis, geschildert in seinem Kampfe wider den Arianismus, s. 47 i 4.
(10) Są też w czterech tych podrobionych
listach właściwości językowe, wcale nienapotykane w prawdziwych pismach
Liberiusza. W 1-ym i 2-gim liście czytamy "Julius bonae memoriae
episcopus"; Liberiusz tymczasem zawsze pisze: sanctae, felicis
memoriae. Nigdy też nie używa seu w znaczeniu et, jak to kilka
razy ma miejsce w onych czterech listach np.: "a communione mea sive
Ecclesiae Romanae"; "cum universis episcopis orientalibus seu per
universas provincias"; "legati mei seu episcopi".
(11) "In hoc habetur detestabilis,
quod Liberium Romanae urbis episcopum pro fide ad exilium pergentem, primus
sollicitavit ac fregit et ad subscriptionem haereseos compulit".
(12) Sabelianizm i arianizm zgadzają się w
tym, że pojęcie jedności Bóstwa biorą za podstawę wyłączną swych doktryn, ale
rozchodzą się w dwa wręcz przeciwne sobie kierunki, w pojmowaniu stosunku
osobistości do istoty Bożej. Podług arianizmu Bóg jeden jest zarazem jedną tylko
osobą Boską, jest tylko Bogiem Ojcem, Syn Boży jest czymś pośrednim pomiędzy
Bogiem Ojcem a światem, a jakkolwiek wysoko stoi On ponad światem, jednakże istotnie
różnym jest od Boga Ojca, bo jest istotą w czasie stworzoną. Sabelianizm
przeciw tej dualistycznej doktrynie stawia swoją panteistyczną. Przyznaje on
trzy osoby współistotne, ale dla niego osoba każda jest tylko inną formą
objawienia jednego Boga. Współistotność jest tu tożsamością osobową i dlatego
błędem przeciwko prawdzie objawionej.
(13) Gdy Kościół na Soborze Nicejskim
wiarę swą wypowiedział w wyznaniu współistotności Syna z Ojcem (homousios),
a półarianie przyznawali, że Syn podobny (homoiusios) Ojcu, zawziętsi
arianie utrzymywali, że Syn nie tylko co do istoty jest różnym od Ojca,
ale nawet niepodobny (anomojos, stąd nazwa ich Anomei) co do
istoty i we wszystkim.
(14) Sobór w Rimini odbył się 359 r.
Ariańscy biskupi byli tam ekskomunikowani, ale Konstancjusz przyjął bardzo źle
wysłańców soboru i przetrzymał ich u siebie tak długo, dopóki ci nie podpisali
wyznania, w którym powiedziano jedynie, że Syn równy Ojcu i nie odwołali
wszystkiego, co na soborze było uchwalone. Nie lepiej trzymali i pozostali w
Rimini biskupi zagrożeni, że będą dopóty w Rimini zatrzymani, dopóki nie
podpiszą tej samej formuły, jaką podpisali ich posłowie, ustąpili po długim
wahaniu. Ci to właśnie później żałując swego postępku, byli do jedności
Kościoła przez Liberiusza przyjęci.
(15) Hozjusz przed śmiercią uroczyście
odwołał wymuszone na nim w Sirmium wyznanie półariańskiej wiary.
(16) Menses są to księgi kościelne
Greków, zawierające na każdy dzień officia świętych z odpowiednimi
lekcjami i hymnami.
(17) Oprócz Fragmentów św. Hilarego
mówi o tym przedmiocie św. Atanazy w dziele De synodis, św. Hieronim w
piśmie przeciwko Lucyperianom, tudzież historycy kościelni: Rufin, Sulpicjus
Severus, Sokrates, Sozomenus i Teodoret.
(a) "półariańskie" =
"semiariańskie".
(b) Zob. Abp Ignacy Hołowiński, Mistrzowie słowa. Święty Ambroży.
(c) Gerhard Schneemann SI.
(*) Por. 1) Bp Michał Nowodworski, a) Literaci pogańscy w pierwszych wiekach
chrystianizmu. b) Chrystianizm w walce z poganizmem. c) Liberalizm. d) Monogenizm.
e) Wiara i rozum.
f) Honoriusz papież. g) Kilka słów Ojców
i Nauczycieli Kościoła dla tych, którzy szemrzą w przeciwnościach i
cierpieniach. h) Życie chrześcijańskie. i) Bałwochwalstwo. j) Janseniści – sekta przewrotnych obłudników. k) Chrystianizm i materializm. l) Weissa "Apologia
chrystianizmu". m) Rekomendacja książki pt. "Homo versus
Darwin, czyli sprawa o pochodzenie człowieka".
n) Czy Kościół kiedy uczył, że kobiety nie mają
duszy ludzkiej? o) Jaka jest
nauka Kościoła o diable? p) Stanowisko
Szekspira wobec Kościoła. q) Śp. ksiądz Zygmunt Golian.
2) Abp Romuald Jałbrzykowski, Święty Liberiusz, Papież.
3) Ks. Antoni Krechowiecki, Errata historii co do Papiestwa w kolei
wszystkich wieków. Studium krytyczne.
4) Józef kardynał Hergenröther, Rzekome błędy i sprzeczności
Papieży.
5) Ks. Jacek Tylka SI, a) Dogmatyka katolicka.
b) Traktat o Kościele Chrystusowym.
6) Ks. Franciszek Hettinger, Nieomylność Papieża.
7) Ks. Maciej Sieniatycki, a) Apologetyka czyli dogmatyka fundamentalna.
b) Zarys dogmatyki katolickiej.
8) P. Ferdinandus Cavallera
SI, Thesaurus doctrinae
catholicae ex documentis Magisterii ecclesiastici.
9) Bp Władysław Krynicki, Dzieje Kościoła powszechnego.
10) Sac. Franciscus
Zeibert, Compendium historiae
ecclesiasticae.
11) Dissertationes
selectae in Historiam ecclesiasticam. Auctore Bernardo Jungmann, Eccles. Cathedr. Brugens. Canon. hon., Philos. et S. Theolog. Doct.,
ac Profess. ord. Hist. eccl. et Patrol. in Universitate cath. Lovaniensi. Tomus II. MDCCCLXXXI (1881). Ratisbonae,
Neo-Eboraci & Cincinnati. Sumptibus, chartis et typis Friderici Pustet, S. SEDIS APOSTOLICAE TYPOGRAPHI, ss. 3-84. (Dissertatio sexta. De Arianismi fatis ac de supposito lapsu Liberii
R. P.).
Za: http://ultramontes.pl/liberiusz_papiez.htm