Dwa dni temu, w święto Katedry Św. Piotra w Antiochii (w kalendarzu modernistycznym - novus ordo, oraz używanym przez FSSPX kalendarzu z 1962 r. jest to święto Stolicy Św. Piotra, moderniści usunęli bowiem w 1962 r. święto Katedry Św. Piotra w Rzymie - 18 stycznia) x. Szymon Bańka z koncesjonowanego neo-FSSPX wygłosił kolejny już wykład, tym razem w całości poświęcony Rzymskim Katolikom integralnym (przyjmującym integralnie, tj. w całości zdrową doktrynę katolicką, co x. Bańka nazywa "dogmatyzowaniem, charakterystycznym dla sedewakantystów"), czyli tzw. sedewakantystom. Już na początku x. Bańka jak zwykle miesza, mówiąc coś o jakiś sedewakantystach liczących wakat Stolicy Piotrowej od [sic!] XVI wieku. Jest to bardzo interesujące, bo pierwszy raz spotkałem się z takim twierdzeniem. Bardzo proszę x. Bańkę o podanie konkretnego przykładu, bo od kiedy zajmuje się tym tematem, a jest to już ok 10 lat (w 2011 r., jeszcze jako wierny związany z FSSPX, zacząłem interesować się szeroko rozumianym ruchem tradycji, porównywać, badać, czytać publikacje nie tylko na stronach FSSPX, nie miałem nigdy tak zamkniętego, sekciarskiego umysłu.
Również w 2011 r. poznałem osobiście x. Rafała Trytka, z którym rozmawiałem na te tematy) nigdy nie spotkałem się z takim przypadkiem. Z tego co mi wiadomo, są jakieś naprawdę marginalne grupki w USA, liczące wakat od ok. połowy XIX wieku, od Papieża Piusa IX bądź Leona XIII. Nie wiem czy jest jakikolwiek kapłan, który głosił by tego typu teorie, czy są to jedynie grupki świeckich, pozbawione kapłana. Są to grupki równie marginalne, co konklawiści wybierający w pięć osób "papieża" (żadna z tych osób oczywiście nie miała święceń). Nie ma więc większego sensu zajmować się tego typu przypadkami, które raczej należy traktować bardziej jako ciekawostkę dla lekarzy, niż teologów. Są też oczywiście tzw. "katolicy integralni" odrzucający sedewakantyzm, potępiający go na równi z lefebryzmem jako schizmę i herezję, i twierdzący że jakiś papież gdzieś na pewno żyje, ale nie wiadomo gdzie. Część z nich jest zwolennikami "tezy o Sirim" (wg. nich kard. Sirii miał zostać ważnie wybrany w 1958 r., a jego ewentualna abdykacja była pod przymusem, a więc była nieważna). Jeszcze inni z nich twierdzą (lub twierdzili) że żyje wciąż Pius XII czy inny Papież, którego śmierć została sfingowana, a który musi się obecnie ukrywać. Niektórzy natomiast cofają się rzeczywiście aż do XVI lub XVII wieku, upatrując w tych czasach ostatniego, prawowiernego Papieża. Wszystkie te przypadki są jednak tak marginalne, podzielane przez grupy kilku świeckich na całym świecie, i przede wszystkim, nie mają one nic wspólnego z sedewakantyzmem jako takim, sami ich wyznawcy jasno odcinają się i dystansują od sedewakantyzmu. Więcej cech wspólnych mają oni nie raz z lefebrystami, dlatego też wrzucanie ich do jednego worka, z napisem "sedewakantyzm" to zwykłe kłamstwo i manipulacja. Wielu z tych ludzi ma dokładnie tyle samo wspólnego z nami, co z FSSPX, chodzili na msze do bractwa, potem przestali widząc błędy i sprzeczności, jednak zamiast zdrowej doktryny, przyjęli własne, prywatne interpretacje i to ich zgubiło.Następnie x. Bańka znowu manipuluje i kłamie (albo popisuje się swoją niewiedzą) twierdząc, że teza o utracie urzędu przez papieża popadającego w herezje była tylko opinią teologiczną (czymś o czym teologowie przed Vaticanum II sobie "dyskutowali przy herbatce"), nigdy nie podpartą oficjalnym Magisterium Kościoła. Doprawdy? Czyli wg. x. Bańki, Bulla Cum ex apostolatus z 15 II 1559 r. Papieża Pawła IV (†1559) to nie jest akt Magisterium? Papież pisał tam wówczas: „Dodajemy również, że gdyby kiedykolwiek się okazało, że jakiś biskup, (a nawet pełniący obowiązki arcybiskupa, patriarchy, albo prymasa), czy też kardynał Świętego Kościoła Rzymskiego, albo (jak to zostało wyżej wspomniane) legat, czy też papież rzymski przed dokonaniem jego wyboru do godności kardynała, albo przed wyniesieniem go do godności papieskiej odpadł od wiary katolickiej, albo popadł w jakąkolwiek herezję: wówczas wybór albo wyniesienie tej osoby, nawet dokonane w zgodzie i jednomyślnie przez wszystkich kardynałów będzie żadne, nieważne i próżne… Prócz tego wszystkie razem i każda z osobna z osób wyniesionych i awansowanych w taki sposób do swych godności, mocą samego faktu, bez żadnego dokonanego w tej kwestii ogłoszenia będą pozbawione wszelkich godności, miejsc, zaszczytów, tytułów, władzy, urzędów i mocy”.
Czy powyższy tekst pozostawia jakiekolwiek wątpliwości? Czy powyższy tekst stanowi akt zwyczajnego, powszechnego Magisterium Kościoła, a więc jest nieomylny? To są pytania retoryczne. Potwierdzenie tego aktu znajdujemy w nowym Kodeksie Prawa Kanonicznego, z 1917 r. KPK w żaden sposób nie odwołuje powyższego nauczania, wręcz przeciwnie, potwierdza go. W ten sposób, zgodnie komentowali to wszyscy kanoniści do Vaticanum II. Więcej cytatów można znaleźć na tej stronie, w zakładce MAGISTERIUM KOŚCIOŁA. Aby nie rozwlekać tego tekstu, posłużę się tylko jednym z nich: „Jeżeli rzeczywiście zdarzyłaby się taka sytuacja, to on [rzymski Papież] z mocy prawa Boskiego, odpadłby z urzędu i to bez żadnego wyroku – doprawdy, nawet bez deklaratywnej sentencji. Ten, kto otwarcie głosi herezję sam się stawia poza Kościołem i jest niepodobieństwem, by Chrystus mógł zachować Prymat Swego Kościoła w kimś tak niegodnym. Dlatego też, gdyby rzymski Papież głosił herezję, to jeszcze przed jakimkolwiek potępiającym wyrokiem (który zresztą byłby niemożliwy) utraciłby swoją władzę”. Coronata, Institutiones Iuris Canonici (Rzym, Marietti, 1950).
Tak więc x. Bańka nazywa "błędem sedewakantystów" trzymanie się tezy, która wynika wprost z Magisterium Kościoła, a nie prywatnych opinii teologów. Bulla Papieża Pawła IV to nie "prywatna opinia teologiczna", tak samo jak Kodeks Prawa Kanonicznego. Prywatną opinią może być to, czy rzekomy papież utracił swój urząd w momencie głoszenia herezji, czy też przez sam fakt herezji nawet tylko wewnętrznej, nigdy nie objął urzędu (wątpliwości tego typu są zasadne zwłaszcza w przypadku np. Jana XXIII, któremu ciężko wykazać jawną, publiczną herezję przed wyborem na urząd). Nie jest natomiast prywatną opinią fakt, że heretyk NIE MOŻE być Papieżem, a więc albo traci urząd, albo też nigdy nie obejmuje go. Jest jeszcze trzecia opcja - sedewakantyzm formalno-materialny, czyli tzw. teza z Cassiciacum, wg. której sam wybór jest ważny, ale osoba ważnie wybrana, ze względu na wewnętrzną przeszkodę, jaką jest chęć narzucenie herezji Kościołowi, nie może objąć urzędu. Wg. tej tezy jest to tzw. "papież materialny", czyli elekt. Nie jest on Papieżem, ale może się nim stać, kiedy usunie tą wewnętrzną przeszkodę - czyli kiedy się nawróci. Jest więc "papieżem w możności". Możemy to właśnie traktować jako opinię teologiczną, nie jest to dogmat wiary (jak niektórym się mylnie wydaje). Pewne jest jednak, że heretyk nie jest Papieżem, i co do tego wszyscy katolicy są zgodni, bo jest to niezaprzeczalny fakt teologiczny (wniosek, nie opinia) wynikający wprost z nieomylnego Magisterium Kościoła, z Wiary Boskiej i katolickiej.
Nie jest to więc żaden "nowy, sedewakantystyczny dogmat wiary", tylko po prostu nauka katolicka, głoszona przez Kościół od zawsze, obowiązująca wszystkich katolików. Nie są to więc jedynie "sentencia probabilis" jak z uporem maniaka, powtarza jak mantrę x. Bańka (przypomina to trochę małe dziecko, które nauczyło się jednego poważnie brzmiącego słowa w obcym języku, i będzie je teraz powtarzać w każdym zdaniu, aby dodać powagi i wzniosłości swym wypowiedziom...). X. Bańka twierdzi następnie, powołując się na Prawo kanoniczne (zarówno na nowy Kodeks piusowsko-benedyktyński z 1917 r., jak też na modernistyczny "kodeks" wojtyliański z 1983 r. [jak widać lefebrystom ciężko się zdecydować co uznają, i jak zwykle, po swojemu, wybierają co im się aktualnie podoba lub co im pasuje]) twierdzi że przed utratą urzędu, osoba musiała by zostać upomniana przez władzę kościelną. Powołuje się tu na szczegółowe przepisy, dotyczące duchownych niższej rangi (kleryków) oraz biskupów. Przepisy te jednak nie dotyczą Papieża! X. Bańka sam wyraźnie później stwierdza, że "Stolica Apostolska przez nikogo nie może być sądzona", i dostrzega w tym pewien "problem teologiczny". Dla katolików nie jest to jednak żaden problem, trzeba tylko umieć wyciągnąć logiczne, katolickie wnioski... Nie ma na ziemi żadnej wyższej władzy, która miała by prawo i autorytet upomnieć urzędującego Papieża, "stwierdzić" fakt jego herezji, i ogłosić utratę urzędu. Ani Sobór Powszechny, ani Kolegium Kardynałów, nie ma takiej władzy. Każda inna teoria to zwykła herezja koncyliaryzmu, jasno potępiona przez Papieży, ale wciąż ochoczo głoszona przez wszelkiej maści pseudo-tradycjonalistów, różne dziwne, pseudo-tradycjonalistyczne strony internetowe, pseudo "teologów katolickich" etc. X. Bańka zapomina jednak, że Papież nie jest jakimś tam zwykłym biskupem, ale jest zastępcą samego Boga na ziemi, jest żywym wyrazem Wiary i Tradycji, strażnikiem Prawdy, przekazicielem nauki Chrystusowej, jedną osobą hierarchiczną z naszym Panem, Jezusem Chrystusem. To Papież ma szczególną asystencję Ducha Św., obiecaną przez Chrystusa Św. Piotrowi i jego prawowitym następcą. Dlatego właśnie jest niemożliwe, aby jawny heretyk mógł być Papieżem, bo jest to sprzeczne z Boską obietnicą naszego Pana, Jezusa Chrystusa. Jest niepodobieństwem, by Chrystus mógł zachować Prymat Swego Kościoła w kimś tak niegodnym.
Następnie x. Bańka zaczyna mówić retoryką zwykłego indultowca lub konserwatysty novus ordo, twierdząc że ciężko wykazać panu Jerzemu Bergoglio jawną herezję, tj. "negowania jakiegoś dogmatu Wiary" (nie jest to definicja herezji, gdyż herezją jest negowanie KAŻDEJ prawdy Wiary, którą Kościół nieomylnie naucza, a nie tylko prawd dogmatycznych, wystarczy otworzyć katechizm aby sprawdzić sobie definicję słowa herezja, to naprawdę nie wymaga jakieś ogromnej wiedzy). Pomijając fakt, że nawet spora część konserwatystów novus ordo zarzuca Franciszkowi jawne herezje (słynne "dubia" czterech kardynałów novus ordo, czy też list otwarty - synowskie upomnienie ze strony "abp." Vigano, albo ten słynny list upominający podpisany przez przez kilkudziesięciu teologów i duchownych novus ordo, w tym m.in "abp". J.P. Lengę, "bp." A. Schneidera etc. - tak więc trochę już tych "upomnień" było, widać jednak FSSPX nie jest aż tak odważne, i nie uważa Bergoglio za heretyka...), oraz fakt, że Bergoglio wprost zanegował w 2019 r. Dogmat o Niepokalanym Poczęciu NMP, twierdząc że "Matka Boża nie była święta od początku, ale się taką stała", podpisał też bluźnierczą deklarację o braterstwie, w której jest napisane m.in., że "Bóg pragnie pluralizmu religii", co jest obrzydliwe, bluźniercze (sugerujące że Bóg PRAGNIE zła i fałszu, a nie tylko je dopuszcza) i wprost sprzeczne z I Przykazaniem Dekalogu... To już sam Vaticanum II jest jawnie sprzeczny z katolickimi dogmatami, i głosi praktycznie to samo bluźnierstwo przeciw Duchowi Św. (sugerujące że Bóg jest sprawcą zła), co Jerzy Bergoglio... „Dekret o ekumenizmie, mówiąc o schizmatykach i heretyckich sektach oświadcza: "Duch Chrystusa nie wzbrania się przecież posługiwać nimi jako środkami zbawienia, których moc pochodzi z samej pełni łaski i prawdy, powierzonej Kościołowi katolickiemu". To stwierdzenie wprost zaprzecza nauce, że poza Kościołem nie ma zbawienia, nazwanej przez papieża Piusa IX "najbardziej znanym katolickim dogmatem". Nauczanie Vaticanum II dotyczące natury Kościoła zaprzecza nauczaniu Kościoła, że tylko i wyłącznie katolicki Kościół jest jedynym, prawdziwym Kościołem Chrystusowym i że jakakolwiek grupa lub organizm oddzielony od niej w żaden sposób nie należy do Kościoła Chrystusowego. Nauczanie Vaticanum II na temat kolegialności jest sprzeczne z nauką Kościoła o prymacie św. Piotra i jego następców. Jego nauczanie o wolności religijnej jest praktycznie słowo w słowo zaprzeczeniem tego, czego nauczał na ten temat papież Pius IX w encyklice Quanta cura z 1864 roku, uważanej za akt uroczystego magisterium.” (Bp Donald J. Sanborn, Sprzeczność Vaticanum II z nauczaniem Kościoła katolickiego).
Moderniści są więc nie tylko "podejrzanymi o herezję", ale są (w większości przypadków) jawnymi heretykami, odrzucającymi nie tylko poszczególne prawdy Wiary, ale praktycznie całą Wiarę (co jasno wykazał Papież, św. Pius X w encyklice Pascendi). Lefebryści jak widać nie słuchają nawet Papieża, którego obrali sobie jako patrona, i na którego imię się powołują, nie słuchają też słów swego założyciela, abp. Lefebvre, który w wielu tekstach pisał wprost, że Vaticanum II jest w części jawnie heretycki (w kilku - kilkunastu procentach), a w większości jest dwuznaczny. Obecnie jednak przedstawiciele neo-FSSPX, podobnie jak inne instytuty "tradycyjne", wywodzące się z FSSPX, jak FSSP, IBP etc., nie mówi już wprost o herezjach Vaticanum II (jak robił to wielokrotnie abp. Lefebvre) i posoborowych "papieży", a jedynie o jego "błędnych interpretacjach" i "podejrzeniu o herezje". Jest to poniekąd logiczne, bowiem stojąc twardo na stanowisku abp. Lefebvre, że "Kościół soborowy jest heretycki i schizmatycki, nie jest zatem katolicki" trzeba w końcu dojść do jedynego logicznego, zdroworozsądkowego wniosku o wakacie Stolicy Apostolskiej, i odrzucić hierarchię tego nowego "kościoła", jako fałszywą hierarchię, pozbawioną jakiegokolwiek autorytetu i władzy jurysdykcyjnej nad Kościołem, inaczej trwać się będzie w duchowej schizofrenii, która jest absolutnie nie do pogodzenia z katolicką Wiarą. FSSPX poszło jednak w przeciwnym kierunku, czyli pełnego uznania modernistycznego neokościoła za Kościół katolicki, "Soboru Watykańskiego II" za ważny i prawowity, a posoborowych "papieży" za legalnych następców św. Piotra. Nie mówią już oni o herezjach, i praktycznie niczym nie różnią się od "zalegalizowanych" instytutów, poza tym tylko, że oni chcą odprawiać wyłącznie "mszę trydencką" (jak zwykle wbrew swojemu "papieżowi", który nakazuje uznawać oba ryty, czy też "formy jednego rytu"), podczas gdy inne instytuty godzą się na pełne uznanie i okazjonalne używanie "nowego rytu" (jak to wyjaśnił w jednym ze swych wykładów x. Bańka. Wg. niego to jedyna różnica dzieląca ich z indultowcami. Czyli różnić doktrynalnych już nie ma....).
Czy tych ludzi można nazywać katolikami? Oczywiście, że nie. Sami jasno wydają świadectwo o sobie, że nimi nie są, odrzucając nieomylność i niezniszczalność Kościoła Świętego. Czy można ich w ogóle nazywać "lefebrystami"? Też nie, gdyż abp. Lefebvre dobrze wiedział, że kwestia mszy i liturgii to nie jest jedyny problem i najważniejsza różnica. W Polsce jest jeden xiądz lefebrysta, nienależący do neo-FSSPX, podlegający pod bp. Williamsona, i trzymający się twardo stanowiska abp. Lefebvra. Mimo że to stanowisko jest błędne i teologicznie nie do obrony, to należy jego zwolennikom przynajmniej oddać to, że zachowali twarz, i nie poszli na żadne układy z modernistycznym "kościołem". Czego nie można powiedzieć o kapłanach i zwolennikach neo-FSSPX, którzy okazali się tchórzami i zdrajcami swego śp. Założyciela, i nie mają prawa wycierać sobie gęby jego imieniem.
Michał Mikłaszewski, redaktor naczelny
w święto św. Macieja Apostoła