Do Patriarchów, Prymasów, Arcybiskupów, Biskupów i do wszystkich wiernych będących w łasce i jedności ze Stolicą Apostolską!
Czcigodni Bracia, Umiłowani Synowie, pozdrowienie i apostolskie błogosławieństwo!
Stałość religijności
W kończącym się roku, w którym dzięki szczególnemu darowi i dobroci boskiej przeżyliśmy bezpiecznie 50 rok kapłaństwa, bezwiednie cofamy się myślą do ubiegłych miesięcy i wielce radujemy się wspomnieniem tego okresu. Są ku temu powody. Oto bowiem wydarzenie dotyczące Nas prywatnie i nie będące w sobie czymś wielkim ani uderzającym nowością pobudziło ludzi do tak niezwykłego wysiłku, tak widocznych wyrazów radości i uroczystych gratulacji, że nie można było życzyć sobie więcej.
Te reakcje były dla Nas jak najbardziej miłe i wzruszające lecz tym, co szczególnie w nich doceniamy jest nastawienie woli i dobrowolnie okazana stałość religijności. Docierający do Nas zewsząd zgodny chór pozdrowień wskazywał otwarcie na to, że umysły i serca ze wszystkich stron są zwrócone do Namiestnika Jezusa Chrystusa. Gdy nieraz tyle zła naciera na Stolicę Apostolską, ludzie z ufnością wpatrują się w wieczyste i nieskażone źródło zbawienia i gdziekolwiek znane jest imię katolickie, tam Kościół rzymski, matka i nauczycielka wszystkich kościołów jest czczony i słuchany jak należy, z gorliwym staraniem i najwyższą zgodnością.
Powody wydania encykliki
Z tych powodów w minionych miesiącach nieraz spoglądaliśmy w niebo składając dziękczynienie najlepszemu i najwyższemu Bogu, że udzielił Nam najłaskawiej tej lichwy życia i wspomnianej już pociechy pośród trosk i w czasie tym dawaliśmy, komu należało, wyrazy Naszej wdzięcznej woli, gdy była ku temu okazja. Koniec roku i jego uroczystości służą przypomnieniu otrzymanego dobrodziejstwa, dobrze się więc składa, że gdy jeszcze raz składamy Bogu dziękczynienie, jest z Nami cały Kościół. Jednocześnie zaś odczuwamy duchową potrzebę, by przez tę encyklikę dać publicznie świadectwo i czynimy to, jak bowiem tyle dowodów przywiązania, szacunku i miłości osładzało Nasze troski i przykrości przynosząc niemało pocieszenia, tak też pamięć jak i wdzięczność z tego tytułu zawsze będą w Nas żyły.
Pozostaje jednak większy i bardziej święty obowiązek. W tej bowiem wrażliwości ducha zmierzającego z niezwykłą ochotą do okazania czci i pielęgnowania wobec Najwyższego Pasterza rzymskiego dostrzegamy wolę i postanowienie tego, który często sprawia i tylko on potrafi wyprowadzić z drobnych momentów początki wielkich dóbr. Wydaje się, że Bóg chciał w swej opatrzności wśród tak wielkich błędów przekonań obudzić wiarę i dać okazję dla zwiększenia wysiłków w celu lepszego życia u ludu chrześcijańskiego.
Dlatego trzeba dokładać starań, by w oparciu o dobre początki dobrze postępowały pozostałe sprawy tak, by boskie postanowienia były zrozumiane i realizowane czynem. Wtedy dopiero oddanie dla Stolicy Apostolskiej będzie pełne i doskonałe, gdy łącząc się z chwałą chrześcijańskich cnót, będzie prowadziło dusze do zbawienia i owoc ten jest jedynie godnym pożądania i wiecznotrwałym.
Na tym najwyższym poziomie obowiązku, na którym postawiła Nas Boża łaskawość często podejmowaliśmy, jak należało, obronę prawdy, starając się przedstawić najbardziej te punkty nauki, które są najbardziej wskazane dla dobra publicznego, by każdy, dostrzegłszy prawdę unikał przez czujność i ostrożność zaraźliwych wyziewów błędów. Teraz zaś pragniemy zwrócić się, jak najlepszy ojciec do swoich dzieci, do wszystkich chrześcijan, by bezpośrednio zachęcić każdego do świętego kształtowania życia. Do istoty imienia chrześcijańskiego oprócz wyznania wiary niezbędne są praktyki chrześcijańskie i ćwiczenie się w cnotach, od których zależy nie tylko wieczne zbawienie dusz lecz także idąca w parze pomyślność i trwały spokój ludzkiego współżycia.
Powszechne zepsucie umysłów i obyczajów
Gdy stawia się czasem pytanie o sens życia to każdy zauważy, że obyczaje publiczne i prywatne znacznie odbiegają od przykazań ewangelicznych. Szczególnie aktualnie brzmią w naszych czasach słowa Jana Apostoła: „wszystko co jest w świecie, pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha żywota” (1 J 2, 16). Rzeczywiście wielu zapomniało skąd wyszło i do czego zostało powołanych, gdyż wszystkie ich troski i myśli są skoncentrowane na tych marnych i przemijających dobrach; wbrew naturze i z pogwałceniem porządku, służą swoją wolą tym rzeczom, do panowania nad którymi wzywa człowieka sam rozum.
Pragnienie wygód i przyjemności pociągają za sobą pożądanie rzeczy odpowiednich dla ich osiągnięcia. Stąd nieokiełznana żądza pieniądza, która zaślepia tych, których ogarnia i porywa zapalona do jej zaspokojenia, nie bacząc często na różnicę między dobrem i złem. nierzadko zaś z wielką cudzą krzywdą. Dlatego wielu z tych, których życie upływa w bogactwach powtarzają z tłumem słowo „braterstwo” zaś w głębi serca zuchwale pogardzają nim. Tak samo duch uniesiony pychą nie chce podlegać żadnemu prawu ani szanować żadnej władzy; wolnością nazywają czystą miłość własną. „Tak jak oślątko uważa się za wolno urodzonego” (Hi 11, 12).
Dochodzą do tego ponęty nałogów i niebezpieczne pokusy grzechu jak występne i nieprzyzwoite przedstawienia teatralne, wydawnictwa rozrywkowe obrażające poczucie moralności oraz sztuki służące dla pożytku życia i godziwej radości ducha oddane na służbę budzenia pożądliwości. Nie można bez lęku spoglądać w przyszłość, gdy nowe nasiona zła ciągle są wprowadzane do serc młodzieży. Znacie praktyki szkół publicznych; nie zostawiono w nich żadnego miejsca dla autorytetu kościelnego i w czasie, gdy najbardziej należy ciągle i usilnie wprowadzać w najmłodszych umysłach poczucie chrześcijańskich obowiązków, przykazania religijne są przeważnie pokryte milczeniem. Nieco starsi uczniowie są jeszcze bardziej narażeni na niebezpieczeństwo a to z powodu złej nauki, która często służy nie dla poznania prawdy lecz do pomieszania pojęć młodzieży przez fałszywe twierdzenia.
W trakcie nauczania wielu woli filozofować tylko w oparciu o rozum pomijając całkowicie boską wiarę, gdy zaś usunie się to największe i najpełniejsze światło, osłabia się ona u wielu i nie rozróżniają prawdy. Dotyczy to szczególnie poznania rzeczy cielesnych w świecie np. to, że ludzie i zwierzęta są tego samego pochodzenia i mają podobną naturę; nie brakuje też takich, którzy wątpią w najwyższego pana rzeczy i stwórcę świata – Boga odnośnie jego istnienia czy też, zwyczajem starożytnych, błądzą straszliwie odnośnie jego natury. Z tego powodu trzeba by było zmieniać samą formę i treść cnoty, prawa i obowiązku. Tak więc głoszą prymat rozumu i bardziej niżby należało gloryfikują przenikliwość myśli a ponoszą karę przez nieznajomość najważniejszych rzeczy.
Ze złymi przekonaniami w umyśle wiąże się jakby rdzeń przedłużony zepsucie obyczajów, a ich poprawa u ludzi tego rodzaju przychodzi tylko z największą trudnością, ponieważ z jednej strony tendencyjne poglądy znieprawiają sąd moralny, z drugiej zaś brakuje im światła wiary chrześcijańskiej, która jest cała zasadą i podstawą sprawiedliwości.
Codziennie naocznie wprost obserwujemy, ile klęsk wynika z takich przyczyn dla ludzkiej społeczności. Zatrute nauki wywarły wpływ na treść życia i sprawy publiczne: racjonalizm, materializm i ateizm zrodziły socjalizm, komunizm i nihilizm; są to przykre i zgubne zarazy, które nie tylko mogły lecz musiały się zrodzić z tych zasad.
Jeśli odrzuca się nieopatrznie religię katolicką, której boski początek jest potwierdzony tylu wspaniałymi i oczywistymi znakami, to zostaje też odrzucona jakakolwiek forma religii, która nie może podać takich przekonywających racji. Jeżeli duch nie różni się swoją naturą od ciała i dlatego po zniszczeniu ciała nie ma już żadnej nadziei świętego i wiecznego wieku, jaki byłby sens znoszenia w nim trudów i umartwień, by zmysły były posłuszne rozumowi? Najwyższe dobro człowieka polegałoby wtedy na używaniu życia i oddawaniu się przyjemnościom. Ponieważ nie ma nikogo, kto z samego nakazu natury byłby skłonny do świętego życia, więc każdy stara się zagarnąć, co może i urządzić się wygodnie kosztem innych. Nie ma też takiej władzy, która byłaby zdolna do pohamowania i zapanowania nad rozbudzonymi pożądliwościami, skutek więc jest taki, że łamane są prawa i osłabieniu ulega wszelki autorytet, gdy odrzuca się najwyższe i wieczne zakazy i nakazy Boga. Dlatego społeczeństwo ludzkie musi ulegać dogłębnemu zaburzeniu, jeśli nienasycona żądza zmusza każdego do ustawicznej walki, obrony zdobyczy przed innymi, sięgania po rzeczy pożądane przez innych.
Nadzieje na poprawę
W tym kierunku zmierza nieuchronnie nasz wiek. Są jednak podstawy budzące nadzieję i nie pozwalające upadać na duchu wobec obecnego zła. „Bóg bowiem stworzył, by wszystko było i uzdrawialnymi uczynił narody ziemi” (Mdr 1, 14). Jak bowiem cały ten świat może być zachowany tylko mocą woli i opatrzności tego, z którego postanowienia został stworzony, tak też ludzie mogą być uzdrowieni tylko mocą tego, z dobrodziejstwa którego zostali uratowani od zguby do życia. Wprawdzie Jezus Chrystus odkupił rodzaj ludzki raz przelaną krwią, lecz moc tak wielkiego dzieła i daru jest wieczna i trwała: „nie ma zbawienia w kimkolwiek innym” (Dz 4, 12). Dlatego ci, którzy wzrastający płomień pożądań pospólstwa starają się zgasić środkami prawnymi, dążą wprawdzie do sprawiedliwości lecz winni zdawać sobie sprawę, że nie osiągną żadnego lub niewielki tylko owoc swoich trudów jak długo będą się upierali w duchu, by odrzucać cnotę Ewangelii i wypróbowaną pomoc Kościoła. Zaradzenie złu polega na tym, by zmienić nastawienie i zarówno prywatnie jak i publicznie wrócić do Jezusa Chrystusa i chrześcijańskiego sposobu życia.
Panować nad pożądliwościami
Istotą i zasadą całego życia chrześcijańskiego jest niepoddawanie się zepsutym obyczajom wieku, lecz stałe przeciwstawianie się i walka. Dowodzą tego wszystkie słowa i czyny twórcy wiary i jej spełnienia Jezusa, jego prawa i ustanowienia, życie i śmierć. Chociaż więc przez przewrotność natury i obyczajów jesteśmy odrywani w innym kierunku, winniśmy przystępować do wydanej nam walki uzbrojeni i przygotowani w tym samym duchu i tym samym orężem, z jakim on „mając do wyboru wesele, przyjął krzyż” (Hbr 12, 1-2). Ponadto ludzie powinni przede wszystkim zdawać sobie sprawę z tego, jak bardzo niezgodne jest z wyznawaniem chrześcijańskiego imienia hołdowanie przyjemnościom, unikanie trudów związanych z cnotą i nie odmawianie sobie niczego, co schlebiałoby zmysłom. „Ci którzy są Chrystusowi ukrzyżowali swoje ciało z nieprawością i pożądliwościami” (Gal 5, 24) i dlatego Chrystusa nie ma w tych, którzy nie praktykują i nie utwierdzają się w znoszeniu cierpień, lekceważąc miękkie i delikatne przyjemności. Człowiek bowiem z nieskończonej dobroci Boga został przywrócony do życia w nadziei dóbr nieśmiertelnych, które stracił, lecz może je osiągnąć tylko, gdy będzie się starał iść śladami Chrystusa a swój umysł i obyczaje dostosowywać do idei jego przykładów. Dlatego nie jest tylko radą, lecz obowiązkiem zarówno tych, którzy wybrali rodzaj doskonałego życia jak i w ogóle wszystkich, by „nosili w ciele konania Chrystusa” (2 Kor 4, 10).
Jak mogłoby być inaczej zachowane prawo natury, które nakazuje żyć w cnocie? Przez chrzest święty zostaje zgładzony grzech przechodzący przez narodzenie, lecz nie zostają usunięte przewrotne i zepsute korzenie utwierdzone przez grzech. Część człowieka obca dla rozumu, która nie może szkodzić opierającym się mężnie przez łaskę Jezusa Chrystusa, walczy ona jednak z rozumem o panowanie zakłócając stan ducha i odciągając przemocą wolę od cnoty z taką siłą, że bez codziennej walki nie możemy ani uniknąć występku, ani też zachować obowiązków. „Święty ten synod uznaje i stwierdza, że u ochrzczonych istnieją pożądliwości lub skłonności, które służąc zmaganiu się, nie mogą szkodzić, gdy się im nie poddaje lecz sprzeciwia się im przez łaskę Jezusa Chrystusa, kto zaś dobrze będzie się zmagał, otrzyma koronę” (1).
W walce tej jest stopień mocy, do której dochodzi tylko wybitna cnota tych, którzy zdołali tak dalece opanować odruchy obce rozumowi, że wydają się prowadzić na ziemi prawie niebieskie życie. Wprawdzie nieliczni osiągają taką doskonałość, lecz filozofia starożytnych przykazywała, by każdy panował nad pożądliwościami, szczególnie zaś usilnie ci, którym codzienne warunki śmiertelnego życia sprawiają więcej kłopotu, chyba że ktoś nierozsądnie uważa, że mniej czujności potrzeba tam, gdzie bliższy jest krytyczny moment lub, że mniej potrzebuje lekarstwa, kto ciężej choruje.
Jeśli zaś ktoś zwycięża taki konflikt, to trud ten zostaje wynagrodzony wielkimi darami zarówno niebieskimi jak i doczesnymi, przede wszystkim tym sposobem załagodzone zostaje skłócenie stron, a naturze przywrócona pierwotna godność. Człowiek bowiem jest stworzony według takiego prawa i porządku, by duch rozkazywał ciału, a zmysły były rządzone postanowieniem umysłu i dlatego najprzedniejszą i najważniejszą wolnością, jakiej można pożądać jest niepoddawanie się najgorszym paniom w postaci żądz.
Ponadto w samej społeczności rodzaju ludzkiego nie widać, czego można by oczekiwać od człowieka bez jego wrażliwości ducha. Czyż będzie ktoś skłonny do dobrych zasług, gdy to, co należy czynić i czego unikać będzie mierzył miłością siebie? Nikt nie może być wspaniałomyślnym, miłosiernym, wstrzemięźliwym, jeśli nie nauczy się zwyciężać siebie i pogardzać wszystkim, co ludzkie prócz cnoty.
Nie ukrywamy, że Boże postanowienie jest takie, że żadne zbawienie nie jest dostępne dla ludzi jak tylko przez zmaganie i ból. Jeśli bowiem Bóg udzielił rodzajowi ludzkiemu uwolnienia od winy i błędu to dał takim prawem, by jego Jednorodzony odcierpiał należne Bogu i sprawiedliwe kary. Jezus Chrystus mógł zadośćuczynić Bożej sprawiedliwości w różny sposób, wybrał jednak ofiarę życia przez najwyższe cierpienia. Także dla swoich uczniów i naśladowców ustanowił takie prawo usankcjonowane jego krwią, by życie ich było wiecznym zmaganiem się z występkami obyczajów i czasów. Co uczyniło Apostołów niezmożonymi przy napełnianiu świata prawdą, co umocniło niezliczonych męczenników do dawania okrutnego świadectwa wierze chrześcijańskiej – jeżeli nie wrażliwość ducha bez lęku posłusznego temu prawu? Nie inną drogę wybrali ci, którzy starali się żyć po chrześcijańsku i pomagali sobie cnotą, nie inną więc winniśmy iść i my, jeśli chcemy się przyczynić do naszego zbawienia osobno lub wspólnie.
Gdy więc panują nieokiełzane żądze, każdy winien bronić się mężnie przed chęcią użycia i gdy nieraz korzystanie z dóbr i obfitości rzeczy odbywa się tak ostentacyjnie, trzeba chronić ducha przed wykwintnymi powabami bogactw, by nie łaknął tego, co nazywa się dobrami, lecz nie mogą go nasycić i rozpadnie się szybko zaś on utraci skarb nieprzemijający w niebie. Trzeba ubolewać również nad tym, że niebezpieczne poglądy i przykłady tak bardzo osłabiły ducha, że wielu wstydzi się po prostu chrześcijańskiego życia i imienia, co jest skutkiem dogłębnej niegodziwości lub zupełnej gnuśności. Jedno i drugie jest godne pogardy i nie może być rzeczy bardziej złej dla człowieka. Jakie mogłoby być zbawienie i jaka nadzieja dla ludzi, gdyby przestali chlubić się imieniem Jezusa Chrystusa i odmawiali stale i otwarcie prowadzić życie według przykazań Ewangelii? Sądzi się powszechnie, że wiek ten jest ubogi w silne osobowości. Niech zostaną przywrócone chrześcijańskie obyczaje a w umysłach odżyje stałość i powaga.
Modlić się o wsparcie Boże
Tak wielkim i różnorodnym zadaniom nie jest w stanie podołać sama moc ludzi. Jak dla zachowania ciała jest potrzebny chleb powszedni, tak dla duszy potrzebna jest siła i wytrzymałość udzielana przez Boga, by umocnić się w cnocie. Ze względu na ten warunek i prawo życia, które, jak powiedzieliśmy, polega na zmaganiu się, niezbędne jest zanoszenie błagań do Boga. Jak prawdziwie i pięknie powiedział Augustyn, pobożna modlitwa przebija mury i sprowadza z nieba boskie miłosierdzie. Byśmy nie zostali wciągnięci w zdradę, poleca nam boskie wezwanie, by prosić niebieskie pomoce o wsparcie przeciwko wzburzeniom pożądliwości i zasadzkom złych duchów: „módlcie się, byście nie ulegli pokusie” (Mt 26, 41). Jest to jeszcze bardziej konieczne, jeśli chcemy przyczynić się także do cudzego zbawienia. Chrystus Pan, Jednorodzony Syn Boży, źródło wszelkiej łaski i cnoty, najpierw przykładem dowodził tego, co przykazywał słowem: „całą noc spędzał na modlitwie z Bogiem” (Łk 6, 12) zaś na krótko przed męką „usilniej modlił się” (Łk 22, 43).
Z pewnością mniej trzeba by było obawiać się słabości natury a obyczaje nie pogarszałyby się z powodu niedbalstwa i niezgody, gdyby to boskie przykazanie mniej było zaniedbywane a nawet pomijane z niechęcią. Bóg daje się bowiem przebłagać, pragnie przychodzić ludziom z pomocą i wyraźnie obiecał, że proszącym szczodrze i obficie udzieli swoich darów. Co więcej sam zachęca, by prosić a nawet nalega w łagodnych słowach: „ja mówię wam: proście a będzie wam dane, szukajcie a znajdziecie, pukajcie a będzie wam otworzone” (Łk 11, 9). Abyśmy zaś nie wzdrygali się prosić z ufnością i oddaniem, przedstawia łagodnie swój majestat przez obraz i podobieństwa najlepszego rodzica, dla którego nie ma niczego ważniejszego niż miłość dzieci. „Jeśli więc wy, chociaż źli jesteście, umiecie dawać dobre dary dzieciom waszym, to o ileż bardziej Ojciec wasz, który jest w niebie, da dobro proszącym go?” (Mt 7, 11). Gdy się to zważy to nie będzie wydawało się dziwnym powiedzenie Jana Chryzostoma, że skuteczność ludzkich modlitw jest tak wielka, iż można ją porównywać z mocą Boga. Jak Bóg stworzył wszystkie rzeczy słowem tak i człowiek osiąga przez modlitwę, czego pragnie.
Dla dobrej modlitwy nie ma rzeczy niemożliwych, gdyż tkwią w niej jakby siły wzruszające, którymi Bóg łatwo daje się nakłaniać i upraszać. W czasie modlitwy bowiem odrywamy ducha od rzeczy śmiertelnych i tylko do Boga kierujemy naszą myśl, mając świadomość ludzkiej słabości i dlatego znajdujemy odpocznienie w dobroci i objęciach naszego ojca oraz szukamy schronienia w mocy stworzyciela. Przychodzimy do sprawcy wszelkiego dobra, jak gdybyśmy chcieli, by obejrzał naszego chorego ducha, wątłe siły, nasz niedostatek; pełni nadziei błagamy o opiekę i pomoc tego, który sam tylko może dać lekarstwo na choroby oraz pociechę w słabości i nędzy. Wobec takiej postawy ducha skromnie i ulegle osądzającego siebie Bóg okazuje się dziwnie skłonnym do łaskawości, gdyż jak pysznym się sprzeciwia, tak pokornym „daje łaskę” (1 P 5, 5). Niech więc zapanuje święty nawyk modlitwy umysłem, duchem, głosem i odpowiada mu jednocześnie sposób życia, by przez zachowanie boskich praw, życie nasze okazywało się wstępowaniem do Boga.
Jak pozostałe cnoty tak i ta, o której mówimy rodzi się i utrzymuje z boskiej wiary. Bóg jest bowiem sprawcą prawdziwych i jedynie godnych pożądania dóbr człowieka i od niego poznaliśmy nieskończoną Bożą dobroć oraz zasługi odkupiciela Jezusa. Z drugiej strony dla zachowania i wzrostu wiary nie ma niczego lepszego niż nawyk modlitwy. Widoczna jest ogromna potrzeba tej cnoty osłabłej u wielu lub wygasłej. Od niej bowiem trzeba się spodziewać nie tylko poprawy życia lecz także oceny tych rzeczy, których konflikt nie pozwala państwom istnieć w spokoju i bezpieczeństwie. Jeśli pospólstwo płonie pragnieniem nieprzystojnej wolności i zewsząd odzywają się groźby proletariuszy, gdy nieludzka chciwość bogatszych nigdy nie uważa, że już dość osiągnęła i występują inne niepowodzenia tego rodzaju, to nie może być na to lepszego i pewniejszego środka niż wiara chrześcijańska, jak to wyłożyliśmy szerzej w innym miejscu.
Świętość życia i posługi kapłanów
Tutaj pragniemy zwrócić nasze myśli i słowa do tych, których Bóg przyjął jako swych pomocników, nadając im w boski sposób władzę rozdzielania swych tajemnic. Gdy bada się sprawy ogólnego i prywatnego zbawienia, to nie ulega wątpliwości, że życie i obyczaje duchowieństwa wiele mogą zdziałać dla obydwu. Niech pamiętają więc, że przez Jezusa Chrystusa są wezwani, by być „światłością świata, że dusza kapłana winna jaśnieć i oświecać cały świat jak promienie” (2). U kapłana szuka się światła nauki, nie tej przyziemnej, ponieważ jego obowiązkiem jest napełnianie innych mądrością, usuwanie błędów, prowadzenie ludzi przez niepewne i śliskie drogi życia. Nauka wymaga przede wszystkim niewinności życia jako swego dopełnienia, przede wszystkim dlatego, że dla nawrócenia ludzi więcej zyskuje się przykładem niż przekonywaniem. „Niech świeci światło wasze przed ludźmi, by wiedzieli wasze dobre dzieła” (Mt 5, 16). Sens tego boskiego wskazania jest taki, że w kapłanach winna być taka doskonałość i pełnia cnoty, by mogli być jakby zwierciadłem dla patrzących. „Nie ma niczego bardziej pouczającego dla ustawicznego rozwijania pobożności i kultu Bożego niż życie i przykład tych, którzy poświecili się służbie Bożej, gdy bowiem patrzy się na nich jako na podniesionych wyżej niż rzeczy doczesne, oczy innych kierują się do nich jakby do zwierciadła i z nich biorą sobie wzór do naśladowania” (3). Jeżeli od wszystkich wymaga się, by czujnie strzegli się wpadnięcia na rafy występków i nie dążyli ze zbytnim pożądaniem za przemijającymi rzeczami, to jest rzeczą oczywistą, że kapłani winni przestrzegać tego z większą stałością i poświęceniem.
Nie wystarczy jednak nie służyć tylko pożądliwościom; świętość godności wymaga jeszcze, by nauczyli się mocno panować nad sobą i oddawali w ofierze dla Chrystusa wszystkie swoje siły, szczególnie zaś władzę umysłu i woli, które zajmują najwyższe miejsce w człowieku. „Ty który postanawiasz porzucić wszystko, siebie też zalicz do porzucanych rzeczy, najbardziej zaś i zasadniczo wyrzeknij się siebie” (4). Mając ducha wyzwolonego od wszelkiej żądzy, będą wiedzieli jak podjąć ochotnie i wielkodusznie dzieło zbawienia innych, bez czego nie przyczynią się odpowiednio i dla swego. „Jedno będzie staranie o wiernych, jeden szyk, jedna radość – móc przygotować lud doskonały. Niech troszczą się o to dla wszystkich z wielką skruchą serca i umartwieniem ciała, w trudzie i niedoli, w głodzie i w pragnieniu, w zimnie i obnażeniu” (5). Taką cnotę gotową także na jakiekolwiek trudy dla dobra bliźnich czyni nieustraszoną i pełną mocy częsta kontemplacja darów niebieskich. Im więcej wysiłków będą dokładali do tych starań, tym pełniej będą pojmowali wielkość, świętość i szczytność kapłańskich obowiązków. Dostrzegą jak nędzną rzeczą jest to, że tylu ludzi odkupionych przez Jezusa Chrystusa idzie na wieczną zgubę. Rozważanie natury Bożej będzie wzbudzało w nich samych większą miłość do Boga i pobudzało ją u innych.
Cnota w życiu narodów i państw
Najpewniejsza jest taka droga do powszechnego zbawienia. Trzeba przy tym jednak strzec się wielce, by ktoś nie przerażał się wielkością trudności lub nie zwątpił w poprawę z powodu trwałości zła. Najwyższa i niezmienna sprawiedliwość Boża zabezpiecza nagrodę za dobre czyny i karę za grzechy. Narody zaś i kraje, które nie żyją wiecznie muszą otrzymać na ziemi nagrodę należną za swe czyny. Oczywiście zdarza się, że grzeszne państwo żyje w pomyślności, takie jest bowiem sprawiedliwe boskie postanowienie, który niekiedy tym sposobem wynagradza za chwalebne czyny, nie ma bowiem narodu, który by nie miał jakiejś chwały; jako przykład takiego powodzenia Augustyn podaje Rzymian.
Obowiązuje takie prawo, że dla pomyślnego losu wielkie znaczenie posiada pielęgnowanie publiczne cnoty a mianowicie tej, która rodzi pozostałe – sprawiedliwości. „Sprawiedliwość podnosi naród, grzech zaś nędznymi czyni ludy” (Prz 14, 34). Brak tutaj miejsca, by rozpatrywać zwycięskie zbrodnie i badać, czy imperia zachowując swój stan rzeczy i funkcjonując bez oporu, nie kryją jednak w swoim wnętrzu nasienia nieszczęść. Pragniemy podkreślić tylko jedną rzecz i w historii jest pełno przykładów na to a mianowicie, że za popełnione niesprawiedliwości trzeba pokutować i to tym ciężej, im dłużej trwały występki. Nas pociesza jednak najbardziej zdanie Pawła Apostoła: „Wszystko bowiem jest wasze, wy zaś Chrystusa, Chrystus zaś Boga” (1 Kor 3, 22-23).
Rola Kościoła
Ukrytym zrządzeniem Opatrzności tak jest kierowany i rządzony bieg rzeczy doczesnych by, cokolwiek zdarza się ludziom, wszystko służyło chwale Bożej i prowadziło do zbawienia tych, którzy idą całym duchem za Jezusem Chrystusem. Ich zaś matką, przewodnikiem i strażnikiem jest Kościół, który tak jak jest wewnętrznie i niezmiennie związany przez miłość ze swym oblubieńcem Chrystusem, tak też łączy się ze społeczeństwem w walce i zwycięstwie. Nie mamy ani nie możemy mieć więc powodów do zmartwienia z powodu Kościoła, wielce jednak niepokoimy się o zbawienie wielu, którzy, pomijając zuchwale Kościół są spychani przez różne błędy do zguby; niepokoimy się z powodu tych państw, które na Naszych oczach odwracają się od Boga a wobec najwyższego zagrożenia wszystkich rzeczy zachowują prymitywną pewną siebie obojętność. „Nic nie dorówna Kościołowi … Iluż to już zwalczało Kościół i wszyscy zginęli? Kościół zaś wkracza aż do niebios. Taka jest wielkość Kościoła, zwycięża niezwyciężony, uderza w zasadzki i pokonuje je … chwieje się lecz nie upada, walczy na pięści i nie zostaje pokonany” (6). Nie tylko nie zostaje pokonany, lecz zachowuje nienaruszoną i niezmienną wśród zmienności czasów moc czerpaną wiecznie z Boga dla naprawienia natury i dokonania zbawienia. Czyż moc ta, która wyzwoliła w boski sposób świat zestarzały się w występkach i zatracony w przesądzie, nie przywiedzie zbłąkanego? Umilkną kiedyś podejrzenia i nieprzyjaźń, zostaną usunięte przeszkody i oby Kościół korzystał wszędzie ze swoich praw, broniąc i rozszerzając dobrodziejstwa zrodzone przez Jezusa Chrystusa. Wtedy będzie można przekonać się namacalnie, do kogo należy światło Ewangelii, czego może dokonać moc Chrystusa Zbawiciela.
Modlitwa do Boga
Kończący się rok, jak zaznaczyliśmy na początku, przyniósł niemało oznak ożywienia wiary. Oby te iskierki wybuchnęły płomieniem, który by spalił korzenie występków i skierował szybko życie do odnowienia obyczajów i zajęcia się sprawami zbawienia. My prowadzący statek mistycznego Kościoła w tak ciężkiej burzy, wznosimy myśli i ducha do boskiego przewodnika, który dzierżąc ster, siedzi niewidzialny w tyle okrętu.
Spójrz, Panie, jak zewsząd zerwały się wiatry, morze się wzburzyło i wysoko uderzają fale. Rozkaż, prosimy, Ty jeden to możesz, wiatrowi i morzu. Przywróć rodzajowi ludzkiemu pokój w prawdziwym znaczeniu, którego świat dać nie może i zachowanie porządku. Niech pod wpływem Twego daru i impulsu ludzie zwrócą się do należytego porządku tak, by została przywrócona właściwie pobożność do Boga, sprawiedliwość i miłość do bliźnich, wstrzemięźliwość wobec siebie, opanowanie umysłem pożądliwości. Przyjdź królestwo Twoje, niech ci, którzy w daremnym trudzie szukają prawdy i zbawienia z dala od Ciebie zrozumieją, że trzeba poddać się i służyć Tobie. W prawach Twoich tkwi słuszność i ojcowska łagodność, daj nam Twoją wyborną mocą zdolność do ich zachowania poza nami. Bojowaniem jest życie człowieka na ziemi, lecz Ty „przyglądaj się tej walce i pomóż człowiekowi, by zwyciężył, podtrzymaj ustającego, zwyciężającemu daj wieniec” (7).
Podniesieni na duchu tymi myślami i nadzieją jako zapowiedź niebieskich darów i wyraz Naszej życzliwości udzielam miłościwie w Panu Wam, Czcigodni Bracia, Duchowieństwu i całemu ludowi katolickiemu apostolskiego błogosławieństwa.
Dan w Rzymie, u św. Piotra w dzień Narodzenia Pana Naszego Jezusa Chrystusa 1888 roku, w jedenastym roku Naszego pontyfikatu.
Leon XIII
(1) Sobór Tryd. Sess. V, can. 5.
(2) S. Jan Chryz. De Sac., I, c.l.
(3) Sob. Tryd. Sess. XXII, c. l, de Ref.
(4) S. Bernard. Declam., c. l.
(5) S. Bernard. Lib. IV, De Consid., c. 2.
(6) S. Jan Chryz. Or. post. Eutrop. captum habita n. l.
(7) Por. S. Aug. in Ps. 32.