1. Jedno nam jeszcze pozostaje w tym rozdziale poświęconym cnocie
religii, czyli pobożności, a mianowicie omówienie najbliżej z nią
związanej cnoty pokuty. Św. Tomasz pominął ją w szeregu cnót, które
opracował w swej II-II i dopiero w III części Sumy, zaczynając traktat
poświęcony sakramentowi pokuty, poprzedził go osobną kwestia traktująca o
cnocie pokuty. Jak wiadomo bowiem, materią tego sakramentu są nasze
grzechy, podane jednak nie byle jak, nie na surowo, ale w pewnej
zaprawie, w pewnym usposobieniu ducha, którym jest właśnie cnota pokuty.
Jest ona bowiem, jak to dokładniej zobaczymy, nie tylko smutkiem czy
też bólem z racji popełnionych grzechów, ale i chęcią zadośćuczynienia i
wyrównania zniewagi uczynionej czci należnej Bogu. Pominięcie tej cnoty
w szeregu innych tłumaczy się u św. Tomasza zapewne tym, że w licznych
katalogach cnót autorów starożytnych, którymi się posiłkował, nie
znajdował pokuty. I nie trudno zrozumieć, dlaczego: oto w porządku
przyrodzonym nie było na nią miejsca, gdyż w stosunku do bliźniego
wystarcza uczciwość, nakazująca zadośćuczynić za wyrządzona krzywdę, a w
stosunku do Boga brak było znajomości jego miłosierdzia, bez którego
cnota pokuty jest nie do pomyślenia. Toteż św. Tomasz dopiero w nauce o
sakramentach poczuł się zniewolonym do opracowania tego nastroju duszy,
od którego materia sakramentu pokuty jest uzależniona, a przez nią i
jego ważność.
We wszystkich niemal religiach znajdą się pewne ryty ekspiacyjne,
mające na celu ułagodzić gniew bóstwa obrażonego grzechami ludzkimi;
trudno tam jednak dopatrzyć się żądania jakiegoś wewnętrznego
usposobienia duszy, które by winno tym rytom towarzyszyć i nadawać
wartość w oczach bożych. Dopiero w Objawieniu chrześcijańskim,
poczynając od Starego Testamentu coraz wyraźniej brzmi wezwanie Boże do
pokuty. Szczególnie jasno jest ono zaznaczone w pięknej modlitwie
Salomona w dniu poświęcenia świątyni. Później rozlega się ono
nieustannie i w Księdze Joba i u Proroków, i w księgach dydaktycznych. A
że nie o jedne ryty pokutne zewnętrzne tu idzie, najlepiej świadczą i
słowa Dawida: "W całopaleniach nie będziesz się kochał Panie. Ofiara dla
Boga - duch skruszony; sercem skruszonym i uniżonym, Boże, nie
wzgardzisz" i wezwanie Joela: "rozdzierajcie serca wasze, a nie szaty
wasze". Wiemy, jak silnie brzmi to wezwanie na pograniczu Starego i
Nowego Przymierza w nauczaniu Jana Chrzciciela, którego chrzest
Ewangelia nazywa nawet chrztem pokuty. Żąda on od swoich słuchaczy, aby
czynili owoce godne pokuty, z czego widać, że ma na myśli stały jakiś
nastrój duszy, który by wciąż wywierał wpływ na całe postępowanie
człowieka.
Chrystus też zaczyna swoje nauczanie publiczne od słów: "Pokutę
czyńcie, albowiem przybliżyło się Królestwo niebieskie" i nieraz później
w ciągu swej działalności nauczycielskiej powraca do konieczności
utrzymywania w duszy tego usposobienia do wynagradzania Bogu za zniewagi
wyrządzone Jego czci. Z okazji dwóch wypadków, w których pewna ilość
ludzi niespodziewanie zginęła, dwukrotnie powtarza On ostrzeżenie:
"jeśli pokutować nie będziecie, wszyscy podobnie zginiecie!" Apostołowie
w całej pełni podjęli tę naukę Mistrza i zaraz w pierwszych ich
przemówieniach wciąż brzmi wezwanie do pokuty, jako koniecznego warunku,
aby jak należy przygotować się do chrztu św., uzyskać przebaczenie
grzechów i stać się godnym Królestwa niebieskiego. To samo znajdujemy w
ich pismach, szczególnie zaś silnie w księdze Objawienia św. Jana
Apostoła, gdzie obok wezwania do pokuty kilkakrotnie jest zaznaczone
jako wielkie przewinienie niechęć pokutowania.
Niesposób przechodzić dalej losu nauki o pokucie od pierwszych
wieków aż do naszych czasów. Wspomnijmy tylko, że i w tej dziedzinie,
tak przeciwnej wrodzonym skłonnościom natury ludzkiej, można dojść do
przesady, do nadmiaru zadawanych sobie umartwień, przekraczających
granicę roztropności i doprowadzających nieraz wprost do stanów
chorobliwych. W średnich wiekach objawy tego rodzaju szerzyły się
miejscami nagminnie, jak to miało miejsce z biczownictwem. Wprowadzało
ono głębokie zaniepokojenie do życia religijnego i społecznego, tak iż
nie tylko. Kościół zmuszony był przeciw niemu występować, ale nieraz
poskramiane bywało i przez władze cywilne. I dziś jeszcze można się
spotkać u pewnych jednostek z takim niezdrowym cierpiętnictwem, które
należy umieć odróżnić od tego zdrowego nastroju duszy, który winna w
niej utrzymywać tradycyjna cnota pokuty.
Ma ona, jak wiemy, bardzo szerokie horyzonty, gdyż przez nasz
mistyczny związek z Chrystusem zostaje uświęcony łącznością z jego Męką i
cierpieniem, a dzięki dogmatowi Świętych obcowania, który z tego samego
związku wynika, wykracza poza granice osobistego zadośćuczynienia za
własne winy i pozwala czynić pokutę za winy innych, nawet za grzechy
całego świata. Ten duch pokuty był znamienna cecha odrodzenia
religijnego XIII w. Choć znał on wyżej wymienione przesadne tej
praktyki, to stokroć więcej wydał owoców, które do dziś dnia nie
przestają być zbudowaniem Kościoła. Zakony żebrzące powstałe w tym
wieku, wraz z ubóstwem silniej niż dawne zakony mnichów podnosiły w swym
życiu hasła pokuty, szerząc je wśród świeckich. Wszak zaczątki Trzecich
Zakonów, które koło nich powstały, nosiły z początku nazwę zakonu
pokuty, "ordo de poenitentia". Sporo bractw pokutnych w średnich wiekach
powstałych przetrwało do dziś dnia w Italii i południowej Francji.
W przeciwieństwie do średnich wieków, które bardzo silnie, nieraz
aż do przesady odczuwały potrzebę pokuty, nowożytne czasy bardzo na nią
stępiały. Duch indywidualizmu, chęć wyżycia się, używania wszystkich
przyjemności życia doczesnego stały się ogólnym hasłem współczesnego
życia. Zrodzony na przełomie średnich wieków duch burżuazyjny nie
znalazł w swym programie życia miejsca dla chrześcijańskiego ducha
umartwienia i dla cnoty pokuty. Tym bardziej należy się dokładniej
przyjrzeć jej istotnym składnikom i zadaniom
2. Aby lepiej zrozumieć, na czym polega cnota pokuty, porównajmy ja
z inną, najbliższą jej cnota sprawiedliwości karnej czy też karności,
która się obszerniej zajmiemy w t. III, § 91. Św. Tomasz poświęcił jej
osobna kwestie "de justitia vindicativa" w traktacie o sprawiedliwości.
Polega ona na stałym usposobieniu woli do wymierzania kar za
przewinienia, zawsze z zachowaniem należytego umiaru. Źródłem jej jest
to wrodzone poczucie sprawiedliwości, które winno w nas wzbudzać
pragnienie, aby zło otrzymało karę i aby ten, kto grzesząc dogodził swej
woli, poniósł potem za to coś, coby było przeciw jego woli i sprawiało
mu przykrość. Wiemy dobrze, że to wrodzone pragnienie wyrównania krzywd
łatwo się wyradza w pożądanie odwetu, mściwość, okrucieństwo nawet, ale
zupełny jego brak lub zanik byłby też złem, świadczyłby bowiem o
zupełnej obojętności na zło i dobro na świecie. Ten nastrój duszy jest
na dnie tak modnej w ostatnich wiekach tolerancji, różniącej się
zasadniczo od zaszczepionej na miłości bliźniego wyrozumiałości dla zła w
życiu ludzkim. Tolerancja jest jednym ze źródeł tej wielkiej plagi
społecznej naszych czasów, jaką jest bezkarność.
Pożądanie sprawiedliwości, które Chrystus w kazaniu na górze
podniósł do godności błogosławieństwa, gdy zostanie ujęte w karby
umiaru, staje się cnotą karności. Wszyscy w pewnej mierze ją mieć
powinni, ale w szczególny sposób jest ona konieczna tym, którzy mają
władzę nad innymi, rodzicom, wychowawcom i przełożonym na wszystkich
stopniach hierarchii społecznej. Otóż, czym jest cnota karności w
stosunku do innych, tym winna być cnota pokuty względem nas samych.
Są jednak między nimi poważne różnice: karność jest przejawem
sprawiedliwości miedzy odrębnymi jednostkami, w pokucie tymczasem ten
sam wymierza karę i karę tę ponosi. Nie może tu być mowy o
sprawiedliwości względem samego siebie, bo sprawiedliwość wymaga
odrębności osób. Ale też pokuta bynajmniej nie ma za zadanie
zadośćuczynienia sobie, lecz zadośćuczynienie Bogu za zniewagę, którą
grzech wyrządził jego czci. Wchodzi ona więc jednak w zakres
sprawiedliwości, ale na tym jej odcinku, który obejmuje nasze stosunki z
Bogiem. Polega ona na dobrowolnym przyjęciu lub zadaniu sobie kary dla
wyrównania zniewagi uczynionej Bogu. Że zaś to pragnienie odnosi się do
czci Bożej, którą grzech pomniejszył, a którą pokuta ma wyrównać, stąd
cała działalność tej cnoty łączy się najściślej z cnotą pobożności i
wchodzi w zakres jej wpływów. Przez grzech człowiek dogodził sobie,
łamiąc porządek ustanowiony przez prawo Boże i pomniejszając przez to
chwałę, jaką świat winien przynosić Bogu. Przez pokutę przyjmuje
dobrowolnie coś, co mu jest niemiłe, aby w ten sposób wyrównać swój
rachunek, a że czyni to ze względu na cześć Bożą, przeto jego akt ma
wszelkie cechy aktu religijnego, należącego do zakresu cnoty pobożności.
Jako cnota pokuta winna utrzymywać w duszy stałe usposobienie czy
też gotowość przyjmowania wszystkiego przykrego, co nam się w życiu
zdarzy, w duchu zadośćuczynienia i wynagrodzenia czci Bożej znieważonej
grzechem. Nieraz przyjdzie ono wprost od Boga w postaci chorób, cierpień
fizycznych, klęsk elementarnych, niepowodzeń, zawodów, prześladowań
itp. i te doświadczenia Boże przede wszystkim trzeba będzie w duchu
pokuty przyjmować. Przy końcu życia wypadnie w tym duchu przyjąć
najcięższą karę ciążącą nad całym rodem ludzkim, tj. śmierć. Dobrze jest
wszakże nie czekając aż ona zagrozi, tak się już do niej zawczasu
ustosunkować. Takie pogodne poddanie się wyrokowi Bożemu skazującemu nas
wszystkich na karę śmierci, winno stać się w duszy chrześcijańskiej
mocnym fundamentem cnoty pokuty.
Ale Bóg niejednokrotnie używa do karania nas ludzi i czyni to na
dwa sposoby. Już to używa do tego ludzi złych i dopuszcza, że nas
krzywdzą na rozmaite sposoby, już to czyni to przez ludzi dobrych,
którzy dla naszego dobra wymierzają nam te lub inne kary. W pierwszym
wypadku wolno nam się zawsze bronić w granicach tego, na co pozwala
prawo moralne. Niejedno jednak, nie znalazłszy środków obrony, trzeba
będzie znieść i przyjąć w duchu pokuty, pamiętając, że nieraz tego
rodzaju krzywdy zostały wywołane naszym własnym postępowaniem i że to,
co teraz cierpimy, gdy głębiej w nasze sumienie wejrzymy, nie jest tak
zupełnie nie zawinione. Ile naszych przewinień uchodzi nam w tym życiu
bezkarnie! Otóż kary nie zawinione przez nas i niesłusznie nas
spotykające, doskonale się nadają do odpokutowania za te wszystkie
grzechy i wyrównania już w tym życiu naszych win wobec sprawiedliwości
Bożej.
Inaczej rzecz się ma, gdy kara na nas spada z rąk ludzi
posiadających nad nami władzę, mających na oku nasze dobro i pragnących
nam dać możność zadośćuczynienia za popełnione przewinienie. Takimi są
rodzice, wychowawcy i w ogóle wszyscy przełożeni, obowiązani do
pilnowania karności wśród swych podwładnych i nieprzepuszczania im ich
przewinień bezkarnie. Tu cnota pokuty będzie miała zawsze największe
pole do ćwiczenia i podstawowym jej zadaniem będzie nadać duszy takie
usposobienie, aby to coś złego, niemiłego, które z zewnątrz przychodzi
jako kara, wewnętrznym aktem woli przyjąć jako dobro, jako pokutę.
Krótszymi słowy, dobrze ugruntowana w duszy cnota pokuty będzie zawsze
karę przetwarzać w pokutę, z tego, co kosztuje, robić coś, co oczyszcza i
czyni znowu niewinnym.
Dobrze tu rozwinąć nieco dokładniej naukę św. Tomasza
O stanie, w jakim dusza się znajduje po spełnieniu grzechu. Oto gdy
czyn już minął, zostaje wspomnienie, które w sumieniu rodzi poczucie
winy, zaś we władzach pożądawczych pozostawia pewne przywiązanie do tego
zadowolenia, jakie grzech sprawił. To ostatnie póki trwa, utrzymuje
duszę w stanie zanieczyszczenia i stąd nazywa się zmazą pozostałą po
grzechu "macula peccati". Może ono być mniejsze lub większe, zależnie od
stopnia zakorzenienia się w duszy wady, którą dany grzech wywołał. Gdy
człowiek silnie przywiązany do spełnionego grzechu otrzyma zań karę,
bywa ona przyjęta przez niego z całą odrazą, z jaką przyjmujemy
wszystko, co nam jest przeciwne, a nawet w miarę zaślepienia wadą, z
przekonaniem mniej lub więcej szczerym, że dzieje mu się krzywda. Dla
takiego kara jest złem narzuconym z zewnątrz.
Bywa jednak, że po spełnieniu grzechu sumienie prędzej czy później
silniej zareaguje i przywiązanie do niego osłabnie i zniknie.
Nieraz, szczególnie po grzechach popełnionych pod wpływem
silniejszego poruszenia zmysłowego, a nie wypływających z ugruntowanej
wady, opamiętanie to wnet przychodzi. Na miejsce zadowolenia z
popełnionego grzechu i przywiązania do niego budzi się w duszy wprost
wstyd, że się coś podobnego zrobiło, i wstręt do grzesznego postępku.
Takie oderwanie się wewnętrzne od zła zawartego w grzesznym uczynku, gdy
zostanie natchnione pobudkami nadprzyrodzonymi, które mogą być
rozmaitego stopnia, jest tym, co nazywamy aktem skruchy. Kruszy on te
skorupę, która wytworzyło w duszy przywiązanie do grzechu, a raz
pokruszona, łatwo może ona być z duszy usunięta. Skrucha usuwa i z duszy
zmazę grzechu i przywraca jej na tym punkcie czystość i przejrzystość.
Zostaje wszakże wina, która jednym aktem wewnętrznym nie może być
naprawiona, przeciwnie niż plama grzechu, ale dla której
zadośćuczynienia konieczna jest kara, tj. poniesienie w formie czegoś
przykrego równoważnika tego zadowolenia, które sobie człowiek sprawił
grzechem. Jakże inne wszakże będzie tu ustosunkowanie się do tego czegoś
przykrego, zawartego w karze, niż wtedy, gdy przywiązanie do grzechu
dalej panowało w duszy. Nie będzie tu już buntowania się przeciw karze i
uważania jej za krzywdę, ale w miarę wyrobienia duchowego nawet jej
pożądanie dla zadośćuczynienia czci Bożej znieważonej przez grzech. Na
tym polega duch, czyli cnota pokuty chrześcijańskiej. Nazywamy go też
nieraz duchem umartwienia.
Tu jest ten podstawowy nastrój, jaki cnota pokuty wnosi do dusz
chrześcijańskich. On to sprawia, że nieraz nie zadowalają się karami,
jakie Bóg wprost im zsyła, lub jakie z rąk ludzi ponoszą, ale jeszcze
same dodają sobie różne umartwienia, aby lepiej zadośćuczynić za swe
grzechy i gruntowniej oczyścić się z ich zmazy. Pole mają tu przed sobą
niezmierzone, gdy się weźmie pod uwagę, że Chrystus zaprasza je do
udziału w swej Męce, która w jego ciele mistycznym nigdy nie ustaje i do
pokutowania w ten sposób nie tylko za własne grzechy, ale i za grzechy
bliźnich. Po spłaceniu sprawiedliwości Bożej za to wszystko, czym się
samemu zawiniło, ma się możność brać udział w wielkim dziele
wynagradzania Bogu za grzechy świata i przyczyniania się do naprawiania
za innych zniewag wyrządzonych jego czci. Gdy wniknąć w tajemnicę ducha
pokuty ożywiającego wielkich świętych, wtedy widzi się, jak naiwne jest
pomawianie ich o chorobliwe cierpiętnictwo. Mamy tu najwyższe przejawy
bezinteresownej miłości Boga i bliźniego, których byśmy na próżno
szukali u zwolenników mniemanej bezinteresownej etyki niezależnej i
sentymentalnego humanitaryzmu. Dodajmy jeszcze wielką płodność, która
duch umartwienia zapewnia wszelkiego rodzaju pracom apostolskim, w myśl
obietnicy Chrystusa: "Jeśli ziarno pszeniczne, wpadłszy w ziemię, nie
obumrze, samo zostaje, lecz jeśli obumrze, wiele owocu przyniesie".
3. Spróbujmy jednak bliżej określić składniki cnoty pokuty, jej
przedmiot właściwy oraz jej akt, aby potem przyjrzeć się jej
niedomaganiem i warunkom wychowania.
Błędnym byłoby mniemać, jak to się nieraz słyszy, że przedmiotem
cnoty pokuty są grzechy. Przedmiotem cnoty może być tylko coś dobrego,
około czego obracają się jej czynności, a tym grzech w żaden sposób być
nie może, gdyż z żadnego punktu widzenia nie może być czymś dobrym. Zło
zawarte w grzechu, "malum culpae" jest tym istotnym złem na świecie,
którego nigdy i pod żadnym pozorem nie wolno nam chcieć; inaczej rzecz
się ma ze złem zawartym w karze, "malum poenae". Jest ono dla nas czymś
złym, sprzeciwiającym się naszej woli, ale nie jest istotnym złem,
którego by nie wolno było chcieć; jest następstwem zła winy czyli
grzechu, ale samo winą nie jest. W miarę jak człowiek dochodzi do
przekonania, że kara dobrze poniesiona może pod pewnym względem naprawić
zło grzechu, staje się ona dla niego czymś dobrym i tym bardziej jej
pragnie, im bardziej mu zależy, aby zadośćuczynić za grzech. Sprawić,
aby tego, co się raz stało, nie było, nie ma sposobu, bo nic z tego, co
zapadło w przeszłość, wykreślić się stamtąd nie da. Ale naprawić,
wynagrodzić, zadośćuczynić za krzywdę lub zniewagę, to zawsze w pewnej
mierze jest możliwe, i kara dobrze przyjęta jako pokuta może zawsze tego
dokonać i to całkowicie wobec nieskończonego miłosierdzia Bożego. Można
tedy powiedzieć, że przedmiotem cnoty pokuty jest zło kary, uważane
przez grzesznika za dobro, jako że go uwalnia od znacznie gorszego zła
grzechu.
Gdy teraz od przedmiotu przejdziemy do aktu tej cnoty, to wypadnie
zapytać, do jakiego z podstawowych jedynastu aktów pożądawczych go
zaliczyć. Widzieliśmy w Etyce ogólnej, że w dziedzinie zmysłowej różnią
się one od siebie dość wyraźnie i to nie tylko przedmiotowo, ale i
podmiotowo ze strony współczynnika fizjologicznego, który im towarzyszy i
który ma np. zupełnie inne przejawy w smutku, pożądaniu, strachu lub
gniewie. W dziedzinie umysłowej, czyli tam, gdzie idzie o afekty woli,
różnic tych nie ma, zostaje tylko zasadniczo inne ustosunkowanie się do
przedmiotu. Przy tym z podstawowych i prostszych aktów powstają tam
bardziej złożone, nie dające się już sprowadzić do żadnego z
pojedynczych, lecz posiadające cechy własne. Takim jest właśnie i
właściwy akt cnoty pokuty, na który się składają i odraza do
popełnionego przewinienia, i smutek z niego, i wreszcie dążenie do
zadośćuczynienia za nie, mające wszelkie cechy gniewu. Samo
nieupodobanie w grzechu i ból lub smutek z popełnienia go nie wystarcza,
aby akt pokuty był tym, czym być powinien; do tego wystarcza cnota
miłości, która sprawia, że gdy coś miłujemy, nienawidzimy tego, co mu
jest przeciwne i smucimy się tym. Tu trzeba jeszcze silniejszego
napięcia woli, aby to zło przezwyciężyć i w miarę możności usunąć, a to
jest cecha charakterystyczna gniewu. On to właśnie ma za przedmiot zło,
które chce wyrządzić i które jako odwet uważa dla siebie za dobro.
Gniewem przyjdzie nam się jeszcze dwukrotnie zająć, najpierw tam,
gdzie będzie mowa o opanowaniu go przez cnotę łagodności (§ 60) i o
przeciwnej jej wadzie głównej złości, a następnie z racji cnoty
sprawiedliwości karnej, czyli karności (t. III, § 91). Tu zwrócimy tylko
uwagę, że jako z samego porównania przedmiotu pokuty i gniewu wynika,
pokuta ma wszelkie cechy gniewu, przedmiotem jej jest bowiem zło
pożądane jako dobro. Ale podczas gdy w potocznej mowie gniewem nazywamy
uczucie czy afekt skierowany do innej osoby, której chcemy wyrządzić
zło, jako odwet za zło przez nią wyrządzone, to gdy idzie o pokutę,
gniewamy się na nas samych i na sobie samych bierzemy odwet nie za zło,
któreśmy sobie wyrządzili, ale za zło wyrządzone Bogu przez grzech, za
zniewagę wyrządzoną jego czci. Mamy ciekawe potwierdzenie tego faktu, iż
w akcie pokuty jest pewien przejaw gniewu, w jednym z najdawniejszych
zabytków naszej mowy, formularzu spowiedzi powszechnej z XV w.:
grzesznik kaja się tam między innymi, że się nie dość gniewał na siebie
za swe grzechy.
Akt pokuty zawiera przeto w sobie i smutek z popełnionego grzechu, i
zamiar spełnienia czegoś, co by było za ten grzech odwetem. Pierwszy
usuwa natychmiastowo zmazę grzechu, drugi uwalnia od winy, i gdy
zostanie wykonany, wynagradza za nią. One to stanowią, jak wiadomo, te
dwa podstawowe składniki wewnętrzne sakramentu pokuty, do których
następnie dochodzi trzeci, zewnętrzny - wyznanie grzechów kapłanowi.
Pierwszy z nich to skrucha, zawierająca w sobie, o ile jest szczera, i
postanowienie nie grzeszenia, druga to zadośćuczynienie najpierw Bogu
przez pokutę, a potem bliźniemu przez naprawienie wyrządzonej krzywdy.
4. Z niedomagań cnoty pokuty i przewinień przeciw niej skierowanych
wymieńmy najpierw dwa grzechy przeciw Duchowi Św. które się do niej
odnoszą, mianowicie zatwardziałość w grzechu i postanowienie
niepokutowania. Pierwsza sprzeciwia się pierwszemu składnikowi pokuty,
tj. skrusze, i polega na tym, że człowiek dalej trwa w swym przywiązaniu
do popełnionego grzechu i w zadowoleniu z niego. Drugie sprzeciwia się
pragnieniu zadośćuczynienia za zniewagę wyrządzona przez grzech. Idzie
tu, ma się rozumieć, o formalne akty skierowane przeciw cnocie pokuty.
Nie będzie wobec tego grzechem przeciw Duchowi Św. samo trwanie w
przywiązaniu do grzechu, nim sumienie się odezwie i zażąda oderwania się
od niego. Podobnie nie będzie nim i lekkomyślne odkładanie pokutowania
bez postanowienia, aby nigdy go nie zacząć. W obu wypadkach winien być
świadomy akt przeciwny temu, czego się sumienie domaga, a wiec umyślne
trwanie w przywiązaniu do grzechu i lubowanie się nim i formalne
postanowienie niepokutowania. Jeśli sobie przypomnimy, że grzechy
przeciw Duchowi Św. polegają na odrzuceniu tego, co właśnie ma
największą moc, aby nas od grzechu powstrzymać, albo z niego nawrócić,
to jasnym nam będzie, że zarówno zatwardziałość w grzechu jak i
postanowienie niepokutowania do końca, słusznie są do nich zaliczane. Są
one właściwie grzechami przeciw cnocie miłości, a w szczególności
przeciw miłości Boga, ale ponieważ mają taki ścisły związek z pokutą,
przeto tutaj je wspomnieliśmy.
Przewinienia przeciw cnocie pokuty zdarzają się rzadko w tej
krańcowej postaci. O wiele częstsze są mniejsze przeciw niej
wykroczenia, które nie stanowią grzechów śmiertelnych, ale niemniej
bardzo paraliżują życie nadprzyrodzone i w szczególności tę gorliwość i
czułość na chwałę Bożą, która stanowi istotę pobożności. Towarzyszą one z
konieczności każdej wadzie, która się w duszy zakorzeni. W wadach
formalnych, zdecydowanych na każdy grzech śmiertelny, zawsze będzie
silne zaślepienie, któremu z konieczności będzie towarzyszyć
przywiązanie do zadowoleń, jakie grzech sprawia, i zupełne niemyślenie o
tym, aby za nie pokutować. Tam gdzie nie ma łaski uświęcającej, tam nie
może być ani nadprzyrodzonej cnoty pokuty, ani jej aktów, jak skrucha i
pragnienie wynagrodzenia. Księga Mądrości daje nam straszny obraz
takiego nastroju duszy, przeniknionego żywiołowym pożądaniem używania
przyjemności tego świata, nie rachującego się zupełnie z grzechem. W
takim usposobieniu duszy, całkowicie opanowanej przez formalne wady, na
cnotę pokuty miejsca być nie może. Przejmujący jest też tamże opis
obudzenia się takich ludzi na sądzie Bożym.
Ale i w tych pół- lub ćwierćwadach, które ze stanem łaski dadzą się
pogodzić, bo się przed grzechem śmiertelnym wstrzymują, zawsze też
będzie coś, co działalność cnoty pokuty będzie hamować i pomniejszać. Z
chwilą, gdy człowiek jest w tym usposobieniu, że gotów sobie pozwalać na
dobrowolne grzechy powszednie, zawsze będzie w jego duszy pewne
przywiązanie do nich, które nie pozwoli skrusze całkowicie wymieść
brudów wniesionych do niej przez popełnione już grzechy i które zawsze
będzie go skłaniać do odwlekania pokuty lub wykonywania jej połowicznie,
raczej zewnętrznie, bez tej wewnętrznej gorliwości, stanowiącej o
pełnej wartości tak pobożności jak pokuty. Tego rodzaju niedomagania są
niestety w środowiskach chrześcijańskich dość częste, i im to przede
wszystkim należy zapobiec przez staranne wychowanie obu tych cnót.
5. Cnota pokuty wymaga mocnego fundamentu cnót teologicznych, w
szczególności wiary, która by dała jasne zrozumienie wielkiego
dobrodziejstwa, jakie w planie Opatrzności przedstawia dla nas możność
odpokutowania i wynagrodzenia za grzechy. Łączy się ono najściślej z
centralnym dogmatem chrześcijaństwa, jakim jest odkupienie rodu
ludzkiego przez Boga - Człowieka, który wziął na siebie grzechy nas
wszystkich i Męka swą zadośćuczynił za nie sprawiedliwości Bożej,
wynagradzając nieskończenie zniewagi, którymi ludzkość zgrzeszyła
przeciw czci winnej Bogu. Na tym mocnym podłożu wypadnie już od
dzieciństwa należycie ustosunkować młode dusze do wszystkiego, co może w
życiu mieć charakter kary, jak bóle i wszelkie cierpienia,
niepowodzenia, zawody, krzywdy itd. W szczególności ważnym jest już od
małego należycie nastawić dusze do śmierci, będącej naczelna kara za
grzech i zaprawić je do tego, aby były gotowe w każdej chwili życia ją
przyjąć właśnie jako karę. Podobne ustosunkowanie się do tego, co jest
największym złem doczesnym, ma dla przeniknięcia życia nadprzyrodzonego
duchem wiary i pokuty ogromna doniosłość. Ubezpieczy to w przyszłości od
tylu buntów, budzących się na widok zbliżającej się śmierci nawet i
wśród chrześcijan, którzy pobożnie życie spędzili, ale którzy od
młodości nie przeniknęli się wobec nieuniknionej konieczności śmierci
nadprzyrodzoną postawą pokuty. Kto na sądzie Bożym stanie z tym, że
śmierć przyjął jako należną mu karę za grzechy, ten da maximum tego, co
może, aby zadośćuczynić sprawiedliwości Bożej, a jednocześnie i potężnie
zaapeluje do miłosierdzia Bożego.
Bardzo ważnym będzie też dać dzieciom i młodzieży zrozumieć
konieczność karności i korzyści, jakie płyną stąd, że człowiek ma
możność dzięki karom wyrównać swe rachunki nie tylko z Bogiem, ale i z
ludźmi. Na to jednak aby mu to przyniosło pełną korzyść, koniecznym
jest, aby umiał wymierzane mu zewnątrz kary przemieniać na dobrowolne
spełnianie pokuty. Wrócimy do tego zagadnienia w tomie III, w paragrafie
poświęconym karności, gdzie podamy kilka wskazówek, jak praktykować te
cnotę karności, aby nie wywoływała buntu, ale dawała zrozumienie
korzyści dobrze spełnionej pokuty.
I do praktykowania pokut osobiście sobie zadawanych należy dzieci i
młodzież zaprawiać w duchu pokuty chrześcijańskiej i umartwienia,
czuwając wszakże, aby wszystko to się działo w granicach roztropności
nadprzyrodzonej, aby było celowe i skierowane na te punkty życia
duchowego, które najbardziej potrzebują pokuty i umartwienia. Od pokut
zewnętrznych wypadnie nieraz nieco powstrzymywać, choć nie ma mowy, aby
można je było z życia chrześcijańskiego w tzw. "naszych czasach" usunąć.
I dziś, jak i we wszystkich wiekach, nie brak dusz, które ich łakną i
którym są one konieczne do uświęcenia. Dobrze jednak przypominać, że są
członki ciała, których umartwianie nigdy zdrowiu nie szkodzi, jak oczy,
uszy, a szczególnie język. Nie należy przy tym nigdy zapominać o
poleceniu Chrystusa, aby wszystkie praktyki pokutne i umartwienia
spełniać w skrytości i z pogodą. To będzie zawsze najlepszym dowodem, że
pochodzą ze szczerej pobożności i czystej intencji, a także i gwarancja
zachowania w nich umiaru.
Cnota pokuty jest w wysokim stopniu zainteresowana w opanowaniu
wszystkich władz człowieka przez inne cnoty. Szczególnie ważna jest dla
niej cnota kardynalna umiarkowania i cnoty z nią związane, ponieważ mają
one za zadanie miarkowanie zbytniego lgnięcia do wszystkiego, co
pociąga w życiu doczesnym.
o. Jacek Woroniecki OP, Katolicka Etyka Wychowawcza, Lublin 1986, II/1, s.320 - 333.