(1522-1589)
Z ojca Piotra Ricci i matki
Katarzyny Bonza urodziło się r. 1522 we Florencyi dziecię, które otrzymało na
chrzcie św. imię Aleksandryny. Pomimo wysokiego rodu i pomimo sposobności do
rozrywek mała Aleksandryna stroniła od zabaw swych rówieśniczek, bo jedyną
już wtenczas jej radością były modlitwy i dobre uczynki. Po utracie matki ojciec
oddał ją na wychowanie do klasztoru Monticelli, gdzie siostra jej ojca
Ludwika była zakonnicą. Tutaj zaznała wychowanka młoda całej słodyczy
duchownego życia. Wróciwszy do domu ojca, zachowywała nadal zasady życia
wewnętrznego, jakie sobie przyswoiła w zakonie. Powoli dojrzała w niej myśl, by zupełnie się usunąć ze świata w zacisze klasztorne. Ojciec widząc plany swe
zniweczone przez zamierzone wydanie Aleksandryny za mąż, uległ prośbom córki;
w 14. roku życia wstąpiła więc do klasztoru Dominikanek w Prato, gdzie stryj
jej Tymoteusz był spowiednikiem; przyjmując welon zakonny Aleksandryna
zamieniła swe imię dotychczasowe na imię Katarzyny.
Życie zakonne nowicyuszki było anielskie przez miłość do Boga, czystość i zaparcie się zupełne. Spełniała więc najniższe posługi w klasztorze z całą ochoczością. Wkrótce została przełożoną nowicyuszek, a w 25. roku życia objęła z woli przełożonych zarząd klasztoru, który dzierzyła aż do śmierci. Nie tak słowami, jak przykładami prowadziła swe współsiostry zakonne do coraz wyższej doskonałości, bo jaśniała każdą cnotą. Dla niej samej był znowu wzorem cnót Jezus ukrzyżowany. Tajemnice życia, cierpienia i śmierć Chrystusa były przedmiotem ciągłego jej rozważania.
Bóg obdarzył Katarzynę za takie życie doskonałości niezwykłą łaską. Od 22. roku bowiem wieku w każdy czwartek wieczorem po rozmyślaniu męki Jezusowej wpadała w uniesienie i pozostawała w niem aż do następnego wieczora. W tych godzinach nie tylko pojmowała dokładnie dzieje męki, ale nadto odczuwała częściowo te bóle, jakie Zbawiciel musiał znosić. Przy tem Bóg wystawiał jej pokorę na ciężkie próby przez przewlekłe choroby. Otuchą w takim stanie wycieńczenia była dla niej częsta Komunia św., a nieraz się zdarzało, że po posileniu się Ciałem i Krwią Pana Jezusa jasność ją otaczała, a nawet w powietrze się unosiła.
Cierpienia swego ciała Katarzyna pomnażała wszelkiemi umartwieniami; biczowała się, dręczyła się czuwaniem, postami, odmawiając sobie nieraz całemi dniami pożywienia; ograniczała się przy zaspokojeniu głodu i pragnienia na chleb i wodę, a przy potrzebie snu na trzy godziny spoczynku.
Do łask zachwyceń, uzdrowień, proroctwa dołączyły się z woli Bożej wyższe i wznioślejsze łaski. Najświętsza Marya Panna jej się objawiła i złożyła Dzieciątko Boże na jej ręce do uścisku. Zbawiciel sam piętna swych ran wycisnął na jej rękach, stopach i boku, na głowę włożył jej cierniową koronę. W innym objawieniu zstąpił Zbawiciel do Katarzyny z krzyża, przed którym się modliła. Szczytem zaś duchowego tego z Bogiem obcowania było widzenie, w którym Zbawiciel włożył na palec Katarzyny pierścień na znak duchowych zaślubin czystej dziewicy z niebieskim Oblubieńcem.
Pomimo tego potoku łask i przywilejów nie wynosiła się Katarzyna nad swe siostry zakonne. Chociaż starała się przeszkodzić, rozgłos o łaskach jej i cudach rozchodził się wszędzie. Przybywali ze wszystkich stron ludzie każdego stanu do świętej zakonnicy, aby za jej prośbą od Boga szczególniejsze jakie uzyskać łaski. Przeszkadzały Katarzynie te rozproszenia w skupieniu ducha; dlatego błagała Stwórcę, aby łaski jej udzielane, jeśli już nie ograniczył, to przynajmniej ukrył przed oczyma świata. Bóg wysłuchał prośby, a nawet dopuścił, że niektórzy posądzali ją o udawanie i w pośmiewiskach ją wyszydzali.
Gorycze te niezasłużone znosiła Katarzyna cierpliwie; osłodą dla niej były wymiany listów ze św. Filipem Nereuszem, przebywającym wówczas w Rzymie. Świadectwem samego św. Filipa zdarzyło się nawet, że celem omówienia pewnej ważnej sprawy miał szczęście ujrzeć Katarzynę w Rzymie w nadprzyrodzonym widzeniu.
Zapowiedzią bliskiej śmierci Katarzyny była bolesna choroba. Po przyjęciu sakramentów św. dziewica pogrążyła się w rozmyślaniu męki Jezusowej. Trzymając ciągle w rękach wizerunek Ukrzyżowanego, głośno objawiała pragnienie śmierci ze Zbawicielem na krzyżu, a rozkładając ręce, z imieniem Jezus na ustach wydała ostatnie tchnienie w dzień Matki Boskiej Gromnicznej r. 1589.
Święta Marya Magdalena de Pazzis, żyjąca we Florencyi, widziała w objawieniu, jak św. Katarzyna otoczona zastępami aniołów unosiła się z ziemi do niebieskiego Jeruzalem. Liczne cuda po śmierci Katarzyny skłoniły Klemensa XII., że ogłosił ją za błogosławioną, a Benedykt XIV., że ją r. 1746 zaliczył w poczet świętych.
Nauka
Pamięć na niewymowne męki i cierpienia Jezusa uczyła Katarzynę znosić z pokorną radością wszystkie dolegliwości życia. Nie naszym wprawdzie obowiązkiem prosić Boga o cierpienia i utrudzenia, ale naszym obowiązkiem wszystko znosić z poddaniem się, co tylko Bóg na nas zesłać zechce. Przede wszystkiem chorobę i śmierć przyjmować mamy jako wyraz woli Bożej i na chwile te ciągle się gotować. Ale niestety wielu nie myśli o śmierci, póki śmierć im nie zajrzy w oczy; wtenczas sięgają po wizerunek Zbawiciela, o którym przez całe zapomnieli życie.
Ileż przedmiotów bez wartości w życiu szanujemy i cenimy! Natomiast wizerunek Ukrzyżowanego jak często jest w poniewierce! Albo go nie ma w domu może albo pozostaje gdzieś na uboczu zapylony i zakurzony. Przecież ozdobą każdego domu katolickiego musi być krzyż, a krzyżyk chociażby niepozorny zdobić powinien piersi każdego katolika jako rycerza Chrystusowego.
Pisze św. Paweł (I.Kor.9.27): Karzę ciało moje i w niewolę podbijam, bym snać innym przepowiadając, sam się nie stał odrzuconym. Słowa te i św. Katarzyna w życiu swem jako zasadę przeprowadzała. Napomnienie św. Pawła i wzór św. Katarzyny przestrzegają ciebie, abyś nie hołdował wygodom, a ciału nie przysparzał namiętności i żądzy. Nie możesz się spodziewać wiecznej nagrody, jeśli nie będziesz żył wstrzemięźliwością, postów nie zachowasz, jeśli szukasz zakazanych rozrywek, oddajesz się cielesnym grzechom, jeśli wszystkie te grzechy może już przeszły w nałóg zakorzeniony! Nie wiem, powiada św. Augustyn, jak możemy żądać udziału w szczęśliwości wspólnie z świętymi, jeśli ich nie chcemy naśladować ani w drobniejszych sprawach.