DEKLARACJA DOKTRYNALNA

poniedziałek, 30 stycznia 2017

Żywot świętej Martyny, Męczenniczki

(żyła około roku Pańskiego 228)


Święta Martyna, patronka Rzymu, żyjąca w wieku III, pochodziła ze znakomitej i zamożnej rodziny. Wychowana troskliwie w wierze chrześcijańskiej, jeszcze w młodym wieku utraciła rodziców. Ślubowawszy dozgonną czystość, rozdała z miłości dla Chrystusa swój wielki majątek między ubogich, aby tym lepiej przygotować się na męczeństwo, którego w owych czasach łatwo spodziewać się mogła. 

Cesarz Aleksander Sewerus, panujący od roku 222 do 235, postanowił wytępić Galilejczyków, jak chrześcijan nazywał. Nadzwyczajna piękność Martyny i jej wysoki ród tak ujęły monarchę, że chciał ją przybrać za małżonkę, jeśli złoży ofiarę bożkowi Apollinowi. "Złożę ofiarę - odpowiedziała Martyna - ale niepokalanemu Bogu, aby ofiary bożka zniweczył". Cesarz, fałszywie rozumiejąc te słowa jako przyzwolenie, zarządził wielką uroczystość i wprowadził Martynę do świątyni Apollina. Wzrok wszystkich zwrócony był na Martynę, która wzniósłszy oczy i ręce ku Niebu, zawołała głośno: "Panie i Boże najdobrotliwszy, wysłuchaj prośby mojej i zgruchocz tego niemego i niewidomego bałwana, aby cesarz i lud poznał, żeś Ty jest prawdziwym Bogiem i Tobie jedynie należy się cześć i chwała". W tejże chwili powstało wielkie trzęsienie ziemi, większa część świątyni Apollina zawaliła się, a sam kolosalny posąg bożka upadłszy, pozabijał wszystkich kapłanów i wielu pogan tam obecnych. Cesarz, takim obrotem sprawy przywiedziony do wściekłości, kazał Martynę bić po twarzy, siec rózgami i szczypcami odrywać jej ciało od kości. Oprawcy dokładali wszelkich starań, aby delikatną dziewicę pozbawić sił, lecz ona, wzmacniana przez anioła Bożego, wśród najsroższych męczarni wychwalała Jezusa Chrystusa. Oprawcy, widząc taką stałość, upadli przed nią na kolana i prosili, aby im odpuściła. Rzekła im św. Martyna: "Jeśli wierzycie z całego serca w Pana naszego, Jezusa Chrystusa, który płacić będzie każdemu według uczynków jego, wiecznej zapłaty użyjecie. A jeśli nie chcecie, w męki straszliwe bez końca wpadniecie". Lecz oni krzyknęli: "Wierzymy". Cesarz, dowiedziawszy się o tym wypadku, kazał dziewicę wtrącić do więzienia, a owych ośmiu nawróconych oprawców wziąć na męki, kiedy zaś okazali się stałymi, kazał im głowy poucinać. 


Nazajutrz przywołał cesarz znowu Martynę przed siebie: "Oszustko! - zawołał - zobaczymy, jak długo sztuki czarnoksięskie wyprawiać będziesz! Czy chcesz złożyć ofiarę bogom, czy nadal trzymać będziesz z owym czarownikiem Chrystusem?". "Nie bluźnij memu Bogu! - zawołała Martyna. - Jeżeli chcesz mnie dalej męczyć, nie obawiam się, gdyż Bóg doda mi siły!". Kazał ją tedy cesarz straszliwie bić, rozszarpywać ciało, członki wykręcać, lecz nic nie zdołało Martynie odebrać odwagi, a z jej straszliwych ran wydobywała się cudowna woń. Nie wiedząc, co począć, kazał ją z powrotem wrzucić do więzienia, jakże się jednak zdziwił, gdy nazajutrz ujrzał Martynę cudownie z ran uleczoną, a dozorcy opowiadali, iż w nocy widzieli w jej celi blask nadzwyczajny i słyszeli głosy modlących się i śpiewających!

W szalonym gniewie polecił cesarz zaprowadzić ją do amfiteatru i rzucić lwu na pożarcie, przy czym sam być postanowił. Wypuszczono lwa, ale ten najpierw legł u stóp Świętej, a następnie zerwawszy się, przeskoczył szranki i zagryzł wielu widzów. Cesarz przypisywał ten cud czarom, a że sądził, iż czarodziejska siła tkwi w jej pięknych włosach, kazał ją ostrzyc, a potem zamknąć w świątyni Jowisza, w której jeszcze dwanaście innych bałwanów cześć odbierało. W następnych dniach chodził Aleksander Sewerus wraz z kapłanami i ludem wokoło świątyni, nie wchodząc, gdyż słyszał dziwne głosy męskie. Wszyscy byli przekonani, że to Jowisz z bogami rozmawia. Gdy zapytano Martynę, odpowiedziała z uśmiechem, że Jowisz tłumaczył się przed Chrystusem, dlaczego nie ratuje owych pozostałych dwunastu bogów, i że go Chrystus za karę oddał czartom, którzy go rozszarpali. Szyderstwo to tak rozgniewało cesarza, że kazał Martynę polać gorącym tłuszczem, a potem wrzucić w ogień. Nagle jednak deszcz rzęsisty zalał płomienie, a cesarz nie wiedząc, co począć, kazał ją ściąć. Wyrok spełniono i Martyna długie poniósłszy męczeństwo, przy którym miłosierdzie Boskie dla upamiętania niewiernych tak wiele i tak uderzających cudów dokonało, poszła do Nieba dnia 30 stycznia roku Pańskiego 226.

Błogosławione jej ciało leżało kilka dni na placu publicznym, lecz dwa ogromnej wielkości orły, nagle pojawiające się przy nim, nikomu do niego przystąpić nie dały, dopóki je chrześcijanie tajemnie nie pogrzebali. Dziś na miejscu tym wznosi się wspaniały kościół, jej czci poświęcony. 

Nauka moralna

 

Drogi skarb drogo Święci kupowali, ciężko pracowali na wielką zapłatę. A my co czynimy? Czemu się nie wzbudzamy, abyśmy sobie pracę w świętej pokucie zadawali i krzyż Chrystusów ochotnie brali na siebie? Jeśli nie mamy tych, którzyby nas dla Imienia Bożego męczyli, niechaj nam nie schodzi na dobrej woli i pragnieniu tego szczęścia, abyśmy z miłości ku Chrystusowi krew rozlać i żywot ten położyć mogli. Tymczasem czyńmy sobie koronę męczeńską, ćwicząc się w cierpliwości świętej: miłujmy nieprzyjaciół naszych i życzmy dobrze tym, którzy nas nienawidzą. Zażywajmy w przełożeństwie pokory, w dostatku głodu, w dobrym mieniu ubóstwa, w weselu płaczu za grzechy nasze. Hamujmy a umartwiajmy apetyty nasze, udręczajmy członki, gdyż takimi uczynkami możemy sobie zjednać męczeńską koronę. 

Modlitwa

 

Boże, który między różnymi Twojej wszechmocności cudami i płeć słabszą zwycięstwem męczeństwa obdarzasz; daj miłościwie, abyśmy błogosławionej Martyny, Dziewicy i Męczenniczki Twojej, przejścia do wieczności pamiątkę z czcią należną obchodząc, za jej przykładem do Ciebie zdążyli. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi. Amen.

Św. Martyna,
Urodzona dla nieba 30.01.226 roku,
Wspomnienie 30 stycznia


Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku, Katowice/Mikołów 1937 r.