DEKLARACJA DOKTRYNALNA

czwartek, 10 marca 2016

Msza recytowana - Ks. Rafał Trytek

Abp Antoni J. Nowowiejski

   Jedną z kontrowersji liturgicznych, jaka dzieli środowiska Tradycji katolickiej na całym świecie, jest sprawa Mszy recytowanej, zwanej też dialogowaną. Powołując się na przedwojenne przepisy liturgiczne, wiele osób traktuje dialog na Mszy jako ideał albo wręcz „dogmat”. Przyjrzyjmy się zatem, co na ten temat pisze najwybitniejszy polski liturgista pierwszej połowy XX wieku, ks. arcybiskup Antoni J. Nowowiejski:

W Belgii, w Tournai, w Rzymie i w innych krajach odbywają się próby łączenia wiernych z celebransem przez odmawianie tych ustępów, które wypowiada ministrant, a nadto Gloria, Credo, Sanctus i Agnus Dei. Wszyscy przystępują do Komunii. Nazywa się to Mszą recytowaną, czyli dialogowaną. Ponieważ powstała wątpliwość, czy podobne łączenie się wiernych z celebransem jest zgodne z rubrykami, św. Kongregacja Obrzędów dnia 4 sierpnia 1922 roku ją wyświetliła, a mianowicie na podane sobie pytanie:

I. Czy dozwala się zgromadzeniu wiernych, obecnych na ofierze mszalnej, razem i wspólnie odpowiadać kapłanowi celebransowi zamiast ministranta?

II. Czy należy pochwalić ten zwyczaj, według którego wierni, obecni na Mszy, głośno czytają sekretę, kanon, a nawet same słowa konsekracji, które, za wyjątkiem niektórych tylko słów w kanonie, według rubryk mają się cicho odczytywać przez samego kapłana?

Święta Kongregacja Obrzędów, po wysłuchaniu zdania specjalnej komisji, wszystko dojrzale zważywszy, tak odpowiedziała: 


Na I pytanie. Należy ordynariuszowi trzymać się następującej zasady: To, co samo z siebie jest dozwolone, nie zawsze może być wprowadzone w wykonanie dla niewłaściwości, jakie łatwo powstają, jak w tym wypadku, głównie dla roztargnień, jakie mogą zachodzić u kapłanów celebrujących i u wiernych obecnych ze szkodą dla świętych czynności i rubryk. Dlatego wypada, aby zachować praktykę powszechną, jak to w podobnych wypadkach po wielekroć odpowiedziane było. 


Na II pytanie. Przecząco, albowiem nie można dozwolić wiernym obecnym to, co przez rubryki jest zakazane celebrującym kapłanom, którzy słowa kanonu wypowiadać winni cicho, aby święte tajemnice większą cześć otrzymywały i aby uszanowanie wiernych, skromność i pobożność wzmagały się dla świętych tajemnic; stąd zwyczaj omawiany jako nadużycie należy zganić i jeżeli gdzie został wprowadzony, zupełnie usunąć.

Z odpowiedzi tych wypada, że bez pozwolenia Ordynariusza diecezji Mszy recytowanej zaprowadzać nie wolno i że wiernym nie wolno odmawiać tych części mszalnych, które celebrans sam odmawiać musi po cichu. Zaś Gloria, Credo, Sanctus i Agnus Dei nie należą do tych części, które celebrans po cichu wypowiada.

Z powyższego cytatu jasno wynika, że Msza dialogowana została dopuszczona warunkowo, jedynie za pozwoleniem miejscowego Ordynariusza. Dziwić może zatem traktowanie dialogu na Mszy jako obowiązkowego i pogardzanie innymi i starszymi formami uczestnictwa w Mszy Świętej. Kolejnym problemem (i to najważniejszym!) jest aktualnie niemożność uzyskania zezwolenia na taką Mszę u biskupa miejsca. W odpowiedzi Stolicy Świętej wskazane jest także niebezpieczeństwo roztargnienia u kapłana i wiernych z powodu recytowania. Doświadczenia wielu lat dialogowania na Mszy, zebrane przez wiele środowisk, potwierdzają te obawy. Jakże często to, co miało służyć większej żarliwości wiernych, zamienia się w chaotyczny jazgot i harmider, gdzie jedni wierni próbują bić rekordy w odmawianiu tekstów mszalnych na czas, inni egzaltują się swoim głosem, jakby czytali poezję, kolejni skandują odpowiedzi niczym dzieci w podstawówce, a jeszcze inni bełkoczą coś niewyraźnie pod nosem. Odprawianie Mszy w takich warunkach może być dla kapłana bardzo uciążliwe i czasami utrudniać znacząco poprawne wykonywanie świętych czynności. Nie należy przeto traktować Mszy niczym hałaśliwego happeningu czy „eventu”, a raczej uczyć się odnajdywać Boga w ciszy i skupieniu. Takie wyciszenie pomaga w dokładniejszym śledzeniu czynności kapłana i tekstów mszalnych, a więc lepszemu poznaniu liturgii Kościoła. Bardziej właściwym miejscem do „zabierania głosu” przez wiernych jest raczej śpiew kościelny i modlitwy po Mszy. Kolejnym ważnym aspektem jest to, że pierwotnie odpowiedzi ministrantów były odmawiane głównie przez służbę liturgiczną posiadającą święcenia i dlatego do dziś ministrantami mogą być wyłącznie mężczyźni. Niewiasty z reguły powinny w kościele milczeć.

Sporą trudność Mszy recytowanej stanowią także różnice w wymowie języka łacińskiego. Na klasyczną w Polsce wymowę północnoeuropejską nałożyły się wpływy łaciny (pseudo)włoskiej, istniejącej zresztą w całej gamie wariantów narodowych i indywidualnych. W czasie moich studiów w seminarium Najświętszego Serca Pana Jezusa w Bawarii miałem okazję przysłuchiwać się łacinie wymawianej przez osoby niemieckojęzyczne w sposób tak różnorodny, że na pewno o żadnej jedności wymowy nie mogło być mowy. O traumatycznych przeżyciach estetycznych nawet nie wspominam. Nawet w samych Włoszech łacina jest wymawiana rozmaicie w zależności od regionu. W przeoracie FSSPX w Rimini słyszałem księży wymawiających „c” po naszemu, a z drugiej strony w Turynie piemonccy księża Instytutu Matki Bożej Dobrej Rady nawet „s” wymawiają jak „sz”. O Francuzach czy Anglosasach i ich „wymowie” nawet nie warto wspominać.

Trudno nie zauważyć, że nachalne obstawanie przy Mszy dialogowanej jako obowiązkowej i uznawanie jej za apogeum rozwoju liturgii rzymskiej (podobnie jak „rytu” 1962) ma wiele wspólnego z duchem czasów współczesnych, które postawiły człowieka w centrum wydarzeń, gdzie nie ma miejsca na pokorne klęczenie przed majestatem Boga. Katoliccy tradycjonaliści nie żyją na samotnej wyspie — u nas także „uświadomiony laikat” i zdemokratyzowany „lud Boży” będzie przekraczał granice zdrowej krytyki i próbował zająć nienależne mu miejsce, przeznaczone tylko dla kapłanów i ich sługi. A wszystko pod pozorem większego dobra. Pamiętajmy o maksymie: „Lepsze jest wrogiem dobrego”!

Za: http://sedevacante.pl/teksty.php?li=42