Okres Wielkiego Postu (co prawda już
chylącego się ku końcowi) stanowi wyjątkową okazję do postępu w życiu
duchowym. Dzięki mądrości Kościoła katolicy praktykują posty oraz
wezwani są do wzmożonej pokuty.
Innym środkiem postępu, nieodzownym wręcz
według świętych i autorytetów duchowości katolickiej, który zresztą
należy praktykować cały rok, jest lektura duchowa.
Poniżej przedstawiam tłumaczenie
fragmentu audycji radiowej (a tak naprawdę prawdopodobnie kazania lub
rekolekcyj) „Restoration Radio”, z trzeciego sezonu radiowego, z serii
„Z kazalnicy” („From the Pulpit”). Przemawia o. Bernard Uttley,
benedyktyn, który zachował wiarę pomimo rozpadu Opactwa Chrystusa Króla w
Alabamie (USA) (całą sprawę opisuje x. Cekada na swoim blogu) i obecnie posługę duszpasterską prowadzi w Kanadzie.
Pelagiusz z Asturii
Konieczność lektury duchowej każdego dnia
(Fragment)
o. Bernard Uttley OSB
Dziś chcę poruszyć temat jednego z
najistotniejszych ćwiczeń życia wewnętrznego, mianowicie codziennej
lektury duchowej. Jestem przekonany, że waga lektury duchowej jest nie
do przecenienia, gdyż bez niej normalną koleją rzeczy nie postąpi się
wiele albo i wcale w życiu duchowym. Bez czytania duchowego ucierpi
nasze życie modlitewne, nasze życie moralne i zmniejszy się sama szansa
naszego zbawienia. Księża i zakonnicy utracili powołanie z powodu, w
dużej mierze, jak sądzę, zaniedbania codziennej lektury duchowej.
Widziałem to na własne oczy. Wiele dusz zginie, bo nigdy nie znalazły
czasu na przeczytanie dobrej książki o duchowości. I to nie tylko moje
zdanie. Św. Alfons, wielki doktor Kościoła, powiedział tak: „Bez dobrych
książek i lektury duchowej ocalenie naszych dusz będzie moralnie
niemożliwe”. To twarde słowa. [W innej wypowiedzi o. Bernard precyzuje,
że słowa te należy rozumieć jako usilną zachętę do lektury duchowej, nie
zaś w ich dosłownym znaczeniu. Dodaje, że moralnie niemożliwe będzie
ocalenie duszy bez modlitwy.]
Lektura duchowa zawsze była uważana za
jeden z filarów benedyktyńskiego życia zakonnego. Benedyktyni nazywają
czytanie duchowe „lectio divina”, czyli „boskimi lekcjami”, „boską
lekturą”. W regule św. Benedykta przeznacza się każdego dnia dużo czasu
na czytanie. Mnich w funkcjonującym w pełni klasztorze powinien mieć na
czytanie trzy do czterech godzin dziennie. Jeśli przywiązuje się do tego
taką wagę w przypadku zakonników i zakonnic, to dlatego, że to tak
ogromna pomoc w życiu duchowym. Ale życie duchowe, życie świętością,
życie w bliskim zjednoczeniu z Panem Bogiem nie jest tylko dla braci,
sióstr i księży. Jest dla każdego. Jest tylko jedna Ewangelia [dla
wszystkich], my wszyscy musimy przestrzegać pierwszego, największego
przykazania. Każdy ma się starać o coraz ściślejsze zjednoczenie z
Chrystusem. I dlatego każdy z was, niezależnie od powołania, stanu, do
którego Bóg was wezwał, każdy z was powinien znaleźć codziennie czas na
porządną lekturę duchową. Myślę, że powinniśmy spędzać choć 10 minut
dziennie, choć 5 – powinniśmy być w stanie wygospodarować 5 czy 10 minut
– na czytaniu dobrej książki o duchowości. To takie ważne! Musimy
znaleźć czas! Jeśli nie macie czasu, wygospodarujcie go.
Ludzie w ogóle po prostu przestali
czytać. Czy raczej czytanie kończy się na gazetach, nic nie wartych
powieścidłach, programie telewizyjnym, instrukcjach do gier
komputerowych albo może na tych jakże „wciągających” ciekawostkach na
pudełkach płatków śniadaniowych, na które marnotrawimy czas. Mamy czas,
by robić i czytać wszystkie inne rzeczy, ale rzadko ktoś znajdzie czas
na lekturę duchową, tę akurat praktykę życia duchowego, którą współczesne
życie uczyniło bardziej konieczną niż dawniej, jeśli ktoś chce naprawdę
żyć życiem duchowym i zbliżać się do Boga, ponieważ nasze życie
duchowe, nasze uświęcenie jest zależne od łaski, a łaskę przede
wszystkim uzyskuje się przez modlitwę. Podstawą zaś życia modlitewnego
jest lektura duchowa: pomaga wprost niewiarygodnie! Tego uczą nas święci
i mistrzowie życia duchowego, powtarzają nam nieustannie, że bez
lektury duchowej nie ma w zasadzie żadnej możliwości poczynienia
postępów w życiu duchowym. Powód powinien być jasny.
Żyjemy rzeczywiście w pogańskiej kulturze
i społeczeństwie, które propaguje ideały, wartości całkowicie
przesycone myślą materialistyczną i antychrześcijańską. Nasze
współczesne otoczenie nie tylko nie zapewnia żadnej pomocy, by nas
zapalić do prowadzenia życia moralnie czystego i świętego, ale w sposób
oczywisty odciąga nas od Boga, przeciwdziała naszemu zbawieniu i
uświęceniu. I tak wielu z nas, bez żadnych poważnych obaw, pozwala sobie
z wygodnictwa na to, by porwał nas prąd życia codziennego i duch
współczesnego świata. To prawda, że jako katolicy uznajemy pewne
określone prawdy wiary i doktryny oraz nieustępliwie trzymamy się
pewnych tradycyjnych katolickich praktyk, ale poza aktami, które są
ściśle religijne, takimi jak przystępowanie do sakramentów i słuchanie
Mszy św., życie zwykłego, rutynowego katolika jest bardzo podobne, jeśli
nie dokładnie takie samo, jak życie ludzi, którzy nie wyznają nawet w
najmniejszym stopniu zasad chrześcijańskich. U wielu katolików ich
poglądy, cele, ambicje światowe, ich oceny, zainteresowania, gusta,
mody, ich rozrywki, ich dążenia nie różnią się znacznie od ludzi
wyznających fałszywe religie czy od ateistów. Oczywiście nie u każdego
tak jest, ale liczba tych, u których tak nie jest, jest dość niewielka.
Dla wielu z nas nie ma wyraźnej granicy między naszym sposobem
działania, postępowania i postrzegania życia codziennego a sposobem
działania uczniów tego świata. I tak po trochu wiara katolicka przestaje
mieć wpływ na nasze idee, oceny i decyzje. To ogromna katastrofa. W
rzeczywistości to wielka kara. Gorsza niż jakakolwiek kara fizyczna,
której można doświadczyć.
Zatem musimy utrzymać atmosferę
nadprzyrodzoności, ponieważ gdy ją stracimy, gdy nie staramy się nawet
żyć w atmosferze nadprzyrodzoności, możemy pożegnać się ze świętością.
Gdy płetwonurek schodzi na głębinę, musi zabrać ze sobą tlen. Nie jest
rybą, nie może oddychać pod wodą i przeżyć. Tak jest i z nami, nie
możemy oddychać atmosferą światowości i spodziewać się, że duchowo
przetrwamy, nie mówiąc o wzrastaniu. Nie możemy pozwolić sobie na to, by
myśleć, że możemy nią oddychać i że nie wpłynie to na naszą wiarę.
Wpłynie! Dlatego, aby przeżyć, musicie mieć przy sobie butlę tlenową
lektury duchowej. Drzwi żadnego katolickiego domu nie dadzą się zamknąć
tak szczelnie i żaden katolicki rodzic nie może uchronić swoich dzieci
przed wszystkimi pokusami świata. Żaden klasztor nie może być tak
obwarowany, żeby światu całkowicie zabronić wstępu. Ale możemy to
zneutralizować i zrównóważyć przez modlitwę i lekturę duchową. Da się
to zrobić. Świętym się to udało, my też możemy, może z nieco większym
wysiłkiem w dzisiejszych czasach. Ale praktycznie rzecz ujmując, nie jest
to wykonalne bez lektury duchowej.
Zacytuję kilka wierszy z o. Edwarda Leena
CSSp, wspaniałego autora książek o duchowości, do którego, przyznaję,
bardzo często nawiązuję. Powiedział:
„Niełatwo nam myśleć w
sposób nadprzyrodzony. Rzucenie okiem na lekturę duchową od czasu do
czasu nie wystarczy, by wykształcić w sobie nawyk. Jeśli mamy zachować
osąd pewny w sensie duchowym, patrzenie mądre na życie, prawdziwą
mądrością, a nasze postępowanie [utrzymać] pod przewodnictwem i
panowaniem motywów wiary, w przeciwieństwie do motywów światowości,
czytanie duchowe musi stać się najniezbędniejszym elementem naszej
codziennej strawy intelektualnej. Tylko tak skutecznie zrównoważy
szkodliwe tendencje natury, poprzez obudzenie i utrzymanie
nadprzyrodzonych tendencji w duszy. Wszyscy wezwani są do doskonałości,
do tej wyższej doskonałości, która polega na podporządkowaniu się prawu
Ewangelii. A tego nie można osiągnąć bez stałego i bliskiego
zjednoczenia z boskim Zbawicielem. Czytanie duchowe stanowi niemal
nieodzowny warunek tego zjednoczenia. Modlitwa i rozum są oczywiste.
Modlitwa będąca wzniesieniem duszy ku Bogu, a wzniesienie to składa się z
aktów intelektu i poruszeń woli. To jasne, że nasze dusze muszą być
niejako zanurzone w nadprzyrodzonym żywiole, aby mogły ochoczo i z
łatwością wznieść się ku Bogu. Jeśli nasze umysły nie posiadły
znajomości rzeczy Boskich, to wzniesienie duszy będzie bardzo trudne.
Stopień naszego zaznajomienia z nadprzyrodzonością będzie miarą
łatwości, z jaką będziemy oddawać się modlitwie. Jeśli chcemy z
łatwością rozmyślać o rzeczach nadprzyrodzonych, musimy wypełnić nimi
naszą pamięć. Cała różnica pomiędzy zdolnością i niezdolnością do
modlitwy leży w tym, czy żyjemy życiem wiary, czy nie. Życie wiarą polega
na działaniu i myśleniu w odniesieniu do Boga i mierzeniu rzeczy tego
świata miarą świętych. Jeśli nasze czytanie jest odprawiane żarliwie,
umysłem otwartym na przyjmowanie natchnień, które książki duchowe same z
siebie z konieczności przekazują, stopniowo rozwinie się u nas nawyk
myślenia w sposób nadprzyrodzony. Gdy ukształtuje się ten nawyk, zniknie
nadrzędna i największa przeszkoda w życiu duchowym.”.
Powtarzam ostatnią linijkę [o. Bernard
Uttley OSB]: „Zniknie nadrzędna i największa przeszkoda w życiu
duchowym.”. Zatem to, czego pilnie potrzebujemy, słowami Arnolda Lunna,
to „głębokie przejęcie się nadprzyrodzonością”. Jak to uzyskać? Przez
czytanie duchowe, studiowanie wiary przeniknięte modlitwą.
Z języka oryginalnego tłumaczyła Czytelniczka bloga. Źródło: strona „Restoration Radio”.