W ogrodzie Bożym, to jest w Kościele katolickim,
kwitnie wiele przecudnych kwiatów. Jeden z
najpiękniejszych między nimi to kwiat miłosierdzia.
Kwiat ten sam Chrystus Pan zasadził, skropił go Krwią
swoją Przenajświętszą i pielęgnować go przykazał.
Wykonawcą woli Jezusa Chrystusa jest pomiędzy innymi
zakon Trójcy Przenajświętszej, mający na celu
wykupywanie jeńców. Założycielem tego zakonu jest
Jan (żył około roku Pańskiego 1213), rodem Francuz, zwany "z Maty" od miejsca
urodzenia i nazwiska rodzinnego. Przyszedł na świat
dnia 23 czerwca 1160 roku. Jeszcze przed urodzeniem tego
Świętego, matka jego Marta miała widzenie, w którym
ukazała się jej Najświętsza Maryja Panna w otoczeniu
wielu aniołów i rzekła: "Porodzisz syna i
Świętego. On będzie ojcem wielu synów duchownych,
którzy to dzieło dalej sprawować będą dla wielkiego
dusz ludzkich pożytku". Kiedy się Jan urodził,
ojciec znajdował się w kościele na nieszporach i
właśnie czytał słowa: Odkupienie
posłał Pan ludowi swemu, co było
dalszą przepowiedzią urzędu, na który Jan był od
Boga przeznaczony.
Ponieważ urodził się w wigilię św. Jana
Chrzciciela, dano mu imię Jan, którego też w ostrości
życia naśladował. Wychowany w pobożności,
poświęcił się z zapałem naukom, po których
ukończeniu powrócił do domu. Niedługo później udał
się na pustynię, na miejsce, gdzie niegdyś przez 30
lat przebywała święta Magdalena. Tam rok cały
przebył na modlitwie i umartwieniu i tak święte
wiódł życie, że kilka razy objawiła mu się
Najświętsza Maryja Panna. Po roku Pan Bóg natchnął
go, by wrócił do rodziców, którzy go wysłali na
dalsze nauki do Paryża. Jan czynił w naukach takie
postępy, że go uczyniono nie tylko doktorem, ale nawet
profesorem akademii. Wzbraniał się pokorny Jan
przyjąć tę godność, ale święty Piotr, który mu
się we śnie ukazał, wyraźnie mu to polecił.
Jan poświęcił się w końcu stanowi duchownemu.
Już przy wyświęcaniu okazał się cud nad nim, bo gdy
biskup wymawiał słowa: "Weźmij Ducha świętego",
ukazała się nad głową jego światłość, która
zamieniwszy się w słup, uniosła się w górę.
Pierwszą Mszę świętą odprawił w kaplicy biskupa
paryskiego. Gdy podnosił Hostię, ukazał mu się nad
ołtarzem anioł w postaci pięknego młodzieńca w
bieli, z czerwonym i błękitnym krzyżem na piersiach.
Obok anioła z jednej i drugiej strony klęczało dwóch
niewolników, obaj okuci w kajdany i ubrani w strój
Janowi nieznany. Jeden zdawał się być
chrześcijaninem, drugi poganinem.
Jan długo wpatrywał się w zjawisko, a gdy
zniknęło, dokończył Mszy świętej. Nie omieszkał
zaraz tak biskupowi, jak i kilku innym dostojnikom
kościelnym opowiedzieć, co widział i pytał ich, co
by to znaczyło. Poradzono mu, aby się udał do Rzymu do
papieża, który mu bez wątpienia wytłumaczy widzenie.
Młody kapłan opuścił istotnie po jakimś czasie
Paryż, nie udał się jednak do stolicy
chrześcijaństwa, lecz pospieszył do świątobliwego
pustelnika, Feliksa z Valois, który w gęstym jarze
leśnym służył Panu Bogu. Wnet się zaprzyjaźnili z
sobą i przejęci gorącą miłością Boga pędzili obaj
życie pokutnicze. Gdy razu jednego w bliskości
źródła rozmawiali o niewysłowionej dobroci Boga,
ujrzeli zbliżającego się białego jelenia, któremu
spomiędzy rogów wyrastał krzyż czerwony i błękitny.
Zaraz przypomnieli sobie widzenie, które miał Jan przy
odprawieniu pierwszej Mszy świętej, nie zwlekając
więc dłużej, udali się do Rzymu.
Papieżem był wonczas Innocenty III. Wysłuchawszy
pustelników, zwołał kardynałów i niektórych
biskupów na naradę, zarządził posty i modlitwy, aby
uprosić Pana Boga o objawienie woli, a nazajutrz
otoczony duchowieństwem, w przytomności obu
pustelników odprawił w tym celu Mszę świętą. Kiedy
podnosił konsekrowaną Hostię, ukazał się nad
ołtarzem taki sam anioł, jakiego Jan widział w
Paryżu.
Cud ten był znakiem, że Jan i Feliks wybrani są
przez Boga na założenie zakonu celem wykupywania
jeńców z niewoli pogańskiej. Papież nadał nowemu
zakonowi nazwę "Świętej Trójcy", przepisał mu
biały habit z czerwonym i niebieskim krzyżem na
piersiach, i udzieliwszy błogosławieństwa, wyprawił
pustelników do Francji.
Na miejscu, gdzie się ukazał biały jeleń,
wybudowano z jałmużn klasztor, którego mury wnet
licznie się napełniły. Jan wysłał wkrótce dwóch
zakonników, zaopatrzonych w pieniądze, do Afryki. Ci
ufni w pomoc Boga stanęli pośród niewiernych i po
niejakim czasie wrócili, przywożąc 186 wykupionych
niewolników.
Jan, dowiedziawszy się od nich, jak srogo poganie
obchodzą się z niewolnikami, udał się teraz do nich
sam z jednym jeszcze zakonnikiem i wykupił 150
niewolników. Już miał z nimi wracać, gdy poganie
pojmali go i pod pozorem, że ich oszukał w handlu,
okuli go w kajdany i zażądali jeszcze znaczniejszej
sumy. Niestety, Jan nie miał już pieniędzy. Sam byłby
chętnie znosił kajdany, ale przerażała go myśl, że
poganie nadal zatrzymają w niewoli wykupionych
chrześcijan. Upadłszy na kolana i wydobywszy obraz
Matki Boskiej, gorąco począł się modlić, gdy wtem
zjawiła się prześliczna dziewica i wręczyła mu
potrzebne pieniądze. Zaraz zaspokoił łakomstwo pogan i
wraz z wykupionymi chrześcijanami wsiadł na okręt, ale
poganie nie chcieli go tak łatwo puścić, gdyż
wtargnęli gwałtem na okręt, potrzaskali ster i
podarli żagle, sądząc, że tak zniszczony statek musi
na morzu zatonąć. Jan w miejsce żagli kazał
rozwiesić płaszcze towarzyszy i poleciwszy się Bogu,
puścił się na morze, a okręt cudownym sposobem
dopłynął do włoskich wybrzeży.
Jan prowadził swoje dzieło dalej. Dowiedziawszy
się, że Maurowie w Hiszpanii zmuszają chrześcijan do
zaparcia się wiary, udał się tam czym prędzej i
wykupił wielką liczbę niewolników. Wielkie jednakże
mnóstwo nieszczęśliwych pozostawało do wykupienia, a
pieniędzy nie było. Znowu więc Jan uciekł się do
Maryi. Odprawił na Jej cześć Mszę świętą - i oto
przy końcu ujrzał na ołtarzu tyle pieniędzy, ile
potrzebował.
Jak Jan święty starał się o uwolnienie
nieszczęśliwych z kajdan ziemskich, tak był też
gorliwym w ratowaniu grzeszników z niewoli czartowskiej.
Ile dusz od potępienia wybawił, ilu zasmuconych
pocieszył, ilu łaknących nakarmił, zliczyć nie
podobna. Całe jego życie było bezustannym wykonywaniem
uczynków miłosierdzia tak co do ciała, jak i co do
duszy. Miał też dar przepowiadania przyszłości:
świętemu Dominikowi, wówczas jeszcze kanonikowi
regularnemu reguły św. Augustyna, przepowiedział, że
założy zakon i będzie w nim miał świętego Tomasza z
Akwinu, a królowi kastylskiemu Alfonsowi VIII
przepowiedział świetne zwycięstwo nad pogańskimi
Maurami. Prócz tego nieraz znał tajemnice ludzkie i
miał moc wypędzania czartów. Gdy pewnego razu głosił
kazanie w Rzymie, odezwał się do niego czart przez
pewnego człowieka. Nic na to nie odpowiedziawszy,
wezwał go po kazaniu do siebie i wypędził z niego
czarta. Czynił też jeszcze wiele innych cudów.
Osobliwszego sposobu używał na ratowanie chorych na
febrę. Mianowicie święcił na cześć Trójcy
Przenajświętszej trzy kawałki opłatka. Na pierwszym,
zrobiwszy jeden krzyżyk, pisał: Ojciec jest pokój; na
drugim dwa krzyżyki z napisem: Syn jest życie; na
trzecim trzy krzyżyki i napis: Duch święty jest
lekarstwem. Tymi opłatkami uzdrawiał wielu chorujących
na febrę. Zakon Trynitarzy do dzisiaj jeszcze święci
takie opłatki.
Wsławiony cudami i obdarzony licznymi łaskami
chciał w samotności przygotować się na śmierć.
Udał się w tym celu do Rzymu i zamknął się w
klasztorze, ale spokoju i tam mu nie dano, gdyż król
francuski Filip August III mianował go swym
pełnomocnikiem na sobór lateraneński. Godności tej
nie przyjął, gdyż już zbliżały się ostatnie jego
chwile. Czas zgonu był mu wiadomy, przepowiedział mu go
bowiem przed rokiem święty Feliks, a w jakiś czas
później oznajmił mu go anioł.
Gdy ten czas nadszedł, przyjął z wielkim
nabożeństwem Sakramenta święte i na trzy dni przed
zejściem z tego świata kazał sobie na wzór św.
Benedykta wykopać grób, a w sam dzień śmierci, w
którym był w ustawicznym zachwyceniu, polecił
zanieść się do kościoła do grobu. Zwrócony do
krucyfiksu, zaśpiewał Psalm: "W Tobie, Panie,
ufałem, niech nie będę zawstydzony", a wymówiwszy
słowa: "W ręce Twoje, Panie, polecam ducha mojego",
umilkł, jakby już umarł. Ocknąwszy się, ujrzał
Chrystusa przychodzącego w wielkiej jasności, po czym
przyłożył usta do krucyfiksu i przy słowach z hymnu
Zachariaszowego, który śpiewali zakonnicy: Przez wnętrzności miłosierdzia
Boga naszego, otoczony niebieskim
światłem, z rozpromienioną twarzą oddał ducha Bogu.
Umarł 17 grudnia r. 1213, licząc lat 53. Ciało jego
przez cztery dni leżało nie pochowane, dla cudów,
które się przy nim działy.
Nauka moralna
Żywot świętego Jana z Maty daje nam przykład
wykonywania uczynków miłosierdzia bez wymagania
doczesnej chwały, wdzięczności lub jakiej innej
nagrody. Święty Jan, jak tylko odwiózł wykupionych
niewolników do ich ojczyzny, natychmiast udawał się do
swego klasztoru, aby uniknąć pochwał i dziękczynień.
Czynił wszystko dla Boga, a nie dla ziemskiej chwały,
pomny na słowa Zbawiciela, że kto za dobry uczynek
wymaga zapłaty na ziemi, już ją odebrał i nie może
się spodziewać zapłaty na drugim świecie. Zaprawdę,
jeśli czynimy co dobrego dla próżnej pochwały, to
uczynek taki wobec Boga nic nie znaczy. Co czyni prawica,
niechaj nie wie lewica. Bóg odda ci za wszystko, bo jest
nieodmienny i wierny, natomiast ludzie dzisiaj są tego,
jutro innego zdania. Kiedy Zbawiciel wjeżdżał w
triumfie do Jerozolimy, wołano: "Hosanna Synowi
Dawidowemu!", a w kilka dni później wołano przed
mieszkaniem Piłata: "Ukrzyżuj Go! ukrzyżuj Go!".
Oto zmienność usposobienia ludzkiego. Bóg usposobienia
swego zmienić nie może i za każdy uczynek dla Jego
Imienia spełniony, wynagrodzi nas tak tutaj na ziemi, jak
i w wieczności.
Modlitwa
Boże! któryś przez świętego Jana zakon Trójcy
Przenajświętszej do wyzwalania wiernych z niewoli
saraceńskiej miłościwie postanowić raczył, daj,
pokornie Cię prosimy, ażebyśmy jego zasługami
wsparci, od więzów ciała i duszy za łaską Twoją
uwolnieni byli. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa,
który króluje w Niebie i na ziemi. Amen.
Św. Jan z Maty, założyciel zakonu św. Trójcy
Urodzony dla świata 23.06.1160 roku,
Urodzony dla nieba 17.12.1213 roku,
Wspomnienie 8 lutego
Żywoty Świętych Pańskich
na wszystkie dni roku - Katowice/Mikołów 1937 r.