Andrzej (żył około roku Pańskiego 1380) pochodził ze sławnego włoskiego rodu
Korsinich z Florencji. Rodzice jego długo byli
bezdzietni. Dopiero kiedy się udali do pośrednictwa
Najświętszej Maryi Panny, narodził im się chłopczyk,
którego jeszcze przed narodzeniem poświęcili służbie
Bożej. Stosownie do uczynionego ślubu starali się dać
mu wychowanie stosowne do jego przyszłego stanu.
Niestety, Andrzej zawiódł ich nadzieje, dostawszy się
bowiem w złe towarzystwo, zaczął wieść
najlekkomyślniejsze życie. Matka, bolejąc nad tym, bez
ustanku modliła się za marnotrawnym synem i często,
klęcząc przed obrazem Maryi, błagała: "O Maryjo,
miej litość nade mną i proś pospołu ze mną Syna
Twego, aby dziecko moje z grzechów powstało...".
Pewnego razu na takiej modlitwie zastał ją Andrzej,
właśnie wybierający się w złe towarzystwo. Widok
klęczącej matki wstrzymał jego kroki. Matka,
spojrzawszy na niego, rzekła głosem wzruszonym: "Synu
mój, czy znowu chcesz gonić za grzechem? Biada mi, bo
ty jesteś owym wilkiem drapieżnym, którego nosiłam
pod sercem, a które je teraz rozdziera! Ach, kiedyż
nadejdzie godzina, w której ten wilk zamieni się w
baranka, a ja będę mogła Najświętszej Pannie
dotrzymać słowa!". Wzruszony Andrzej zapytał o
znaczenie tych wyrazów, na co matka odpowiedziała: "W
nocy przed twym narodzeniem śniło mi się, że mam
porodzić wilka, który potem pobiegnie do klasztoru
karmelitów i zamieni się w baranka. Wilka już znam i
zęby jego poczułam, ale gdzież baranek, którego
Najświętszej Maryi Pannie poświęciłam?". Zamilkła,
gdyż łzy przerwały jej mowę. Andrzej, wzruszony do
głębi serca, uznał całą wielkość swej winy i w
gorzkim żalu i wstydzie upadł przed matką na kolana i
zawołał: "Droga matko, doczekasz się jeszcze tej
pociechy, że wilk stanie się barankiem!". Po tych
słowach pobiegł do kościoła karmelitów, ukląkł
przed ołtarzem Matki Boskiej, modlił się długo ze
łzami, a wstawszy, pociągnął za dzwonek u furty i
poprosił o przyjęcie do zakonu; z obawy, aby się nie
cofnąć, nie powrócił już do rodziców. Oblókłszy
sukienkę zakonną, zaraz rozpoczął walkę z sobą,
starając się poskromić wszelkie złe skłonności. W
klasztorze dano mu urząd furtiana, który to obowiązek
sprawował z największą pokorą.
Pewnego razu ukazał mu się u furty szatan, w postaci
młodzieńca pochodzącego z wysokiego rodu, który
dawniej był jego towarzyszem w rozpuście i począł go
namawiać, aby wrócił do świata i uciech jego. Andrzej
nie poznał w przybyszu szatana, toteż ciężko musiał
z sobą walczyć, gdyż pokusa była bardzo silna.
Wreszcie domyślił się, kto go namawia do opuszczenia
życia klasztornego, więc się przeżegnał, a szatan
wraz z pokusą zniknął.
Skończywszy przykładnie nowicjat, złożył Andrzej
śluby zakonne i z całą gorliwością oddał się
naukom, modlitwie i umartwieniu. O ile dawniej oddawał
się wygodnemu życiu, o tyle więcej teraz umartwiał
swe ciało. Starał się przełamać i zmazać swój
upór i pychę przez najniższe upokorzenia, więc
chodził dobrowolnie z workiem na plecach i zbierał
jałmużny u swych dostojnych krewnych, którzy
wyśmiewali się i szydzili z niego. Nie wiedzieli, że
Andrzejowi o to właśnie chodziło, aby dla miłości
Jezusa mógł być wyśmiewanym i wyszydzanym. Nie
myślał zresztą przy tym tylko o sobie, lecz i o
drugich, sam bowiem skosztowaszy słodyczy nawrócenia
się, pałał pragnieniem zbawienia dusz wszystkich
grzeszników.
Jeden z krewnych jego, Jan Korsini, zapadł na
nieuleczalną chorobę. Rozpaczając i chcąc zapomnieć
o boleściach, oddał się namiętnie grze w kostki, tak,
że dom jego nazwano "domem gry". Andrzej, zdjęty
litością, udał się do niego, przyobiecał mu zdrowie,
jeśli porzuci grę, będzie pościł przez tydzień i
odda się pod opiekę Najświętszej Maryi Panny. Chory
usłuchał Andrzeja i ozdrowiał.
Do święceń kapłańskich przygotowywał się
Andrzej bardzo długo i z najgorętszym nabożeństwem,
gdyż w swej głębokiej pokorze czuł się niegodnym
tego zaszczytu. Gdy otrzymał święcenia, rodzice jego
chcieli, aby prymicję odbył z największą okazałością
i poczynili już kroki po temu. Dowiedziawszy się o tym,
uszedł Andrzej tajemnie do małego, o siedem mil
włoskich oddalonego klasztoru i tam, nikomu nieznany,
odprawił pierwszą Mszę świętą na cześć Bożą i
Najświętszej Maryi Panny.
Jak to miłe było Najświętszej Pannie, pokazuje
się stąd, że otoczona orszakiem aniołów ukazała
się mu w czasie odprawiania Mszy świętej i rzekła:
"Ty Moim sługą jesteś. Ciebie sobie obrałam i w
tobie się uwielbię". Zarazem udzieliła mu wiele
darów niebieskich, a zwłaszcza dar pokory, przez co
osiągnął wysoki stopień świętości.
Powróciwszy do Florencji, zasłynął szeroko jako
kaznodzieja, a po jakimś czasie bracia zakonni obrali go
przeorem. Jako przełożony zyskał głębokie zaufanie i
miłość podwładnych, bo choć dla siebie był bardzo
surowy, dla drugich był prawdziwym ojcem i opiekunem i w
pełnym miłości poświęceniu tak prowadził ich do
doskonałości, że zakon wspaniale zakwitnął.
W roku 1360 obrało go miasto Fiesole jednogłośnie
swym biskupem, lecz Andrzej na tę wieść schronił się
do klasztoru kartuzjańskiego. Gdy go przez długi czas
na próżno szukano, zarządzono powtórny obiór, a
wtedy trzyletnie dziecko spośród tłumu ludu
zawołało: "Andrzej jest naszym biskupem! Znajduje
się teraz w klasztorze kartuzów!". Teraz uznał w tym
Andrzej wolę Boga i poddawszy się jej, zasiadł na
stolicy biskupiej. Jako biskup nie zmienił swych
obyczajów, chyba w tym, że jeszcze ostrzej pościł i
ustawicznie nosił włosiennicę, a sypiał na suchych
gałązkach winnych. Niewyczerpana była jego
łagodność i miłość dla podwładnych, a
niezmordowana gorliwość we wspieraniu ubogich. Oprócz
daru czynienia cudów i prorokowania, posiadał jeszcze
szczególną łaskę nawracania zatwardziałych
grzeszników i jednania serc zwaśnionych.
W święto Bożego Narodzenia roku 1372 zachorował na
zabójczą febrę, a Najświętsza Panna objawiła mu,
że w najbliższą uroczystość Trzech Króli będzie
oglądał Jej Syna. Podczas kiedy całe Fiesole było
pogrążone w smutku z powodu grożącej mu utraty ojca
duchownego, on sam cieszył się ze zbliżającej się
śmierci, przyjął z wzruszającym nabożeństwem
Sakramenta św. i umarł 6 stycznia 1373. Lud uważał
go zaraz za Świętego z powodu licznych cudów za jego
przyczyną spełnionych, natomiast kościelnego
ogłoszenia go Błogosławionym dopełnił dopiero
papież Eugeniusz IV roku Pańskiego 1435. W poczet
Świętych policzony został w roku 1629 przez papieża
Urbana VIII, który też pamiątkę jego naznaczył na
dzień 4 lutego, ponieważ zgon jego nastąpił w
uroczystość św. Trzech Króli, a w tym dniu żadnej
innej uroczystości obchodzić nie wolno.
Nauka moralna
Złe towarzystwo było powodem, że św. Andrzej w
młodości swojej wszedł na manowce i jeszcze po swym
nawróceniu wiele musiał wycierpieć z powodu pokus,
które go nagabywały. Z jego przykładu i wielu innych
widzimy, jak zgubne jest obcowanie ze złymi ludźmi.
Iluż to ludzi straciło niewinność i bojaźń Bożą,
i nigdy już do niej nie powrócili! Niezliczona ilość
takich uwiedzionych i zgorszonych przeklina teraz w
piekle swą lekkomyślność i nierozwagę, przez którą
oddali się życiu grzesznemu i wpadli w męki piekielne.
Bądźmy przekonani, że jedno tylko zetknięcie się ze
złym przyjacielem, jedno uczestnictwo w grzesznym
towarzystwie może wystarczyć do oderwania nas od Boga i
zepchnięcia w przepaść wiecznego potępienia. Pomnijmy
na przysłowie doświadczeniem stwierdzone, że źli
ludzie psują dobre obyczaje: Nie
kochaj się w ścieżkach niezbożników, ani sobie
podobaj w drodze złośników. Uciekaj od niej i nie
chodź po niej; odwróć się i opuść ją
(Przyp. 4,14-15).
Modlitwa
Boże, który w Kościele swoim nowe ciągle
rozbudzasz przykłady świętości, daj ludowi Twojemu
błogosławionego Andrzeja, Wyznawcę Twojego i biskupa
tak naśladować, aby tychże nagród dostąpił, jakimi
on cieszy się w Niebie. Przez Pana naszego Jezusa
Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi. Amen.
Św. Andrzej Korsini
Urodzony dla nieba 6.01.1373 roku,
Beatyfikowany 1435 roku,
Kanonizowany 1629 roku,
Wspomnienie 4 lutego
Żywoty Świętych Pańskich
na wszystkie dni roku - Katowice/Mikołów 1937 r.