Poniższy artykuł jest skróconą wersją artykułu o tym
samym tytule zamieszczonego na stronie internetowej Novus Ordo Watch
(www.novusordowatch.org), przedrukowany za pozwoleniem. (Redakcja "The
Reign of Mary".)
W artykule opublikowanym 25 października 2014 na
stronie "The Remnant" autorka pisząca pod pseudonimem "Megaera
Erinyes" prezentuje nowe podejście do kwestii sedewakantyzmu, tego,
czy Franciszek jest faktycznie prawdziwym papieżem, czy też nielegalnym
uzurpatorem: Stwierdza, że to nie ma znaczenia.
To dość niezwykłe w przypadku wydawnictwa, które w
ciągu wielu dziesięcioleci wylało tak wiele atramentu na zwalczanie
sedewakantyzmu. O co tu chodzi?
Poniżej, przyjrzymy się kilku najistotniejszym
propozycjom wysuniętym w artykule Erinyes i zestawimy je z tradycyjnym katolickim
nauczaniem, aby wyjaśnić, dlaczego naprawdę jest ważne, czy Franciszek
jest papieżem:
"Przypuszczam, że jest możliwe i
prawdopodobnie zdarzyło się już w przeszłości, iż papież został wyłoniony w
wyniku nielegalnej elekcji i przystąpił do pełnienia swych obowiązków zupełnie
tak samo jak każdy inny papież. Nie sądzę, żeby istota procedury wyborczej miała
być tak kluczowa, chociaż biorąc pod uwagę naszą sytuację, rozumiem dlaczego
jest tak atrakcyjną odpowiedzią. Mamy poważny problem z Bergoglio, którego
rozwiązaniem byłaby nielegalna elekcja, jeśliby tylko można było jej dowieść. Cóż
by to była za ulga, gdyby można było po prostu zbyć wzruszeniem ramion jego dziwne
przemowy stwierdzeniem: «Och, to tylko kolejne gadanie antypapieża». Kuszące rzeczywiście.
Ale myślę, że istnieje generalnie bardziej
użyteczna odpowiedź, którą mógłby zaakceptować każdy katolik, który nadal
wierzy: Jeśli papież nie jest katolikiem i realizuje cele sprzeczne z celami
Chrystusa, to czy jest istotne, czy kanonicznie jest antypapieżem? Czy jest
ważne, czy przebieg wyborów został w taki czy inny sposób naruszony?" (Megaera Erinyes, It Just Doesn't Matter
Anymore, "The Remnant", 25 października 2014).
Mimo iż możemy mieć zrozumienie dla teologicznych
zmagań i zamieszania, jakie w tych ciężkich czasach jest udziałem wielu ludzi,
to odpowiedź: "wszystko jedno, czy taka a taka osoba jest papieżem",
jest po prostu absurdalna. Nawet arcybiskup Marcel Lefebvre, którego
teologicznego stanowiska "uznawać, ale sprzeciwiać się" z całą
pewnością nie popieramy – którego natomiast "The Remnant"
darzy najwyższym szacunkiem – powiedział:
"Teraz niektórzy kapłani... mówią,
że my, katolicy nie musimy się martwić tym, co się dzieje w Watykanie; mamy
prawdziwe sakramenty, prawdziwą Mszę, prawdziwą doktrynę, po cóż więc martwić
się tym, czy papież jest heretykiem, czy oszustem lub kimś w tym rodzaju; dla
nas jest to bez znaczenia. Myślę jednak, że nie jest to prawdą. Jeśli istnieje
jakiś człowiek ważny w Kościele, to jest nim papież. Stanowi on centrum
Kościoła i wywiera wielki wpływ na wszystkich katolików swą postawą, słowami i
czynami" (arcybiskup Marcel Lefebvre, On the Thesis, przemowa do
seminarzystów, 30 marca i 18 kwietnia 1986).
Nasz Przenajświętszy Pan odrzucił tych, którzy byli
wobec Niego obojętni. Do kościoła w Laodycei, powiedział On: "Ale że jesteś
letni i ani zimny, ani gorący, pocznę cię wyrzucać z ust moich" (Apok. 3, 16).
Jeśli nie możemy być obojętni wobec Chrystusa, dlaczego mielibyśmy być obojętni
wobec Jego Wikariusza i to aż do tego stopnia, by nie dbać, kto jest Jego
Wikariuszem?
Tych, którzy opowiadają się za postawą "uznawać i
sprzeciwiać się" często nazywamy neotradycjonalistami. Robimy tak
ponieważ, chociaż starają się pozostać wierni Tradycji Świętej Matki Kościoła,
niemniej jednak wprowadzają nowatorskie pojęcia, idee, o których nie
słyszano w katolickiej historii i teologii, takie jak koncepcja, iż można
"sprzeciwiać się" nauczaniu papieża wykonującego swą funkcję
nauczycielską, że Kościół może głosić błąd, bezbożność, nieobyczajność i złe
obrzędy liturgiczne albo twierdzenie, że do tego, aby katolickie Magisterium
było rzeczywiście zwyczajne i powszechne – i dlatego nieomylne – niezbędnym
warunkiem wstępnym jest powszechność w czasie, która ma być z kolei
starannie weryfikowana przez każdego poszczególnego wiernego.
Szczegółowe omawianie każdego z tych
neotradycjonalistycznych błędów wykracza poza zakres tego artykułu; wskazujemy
je tylko, by pokazać, że ci pseudotradycjonaliści faktycznie przylgnęli do
osobliwych koncepcji oraz że motywacją takiego postępowania jest tylko i
wyłącznie ich uporczywe obstawanie przy tym, że "papieże" i biskupia
hierarchia Vaticanum II stanowią prawowitą katolicką władzę. Już sam ten
fakt zmusza ich do wymyślania tak osobliwych idei, błędów (co najmniej
graniczących z herezją, jeśli nie wręcz heretyckich), które całkowicie
przekręcają i zniekształcają prawdziwe i tradycyjne katolickie nauczanie na
temat Kościoła i papiestwa.
Pogląd, że tak naprawdę jest bez znaczenia, czy
Franciszek jest prawowitym papieżem, czy nim nie jest, został już rozpropagowany
przez byłego biskupa FSSPX Richarda Williamsona na początku roku 2014. Wyczerpująco
wykazaliśmy błędność jego twierdzeń w obszernym artykule
(http://novusordowatch.org/wire/williamson-sedevacantism-l.htm), ale z chęcią
ponownie wyjaśnimy, dlaczego nie jest to sprawa, którą katolik może od siebie
odsunąć albo pozostać wobec niej obojętny.
Znaczenie papiestwa
Po prostu tradycyjne katolickie nauczanie na temat papiestwa
czyni łatwym do zauważenia, że sprawą najwyższej wagi jest wiedzieć, kto jest papieżem,
a być może nawet jeszcze ważniejszym, kto nim nie jest:
"Samym tylko pasterzom przekazana
została cała władza nauczania, sądzenia, prowadzenia; na wiernych nałożony
został obowiązek słuchania ich nauki, poddawania się z uległością ich osądowi i
przyzwolenia na to, by nimi rządzili, napominali i kierowali na drodze
zbawienia. Jest więc absolutną koniecznością, by prosty wierny podporządkował
się umysłem i sercem swym własnym pasterzom, a ci z kolei, by wraz z nimi
podporządkowali się Głowie i Najwyższemu Pasterzowi" (Papież Leon
XIII, List Epistola Tua do kardynała Guiberta, 17 czerwca 1885;
podkreślenie dodane).
"Toteż oznajmiamy, twierdzimy,
określamy i ogłaszamy, że posłuszeństwo Biskupowi Rzymskiemu jest konieczne
dla osiągnięcia zbawienia" (Papież Bonifacy VIII, Bulla Unam
Sanctam, 18 listopada 1302; podkreślenie dodane).
Od razu powinno być oczywiste, jak absurdalny jest
pomysł, że nie ma znaczenia, czy Jorge Bergoglio jest papieżem Kościoła
katolickiego (jak również jego poprzednicy: Benedykt XVI, Jan Paweł II, Paweł
VI i Jan XXIII). Właściwie to rzucamy wyzwanie, by jakiś neotradycjonalista
przedstawił oświadczenie katolickiego Magisterium, uznanego teologa albo
podręcznik dogmatyki stwierdzający, że tożsamość papieża nie ma większego
znaczenia, albo że nie ma potrzeby, byśmy sobie zawracali głowę tym, czy
konkretny pretendent jest prawdziwym papieżem, czy też oszustem.
Papież to kamień węgielny katolickiej jedności. Nie
jest katolikiem ten, kto nie jest zjednoczony ze Stolicą Piotrową (oczywiście o
ile zasiada tam prawdziwy papież), ani nie może się nazwać katolikiem ten, kto
nie wyznaje tej samej Wiary, którą wyznaje i głosi Rzymski Papież. Wszyscy
katolicy muszą patrzeć na Rzym, na Stolicę Apostolską jak na latarnię morską
ortodoksji i prawdy i nikt nie może być wprowadzony w błąd, jeśli trwa wiernie
przy tej Rzymskiej Stolicy, która została ustanowiona właśnie dla naszego
zbawienia.
Papież Leon XIII z całą mocą nauczał: "Jedność z
Rzymską Stolicą Piotrową jest... zawsze sprawdzianem dla katolika... «Nie
możesz być postrzegany jako wyznawca prawdziwej wiary katolickiej, jeśli nie
głosisz, że trzeba zachować rzymską wiarę»" (Encyklika Satis cognitum,
n. 13). Ten sam Papież podobnie nauczał, że "silnym i skutecznym
narzędziem zbawienia jest nie kto inny jak Rzymski Papież" (Encyklika Annum
ingressi sumus). Czy zwolennicy postawy "sprzeciwu" ze środowisk "The
Remnant", "The Fatima Crusader", "Catholic Family News",
"The Angelus" itp. mogą to powiedzieć o Watykanie Novus Ordo?
Oczywiście, że nie. (John Vennari stwierdził nawet, że nie pozwoliłby, aby
Franciszek uczył religii jego dzieci, a Michael Matt miał stwierdzić, iż ukrywa
teraz przed swoimi dziećmi "papieskie" wypowiedzi).
Gdyby Jan XXIII, Paweł VI, Jan Paweł I, Jan Paweł II,
Benedykt XVI i Franciszek byli prawdziwymi papieżami, to stwierdzenie Papieża
Leona XIII byłoby fałszywe, ponieważ począwszy od Vaticanum II,
"Rzymski Pontyfikat" jest niczym innym jak silnym i skutecznym
narzędziem potępienia, rozsiewającym najszkodliwsze błędy i herezje prowadzące
aż do stanu, w którym całe chrześcijaństwo praktycznie upadło, a tymczasem
"papież" twierdzi, że rzeczy nigdy nie miały się lepiej
(http://novusordowatch.org/wire/francis-embarrasses-voris.htm). Wynika z tego,
że jeśli sekta Novus Ordo jest prawdziwym Kościołem katolickim, to Kościół
założony przez Chrystusa nie zdał egzaminu, a Chrystus jest zwodzicielem. Ale
to jest niemożliwością!
W tym miejscu polecamy wszystkim zapoznanie się z
doskonałą dwugodzinną konferencją biskupa Sanborna na temat herezji Vaticanum
II, którą można obejrzeć bezpłatnie na YouTube:
http://tinyurl.com/sanborn-vatican2-heresies. Jego Ekscelencja objaśnia, że
chociaż wiemy, iż niemożliwe jest, aby Kościół mógł zawieść, niemniej jednak
jest możliwym, by poszczególni ludzie odpadli od wiary, a fałszywi pretendenci
do tronu papieskiego pojawili się i zwiedli ludzi. Jest to kluczowe
stwierdzenie przy dochodzeniu do zrozumienia, dlaczego tylko sedewakantyzm może
być uznany za katolickie stanowisko, a nie postawa oporu neotradycjonalistów. (Zobaczcie też krótki film Historical
Precedents of Papal Impostors: http://tinyurl.com/papal-impostors).
Dopiero, gdy
stwierdzimy, że Kościół Vaticanum II nie jest Kościołem
katolickim Papieża Piusa XII i jego poprzedników, a pretendenci do tronu
papieskiego od 1958 roku nie byli prawdziwymi papieżami – tylko wtedy możemy
powiedzieć, że Kościół katolicki nie zawiódł, ponieważ choć Kościół może być
zaćmiony i choć pontyfikat prawdziwego Papieża może być uniemożliwiany albo
opóźniany, posiadamy Boską gwarancję, że Kościół nigdy nie może głosić błędu
ani prowadzić wiernych, którzy do niego należą, na potępienie. Taki jest właśnie
cały cel Kościoła!
Lecz zamiast tych całkowicie katolickich i
zdroworozsądkowych poglądów, zwolennicy stawiania oporu wolą głosić inną naukę.
Dlaczego? Ponieważ nie chcą zaakceptować wniosku, że pretendenci do tronu
papieskiego począwszy od śmierci Papieża Piusa XII w 1958 roku byli
oszukańcami, a religia, której przewodzili, nie jest religią Kościoła
rzymskokatolickiego. Jednakże decyzja o odrzuceniu sedewakantyzmu na rzecz
pokrętnej i zniekształconej nauki o Kościele i papiestwie dokonała się za
straszliwą cenę płaconą przez dusze, ponieważ – jak to obecnie ze smutkiem
daje się zaobserwować – postawa "uznawać i sprzeciwiać się" okazała
się być ślepą uliczką.
Cały ten okropny chaos, ta zniekształcona teologia,
zniknęłyby zupełnie, gdyby się tylko zgodzili usunąć jedyną tego przyczynę:
uporczywie podtrzymywaną ideę, że pretendenci do tronu papieskiego po Piusie
XII są prawdziwymi papieżami, a sekta Vaticanum II jest Kościołem
katolickim założonym przez Jezusa Chrystusa. Pozbądźcie się tej absurdalnej
koncepcji, a wszystko się ułoży. Nie trzeba w ogóle wyrządzać katolickiej nauce
takiej szkody, jaką czynią zwolennicy oporu; musimy po prostu wyzbyć się tego apriorycznego
odrzucenia sedewakantystycznego wniosku, tej szalonej uporczywości – przyjętej już
na wstępie – że sedewakantyzm po prostu nie może być prawdziwy,
niezależnie od dowodów.
Postawa zwolenników ruchu oporu jest sprzeczna z
katolicką nauką
Jedną z konsekwencji postawy oporu stało się
upowszechnienie innego skandalicznego, choć popularnego i powszechnego błędu:
poglądu, że nauczanie Magisterium albo Papieża – które nie zostało ogłoszone w
ramach ściśle określonych warunków nieomylności – nie jest obowiązujące dla
wiernych i może nawet zawierać najbardziej skandaliczne herezje.
Jednak nie takie jest tradycyjne, katolickie nauczanie
sprzed Vaticanum II. Wręcz przeciwnie – jak uczy Pius XII – kiedy Papież
sprawuje swój urząd nauczycielski wydając, na przykład, encyklikę, wszyscy
wierni mają obowiązek, pod groźbą grzechu śmiertelnego przyjąć nauczanie
Papieża:
"Nie trzeba też sądzić, że
pouczenia w encyklikach zawarte nie wymagają same przez się wewnętrznego
poddania dlatego tylko, że papieże nie występują co do nich z najwyższą
nauczycielską powagą. Albowiem i te rzeczy są przedmiotem tego zwyczajnego
Nauczycielstwa, do którego także odnoszą się słowa: «Kto was słucha, mnie
słucha» [Łk. 10, 16], a nadto, co w encyklikach wykłada się i z naciskiem
podkreśla, to zazwyczaj już skądinąd do nauki katolickiej należy" (Papież
Pius XII, Encyklika Humani generis, n. 15; podkreślenie dodane).
Jest to zrozumiałe. A poza tym, jaka jest alternatywa?
Taka, że Papież nie może już naprawdę nauczać, a jedynie prezentować opinie,
które wierni mogą dowolnie przyjąć albo odrzucić? (Wyobraźmy sobie taki
scenariusz w szkolnej klasie). Albo, że za każdym razem, gdy Papież wydaje
encyklikę, każdy katolik bierze swój egzemplarz Denzingera, aby sprawdzić i
upewnić się, że Papież naucza prawdziwej Wiary? Albo, ewentualnie, każdy
poszczególny katolik sprawdza, czy "ksiądz" Nicholas Gruner, Michael
Matt, John Vennari, John Salza albo Chris Ferrara udzielili swej aprobaty? W
takim razie, tak naprawdę, to kto kogo naucza? Cóż to za dziwaczne towarzystwo,
w którym student jest ostatecznym arbitrem tego, co ma przyjąć od nauczyciela?
Postawmy więc oczywiste pytanie: Czy zwolennicy
sprzeciwu, duchowni czy też świeccy, okazują wobec encyklik Franciszka to
wewnętrzne poddanie, którego Pius XII wymagał od wszystkich katolików w
stosunku do papieskiego nauczania? Albo wobec encyklik i innych doktrynalnych
dokumentów Benedykta XVI, Jana Pawła II i Pawła VI? Oczywiście, odpowiedź
brzmi: nie.
Celem
instytucji papiestwa jest zapewnienie Kościołowi Chrystusowemu ochrony w
sprawach wiary i moralności, właśnie po to, aby wierni "już nie byli
dziatkami chwiejącymi się i nie byli unoszeni od każdego podmuchu nauki"
(Efez. 4, 14) jak to jest u protestantów i innych heretyków oraz schizmatyków.
Innymi słowy, Chrystus Pan obdarzył Swój Kościół instytucją papiestwa, aby
każdy katolik zamiast słuchać Kościoła nie musiał oglądać Remnant TV, by
zrozumieć, co jest prawdziwym katolickim nauczaniem albo żeby być bezpiecznie prowadzonym
we wszystkich sprawach dotyczących zbawienia swej duszy.
Papież Pius IX podkreślił, że właśnie ta jedność Wiary
w całym Kościele – gwarantowana i egzekwowana przez Papieża – odróżnia
katolicki Kościół od protestanckich sekt:
"Ktokolwiek zaś zwróci uwagę i
pilnie rozważy warunki, w jakich znajdują się różne wzajemnie podzielone
wspólnoty religijne oddzielone od Kościoła katolickiego, który od czasów
Chrystusa Pana i Jego Apostołów zawsze był kierowany przez prawowitych
pasterzy, a obecnie również sprawuje swą boską władzę, posiadaną od Pana Boga,
ten łatwo się przekona, że żadna z tych wspólnot religijnych, ani nawet
wszystkie brane łącznie, nie tworzą i nie stanowią w żadnym razie tego jednego
Kościoła katolickiego, który został założony, ustanowiony i powołany do
istnienia przez Naszego Pana Jezusa Chrystusa. Ponadto nie można nawet mówić,
że te wspólnoty są czy to członkami, czy też częściami tegoż Kościoła, ponieważ
w sposób widoczny są odłączone od jedności katolickiej. Skoro zaś tego rodzaju
wspólnotom brakuje żywego autorytetu ustanowionego przez Boga, który naucza
ludzi przede wszystkim zasad wiary i norm moralności, kieruje nimi i rządzi we
wszystkich sprawach, które dotyczą wiecznego zbawienia, dlatego wspólnoty owe
ciągle zmieniają swe poglądy, a zmienność ta i brak stałości jest czymś
nieuniknionym. Każdy może z łatwością zrozumieć oraz jasno i otwarcie poznać, że
różnią się one w tej kwestii od Kościoła założonego przez Chrystusa Pana, w
którym prawda musi trwać nienaruszona i nigdy nie podlega żadnym zmianom, jako
depozyt powierzony temu Kościołowi do wiernego zachowywania. W tym celu
Kościołowi została wieczyście przyobiecana opieka i wsparcie Ducha Świętego"
(Papież Pius IX, List Apostolski Iam Vos omnes [1868]; podkreślenie
dodane).
Czy neotradycjonaliści uważają, że sekta Vaticanum
II, którą uznają za katolicki Kościół, "trwa nienaruszona i nigdy nie
podlega żadnym zmianom" integralnie strzegąc depozytu Wiary z "opieką
i wsparciem Ducha Świętego" aż do końca czasów? Oczywiście, że nie.
Jednak, taka jest prawdziwa i tradycyjna katolicka nauka o Kościele i
papiestwie. Teraz już wiecie dlaczego czasami nazywamy sprzeciwiających się (resisters)
"semi-tradycjonalistami", ponieważ ich przywiązanie do
Tradycji jest dość selektywne i nie obejmuje całości, a jedynie jej fragment.
Kościół katolicki jest nieskazitelny w swym nauczaniu.
Jest nieomylny i niezawodny. W pięknej encyklice o Naszym Panu Jezusie
Chrystusie Królu, Papież Pius XI napisał w 1925 roku: "Do dobrodziejstw,
które spłynęły z obchodów publicznych i prawnie zaprowadzonych na cześć Boga
Rodzicy i Świętych, zaliczyć przede wszystkim trzeba to, iż Kościół w każdym
czasie oddalał zwycięsko zarazę herezji i błędów" (Encyklika Quas primas,
n. 22). W jaki sposób stanowisko neotradycjonalistów pozostaje w zgodzie z tym
papieskim nauczaniem? W żaden. Gdyby ich kościół był wolny od błędu i herezji,
nie byłoby się czemu sprzeciwiać.
Sedewakantystyczny wniosek jest możliwy i nieunikniony
Jedynym sposobem
na powstrzymanie się od popierania heretyckiej idei, że Kościół katolicki odpadł
od Wiary, jest podkreślanie, że sekta Vaticanum II nie jest
katolickim Kościołem. Jest to nieunikniony wniosek oparty na Boskim Objawieniu
i faktach historycznych. To prawda, że jest to konsternująca i kłopotliwa
konkluzja, ale z pewnością nie bardziej niż ukrzyżowanie i śmierć Naszego Pana
Jezusa Chrystusa po tym, jak wykazał Boskość Swego posłannictwa. I chociaż
zasiadanie uzurpatora na Tronie św. Piotra oraz zaćmiewanie Kościoła
katolickiego przez obce ciało może być czymś oszałamiającym i wprawiającym w
zakłopotanie, to przynajmniej jest możliwym; wiemy natomiast, że jest niemożliwe,
aby katolicki Kościół mógł przestać być pochodnią prawdy i ortodoksji.
Sięgnijmy w tym miejscu do wskazówek teologa ks.
Edmunda J. O'Reilly, który przestrzegał, że Kościół może znaleźć się w każdej
sytuacji – nieważne, jak absurdalna albo oszołamiająca mogłaby się wydawać –
która nie jest ściśle wykluczona przez obietnice Chrystusa:
"Wielka Schizma Zachodnia podsuwa
mi refleksję, którą pozwolę sobie tutaj wyrazić. Gdyby nie doszło do tej
schizmy, to hipoteza, że coś podobnego mogłoby się wydarzyć, dla wielu
wydawałaby się urojoną. Uważaliby, że coś takiego nie mogłoby mieć miejsca; Bóg
nie pozwoliłby, aby Kościół znalazł się w tak nieszczęśliwej sytuacji... Ale żeby
katolicy byli podzieleni w kwestii, kto jest Papieżem, ale żeby prawdziwy
Kościół miał pozostawać przez trzydzieści do czterdziestu lat bez powszechnie
uznawanej Głowy i zastępcy Chrystusa na ziemi – jest niemożliwością. A jednak
tak było; i nie mamy żadnej gwarancji, że to się znowu nie stanie, chociaż
możemy żarliwie ufać, iż będzie inaczej. Wniosek, jaki chciałbym z tego
wyciągnąć, jest taki, że nie możemy być zbyt pochopni w wypowiedziach na
temat tego co Bóg może dopuścić... Ale być może my albo nasi następcy w
przyszłych pokoleniach chrześcijan doczekają jeszcze bardziej niesamowitego
zła od tego, które już się dokonało, i to jeszcze przed nieuchronnym
nadejściem tego wielkiego końca wszystkich rzeczy na ziemi, jaki poprzedzi
dzień sądu. Nie podaję się za proroka, ani nie roszczę sobie pretensji do
posiadania wizji smutnych zjawisk, o których nie mam kompletnie żadnej wiedzy.
Jedyne, co zamierzam tu przekazać to to, że wydarzenia dotyczące Kościoła,
nie wykluczone przez Boskie obietnice, nie mogą być uważane za praktycznie
niemożliwe, tylko dlatego, że miałyby być straszne i w bardzo wysokim stopniu
niepokojące" (ks. Edmund
James O'Reilly SJ, The Relations of the Church to Society [1882], ss.
287-288; podkreślenie dodane).
Tylko dlatego, że obecna sytuacja w Kościele jest
przyczyną naszych problemów natury fizycznej, finansowej, duchowej czy
emocjonalnej, to jeszcze nie upoważnia nas do takiego przekręcania katolickiej
nauki o Kościele, papiestwie albo Magisterium, abyśmy mogli nadal żyć w komfortowym
świecie fikcji. W rzeczywistości, jeśli weźmiemy pod uwagę następujące
natchnione przez Boga słowa św. Pawła, możemy dość łatwo się przekonać, że taka
przerażająca sytuacja, w jakiej się dzisiaj znaleźliśmy – którą zasadnie można
nazwać "zaćmieniem Kościoła" – nie tylko nie jest wykluczona
przez Boskie poręczenie, lecz jej zaistnienie zostało praktycznie
zapowiedziane:
"I wiecie, co go teraz
powstrzymuje, aby się objawił w swym czasie. Już bowiem tajemnica nieprawości
działa; tylko ten, co teraz powstrzymuje – niech powstrzymuje – będzie usunięty.
A wtedy objawi się ów nikczemnik, którego Pan Jezus zabije tchnieniem ust swoich
i zniszczy blaskiem przyjścia swego" (II Tes. 2, 6-8).
W związku z tym warto tutaj zwrócić uwagę, że rozmaici
biblijni egzegeci utożsamiają człowieka opisanego przez św. Pawła jako
"ten, co teraz powstrzymuje" i "będzie usunięty" właśnie z
Papieżem: To właśnie Papież, będąc Wikariuszem Chrystusowym,
powstrzymuje "nikczemnika" – Antychrysta. Albowiem tak długo, jak jest
Papież, szatan nie może zrealizować swego ostatecznego zwodzenia, "działania
błędu", by sprowadzić masy na manowce apostazji, co pięknie wyraził Papież
Pius IX:
"Teraz już dobrze wiecie, że
śmiertelni wrogowie katolickiej religii zawsze toczyli zaciekłą wojnę, lecz bez
powodzenia, przeciw temu Tronowi [Św. Piotra]; bynajmniej nie są nieświadomi
faktu, że religia sama z siebie nigdy nie może się zachwiać i upaść, jeśli
ten Tron pozostaje nietkniętym, Tron spoczywający na skale, której butne bramy
piekielne nie mogą obalić i w której spoczywa cała i doskonała trwałość
chrześcijańskiej religii" (Papież Pius IX, Encyklika Inter multiplices,
n. 7; podkreślenie dodane).
Czy kościół Novus Ordo reprezentuje i gwarantuje
"całą i doskonałą trwałość religii chrześcijańskiej"? Czy ktoś
naprawdę może powiedzieć, że bramy piekielne nie przemogły tej żałosnej
modernistycznej sekty, która wyrzuca z siebie bluźnierstwo, herezję i
bezbożność na cały świat? Śmie ktoś zapewniać, że pod rządami
"papieży" Vaticanum II prawdziwa religia ani się nie
"zachwiała", ani nie "upadła"? Czy prawdziwe byłoby
stwierdzenie, że Stolica Apostolska pozostaje "nienaruszona" pod rządami
Franciszka lub któregokolwiek z jego pięciu haniebnych poprzedników? Czy neotradycjonaliści
w to wierzą?
Oczywiście, że nie! Erinyes sama to sugeruje:
"Najwidoczniej na próżno spoglądamy
w stronę Rzymu, ponieważ właśnie zobaczyliśmy, na oczach całego świata w
pierwszych dwóch tygodniach tego miesiąca, że te [fałszywe] poglądy są
wyznawane nie tylko przez ogromne masy świeckich katolików, lecz stanowią również
przekonanie wyraźnej większości ludzi, którzy wzięli udział w Synodzie jako
następcy Apostołów! Cóż to za precedens dla Kościoła, w osobie jego najpoważniejszych
przedstawicieli, którzy utracili swą własną rację istnienia, swą własną Wiarę?
Co Bóg nakaże uczynić ze solą, która nie jest już słona?".
Tak więc Erinyes wierzy w kościół, który może stracić
"swą własną Wiarę" i "swą własną rację istnienia". Jest
tylko jeden sposób pogodzenia tego z tradycyjnym katolickim nauczaniem o
Kościele: sekta Vaticanum II nie jest katolickim Kościołem, ponieważ nie
może nim być. Co z kolei prowadzi nas do innego popularnego argumentu
wysuwanego przez neotradycjonalistycznych zwolenników "stawiania oporu"
("resisters") – tego o braku kompetencji.
Ale kto ma prawo o tym decydować?
Kiedy dochodzi do pytania o prawowitość "papieży"
po Piusie XII, typowy neotradycjonalista w pewnym momencie stwierdzi, że jest
to sprawa wykraczająca poza jego kompetencje decydowania, jednocześnie najzupełniej
entuzjastycznie kontynuując swoją działalność "sprzeciwiania się". W
taki sposób motywuje swą odmowę zaakceptowania sedewakantyzmu. Jak to się
jednak dzieje, że neotradycjonaliści uważają, iż nie są w stanie określić, czy
ktoś jest prawdziwym Papieżem – ktoś, kto w oczywisty sposób nie jest katolikiem
albo kto dopuścił się czynów, przed dokonaniem których prawdziwego Papieża
chroni Boska asystencja – i równocześnie nie mają żadnych wątpliwości co do
swych kompetencji, by być sędzią (rzekomych) papieskich i soborowych nauk oraz
zatwierdzonego przez "papieża" ustawodawstwa, świętych i
liturgicznych obrzędów?
Która wypowiedź ma większy sens? "Nie mogę uznać
roszczeń tego człowieka do bycia Papieżem, ponieważ – o ile wiem – uczynił i
nauczał rzeczy, których prawdziwy Papież nie mógłby zrobić ani głosić",
czy może: "uznaję tego człowieka za Wikariusza Chrystusa, ale nie
przyznaję się do religii, którą on wyznaje, do nauk, które głosi, do świętych,
których kanonizuje, do liturgii, którą narzuca etc."? Dlaczego kwestia
"kompetencji" jest wysuwana tylko, gdy chodzi o przyjęcie wniosku,
który wypływa z logiczną koniecznością, ale nie wtedy, gdy chodzi o odrzucenie
nauk, praw i liturgii człowieka uznawanego za najwyższy autorytet w Kościele?
Katolik z całą pewnością potrafi odróżnić heretyka od
katolika; nie jest jednak powołany do osądzania magisterium Papieża albo
kwestionowania jego jurysdykcji, co jest podkreślone całkiem wyraźnie w Prawie
Kanonicznym: "Pierwsza Stolica nie jest sądzona przez nikogo (Prima
Sedes a nemine iudicatur)" (Kodeks Prawa Kanonicznego 1917, kanon
1556). Odnośnie do uprawnień każdego wykształconego katolika – nawet świeckiego –
do ustalenia, kto jest heretykiem, zobacz znakomite omówienie tej tematyki w
zatwierdzonej przez Watykan książce ks. Felixa Sarda y Salvany Liberalizm
jest grzechem.
Podczas Wielkiej Schizmy Zachodniej w XIV wieku ludzie
musieli podjąć decyzję, który z dwóch (później trzech) pretendentów do tronu
papieskiego był prawdziwym papieżem. Jeśli kiedykolwiek pojawiły się
zastrzeżenia co do czyichś kompetencji, to właśnie wtedy doszło do takiej
sytuacji. I choć z pewnością Bóg nie wymagał od ludzi, by ich decyzja dotycząca
tej sytuacji była nieomylna, to z całą pewnością wymagał, aby każdy bez wyjątku
wierny postępował zgodnie z dokonanym przez siebie w dobrej wierze
wyborem tego z pretendentów do tronu papieskiego, którego uznał za prawdziwego
papieża. Nie było takiej możliwości, by uznać jednego pretendenta za Papieża, a
następnie odmówić mu posłuszeństwa, jak to zwykle robią zwolennicy
"stawiania oporu".
Grzech schizmy u źródeł postawy "oporu"
Jedynym powodem, dla którego tradycjonaliści spod znaku
"uznawać i sprzeciwiać się" ("recognize-and-resist")
mogli w ogóle wysunąć tak głupi pomysł, że nie ma znaczenia, czy Franciszek jest,
czy nie jest papieżem, jest to, że oni i tak nie są mu posłuszni. Dla
nich – rzecz jasna – równie dobrze Franciszek mógłby nie być papieżem. Dla
stawiających opór "papieże" Novus Ordo istnieją tylko na pokaz –
mają tylko tyle władzy, ile każdy poszczególny wierny jest gotów im przyznać w
danym momencie. Nie podoba się to, co mówi ostatnia papieska encyklika? Bez obaw
– nie jest "nieomylna". Czy papież grozi ekskomuniką? Nie ma to
znaczenia, wokół panuje "diaboliczna dezorientacja". Dostaliśmy
"świętego", który jak wiemy, nie jest świętym? Nic wielkiego – to
tylko "kanonizacja" Vaticanum II. Czy "papież" może
narzucać heretycki albo bezbożny ryt Mszy? Nie trzeba się denerwować – po
prostu trzeba "sprzeciwiać się", czytać Michaela Daviesa i
prenumerować "Catholic Family News". Nie ma "łacińskiej
Mszy" w waszej diecezji? Żaden problem – po prostu uczęszczajcie zamiast
tego na niezatwierdzone Msze Bractwa Św. Piusa X i włączcie sobie Remnant TV.
Taki jest żałosny stan głównego nurtu "tradycyjnego
katolicyzmu" w Stanach Zjednoczonych.
Tym, którzy wytkną nam, że sedewakantyzm ma swe własne
kłopoty, łatwo przyznamy słuszność, jednakże istnieje zasadnicza różnica: Nasze
problemy są spowodowane brakiem panującego Papieża, podczas gdy problemy neotradycjonalistów
występują pomimo papieża i działającej hierarchii. Trudności
sedewakantystyczne istnieją, ponieważ władza, która może je rozwiązać i jest
uważana za legalną, jest nieobecna, podczas gdy neotradycjonaliści sprzeciwiają
się i negują władzę uznawaną przez nich za legalną i funkcjonującą.
Wszystkie sedewakantystyczne problemy rozwiążą się, co do zasady, jak tylko
prawdziwy Papież znów zacznie panować. Z drugiej zaś strony, trudności
stawiających opór tak naprawdę nigdy nie mogą zostać rozstrzygnięte, ponieważ
każde rozwiązanie jest uzależnione, co do zasady, od osobistej zgody
każdego ze stawiających opór na podjęte rozstrzygnięcie.
Lecz taka odmowa podporządkowania się człowiekowi,
którego się uznaje za prawdziwego papieża Kościoła katolickiego, powinna być
poważnym problemem dla kogoś, kto się nazywa katolikiem, ponieważ stanowi ona
grzech schizmy.
Czym dokładnie jest schizma? Prawo kościelne definiuje
ją następująco: "Schizmatykiem jest ochrzczony, który nie chce podlegać
papieżowi lub żyć we współuczestnictwie z członkami Kościoła papieżowi
podległymi (subesse renuit Summo Pontifici aut cum membris Ecclesiae ei
subiectis communicare recusat)" (Kodeks Prawa Kanonicznego 1917, kan.
1325 § 2). Trochę więcej światła rzuca na tę definicję kanonista ks. Ignacy
Szal, który wyjaśnił, że należy uznać za prawdziwego schizmatyka osobę, która [odrzuca
to, iż] "musi uznawać Rzymskiego Papieża za prawdziwego pasterza Kościoła
i musi wyznawać za artykuł wiary, iż Rzymskiemu Papieżowi należne jest
posłuszeństwo" (The Communication of Catholics with Schismatics,
1948, str. 2).
Ta definicja pasuje jak ulał do neotradycjonalistów, z
wyjątkiem tego, że osoba, którą oni publicznie uznają za papieża, nie
jest faktycznie papieżem. Nie zmienia to jednak faktu, że stają się winni grzechu
schizmy (nawet jeśli, technicznie, nie dopuszczają się kościelnego przestępstwa,
ponieważ Franciszek nie jest faktycznie papieżem), gdyż odmawiają
podporządkowania się osobie, którą oni uważają za Rzymskiego Papieża.
Grzech występuje w woli, toteż zdecydowanie jest to grzech schizmy.
Z kolei schizma, podobnie jak herezja i apostazja,
wyklucza z łona Kościoła katolickiego; tzn., przestaje się być członkiem Ciała
Chrystusa, jeśli się jest schizmatykiem. Papież Pius XII nauczał: "Albowiem
nie każdy grzech, choćby i ciężką był zbrodnią, jest tego rodzaju, aby z samej
natury swojej wyłączył człowieka z Ciała Kościoła, jak to robi schizma,
herezja lub apostazja" (Encyklika Mystici Corporis, n. 23;
podkreślenie dodane). Schizma jest wykroczeniem przeciwko jedności Kościoła, a
zatem jest niezgodna z członkostwem w nim.
A zatem – owszem, wiedza o tym, czy Jorge Bergoglio
ważnie pełni urząd papieski, ma wcale niemałe konsekwencje. Oczywiście, jest to
bardzo poważna sprawa i można tylko pokiwać głową z powodu nowej postawy
wyłożonej przez "The Remnant" – jakoby legalność okupanta papieskiego
urzędu nie była ważna. Dla prawdziwego katolika jest to ze wszech miar
ważne, ponieważ prawdziwy katolik podporządkowuje się Papieżowi, bez
czego nie może osiągnąć życia wiecznego. Ale prawdziwa katolicka postawa długo
była odrzucana przez zwolenników oporu, którzy chcieliby jednocześnie mieć
ciastko i zjeść ciastko: chcieliby obu rzeczy naraz – mieć swojego papieża i jednocześnie
go atakować. Teraz zbierają owoce swojej rozpaczliwej postawy i wykręt, że
"to już nie ma znaczenia", nie będzie działać, jeśli katolicka nauka ma
jeszcze jakieś znaczenie.
Przyjrzyjmy się bliżej jednemu zdaniu napisanemu przez
Erinyes, już cytowanemu, które powinno sprawić, że każdy podrapie się po głowie:
"Jeśli papież nie jest katolikiem i realizuje cele sprzeczne z celami
Chrystusa, to czy ma znaczenie, czy kanonicznie jest antypapieżem?". Tak,
dobrze przeczytaliście: "Jeśli Papież nie jest katolikiem...". Czy
neotradycjonaliści mogliby pokazać nam pojedynczy przykład dokumentu
pochodzącego z przedsoborowego magisterium, mówiący o możliwości zaistnienia papieża
niebędącego katolikiem albo niekatolika będącego papieżem, któremu każdy
wierny musi się wtedy "sprzeciwiać"?
Jeśli pretendent do tronu papieskiego jawnie nie jest
katolikiem, to wiemy, że jego roszczenie do bycia papieżem jest
fałszywe. Oczywiście, żaden publiczny niekatolik nie jest członkiem Kościoła,
jak autorytatywnie nauczał – cytowany powyżej – Papież Pius XII, a już na pewno
ten, kto nie jest członkiem Kościoła, nie może być głową Kościoła.
Końcowe przemyślenia: Dokąd zmierza "Ruch
Oporu"?
Erinyes w swym wpisie sprowadza problem prawowitości Franciszka
do kwestii (rzeczywistych lub wyimaginowanych) defektów w procedurze wyborczej.
Jednakże oznacza to całkowite niezrozumienie problemu. Nie zajmujemy się tutaj
regułami konklawe, lecz o wiele bardziej zasadniczymi sprawami: w Rzymie jest
"papież", który jest jawnym niekatolikiem, apostatą najgorszego
rodzaju. Naprawdę nie obchodzi nas, ile głosów dostał na konklawe, ponieważ
konklawe nie ma nic wspólnego z bezpodstawnością jego roszczeń do bycia
papieżem Kościoła katolickiego. Ten człowiek nie jest katolikiem i nie może być
głową Kościoła katolickiego. Reguły konklawe nie mają z tym nic wspólnego, ale
skupianie się Erinyes na tej kwestii jest typowym objawem innej bolączki często
spotykanej wśród neotradycjonalistów: nieodróżniania wiedzy o fakcie od wiedzy o
przyczynach zaistnienia tego faktu.
Musimy odróżniać znajomość faktu, że Franciszek nie
jest papieżem, od wiedzy, z jakiego powodu nie jest papieżem. Możemy wiedzieć
pierwsze nawet bez tego drugiego, tak samo jak możemy wiedzieć, że wrota
stodoły się nie zamykają, nawet jeśli nie wiemy, dlaczego się nie
zamykają. Niestety, to rozróżnienie jest zbyt często pomijane i ludzie uważają,
że tylko dlatego, iż nie mogą zrozumieć, dlaczego Franciszek nie jest
papieżem, to muszą zaakceptować go jako prawdziwego następcę św. Piotra – cały czas,
jednakże, odmawiając mu posłuszeństwa.
Wydaje się, że właśnie takie stanowisko zajęła
Erinyes, chociaż dodała do tego nowo odkrytą koncepcję, że "to po prostu
nie ma już znaczenia". Nic się tu nie zgadza z katolickim nauczaniem,
dlatego nie może przytoczyć żadnego cytatu.
Erinyes stawia pytanie: "Ale skoro precedens nie
pomaga nam w przypadku jakiejkolwiek innej nietypowej sytuacji współczesnego
Kościoła, dlaczego szukamy go dla udzielenia odpowiedzi na temat tego
papieża?". Pytanie jest całkiem zasadne, jeśli chodzi o sam precedens, ale
mamy tutaj inną propozycję: A może by tak zapoznać się i zastosować nauczanie
Kościoła, zamiast wymyślać fałszywe analogie całkowicie pozbawione jakiejkolwiek
wiedzy teologicznej?
Nie możemy pozwolić, ażeby pożądany wniosek dyktował
nam nasze przesłanki. Nie możemy zacząć od wniosku, który się nam podoba, a
potem próbować znaleźć argumenty prowadzące do tego wniosku. Musimy wyjść od
tego, co wiemy, a następnie przyjąć wniosek, który z tego w konieczny sposób
wypływa, niezależnie od tego, czy się nam będzie, czy nie będzie podobał.
Erinyes pyta jeszcze: "Czy takie kanonicznie
zdefiniowane kategorie, zależne od długotrwałego precedensu, stosują się do
tego? W jaki sposób?". To nie ma nic wspólnego z prawem kanonicznym ani z
precedensem. Tu chodzi o podstawową katolicką naukę o Kościele, papiestwie i
Wierze. Może powinna po prostu zaakceptować katolicką prawdę i zerwać z
Bergoglio! Franciszek nie może być papieżem. Jeśli to wywołuje u ludzi
wielką konsternację i rodzi inne pytania, to w porządku, ale nie rozwiążemy łamigłówki
ignorując fakty i udając, że jest papieżem. To niczego nie rozwiązuje, nieważne,
jak emocjonalnie satysfakcjonujące może być. W rzeczywistości tylko wszystko
pogarsza, ponieważ nigdy nie znajdzie się właściwego lekarstwa, jeśli się odmówi
zaakceptowania poprawnej diagnozy.
Katolicyzm ma konsekwencje i jedną z tych konsekwencji
jest to, że Jorge Bergoglio można nazwać wieloma określeniami, ale głowa
Kościoła katolickiego do nich nie należy.
Powiedzieliśmy to już wcześniej: Nie bójcie się
studiować sedewakantyzmu. Jeśli to stanowisko jest fałszywe, to nie stanie się
prawdziwym tylko dlatego, że zaczniecie go badać. Jednakże, z drugiej strony, jeśli
jest prawdziwe, to nie stanie się fałszywym tylko dlatego, że nie będziecie
chcieli mu się przyjrzeć. A więc, co macie do stracenia? Czy wieczne zbawienie
waszej duszy nie jest warte podjęcia tego zadania? Nie obawiajcie się konsekwencji
tej rzeczywistości. Miejcie ufność w Bogu – udzieli wam wszelkich łask
niezbędnych do wytrwania w cierpieniach, jakie przyjdzie znosić na skutek stanu sede
vacante w naszym umiłowanym Kościele (zob. I Tym. 2, 4).
Artykuł
z czasopisma "The Reign of Mary", nr 157, Winter 2015 (www.cmri.org) (1)
Tłumaczył
z języka angielskiego Mirosław Salawa
–––––––––––––––
Przypisy:
(1)
Por. 1) Papież Pius XII, Encyklika
"Mystici Corporis Christi". O Mistycznym Ciele Chrystusa.
2) Akta i dekrety świętego powszechnego Soboru
Watykańskiego (1870), Pierwszy
projekt Konstytucji dogmatycznej o Kościele Chrystusowym przedłożony Ojcom do
rozpatrzenia.
3) "Cahiers Romains", Dla katolików rzymskich integralnych.
4) Ks. Benedict Hughes, a) A on znowu swoje! Bergoglio
wywołuje zgorszenie wśród katolików nonszalanckim podejściem do małżeństwa. b) Zaniechanie potępienia: Bergoglio zaniedbuje
obowiązek potępienia zła. c) Franciszek okazuje względy dla
ruchu charyzmatycznego. d) Farsa Vaticanum II. Rzetelna ocena soboru po
pięćdziesięciu latach. e) Neopapież – fałszywy papież.
5) Bp Mark A. Pivarunas CMRI, a) Fałszywa tolerancja i bluźnierstwo
Franciszka I (Jorge Bergoglio).
b) "Synod o rodzinie" (2014)
otwiera ludziom oczy na odstępstwo modernistycznej hierarchii. c) Sedewakantyzm. d) Odpowiedzi na zarzuty wobec
stanowiska sedewakantystycznego.
6) Mario Derksen, Habemus Bergoglio. Antypapież
Franciszek i soborowy kościół.
7) Ks. Héctor L. Romero, Modernista Jorge Bergoglio zbezcześcił imię św.
Franciszka z Asyżu.
8) Bp Donald J. Sanborn, a) Kolejne herezje Bergoglio
potwierdzają niekatolicki charakter modernistycznego Neokościoła. b) Amoralny synod modernistycznych biskupów (2014) –
produkt doktrynalnego liberalizmu Vaticanum II.
c) Sedewakantyzm: w obronie autorytetu
Kościoła katolickiego i papiestwa.
9) Ks. Anthony Cekada, a) Bergoglio nie ma nic do
stracenia... zatem sedewakantystyczna argumentacja musi się zmienić. b) Tradycjonaliści,
nieomylność i Papież.
10) Ks. Rama P. Coomaraswamy, a) Posoborowi "papieże". b) Problemy z nowymi
sakramentami. c) Czy te rzeczy zostały przepowiedziane?
11) John Daly, a) Nieprawdopodobny
kryzys. b) Długotrwały wakat Stolicy Apostolskiej w ujęciu
księdza O'Reilly.
12) Ks. Jan Nepomucen Opieliński, a) Co to jest ekskomunika? b) Ekskomunika na schizmatyków.
14) Abp Walenty Zubizarreta OCD, O modernizmie (De
modernismo).
15) Św. Jan Damasceński, Doktor Kościoła, Wykład wiary prawdziwej. Antychryst (Expositio
accurata fidei orthodoxae. De Antichristo).
(Przyp. red. Ultra montes).
Za: http://ultramontes.pl/czy_franciszek_jest_prawdziwym.htm