Pożycie mieszkańców nieba
między sobą. Obcowanie ich z nami
Treść:
Prócz posiadania Boga święci w niebie mają jeszcze szczęście dodatkowe.
Wyraz
zachwyt
najlepiej
określa
stan duszy widzącej
Boga. Między tym jednak zachwytem a
zachwytami w tym życiu
na
ziemi jest różnica
radykalna.
Zajmowanie się stworzeniami leży poza sferą
istotnego szczęścia błogosławionych, bo posiadanie Boga jest pełnią
szczęścia. Uczucia dla
stworzeń mogą być mimo to u niebian nawet intensywne. Święci obcują między
sobą. Mówi nam o
tym Pismo św. Starego i
Nowego Zakonu. Tak samo tę prawdę pojmują starzy
chrześcijanie w epitafiach i pisarze
i Ojcowie współcześni.
Ojcowie pocieszają
wiernych,
że
odnajdą w niebie drogich
zmarłych.
Myśl ta i dla nas ma być pociechą. Dlatego Bóg obowiązuje nas przykazaniem
miłości powszechnej w tym życiu, że powołał nas do społeczności niebieskiej.
Święci znają się nawzajem, bo w Bogu widzą
i stworzenia. Nadto
posiadają prawdopodobnie sposób poznawania stworzeń bezpośrednio. Mają
i pewną jakąś mowę,
język niebian. Wspomina
o tym Pismo św.; a naucza autor «Niebieskiej hierarchii» wraz
ze św. Tomaszem. Miłość między świętymi odpowiada znaniu się wzajemnemu.
Miłość ta doskonałą jest. I w niebie jest
ordo caritatis.
Niebianie tych kochają
więcej, którzy są doskonalsi. Należy
jednak przypuścić, że w szczególniejszy sposób kochają tych, którzy im
byli bliżsi na ziemi. Racja:
te ziemskie stosunki wiążą się pod kierunkiem ręki Bożej.
Potwierdzają
to Ojcowie i mistycy. Wszelkie
związki dusz, wytworzone na ziemi, mogą się i w niebie utrzymywać. Świętych
napełnia radość z ich pożycia między sobą. Przedsmak tego miewamy
i na ziemi. Ślicznie
o tym pisze św. Katarzyna Genueńska. Cieszą
się niebianie człowieczeństwem Chrystusa, i
Matką Najświętszą, i
aniołami, i świętymi. Obcowanie
świętych jest dla nich drugim jakby niebem. Święci
są w komunii z nami. Określił
to Kościół. Poucza o tym Pismo Starego
i Nowego Zakonu. Autorowie
ksiąg
Nowego Zakonu wzywają do modlitwy za Kościoły i za współbraci. Śmierć nie
stoi świętym na przeszkodzie, aby w niebie za innymi się przyczyniali wbrew
reformatorom XVI wieku. Chrześcijanie pierwszych wieków mocno wierzyli
w to wstawiennictwo świętych. Idąc na męczeństwo,
przyrzekali przyjaciołom pamiętać o nich w niebie. Po
dokonaniu męczeństwa zaraz
chrześcijanie modlą się
do umęczonego. Święci
władają ziemią, bo
są równouprawnieni z aniołami; Chrystus
zaś dopuszcza swoich świętych do udziału w rządach swych królewskich. Najwyraźniej
jest nauka o tym wypowiedziana w Apokalipsie. Potwierdzają
ją inne pisma Nowego Zakonu. Wzmianki
o tym królowaniu są
i w tradycji kościelnej,
w
klauzuli dekretów papieskich,w
Prefacji na święta Apostołów. Rządzenie
to analogiczne jest do rządzenia aniołów. Wpływ świętego na ludzkość
nie jest nieograniczony. Udział świętych w rządach świata jest według Serca
Jezusowego. Po zmartwychwstaniu koniec królowania świętych
na
ziemi.
Pożycie mieszkańców nieba między sobą
Mówiliśmy
dotąd o zachwycie duszy w posiadaniu Boga tak, jak gdyby nic innego w niebie
nie było: bo rzeczywiście ten zachwyt całkowicie uszczęśliwia duszę – podobnie
jak i samego Boga posiadanie siebie odwiecznie uszczęśliwia. Obok tego
jednak jest rzeczą pewną, że święci mają jeszcze inne funkcje i radości
– które wszelako do istoty ich szczęścia nie należą, bez których byliby
niemniej doskonale szczęśliwi.
Jakżeż
to wszystko jest możliwym? Zastanówmy się nad tym. Używaliśmy z umysłu
wyrazu zachwyt, bo zdaje nam
się, że ze wszystkich słów, jakie posiadamy, ono jeszcze najlepiej charakteryzuje
ten stan duszy widzącej Boga; i pewnie zjawiska zachwytów, jakie się zdarzają
w sferze doświadczalnej: zachwyty naturalne, wobec odkrytych prawd lub
piękności, a jeszcze więcej zachwyty nadnaturalne, których doznają w tym
życiu święci, zbliżają się, więcej niż co innego na ziemi, do owego stanu
niebian. Jest jednak między tym a owym stanem radykalna różnica: zachwyty
ziemskie ubezwładniają duszę do wszelkich innych świadomych
funkcyj – z przyczyn psychologicznych, łatwo zrozumiałych. Siły duszy naszej
są, jak wiemy, ograniczone; pole zwłaszcza świadomości naszej jest tak
ciasne, że tylko małą część tego, co się w duszy dzieje, w danej chwili
ogarnia. Stąd, gdy przedmiot jaki, ogromnie wielki lub piękny, przedstawia
się umysłowi, może on do tego stopnia skoncentrować, nie tylko uwagę lecz
i świadomość całą, że wszelkie wrażenia z zewnątrz pochodzące (głosy, dotknięcia,
ukłucia) wcale do świadomości nie dochodzą.
Świadomość wówczas nie jest właściwie zawieszoną, ale jest skoncentrowaną
potężnie w przedmiocie zachwytu. W widzeniu błogosławionym rzecz się ma
inaczej: moc widzenia Boga jest, jak widzieliśmy, jakoby nową, wyższą potencją,
dodaną rozumowi,
i dodającą mu zupełnie
nowy sposób działania. W tym tkwi możliwość, żeby umysł błogosławionych,
jakoby zdwojony, zarazem widział Boga, zachwycał się Nim w najwyższym stopniu,
i zarazem zachowywał całą swą zdolność do zajmowania się zewnętrznie stworzeniami.
Możliwym
też jest, żeby to zajmowanie się stworzeniami zostawało poza sferą istotnego
szczęścia błogosławionych: dlatego że wnętrze duszy, widzącej Boga, już
jest napełnione szczęściem. My, w tym życiu, nie posiadając jeszcze najwyższego
dobra, jesteśmy głodni szczęścia, głodni prawdy, miłości. Zaprzątnięcie
zjawiskowym światem trochę nam świadomość tego głodu stłumia (lub oszukuje);
głód ten jednak, ta próżnia szczęścia, jest na dnie duszy, jest tłem życia
naszego. Stąd każda odrobina dobrego, jaką spotykamy
w stworzeniach, przedstawia się nam jako część łaknionego szczęścia – i
rwie nam się serce do każdej takiej odrobiny dobra – a gdy nam jej nie
dają, czujemy żałość, jak gdyby nam coś szczęścia wyrywano. Głód szczęścia
w nas ukryty w tym wszystkim się odzywa.
W niebie przeciwnie, tłem życia duszy jest pełnia szczęścia, posiadanie
Boga, nasycające duszę doskonale. Uczucia, jakie ona ma dla stworzeń, nie
rodzą się w niej z potrzeby szczęścia, jak w nas; ale odwrotnie, z pełni
szczęścia posiadanego wypływają, jako
życzenia szczęścia drugim – z miłości doskonałej Boga, jako refleks miłości
na wszystko, w czym jest coś Bożego – podobnie jak i u Boga, miłość ku
stworzeniom jest refleksem miłości koniecznej swej Istoty.
Uczucia
takie – rozumiemy już to do pewnego stopnia – mogą być nawet intensywne,
a jednak nie dosięgać istoty szczęścia. Dusza błogosławiona, gdy spotyka
w niebie inne dusze sobie drogie, cieszy się tym; gdy wyjednywa łaskę ludziom
żyjącym, których kocha, cieszy się; ale ta radość nie jest
– jak bywa na ziemi – częścią ni warunkiem jej szczęścia. Gdy znowu nie
znajduje kogo ze swoich w niebie, gdy modli się i stara się o coś, czego,
bądź wola Boża, bądź zła wola ludzi nie dopuszcza (1)
– to ubytek ten radości, jaką by miała ze spełnienia tych życzeń, nie jest
ubytkiem jej szczęścia. Ona jest szczęśliwa Bogiem (2).
Powiedzieliśmy,
że pewną jest rzeczą, iż święci prócz posiadania Boga cieszą się stworzeniami;
w pierwszym rzędzie, znają się i obcują między sobą. Istotnie Pismo św.,
w wielu miejscach nawet Starego Zakonu, opisuje nam aniołów obcujących
między sobą i udzielających, jedni drugim, pewnych posłannictw (3).
– Jeszcze wyraźniej Nowy Zakon przedstawia nam niebo, jako królestwo, jako
miasto, polis, społeczność świętych
i aniołów. Tak o nim mówi raz po raz Chrystus w Ewangelii. Tak je opisuje
św. Jan w Apokalipsie. Św. Paweł, pisząc do Żydów, którzy opuściwszy Synagogę
wstąpili do Kościoła, mówi im, że tym samym przyłączyli się do niebieskiego
miasta, zawierającego i aniołów, i dawnych
patriarchów, i dusze wiernych, którzy już zasnęli w Panu (4);
co wymownie podnosi św. Chryzostom: «Chcesz dowodu, że i miasto jest tam
na górze, i Kościół, i świętowanie? słuchaj Pawła mówiącego: Przystąpiliście
do miasta Boga żyjącego, do Jerozolimy niebieskiej i do Kościoła starodawnych,
którzy spisani są w niebie, i do pocztu wiela tysięcy aniołów» (5).Tak
samo starzy chrześcijanie pojmują pożycie w niebie męczenników i innych
dusz już uwieńczonych z nimi. Widzieliśmy, w ich grobowych napisach (6),
jak się cieszą myślą, że drogie im dusze żyją w towarzystwie świętych cum
spirita sancta, meta ton agion;
jak zapraszają świętych na spotkanie tych niewinnych dziatek, które do
ich królestwa przesłali; jak pewni są, że je Kościół niebieski z macierzyńską
radością przyjmuje na swe łono:
Quam te laetum excipiet mater ecclesiae de hoc mundo revertentem! (7).
Epitafiom
wtórują współcześni pisarze i Ojcowie. «Do lepszego stanu przeznaczeni
jesteśmy, pisze Tertulian; zmartwychwstaniemy na duchowe pożycie między
sobą (a nie cielesne, jak w małżeństwie ziemskim) i rozpoznamy tak siebie,
jak i drugich» (8).
Cyprian św., pod koniec ślicznego swego dziełka o śmiertelności, unosi
się i czytelników unosi radością: «Wielki tam czeka na nas poczet ukochanych...;
dostać się nam do widzenia ich, do ich uścisku, co to będzie za radość,
im i nam wspólna!». «Wtedy nic nie będzie tajne bliźniemu – dodaje św.
Ambroży – nic takiego nie będzie, co by kto zwierzał przed swoimi, a przed
obcymi ukrywał, kiedy żadnego obcego nie
będzie» (9).
«Wszyscy znać się będziemy w niebie – tak przemawia z ambony Augustyn.
– Myślicie może, iż mię rozpoznacie, boście mnie znali na ziemi, a nie
rozpoznacie mego ojca, boście go nie znali? Otóż, powtarzam wam, wszystkich
świętych znać będziecie». I zaraz tłumaczy, jakim sposobem będą się znać
w niebie: «Widzieć tam będą w boski sposób, bo Boga pełni będą» (10).
Tak samo nauczają: św. Ireneusz (11),
św. Hieronim (12),
św. Chryzostom (13), Grzegorz
Wielki (14).
– Pocieszają też często wiernych Ojcowie św., upewniając ich, że odnajdą
w niebie drogie osoby, które im tu śmierć wydarła. Co więcej, sami się
tym pocieszają. Ambroży po śmierci brata Satyra (15),
Augustyn po zgonach matki, Alippiusza i innych przyjaciół, Bernard po stracie
brata ukochanego Gerarda (16),
osuszają swe łzy słodką nadzieją, że będą się cieszyć ich towarzystwem
w niebie (17).
Kiedy
Ojcowie Kościoła cieszyli się myślą, że krewnych swoich w niebie zobaczą,
toć i my pociechy w tejże myśli szukać możemy. Nie powinniśmy jednak tak
rzeczy sobie przedstawiać, jakoby Bóg dlatego ustroił to pożycie między
ludźmi w niebie, ażeby nie zrywać związków, w które zdarzyło im się wejść
na ziemi. Odwrotnie, Bóg zamierza najprzód ową społeczność niebian. Sam,
choć doskonale szczęśliwy znaniem i
kochaniem siebie, upodobał sobie w tym, żeby i stworzenia uczestniczyły
w Jego szczęściu; podobnie chce, żeby stworzenia te, nie tylko cieszyły
się widzeniem i miłością Jego, lecz i
między sobą znały się i kochały i społeczność wieczną tworzyły. I dlatego
właśnie obowiązuje nas w tym życiu przykazaniem miłości powszechnej: że
powołani wszyscy jesteśmy do kochania się wiekuiście w Ojczyźnie. I dlatego
też objawił nam w tym życiu istnienie aniołów, a im posługi względem nas
zlecił: że i aniołowie do tejże samej
społeczności szczęścia i miłości należą. I kiedy dziś na ziemi zawiązują
się między nami, po Bożemu, stosunki pokrewieństwa, przyjaźni w Bogu, rozmaitych
zależności duchownych czy świeckich, służących do dobrego – to każdym szczegółem,
każdym doborem dusz kieruje ręka Opatrzności:
na to, byśmy kiedyś w niebie nie tylko Jej, ale i jedni drugim w pewnej
mierze, zawdzięczali zbawienie i dziękowali za nie.
Jakim
sposobem, jakim rodzajem wiedzy święci znają się nawzajem? Najprzód to
samo tak zwane «światło chwały», które ich uzdalnia do widzenia Istoty
Boskiej, daje im też w pewnej mierze widzieć w Bogu stworzenia.
Bóg, patrząc na swą istotę, zna nie tylko siebie, ale i wszystkie istniejące
i możliwe rzeczy – nie jakoby te rzeczy były formalnie w Bogu, ale że Boska
istota jest ich źródłem i pierwowzorem: przez co Boski intelekt upatruje
je w niej, jako jej odblaski i odwzorowania. Otóż święci, uczestnicząc
w widzeniu tejże najwyższej Istoty, mają też udział, w jakiejś mierze,
według nauki Ojców i teologów, w tym
widzeniu stworzeń w Stwórcy. – Jak daleko sięga sfera tego widzenia, tego
ogólnie określić nie możemy. Przypuszczają powszechnie ze św. Tomaszem,
że święci przynajmniej to widzą w
Bogu, co do nich należy, co wchodzi w sferę ich działalności w niebie.
Widzą nawet, jak w swoim miejscu wykażemy, cześć, jaką im na ziemi oddajemy,
słyszą modlitwy wznoszące się ku nim; tym bardziej widzą i znają jedni
drugich w niebie (18).
Oprócz
tego posiadają pewnie święci sposób poznawania stworzeń bezpośrednio, wiedzę
czerpaną ze samych stworzeń. Ludzkiemu umysłowi Chrystusa przypisuje teologia,
prócz wiedzy z intuicji Bóstwa pochodzącej, jeszcze drugą wiedzę, którą
wprawdzie nazywa «wlaną», ze względu na sposób, w jaki dana Mu była w pełni
od pierwszej chwili – ale której naturę
określa jako najwyższy rozkwit naturalnego ludzkiego poznawania. I święci
w niebie taki rodzaj wiedzy mieć muszą, bo ich też naturalny sposób poznawania
podobnego rozkwitu wymaga. – Św. Augustyn w niejednym miejscu, wykładając
dzieło sześciodniowego stworzenia,
którego świadkami byli aniołowie, dwojaką przypisuje im wiedzę: jedną,
którą widzą świat w Bogu, drugą, którą poznają Go w samym sobie. Pierwszą,
nierównie jaśniejszą, nazywa «poznaniem rannym», drugą «poznaniem wieczornym»
(19).
Tę samą naukę, z tymiż wyrazami, przejmuje św. Tomasz (20)
i wprowadza ją w scholastykę.
Mają
wreszcie święci – skoro są społeczeństwem – jakiś sposób udzielania, gdy
chcą, drugim swych myśli, przez jakieś ich wyrażenie, czy uzewnętrznienie,
ich stanowi odpowiednie. Nazwać to możemy językiem niebian – skoro i św.
Paweł wspomina gdzieś o «języku aniołów» (21).
– Na czym polegać może to uzewnętrznienie myśli u niebian, tego, nie mając
danych z objawienia, odgadnąć nie możemy. Cóż w tym dziwnego? Gdybyśmy
nie znali doświadczenia tak prostego, a tak przedziwnego sposobu, jakim,
przez poruszenie ust i falę powietrza, udzielamy sobie nawzajem myśli najbardziej
subtelnych i oderwanych – nigdy byśmy ani możliwości tej mowy ziemskiej
nie odgadli. – Natomiast wiele mamy
dowodów na to, że taka mowa w niebie istnieje, że święci dają poznać jedni
drugim swe myśli i chcenia.
Pismo
Starego Zakonu w wielu miejscach wspomina o takim mówieniu aniołów między
sobą; Apokalipsa znowu to samo przypisuje i innym świętym (22).
Autor «Niebieskiej hierarchii» uczy, że aniołowie najwyższych chórów oświecają
niższych, a ci jeszcze niższych. Oświecanie to nie może oczywiście dotyczyć
samego widzenia Bóstwa: bo to, jak widzieliśmy, nie inaczej, jak z bezpośredniego
zetknięcia duszy z Bóstwem wynika; odnosić się więc ono musi do innych
rzeczy, które najwyższe duchy lepiej poznają, bądź w Bogu, którego są najbliżsi,
bądź własną inteligencją, i względem których udzielają niższym światła
– i zapewne impulsu. A jeżeli takie oddziaływanie
ma miejsce między aniołami, to zarówno i między duszami świętych: boć i
one teraz do tychże samych chórów należą. Św. Tomasz uzupełnia pięknie
tę naukę, dodając, że na szczycie tej całej hierarchii stoi dusza Chrystusa,
i ona najwięcej udziela światła chórom
błogosławionych (23).
Tak Bóg jest słońcem wiecznego miasta, «a Baranek Jego świecą» (24).
Znaniu
się świętych między sobą odpowiada miłość wzajemna. Jest to znowu ta sama
miłość, która zrodziła się i wzrosła w ich sercach w tym życiu, którą kochali
tu Boga i bliźnich dla Boga – ta sama, którą teraz pałają ku Bogu wieczyście,
a w Bogu kochają jedni drugich, wiedząc, jak każdy jest Bogu miły i do Boga
podobny. Że miłość ta, choć substancjalnie ta sama, aktualnie jednak bez
porównania gorętszą jest, niż mogła
być na ziemi, to się łatwo rozumie. Tu na ziemi dusza, jakkolwiek doskonała,
ma zawsze jakieś resztki wad, jakieś szczątki miłości własnej, które jej
cośkolwiek przeszkadzają w kochaniu bliźniego; i bliźni też ma jakieś ułomności,
które ostudzają miłość ku niemu. W
niebie, ani tej, ani tamtej przeszkody nie będzie: wszyscy będą doskonali
i takimi widzieć się będą. A co najważniejsza, źródło, przyczyna tej miłości
między świętymi, tj. miłość ich ku Bogu, jest w niebie, jakeśmy w swoim
miejscu wyłożyli, niepojęcie intensywniejsza
i nieporównanie gorętsza, niż może być w tym życiu. Toteż najwięcej potęguje
miłość świętych między sobą.
Czy
święci się w jednakim stopniu miłują? Pewnie, jak w tym życiu ma miejsce
hierarchiczny porządek miłości, ordo caritatis, tak
a
fortiori istnieje
taki porządek w niebie. W tym życiu mamy obowiązki pierwszeństwa w miłości
względem rodziców i
innych, blisko nas lub nad nami postawionych; kto zaś z bliźnich jest doskonalszy,
Bogu milszy, o tym mało wiemy. W niebie, gdzie stopnie doskonałości świecą
jak gwiazdy, a miłość, jaką mają jedni ku drugim, zstępuje wyłącznie z
miłości Bożej: jest rzeczą prostą, że tych kochają więcej, których widzą
doskonalszymi i milszymi Bogu. Tę normę uznają teologowie za główną w porządku
miłości niebieskiej. Obok niej jednak, przypuścić trzeba i drugą, analogiczną
do ziemskiej: że mieszkańcy nieba kochają też w szczególniejszy sposób
tych, którzy im są bliższymi (25),
tj. z którymi zrządzenie Boże zbliżyło ich w tym życiu: rodziców, dzieci,
przyjaciół w Bogu, tych, co im do zbawienia pomogli – może i takich, u
których spotykają w niebie indywidualny ustrój tajemniczo harmonijny ze
swoim.
Racja,
która nas o tym przekonywa, jest ta, że nawet owe ziemskie między ludźmi
stosunki wiążą się, jakeśmy wyżej wyłożyli, nie przypadkowo, lecz pod kierunkiem
ręki Bożej i z odnośnią do niebieskiej społeczności. Powag zaś na poparcie
tego zdania moglibyśmy przytoczyć wiele, nawet Ojców Kościoła i wielkich
mistyków. Już Tertulian pisał, że coś
z małżeńskiego związku, to, co w nim najszczytniejszego, zostaje na wieczność:
to jest wierność serca (26).
Św. Cyprian, jakeśmy już słyszeli, zachęcając wiernych do nielękania się
śmierci, upewnia ich, że czekają na nich w niebie rodzice ich, bracia,
dzieci i cieszyć się tam będą z nimi (27).
Św. Teresa, przeniesiona raz będąc w zachwycie do nieba, spotyka tam najpierw
dwie osoby, którymi są – jej ojciec i matka (28).
Co do trwania w niebie przyjaźni, które się tu w Bogu zawiązały, energicznie
wyraża się św. Hieronim: «Przyjaźń, która koniec mieć może, nigdy prawdziwą
przyjaźnią nie była» (29).
I znowu Cyprian św., pisząc do przyjaciela swego św. Korneliusza papieża,
w przededniu prześladowania, prosi, by się dalej modlili jeden za drugiego
i pokrzepiali nawzajem: ażeby i na tamtym świecie – jak mówi – «przyjaźń
nasza trwała jeszcze u Pana» (30).
To samo, tylko jeszcze wymowniej, o takich przyjaźniach naucza św. [Franciszek]
Salezy: «Przyjaźń taka, pisze, będzie doskonałą: bo od Boga pochodzi; bo
do Boga zmierza, bo węzłem jej jest Bóg, bo trwać będzie wiecznie w Bogu...
tak, iż powiedzieć można, że Bóg zlał na tę przyjaźń błogosławieństwo i
żywotność na całą wieczność» (31).
Jeżeli
związki rodzinne i przyjaźnie mogą się w jakiejś mierze utrzymywać w niebie,
to i inne związki dusz, wytworzone bądź przez życie narodu, bądź przez
ustrój zakonu, bądź innymi sposoby, mogą się podobnie zachowywać. I kiedy
czytamy w brewiarzu o św. Stanisławie Kostce, że mnogimi zasłynął cudami
«w swojej zwłaszcza Polsce» (32)
– to rozumieć możemy, że i w niebie nasz święty szczególny afekt do rodaków
zachowuje. Ani rodzina oczywiście, ani naród – jak je na ziemi pojmujemy
– nie mogą mieć
miejsca w wiekuistej Ojczyźnie; naturalne jednak skojarzenia i typy, które
się w tych warunkach na ziemi wyrobiły, mogą się w coś niebieskiego przeobrazić;
i na to się – powtarzamy – tu na ziemi pod ręką Boga wyrabiają, by służyły
do zbudowania nieskończenie bogatej, a różnorodnej architektury niebieskiego
miasta (33).
To
znanie się, ta miłość świętych między sobą, musi ich – któż o tym wątpić
może? – niewysłowioną napełniać radością. W ziemskiej nawet sferze, rozmowa
i pożycie poufałe z ludźmi szlachetnego charakteru, wykształconymi, delikatnymi
w obejściu, jest jedną z większych uciech,
jakich doznać można. Kiedy zaś przyjaciele należą do dusz znających Boga
wnętrznie i gorąco Go kochających – kiedy zwłaszcza mówią o tej miłości,
która napełnia ich serca i węzłem jest ich przyjaźni – wówczas zażywają
rozkoszy duchowej, o której ziemskie
przyjaźnie ani wyobrażenia nie dają, i którą, nie bez słuszności, przedsmakiem
nieba zowią. Śliczne rzeczy czytamy o tym u świętych. «Kiedy ta dusza –
tak pisze o sobie św. Katarzyna Genueńska – znajdowała się w towarzystwie
kilku swoich przyjaciół duchownych,
i mówiono o miłości Bożej, wtedy to zdawało im się – wszystkim razem i
każdemu z osobna – że już są w niebie. O słodkie rozmowy, jakie się wtenczas
prowadziły! I ten co mówił, i ten co słuchał, karmili się potrawą duchowną,
pełną słodyczy i wdzięku. Czas tak
prędko uciekał, że nie dawał się nam nasycić; ale wszyscy byli tak rozżarzeni
i rozpłomienieni, że nieraz już mówić nie mogli, tym mniej się rozstać;
i zdawali się jakby nieprzytomni. O uczty miłości! o
słodkie potrawy, wdzięczna jedności, urocze towarzystwo! O niczym innym
nie rozmawiano, jak o miłości Boskiej, o jej działaniach, o sposobach usunięcia
wszystkiego, co jej przeszkadza...» (34).
Czymże więc musi być obcowanie świętych w niebie – jaka radość tryskać
z niego musi – kiedy święte przyjaźnie na ziemi, z wszystkimi radościami
swymi, są tylko podścieliskiem, jak już wiemy, i dalekim przygotowaniem
niebieskich?!
Cieszą
się przede wszystkim święci człowieczeństwem Chrystusowym – Jego najsłodszym
obliczem, z którego wszelka piękność i dobroć i szczęście na nich promienieje
– Jego sercem, w którym Boska miłość po ludzku ich kocha. Cieszą się Jego
ranami, w których czytają, jak drogo ich od zatraty wykupił; i – podobnie
jak rozbitkowie ocaleni, już w porcie, z radością i wdzięcznością,
spotęgowaną przez grozę przebytych niebezpieczeństw – tulą się do nóg Tego,
co się rzucił za nimi w nurty, i śpiewają mu dziękę, którą Jan podsłyszał.
«Błogosławieństwo i moc i cześć i
chwała siedzącemu na stolicy i Barankowi na wieki wieków...: iżeś jest
zabit, i odkupiłeś nas Bogu przez krew Twoją ze wszelkiego pokolenia...
i uczyniłeś nas Bogu naszemu królestwem» (35).
Cieszą
się też Matką Najświętszą, tym drugim arcydziełem wszechmocy i wszechdobroci
Boskiej. Widzą nieprzebrane skarby macierzyństwa w dziewiczym sercu złożone;
widzą przedziwny udział, jaki wzięła w zbawieniu każdego z nich. Cieszą
się wszystkimi chórami aniołów; wszystkimi świętymi, których miłość, na
padole łez zdobyta, między tymiż chórami rozmieściła. – Cieszą się, nie
wszystkimi zbiorowo, ale każdym z osobna.
My tu na ziemi jesteśmy tak ograniczeni, że niewielu tylko znać i kochać
możemy indywidualnie; ogół zaś bliźnich miłujemy ogólnikowo. Oni tam znają
każdego indywidualnie, każdego też indywidualnie kochają; cieszą się osobistym
pożyciem z każdym; wreszcie – na to szczególną zwróćmy uwagę – kochając
każdego z świętych, cieszą się tym, że jest święty i szczęśliwy na wieki.
I tak, to szczęście dodatkowe pomnożone jest w każdym świętym tyle razy,
ile jest wybranych w niebie.
Powiedzieć
w końcu można, że obcowanie świętych między sobą jest dla nich drugim niebem
– małym niebem, wobec posiadania Boga, ale w sobie niezmiernie wielkim
(36).
* * *
Obcowanie mieszkańców nieba z nami
Jeżeli
tyle mamy danych o obcowaniu świętych między sobą w niebie, to jeszcze
więcej wiemy o
ich obcowaniu z nami. To nas w tym życiu jeszcze bardziej obchodzi, i dlatego
o tym nas poucza wiara najwyraźniej.
Dziś
rzecz ta jest różnymi orzeczeniami Kościoła określona. W szczególności
Trydencki sobór nauczać każe: «że święci z Chrystusem królujący ofiarują
Bogu swe modły za nas; że dobrą i pożyteczną jest rzeczą kornie ich wzywać,
i dla otrzymania dobrodziejstw od Boga, przez Syna Jego Jezusa Chrystusa,
jedynego Odkupiciela i Zbawcy naszego, do
ich modlitw, opieki i pomocy się uciekać» (37).
Lecz, cofając się wstecz – aż do epoki pierwotnego Kościoła – już i tam
znajdujemy świadomość tego dogmatu bardzo jasną.
Pouczało
już o nim Pismo Starego Zakonu. Przed przyjściem Chrystusa, kiedy jeszcze
nie ma innych świętych w niebie, prócz aniołów – aniołowie ci występują
co krok, jako czynnie opiekujący się losami ludzkości, a w szczególności
narodu wybranego. Aniołowie okazują się patriarchom i zwiastują im wybranie
Boże; anioł prowadzi Izraela przez
puszczę; anioł raz po raz rozgramia jego nieprzyjaciół; aniołowie pośredniczą
w daniu Mojżeszowego prawa i różnych dobrodziejstw Bożych. Aniołowie nie
tylko Izraelowi przewodzą, lecz i innym narodom: Persowie, jak czytamy
w proroctwie Daniela, mają także swego nadziemskiego «księcia», który przez
dziesięć dni opiera się Gabrielowi, chcącemu wyprowadzić Izraelitów z Persji
(38).
Nie tylko narodami się opiekują, lecz i pojedynczymi ludźmi: czego prześliczny
mamy okaz w historii Tobiasza. Pismo nie tylko poucza o tej opiece i rządzie
aniołów, lecz każe ich czcić, słuchać, bać się kar, które zesłać mogą na
nieuległych (39).
Przedstawia też aniołów, jako wstawiających się gorącymi modły za lud Boży
(40);
jako współbolejących nad jego nieszczęściami (41);
jako zanoszących przed tron Boży i ofiarujących
Panu modlitwy i dobre uczynki sprawiedliwych (42).
Wreszcie, choć dusze świętych w owym czasie nie były jeszcze, jak wspomniałem,
w obliczu Boga, lecz na łonie Abrahamowym, jednak Księgi Machabejskie uczą,
że i tam modliły się za swych braci walczących na ziemi (43).
Nowy
Zakon naukę o czynności aniołów na ziemi przejmuje i pogłębia. Jedno słówko
Chrystusa w Ewangelii – że aniołowie maluczkich zawsze widzą oblicze Ojca
– całą rzecz o Aniołach Stróżach przedziwnie rozwidnia
(44).
Św. Paweł uczy, że aniołowie uczestniczą w liturgicznych zebraniach wiernych,
i że, przez wzgląd na należne im uszanowanie, skromności przestrzegać każe
(45).
Apokalipsa – pisana nieco później, kiedy się srożyło prześladowanie i kiedy
już pewna liczba chrześcijan była uwieńczona – przedstawia w niebie nie
tylko aniołów, ale i innych świętych, w funkcji pośredniczenia za żyjących
i ofiarowania Bogu ich modlitw. Gdy opisując owych dwudziestu czterech
starców, siedzących u stóp tronu Baranka,
wkłada w ich ręce «czasze złote, pełne wonności, którymi są modlitwy świętych»,
to oczywiście tę myśl wyraża (46).
W ogóle
jednak, kiedy się pisały księgi Nowego Zakonu, jeszcze i Matka Boska, i
Apostołowie, i inni znakomitsi święci, których miał później Kościół czcić
i wzywać, byli przeważnie między żyjącymi; nie nasuwała się więc sposobność
mówienia o przyczynie świętych w niebie. Ale dużo i z naciskiem mówią autorowie
tych ksiąg o przyczynianiu się świętych żyjących, czyli sprawiedliwych,
jednych za drugich: proszą usilnie
wiernych, nakazują im, żeby modlitwą wspomagali prace apostołów; sami się
wiele modlą za Kościoły i modlić obiecują. Wykazaliśmy to wieloma cytatami
w dziale I (47).
Otóż jeżeli święci żywi za żywych modlić się skutecznie mogą, wedle Pisma
– jakżeżby tego czynić nie mogli po śmierci? Czy śmierć jest czym innym
dla świętych, jak przejściem do lepszego życia?
Reformatorom
XVI wieku wydało się, że musi coś temu przeszkadzać. Jedni (szczególnie
Kalwin) szukali tej przeszkody w wysokości stanu błogosławionych w niebie
i twierdzili, że to zajmowanie się ziemskimi sprawami nie przystoi ich
wielkości. Drudzy znowu utrzymywali, że to pośredniczenie świętych uwłaczałoby
godności Chrystusa, który jest jedynym pośrednikiem naszym. Ale już w tymże
XVI w. dzielny szermierz wiary, Eck, przyciskał protestantów do ściany
tym dylematem, z którego po dziś dzień wykręcić się nie potrafili: Jeżeli
święci w niebie nie modlą się za nas, to przyczyną jest jedno z dwojga:
albo to modlenie się jest rzeczą za
niską, niegodną ich – a w takim razie tym mniej byłaby godną Chrystusa,
któremu jednak Pismo najwyraźniej przyznaje, że się wstawia za nami w niebie;
albo znowu to modlenie się jest rzeczą za wysoką dla świętych, jedynie
Chrystusowi właściwą – a w takim razie
tym mniej żyjącym godziłoby się modlić za drugich: co jednak Pismo tak
jawnie pochwala (48).
Bądź
co bądź dawnym chrześcijanom, z epoki męczeństw i katakumb, żadna o tym
wątpliwość przez myśl nie przechodziła. Kreśląc epitafia swym umarłym,
prosili w nich braci żyjących o modlitwy za dusze zmarłych – i z tą prostotą
i pewnością siebie, prosili męczenników i w ogóle świętych w niebie, o
wyjednanie tym duszom refrigerium i pacem.
Dosyć napisów, jednych i drugich, podaliśmy w II dziale tej
pracy (49).
A nie tylko modlitwy za zmarłych wyryły się w katakumbach: chrześcijanie,
cisnąc się ze szczególnym nabożeństwem do krypt zawierających zwłoki sławniejszych
męczenników, polecali ich przyczynie wszystko, co mieli na sercu – i duchowe
potrzeby, i ziemskie troski – a gorące swe prośby kreślili naiwnie, byle
jakim ostrzem po ścianach. Krypta np., w której złożono św. Sykstusa II,
cała pokryta jest takimi grafitami:
Suste – sancte Suste in mente habeas in horationes Aureliu Repentinu.
– Petite spirita sancta ut Verecundus cum suis bene naviget – Otia petite
et pro parente et pro fratribus eius (50).
– Wierzyli oczywiście ci ludzie, że święci w niebie słyszą ich prośby,
i że przyczyną swoją pomóc im mogą.
Wreszcie,
gdy sami już stali jedną nogą w niebie, gdy szli na męczeństwo, przyrzekali
bez wahania przyjaciołom, pamiętać o nich przed Bogiem; przyjmowali z całą
prostotą ich zlecenia do nieba. Pełne są Akta Męczenników takich wynurzeń.
Znajoma już nam św. Potamiena, doznawszy pomocy od poganina jakiegoś,
Bazylidyasa, obiecuje mu, «że po śmierci swej wyprosi u Pana jego zbawienie,
i wypłaci się wkrótce za jego dobrodziejstwa» (51).
Gdy św. Juliusza prowadzą na stracenie, przybliża się żołnierz, skrycie
wyznający Chrystusa, Hozychiusz, i mówi mu te śliczne prostotą słowa: «Proszę
cię, Juliuszu, spełń radośnie, coś przyrzekł: bierz koronę, którą Pan obiecał
dać tym, co Go wyznają; a pamiętaj o mnie; bo i ja za tobą idę. Pozdrów
też serdecznie Pasikrata i Palencyona, sług Bożych, którzy dobrym wyznaniem
wyprzedzili nas u Pana». Juliusz uścisnął go i odpowiedział: «Bracie, śpiesz
się przyjść. Ci, których mi pozdrowić każesz, już usłyszeli twoje zlecenia»
(52).
W końcu,
skoro męczennik oczy zamknął na ziemi, już zaczynają chrześcijanie modlić
się do niego: już ofiarą eucharystyczną obchodzą jego tryumf, przy świętych
zwłokach jeszcze ciepłych, i wyraźnie swą komunię z męczennikiem
stwierdzają. W Aktach św. Tryfona i Respiciusza czytamy: «Zeszli się (zaraz
po ich zgonie) pobożni mężowie i kapłani Pańscy, i świętowali (dedicaverunt)
ich męczeństwo z wszelką czcią, i uczestniczyli z należnym uszanowaniem
w tajemnicy zbawienia naszego, polecając swe dusze przyczynie świętych
męczenników» (53).
– W Aktach św. Perpetuy i Felicyty czytamy, na końcu wstępu skreślonego
przez kogoś ze współczesnych: że w tym celu to pisze, «ażebyście i wy,
którzyście te rzeczy widzieli, i wy, którzy dopiero o nich słyszycie, komunię
mieli ze świętymi męczennikami, a przez nich z Panem Jezusem Chrystusem»
(54).
– Świadek męczeństwa św. Ignacego kończy swą relację o nim tymi słowy:
«Wtedyśmy Boga dawcę wszelkiego dobra wychwalali, a świętego męża błogosławionym
głosili; wam zaś wiadomość o dniu i czasie podajemy: abyśmy się zgromadzali
w dzień jego męczeństwa, dla stwierdzenia komunii
naszej z mężnym szermierzem i męczennikiem Chrystusa» (55).
Nie
ulega więc najmniejszej wątpliwości, że święci w niebie są w komunii z
nami, że słyszą nasze modlitwy i wstawiają się za nami. Ale czy na tym
wstawianiu się kończy się ich stosunek do ziemi? Żadną miarą: Pismo św.
poucza nas, że prawdziwie rządzą Kościołem i ludzkością, i mieszkając w
niebie, królują na ziemi.
Już
to samo, co Stary Zakon naucza o rządach aniołów w świecie, powinno nas
naprowadzić na myśl, że w Nowym Zakonie i święci w tym rządzeniu uczestniczą:
boć święci są obecnie, jakeśmy już nieraz zauważyli, zupełnie równouprawnieni
z aniołami.
Ale
to dopiero wstępny wniosek; idźmy dalej. Nowy Zakon przedstawia nam Chrystusa
uwielbionego w niebie, nie tylko jako kapłana, który wstawia się za ludzkość
do Ojca, lecz i jako króla, który nią rządzi, z najwyższą władzą od Ojca
sobie daną. I, według tegoż Nowego Zakonu, Chrystus nie zachowuje tej władzy
królewskiej sobie samemu, lecz do udziału w niej przypuszcza wszystkich
świętych swoich. – W Apokalipsie obiecuje
On siedzenie na wspólnym ze sobą tronie każdemu, co zwycięży, to jest wszystkim
świętym: «Kto zwycięży, dam mu siedzieć ze sobą na stolicy mojej; jakem
ja też zwyciężył i usiadłem z Ojcem moim na stolicy Jego» (56).
Że
rozumieć przez to trzeba stolicę królewską i udział dany świętym w królowaniu
nad światem, to jeszcze wyraźniej czytamy w drugim miejscu: «A kto by zwyciężył
i zachował aż do końca uczynki moje: dam mu zwierzchność nad narodami;
i będzie je rządził laską żelazną,
a jako naczynie garncarskie będą skruszone; jakom ja też wziął od Ojca
mego» (57).
Ostatnie te słowa są widoczną aluzją do psalmu II: «Dam ci narody dziedzictwo
Twoje a posiadłość Twoją krańce ziemi; będziesz je rządził laską żelazną,
a jako naczynie garncarskie pokruszysz je» (58).
Tę zwierzchność nad światem, którą tam Psalmista przepowiada Chrystusowi,
a którą Chrystus siedząc na prawicy Ojca sprawuje aż do końca świata, tu
Chrystus daje w udziale świętym swoim, ażeby i oni, łącznie z Nim i pod
Nim, ludzkością rządzili.
Najwyraźniej
wreszcie jest to wypowiedziane w opisie owych dwudziestu czterech starców,
których św. Jan widzi przed tronem Boskim, trzymających, jak mówiliśmy
wyżej, czary z modlitwami świętych. Ci starcy siedzą też na dwudziestu
czterech stolicach i, jako jeszcze wyraźniejsze znamię królewskości, mają
na głowach złote korony. Korony te składają kornie u stóp stolicy, na znak,
że od Baranka i w zależności od Niego mają tę moc; a zarazem śpiewają pieśń,
w której królowanie swoje opiewają:
«Odkupiłeś nas Bogu przez krew Twoją z wszelakiego pokolenia i języka i
ludu i narodu; i uczyniłeś nas Bogu naszemu królestwem i kapłanami; i
będziemy królować na ziemi» (59).
Z pierwszych słów widać, że starcy śpiewają tę pieśń w imieniu nie tylko
swoim, ale i wszystkich w ogóle świętych; ostatnie zaś słowa najwyraźniej
znaczą, że nie tylko w niebie cieszą się chwałą i szczęściem, które królewskość
ziemska wyobrażać może, ale prawdziwie z wysokości swych stolic niebieskich
sprawują królewskie rządy na ziemi (60).
Nic
dziwnego, że Apokalipsa, której właśnie założeniem jest pouczyć nas o niebie,
więcej i jaśniej, niż inne święte księgi o tym królowaniu świętych mówi.
Ale, w świetle tej nauki, niejedno też znajdujemy w innych pismach Nowego
Zakonu. Kiedy czytamy w Ewangelii niebo nazywane tak często królestwem,
rozumiemy, że nie tylko szczęście i chwała świętych w tej nazwie się mieści
– jak mówiliśmy poprzednio – ale także panowanie ich nad światem. Kiedy
Chrystus Apostołom przyrzeka, że będą sądzili
dwanaście pokoleń izraelskich, to tę samą myśl jeszcze wspanialej wyrażoną
w tych słowach uznajemy. Istotnie czyn sądzenia świata nie jest u Chrystusa
funkcją odosobnioną, lecz należy logicznie do Jego królowania, jest najwyższym
tegoż momentem; Chrystus, dając Apostołom
udział w tym sądzeniu, tym samym udział im daje w swym królowaniu. Wymienia
tu szczególnie Apostołów: bo na ich zagadnienie odpowiada, lecz nie mówi
o nich wyłącznie (podobnie, jak obiecując żywot wieczny tym, co świat opuszczają,
nie mówi, że inni żywota mieć nie będą).
Inne zaś teksty pokazują, że ta godność na wszystkich świętych się rozciąga:
czyli, że w onym dniu straszliwym podsądnymi będą tylko potępieni, wszyscy
zaś zbawieni sądzić ich będą z Chrystusem (61).
W Psalmie 149, po opisie surowego wymiaru
sprawiedliwości, jaki święci nad narodami uczynią, czytamy: «Tać jest chwała
wszystkim świętym Jego». W Ewangelii, Chrystus raz po raz tak się wyraża,
jakoby wszelakie dobre uczynki uwalniały od sądu: kto wierzy, nie będzie
sądzony (62);
kto nie sądzi bliźniego, nie będzie sądzony (63);
kto w ogóle słucha Chrystusowego słowa, nie przyjdzie na sąd (64).
W jednym nawet miejscu dzieli Chrystus ogół zmartwychwstać mających na
dwie klasy: jedną nazywa «zmartwychwstaniem żywota», drugą «zmartwychwstaniem
sądu» (65).
W końcu żadnej już, sądzę, nie zostawia wątpliwości ustęp z Listu do Koryntian,
który najwyraźniej wszystkich wiernych, świętymi wówczas nazywanych, wszystkich
należących do Kościoła, nie wyjąwszy ostatnich między nimi, zalicza do
pocztu przyszłych sędziów świata. Paweł, karcąc Koryntczyków, że w sporach
swych udawali się do sądów pogańskich, zamiast wybrać rozjemców spośród
siebie, mówi im: Czyż nie wiecie, że święci sądzić będą ten świat? Jeżeli
więc sądzić macie świat, i nawet aniołów
upadłych, tym bardziej godni jesteście sądzić o drobnostkach ziemskich.
Wysadźcie na to sądzenie kogo bądź spośród siebie: każdy z was, choćby
najwzgardzeńszy, jest tego godzien, skoro święci mają sądzić świat (66).
W tradycji
kościelnej znajdują się też wzmianki o tym udziale świętych w rządach Kościoła
i świata. Kiedy się czyta uważnie Ojców, nauczających o nieustającym rządzeniu
świętego Piotra w Kościele rzymskim, widzi się, że oni nie tylko o moralnej
albo jurydycznej jego obecności w tym
Kościele mówią, czyli o tym, że władza jemu powierzona trwa prawomocnie
w jego następcach; ale twierdzą, że Piotr we własnej osobie nie przestaje
się opiekować powierzoną sobie trzodą: że wpływa z nieba na rządy rzymskiego
Kościoła; słowem, że zachowuje ze swą
stolicą związek wirtualny. Tak Leon św. – przytoczywszy znane słowa Chrystusa:
Ty jesteś opoką – mówi: «Trwa tedy rozporządzenie Prawdy (Chrystusa), i
błogosławiony Piotr, trwając w danej sobie stałości
opoki, ujętego steru Kościoła nie opuścił... Owszem teraz pełniej i potężniej
co mu powierzono wykonywa i wszystko co należy do Pasterskich obowiązków
i starań, łącznie z Tym, który go uwielbił, wypełnia. Stąd, jeśli ja cośkolwiek
czynię dobrze, lub sprawiedliwie rozsądzam, jeśli coś od miłosierdzia
Bożego codziennymi modłami wyjednywam, jest to sprawa i zasługa tego, którego
moc w jego stolicy żyje i władza góruje» (67).
– Podobnie św. Piotr Chryzolog, pisząc do Eutychesa, który go się radził
w sprawie wiary: «Nade wszystko, mówi mu, radzimy ci, Wielebny Bracie,
żebyś się zdał z największym zaufaniem na pisma błogosławionego papieża
rzymskiego; albowiem błogosławiony Piotr Apostoł, który żyje i prezyduje
w stolicy swojej, daje szukającym prawdę wiary» (68).
Formuła
prastarym zwyczajem uświęcona należąca po dziś dzień do tak zwanego stylus
Curiae, jako końcówka dekretów papieskich,
zagraża gniewem błogosławionych Apostołów Piotra i Pawła tym, którzy by
się ważyli owym dekretom się sprzeciwić (69).
W Prefacji,
którą śpiewamy we Mszy na święta Apostołów, błaga Kościół wiecznego pasterza:
«by nie przestawał trzody swojej przez błogosławionych Apostołów pielęgnować;
ażeby ci sami nią rządzili, których jej dał za pasterzy i zwierzchników
w zastępstwie swoim» (70).
Jakim
jest i na czym zależy to rządzenie świętych? Rządzenie to, jak z wszystkiego
cośmy widzieli wypływa, analogicznym być musi do rządzenia aniołów: zawierać
musi możność pewnego wpływu osobistego, według rozumu i światła, i uczuć,
jakie każdy święty posiada; moc dawania pewnych natchnień
czy sugestii ludziom; moc poskramiania złych duchów, podobnie jak Rafael
skrępował czarta, który córkę Raguela trapił (71).
Nie jest też wykluczona pewna moc karania, skoro ją posiadają, jak widzieliśmy
aniołowie, i skoro święci, nawet w tym życiu, niekiedy ją okazują: Piotr
np. karze śmiercią Ananiasza i Safirę, Paweł ślepotą upornego Elymasa (72).
Pole
wpływu każdego świętego na ludzkość ograniczone być musi, bądź miejscem,
bądź innymi warunkami, podobnie jak pole stróżowania anioła. Wyżej postawieni
święci mają zapewnie moc posyłania niższych aniołów. Wszyscy wreszcie święci
królują pod Chrystusem, są Jego narzędziami i ministrami – narzędziami
nie martwymi, lecz posiadającymi swój rozum i swą inicjatywę. Naczelny
impuls, jaki otrzymują od Chrystusa,
kombinuje się przedziwnie z własną ich inicjatywą w wykonaniu. A wszystko
niechybnie podlega słodkiej i wszechmocnej opatrzności Boga.
Nade
wszystko zaś i najpewniej, ten udział świętych w rządach świata jest ze
wszech miar dobroczynny, łaskawy, miłościwy – słowem: według Serca Jezusowego,
z którego bierze początek i wzór. Kiedy czytamy w psalmie o Chrystusie:
«Będziesz narody rządził laską żelazną, a jako naczynie garncarskie pokruszysz
je» – to uważmy, że to się mówi w Starym Zakonie, kiedy straszyć
trzeba było narody przyszłą potęgą Mesjasza. W Nowym Zakonie, ta moc straszliwa,
zdolna wszelkie zapory pokruszyć, daje się istotnie Chrystusowi. Sam to
mówi: «Dana mi jest wszelka moc na niebie i na ziemi» (73).
Ale Chrystus jej używa w sposób, którego ludzie starozakonni nie wyobrażali
sobie. Podbija On istotnie wszystkie narody, ale miłością; kruszy swą łaską
lepiankę ludzkości i przekształca ją w naczynie wybrane. Grozę i straszliwość
swej mocy zachowuje dla tych, którzy stać będą na sądzie po lewicy.
Kiedy więc Chrystus, według Apokalipsy, udziela swym świętym tejże mocy,
tymi samymi słowy, jakimi Mu ją przyznano w psalmie: «Dam (temu, co zwycięży)
zwierzchność nad narodami, i będzie je rządził laską żelazną i jako naczynie
garncarskie będą skruszone» (74)
– to rozumiejmy, że święci, mając udział w panowaniu Chrystusowym, takim
samym jak On sposobem, najsłodszym i najzbawienniejszym, panują nad światem.
* * *
Tak
Chrystus, ze świętymi swymi, «ma królować; aż położy, (wedle słów psalmu)
wszystkie nieprzyjacioły pod
nogi Jego». Tak naucza Apostoł... «A potem koniec – dodaje tenże – gdy
podda królestwo Bogu i Ojcu»: tj., gdy poczet mieszkańców nieba będzie wypełniony,
piekło zawarte, śmierć zatracona – wtedy Pan Jezus stawi przed tronem Ojca
ukończone dzieło i królestwo swoje. Wtedy zaś koniec tego królowania Chrystusa
i świętych na ziemi, o którym nas słowo Boże poucza.
Czy
po tym końcu – pyta niejeden – Bóg nowe światy tworzyć będzie? czy znowu
panowanie nad nimi świętym poruczy? albo, czy już teraz istnieją gdzieś
inne światy, nad którymi może święci królują? O tym żadnych zgoła wskazówek
w objawieniu nie mamy. To jedno pewne, że od takiego jakoby zajęcia szczęście
świętych jest zupełnie niezależne. Są oni, jak nas niniejsze studium przekonało,
doskonale szczęśliwi wiecznym zachwytem w Bogu – i mają naddatek [(nadmiar)]
szczęścia w błogosławionym obcowaniu między sobą.
O. Marian Morawski SI
ŚWIĘTYCH
OBCOWANIE
PRZEZ KS. MARYANA MORAWSKIEGO T. J. (b. Prof. Uniw. Jag.).
CZĘŚĆ PIERWSZA: KOMUNIA MIĘDZY DUSZAMI. KRAKÓW 1903, ss. 234-263.
CZĘŚĆ PIERWSZA: KOMUNIA MIĘDZY DUSZAMI. KRAKÓW 1903, ss. 234-263.
(Pisownię i słownictwo
nieznacznie uwspółcześniono; tekst w nawiasie [...] od red. Ultra
montes.)
Pozwolenie Władzy
Duchownej:
Cum opus, cui titulus est Świętych
Obcowanie, Część pierwsza, a Patre Mariano Morawski Societatis
sacerdote compositum, aliqui eiusdem Societatis revisores, quibus id commissum
fuit, recognoverint et in lucem edi posse probaverint; facultatem concedimus
ut typis mandetur, si ita iis, ad quos pertinet videbitur. In quorum fidem
has litteras manu nostra subscriptas et sigillo Societatis nostrae munitas
dedimus.
Cracoviae, 19 Novembris 1902.
(L. S.) Vl. Ledóchowski S. J.
Nr. 5828.
IMPRIMI PERMITTIMUS.
Ab Ordinariatu Principis Episcopi.
Cracoviae, die 25 Novembris 1902.
(L. S.) X. Gawroński
v. g.
Przypisy:
(1) Czytamy u Daniela
(X, 13), że anioł stróż Persów usiłował zatrzymać dłużej Żydów w kraju
sobie powierzonym, zapewnie, aby tam wiadomość o prawdziwym Bogu dłużej
szerzyli; ale że anioł opiekujący się Izraelem uskutecznić mu tego nie
dał. W Apokalipsie (VI, 9-11) czytamy, że dusze umęczonych wołały spod
ołtarza niebieskiego do Boga, żeby położył już koniec potędze złego
na ziemi; odpowiedziano im zaś, że czekać jeszcze muszą, aż się dopełni
liczba przeznaczonych im współbraci.
(2) Pisarze duchowni
podają i drugie tłumaczenie tego zgadzania się świętych, bez żadnej ujmy
ich szczęścia, na rzeczy, które by ich po ziemsku smucić mogły: to mianowicie,
że wola ich jest doskonale zjednoczona z wolą Bożą i wszelka miłość u nich
z miłości Bożej wypływa; stąd skoro wiedzą, że coś jest woli Bożej przeciwnego,
tego ani pragnąć, ani kochać nie mogą. Coś podobnego widzimy już w duszach
świątobliwych na ziemi; w niebie oczywiście to zjednoczenie jest nieporównanie
doskonalsze.
(3) Patrz w szczególności
dwa pierwsze rozdziały proroctwa Zachariasza, pełne charakterystycznych
o tym szczegółów.
(4) Żyd. XII,
22, 23.
(5) Chryz., Oratio
de S. Philogonio.
(6) Patrz wyżej
działu II, poddział I, str. 105.
(7) Tamże: z napisu
Magusa, str. 122.
(8) De monogamia 10.
(9) De obitu Valentiniani.
(10) August. Sermo 243, n. 6.
(11) C. Haeres. l. II, c. 34, n. I.
(12) Epistolarum III Classis, ep. 75 ad
Theodorum, n. 2.
(13) In Math. homil. 31 (alias 32) n. 4, 5.
(14) Dialog. 1. IV, cc. 33, 34.
(15) De excessu fratris sui.
(16) In cantica, sermo 26.
(17) Położyliśmy
nacisk na udowodnienie tej rzeczy, dlatego że niektórzy nowsi asceci tak
się wyrażają, jakoby w niebie zatopienie w Bogu wykluczało obcowanie świętych
między sobą.
(18) S. Thom. II, II, q. 83, a. 4 ad 2: suppl.
q. 72 a. 1.
(19) De Genesi ad lit. l. IV, c. 22; De
civit. Dei l. XII, c. 7.
(20) S. Th. I, q. 58, a. 6 et a. 7.
(21) I Kor. XIII, 1.
(22) Jużeśmy takie
miejsca przytoczyli, więcej podamy ich niżej.
(23) S. Th. III, q. 10. a. 2 i indziej.
(24) Apok. XXI, 24.
(25) Ten jest też
w gruncie sens doktryny św. Tomasza, wyłożonej II, II, q. 26 a.
13.
(26) De monog. cap. 10.
(27) De mortalitate.
(28) Żywot przez
nią samą napisany, rozdz. 38.
(29) Hieron. Epist. clas. I, ep. 3, n.
6.
(30) Epist.
IX, ad Cornel. na końcu.
(31) Introduction a la vie dévote, III
partie, ch. XIX et XX.
(32) In sua praesertim Polonia.
(33) Zwracamy uwagę
na analogię między tym podstawowym prawem całego świata duchowego:
że się miłują wzajemnie w stosunku do doskonałości każdego oraz w pewnym
stosunku do bliskości – a prawem ciążenia, które jest podstawowym prawem
świata materialnego.
(34) Dialogi, cz. III, rozdz. 2.
(35) Apok. V, 13, 9.
(36) Nie poruszamy tu nawet kwestii o miejscu
nieba; bo, pisząc o czyśćcu (patrz wyżej
działu II, poddział 4, str. 185 i 186, przypisek) jużeśmy wykazali, że
słowa Pisma św., wskazujące niebo w górze, piekło lub czyściec w dole (na
czym opierają się hipotezy o topografii zaświata), nie wyrażają wcale fizycznego
kierunku lub miejsca, lecz tylko wyższość lub niższość duchową różnych
stanów dusz. W rezultacie więc nic zgoła o miejscu nieba nie wiemy. Może
dlatego nam Bóg nic o tym nie objawił, że, przy empirycznych naszych wyobrażeniach
o przestrzeni, nie moglibyśmy tego należycie zrozumieć. Zresztą nie jest
nam to wcale potrzebne.
(37) Sessio 25.
(38) Dan. X, 13.
(39) Exod. XXIII, 21.
«Oto ja poślę anioła mego... Szanuj go i słuchaj głosu jego; ani go lekce
poważaj, boć nie odpuści, kiedy zgrzeszysz; i jest imię moje w nim».
(40) Zachar. I, 12.
«I odpowiedział anioł Pański i rzekł: Panie zastępów, pókiż się Ty nie
zlitujesz nad Jeruzalem i nad miastami judzkimi, na któreś się rozgniewał?
już to siedmdziesiąty rok jest!».
(41) Izaj. XXXIII, 7.
«Aniołowie pokoju gorzko płakać będą».
(42) Tob. XII, 12.
«Kiedyś się modliwał z płaczem, i grzebałeś umarłe, i zostawiałeś obiad
twój, a kryłeś umarłe przez dzień w domu twoim, a w nocyś je pogrzebał:
jam (Gabriel) ofiarował twoją modlitwę Panu».
(43) II Machab. XV.
Oniasz okazuje Judzie Machabejczykowi Jeremiasza modlącego się za lud Boży.
(44) Mt. XVIII, 10.
Z tych słów Chrystusa wynika jasno, że każde nawet dziecko, więc każdy
w ogóle człowiek ma swego anioła stróża; i że ci aniołowie nie są na ułomności
narażeni (jak sobie niektórzy wyobrażali), ale są już u szczytu doskonałości
i widzą Boga twarzą w twarz.
(45) I Kor. XI, 10.
(46) Apok. V, 8.
(47) Poddział 2,
str. 57 i nast.
(48) Eckius, Enchiridion controv. 14.
(49) Poddział 1.
Prośby o modlitwę za zmarłych, zwrócone do żyjących: str. 113-116; zwrócone
do świętych w niebie: str. 110-111.
(50) «Sykstusie!»
– «Święty Sykstusie, pamiętaj w twych modłach o Aureliuszu Repentinusie!»
– «Uproście, dusze święte, żeby Werekundus z rodziną swą szczęśliwie podróż
morską odbył» – «Módlcie się o spokój i dla ojca jego i dla braci».
(51) Euseb., Hist. Eccl. l. VI, c. 2.
(52) Bolland., Acta s. Julii.
(53) Acta Tryph. et Resp. n. 6.
(54) Passio ss. Perpetuae et Felicitatis.
(55) Acta s. Ignatii.
(56) Apok. III, 21.
(57) Apok. II, 26, 27, 28.
(58) Psalm II, 8, 9.
(59) Apok. IV, 4, 10; V, 9, 10.
(60) Millenaryści,
którzy przypuszczali tysiącletnie królowanie Chrystusa na ziemi przed końcem
świata, do tej epoki odnosić to mogli; po potępieniu tej herezji, nic innego
rozumieć tu nie możemy, jak udział świętych w Chrystusowym królowaniu nad
ludzkością, w czasie teraźniejszym.
(61) Nauczają nieraz
pisarze duchowni, że ta godność obiecana Apostołom, rozciąga się na wszystkich,
którzy za ich przykładem porzucają świat. Pewnie im szczególnie ta godność
przypada: mają do tego szczególny tytuł, i mają zresztą szczególną obietnicę
zbawienia («kto by opuścił ojca albo matkę... będzie miał żywot wieczny»).
Ale jak Apostołom, tak i zakonnikom nie przynależy ta godność wyłącznie;
przypada ona, w różnych rozumie się stopniach, wszystkim zbawionym; o czym
niżej podane teksty przekonywają.
(62) Jan III, 18.
(63) Łk. VI, 37.
(64) Jan V, 24.
(65) Jan V, 29.
(66) I Kor. VI, 1-4.
«Śmie który z was, mając sprawę przeciw drugiemu, sądzić się przed niesprawiedliwymi,
a nie przed świętymi? Azaż nie wiecie, iż święci będą ten świat sądzić?
A jeśli od was świat sądzon będzie: nie godniżeście sądzić rzeczy najmniejszych?
Nie wiecie, iż anioły sądzić będziemy? jako daleko więcej rzeczy świeckie?
Jeśli tedy będziecie mieć sądy świeckie, którzy są wzgardzeni w Kościele,
tych wysadźcie na sądzenie».
(67) S. Leonis M. sermo III (al. II), cap. 3.
(68) Mansi, Conciliorum collectio, tom
V, col. 1249.
(69) «Si quis autem hoc attentare praesumpserit,
indignationem omnipotentis Dei ac beatorum Petri et Pauli Apostolorum eius
se noverit incursurum».
(70) «Ut gregem tuum, Pastor aeterne, non deseras,
sed per beatos Apostolos tuos continua protectione
custodias: ut iisdem rectoribus gubernetur, quos operis tui vicarios eidem
contulisti praesse pastores».
(71) Tob. VIII, 3.
(72) Dzieje Apost. V, 5, 10; XIII, 11.
(73) Mt. XXVIII, 18.
(74) Apok. II, 28.
Za: www.ultramontes.pl