Wawrzyniec urodził się w roku 1381 w Wenecji, z
rodziców wysokiego rodu. Starannie wychowany przez
matkę, od pierwszych lat okazywał niezwykłą
dojrzałość umysłu i wielkie umiłowanie pobożności.
Matka, widząc w jego postępowaniu ukrytą dumę i
ambicję, zachęcała go do pokory. Wawrzyniec (żył około roku Pańskiego 1455) pocieszał
ją, mówiąc: "Nie lękaj się, kochana mamo, ja
jedną tylko mam ambicję, tj. pragnę zostać sługą
Bożym". Wkrótce nadeszły dni próby i pokusy: miał
iść w świat i poznać szkołę życia. Nęcił go
blask wielkiego świata, dostojność rodziny, z której
pochodził, bogactwa i dostatki, sława przodków, powaby
ziemskich rozrywek, uwielbienie ludu, ale w jego sercu
odzywał się głos: "Unikaj świata! Świat kłamie, a
jego obietnice to marność".
Tę walkę duszy tak sam opisuje: "Idąc za
przykładem innych paniczów, szukałem uspokojenia w
rozrywkach światowych i nie znalazłem go. Wtem
ukazała mi się Dziewica jaśniejsza nad słońce,
której nie znałem, a która odezwała się do mnie:
"Po cóż się trudzisz i szukasz spokoju w tym
świecie i w jego rozkoszach? Znajdziesz go tylko u
Mnie". Gdy ją zapytałem o nazwisko i stan,
odpowiedziała: "Jestem Mądrością Bożą i stałam
się człowiekiem dla zbawienia ludzkiego". "Gdy się
zgodziłem na to, co chciała, złożyła pocałunek na
mym czole i znikła".
Zdziwiony tym widzeniem Wawrzyniec zasięgnął rady
swego wuja Maryna, pobożnego kapłana ze zgromadzenia
kanoników regularnych i wyjawił mu życzenie
wstąpienia do tego zakonu. Mąż ten, uwzględniając
jego lata i krewkość młodzieńczą, radził mu, aby na
razie podjął próbę i nie zmieniając w niczym ani
odzieży, ani sposobu życia, zaczął się ćwiczyć w
cnocie umartwienia. Wawrzyniec posłuchał tej rady i
zaczął sypiać na gołych deskach lub na podłodze,
pościć i modlić się. Dowiedziawszy się o tym matka,
radziła mu pojąć żonę. Święty tak opisuje walkę,
która się wówczas rozegrała w jego duszy: "Z jednej
strony czekały mnie zaszczyty, dostatki, życie w
świetnym towarzystwie, rozkosze życia rodzinnego, z
drugiej stanęła mi przed oczyma samotność, posty,
ubóstwo. Zapytałem samego siebie: "Co poczniesz,
Wawrzyńcze? Czy odważysz się to uczynić, a tamtym
wzgardzić?". Strach ogarnął duszę moją, ukląkłem
przed krucyfiksem i westchnąłem: "O Boże, Tyś
nadzieją moją, a krzyż Twój jedyną mą ucieczką".
Postanowiłem opuścić matkę, rodzeństwo, świat i
jego rozkosze i wstąpić do stanu duchownego". Za
zgodą wuja przywdział suknię kanoników regularnych.
Mimo młodości i delikatnego zdrowia zachowywał jak
najściślej wszystkie przepisy reguły zakonnej:
pościł, biczował się, czuwał i milczał tak surowo,
że przełożeni musieli mu nakazać umiarkowanie. Murów
klasztornych nie opuszczał nigdy, chyba za jałmużną.
Szlachcic i wielki pan dawniej, teraz obchodził
najludniejsze ulice z worem na plecach, prosząc o chleb,
wystawiając się na szyderstwo, urągowisko i pogardę
motłochu. Przybywszy do domu ojca, prosił o jałmużnę
tak, jak gdzie indziej, ale nigdy nie wchodził do domu,
lecz stawał w bramie, jak człowiek nieznany. Raz tylko
wszedł do domu rodziców, gdy matka śmiertelnie
zachorowała, aby pocieszyć umierającą. Wyświęcony
na kapłana, co dzień odprawiał Mszę św. z jak
największym namaszczeniem, rzadko bez łez w oczach,
najczęściej w zachwyceniu. Gdy go zmuszono do
przyjęcia urzędu przeora, pełnił te obowiązki z
sumiennością troskliwej matki. Pewnego razu zdarzyło
się, że jeden z braci zakonnych publicznie na kapitule
zarzucił mu przestąpienie którejś z reguł zakonnych.
Wawrzyniec mógł się był łatwo uniewinnić, ale po
krótkim namyśle wystąpił na środek sali, ukląkł i
ze złożonymi rękoma prosił o przebaczenie. Ta pokora
tak mocno wzruszyła oskarżyciela, że ukląkłszy przed
Świętym, poświadczył jego niewinność i przyznał
się do kłamstwa.
Mądrość i cnoty jego cenił zakon tak wysoko, że
go wybrał na generała. Obowiązki pełnił sumiennie i
ściśle, a przy tym zaprowadził tak znaczne ulepszenia,
że po klasztorach zakwitło nowe życie, a jego uważano
za drugiego założyciela zakonu. Im troskliwiej unikał
zaszczytów kościelnych, tym więcej jaśniały jego
wysokie zdolności i zalety, a sława ich rozeszła się
tak szeroko, że papież Eugeniusz IV mianował go w roku
1433 biskupem weneckim, mimo że Wawrzyniec i bracia
zakonni pokornie prosili, aby go zostawiono w klasztorze.
Wawrzyniec tajemnie udał się do Wenecji, aby
uniknąć uroczystego przyjęcia i całą noc prosił
Boga w kościele o błogosławieństwo dla siebie i
swojej trzody. W pałacu biskupim zachował ubóstwo
klasztorne. Gdy mu wspomniano, że przecież winien pewne
względy swemu wysokiemu pochodzeniu i godności, a
wreszcie rzeczypospolitej weneckiej, odpowiedział:
"Ozdobą biskupa jest ubóstwo. Rodzina moja, tj.
ubodzy, których winienem żywić, jest tak liczna, że
nie pozostaje mi nic na wspaniałe występy".
Dobroczynność jego była niezmierna, a bardzo mądra:
Nie lubił dawać pieniędzy, chętnie natomiast
udzielał biednym żywności, którą z wielką
delikatnością rozsyłał przez pobożne panie.
Jeden z jego krewnych, człowiek zamożny, prosił
go, aby się przyczynił do wyposażenia i jego córki,
idącej za mąż. "Mój kochany - odrzekł
Wawrzyniec - jeśli ci dam mało, niewiele ci pomogę.
Jeśli wiele, okradnę ubogich, albowiem dochody
Kościoła są dla ubogich, nie na wyprawę
narzeczonej".
Z wielką ofiarnością i roztropnością starał się
również Wawrzyniec o chwałę Bożą i zbawienie
wiernych. Tępił nadużycia, ulepszył porządek i
okazałość nabożeństwa, pobudował wiele nowych
kościołów, założył piętnaście klasztorów i kilka
zakładów dla osób podupadłych moralnie. Śmiało i
ostro zganił też w liście pasterskim niezmierny zbytek
w ubiorach niewieścich. Wszczęło się z tego wielkie
zamieszanie między paniami, a kilku senatorów nie
wahało się żalić przed dożą, że księża
wtrącają się do spraw, które ich nie dotyczą. Doża,
człowiek zapalczywy, wezwał Wawrzyńca do siebie i
zgromił go gwałtownymi słowami. Wawrzyniec, zamiast
się oburzyć, zaczął się tłumaczyć tak łagodnie i
przekonywująco, że doża zawołał ze łzami w oczach:
"Czcigodny biskupie, pełnij obowiązki twego
urzędu!".
Świadectwem głębokiego wykształcenia Wawrzyńca
są jego pisma. Wysokie wykształcenie połączone z
pokorą pozwalało mu oddawać znakomite przysługi nie
tylko ludowi i znamienitym rodzinom, ale także
rzeczypospolitej weneckiej. Namiestnicy Chrystusa w
Rzymie uznawali jego zasługi. Eugeniusz IV nazwał go
ozdobą biskupów, a Mikołaj V wyniósł go na godność
patriarchy.
Wyczerpały się wreszcie siły świętego pasterza,
on jednak w niczym nie zmienił surowości postu i
umartwień ciała. Gdy go zaczęła trapić gorączka,
chciano go przenieść na łoże, ale oparł się temu,
mówiąc: "Cóż to, na puchu mam leżeć? To dla
książąt, nie dla mnie. Zbawiciel nasz umarł na
krzyżu drewnianym". Gdy mu krewni w chorobie
przynosili różne przysmaki, wzdychał na ten zbytek.
"Wszystko to dla mnie! - wołał. - Czymże ja
jestem? Schowajcie to raczej dla biednych i chorych!".
Nadeszła nareszcie ostatnia godzina. Pokrzepiony chlebem
żywota, czule pożegnał się z otoczeniem,
pobłogosławił diecezjan i oddał Bogu ducha dnia 8
stycznia 1455 r. Ciało jego wcale się nie psuło,
członki były giętkie, rumieniec krasił lica i usta, i
woń miła rozchodziła się po komnacie, a niezliczone
tłumy ludu schodziły się do pałacu, przysłuchując
się śpiewom duchów niewidzialnych. Papież Klemens VII
zaliczył go do Błogosławionych w roku 1524, a
Aleksander III w roku 1690 do Świętych.
Nauka moralna
Podajemy tutaj złote myśli świętego Wawrzyńca o
pokorze: "Modlitwa zmienia człowieka. Czyny człowieka
mówią w ostatniej chwili do umierającego: Jesteśmy
dziećmi twymi, pozostaniemy przy tobie i pójdziemy z
tobą przed sąd. Najniebezpieczniejszą z pokus jest
nieświadomość, że jesteśmy wystawieni na pokusę. I
najlepsze mięso gnije, jeśli nie jest nasolone. Bez
soli pokuszenia i najpiękniejsza dusza wystawiona jest
na zgubę. Skutek cierpliwości jest ten, że
nieprzyjaciel za nią koszta ponosi. Jeśli szatan cię
nagabywa, jeśli wszyscy ludzie ci dokuczają, jeśli
smutek cię trapi, jeśli utrapienia cię dręczą, a
rozpacz nie daje spokoju, wymów najsłodsze imię Jezus.
Wonności wtedy dopiero wydają zapach, gdy się żarzą,
tak też i cała wartość cnót naszych okazuje się
dopiero w probierczym ogniu utrapień i smutków. Wielu
prostodusznych i pokornych wchodzi do Królestwa
niebieskiego, ale dumni mędrkowie, choćby posiedli
wszystkie wiadomości, nie wezmą udziału w biesiadzie
niebieskiej. Ich cierpienia będą tym dotkliwsze, im
gorzej korzystali z darów Boskich. Ile występków
ciąży na duszy, tyle też wyciśnionych na niej oznak
hańby. Jeśli śmierci ciała tak starannie unikamy, tak
że każdy się jej strzeże, o ileż bardziej
powinniśmy się obawiać śmierci wiekuistej! Jeśli
rozum nakazuje unikać przemijających bólów, jak
starannie powinniśmy strzec się udręczeń, które nie
mają końca".
Modlitwa
Spraw łaskawie, prosimy, Wszechmogący Boże, abyśmy
obchodząc uroczystą pamiątkę świętego Wawrzyńca,
Wyznawcy Twojego i biskupa, w pobożności postęp
uczynili i zbawienia dostąpili. Przez Pana naszego
Jezusa Chrystusa. Amen.
Żywoty Świętych Pańskich
na wszystkie dni roku - Katowice/Mikołów 1937 r.